Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1189
W 70. rocznicę otwarcia Muzeum Narodowego we Wrocławiu otwarto nową wystawę stałą poświęconą rzemiosłu artystycznemu, sztuce Bliskiego i Dalekiego Wschodu oraz współczesnej ceramice i szkłu zatytułowaną Cudo-Twórcy.
„Cudo-Twórcy” to wystawa, która opowiada i prezentuje świat stworzony rękoma człowieka, powstały w jego umyśle i wyobraźni, a następnie w mistrzowski sposób zmaterializowany w przedmiocie użytkowym. Pierwsza część wystawy, poświęcona sztuce odległych azjatyckich kultur, wskazuje na europejską fascynację tymi obszarami, ich odkrywaniem i poznawaniem. Niegdyś służyły temu celowi kolekcje gromadzone przez podróżników czy też miłośników sztuki.
Prezentowane na wystawie precjoza pochodzą m.in. z takich właśnie zasobów, w tym z przedwojennej kolekcji wrocławskiego Śląskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności.
Oryginalne, misternie wykonane przedmioty kultu, jak na przykład rzeźbione wizerunki bóstw i opiekuńczych demonów, niezwykłej urody przedmioty codziennego użytku: inkrustowane przyborniki do kaligrafii, urzekające dekoracjami pojemniki z laki, barwne naczynia porcelanowe i wiele innych przedmiotów wprowadzają widzów w magiczny świat Orientu.
Najcenniejszym zabytkiem tej części wystawy jest szkatułka na przybory do kaligrafii suzuribako. Jej twórca to najwybitniejszy reprezentant czołowej japońskiej szkoły mistrzów laki – Igarashi Doho I.
Druga część ekspozycji przenosi widza do Europy, będąc opowieścią o tym, jak człowiek zmieniał, udoskonalał i upiększał świat, w którym przyszło mu funkcjonować. Od pierwotnej potrzeby zaspakajania głodu, komunikowania się, poprzez strój, kształtowanie domowych wnętrz, po aktywności związane z pracą, ale i także z rozrywką.
Wśród wystawionych zabytków znajdą się m.in.: meble, naczynia, stroje, zegary, witraże, przybory toaletowe, narzędzia używane w pracy, a także broń. Ukoronowaniem tej części wystawy jest niezwykła tkanina z „Historią Zbawienia” , wykonana w XVIII w. przez anonimowego mistrza krawieckiego ze Zgorzelca, będąca zabytkiem światowej klasy i arcydziełem techniki intarsji (ang. patchwork).
Ostatni fragment „Cudo-Twórców” to prezentacja wybranych obiektów współczesnego szkła i ceramiki ze zbiorów Muzeum Narodowego we Wrocławiu, które posiada jedną z największych specjalistycznych kolekcji tego typu w Polsce. Pokazane tu są prace wybitnych polskich ceramików: powojennych prekursorów (Julia Kotarbińska i Rufin Kominek), wrocławskich mistrzyń dyscypliny (Krystyna Cybińska, Irena Lipska-Zworska, Anna Malicka-Zamorska, Bożena Sacharczuk), artystów z innych środowisk m.in. związanych z Gdańskiem i Warszawą. Spośród twórców szkła artystycznego można również podziwiać prace niezwykłego eksperymentatora i wizjonera szkła Henryka Albina Tomaszewskiego, a także takich twórców jak Ludwik Kiczura, Henryk Wilkowski, Małgorzata Dajewska, Kazimierz Pawlak, Beata Stankiewicz-Szczerbik oraz wybitnych artystów światowego szkła: Czesława Zubera, Marvina Lipofsky’ego, Pavla Hlavy i René Roubička.
W części poświęconej powojennemu wzornictwu przemysłowemu obejrzeć można naczynia dekoracyjne i użytkowe – znalazły się tu m.in. kolorowe szkła projektowane przez Zbigniewa Horbowego, Stefana Sadowskiego, Józefa Podlaska, szkła prasowane Eryki i Jana Drostów, szkła kryształowe Aleksandra i Reginy Puchałów, a także fajanse z Włocławka, porcelana doby polskiego „new look” lat 60. XX w. i bolesławiecka kamionka.
W ramach ekspozycji prezentowany jest również nagradzany na całym świecie instrument muzyczny Musicon, zaprojektowany przez absolwenta wrocławskiej ASP Kamila Laszuka, umożliwiający jednoczesne komponowanie i odgrywanie utworów. Mechanizm bazuje na rozwiązaniu znanym z pozytywki – wystające przyciski poruszają instrumenty, wytwarzając dźwięki. Instrument jest niezwykle korzystny dla wszechstronnego rozwoju dzieci, zarówno psychicznego, jak i fizycznego.
Kuratorki wystawy: Barbara Banaś, Małgorzata Korżel-Kraśna, Dorota Róż-Mielecka
Więcej - https://mnwr.pl/cudo-tworcy_wystawa_stala/
- Autor: Joanna Sokołowska
- Odsłon: 1780
Do 25.09.16 w łódzkim Muzeum Sztuki MS1 można oglądać wystawę pn. Ćwiczenia w autonomii.
„Ćwiczenia w autonomii” to próba wyobrażenia sobie przyszłych form wspólnotowego życia na Ziemi po spowodowanej katastrofą ekonomiczną i ekologiczną zagładzie obecnej cywilizacji.
Zaprojektowana przez Tamása Kaszása wystawa ma charakter zbliżony do prezentacji muzeów etnograficznych. Obejmuje prace Kaszása realizowane indywidualnie i we współpracy z Anikó Loránt (ex-artists' collective) od początku XXI wieku oraz nowe produkcje artystyczne stworzone specjalnie dla przestrzeni Muzeum Sztuki.
Wystawa podzielona jest na dwie części: „Archeologia przyszłości” i „Auto-antropologia”.
W pierwszej dzieła sztuki prezentowane są jako znaleziska archeologiczne, spekulatywne ślady (przyszłej) społeczności, która przetrwała zagładę nowoczesnej cywilizacji. Jej zrecyklingowane resztki funkcjonują wśród obiektów związanych z nowym budownictwem, rolnictwem, technologiami i kulturą, powstałych już w warunkach zaniku masowej przemysłowej produkcji, konsumpcji i nowoczesnej infrastruktury publicznej.
W ramach „Auto-antropologii” koncepcja ta ujęta jest w mniejszej społecznej skali – ćwiczeń w autonomii życia i ekologii sztuki na przykładzie wspólnoty rodzinno-przyjacielsko-artystycznej (ex-artists' collective). Warsztat pracy kolektywu zakłada użycie łatwo dostępnych materiałów i technologii oraz przewiduje naukę samowystarczalności, co w rezultacie ma prowadzić do integracji rozwiązań formalnych, produkcyjnych i ideowych.
Sztuka jest dla Tamása Kaszása i ex-artists' collective laboratorium projektowania praktyk, wiedzy i estetyki, które mogłyby stać się pomocne w myśleniu o przyszłości. Propozycja artystów to próba wyobrażenia sobie tego, co nieznane, w oparciu o alternatywy istniejące, ale peryferyjne i marginalizowane w dominującym globalnie modelu gospodarki kapitalistycznej.
Punktem odniesienia dla ich twórczości jest kolektywna wiedza ludowa, permakultura, oddolne ruchy społeczne i postępowe elementy modernistycznych utopii. Badają praktyki potencjalnie użyteczne w uzyskaniu autonomii od ekonomii opartej na nierównej akumulacji kapitału i rabunkowej eksploatacji zasobów oraz od technokratycznych organizacji państwowych. Łącząc różne rejestry wiedzy, pracują nad wyobraźnią ekologiczną przyszłych mieszkanek i mieszkańców Ziemi.
Joanna Sokołowska
kuratorka
Tamás Kaszás, ur. w 1976 w Dunaújváros, Anikó Loránt ur. w 1977 w Székesfehérvár, studiowali na Wydziale Intermediów Węgierskiej Akademii Sztuk Pięknych w Budapeszcie. Od 2002 współtworzą ex-artists' collective, mieszkają i pracują w Horány na wyspie Szentendrei.
- Autor: red.
- Odsłon: 4084
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2437
Z Ewą i Stanisławem Zalewskimi – Właścicielami Cyrku Zalewski rozmawia Anna Leszkowska
Jest taka anegdota: w Kampinosie jechał człowiek na rowerze, zobaczył niedźwiedzia, przestraszył się, rzucił rower i uciekł. Tymczasem niedźwiedź rower podniósł, wsiadł na niego i odjechał. Bo był to niedźwiedź cyrkowy, z Julinka. Taka historia może być prawdziwa?
Mieliśmy podobną, choć bez leśniczego i w cyrku. Niedźwiedź podchodzi do roweru leżącego na arenie, wsiada na niego i jedzie dotąd, dopóki nie dostanie łakoci. Coś podobnego zdarzyło nam się także w lesie, w Otwocku, gdzie pasły się nasze wielbłądy. Stajenni nie zauważyli, ze zwierzęta oddaliły się w las. Kiedy zobaczyli je dwaj leśniczy, przyrzekli sobie, że więcej pić nie będą. Na szczęście, opowiedzieli o swoich przeżyciach znajomym i dzięki temu stajenni szybko wielbłądy znaleźli.
Jak wyglądają święta w cyrku?
W okresie zimowym cyrk w Polsce nie gra – nie ma takiej tradycji. Natomiast na Zachodzie gra się świąteczne przedstawienia – bardzo wystawne, z Mikołajem. W grudniu i styczniu odbywają się także wszystkie światowe festiwale sztuki cyrkowej. Nam udało się dotychczas zrobić jedno przedstawienie w okresie świątecznym, na zamówienie francuskiej firmy Auchan, bo Francuzi są przyzwyczajeni spędzać Boże Narodzenie w cyrku. Było to bardzo piękne przedstawienie: parada z szopką z prawdziwymi wielbłądami, osiołkiem, kozami, aniołem na trapezie, trzema królami, pasterzami. Nasze polskie tradycje, niestety, nie sprzyjają wychodzeniu w święta z domu, a zupełnie nie jesteśmy przyzwyczajeni, aby ten czas spędzać w cyrku. Mimo to, mamy nadzieję, że uda nam się kiedyś zagrać zimowe spektakle, bo umożliwia już to doskonała technika ogrzewania namiotów.
Ale dzięki temu mają państwo czas, aby nacieszyć się domem i rodziną...
Choć rzeczywiście najbardziej lubimy spędzać wigilie w domu, przy największej, jaka się mieści, choince, to zdarza się to nieczęsto. Zwykle bowiem w okresie świąt jesteśmy w świecie i oglądamy różne przedstawienia z myślą o nadchodzącym sezonie. Jest to jedyny możliwy termin angażowania artystów na do nowych przedstawień. Sezon bowiem rozpoczynamy w lutym, a kończymy w listopadzie. Na przygotowanie nowego przedstawienia zostają nam zaledwie dwa miesiące.
Dawniejszy cyrk to namiot, zwierzęta, szczególne rekwizyty. Czy to się zmieniło?
Cyrk – najstarsza ze sztuk – korzysta bardzo chętnie ze współczesnej techniki i to zarówno jeśli chodzi o rekwizyty, jak i większe urządzenia cyrkowe, np. automat do podnoszenia i opuszczania trapezu. W tej chwili cyrk to kosztowne przedsięwzięcie techniczne. Najdroższe są światła, nagłośnienie, i niezbędna już elektronika. Dziś nie wystarczają już tradycyjne reflektory – współczesna jedna lampa kosztuje tyle, co dobry samochód, a takich lamp do oświetlenia areny musi być wiele. Kosztowny jest także transport. Cyrk jedzie prawie codziennie, stąd niezbędne są bardzo drogie ciągniki siodłowe, także naczepy. Do lamusa odeszły słonie stawiające maszty namiotów – dziś robią to maszyny. Namiot można podnieść w górę jednym przyciskiem. Najcenniejszym jednak nabytkiem współczesnego cyrku – i też nie najtańszym – jest jednak telefon komórkowy i Internet.
W jakim kierunku podąża cyrk?
Cyrk poszedł w kilku kierunkach. Jest cyrk supernowoczesny, przepiękny, raczej teatr cyrkowy. Takim jest kanadyjski „Du Soleil”, który zrobił ogromną karierę w świecie. W tym cyrku nie ma zwierząt, natomiast są w nim tylko umiejętności człowieka. Również w chińskim, w którym dopiero gdzieś od dwóch lat usiłuje się wprowadzić zwierzęta do programów. Chiny są zresztą przyszłością cyrku, gdyż Chińczycy mają predyspozycje akrobatyczne takie, jakich żadna nacja nie ma.
Wspaniały jest też cyrk rosyjski, gdyż Rosjanie – poza wyczynem – poszli w kierunku artystycznym. Mają znakomite pomysły, choreografie. Rosjanie zawojowali w tej chwili świat –a jeśli chodzi o festiwale cyrkowe – mogą na nich przegrywać jedynie z Chińczykami.
Istnieją cyrki, gdzie są wyłącznie zwierzęta, i tradycyjne, gdzie zwierząt jest dużo. To dotyczy cyrków francuskich i niemieckich, w których często występują zwierzęta egzotyczne: słonie, żyrafy, lwy, ale i dużo – np. 100 - koni. W tym roku cyrk tradycyjny odnosi bardzo duże sukcesy. Ale jest też cyrk nowoczesny, w którym artyści np. jeżdżą na motorach, wykonuje się muzykę rapową. Taki cyrk cieszy się wielkim powodzeniem u młodzieży. My także w tym roku wprowadziliśmy hondy w jednym z numerów.
I jest jeszcze cyrk „Roncalli” – nowoczesny, ale w starym stylu: aktorzy w liberiach, muzyka z XIX wieku, wystrój bombonierki, ale i cyrk z rewią końską: same konie na arenie jak ujeżdżalnia, ze śpiewającymi aktorami, musical. Każdy z tych cyrków ma inną publiczność.
W Polsce panuje przekonanie, ze cyrk daje przedstawienia dla dzieci – co nie jest prawdą. My robimy specjalnie dla dzieci klownadę, pokazujemy zwierzęta, bo one to lubią, ale poważne widowiska z wyczynem sportowym, ponadtrzygodzinne, to typowe spektakle dla dorosłych. Cyrk „Roncalli” gra np. o godzinie 20 i tam nie ma ani jednego dziecka na widowni, a widownia jest w smokingach. Podobnie cyrk Du Soleil, który gra nie dla dzieci.
A w jakim kierunku chciałby iść Cyrk Zalewski?
Jesteśmy cyrkiem jak najbardziej tradycyjnym, jednak powoli idziemy w kierunku spektaklu teatralnego, gdyż uważamy że jest to sztuka bardziej ambitna, trudniejsza i pociągająca. Staramy się więc robić spektakle, ale zawsze z udziałem zwierząt, których mamy niemało: 7 tygrysów, 8 wielbłądów, 10 koni i 4 strusie. W tym roku stworzyliśmy taki spektakl dzięki naszemu synowi, Kamilowi. Było to bardzo trudne przedsięwzięcie, bo nikt nam w Polsce nie umiał w tym pomóc, nawet kompozytorzy. Nie ma reżyserów takich widowisk, kompozytorów muzyki, scenografów – stąd wszystko musimy robić sami. Próbujemy zainteresować tą sztuką artystów tworzących dla teatru i filmu, ale na efekty tych prób trzeba poczekać. Najpierw jednak należałoby pokazać Polakom porządny cyrk – bo takiego od kilkudziesięciu lat w kraju nie było.
A które z numerów w państwa programach podobały się najbardziej?
Dotychczas wspominamy wielką sensację, jaką wywołał występ artysty z Niemiec, Karah Khawaka, z 10 krokodylami. Treser usypiał je, a następnie kładł na głowach widzów. Tajemnica tej sztuki przekazywana jest w jego rodzinie już od 50 lat i nie ma na świecie artystów dorównujących mu w tym. Niezmiennym powodzeniem cieszy się klown, który jest podstawą każdego spektaklu, spina go dramaturgicznie. Dla nas, akrobatów, zadziwiające jest, że widzowie mniej domagają się występów akrobatycznych, bardzo wartościowych, natomiast w przedstawieniu nie może zabraknąć zwierząt. Kiedy zdarzyło się, że zachorował treser pudli jeżdżących na deskorolkach – cały wieczór przychodziły do nas dzieci i dorośli z interwencjami w tej sprawie, choć nie wiadomo, skąd wiedzieli o takim występie. Natomiast kiedy wypadł z programu numer z akrobatami – nikt o to nie spytał.
Czy cyrk jest przedsięwzięciem dochodowym?
Słabo, bo nie mamy sponsorów i utrzymujemy się z wpływów z biletów, a z roku na rok jest coraz trudniej. W Warszawie nie odczuwa się jeszcze biedy, my widzimy ją coraz częściej poza stolicą. Po prostu na nasze spektakle nie przychodzą już całe rodziny, bo ich na to nie stać. Wiele złego robi tu także nieuczciwa konkurencja, brak koordynacji tras wszystkich cyrków w Polsce. Bywa, że do jednego miasta jednocześnie przyjeżdżają trzy cyrki! Utrzymywanie się w tych warunkach okupujemy ciężką pracą. Codziennie zmieniamy miasto, codziennie wstajemy o 4 rano, a o 5.30 wszyscy są już w drodze. Do 12 rozbijamy namioty w nowym miejscu i rozbudowujemy tabor, potem o 13 – próba, o 17 lub 18 spektakl, a do godziny 23 zwijamy obóz. A następnego dnia – to samo. I tak przez 10 miesięcy. Trzeba bardzo kochać cyrk, aby wytrzymać takie tempo i tak ciężką pracę. My kochamy – mamy to chyba w genach od sześciu pokoleń.
Życzę więc spełnienia marzeń: chociaż raz spędzenia świąt Bożego Narodzenia w domu, przed telewizorem. Dziękuję za rozmowę.
20.11.2001