Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1296
Co lepsze, już było
Optymistycznemu życzeniu noworocznemu: „Oby przyszły rok był lepszy od minionego” najczęściej towarzyszyła pesymistyczna riposta: „Co lepsze, to już za nami”.
Zapewne na podstawie doświadczenia życiowego i historycznego (jednostek i zbiorowości) ludzie mają prawo powątpiewać w powodzenie zapowiedzi dobrych i coraz lepszych zmian, jakie obiecują politycy różnych opcji w czasach kampanii wyborczych i inni decydenci przy różnych okazjach. Pewnie kierują się starą maksymą: „Obiecanki cacanki, a głupiemu radość”, by ludzie uwierzyli w lepsze jutro i wiedzieni tą złudną nadzieją poparli ich poczynania, przeważnie sprzeczne z interesami ogółu.
Przekonanie o lepszym jutrze zawiera się w każdej ideologii - tak politycznej, jak religijnej. Ileż razy w czasach budowy socjalizmu powtarzano do znudzenia: „Teraz cierpimy na niedostatki po to, by naszym dzieciom i wnukom żyło się lepiej”. Jednak konkretnie nie mówiono, kiedy tak będzie, tylko w bliżej nieokreślonym czasie - „Jak zbudujemy socjalizm”. Ot, „Czekaj tatka latka”! Tak samo było po transformacji ustrojowej - „Jak przywrócimy w pełni kapitalizm”.
A masy wierzyły i czekały na te mgliste terminy; coraz bardziej rozczarowywały się i zniechęcały do budowy socjalizmu i wiary w dobrodziejstwa kapitalizmu. W przeciwieństwie do nich, władcy nie czekali na lepsze jutro, lecz zapewniali sobie lepsze dziś.
Wszystkie religie łudzą wiernych o wspaniałym życiu pozagrobowym, w tzw. niebie, na które trzeba sobie zasłużyć ascezą (wyrzeczeniami i cierpieniami) w codziennym życiu ziemskim, chociaż kapłani (głównie katoliccy) bardziej troszczą się o swoje życie doczesne. Chwalą wodę, a piją wino - i to nie byle jakie - i ignorują apele papieża Franciszka o to, by żyli w ubóstwie.
Tradycja kontra postęp
Z przekonania o tym, że lepsze było już wczoraj, rodzi się u poszczególnych osób, społeczeństw oraz narodów chęć powrotu do przeszłości, tęsknota i żal za dawnymi „lepszymi” czasami. Zwłaszcza, gdy celowo tę przeszłość przesadnie gloryfikuje się i ukazuje w krzywym zwierciadle historii w zdeformowanej postaci - jako świetlaną i w różowych barwach.
Przyczynia się do tego również czynnik psychobiologiczny. Nawet najgorszy okres młodości ocenia się lepiej od czasu najlepszej starości. Z tego względu ludzie starają się zachowywać tradycje i wracać do przeszłości mimo ogromnej presji na postępowość. Może to dobrze, bo dzięki tym dwóm przeciwstawnym siłom - zachowawczym i postępowym - cywilizacja może rozwijać się w sposób zrównoważony, jakkolwiek tendencje awangardowe zwykle dominują nad konserwatywnymi.
Postęp jest zawsze ryzykowny, ponieważ tak naprawdę nie wiadomo, do czego może doprowadzić. Alternatywnych prognoz odnoszących się do potencjalnych konsekwencji postępu (dobrych i złych) jest wiele - tym więcej im wyższy stopień rozwoju cywilizacyjnego - ale tylko jedna z nich może spełniać się. Trudno przewidzieć, która.
To ryzyko implikuje obawę przed dalszym postępem - im większe ryzyko, tym większa obawa - i w konsekwencji działania mające na celu zahamowanie lub powstrzymanie go, a nawet powrót do tego, co było. W sytuacjach, które były, wiadomo jak się zachować i jak bronić się przed zagrożeniami, jakie im towarzyszyły. Natomiast jest się bezradnym wobec sytuacji, które postęp przyniesie.
Myślenie per analogiam może z dużym stopniem prawdopodobieństwa okazać się zawodne, gdyż w ewolucji świata sensorycznego nie ma dwóch jednakowych sytuacji dziejowych. Np. scenariusz trzeciej wojny światowej będzie z pewnością całkiem odmienny od scenariusza drugiej wojny, a tym bardziej od pierwszej. Tak samo scenariusz rewolucji światowej, niewykluczonej w przyszłości, będzie różnić się od scenariuszy rewolucji francuskiej i socjalistycznej.
Proporcjonalnie do narastających i nie do końca przewidywalnych zagrożeń, jakie niesie postęp wiedzy i techniki dla środowiska przyrodniczego (różnego rodzaju broń masowej zagłady, sztuczna inteligencja, globalna toksyzacja atmosfery ziemskiej, niekorzystne zmiany klimatu, niedobór wody pitnej itp.) oraz społecznego (choroby cywilizacyjne, uprzedmiotowienie ludzi, dziczenie obyczajów i zachowań, manipulacja genami, pandemia głupoty i lenistwa itd.), narasta nostalgia za tym, co było i tendencja do regresu. Jej urzeczywistnieniu sprzyja przede wszystkim odwoływanie się do tradycji, by zahamować postęp i doprowadzić do renesansu dawnych postaw, zachowań oraz sposobów myślenia, bycia i postępowania.
Dobre i złe tradycje
Ludzie są różni i dlatego nie wszyscy chcą powrotu do tego samego. Jedni - do tradycji narodowych, drudzy - do religijnych, kolejni - do jeszcze innych. Łączy ich dążenie do tych tradycji, które w ich przekonaniu byłyby dobre dla wszystkich. Jednak takich nie ma. Każda tradycja ma dobre i złe strony. Jedne są godne utrwalenia, a o innych lepiej zapomnieć. Na przykład o tradycji katolickiej, fundamentalistyczno-islamskiej, ortodoksyjno-judaistycznej, faszystowskiej, antysemickiej, bolszewickiej i podobnych związanych z ludobójstwem, znanych z historii.
Niestety, za odradzaniem złych tradycji opowiada się coraz więcej ludzi w różnych krajach, głównie radykałów. Może dlatego, że zbudowane na nich ustroje społeczne (autorytarne, dyktatorskie lub totalitarne) zapewniały większy ład i bezpieczeństwo aniżeli współczesne ustroje budowane na gruncie liberalizmu i permisywizmu.
Od pewnego czasu, również w naszym kraju, rośnie liczba organizacji i zwolenników złych tradycji. I to tym bardziej, im bardziej wspiera je państwo i elity rządzące, które w ustroju (jeszcze) demokratycznym pozwalają im na szerzenie odpowiednich ideologii i zapewniają bezkarną działalność. Coraz bardziej aktywizują się ruchy neofaszystowskie, nacjonalistyczne i ortodoksyjne katolickie oraz islamskie. Coraz bardziej szerzy się propaganda związana z nimi oraz konkretne działania w różnych sferach życia społecznego. U nas najsilniej, i nie licząc się z prawem, ingeruje w życie ludzi kościół katolicki, który ma najwięcej wyznawców oraz najbardziej rozbudowaną sieć instytucji i organizacji infiltrujących wszystkie środowiska.
Lansuje się coraz bardziej natarczywie tradycyjne (ortodoksyjne) wzorce katolickie odnoszące się do postaw, zachowań, sposobu życia i myślenia. Służą temu liczne manifestacje w miejscach publicznych z udziałem najwyższych władz państwowych - procesje, masowe modlitwy, łańcuchy różańcowe opasujące kraj, pokazy samobiczowania, drogi krzyżowe, orszaki trzech króli i inne kiczowate imprezy dla mas, przesiąknięte stęchlizną Średniowiecza.
Te wzorce narzuca się za pomocą aktów prawnych i różnego rodzaju presji (w dużym stopniu przez granie na uczuciach) wszystkim obywatelom, nie licząc się z prawami mniejszości, z wolną wolą jednostek, z wolnością wyznania, obejmującą także wolność do bycia areligijnym, ani z zaleceniami papieża Franciszka, który dąży do wdrażania reform ukierunkowanych na dostosowanie kościoła do nowych czasów i warunków życia.
W nawiązaniu do dawnej tradycji staropolskiej zaczęto upowszechniać wzorzec Polaka-katolika i Polaka-sarmaty. Ideał dawnego Polaka-katolika przeżył się w wyniku postępującego - wraz z szerzeniem się cywilizacji zachodniej - nieposzanowania przez Polaków przykazań bożych i kościelnych (stale wzrasta liczba grzeszników i grzechów popełnianych przez ludzi), uczestnictwa tylko na pokaz w nabożeństwach, powątpiewania w dogmaty, w braku zaufania do księży, wśród których ujawnia się coraz więcej nadętych krezusów, hipokrytów, arogantów, pedofilów, alkoholików i lubieżników oraz angażujących się w politykę.
Implementacja ideału sarmaty też nie jest wskazana przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to postać anachroniczna (feudalna), która nijak nie przystaje do współczesności. A po drugie, nie jest to postać godna naśladowania, bo począwszy od XVII w. charakteryzuje się nagannymi cechami osobowymi: prostactwem, rubasznością, warcholstwem, zawadiackim zachowaniem, ciemnotą, opilstwem, sobiepaństwem, pieniactwem, prywatą, pychą, życiem ponad stan itp.
Ten ideał w sam raz pasuje do współczesnych kiboli, notorycznych nierobów, niektórych subkultur młodzieży i bojówkarzy z różnych organizacji młodzieżowych. Czy społeczeństwo chce tego, by to oni dominowali, rządzili, ustanawiali prawa i zasady obyczajowe, by kształtowali jego przyszłość? Nie daj boże, jak mówią ateiści, by do tego doszło. Mimo to, niektórym politykom marzy się takie społeczeństwo, nad którym mogliby sprawować władzę absolutną. Dlatego ich celem jest utrzymywanie w narodzie tradycyjnych poglądów irracjonalistycznych i romantycznych, ufundowanych na „czuciu i wierze”, oraz zapewnienie im przewagi nad poglądami nowoczesnymi - pragmatycznymi i pozytywistycznymi, wywodzącymi się z „mędrców szkiełek i oczu”.
Zawracanie dziejów - mrzonka i rzeczywistość
Zwolennicy powrotu do dawnych czasów i tradycyjnych wzorów osobowych są przekonani o możliwości urzeczywistnienia ich zamiarów i robią wszystko, żeby zaspokoić swoje ambicje. Opierają się na modelu toku dziejów, który przeczy jednokierunkowemu i nieodwracalnemu przebiegowi wydarzeń, kontekstów i sytuacji w dziejach świata realnego (zmysłowego). Odrzucają model postępowy (linearny, wznoszący się) oraz cykliczny lub spiralny (jednokierunkowy i bez powtórzeń).
Będąc religijnymi, nawykli do wiary w cuda i iluzje, jak np. w realną możliwość powrotu do minionych stanów w dziejach ludzkości, do dawnych wartości i ideałów, ustrojów państwowych, prymatu papiestwa nad cesarstwem, w ucieczkę od cywilizacji itp.
Uprawiają propagandę katolicyzmu, głosząc tezę, jakoby cywilizacja europejska (zachodnia) wyrosła na gruncie tradycji i wartości chrześcijańskich i dlatego powinna w dalszym ciągu rozwijać się z poszanowaniem tej tradycji oraz systemu chrześcijańskich wartości etycznych, a nie neoliberalistycznych i laickich. Chodzi o to, by zdezawuować w oczach mas koncepcje postępowe (niechrześcijańskie) i dzięki temu zapewnić kościołowi katolickiemu monopol władzy, jak w dawnych czasach.
Faktem jest, że cywilizacja europejska rozwijała się w okresie chrześcijaństwa, ale po pierwsze, jej korzenie tkwią w pogańskich cywilizacjach starożytnych (Rzymu, Grecji państw germańskich, skandynawskich i słowiańskich). Samo chrześcijaństwo wywodzi się z judaizmu i innych religii. Dlatego tradycje, obrzędy i święta chrześcijańskie ukształtowały się w istocie na bazie tradycji obrzędów i świąt pogańskich ludów Europy i innych kontynentów. (Na przykład, świętowanie końca najdłuższej nocy roku zamieniono na datę narodzenia mesjasza Jezusa. Datę jego narodzin w dniu 25. grudnia oficjalnie ustanowiono w 336 r. prawdopodobnie dlatego, że cesarz Aureliusz w 274 r. wprowadził w tym dniu święto rzymskiego boga Słońca. A więc, zastąpiono pogański kult boga Słońca kultem chrześcijańskiego boga Jezusa.)
Prawdą jest też, że cywilizacja europejska rozwijała się od nastania chrześcijaństwa pod jego wpływem, ale negatywnym, i dlatego nie tak bardzo, jak mogłaby rozwijać się. Kościół w ciągu dwóch tysiącleci bardziej przeszkadzał temu rozwojowi, niż mu pomagał, szczególnie w czasach Średniowiecza, kiedy wielkich odkrywców uznawano za heretyków i palono na stosach, albo karano anatemą. (Przytaczany przez kościół argument, że nauka rozwijała się wtedy tylko w klasztorach jest niepoważny, bo nie mogła wówczas rozwijać się gdzie indziej.)
Natomiast szybki postęp cywilizacji europejskiej rozpoczął się dopiero w epoce Odrodzenia, odkąd zaczęto zrywać okowy nakładane przez kościół katolicki i reaktywowano tradycje starożytnych cywilizacji Rzymu i Grecji zorientowanych na człowieka, a nie na boga. A jeszcze bardziej rozwijała się w czasach oświecenia, pozytywizmu i pragmatyzmu w konsekwencji epokowych wynalazków technicznych oraz rozwoju filozofii laickich (materialistycznych i ateistycznych), przewagi racjonalności nad irracjonalnością w myśl nakazu Horacego „Miej odwagę być mądrym”.
Tylko arogant lub ignorant może dziś twierdzić, że postęp cywilizacji europejskiej należy zawdzięczać chrześcijaństwu.
Niestety, takie persony coraz częściej dochodzą do głosu i są wspierane przez państwo i kościół katolicki. Marzą oni o ponownym ujarzmieniu postępu myśli, wiedzy, techniki i kultury przez tradycyjne nakazy kościelne, jak dawniej w Średniowieczu, o rozwoju cywilizacji europejskiej ograniczanym przez dogmaty religijne i wsteczne (złe) tradycje, wskutek czego postęp cywilizacji zamieni się w jej regres. (Bez żenady nawołuje się do przekształcania uniwersytetów w „laboratoria wiary”, a nabożni ministrowie oświaty czynią z religii najważniejszy przedmiot nauczania w szkołach.)
Wreszcie ich celem jest przekształcenie w państwo wyznaniowe najpierw naszego kraju, a potem innych, w którym władzę będą sprawować wszechwładni purpuraci i Kongregacja Świętego Oficjum w imieniu kościoła katolickiego uznawanego za powszechny i jedynie słuszny. Marzą o tym, by w Unii Europejskiej rządziło papiestwo, jak w dawnym Świętym Cesarstwie Rzymskim.
Pomysły te spotykają się z narastającą oraz wciąż ostrzejszą krytyką i drwinami w kraju i za granicą. (Świadczą o tym liczne wpisy i komentarze na stronach internetowych.) Stajemy się pośmiewiskiem i skansenem w UE. Na szczęście, nikła jest szansa na spełnienie marzeń tych wsteczników. Zawracanie dziejów jest tak samo możliwe, jak zawracanie Wisły kijem.
Wiesław Sztumski
- Autor: Marek Chlebuś
- Odsłon: 4461
Czy możliwe są dzisiaj władze globalne, totalne i oligarchiczne lub monarchiczne?
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3866
Kamień na kamieniu,
na kamieniu kamień,
a na tym kamieniu
jeszcze jeden kamień.
(lwowska piosenka uliczna)
Kto jest złodziejem?
Złodziejstwo (rabunek, łupiestwo, kradzież, grabież lub przywłaszczenie) definiuje się jako niezgodnie z obowiązującym prawem lub normami moralnymi pozbawienie kogoś dóbr materialnych – ruchomych lub nieruchomych, materialnych lub intelektualnych. Pozbawienie kogoś jego dóbr w celu zagarnięcia ich, albo użycia w innych celach dla osiągnięcia korzyści może dokonywać się jawnie lub potajemnie za pomocą „twardych” sposobów (siły lub przemocy), albo „miękkich” (wyłudzenia lub oszustwa).
A zatem, złodziejem w szerokim sensie jest każdy, kto w jakikolwiek sposób działa, by przejąć (przywłaszczyć sobie) cudze dobro (materialne lub intelektualne) bez przyzwolenia jego właściciela. Natomiast złodziejem w wąskim sensie jest ten, kto kradnie tylko w rozumieniu kodeksu prawa karnego, czyli kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą (Art. 278 kk ). Rozpatrując problem złodziejstwa mam na myśli proceder uprawiany przez złodziejów w szerokim rozumieniu tego słowa.
Złodziej to nie tylko jakiś odrażający typ (opryszek, menel itp.), ale także osoba inteligentna (sprytna), często elegancka, wykształcona, nawet utytułowana, należąca do jakiejś elity i zajmująca wysokie stanowisko w hierarchii społecznej, a nawet będąca osobą zaufania powszechnego.
Jedni, pospolici złodzieje profesjonalni, skrywają się za maskami ludzi uczciwych. Przebierają się za policjantów, pracowników elektrowni, gazowni, urzędu skarbowego, banku, ZUS-u, NFZ-u, opieki społecznej itd. Drudzy, nieprofesjonalni, nie muszą się przebierać, ponieważ w sposób oczywisty uchodzą za ludzi uczciwych z tej racji, że wykonują zawody zaufania publicznego związane z wykonywaniem prawa („Prawnik ze swą teczką może więcej ukraść niż tysiąc ludzi z pistoletami” – pisał Mario Puzo w Ojcu chrzestnym). To adwokaci, radcy prawni, notariusze, komornicy i kuratorzy sądowi, osoby świadczące usługi medyczne (lekarze, farmaceuci, pielęgniarki, położne, diagności, laboranci i psycholodzy) i pracujący w gospodarce i zarządzaniu (biegli, eksperci, rewidenci, doradcy podatkowi, rzecznicy patentowi, kontrolerzy, parlamentarzyści, burmistrzowie itp.).
Społeczeństwo jest przekonane, że posiadają oni specyficzny zestaw cech osobowych świadczących o ich morale takich jak honor, uczciwość i prawdomówność i postępują zgodnie z obowiązującymi przepisami prawnymi i zasadami moralnymi.
Niestety, w obu przypadkach pozory mylą coraz częściej. Dlatego dzisiaj trudniej niż dawniej udaje się odróżnić złodzieja od przyzwoitego człowieka. O ile dawniej organy ścigania stosunkowo łatwo znajdowały złodzieja w specyficznych grupach przestępczych, to teraz mają z tym coraz większe kłopoty, ponieważ muszą szukać ich wszędzie, zwłaszcza w miejscach najmniej podejrzanych i w kręgach ludzi wysoko postawionych.
Profesjonalni złodzieje są mniej szkodliwi, chociaż wielce uciążliwi, aniżeli incydentalni. Pierwsi kradną przedmioty mniej wartościowe lub niewielkie kwoty pieniężne pojedynczym osobom, zazwyczaj przypadkowym. W tej kategorii złodziejów wielkie kradzieże (okradanie banków i kradzieże drogocennej biżuterii, dzieł sztuki itp.) zdarzają się bardzo rzadko i raczej przez zorganizowane małe grupy złodziejskie. Drudzy dokonują kradzieży na wielką skalę i okradają miliony osób, nawet współobywateli, swój naród i swoje państwo. Wielkość kradzieży rośnie proporcjonalnie do zajmowanego miejsca w hierarchii społecznej, a największych kradzieży dopuszczają się ci, którzy znajdują się na jej szczycie.
Złodziejstwo rozwija się w różnych relacjach społecznych: jednostka-jednostka, pracodawca-pracobiorca sprzedawca-klient, obywatel-instytucja oraz obywatel-państwo.
W pierwszym przypadku chodzi o złodziejstwo w wymiarze jednostkowym, o okradanie jednego człowieka przez drugiego, najczęściej osób obcych sobie.
W drugim – chodzi o okradanie pracownika przez pracodawcę prywatnego lub państwowego i na odwrót. Z jednej strony, pracodawca okrada pracownika nie płacąc mu w pełni za jego pracę, co jest zwyczajne w ustroju kapitalistycznym, gdzie wartość dodatkową wypracowaną przez pracownika przywłaszcza sobie pracodawca. (W ustroju socjalistycznym wartość dodatkową zabierało państwo).
A z drugiej strony, pracownik okrada pracodawcę, gdy pracuje mniej wydajnie niż powinien, lub korzysta z „lewych” zwolnień lekarskich, albo gdy kradnie różne przedmioty z zakładu pracy: materiały, narzędzia itp. (Okradanie zakładów pracy było procederem masowym w ustroju socjalistycznym, bo to, co państwowe uważano za niczyje, a poza tym opozycjoniści uznawali to za dobry uczynek.)
W trzecim przypadku - w handlu - ma się do czynienia z wieloma sposobami kradzieży, głównie ze sprzedażą po drastycznie wyższych cenach od kosztów produkcji towarów, z zawyżanymi marżami i z oszustwem dotyczącym gatunków, daty ważności i jakości towarów. Do oszukiwania - i w konsekwencji okradania klientów - wykorzystuje się reklamy, które nagminnie kłamią.
Klientów okrada się w świadczeniu usług rzemieślniczych (na przykład w wyniku podmiany materiałów na gorsze i partackiego wykonawstwa) i usług medycznych (pobieranie zawyżonych honorariów w stosunku do czasu poświęconego pacjentowi, rzetelnych diagnoz i skutecznej terapii), co jest szczególnie naganne.
W czwartym przypadku różne instytucje spółdzielcze, oświatowe, prawnicze, urzędy samorządowe i państwowe okradają petentów na swoje sposoby i w zakresie swoich możliwości.
W piątym przypadku państwo okrada swoich obywateli w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany, co pociąga za sobą rewanż obywateli, którzy również starają się oszukiwać państwo, nie licząc się z tym, że w ten sposób okradają sami siebie. Państwo utożsamia się z aparatem państwowym, z przedstawicielami władzy i traktuje się jak coś wrogiego; zresztą nie bez racji, ponieważ władza zachowuje się arogancko i wrogo w stosunku do obywateli zamiast być przyjazną. Taka jest powszechna opinia, mimo że nie każdy urzędnik państwowy okrada obywateli, a niektórzy z nich okradają nie tylko własne państwo, ale nawet cudze, jeśli tylko mogą i chcą. Na opinię o wszystkich wpływają incydentalne i jednostkowe przypadki wysoko postawionych osób, jeśli są odpowiednio eksponowane i nagłaśniane w mass mediach.
Złodziejstwo stało się zjawiskiem powszechnym we współczesnej cywilizacji zachodniej. Nie ma już chyba osoby, której nie ukradziono by czegoś i coraz mniej jest ludzi uczciwych. Szerzy się ono na coraz większą skalę wśród różnych grup zawodowych i elit. Stało się jedną z plag społecznych obok hipokryzji, kłamstwa, przemocy, agresji, grubiaństwa, narkomanii, nieodpowiedzialności, hałasu, głupoty itp.
Dlaczego ludzie kradną?
Złodziejstwo jest zjawiskiem wynikającym z wielu uwarunkowań społecznych i indywidualnych. Jego przyczyn upatruję w sferze ustrojowej, ekonomicznej i kulturowej. Również w psychice, osobowości i charakterze człowieka oraz w poszanowaniu prawa, pojmowaniu moralności i sensu życia na swój sposób.
Najważniejszymi i usprawiedliwionymi z pewnych względów (na przykład w przypadku rażącej niesprawiedliwości w zakresie podziału dóbr i systemu płac) są przyczyny egzystencjalne i ekonomiczne. Do dokonywania kradzieży przypadkowo, systematycznie lub zawodowo zmusza instynkt przeżycia i chęć zapewnienie minimum życiowego sobie i rodzinie. Są one tak mocne, że przeważają nad sumieniem, respektem dla prawa i moralności oraz strachem przed karą. Dylemat: „zginąć czy ukraść” rozstrzyga się w wyniku wyboru mniejszego zła, tj. kradzieży.
Drugą przyczyną jest obawa przed wykluczeniem, gdy przebywa się w środowisku przestępczym, na przykład w dzielnicach złodziei, albo w złodziejskich grupach koleżeńskich, organizacjach i instytucjach. Wtedy trzeba postępować zgodnie z przysłowiem: „Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”.
Trzecią przyczyną jest ustrój polityczny, który nie tylko sprzyja kradzieżom, ale stwarza odpowiednie okoliczności i wręcz nakłania do nich tak, że trudno oprzeć się pokusie. W niektórych państwach parlamenty uchwalają (celowo, albo bezmyślnie) ustawy zawierające „luki prawne” - niedokładnie i nielogicznie sformułowane przepisy pozwalające na dowolną interpretację. Korzystają z nich sprytni złodzieje wywodzący się często z elit władzy i związanych z nimi aferzystami (oligarchami), by uniknąć kary. Jest to złodziejstwo prawnie usankcjonowane i dlatego bezkarne.
Są też tacy, którzy okradają państwo, by zniszczyć ustrój polityczny, którego nie cierpią. (Słynna wypowiedź wnuczki Pawlaka z filmu „Kochaj albo rzuć”: „Okradniemy ten dom towarowy, żeby zniszczyć kapitalizm w USA”)
Czwartą przyczyną jest ideologia konsumpcjonizmu w warunkach przesadnego liberalizmu. W konsekwencji jej upowszechniania przez reklamy i mass media, które do znudzenia pokazują życie milionerów, ich pałace i wyuzdane zachcianki, rosną ambicje czytelników i widzów, by żyć i nic nie robić, jak ci bogacze, którzy najczęściej stali się nimi dzięki złodziejstwu, gdyż „pierwszy milion dostaje się w spadku, albo trzeba ukraść” (Jan Krzysztof Bielecki), a „za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia” (M. Puzo).
W chęci bogacenia się nie byłoby niczego złego, gdyby bogacono się dzięki uczciwej pracy. Ale kto dzisiaj chce ciężko pracować i czekać ileś lat, by zostać bogaczem? Każdy, zwłaszcza młody tuż po ukończeniu szkoły, chce od razu mieć wszystko i szuka pracy najwyżej wynagradzanej, ale nie ciężkiej, tylko łatwej i przyjemnej. W sytuacji braku specjalistów na rynku pracy (wskutek złego systemu edukacji) taką pracą udaje się znaleźć. A potem szuka jeszcze wyższych zarobków, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a potrzeby - w miarę ich zaspokajania.
W ten sposób rosną szeregi roszczeniowców (W. S., „Od rozwydrzenia do roszczeń i szantażu”, SN, 6-7, 2018). Wywierają oni presję na pracodawców, często szantażują ich odejściem i wymuszają wzrost plac. W efekcie nakręca się spirala wzrostu potrzeb i zarobków. Wzrasta też liczba ludzi, którzy nie znajdują „odpowiedniej” dla siebie pracy, albo są notorycznymi leniami i nie chce im się pracować. Wolą kraść, albo bogacić się w sposób nieuczciwy, mając za nic honor i godność i nie licząc się z opinią innych. Tak więc „brak pieniędzy jest źródłem wszelkiego zła” (George Bernard Shaw). A żądza zdobycia dużych pieniędzy jest źródłem dużego zła.
Piąta przyczyna ma podłoże psychiczne i ambicjonalne. Jest nią kleptomania, boskie uwielbienie pieniądza oraz maniakalne pragnienie wzbogacania się w celu dorównania bogaczom, a nawet prześcignięcia ich.
Ludzie kradną też z innych powodów - w wyniku presji środowiska (kolegów), zmuszania do kradzieży (np. dzieci) i zaistnienia okoliczności sprzyjających kradzieżom. Kradną również dla zabawy i z głupoty w celu szokowania i popisywania się przed innymi.
Image złodziejstwa
W ostatnich latach, z wielu przyczyn radykalnie zmienił się wizerunek złodzieja i pojmowanie złodziejstwa. W dużej mierze za sprawą rządów, w których coraz mniej jest jawnych złodziejów i coraz więcej skrytych, czyli tej kategorii polityków, którzy traktują państwo jak dojną krowę i okradają go oraz społeczeństwo, żeby jak najbardziej wzbogacić się. Dzieje się tak nie tylko w wielu „nowych demokracjach” (na przykład w skorumpowanych krajach postkomunistycznych), ale również w „tradycyjnych”, które niegdyś były wzorami uczciwości.
Skala oszustw jest proporcjonalna do pozycji zajmowanej na piramidzie hierarchii społecznej. Najmniej oszukują (często przypadkowo lub nieświadomie) zwykli ludzie znajdujący się na jej dole. Najwięcej - ci na jej szczycie.
Nie wszystkie oszustwa wykrywa się, a o wielu wykrytych nie mówi się. Społeczeństwo dowiaduje się tylko o wielkich oszustwach po celowym ujawnieniu afer złodziejskich przez dociekliwych dziennikarzy lub opozycję w celu zdemaskowania elit władzy, osłabienia pozycji partii rządzących i utraty zaufania do nich. (W Internecie jest lista około stu afer oszustwa i złodziejstwa, których sprawcami są elity Platformy Obywatelskiej i mniej więcej tyle samo w przypadku elit Prawa i Sprawiedliwości. Ktokolwiek rządzi, ten oszukuje i kradnie.)
Najwięcej oszustw dokonywanych z premedytacją przez elity polityczne i gospodarcze notuje się w sferach podatków (w wyniku zaniżania dochodów i wartości majątku) i bankowości (oszukiwania klientów banków i kas oszczędnościowych, przeważnie prywatnych. Oto deklarowane majątki najbogatszych parlamentarzów: Artur Łącki. Poseł Koalicji Obywatelskiej - 46 mln zł; Andrzej Gut-Mostowy, („król Zakopanego") poseł Porozumienia Jarosława Gowina, - 43,5 mln zl; Grzegorz Bierecki, senator PiS - 35 mln zł; Adam Cyrański, poseł Koalicji Obywatelskiej - 28 mln zł; Beniamin Godyla, senator Koalicji Obywatelskiej - 24 mln zł; Robert Dowhan, senator Koalicji Obywatelskiej - 14,5 mln zl; Mateusz Morawiecki, premier - 12 mln zl (dużo większy majątek przepisał na żonę); Aleksander Pociej, senator z Koalicji Obywatelskiej – 10,6 mln zl; Ryszard Bober, senator z PSL - 10 mln zł; Jacek Bury, senator Koalicji Obywatelskiej - 7,2 mln zł. (Justyna Sobolak, „10 najbogatszych polityków w Polsce”,Money.pl, 25.05.2021) Czy takich majątków można dorobić się w uczciwy sposób?
Niemal każdy z 29 polskich europosłów, którzy po wyborach w 2019 roku po raz pierwszy trafili do Parlamentu Europejskiego, zdołał zaoszczędzić w ciągu pół roku sprawowania mandatu od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy euro. Jednak niektórym to było jeszcze za mało i oszukiwali na rozliczeniach delegacji służbowych. (Na marginesie: w ciągu 2,5 lat prezydent Ukrainy, W. Zelenski, „zarobił” 1,2 mld USD, a majątek prezydenta Rosji W. Putina szacuje się na 200 mld USD, przy czym jego zarobek roczny wynosi ok. 100 tys. USD).
Nagminne jest oszukiwanie na podatku VAT przez usługobiorców. Jeśli usługodawca proponuje niższą zapłatę za wykonaną usługę bez wystawienia faktury niż z fakturą (pomniejszoną o podatek VAT), to na ogół usługobiorca rezygnuje z wystawienia faktury, bo to się lepiej opłaca. Nie obchodzi go to, że w ten sposób staje się złodziejem okradającym państwo i w końcowym rachunku samego siebie, egoistycznie kieruje się interesem własnym, a nie społecznym (wspólnym).
Wciąż bardzo słabo rozwinięta jest świadomość wspólnotowości i dobra wspólnego w społeczeństwie obywatelskim. To jest jednym z przykładów oszukiwania państwa przez obywateli.
Na dobrą sprawę, nie ma się temu co dziwić, jeśli państwo oszukuje swoich obywateli coraz bardziej na różne sposoby - „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. (Oto jeden z przykładów: nasze państwo zabiera emerytom 2,2% ich dochodu, jeśli przyjąć, że oficjalnie inflacja wynosi 9,2%, a waloryzacja emerytur tylko 7%, to faktycznie okrada ich z 8% dochodu, ponieważ realna inflacja wynosi ok. 15%).
Z drugiej strony, nasze państwo nie ufa swoim obywatelom; każdego traktuje jak potencjalnego oszusta lub złodzieja. Jak w czasach stalinowskich, obywateli dzieli na tych, którzy już siedzieli, i tych, którzy będą siedzieć. To skutkuje spadkiem zaufania obywateli do naszego państwa.
Ten brak zaufania jest silnie związany z niską jakością usług świadczonych przez instytucje publiczne (państwowe) i decyzjami rządu sprzyjającymi okradaniu obywateli lub mającymi na celu ich okradanie. Taką decyzją była na przykład zmiana systemu emerytalnego: „Rząd przestaje być naszym sojusznikiem w tworzeniu zabezpieczenia na starość. Pieniądze odkładane do ZUS to raczej rodzaj podatku, a nie inwestycja w przyszłość dla obywateli.” (S. Koczot, „Państwo traci wiarygodność”, „Gazeta Prawna” 28 01. 2011).
W 2020 r. zdecydowany brak zaufania do rządu wyrażało 13% badanych, (Komunikat z badań CBOS Nr 43, 2020). Z badań OECD w2020 r. wynika, że w Polsce zaufanie do rządu deklarowało 27,31% respondentów, podczas gdy w Wielkiej Brytanii 34,70 %. a w Indiach aż 78,97 %. (Paweł Chabasiński, „Z badań OECD wynika, że w 2020 r. zaufanie Polaków do rządu należało do najniższych w Europie; https://bezprawnik.pl/zaufanie-do-rzadu; dostęp 24.02.2021)
Do wzrostu zaufania do państwa potrzebne są wola i uczciwość polityczna konkretnych polityków, ich transparentny sposób działania, uczciwe tłumaczenie się przed obywatelami z decyzji ,zapewniając im pełen dostęp do informacji oraz finansowanie usług według sprawiedliwego rozkładu obciążeń. (Paweł Marczewski, „Epidemia nieufności. Zaufanie społeczne w czasie kryzysu zdrowotnego”; https://www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2020/08/Epidemia-nieufnosci.pdf )
Szerzeniu się złodziejstwa sprzyja skryta i jawna akceptacja go przez społeczeństwo oraz skorumpowane organizacje, instytucje, sądownictwo i obłudny aparat państwowy, który zdaje się celowo stwarzać okazje czyniące złodziei. Stosunek do złodziejstwa i złodziejów zmienił się w wyniku nadmiernej liberalizacji (opacznie rozumianej wolności w liberalnej demokracji) i relatywizacji norm obyczajowych w krajach zdominowanych przez cywilizację zachodnią. A złagodzenie i nieefektywność kar przyczyniło do znacznego wzrostu ich liczebności i rozzuchwaliło złodziei. Im więcej jest ich w społeczeństwie, tym mniej są rozpoznawalni, gubią się w masie i są anonimowi.
W wyniku coraz bardziej powszechnego złodziejstwa w skorumpowanych elitach politycznych, gospodarczych i kulturowych ich reprezentanci (celebryci) stali się idolami oraz wzorcami osobowymi, naśladowanymi przez masy zauroczone ich władzą i bogactwem. Dlatego coraz więcej osób marzy o tym, by zaistnieć w przestrzeni medialnej (głównie w telewizji) i dzięki temu znaleźć się w tych elitach i móc nakraść się do woli. (Coraz więcej miernot bez krzty samokrytycyzmu, męcząc siebie i telewidzów, bierze udział w różnych konkursach telewizyjnych organizowanych dla dorosłych, dzieci i niepełnosprawnych, które dają im „szansę na sukces”.) To między innymi stało się przyczyną postępującej degrengolady elit.
Tym sposobem złodziejstwo nie jest już tak bardzo karane - wielkim aferzystom nie grożą wielkie wyroki skazujące, bo stać ich na świetnych obrońców, ani źle postrzegane z przyczyn moralnych, jak dawniej. Z wady człowieka przekształciło się ono w jego zaletę. Nieważne, że ktoś ukradł, tylko że jest osobą ważną, bogatą, powszechnie znaną i liczącą się. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, aby defraudanci, mający na swym koncie wyroki skazujące, dostawali się do władz centralnych w państwie i zajmowali kluczowe stanowiska w gospodarce i kulturze. (W tym celu nawet niektórych z nich ułaskawia sam prezydent państwa.) Z tej racji przybywa coraz więcej państw złodziejów, w których złodziejstwo jest akceptowane, stało się chlebem powszednim i rozkwita. Hulaj dusza dla złodziejów!
Wiesław Sztumski
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 6131
Bardziej wiarygodnie niż przez filozofię problemy metafizyki wyjaśniane są przez przyrodoznawstwo, a przede wszystkim fizykę, epistemologii - przez neurokogniwistykę, a etyki - przez neurofizjologię mózgu.