W książce Jak powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce Andrzeja Karpińskiego, Stanisława Paradysza, Pawła Soroki i Wiesława Żółtkowskiego* autorzy, omawiając przyczyny masowej likwidacji w 1989 roku zakładów przemysłowych zbudowanych w PRL, podają siedem tego przyczyn.
Większość z nich jest już znana, niemniej niektóre w świetle dzisiejszej sytuacji w Europie i świecie nabierają nowego znaczenia i wymagałyby ponownego przeanalizowania.
Dotyczy to zwłaszcza błędów w doktrynie i przyczyn wyjątkowo nieprzyjaznego stosunku rządów do własnego przemysłu państwowego.
Dla jasności wywodu, przytaczamy w skrócie wszystkie siedem „grzechów głównych” rządów po 1989 roku, jakie dokładnie, na przykładach, omówili autorzy tej książki.
Po pierwsze – brak strategii przemysłowej.
Dotyczy to wszystkich solidarnościowych rządów, które nie potrafiły stworzyć polityki przemysłowej państwa, określić dziedzin wspieranych i chronionych przez państwo, ani tych, które można było poddać mechanizmom rynkowym. Był to wynik zauroczenia nowych władz neoliberalizmem i wynik braku wiedzy z historii gospodarczej, gdyż właśnie polityka przemysłowa jest szczególnie potrzebna krajom opóźnionym w rozwoju przemysłu i o niekonkurencyjnej pozycji na rynku światowym.
Utrata dużej części potencjału przemysłowego zbudowanego w PRL unicestwiła część efektów powojennej industrializacji kraju. Przyjęcie skrajnie doktrynerskich rozwiązań najmocniej uderzyło w najbardziej nowoczesne przemysły w Polsce – właśnie te, których obrona była niezbędna z uwagi na ich najmniejszy dystans technologiczny wobec Zachodu.
Po drugie – pośpiech w przeprowadzaniu reformy ustrojowej.
To tzw. terapia szokowa, która spowodowała, że państwo dążyło do jak najszybszego zniszczenia struktur gospodarczych PRL. Tempo, w jakim dokonywano zniszczenia przemysłu graniczyło z awanturnictwem gospodarczym. Żaden kraj, oprócz Polski, nie poszedł tą drogą – podają autorzy analizy.
Po trzecie – błędy w doktrynie i wyjątkowo nieprzyjazny stosunek rządów do własnego przemysłu państwowego.
Uznano, że państwo winno być wyeliminowane z gospodarki, choć właśnie ono – i tylko ono – mogło przyspieszać przemiany i gwarantować ich wyższą skuteczność. Żaden jednak z polskich rządów neoliberalnych nie chciał o tym słyszeć, nie chciał widzieć, że wszystkie ówczesne rządy państw w jakimś stopniu kształtują swoją politykę gospodarczą, przemysłową.
Skutkiem przyjęcia doktryny całkowitej eliminacji państwa z gospodarki był wyjątkowo silny, nieprzyjazny stosunek do własnego przemysłu państwowego. To jedna z najbardziej charakterystycznych i specyficznych cech strategii transformacji ustrojowej w Polsce. Własność państwową traktowano jako zło absolutne, które należy wyeliminować bez względu na jej jakość i przydatność gospodarczą oraz społeczną.
W krajowych środkach przekazu starano się ukryć tę chęć świadomego niszczenia własnego przemysłu państwowego (a zatem kapitału całego społeczeństwa), jednak otwarcie się o tym pisało w prasie zagranicznej, m.in. w The Economist (23.01.93): „Pesymiści obawiają się, że te firmy państwowe, które nie znikną, mogą poważnie zagrozić polskiej reformie gospodarczej i jej polityce” (dlatego bardzo niepokoiły ich dobre wyniki osiągane przez niektóre przedsiębiorstw państwowe - komentują autorzy książki).
I dalej, w tym samym artykule: „Tam, gdzie reforma gospodarcza napotyka trudności polityczne, albo restrukturyzacja korporacji (zjednoczeń) napotyka opory, lepszym rozwiązaniem może się okazać po prostu pozwolić na upadek firm państwowych, wypłacić zasiłki dla bezrobotnych i sprzedawać kawałkami rzeczowe zasoby tak, aby nowi właściciele mogli zaczynać na gruzach”. To przesłanie, zdaniem autorów książki, zostało w praktyce i z całą konsekwencją zastosowane i wpłynęło w decydujący sposób na masowy charakter likwidacji istniejących zakładów przemysłowych w Polsce.
Oznaczało to zarazem realizację jeszcze jednego, znacznie bardziej długofalowego przesłania zawartego w pracach Paula Rosensteina-Rodana, który już w czasie II wojny światowej opowiadał się przeciw budowie przemysłu w Europie Wschodniej na rzecz przemieszczenia zasobów pracy z tych terenów do Europy Zachodniej i nie w pełni wykorzystanego tam potencjału przemysłowego. Uważał, że byłoby to zgodne z interesem gospodarki światowej.
Wskazanie to – jak widać - zostało zrealizowane po 50 latach i było dziełem wszystkich rządów po 89 r., które nie kiwnęły palcem, aby pomóc państwowemu przemysłowi (innego przecież nie mieliśmy), a zwłaszcza, aby nie utrudniać mu funkcjonowania.
Nie tylko bowiem zrezygnowano z jakiejkolwiek ochrony przedsiębiorstw państwowych (sejm ich też nie bronił), ale zastosowano do nich inną miarkę niż dla inwestorów zagranicznych.
Przede wszystkim radykalnie zliberalizowano cła (wskutek tego upadł cały przemysł lekki, a z nim prawie milionowe miasto, Łódź);
zrezygnowano z ceł eksportowych, chroniących gospodarkę przed nieracjonalnym społecznie eksportem (np. eksport złomu);
zrezygnowano też z negocjowania specjalnych uregulowań problemów wynikających ze specyfiki gospodarki polskiej w okresie stowarzyszenia z UE;
zrezygnowano z wykorzystania klauzuli przemysłów początkujących, co automatycznie spowodowało upadek zakładów przemysłowych w najbardziej nowoczesnych dziedzinach jak elektronika, przemysł informatyczny, lotniczy.
Nadano specjalne przywileje importerom kosztem producentów krajowych (najboleśniej odczuł to przemysł farmaceutyczny i chemiczny), a na dodatek w stosunku do przedsiębiorstw państwowych zastosowano wyjątkowo restrykcyjną politykę fiskalną i kredytową.
Wprowadzono wysoki podatek od wzrostu płac (tzw. popiwek),
zaostrzono zasady naliczania amortyzacji,
nałożono obowiązek korzystania z wysoko oprocentowanych kredytów bankowych (sic!) i odprowadzania dywidend w skali uniemożliwiającej inwestowanie.
Restrykcje zastosowano też – zgodnie z nową ideologią - wobec spółdzielczości - oczywiście nie obwiązywały one przemysłu prywatnego.
Po czwarte – podczas prywatyzacji przemysłu popełniono zasadnicze błędy,
stawiając pod znakiem zapytania słuszność wielu decyzji o prywatyzacji. Autorzy opracowania uważają, iż zdecydowało o tym skrajne doktrynerstwo i brak pragmatyzmu. W okresie sprawowania przez Janusza Lewandowskiego funkcji ministra przekształceń własnościowych dopuszczono się wszystkich możliwych błędów w procedurach i procesach prywatyzacji tak, że odnosiło się wrażenie, iż było to świadome działanie.
Np. w umowach prywatyzacyjnych nie zapewniono ciągłości produkcji (albo tego nie przestrzegano), co skutkowało działaniami przestępczymi;
dopuszczono do sprzedaży zakładów w częściach, tym samym rozrywając ciągłość procesów produkcyjnych (w podręcznikach ekonomii praktyka ta jest całkowicie potępiana);
godzono się na likwidację sprzedanych przedsiębiorstw wbrew umowom (Elwro, cukrownie, zakłady przemysłu lekkiego, spożywczego, itd.);
prawie skasowano polskie zaplecze badawczo-rozwojowe, o którym „zapomniano” w procesach prywatyzacyjnych (zatrudnienie w tym sektorze spadło trzykrotnie, co skutkuje do dzisiaj niską innowacyjnością gospodarki);
dopuszczono do spekulacji terenami poprzemysłowymi (cennymi, bo uzbrojonymi);
nie utworzono planowanego funduszu modernizacji przemysłu krajowego (ze środków prywatyzacji przedsiębiorstw przemysłowych);
pozwolono niektórym prywatnym bankom łamać zakaz wykupu przedsiębiorstw państwowych z bankowych kredytów (i spekulować gruntami przemysłowymi);
akceptowano skandalicznie niskie wyceny sprzedawanych przedsiębiorstw;
łamano zasady opłacalności przedsięwzięć prywatyzacyjnych;
godzono się na niedopuszczalnie wysokie koszty procesów prywatyzacyjnych (słynne brygady Mariotta).
Te błędy nie wynikały z braku doświadczenia, czy niedopatrzenia, gdyż stworzenie narodowych funduszy inwestycyjnych, (mających na celu poprawę gospodarowania majątkiem państwa), tylko pogłębiło te nieprawidłowości – piszą autorzy książki i powołują się na wspomniany artykuł z The Economist. Dla polskiego rządu metoda prywatyzacji przedsiębiorstw poprzez sprzedaż obligacji okazała się bowiem zbyt wolna, więc już w 1991 r. rozpoczął prace nad programem masowej prywatyzacji poprzez NFI. Programem tym, a także działaniami syndyków, praktycznie zabito pozostałe przedsiębiorstwa państwowe.
Po piąte – brak ochrony gruntów poprzemysłowych przed spekulantami budowlanymi.
W ustawie prywatyzacyjnej z 1990 roku do wyceny wartości prywatyzowanych zakładów przemysłowych nie zaliczono wartości gruntów przez nie zajmowanych (sic!). Tereny, jakie posiadały państwowe zakłady – przekazane im w PRL nieodpłatnie –zostały darowane (zwłaszcza w miastach) nowym właścicielom tych obiektów. Przy wysokich cenach gruntów w miastach dawało to wielkie możliwości spekulacji tymi terenami, zwykle dzielonymi na działki budowlane, z czego oczywiście nowi właściciele masowo korzystali. Brak interwencji rządów w tej sprawie wskazuje, iż był to proceder zaplanowany, choć spowodował znaczne straty państwa.(Ocenia się, że powodem ok. 1/3 nieuzasadnionych likwidacji zakładów przemysłowych była chęć spekulacji działkami budowlanymi).
Po szóste – niepohamowane dążenie do indywidualnego bogacenia się kosztem interesu i majątku publicznego.
Tylko w Polsce (poza ZSRR) tendencja ta wystąpiła tak silnie. Za wyjątkowo dużą skalą likwidacji zakładów przemysłowych zbudowanych w PRL stały interesy osobiste konkretnych ludzi i interesy wielkiego kapitału, co dało podstawę do określenia polskiej prywatyzacji jako złodziejskiej. Niski poziom moralności polskiego społeczeństwa, o czym mówi prof. Witold Kieżun był jednym z istotnych czynników niszczenia dorobku przemysłowego poprzedniego okresu – piszą autorzy.
Po siódme – relacje między centrum i szczeblami lokalnymi.
Uznano, że decyzje niepopularne zamiast na szczeblu centralnym, lepiej podejmować na szczeblu lokalnym, gdzie mechanizmy kontroli społecznej są słabsze (ale ryzyko korupcji większe). To natomiast skutkowało zrywaniem wieloletnich powiązań kooperacyjnych i stało się przyczyną upadku wielu przedsiębiorstw, gdyż władze jednego województwa nie liczyły się w ogóle z interesami innego.
W podsumowaniu tej niezwykle cennej dla zrozumienia obecnej sytuacji w Polsce książki, której wartość dokumentacyjna jest trudna do przecenienia, autorzy konkludują, iż masowa likwidacja kilkuset (657) zakładów po 1989 roku stała się główną przyczyną regresu w poziomie uprzemysłowienia kraju.
Idąc dalej niż autorzy analizy, można stwierdzić, iż jednym ze skutków deindustrializacji jest obecna masowa emigracja z Polski. Teza ta, niestety, dobrze koreluje z przytoczonymi wyżej poglądami Paula Rosensteina-Rodana, wyrażonymi w artykule "Problemy uprzemysłowienia w Europie Południowo-Wschodniej i Wschodniej".
Anna Leszkowska
* Jak powstawały i jak upadały zakłady przemysłowe w Polsce, Andrzej Karpiński, Stanisław Paradysz, Paweł Soroka, Wiesław Żółtkowski, wyd. Muza SA, Warszawa 2013
Problem deindustrializacji Polski po 1989 roku poruszaliśmy niejednokrotnie, m.in. w: SN Nr 2/2013 - Co się stało z polskim przemysłem?, SN 3/2013 - Budujmy przemysł!, SN 12/2014 - Gospodarka nie jest modna, SN 3/2015 - Kontynuować czy zmienić?