Demografia el.
- Autor: Piotr Szukalski
- Odsłon: 2166
Wbrew pierwszym skojarzeniom, tekst ten nie będzie mówić o problemach związanych z utrzymaniem dobrej kondycji psychicznej i fizycznej przez seniorów, lecz o problemach związanych z wdrażaniem modnej na europejskich salonach koncepcji aktywnego starzenia się.
Aktywne starzenie się to rozwijany obecnie projekt polityczny mający przeciwdziałać starzeniu się ludności. Wbrew pozorom, nie dotyczy tylko okresu starości, ale – odnosząc się do przebiegu życia – związany jest z oddziaływaniem na gotowość jednostek i zbiorowości do przygotowywania się do długiej starości indywidualnej, przygotowania odnoszącego się do kilku najważniejszych obszarów aktywności: pracy zawodowej, zdrowia, relacji z innymi, zabezpieczenia odpowiedniego poziomu życia, edukacji, itp.
Naczelnym założeniem koncepcji aktywnego starzenia się jest przekonanie o konieczności oddziaływania na jak najdłuższe zachowanie społecznej produktywności jednostki. Społeczna produktywność definiowana jest jako „każda aktywność, która wytwarza dobra i usługi, niezależnie czy opłacana czy nie, włączając taką aktywność jak praca domowa, opieka nad dziećmi, wolontariat, pomoc rodzinie i przyjaciołom”.
W praktyce aktywne starzenie zasadza się na przekonaniu o możliwości przekształcenia karier realizowanych przez świadome swych możliwości i ograniczeń jednostki w taki sposób, aby owe kariery realizowane były w sposób zrównoważony, jak najszerszy, umożliwiający jak najdłuższą produktywność społeczną.
W efekcie politycy usiłują oddziaływać na najważniejsze przejścia odnoszące się do szeregu karier (choć – pomijając retorycznie podkreślaną ich równą ważność – koncentrują się na najbardziej interesującej władze publiczne karierze zawodowej), wiedząc o tym, iż jest to najskuteczniejsze oddziaływanie odznaczające się trwałym skutkiem.
W rezultacie współczesne państwa budują zespół bodźców uświadamiających ludzi jak mogliby żyć lepiej, zachęcających do tego, umożliwiających kontynuację różnych, a społecznie produktywnych karier, wreszcie nierzadko podejmują działania zmuszające do tego (np. podwyższanie wieku emerytalnego).
Zemsta na naukach medycznych
Rozwój i szerokie poparcie przedstawicieli nauk społecznych i humanistycznych dla koncepcji aktywnego starzenia się to swoista zemsta na naukach medycznych i biologicznych za wymuszoną, głęboką biomedykalizację naszego sposobu myślenia o ostatniej fazie ludzkiego życia.
Biomedykalizacja to nic innego jak narzucony wskutek współdziałania lobby naukowego (reprezentującego nauki medyczne i biologiczne) i komercyjnego (przemysł farmaceutyczny, sektor usług medycznych) sposób myślenia o publicznej polityce w sferze starzenia się, prowadzący do legitymizowania dużych publicznych wydatków na działania korzystne dla wspomnianego lobby (priorytety wydatków publicznych na badania, zakup usług społecznych).
Wspomniane narzucanie percepcji dokonuje się głównie dzięki społecznym kampaniom informacyjnym finansowanym przez przedsiębiorstwa komercyjne, w czasie których przekazywane są wybiórczo informacje o przebiegu starzenia się, z reguły ograniczone do wskazywania częstości występowania dysfunkcji w sferze sprawności fizycznej i mentalnej, zaś ich głównym przesłaniem jest wskazanie działań zaradczych, jakie powinny zostać podjęte przez jednostki, a przede wszystkim przez władze publiczne.
Jednak, paradoksalnie, biomedykalizacja skupia uwagę decydentów na problemach związanych z indywidualnym i społecznym starzeniem się i zachęca ich do poszukiwania metod zwiększenia odpowiedzialności za siebie przez nowych, a przede wszystkim przyszłych seniorów - za swój stan zdrowia, dochody, warunki mieszkaniowe, dostęp do usług społecznych.
Próbując zaś wdrożyć ową bazującą na neoliberalizmie większą odpowiedzialność za siebie, chcąc nie chcąc, władze odwołują się do osiągnięć tzw. gerontologii krytycznej, a przede wszystkim do osiągnięć ekonomii politycznej starzenia się, głównie poprzez odwoływanie się do owocu tego nurtu intelektualnego – koncepcji aktywnego starzenia się.
Jak wspomniano, aktywne starzenie się to przede wszystkim próba oddziaływania z odpowiednim wyprzedzeniem na styl życia, wybory, zachowania, działania, stan zdrowia osób starszych poprzez wykorzystywanie różnorodnych narzędzi, za pomocą których władze publiczne konstruują przebieg życia, przede wszystkim starość. Jednak zdawać sobie należy sprawę, iż wdrażanie tej koncepcji związane jest z szeregiem problemów.
Problem językowy
Problem pierwszy odnosi się do nieporozumień językowych związanych z trudnością przełożenia niektórych stosowanych w języku angielskim pojęć na inne języki bez zmiany znaczenia.
W zdecydowanej większość języków europejskich ageing tłumaczone jest jako pochodna czasownika starzeć się (np. fr. viellir, niem. altern), sam termin wzbudza szczególne konotacje, utożsamiany bowiem bywa samoczynnie ze starością, tj. z pewną fazą życia.
Tymczasem angielskie to age odnosi się do przechodzenia przez uporządkowane chronologicznie etapy życia, nie ograniczając się tylko do ostatniego z nich, choć koncentrując się na nim. W efekcie, w większości państw europejskich następuje zawężenie rozumienia terminu aktywne starzenie się, prowadzące do skupiania uwagi jedyne na ostatnim etapie życia.
Również i w Polsce rozpowszechnione jest takie zawężające rozumienie tego terminu, samo bowiem określenie „starzenie się” jest przez większość osób automatycznie łączone z czymś, co „zdarza się” wyłącznie seniorom.
Powyższy problem powiązany jest z przenikaniem do świata decydentów różnych rozwijanych w świecie nauki pojęć – oprócz aktywnego starzenia, pojawiają się terminy: pomyślne, pozytywne, zdrowe starzenie się, co rodzi chaos znaczeniowy.
Dodatkowo chaos ten wzmacniany jest naturalnymi uproszczeniami towarzyszącymi wdrażaniu naukowych konceptów do praktyki.
Prowadzi to często do wyłaniania się nowych stereotypów na temat starości (np. identyfikujących udaną starość jedynie z możliwością przebiegnięcia maratonu w wieku 70 lat), samoistnie marginalizujących większość seniorów i traktujących ich jako przykłady życiowego niepowodzenia. Nowe stereotypy wzmacniają stare praktyki dyskryminacyjne, co samoistnie budzi opory przeciwko uruchamiającym je koncepcjom.
Potrzeba holistycznego podejścia
Kolejna bariera jest rezultatem nadmiernego koncentrowania się w praktyce na specyficznym typie produktywności społecznej – aktywności zawodowej. Taki redukcjonizm prowadzi do postrzegania przez potencjalnych beneficjentów tej koncepcji jako zagrożenia, jako narzędzia mającego zmusić ich jedynie do znacznie dłuższej kariery zawodowej. Percepcja taka związana jest oczywiście z oporami wobec samej koncepcji.
Barierą jest tu nieumiejętność władz publicznych rozwiązywania problemów wymagających holistycznego podejścia.
Aktywne starzenie się wymaga działań odnoszących się do sfery rynku pracy, wolontariatu, opieki zdrowotnej, pomocy społecznej, edukacji. Zazwyczaj każda z tych sfer działań władz publicznych – czy to na poziomie centralnym czy lokalnym – znajduje się w gestii innej instytucji. Brak ich współdziałania w praktyce utrudnia wdrożenie interesującej nas koncepcji.
Zmiany faz życia
Pojawiają się wreszcie problemy związane z bardzo statycznym postrzeganiem przebiegu życia i jego faz. Zgodnie z tradycyjnym poglądem w tym względzie, ludzkie życie podzielone jest na 3 etapy – dzieciństwo i młodość poświęcone jest edukacji i treningowi umiejętności praktycznych, faza środkowa na karierę zawodową i założenie rodziny, wreszcie starość na zasłużony po karierze zawodowej odpoczynek na emeryturze, co najwyżej - związany z dobrowolnymi pracami na rzecz rodziny i lokalnej społeczności.
Tymczasem obecnie wraz z przemianami cywilizacyjnymi to tradycyjne spojrzenie na przebieg życia musi ulec zmianie. Edukacja staje się całożyciową koniecznością, praca zawodowa, odpoczynek, działania na rzecz innych stają się również atrybutem całego dorosłego życia, niezależnie czy mówimy o wczesnej czy późnej dorosłości.
Aktywne starzenie się odnosi się do tego nowego spojrzenia na przebieg życia.
Starość starości nierówna
Ostatnią barierą, o której warto wspomnieć, jest nierównomierne starzenie się różnych grup, w tym i grup wieku. Pomiędzy starzeniem się osób lepiej i gorzej wykształconych, mieszkańców miast (zwłaszcza wielkich) i wsi, kobiet i mężczyzn, podobnie jak pomiędzy stanem typowych osób mających 65, 75 i 85 lat czy starzeniem się w krajach zamożnych i ubogich, istnieją ogromne różnice.
Trudno jest znaleźć instrumenty poprawiające społeczną produktywność wszystkich tych grup jednocześnie czy w zbliżonym zakresie. Pożądana elastyczność stosowanych strategii wdrażania aktywnego starzenia się jest póki co bardziej postulatem, niźli stosowanym rozwiązaniem.
W konsekwencji powyższych problemów projekt polityczny pod nazwą aktywne starzenie się nie jest wdrażany równie skutecznie, jak powinien być. Poszukiwania rozwiązań mających osłabić powyższe bariery trwają, zaś każdy potencjalny beneficjent koncepcji – czyli każda jednostka, która kiedyś osiągnie starość – może poszukiwać własnych recept zmniejszających skalę wspomnianych problemów.
Piotr Szukalski
Uniwersytet Łódzki
- Autor: Andrzej Wawryniuk
- Odsłon: 19363
Podstawową decyzją o życiu prawie każdego człowieka jest założenie rodziny i posiadanie potomstwa. Niebagatelne znaczenie dla pozytywnej postawy młodzieży (dotyczącej także biologicznego bytu państwa) mają inicjatywy polityczne rządzących, które powinny stwarzać przyszłej rodzinie jasne perspektywy na przyszłość.
Władze Rzeczypospolitej Polskiej, dostrzegając wyludnianie się państwa, (w tym także wskutek niskiego przyrostu naturalnego), podjęło szereg decyzji mających wpłynąć na poprawę tego najważniejszego wskaźnika demograficznego. Są to między innymi: wydłużone urlopy macierzyńskie, roczne urlopy wychowawcze, bezpłatne urlopy wychowawcze z prawem powrotu do pracy, program in vitro, tzw. becikowe – jednorazowa zapomoga w wysokości 1000 zł., dodatki rodzinne, program mieszkaniowy „Rodzina na swoim”, polegający m.in. na tym, że państwo przez osiem lat spłaca 50% odsetek od zaciągniętego kredytu na zakup mieszkania, itp.
Z dużą dozą ostrożności można stwierdzić, że podejmowane inicjatywy przynoszą, chociaż bardzo niewielkie, pierwsze pozytywne efekty. Przykładowo w roku 2000, średnioroczne tempo ubytku ludności w naszym państwie wynosiło – 0,02%. W roku 2005 – również odnotowaliśmy ujemny przyrost naturalny, który wyniósł – 0,04%. W roku 2011 zapisano średnioroczne tempo przyrostu ludności w wysokości 0,02%, a w rok później również wzrost, lecz nieco o niższym wskaźniku 0,01%. W tym ostatnim przypadku oznacza to tyle, że na 1000 osób przybył w RP tylko 1 nowy obywatel. Niestety, w 2013 r. powtórnie zanotowano przyrost naturalny ujemny w wysokości – 0,01%.
W liczbach bezwzględnych wielkość ludności w wymienianych latach wynosiła odpowiednio: w 2000 r. 38 254,0 tys. osób; w 2005 – 38 157,1 tys., w 2011 – 38 538,4 tys. a w 2012 r. – 38 542,4 tys. mieszkańców, a w 2013 r. – 38 495,8 tys. osób.
Niski poziom liczby urodzeń w Polsce utrzymujący się w latach 1989-2012 spowodował, że gwałtownie zmniejszyła się grupa wiekowa od 0 do 14 lat. Spadek ten jest szczególnie widoczny przy porównaniu lat 1989 i 2012. W pierwszym przypadku najmłodsi mieszkańcy naszego państwa stanowili 25% społeczeństwa, a w drugim (2012 r.) – już tylko 15%. Natomiast zwiększeniu uległa liczba osób w tzw. wieku poprodukcyjnym. W roku 2012 osoby powyżej 65 roku życia to 14% ogółu społeczeństwa.
Bogaci w noworodki
Według danych Centralnej Agencji Wywiadowczej z 2014 r., największy przyrost naturalny na świecie odnotowano w Libanie (Afryka) - aż 9,37%. Drugie państwo z dużym wskaźnikiem demograficznym to Zimbabwe (Afryka) – 4,36%. Na trzecim miejscu znalazł się niedawno powstały jako nowy podmiot prawa międzynarodowego Sudan Południowy (Afryka) – 4,12%. Wysokie, czwarte miejsce zajęła Jordania (Azja) – 3,86%, a na piątym – Katar (Azja) – 3,58%. Kolejne miejsca w pierwszej dziesiątce państw były: Malawi (Afryka) – 3,33%, Niger (Afryka) – 3,28%, Burundi (Afryka) – również 3,28%, Uganda (Afryka) – 3,24% oraz Libia (Afryka) – 3,08%. Można też dodać, że w tym niecodziennym rankingu Egipt ze wskaźnikiem 1,84% zajął 64 miejsce na świecie. Jest więc rzeczą niezaprzeczalną, że ścisłą czołówkę światową w tym zakresie stanowią państwa afrykańskie.
Azja bez palmy pierwszeństwa
W obiegowej opinii publicznej utarło się przekonanie, że największy przyrost naturalny notują Chiny i Indie. Jest to jednak sąd nieprawdziwy. Państwo Środka – z różnych przyczyn politycznych, w tym decyzji administracyjnych o nakazie posiadania tylko jednego dziecka, uplasowały się dopiero na 159 miejscu z jednym z najniższych przyrostów naturalnych świata 0,44%. Hindusi, drugi co do wielkości kraj naszego globu, mają przyrost naturalny wynoszący 1,25% (95 pozycja w przeprowadzonych badaniach), przy czym i ten kraj wprzedzają przykładowo Cypr - 1,48% czy Izrael - 1,46%.
Dodać jednak należy, że jedno z państw Azji zajmuje w prezentowanym opracowaniu CIA ostanie, 233, miejsce. Tym krajem jest Syria, w której występuje ujemny przyrost naturalny - aż 9,73%. Zaznaczyć należy, że tak niski wskaźnik demograficzny spowodowany jest trwającą w tym państwie wojną i exodusem ludności.
W Ameryce Północnej – dwa największe państwa kontynentu – Stany Zjednoczone Ameryki i Kanada uplasowały się na sąsiadujących ze sobą pozycjach – 143 i 144 z dodatnim przyrostem naturalnym wynoszącym odpowiednio 0,77% i 0,76%. Tylko na nieco wyższym miejscu – 137 - znalazła się Brazylia – państwo Ameryki Południowej, w którym przyrost naturalny w pierwszej połowie 2014 r. wyniósł 0,8%. Dane dotyczące kontynentu australijskiego informują, że w tym regionie świata największy jego kraj – Australia - ma przyrost naturalny wielkości 1,12%, z którym plasuje się na 112 miejscu.
Przyrost naturalny w Europie
Kontynent europejski uznawany jest jako ta część świata, której, z uwagi na niski przyrost naturalny, grozi wyginięcie rdzennej – białej - ludności. Niekorzystną sytuację Europy w tym zakresie potwierdza fakt, że najwyżej uplasowane w opracowaniu CIA państwo – San Marino ma przyrost naturalny na poziomie 0,87%, (127 miejsce) a ostatni w tym raporcie kraj – Bułgaria, z przyrostem 0,83% - zajmuje 229 pozycję. Do państw z największym przyrostem naturalnym w Europie, poza wymienionym San Marino, zaliczyć należy: Lichtenstein - 0,82% (134 pozycja na świecie), Hiszpania - 0,81% (135), Szwecja - 0,79% (140), Szwajcaria - 0,78% (141), Wielka Brytania - 0,54% (152), w tym przypadku o znacznym udziale przebywających w tym państwie rodzin polskich, Francja - 0,45% (158), Holandia - 0,42% (161), Włochy - 0,30% (171), Dania - 0,22% (178).
Wymienione państwa mają dodatni przyrost naturalny, ale w Europie jest jednak sześć państw, które mają ujemny przyrost naturalny. Jest wśród nich Rosja – 0,03% (200), Polska – 0,11% (203), Niemcy – 0,18% (212), Ukraina – 0,65% (226), Estonia – 0,68% (228) i Bułgaria – 0,83% (229).
Z przedstawionych danych wynika, że największe przyrosty naturalne występują w państwach na kontynencie afrykańskim, a najmniejsze w Europie i Ameryce Północnej. Należy także odnotować tragiczną wręcz sytuację demograficzną Ukrainy, która w sporządzonym wykazie obejmującym 233 państwa zajmuje 226 pozycję - w Europie ostatnią. Jednym z usprawiedliwień tego stanu jest trwająca w tym państwie wojna.
Na tym tle nasze państwo, pomimo faktu, że w pierwszym półroczu 2014 r. kobiety urodziły 186,9 tys. dzieci (czyli o 5 tys. więcej niż w 2013 r.), cechuje w dalszym ciągu spadek przyrostu naturalnego, co ma związek ze wzrostem liczby zgonów.
Przy opracowaniu niniejszego artykułu korzystałem ze stron internetowych CIA:
https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/rankorder/2002rank.html
https://www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/rankorder/2127rank.html Dr Andrzej Wawryniuk jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym Katedry Stosunków Międzynarodowych Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Chełmie.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1455
Wzrost liczby zgonów w Polsce to nieunikniona konsekwencja II wojny światowej
Odnotowany w Polsce w roku 2017 znaczący wzrost liczby zgonów na pierwszy rzut oka może stanowić powód do niepokoju.
O ile w latach 2010-2016 corocznie umierało 375-395 tys. osób, o tyle w 2017 roku dopiero drugi raz w powojennej historii przekroczona została liczba 400 tys. zgonów (403,5 tys.).
Co więcej, gdy wielkość taka została przekroczona po raz pierwszy w roku 1991, działo się w warunkach wyraźnego pogorszenia warunków zdrowotnych, bytowych i socjalnych spowodowanych szokiem okresu transformacyjnego.
Dziś brak jest takich niekorzystnych uwarunkowań w skali makro. Co zatem się dzieje?
Udzielając odpowiedzi na to pytanie, trzeba wspomnieć o trzech osobnych czynnikach warunkujących liczbę zgonów. Są to odpowiednio:
1) liczba ludności i jej struktura według wieku,
2) poziom umieralności,
3) czynniki nadzwyczajne, związane np. z warunkami pogodowymi, epidemiami itp.
Jeśli idzie o czynnik pierwszy, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, iż powojenny wyż demograficzny (osoby urodzone w latach 1946-1959) dochodzi powoli do wieku odznaczającego się wysokim prawdopodobieństwem zgonu.
W rezultacie wszystkie prognozy demograficzne formułowane w ostatnich dekadach – niezależnie od poziomu swojej trafności – wskazywały na nieunikniony na dłuższą metę wzrost liczby zgonów w najbliższych latach (rys. 1).
Jednakże zwrócić należy uwagę na to, że – choć wszystkie wskazywały na takie same trendy – poszczególne projekcje oraz rzeczywista ewolucja liczby zgonów różnią się między sobą.
Rysunek 1
Liczba zgonów w latach 1960-2017 i oczekiwana liczba zgonów według prognoz demograficznych z różnych lat (w tys. zgonów)
Źródło: dane GUS
Wynika to z drugiego czynnika – poziomu umieralności. Umieralność to natężenie zgonów w danej zbiorowości, ich częstość. Z reguły za jej syntetyczny miernik uznawane jest trwanie życia noworodka danej płci. Jest to informacja o przeciętnej spodziewanej długości życia nowo narodzonego dziecka w sytuacji utrzymywania się w długim okresie takiej częstości zgonów na poszczególnych etapach życia, jaką odnotowano w roku wyjściowym.
W trakcie ostatniego ćwierćwiecza powyższy miernik trwale i stabilnie wzrastał (rys. 2). Wyjątkami były w tym względzie po 1991 r. jedynie w przypadku mężczyzn lata 1998 i 2015 (w tym ostatnim trwanie życia kobiet nie zmieniło się).
Jednak można zauważyć było pewną prawidłowość w takiej sytuacji. O ile w kabarecie Olgi Lipińskiej śpiewano „co się polepszy, to się popieprzy”, o tyle w przypadku umieralności panowała odwrotna zasada.
Jeśli w jakimś roku zaobserwować można było w trakcie ostatniego ćwierćwiecza pogorszenie się sytuacji zdrowotnej lub choćby jej zdecydowanie bardziej powolną poprawę, w roku następnym występował szybki wzrost trwania życia. Wyższa liczba zgonów odnotowywana w latach o wyższej umieralności oznaczała wszak dodatkowe zgony przede wszystkim osób o gorszym stanie zdrowia, które umarłyby i tak w relatywnie krótkim czasie. Ich wcześniejsza śmierć oznaczała obniżkę liczby zgonów w następnym roku kalendarzowym.
Rysunek 2
Trwanie życia noworodka w Polsce według płci w latach 1950-2016
Źródło: dane GUS
Z czego jednak takie rzadkie zwyżki umieralności wynikały? Tu dochodzimy do czynnika trzeciego – czynnika losowego. W polskich realiach były to i choroby zakaźne (grypa), lecz przede wszystkim anomalie pogodowe. Tak się bowiem składa, iż gwałtowne i głębokie zmiany ciśnienia atmosferycznego, czy długie okresy temperatur ekstremalnie wysokich i – nade wszystko – ekstremalnie niskich przyczyniają się do wzrostu liczby zgonów, głównie wśród jednostek najsłabszych, czyli osób starszych.
Wpływ czynnika pogodowego znakomicie widać jest w przypadku podwyższonej liczby zgonów w roku 2017. ¾ całorocznego przyrostu wolumenu zgonów wystąpiło w styczniu. W drugim tygodniu stycznia utrzymywały się mrozy rzędu minus 5-15 stopni w ciągu dnia, w nocy temperatura schodziła do minus 20 stopni (przy czym tzw. temperatura odczuwalna osiągała minus 25 stopni). Trzeci tydzień stycznia przyniósł utrzymywanie się wartości ujemnych, choć niewiele poniżej zera. Czwarty przyniósł niewielkie ochłodzenie i śnieg. W międzyczasie pojawiały się okresy ocieplenia z dodatnimi temperaturami.
Wojewódzkie Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne wskazywały na zwiększoną w stosunku do roku 2016 o 50-60% liczbę nowych zachorowań na grypę. W efekcie w styczniu 2017 umarło 44,4 tys. osób, podczas gdy rok wcześniej liczba zgonów była aż o ¼ niższa (33,3 tys.).
W przypadku reszty roku w trakcie 5 miesięcy liczba zgonów była o 1-3% niższa od tej z poprzedniego roku, w kolejnych 3 o 1-3 miesiące wyższa, zaś w przypadku 3 kolejnych trochę wyższa (luty o 7%, lipiec o 6%, październik 7%).
Takie relatywnie niewielkie, kilkuprocentowe zmiany w ciągu roku są czymś normalnym, wynikającym ze wspomnianego wpływu pogody. W efekcie o zwyżce liczby zgonów w rzeczywistości zdecydował styczeń.
Jednak – jak już wspomniano – po roku o wyższej umieralności – oczekiwać należy, iż rok 2018 będzie zdecydowanie bardziej korzystny, jeśli idzie o liczbę zgonów.
W długim okresie natomiast, niezależnie od zmian klimatycznych oraz postępu medycyny i warunków życia skazani jesteśmy na zwiększanie się liczby osób umierających. Choć trudno jednoznacznie wskazać skalę zmian, samo starzenie się ludności będzie w najbliższych latach podwyższać liczbę zgonów o 1-2% w skali rocznej (w sytuacji braku postępu w zakresie wydłużania się trwania życia wielkość ta wynosiłaby 2-3%). Dziać się to będzie w warunkach coraz niższej umieralności i wzrostu prawdopodobieństwa dożycia zaawansowanego wieku. Liczba zgonów nie może być zatem traktowana jako miernik opisujący warunki życia czy sytuację zdrowotną danej populacji.
Piotr Szukalski
Uniwersytet Łódzki
Komitet Nauk Demograficznych PAN
Komitet Prognoz „Polska 2000Plus” PAN