Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 361
Wydawnictwo WAB wydało książkę znanego szwedzkiego dziennikarza, profesora Uniwersytetu Sztokholmskiego Svena Lindqvista pt. Wytępić całe to bydło w tłumaczeniu Mileny Haykowskiej i Ireny Kowadło-Przedmojskiej.
Książka pokazuje historię europejskiego kolonialnego terroru i ludobójstwa (acz nie całą) głównie w Afryce (Wytępić całe to bydło) i Australii (Terra nullius. Podróż przez ziemię niczyją). Reportaże dotyczące Afryki powstawały w 1992 roku, natomiast te związane z Australią – w 2005. Autor sięga w nich zarówno do rasizmu i kolonializmu udokumentowanych poprzez relacje podróżników, misjonarzy, handlarzy oraz członków wypraw naukowych, jak i opisów barbarzyństwa europejskich kolonizatorów zawartych w literaturze pięknej. Warstwę dokumentalną wzbogacają filozoficzne i naukowe rozważania autora przywołujące dorobek intelektualny ludzkości, będące punktem wyjścia do refleksji czytelnika dotyczących natury człowieka, rozwoju świata i jego stanu dzisiaj, epoki kolonializmu, ale i rozwoju nauki.
Lindqvist, wychodząc od najbardziej znaczącej książki Józefa Conrada-Korzeniowskiego – Jądro ciemności (z niej pochodzi tytuł omawianej książki) - poprzez relacje członków ekspedycji badawczych, aż po przywołanie poglądów filozofów, czy biologów (Darwin, Lamarck) i prac antropologów (m.in. Bronisława Malinowskiego) – mierzy się z rasizmem, okrucieństwem, bezwzględnością i zachłannością Europejczyków. Europejczyków, bo to Europa, stojąca w XIX w. na wysokim poziomie rozwoju zawłaszcza kontynenty – ziemie, zasoby, także kulturę, wybijając rdzenną ludność, bądź czyniąc z niej niewolników.
Europa, to prawdziwe jądro ciemności, jest miejscem, gdzie rodzą się najpotworniejsze idee i są wypróbowywane głównie na innych, choć „swoich” też się nie oszczędza. Przemoc wobec słabszych, Innych, to ciągle reguła niż wyjątek i jakże trwała! – np. w Szwecji do 1966 roku istniała kara chłosty dla dzieci, a we Francji – jak pisze autor – nawet dzisiaj w sklepach z artykułami żelaznymi można kupić specjalną, przeznaczoną do karcenia żony i dzieci, skórzaną dyscyplinę zwaną martinet, składającą się z dziewięciu solidnych skórzanych rzemieni.
Autor ciekawie skonstruowanych reportaży, będących popisem erudycji, koncentruje się (w Trzeba zabić to bydło) głównie na Kongu, którego właścicielem był król belgijski, Leopold II, eksploatujący w sposób szczególnie okrutny miejscową ludność. Tak skutecznie, że w ciągu 20 lat z 20 mln zostało tylko 10 mln Kongijczyków (misjonarz Glave opisuje Belga, niejakiego kapitana Roma, który udekorował swoje rabaty głowami 21 tubylców zabitych w czasie karnej ekspedycji).
Ale pokazuje też innych „zdobywców” – Niemców, którzy wybili lud Herero (wypędzili ich na pustynię) i Nam w Namibii (wskutek działań Lothara von Trothy z 80 tys. Herero zostało tylko 15 tys.), Anglików i Francuzów. Przytacza opinię o tych podbojach Europejczyków, jaka krążyła wśród elit, iż kolonie są „świętym dziełem w służbie Cywilizacji”, a kolonizatorzy niosą „światło, wiarę i handel w ciemnych zakątkach ziemi”. Dość wspomnieć, iż na początku XX wieku 90% terytorium Afryki było pod kontrolą Europejczyków.
Europejczycy zagarnęli w XIX wieku ogromne terytoria w północnej Azji, Ameryce Północnej i Południowej, Afryce i Australii, pozbawiając rdzenną ludność ziemi, czyli podstaw bytu (p. Palestyna po 1947 roku). Wiek XIX to wiek systematycznego ludobójstwa i przekonania ówczesnych warstw rządzących, iż imperializm jest procesem koniecznym biologicznie, który prowadzi – zgodnie z prawami natury – do nieuniknionej zagłady ras niższych.
Kolonizacja nie zakończyła się zresztą w XIX wieku, ani na terytoriach pozaeuropejskich. Autor pokazuje na przykładzie II wojny światowej, że i Niemcy traktowali ją jak wojnę kolonialną, misję „rasy wyższej” zniszczenia rasy podludzi, czyli Słowian. Dowodzą tego choćby statystyki śmiertelności jeńców wojennych - tych z państw zachodnich umarło jedynie 3,5%, a jeńców ze Wschodu – 57%. Zgładzono wówczas 3,3 mln sowieckich jeńców wojennych, z czego 2 mln już w pierwszym roku wojny. Także pierwszymi ofiarami gazu w Auschwitz byli Rosjanie, choć ta wiedza została starannie wymazana po zakończeniu wojny. Naród żydowski miał być wytępiony w całości (co za podobieństwo z dzisiejszą Gazą!).
Nie mniej wstrząsająca jest druga część książki dotycząca kolonializmu i rasizmu w Australii i na Wyspach Oceanu Spokojnego, pokazująca nie tylko unicestwianie ludów je zamieszkujących, ale i teorie ówczesnych naukowców podpierających autorytetem nauki (teorią Darwina) rasistowskie działania kolonizatorów. W ich myśl, ludobójstwo było nieuniknionym efektem postępu, a rasy niższe (zwykle ciemnoskóre) należało poświęcić na rzecz postępu. Posuwano się nawet do twierdzenia, iż zabijanie rdzennej ludności miało charakter filantropijny, gdyż w masakrze jest coś z miłosierdzia… Nic więc dziwnego, że Brytyjczycy, którzy zawsze traktowali własną ekspansję jako niekwestionowane prawo (dzisiaj byłoby to nazwane „zasadami”), przeprowadzili na Nowej Zelandii najbrutalniejszą w historii kolonizację.
O tym, co się działo w Australii dowiadywaliśmy się stopniowo dopiero po II wojnie światowej. Z racji położenia tego najmniejszego kontynentu, jego geograficznej izolacji, wieści stamtąd dochodziły skąpe. Wiedzieliśmy, że była kolonią brytyjską, że zsyłano tam przestępców, a koloniści szybko się wzbogacali. Nikt nie zastanawiał się jednak dlaczego, skoro kontynent był słabo zaludniony i pozbawiony bogactw naturalnych?
Stopniowo jednak pojawiały się informacje, dokumenty o działaniach kolonistów brytyjskich, prace naukowe, pokazujące ogrom przemocy, jakiej się dopuszczali kolonizatorzy wobec rdzennych mieszkańców – Aborygenów. Lindqvist opisuje to wnikliwie w Terra Nullius. Podróż przez ziemię niczyją. Kolonizatorzy brytyjscy nie tylko zabierali Aborygenom urodzajną ziemię, spychając ich na terytoria pustynne i tworząc dla nich getta (obozy takie są tam do dzisiaj, tyle że dla imigrantów), ale i dopuszczali się ludobójstwa (na Tasmanii wybito wszystkich Aborygenów). Uznawali, iż Australia powinna być tylko dla białych przybyszów, stąd kwitło tam niewolnictwo, porywanie i odbieranie dzieci (do lat 70. XX w.!), degenerowanie (poprzez rozpijanie) Aborygenów i fizyczne niszczenie obszarów, na których pozwolono im mieszkać (przeprowadzono na nich ok. 600 prób jądrowych aż do 1963 r., mimo zakazu, w wyniku których powstało ok. 20 kg pyłu plutonu, 99 kg berylu, 7 ton uranu, 830 ton radioaktywnych odpadów i 1120 ton radioaktywnego piasku).
Także niszczenie z premedytacją wierzeń i sztuki Aborygenów – ta ostatnia została doceniona na świecie (bo nie w Australii) dopiero w latach 30. XX w. Trudno się jednak temu dziwić, skoro pogląd o Aborygenach w końcu XIX wieku ukształtowany został przez członków ekspedycji naukowej pod wodzą Ernesta Favenca: „jego (Aborygena – przyp. Al.) pochodzenie i historia giną w mrokach przeszłości. Nie posiada on żadnych pisanych źródeł i zna niewiele ustnych przekazów. Z wyglądu jest nagim, owłosionym dzikusem, a jego twarz ma niekiedy żydowskie rysy. O ile mi wiadomo, nigdy się nie myje.[…] Nie wie, co to religia. Nie ma żadnych tradycji[…] Dzięki nieustającym wysiłkom misjonarzy i hodowców bydła udaje się go stopniowo „wycywilizować” z powierzchni ziemi”[…]
Jakże ten opis przypomina rodzimy obraz chłopa polskiego opisany w książce Kamila Janickiego Pańszczyzna, którego cechował „wygląd ponury”, „cera brązowa, prawie czarna od słońca, twarz wychudła, oczy wpadnięte, unikające ludzkiego wzroku, wzrost na ogół zaledwie średni, raczej niski, chód powolny, rozum ociężały, niezdolny do działania”.
Jak widać, opisy rdzennej ludności zamieszkującej dwa tak bardzo oddalone od siebie terytoria i czasy niczym się prawie nie różnią. Tworzyli je albo kolonizatorzy zewnętrzni, albo wewnętrzni, a gdyby mocniej „poskrobać” to i dzisiaj znalazłyby się podobne, określające słabszych Innych, tyle że w bardziej zawoalowanej „kulturalnej” formie.
Anna Leszkowska
Wytępić całe to bydło, Sven Lindqvist, Wydawnictwo WAB, wyd. II połaczone, Warszawa 2023, s.447
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 225
„Wytłumaczenie wszystkiego" to film węgierskiego reżysera Gábora Reisza o politycznych podziałach w węgierskim społeczeństwie.
Film inspirowany jest prawdziwymi wydarzeniami z 2021 roku, kiedy Uniwersytet Sztuk Teatralnych i Filmowych w Budapeszcie stracił swoją autonomię i został całkowicie zreorganizowany przez rządzących, co spotkało się z licznymi publicznymi protestami oraz demonstracjami.
Bohaterem filmu jest licealista Abel, który przygotowuje się do matury. Zakochanie bez wzajemności w swojej szkolnej koleżance utrudnia mu naukę. Podczas egzaminu z historii (do którego nie jest dobrze przygotowany) na jaw wychodzą zaszłe spory na tle ideowym i politycznym między ojcem Abla a nauczycielem, po czym ten jednostkowy konflikt – spowodowany w dużej mierze przez Abla - rozdmuchiwany jest przez media, jeszcze bardziej utrudniając jego sytuację.
W tym zatargu (my też mamy takie), każdy ma swoje racje, niemniej najbardziej poszkodowanym jest Abel – przedstawiciel generacji, która dopiero wchodzi w dorosłe życie.(al.)
Film wchodzi na ekrany 13 września. Dystrybutor – Aurora Films.
- Autor: al
- Odsłon: 3282
... czyli dokładna historia polskiej prywatyzacji
Nie jest to książka najnowsza, ale wciąż bardzo aktualna i od chwili jej wydania - przemilczana, bo godzi w interesy wpływowych ludzi i środowisk, niezależnie od barw politycznych.
Biorąc pod uwagę jej wagę merytoryczną oraz wielkość zagadnień, których dotyczy, winna być elementarzem dla wszystkich, którzy zostali dotknięci skutkami zmiany ustrojowej w Polsce po 1989 roku.
Z deszczu pod rynnę to bowiem opis i jedyna jak dotąd tak dokładna i obszerna analiza polskiej prywatyzacji – działań w obszarze politycznym, społecznym i gospodarczym w skali nieznanej wcześniej na naszym kontynencie.
Jej autor, prof. Jacek Tittenbrun, to socjolog, kierownik Katedry Socjologii Przedsiębiorczości i Pracy oraz Zespołu Badań Socjoekonomicznych w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu, profesor zwyczajny Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, laureat wielu nagród naukowych oraz stypendiów zagranicznych. Jego główne zainteresowania naukowe obejmują socjologię gospodarki ze szczególnym uwzględnieniem problematyki własności oraz zagadnienia zróżnicowania społecznego.
Jest analitykiem, który z lewicowej perspektywy poddaje krytyce kapitalizm, a jednocześnie nie idealizuje PRL i nie przemilcza roli dawnych działaczy PZPR w budowaniu nowego ustroju.
Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji to czterotomowe dzieło pokazujące w detalach historię polskiej prywatyzacji, które autor pisał przez wiele lat, wykorzystując badania własne i zespołowe, którymi kierował. Podstawowym źródłem stały się jednak materiały prasowe, komunikaty spółek, sprawozdania NIK, Państwowej Inspekcji Pracy i inne dostępne badaczowi. Narracja zaczyna się w latach 80.- okresie, kiedy zaczęto rozdawać już pierwsze karty gospodarczych i politycznych przemian. To wówczas kształtują się podwaliny procesu, który wybuchł po 1989 roku i wskutek którego naród został ograbiony z majątku wspólnego, tworzonego z trudem i kosztem wielkich wyrzeczeń przez co najmniej jedno pokolenie. (Wystarczy przypomnieć, że od stycznia do września 1989 r. powstało 12,6 tys. tzw. spółek nomenklaturowych między osobami prywatnymi a przedsiębiorstwami uspołecznionymi. Były to w większości spółki trudniące się pasożytniczym pośrednictwem. Proceder dzikiej prywatyzacji tak się rozplenił – Tittenbrun nazywa to konwersją kapitału politycznego w kapitał ekonomiczny – że w połowie 1991 r. rząd Mazowieckiego zakazał urzędnikom państwowym udziału w takich spółkach. Zakaz zniesiono już po roku, za rządów Jana Krzysztofa Bieleckiego).
Na kartach tej książki spotykamy się z dobrze znanymi nam nazwiskami – prawie wszystkie obecne są dzisiaj w polityce i gospodarce. Nie ma żadnej prywatyzacji bez nazwisk znajomych nam z dzisiejszych mediów. „Bohaterowie” bezkarnego pozbawiania obywateli majątku narodowego są więc dobrze znani, podobnie jak i drobiazgowo wręcz opisane są ich czyny. Mamy tu okazję poznać wszystkie większe i mniejsze, bardziej i mniej znane, a nawet nieznane afery i skandale, w jakie obfitowały przemiany własnościowe w naszym kraju. Wszystkie są znakomicie i precyzyjnie udokumentowane liczbowo.
W pierwszym tomie Z deszczu pod rynnę opisane są początki polskiej prywatyzacji, start giełdy, afera PZU i środowiska polityczne zaangażowane w te procesy. W drugim - ciemne strony prywatyzacji i patologie w przedsiębiorstwach przejmowanych przez rodzimych kapitalistów. W trzecim, autor zajmuje się udziałem kapitału zagranicznego w prywatyzacji, a w czwartym – m. in. klęską NFI.
Jak pisze wydawca (Zysk i S-ka) - „Specyfika i walor socjologicznego i humanistycznego spojrzenia autora polega na tym, iż na tę powikłaną często historię patrzymy przez pryzmat ludzi - jednostek i grup biorących w niej udział. Takiego spojrzenia na prywatyzację dotychczas w polskiej literaturze nie było. Ale książkę wyróżnia nie tylko to - mimo kompetencji naukowych autora i mnogości przytaczanych faktów, nie przytłacza ona czytelnika. Dzięki jego lekkiemu pióru nie jest to bowiem typowa akademicka księga przeznaczona i zrozumiała dla wąskiego czy wręcz elitarnego kręgu osób. Przeciwnie, styl autora w równej mierze co opisywane zdarzenia wciąga czytelnika w lekturę, nie pozwalając mu się od niej oderwać, tak jakby czytał jakiś dobry kryminał. Bo czyż historia rodzimej prywatyzacji nie była kryminałem? - sugeruje autor".
Z deszczu pod rynnę to nie tylko kryminał, to ładunek wybuchowy, swoista nitrogliceryna, książka, której samo czytanie wymaga silnych nerwów, choć opisuje fakty, których byliśmy przecież świadkami. O niektórych już zapomnieliśmy, ale warto je sobie przypomnieć teraz, kiedy widzimy, jakimi nędzarzami się staliśmy i za czyją sprawą. (al)
Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji, tomy 1-4, Jacek Tittenbrun, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2007, str. 1876.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 783
Czołgi. Sto lat historii – to książka Richarda Ogorkiewicza wydana przez oficynę RM w tłumaczeniu Grzegorza Siwka.
„Cel, jaki mi przyświecał podczas pisania tej książki, to obszerne omówienie ewolucji i zastosowania czołgów na całym świecie, od rozpoczęcia prac nad nimi sto lat temu po dzień dzisiejszy” – pisze we wprowadzeniu do książki autor, znany na świecie specjalista od broni pancernej, profesor w Royal Military College of Science.
Przedstawia w niej proces powstawania czołgu oraz jego debiut bojowy podczas I wojny światowej, okres utraty zainteresowania te bronią oraz jej renesans w miarę rozwoju techniki uzbrojenia. Coraz większe możliwości czołgów sprawiły – pisze autor – że stały się one najważniejszym elementem zmechanizowanych formacji wojskowych. Taka sytuacja trwała do końca II wojny światowej, kiedy wojska pancerne miały decydujący wpływ na zwycięstwa w bitwach. Czołgi były wówczas podstawą sił zbrojnych wszystkich państw, a Związek Radziecki, USA, Wielka Brytania i Niemcy były ich głównymi producentami.
Opowieść dokumentalna o czołgach nie kończy się jednak na latach wojennych – autor pokazuje rozwój czołgów w okresie zimnej wojny, także poza Europą i USA, a dalej prowadzi czytelnika do czasów współczesnych. W „Dodatku” zamieszczonym na końcu książki przedstawia ogólny opis rozwoju dział czołgowych i napędów, mobilności pojazdów, a także kwestii bezpieczeństwa załóg czołgów. Dla entuzjastów techniki wojskowej szczególnie ciekawe mogą też być obszerne przypisy oraz ilustracje.
Sam autor tak charakteryzuje swoje dzieło: „W tej książce poruszyłem wiele tematów, a jednak nie pretendowałem do stworzenia wyczerpującego kompendium. W związku z tym w istocie zająłem się tylko najważniejszymi i najciekawszymi typami czołgów, jakie do tej pory skonstruowano. Podobnie ograniczyłem się do zaledwie napomknienia o wielkich bitwach i operacjach militarnych z udziałem czołgów, gdyż szczegółowy opis tych batalii wykraczałby poza ramy tego opracowania”.(js)
Czołgi. 100 lat historii, Richard Ogorkiewicz, wydawnictwo RM, wyd. III, 2021, s. 360, cena 39,99 zł.