Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 892
o 14.08.22 we wrocławskim Muzeum Etnograficznym można oglądać rzeźby Piotra Rogalińskiego - współczesnego artysty, rzeźbiarza, muzyka i autora scenografii teatralnych, który inspiruje się dawną twórczością ludową.
Przetwarzając materiały z drugiego obiegu, przede wszystkim używane dawniej na wsi drewno, Rogaliński tworzy wielopostaciowe i ruchome instalacje opowiadające o losie człowieka – wpisanym w otaczającą naturę. „Nie-zabawki” to niewielkie rzeźby, instalacje i artefakty wykonane ze starego, już niepotrzebnego materiału (belek, kutych elementów, fragmentów narzędzi rolniczych itp.), często w uproszczony sposób. Swą formą i surowością przypominają archaiczne przedmioty. Umieszczone w nowych kontekstach, poruszają istotne ludzkie sprawy: trud życia codziennego, intymny kontakt z drugą osobą, miłość, a także samotność i śmierć.
Jak pisze Marta Derejczyk: „»Nie-zabawki« to na pierwszy rzut oka świat odwróconego porządku. Łódka, drewniany konik z wózkiem, ptaszki czy domki dla lalek umieszczone we współczesnych kontekstach zaczynają współtworzyć opowieść o dzisiejszym świecie i dręczących go problemach. Kontrast jest uderzający, ponieważ zwykle dzieciństwo i wszystko, co jest z nim związane, postrzegane jest w kategoriach niewinności, radości, zabawy.
Czy jednak zabawki oraz zabawa są rzeczywiście takie naiwne i wesołe? Dzieci naśladują dorosłych, odgrywają role rodziców, budują i urządzają domki, a nawet bawią się w wojnę, wykorzystując zabawkowe łuki i pistolety. Świat emocji dziecka nie jest mniej poważny niż osób dorosłych. Na pewno nie powinien być też lekceważony.Rzeźby i instalacje Piotra Rogalińskiego nie są jednak kolorowe jak większość współczesnych zabawek. Nie są też efektem masowej produkcji. Powracają do dawnych, wręcz archaicznych, możliwie uproszczonych form, przez co odsłaniają wiele ważnych treści ukrytych w zabawkach. Starają się powrócić do sensu i istoty rzeczy, zostawiając tylko to, co absolutnie niezbędne. Rysy twarzy nie są potrzebne, by rozpoznać człowieka, świnka-skarbonka może stać się bankiem, a liczydło biurowcem”.
Piotr Rogaliński jako twórca „nie-zabawek” jest bardzo konsekwentny w wyborze środków estetycznych. Preferuje stare drewno i okucia, zachwyca go dostrzegalny na nich upływ czasu, docenia niedoskonałość materiału. W swojej działalności czerpie ze starego języka wiejskiej twórczości, jego estetyki i szczególnej poetyki. Udowadnia, że tradycja wciąż może być źródłem żywej kultury i nosi w sobie potencjał wyrażenia treści dla człowieka najbardziej istotnych.
Specjalnie dla Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu artysta stworzył pracę nawiązującą do słynnych uli figuralnych znajdujących się w zbiorach muzeum – jest nią postument ze świecą z pszczelego wosku, oddający hołd tym owadom.
Więcej - https://mnwr.pl/nie-zabawki/
Rozmowa z artystą - https://mnwr.pl/muzealne-rozmowy-stare-rzeczy-mowia-o-jakiejs-tajemnicy/
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 2802
Firma to moja praca, malarstwo to moje życie – wyznaje Elżbieta Murawska.
- Kiedyś przyszedł do mojej firmy pewien Francuz, rozejrzał się po ścianach zawieszonych obrazami i powiedział: „To niebywale bogata firma!” Dlaczego? – spytałam zaskoczona. – Wisi tu tyle oryginalnych obrazów, a rzadko się zdarza, nawet we Francji, żeby w jednym miejscu w jednej firmie było tak dużo obrazów.. – Bo chyba rzadko się zdarza, że właściciel firmy jest artystą – odpowiedziałam. Elżbieta Murawska jest właścicielką firmy…farmaceutycznej.
Niebiańskie przestrzenie dostępne w Galerii Dostępna w Warszawie. Można się w nich zanurzyć, zatonąć, zasnąć. Działają kojąco. I mają w sobie wiele poezji, wręcz liryzmu. Delikatne, subtelne, wyryte w pamięci. Niebiańskiej… Wszystko oscyluje gdzieś w kierunku nie tyle nieba, co owej przestrzeni szczęścia. Szczęścia, jakie dane jest artyście, gdy na płótnach może nie tylko budować, ale stwarzać świat własny, po swojemu, jedyny, niepowtarzalny.
W obrazach Elżbiety Murawskiej jest poczucie szczęścia, jakie daje radość tworzenia. Jest jakaś promienność i radość. Trochę przypomina to rozigrane dziecko rozbawione niemal do utraty tchu spontanicznym osadzaniem plam, barw, kształtów, form w przestrzeni płótna. „Najważniejsze jest umieć wyłuskać z tych wszystkich zależności, konwenansów, zwyczajów, układów, jakimi przez lata życia nasiąkamy i życie nas nasącza spontaniczną, niczym nieskrępowaną radość dziecka” – mówił Adam Hanuszkiewicz. To jest w malarstwie Elżbiety Murawskiej. Mimo bardzo precyzyjnie i konsekwentnie przemyślanym układom kolorów i rytmów w każdym obrazie artystka jest rozbawiona tym, co stworzyła na płótnie. I to jej malarskie rozbawienie nam, widzom, się udziela.
Pragniemy igrać razem z nią tymi kolorami, kreską, rytmami, natłoczeniem ludzi – ludzików w przestrzeni. Niektóre z jej obrazów są tak nasycone formami, postaciami, przedmiotami, że aż przywodzą na myśl skojarzenie odległe, ale jednak niemal narzucające się z „Przyrostem naturalnym” Tadeusza Różewicza. Zwłaszcza z inscenizacją Kazimierza Brauna w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu (np. obraz Każdy chciałby się wcisnąć). To, co się w nim dzieje rozsadza przestrzeń płótna, pragnie się z niej wyrwać, wylać nieokiełznaną, rozszalałą falą na zewnątrz zagarniając wszystko po drodze. Nie ma tu Różewiczowskiej grozy, a jeżeli, to tkwi ona gdzieś w odległej refleksji, ale jest podobny dynamizm, podobne napięcie, jakie tworzy nadmierne zagęszczanie form, linii, rytmów, odcieni kolorów, emocji...
Obrazy Elżbiety Murawskiej przypominają rzucone na papier luźne notatki. Zapiski chwil. Próby utrwalenia tego, co ulotne i zwiewne. Delikatna kreska, która zatrzymuje w przestrzeni płótna chwile, natłok kształtów pragnących niekiedy ową przestrzeń rozsadzić. Wszystko jakieś takie rozświetlone, jasne, promienne, rozplotkowane. Tak, właśnie są to najbardziej rozplotkowane obrazy świata. Rozmawiające o sprawach drobnych i ważnych, przerzucające się formami, rysunkiem, kolorem. Artystka z nami, patrzącymi na jej obrazy, rozmawia. Lekko, chociaż nie zawsze łatwo i przyjemnie. Bo jest to takie malarskie plotkowanie o tym i o owym, typowo kobiece plotkowanie, ale też i grzebanie w tej kobiecej duszy nieznanej, tajemnic pełnej, niepokornej, nieustannie się gdzieś wyrywającej. W przestrzeń niebiańską? Być może…
Jest w jej malarstwie wiele teatru. W każdym obrazie rozgrywa się cały spektakl. Spraw kobiecych i malarskich. Sztuki i życia. Człowiek w obrazie Elżbiety Murawskiej jest wplątany w swoje wewnętrzne ja, poszukujący tego, co prawdziwe i tylko zewnętrzne, usiłujący z owego rozproszenia i rozedrgania form, barw, linii wyłuskać siebie. Bardzo ważny jest w jej obrazach kolor, rysunek, rytm. Jeden obraz jest skomponowany z wielu obrazów przedstawiających jakby ten sam temat, ale w różnych konfiguracjach, aspektach, przestrzeniach, wyrazach, formach, odcieniach.
To jakby nieustanne malowanie jednego obrazu w tym samym rytmie powtarzalnych fraz. To rytm dzieli kolor, nadaje tempo, tworzy klimat. Kolor go wypełnia, rozświetla, rozjaśnia. Daje moc terapeutyczną. Patrząc na to malowanie doznajemy pewnego oczyszczenia, katharsis. Artystka przemawia własnym językiem malarskim, stawia na swoją wrażliwość, oryginalność, swój styl. To malarstwo z duszą kobiety (jakżeby mogło być inaczej!). Jej wrażliwością, delikatnością i rozedrganiem widocznym w prowadzeniu rysunku, kompozycji płaszczyzn, ale i siłą.
Kobiece zmyślenia i zamyślenia malarskie Elżbiety Murawskiej nie tylko tworzą własny świat, ale też łączą świat realny z pewną fantasmagorią stwarzaną na płótnie, w której wszystko drży jakby na granicy jawy i snu. Są w nim jakby cienie i odcienie tego, co rzeczywiste zanurzone w tym, co malarskie, odmienne, inne, własne. Świat, w którym gubiąc się artystka może najgłębiej i najprawdziwiej się odnajduje. Sylwetki skonstruowane linią, prowadzone w sposób linearny, miękki zapełniają małe i wielkie przestrzenie obrazów, w subtelnym rysunku powtarzają się rytmicznie, choć niespokojnie. Nie ma w tym malarstwie wyrachowania. Do przepływających przez przestrzeń obrazu linii, cieni, kolorów i form artystka podchodzi z jednakowym emocjonalnym napięciem. Fragmenty obrazu rozbijają świat na kawałki, ale te kawałki tworzą zwartą, przemyślaną, bardzo konsekwentnie skonstruowaną kompozycyjnie przestrzeń. Malarstwo z rysunkiem wzajemnie się dopowiadają, dopełniają. Gdyby malarstwo Elżbiety Murawskiej porównać do muzyki (układają się w jej obrazach rytmy i kolory jak frazy muzyczne), to najbliżej byłoby im chyba do „Clair de lune” Debussy`ego. Kompozytor mawiał, że „muzyka zaczyna się tam, gdzie słowo jest bezsilne – nie potrafi oddać wyrazu; muzyka jest tworzona dla niewyrażalnego”. Podobnie malarstwo.
Sztalugi, płaszczyzna płótna, pędzel i paleta, a za chwilę widzimy ją wessaną w grę interesów, wsuniętą w świat biznesu jak w wygodny fotel. Co łączy te dwa światy? Wyobraźnia – niezbędna w sztuce i w biznesie. Biorąc pędzel do ręki coraz wyraźniej widzi cel, który zamierza osiągnąć. W biznesie tymi pociągnięciami pędzla jest znajomość rynku, rozmowy, spotkania. I malarstwo, i biznes, opierają się na pewnych rytmach. Wyobraźnia wyłapując je tworzy określony ich układ. Dwa światy niby odległe, a w gruncie rzeczy spójne i sobie bliskie. Niektórzy są klientami jej firmy i kupują kapsułki oraz tabletki, by wspomóc swój organizm i zadbać o zdrowie, inni są koneserami jej sztuki i kupują obrazy, by zanurzyć się w świat piękna.
Justyna Hofman-Wiśniewska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 924
Blisko 90 artystek i artystów młodego pokolenia bierze udział w wystawie „Niepokój przychodzi o zmierzchu”, którą można oglądać w Zachęcie do 16.10.22.
Na wystawie zobaczymy prace twórców urodzonych w latach 80. i 90. XX wieku, zarówno niedawno debiutujących, jak i tych o ugruntowanej pozycji i rozpoznanej praktyce, których dzieła nie były jeszcze nigdy prezentowane w Zachęcie. Wystawa jest nie tylko obszerną prezentacją młodej polskiej sztuki, ale przede wszystkim opowieścią o niepokojach, emocjach i tkwiącym w nich potencjale zmiany.
Wchodzenie w dorosłość współczesnych dwudziesto- i trzydziestolatków przypadło na czas kumulacji kryzysów i momentów zwrotnych obniżających poczucie bezpieczeństwa. Wszystko wydaje się dziś groźne, podważana jest jakakolwiek pewność co do przyszłości: od rozwoju technologii wymykających się spod kontroli, poprzez niesprawiedliwości społeczne i wykluczenia, aż po pandemię.
Uczestnictwo w protestach, zaangażowanie polityczne oraz przeżywanie katastrofy klimatycznej i środowiskowej stały się wyróżnikami tożsamości młodych. Te pokoleniowe doświadczenia są źródłem silnych emocji, kumulują w sobie wszystkie rodzaje lęków: egzystencjalne, społeczne, nawet religijne. Wystawa „Niepokój przychodzi o zmierzchu” pozwala przyjrzeć się językom wyrażania tego, co tak trudno opisać — niepewności, braku wiary w przyszłość — oraz strategiom opowiadania o własnej traumie czy lęku.
Przedstawiane prace prezentują szeroki wachlarz tematów m.in. intymne opowieści o depresji, zdrowiu psychicznym, potrzebie bliskości i miłości, samotności. Duża część z nich porusza motyw przemocy – od indywidualnej, wymierzonej przeciwko sobie samemu, po systemową. W wielu można dostrzec ironię i humor, fetyszyzm popkulturowy, a także inspiracje cyberfuturyzmem i posthumanizmem. Inne ważne wątki to śmierć, żałoba, nihilizm, a wreszcie namysł nad ciałem i seksualnością. Finał wystawy budują prace czerpiące z poetyki katastrofy, poświęcone archeologii przyszłości, relacji człowieka z naturą, magii, ezoteryce i poszukiwaniu duchowości. Kościotrupy, zombie, centaury, wampiry, słodkie chłopaki, sprawcze kobiety, migranci, cyborgi — to tylko niektórzy z bohaterów prac prezentowanych w Zachęcie.
Choć wystawa swoją formą nawiązuje do tradycyjnie rozumianego przeglądu aktualnej sztuki, nie koncentruje się na mapowaniu zjawisk, tendencji i najważniejszych postaw oraz nie wskazuje kluczowych aktorów i aktorek sceny artystycznej. Zwraca uwagę na pokoleniową wrażliwość i różne sposoby reagowania na napięcia i zmiany. Jest szukaniem tego, co wspólne, a nie prezentacją indywidualności czy oryginalnych postaw.
Tytuł wystawy został zaczerpnięty z powieści Marieke Lucas Rijneveld (Niepokój przychodzi o zmierzchu, Wydawnictwo Literackie, 2021), której dziesięcioletnia bohaterka pewnego dnia postanawia „nie wypuścić z siebie niczego” i przestaje zdejmować kurtkę. Kurtka staje się jej pancerzem i symbolicznym znakiem traumy. Rijneveld niezwykle sugestywnie opowiada o deficytach emocjonalnych, o żałobie, o końcu świata utożsamianego z dzieciństwem. Tytułowy niepokój wydaje się podstawową emocją, towarzyszącą na co dzień nie tylko bohaterce książki, ale także i nam.
W Zachęcie można zobaczyć prace powstałe przede wszystkim w ostatnich trzech latach (2020 –2022), reprezentujące wszelkie media: od ogromnie popularnego w ostatnim czasie malarstwa, przez rysunek, instalacje rzeźbiarskie, wideo, fotografię, ceramikę, tkaninę, performans i działania. Częścią wystawy będzie jesienny (wrzesień–październik) program wydarzeń na placu Małachowskiego oraz program performatywny.
Kuratorka wystawy: Magdalena Komornicka
Więcej informacji: https://zacheta.art.pl/pl/wystawy/niepokoj-przychodzi-o-zmierzchu-the-discomfort-of-evening
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 75
Do 24.08.25 w BWA Wrocław Główny można oglądać wystawę pn. Nieposłuszne gwiazdy.
„Posłuszne gwiazdy” to określenie, jakim posłużył się szkocki powieściopisarz i poeta Robert Louis Stevenson, gdy opisywał gazowe latarnie oświetlające dziewiętnastowieczny Londyn. Wyrażona w tej formule idea ujarzmienia nocy znakomicie wpisywała się w modernizacyjne wizje epoki nowoczesności, na czele z obietnicą podboju natury i ambicją dostosowania zjawisk przyrody do potrzeb człowieka. Wystawa proponuje inne spojrzenie na relację człowieka z kosmosem. Tutaj gwiazdy – rozumiane jako zjawiska pozaziemskie i niedające się okiełznać – nie podlegają ludzkiej woli i planom, są nieposłuszne.
Czas narodzin zachodniej nowoczesności był okresem odseparowywania się człowieka od tego, co zaczęto nazywać „naturą”. Upowszechnienie się sztucznego oświetlenia uniezależniło ludzi od ograniczeń światła słonecznego. Popularyzacja zegarów i kalendarzy wpłynęła na doświadczanie czasu. Astrologia, stanowiąca wcześniej uzupełnienie astronomii, straciła status poważanej nauki, a narodziny kapitalizmu zmieniły naszą codzienność – m.in. sposób odżywiania się czy podejście do snu.
Powszechne obecnie postrzeganie przyrody jako towaru jest pokłosiem przemian, jakie zaszły w Europie od XVII wieku do XIX – w okresie zapoczątkowanym przez rewolucję naukową i zwieńczonym narodzinami przemysłowego kapitalizmu. Wciąż oddzielamy się nie tylko od innych bytów ziemskich, ale i od kosmosu. Współczesna kultura ukazuje ciała niebieskie przede wszystkim jako obiekty podboju i kolonizacji. Wystawa jest swoistym esejem wizualnym i stanowi rezultat poszukiwań innych obrazów kosmosu; obrazów wpływu, jaki wywiera na nas, nasze ciała i otoczenie. Składają się na nią prace artystek i artystów różnych pokoleń, którzy przyglądają się konsekwencjom nowożytnego odczarowania świata.
Prace na wystawie podejmują temat sił pozaziemskich dających się uchwycić w takich zjawiskach, jak naprzemienność nocy i dni, grawitacja czy przypływy i odpływy oceanu. Niektóre odwzorowują widok nieba, inne stanowią zapisy eksperymentów angażujących ciało i badających kosmiczne oddziaływania. Wszystkie przywołują wiedzę „roztrwonioną”, wiedzę sprzed procesów industrializacyjnych, potrzebną nam dziś do wykształcenia nowej wrażliwości w dobie katastrofy ekologicznej.
Kuratorki: Katarzyna Czeczot, Joanna Kobyłt
Artystki i artyści: Lauren Darling, Lucjan Demidowski, Tomasz Dobiszewski, Katarzyna Korzeniecka, Natalia LL, Witek Orski, Johan Österholm, Łukasz Radziszewski, Maja Rozbicka, Kama Sokolnicka, Sarah Cameron Sunde, Iza Tarasewicz, Irina Teodorescu, Mateusz Wysocki, Jakub Woynarowski
Za: https://bwa.wroc.pl/wydarzenie/nieposluszne-gwiazdy/?gr_m=CM&gr_co=wwE&gr_s=LLj&gr_x=a62e