Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1567
By far the greatest danger of Artificial Intelligence is that people conclude too early that they understand it.
Elizer Yudkowsky*
Pojawienie się sztucznej inteligencji, zwłaszcza „silnej", jest niewątpliwie kamieniem milowym na drodze do doskonalenia nauki i techniki. Sygnalizuje on wkroczenie w nową fazę postępu cywilizacyjnego. Zapoczątkowanie ery sztucznej inteligencji jest równie doniosłe, jak ery atomowej. Jedno i drugie stworzyło ludziom możliwość przekraczania samych siebie, co wznieciło nadzieję na okiełznanie sił przyrody i stworzenie lepszych warunków życia pod warunkiem, że z energii jądrowej i sztucznej inteligencji będzie się korzystać w celach pokojowych i na pożytek ludzi.
Jednak wkrótce okazało się, że energię jądrową i sztuczną inteligencję stosuje się do celów militarnych i innych, które stwarzają coraz większe zagrożenia i rodzą poważne obawy o doprowadzenie do upadku gatunku ludzkiego. Trzeba podkreślić, że sztuczna inteligencja jest bronią gorszą od broni jądrowej.
Po pierwsze dlatego, że nie jest składowana w określonych, nielicznych arsenałach na Ziemi, które znajdują się stale pod kontrolą. Komputery są wszędzie. Znajdują się w zegarkach, telefonach komórkowych, zmywarkach i wielu innych przedmiotach i urządzeniach.
Po drugie, surowce dla produkcji broni jądrowej - złoża uranu i plutonu - znajdują się też tylko na określonych terytoriach i są ograniczone. Natomiast surowce dla sztucznej inteligencji są nieograniczone i znajdują się wszędzie.(1)
Po trzecie, od wybuchu broni jądrowej ginie wprawdzie wiele osób, ale nie cala ludność świata, podczas gdy od sztucznej inteligencji może zginąć cały gatunek ludzki.
Oczywiście, można podejść beztrosko lub cynicznie do tych zagrożeń i obaw z punktu widzenia własnych korzyści, kierując się zasadą „tu i teraz", jak na przykład Samuel H. Altman (amerykański przedsiębiorca, inwestor, programista i bloger): „Sztuczna inteligencja prawdopodobnie zapoczątkuje koniec świata, ale do tego czasu będzie działać kilka świetnych firm”.
Pożytki płynące z sztucznej inteligencji są na ogół dobrze znane, zwłaszcza na podstawie własnego doświadczania jej zastosowań w różnych sferach życia i przedmiotach codziennego użytku. Mniej znane są niebezpieczeństwa kryjące się w sztucznej inteligencji, bo z różnych względów za mało się je nagłaśnia. A jest ich multum. Ich prezentacji nie dałoby się zmieścić w jednej książce. Dlatego ograniczyłem się do jednej kwestii - do odczłowieczania ludzi przez sztuczną inteligencję, czyli przez samych siebie, ponieważ sztuczna inteligencja jest dziełem ludzi.
Rozwój inteligencji naturalnej, kształtowanej pod wpływem środowiska przyrodniczego, doprowadził na określonym etapie do pojawienia się gatunku Homo sapiens. I w dalszym ciągu jej rozwój czyni nas ludźmi coraz lepiej przystosowanymi do życia w nowych warunkach. Na współczesnym etapie rozwoju ludzkości ukształtowała się inteligencja sztuczna pod wpływem środowiska sztucznego, kulturowego. Dzięki niej można by wydłużyć czas istnienia naszego gatunku, jeśli sztuczną inteligencję z naturalną będzie łączyć nie tylko relacja komplementarności, jak pisze francuski informatyk Yann LeCun, lecz symbiozy. Ale może on też ulec skróceniu w konsekwencji postępującej dehumanizacji.
Szansa na wydłużenie istnienia naszego gatunku jest chyba równa ryzyku jego skrócenia. Sztuczna inteligencja z pewnością doprowadziła już do transformacji dzisiejszego człowieka w transczłowieka i w przyszłości doprowadzi do pojawienia się postczłowieka, a wraz z tym do powstania nowej rodziny hominidów.
Pojęcie sztucznej inteligencji
Termin „sztuczna inteligencja” pojawił się po raz pierwszy dzięki Johnowi Mc Carthy'emu, wynalazcy języka programowania LISP, podczas konferencji „Letni projekt badawczy nad sztuczną inteligencją” w Darthmouth College w Hanowerze w stanie New Hampshire w 1956 r.(2) Uczestniczyli w niej różni badacze, których celem było opracowanie maszyn o inteligentnym zachowaniu się. Konferencję tę uznaje się za dzień narodzin badań nad sztuczną inteligencją.(3)
Chociaż minęło sześćdziesiąt pięć lat, w ciągu których wiele różnych definicji znalazło się w obiegu, to jeszcze nie zdołano precyzyjnie zdefiniować tego pojęcia. Znalezienie jakiejś jednej definicji jest trudne, ponieważ po pierwsze, wciąż nie ma zgody na to, co należy rozumieć pod pojęciem „inteligencja”, a po drugie, ze względu na bardzo rozległe związki sztucznej inteligencji z jej otoczeniem.(4)
Co dokładnie oznacza sztuczna inteligencja, do dziś nie wiadomo. Potocznie i w psychologii przez inteligencję rozumie się ogół zdolności umysłowych jakiegoś człowieka. Natomiast kiedy mówi się o sztucznej inteligencji, to przez inteligencję rozumie się zdolność umysłową, właściwą całemu gatunkowi ludzkiemu.
Rozróżnia się dwa rodzaje sztucznej inteligencji - silną (Strong AI) i słabą (Weak AI). Ze słabą ma się do czynienia wtedy, gdy sztuczną inteligencję (komputer) wykorzystuje się tylko do realizacji konkretnych typów zadań lub problemów, gdy koncentruje się ona na jednym wąskim zadaniu, które potrafi wykonać lepiej od człowieka.
A o silnej mówi się wtedy, gdy sztuczna inteligencja (komputer) nie tylko wspomaga umysł ludzki, ale faktycznie jest umysłem. Silna sztuczna inteligencja próbuje mapować i naśladować ludzi oraz wszystkie procesy zachodzące w mózgu, także świadomość i empatię.
Słaba sztuczna inteligencja została już technicznie wdrożona w wielu rozwiązaniach programowych. O wiele trudniej jest z rozwojem i wdrażaniem silnej sztucznej inteligencji. Istotną trudnością jest stworzenie sztucznych sieci neuronowych w postaci reprezentacji matematycznej (cyfrowej). Kiedy przedmiotem refleksji jest los człowieka i ludzkości w zależności od postępu badań i wdrażania sztucznej inteligencji, to nie chodzi o słabą inteligencje sztuczną, lecz o silną. Dlatego mówiąc o sztucznej inteligencji, będę miał na myśli silną inteligencję sztuczną.
Od Homo sapiens do Homo artificialis intelligentia
Rozwój inteligencji naturalnej człowieka postępował najpierw przede wszystkim w wyniku ewolucji biologicznej. Potem, coraz bardziej pod wpływem ewolucji społecznej i kulturowej, głównie za sprawą postępu nauki i techniki. Punktem zwrotnym było zapoczątkowanie ery komputerów i robotów, kiedy pojawiła się inteligencja sztuczna. Odtąd zaznacza się coraz większy wpływ ewolucji kulturowej aniżeli biologicznej na dalsze losy gatunku ludzkiego.
Sztuczna inteligencja zaczęła rozwijać się wtedy, gdy naturalna zbliżała się do punktu szczytowego i zaczęła wkraczać w fazę schyłkową. Badania dowiodły, że człowiek nie może doskonalić ad infinitum swoich zdolności cielesnych i umysłowych ani powiększać swoich atrybutów, jak np. wydłużać czasu życia, zwiększać swojego wzrostu, być coraz silniejszym itp., lecz tylko do pewnych granic, które już kurczą się wskutek degradacji środowiska.(5)
Jean-François Toussaint (profesor fizjologii na Uniwersytecie Kartezjusza w Paryżu) stwierdził, że te atrybuty już nie wzrastają, pomimo dalszego ciągłego postępu żywieniowego, medycznego i naukowego. Przeciwnie, gdzieniegdzie obserwuje się już ich spadek. To sugeruje, że współczesne warunki życia (przyrodnicze i społeczne) pozwoliły naszemu gatunkowi osiągnąć granice wzrostu potencjału ludzkiego i teraz rozpocznie się jego zmniejszanie.
Dotyczy to również rozwoju inteligencji naturalnej. Na razie, od ponad stu lat, żyjemy w „intelektualnym złotym wieku". W tym czasie IQ ludzi stale rosło o 30 punktów w ciągu dekady, zgodnie z efektem Flynna. Obecnie chyba doszliśmy do końca tego wzrostu, ponieważ iloraz inteligencji zaczął się zmniejszać . Na przykład w Finlandii, Norwegii i Danii punkt zwrotny wzrostu IQ nastąpił w połowie lat dziewięćdziesiątych, po czym średnie IQ spadało tam o około 0,2 punktu rocznie.(6)
Dzięki rozwojowi naturalnej inteligencji u hominidów (małp człowiekowatych) pojawiły się istoty człowiekowate, które przekroczyły swoje dotychczasowe możliwości, czyli transhominidy. Utworzyły one nowy gatunek, który nazwano Homo sapiens. Tak więc, faktycznie współczesny człowiek jest rozwiniętą postacią transmałpy.
Teraz, dzięki rozwojowi inteligencji sztucznej, zaczęła kształtować się nowa istota ludzka, również przekraczająca swoje dotychczasowe możliwości, którą nazwano transczłowiekiem. Jest ona formą przejściową do jakościowo innej istoty ludzkiej, o której jeszcze nie wiadomo prawie nic konkretnego. Nazwano ją enigmatycznie „postczłowiekiem". Prawdopodobnie nie będzie on już należał do gatunku Homo sapiens, który pojawił się w wyniku rozwoju inteligencji naturalnej. Będzie człowiekiem będącym produktem silnej inteligencji sztucznej, a więc reprezentantem gatunku, dla którego sugeruję nazwę Homo artificialis intelligentia. Transmałpa, transczłowiek i postczłowiek są formami przejściowymi, które zapewniają ciągłość w rozwoju filogenetycznym hominidów.
Mechanomorfizacja i dehumanizacja ludzi
Wraz z doskonaleniem sztucznej inteligencji postępuje mechanomorfizacja i dehumanizacja ludzi. Mechanomorfizacja polega na upodobnianiu się ludzi do urządzeń technicznych (maszyn), a w szczególności do robotów. Zjawisko to wynika z dodatniego sprzężenia zwrotnego między człowiekiem i maszyną. Im bardziej człowiek musi dostosowywać się do reżymu i tempa pracy maszyny i im bardziej uzależnia się od niej, tym bardziej naśladuje ją i chce jej dorównać, a więc upodabniać się do niej, a gdy jej już dorówna, to tworzy doskonalszą maszynę itd.
Upodobnianiu się ludzi do robotów towarzyszy proces odwrotny - upodobnianie się robotów do ludzi; przebiega on proporcjonalnie do dehumanizacji ludzi oraz do postępu sztucznej inteligencji i zastosowania jej w robotach. Inaczej mówiąc, postęp sztucznej inteligencji sprawia, że ludzie stają się coraz bardziej podobni do robotów, a roboty do ludzi.
Upodobnianie się robotów do ludzi dokonuje się faktycznie we wszystkich aspektach: fizycznym (wyposażenie robotów w cechy fizyczne człowieka), psychologicznym (czynienie robotów czułymi czy wrażliwymi na bodźce zewnętrzne), emocjonalnym (konstruowanie robotów posiadających emocje podobne do ludzkich), mentalnym (czynienie robotów zdolnymi do operacji myślowych, logicznych) i kulturowym (korzystanie z pojęć kultury ludzkiej do kształtowania relacji robotów z środowiskiem, w szczególności z innymi robotami oraz między robotami i ludżmi). Dzięki sztucznej inteligencji zaciera się granica między mechanomorfizmem ludzi a antropomorfizmem robotów.(7) Dlatego ten dychotomiczny podział traci sens w przypadku sztucznej inteligencji.
Odczłowieczanie polega na przekazywaniu przez człowieka swoich typowych funkcji do urządzeń technicznych - maszyn, automatów, komputerów i robotów. Chodzi przede wszystkim o funkcje intelektualne. Wskutek tego urządzenia te coraz bardziej przypominają ludzi pod względem funkcjonalnym niż wizualnie. Zjawiska te zachodzą tym szybciej, im bardziej ewolucja gatunku ludzkiego przybliża się do swego apogeum. W czasach mechanizacji rozwijały się one powoli. Szybciej rozwijały się w czasach automatyzacji. Ostatnio, w czasach komputeryzacji i robotyzacji, mechanomorfizacja ludzi i ich odczłowieczanie nasila się i dokonuje w tempie coraz bardziej przyspieszanym.
Im więcej człowiek wyzbywa się cech i funkcji typowych dla swego gatunku wskutek transmitowania ich do urządzeń technicznych, tym mniej z nich pozostaje jemu samemu i tym samym jest w nim coraz mniej człowieka. W związku z tym rodzi się pytanie, w jakim stopniu jest on teraz jeszcze człowiekiem w tradycyjnym sensie tego słowa i ile w przyszłości będzie człowieka w człowieku. Można założyć, że w granicznym przypadku, gdy pozbędzie się już wszystkich swoich atrybutów odróżniających go od innych gatunków istot żywych, stanie się jakościowo odmienną istotą ludzką, nie taką, jaką jest dziś. Przekształci się on w transczłowieka i postczlowieka.(8)
W jakiej relacji dzisiejszy człowiek będzie pozostawać do transczłowieka, tego też nikt jeszcze nie wie. Na ten temat snuje się różne dywagacje i prezentuje się różne hipotezy wywodzone ze spekulacji filozoficznych oraz futurologicznych.
Ludzie zaczęli się wcześniej odczłowieczać się pod wpływem rozwoju słabej inteligencji sztucznej w miarę tego, jak realizację coraz większej liczby swoich funkcji i atrybutów cielesnych i umysłowych przekazywali tzw. maszynom myślącym - automatom wspomaganym komputerami oraz robotom. Już wtedy zaczęli myśleć, postępować i zachowywać się w stosunku do innych osób i swego środowiska bezuczuciowo, bezdusznie, z wyrachowaniem i machinalnie - tak jak maszyny.
Rozwój sztucznej inteligencji przyspieszył proces odczłowieczania w wyniku poddawania ludzi tresurze. Aktualnie poddaje się jej masy społeczne wszędzie, a szczególnie w krajach rządzonych przez autokratów, dyktatorów i tyranów. Ich marzeniem jest formowanie społeczeństwa ślepo posłusznego im za pomocą implementacji jednolitych standardów i wzorców odpowiednich postaw, zachowań i postępowania, dyktowanych przez odpowiedni PR oraz systemy wartości i szablony myślenia bezkrytycznego, pozbawionego jakiejkolwiek refleksji. (zob. W. S. Spełnia się marzenie dyktatorów, SN, 10, 2018)
Człowiek, który bałwochwalczo wierzy prorokom, zbawicielom i wodzom narodów i bezkrytyczne podporządkowuje się ich poleceniom, traci swoją wolę i podmiotowość (swoje ego) i staje się wyjałowiony z człowieczeństwa. Po prostu sprowadza się faktycznie do rzeczy, z którą każdy może robić co chce i jak mu się podoba. Do tresury ludzi wykorzystuje się instrumenty powszechnego oddziaływania na świadomość w celu ogłupiania mas, takie jak propagandę ideologiczną, polityczną i religijną, mass media (głównie Internet i media społecznościowe) oraz reklamę handlową, która jest wszechobecna, również w krajach demokratycznych. Skuteczność tych instrumentów w osiąganiu celów realizowanych za pomocą tresury ludzi rośnie proporcjonalnie do rozwoju sztucznej inteligencji.
Proces odczłowieczania intensyfikuje się dzięki rozwojowi silnej inteligencji sztucznej. Coraz szybciej i masowo przekazuje się robotom potencjał ludzki obejmujący sferę poznawczą, społeczną, kulturową i uczuciową. Nigdy czegoś podobnego nie było w dziejach ludzkich w wyniku żadnej rewolucji społecznej, kulturowej i technicznej. Ludzkość stanęła więc przed największą niewiadomą odnośnie do swojej przyszłości.
Nie dziwi zatem, że osoby świadome zagrożeń wynikających z postępu sztucznej inteligencji boją się tego, co czeka ludzkość, tym bardziej, że dokładnie nie wiedzą i nie są w stanie tego przewidzieć ani zapobiec narastającym zagrożeniom wiodącym do kolapsu. Biznesmeni cieszą się z tego, bo postęp sztucznej inteligencji przyczynia się do wzrostu wydajności pracy i ich bogacenia się. A masy społeczne cieszą się, ponieważ dzięki sztucznej inteligencji coraz mniej muszą ciężko pracować i coraz więcej czasu mogą poświęcać odpoczynkowi, rozrywce i leniuchowaniu. Ludzkość dała się złapać w pułapkę rozwoju inteligencji, którą sama zastawiła na siebie i nie potrafi i raczej nie zamierza wydostać się z niej.
Wiesław Sztumski
Tytuł i wyróżnienia w tekście pochodzą od Redakcji
* „Zdecydowanie największym niebezpieczeństwem sztucznej inteligencji jest to, że ludzie zbyt wcześnie dochodzą do wniosku, że ją rozumieją". (E. Yudkovsky, amerykański badacz i pisarz zajmujący się sztuczną inteligencją, najbardziej znany z popularyzowania idei przyjaznej sztucznej inteligencji).
Literatura:
(1) Eliezer Yudkowsky, Artificial Intelligence as a Positive andNegative Factor in Global Risk, w: Nick Bostrom, Milan M. Ćirković, "Global Catastrophic Risks", Oxford University Press New York, 2017.
(2) Joseph Schneeberger, Gűnter Görz, Handbuch der Künstlichen Intelligenz, Wissenschaftsverlag Oldenburg, 2003
(3) Ronnie Pregitzer, How Artificial Intelligence is Changing the Working World. Programmatic Marketing and the Effects on the Labour Market, GRIN Verlag, Műnchen, 2019.
(4) Peter Buxmann, Holger Schmidt, Grundlagen der Künstlichen Intelligenz und des Maschinellen Lernens, Springer-Verlag GmbH Deutschland, 2019
(5) (Andrew Griffin, The human race has peaked in many areas and will now decline, scientists suggest, "Independent", 07.12.2017)
(6) David Robson, The Intelligence Trap: Why Smart People Make Dumb Mistakes Has humanity reached ‘peak intelligence’?, Hodder & Stoughton, Hachette UK, 2019
(7) Fredrik Karlsson, Antropomorphism and mechanomorphism, "Humanimalia: a journal of human/animal interface studies", Vol. 3, No 2, Spring 2012.
(8) Te terminy różnią się, ponieważ transczłowiekiem jest człowiek przekraczający granice swoich możliwości dzięki sztucznej inteligencji, a postczłowiek to istota człekopodobna, która w następstwie ewolucji pojawi się po człowieku.
- Autor: Wieslaw Sztumski
- Odsłon: 10880
W miarę wzrostu bogactw rośnie i chciwość
- im więcej kto ma, tym więcej pragnie.
(Owidiusz)
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 3659
W ciągu ostatnich lat pojawia się coraz więcej problemów zdrowotnych społeczeństwa - przede wszystkim wskutek wzrostu uprzemysłowienia, urbanizacji, degradacji środowiska oraz nieodpowiedniego trybu życia. Doświadczenie życiowe potwierdza hipotezę, że środowisko życia staje się coraz bardziej patogenne, proporcjonalnie do postępu cywilizacji zachodniej. A postęp techniki, farmacji i medycyny przyczynia się nie tylko do coraz lepszych efektów terapii, ale równocześnie do gwałtownego wzrostu liczby ludzi chorych oraz niepełnosprawnych z różnych względów.
Trudno udzielić jednoznacznej i obiektywnej odpowiedzi na pytanie, czy skutki korzystne tego postępu dla zdrowia ludzi bilansują się ze szkodliwymi. Jednak, jeśli uwzględni się znaczny przyrost ludzi chorych (nie tylko w wyniku postępów w diagnostyce) oraz niesprawnych, jak i gwałtowny wzrost spożycia leków oraz parafarmaceutyków w ostatnich dziesięcioleciach, to z wysokim prawdopodobieństwem można opowiedzieć się za przewagą skutków szkodliwych.
Postęp techniki, uzależnianie się od urządzeń technicznych i wzrost komfortu życia czynią z ludzi kaleki pod względem cielesnym, mentalnym i duchowym. Kolejne pokolenia są coraz słabsze fizycznie, mniej sprawne umysłowo i niedorozwinięte duchowo. Nie może być inaczej, jeśli:
- Naturalną siłę mięśni i wysiłek człowieka zastępują urządzenia techniczne o coraz większej mocy i wydajności;
-
Ludzie coraz częściej poruszają się różnymi środkami lokomocji zamiast chodzić pieszo;
- Komputeryzacja wciąż zmniejsza wysiłek umysłowy;
- Człowiek jest redukowany do przedmiotu;
- Stosunki międzyludzkie są odczłowieczane;
- Sfera emocji jest redukowana do fizjologii;
- Sfera duchowości jest coraz bardziej ograniczana i sprowadzana do cielesności.
Choroba z definicji
Światowa Organizacja Zdrowia przyjęła następującą definicję zdrowia: „Zdrowie jest stanem pełnego komfortu dobrego samopoczucia fizycznego, psychicznego i społecznego, a nie tylko brakiem choroby lub kalectwa”. Jest ona zawarta w Preambule do Konstytucji tej organizacji.
Bardzo mocno podkreśla się w niej związek zdrowia z życiem wewnętrznym i społecznym człowieka oraz jego osobistą troskę o kondycję fizyczną. W związku z tym ważna rola powinna przypadać prewencji – należy bardziej dbać o profilaktykę aniżeli o zwalczanie chorób. W tym celu zaleca się prowadzić odpowiedni (zdrowy) tryb życia, właściwie odżywiać się, ruszać się, myśleć kategoriami ekologii oraz radzić sobie z emocjami i stresami.
To wszystko zostało pięknie powiedziane. Gorzej jest z realizacją tych powinności. Niemniej jednak ta definicja zdrowia jest za szeroka – odwołuje się do subiektywnego odczuwania przez jednostkę pełnego komfortu czy dobrostanu, przy czym oba te pojęcia nie zostały dostatecznie jasno określone. W związku z tym, każdy może je interpretować na swój sposób i mimo, że nic mu właściwie nie dolega, może czuć się z różnych powodów niekomfortowo, ergo - być chorym. Na dobrą sprawę, chyba nikt nie jest w pełni zadowolony z tego co ma, a w związku z tym wszyscy są, mogą i mają prawo czuć się chorzy.
Inaczej mówiąc, społeczeństwo jest chore na mocy obowiązującej definicji zdrowia, skoro brak zdrowia oznacza chorobę. Społeczeństwo jest chore również z innych przyczyn.
Z definicji zdrowia wynikają wymienione wcześniej zalecenia dla każdego; od ich realizacji zależy jego zdrowie. Zdrowie jednostek leży w ich rękach. To wynika z filozofii i ideologii indywidualizmu („każdy człowiek jest kowalem swego losu”), na których wspiera się filozofia i kultura amerykańska i – w konsekwencji – cywilizacja Zachodu.
Kowale naszego losu
Nie ulega wątpliwości, że każdy powinien dbać o siebie i swoje zdrowie. Ale to tylko jedna strona medalu. Drugą stronę stanowią czynniki zewnętrzne, obiektywne czy środowiskowe, na które jednostka praktycznie nie ma żadnego wpływu, nawet w wysoko rozwiniętych demokracjach. Najwygodniej zrzucić odpowiedzialność za stan zdrowia społeczeństwa na jednostki, a nie na organizacje, rząd, państwo i ustrój. A przecież degradacji środowiska, chemizacji żywności, spożywania produktów genetycznie modyfikowanych itp., nie są winne jednostki, tylko państwa, rządy, korporacje i elity finansowe, a nade wszystko system ekonomiczny, który odciska piętno na polityce, sposobie myślenia, zachowaniach i działaniach ludzi.
Prawdziwą profilaktykę należałoby więc rozpocząć od zmiany systemu politycznego i gospodarczego, tj. od rewolucji społecznej, a tego elity, które teraz rządzą i konserwatyści różnych opcji boją się jak diabeł wody święconej; dlatego robią wszystko, żeby nie dopuścić do tego.
Pojęcie zdrowia jest szerokie. W jego zakres wchodzą różne rodzaje zdrowia:
- Fizyczne (prawidłowe funkcjonowanie organizmu, jego układów i narządów)
- Psychiczne
- Emocjonalne (zdolność do rozpoznawania emocji, wyrażania ich w odpowiedni sposób, umiejętność radzenia sobie ze stresem, napięciem, lękiem, depresją i agresją)
- Umysłowe (zdolność do logicznego myślenia)
- Społeczne (zdolność do nawiązywania, podtrzymywania i rozwijania prawidłowych relacji z innymi ludźmi)
- Duchowe (u jednych ludzi związane z wierzeniami i praktykami religijnymi, u innych – z osobistym zbiorem zasad, zachowań i sposobów osiągania wewnętrznego spokoju i równowagi duchowej)
Jeśli przyjrzeć się społeczeństwu współczesnemu, to łatwo można dojść do wniosku, że nie jest ono zdrowe w ani jednym z wymienionych tu rodzajów zdrowia, czyli jest totalnie chore.
Ani ciało, ani duch
Pod względem fizycznym (również sprawności fizycznej) kolejne pokolenia począwszy od kilku ostatnich dziesięcioleci, mimo że dobrze odżywiane i szpikowane witaminami, odżywkami oraz produktami wzmacniającymi organizm - energizerami (energy drinks), są coraz słabsze i niezwykle podatne na infekcje bakteryjne i wirusowe oraz alergeny. Nęka je również chorobliwa otyłość z wszystkimi jej pochodnymi.
Stan zdrowia fizycznego pogarsza się z biegiem lat, mimo spożywania nadmiernych ilości leków. Świadczą o tym statystyki zachorowań. Przyczyny upatruje się głównie w akceleracji tempa pracy i życia oraz w niewłaściwym i nieregularnym odżywianiu, zwłaszcza produktami przetworzonymi, przesłodzonymi i fast foodami.
Wciąż więcej notuje się, zwłaszcza wśród młodocianych, zaburzeń emocjonalnych, brak odporności na stresy i umiejętności radzenia sobie w sytuacjach stresowych, których coraz więcej generuje stresogenne środowisko społeczne. Znaczne rośnie liczba zaburzeń psychicznych wywołanych napięciem, lękiem, depresją, agresją i przerostem ambicji oraz pogonią za bogactwem.
Coraz więcej do życzenia pozostawia sprawność umysłowa ludzi, a zdolność do logicznego myślenia spada drastycznie, proporcjonalnie do ogłupiania społeczeństwa przez elity władzy i środki masowego przekazu, raczej „masowego ogłupiania”. Nie dość, że znajdują się w rękach ludzi (partii) sprawujących władzę i służą ich interesom, wcale niekształcącym intelekt mas, to przeważają w nich ogłupiające reklamy, które są źródłem ich finansowania.
Znamienne jest, że żadna reforma szkolnictwa od czasów transformacji ustrojowej - a było ich kilka - nie wprowadziła obowiązkowego nauczania logiki w szkołach średnich ani wyższych. Nauczyciele i wykładowcy uczelni wyższych zgodnie potwierdzają permanentny spadek umiejętności myślenia logicznego u uczniów i studentów, którego skutkiem jest niechęć do nauki. Trudności w myśleniu skutkują trudnościami w uczeniu się i w konsekwencji awersją do nauki oraz niedostosowaniem do wymogów szkoły. Stąd bierze się wzrost liczby uczniów nieporadnych i wymagających specjalnej troski.
Ani szkoły, w większości realizujące z różnych przyczyn programy nauczania na poziomie minimum, ani twórczość artystyczna podporządkowywana coraz bardziej kulturze masowej (antykulturze) w wyniku komercjalizacji (żądzy zysku twórców), ani mass media nie sprzyjają rozwojowi intelektualnemu i kulturalnemu społeczeństwa.
Chorzy społecznie
Na przekór idei społeczeństwa wiedzy postępuje dwuwymiarowa polaryzacja społeczeństwa.
W wymiarze poziomym - na nieznaczną i kurczącą się grupę prawdziwych intelektualistów, ludzi kultury i „fachidiotów” (ludzi o horyzontach myślowych zawężonych tylko do wyuczonej specjalności) oraz całą resztę, co najwyżej ćwierćinteligentów, tj. ludzi „chorych intelektualnie”.
W wymiarze pionowym - na elity intelektualne prezentujące coraz wyższy poziom intelektualny i masy prezentujące coraz niższy poziom.
W społeczeństwie konsumpcyjnym wzrasta liczba ludzi „chorych społecznie”, do których zalicza się jednostki zmarginalizowane, wykluczone i „sieroty społeczne”. Nie są to chorzy na własne życzenie, ze swojej winy albo niepełnosprawni, chronicznie chorzy i cierpiący na zburzenia psychiczne, czyli z przyczyn subiektywnych (tacy zawsze byli, są i będą, a ich procent w danej populacji w zasadzie nie zmienia się), lecz z przyczyn obiektywnych, niezależnych od nich, na które nie mają wpływu.
Do tych przyczyn należy ubóstwo, brak odpowiedniego wykształcenia, nieumiejętność posługiwania się nowoczesnymi technologiami, niska pozycja społeczna, walka konkurencyjna, itd.
Ci ludzie nie potrafią dostosować się do średnich i stale podwyższanych standardów społecznych narzuconych przez tempo pracy i życia, do wzrastających wymagań i oczekiwań, do wzrostu wydajności pracy, do powszechnej pogoni za zyskiem, do szybko zmieniającego się środowiska życia oraz do obwiązujących norm współżycia z innymi. Oni po prostu nie nadążają za innymi, zostają w tyle, żyją na poboczu drogi wytyczonej przez postęp cywilizacji.
I chorzy na duchu…
Współczesna cywilizacja przyczynia się do patologii sfery duchowej - czyni ludzi „chorymi na duchu”. To nie to samo, co chorymi psychicznie. Zazwyczaj duchowość redukuje się do wymiaru religijnego. Jednak duchowością obdarzeni są też ludzie niereligijni, jako że duchowość, cecha gatunkowa homo sapiens, jest atrybutem każdego człowieka, także niewierzącego w bóstwa. Duchowość obejmuje tak pogłębione życie religijne, jak i kompetencje intelektualne do rozumienia siebie i świata oraz do świadomie kształtowanych zasad moralnych. W jej ramach poszukuje się między innymi odpowiedzi na pytanie o sens i cel życia.
Rozwój duchowości człowieka zależy od stopnia jego wolności, zdolności do dokonywania wyborów na podstawie wyższych wartości, jego rozwoju moralnego, wrażliwości sumienia (niekoniecznie w sensie religijnym) i subtelności estetycznej (artystycznej). Tymczasem we współczesnym świecie, głównie za sprawą neoliberalizmu, konsumpcjonizmu i relatywizmu etycznego, te warunki rozwoju duchowości spełniają się w coraz mniejszym stopniu. Wbrew ideologii liberalizmu wolność jest coraz bardziej ograniczana; postępuje neoniewolnictwo.
Wyższe wartości znajdują się fazie zanikania; postępuje globalne zdziczenie obyczajów. Moralność pozostawia wiele do życzenia; postępuje zacieranie się granicy między dobrem a złem. O wrażliwości sumienia można sobie tylko powspominać - upowszechnia się bowiem znieczulica i terroryzm grubiaństwa oraz wulgarności. Sumienie znajduje się w stanie atroficznym, zastąpione zostało przez wyrachowanie. Subtelność artystyczna i estetyczna zagłuszona została wrzaskiem i szokowaniem.
Duchowość religijna sprowadzona została do religijności na pokaz i od święta, nie tylko w wyniku laicyzacji czy ateizacji; coraz bardziej zamazuje się granica między sacrum a profanum. Życie wielu ludzi traci sens, głównie z braku możliwości samorealizacji oraz wykluczenia społecznego; potwierdza to wzrost liczby samobójstw, nawet wśród młodocianych. Postępuje redukcja duchowego wymiaru celu życia do wymiaru materialnego; bardziej chodzi o to, by „mieć” a nie „być”. Dużą rolę w degradacji duchowości odgrywa postęp techniki, w którego wyniku ludzie stają się podobni do maszyn – bez czucia i wrażliwości.
Współczesne społeczeństwo jest chore pod wieloma względami i w wymiarze masowym, globalnym. To jest przerażające, Nigdy wcześniej tak nie było, mimo niskiego poziomu rozwoju medycyny, niewielkiej liczby lekarzy oraz aptek i niedostatecznej opieki zdrowotnej. Wysiłki służby zdrowia nie dają zadowalających rezultatów.
O wiele więcej ludzi choruje niż można ich wyleczyć. Nie pomaga ogromna podaż leków i suplementów diety, na które coraz mniej ludzi stać. Praktycznie nic nie dają reformy służby zdrowia, które przypominają leczenie za pomocą naklejania plastra na chory narząd, podczas gdy potrzebne są radykalne środki i zabiegi.
W związku z tym czarno rysuje się przyszłość ludzkości. Jeśli elity władz i światowi decydenci polityczni dobrowolnie nie dokonają fundamentalnych zmian ustroju i ideologii, mając na celu dobro wspólne, jakim jest zdrowie społeczeństwa, albo jeśli masy społeczne nie wyręczą ich w tym i nie zrobią rewolucji, to choroby będą gnębić nas i przyszłe pokolenia aż do kompletnego wyniszczenia ludzkości. A może się mylę? Oby tak było!
Wiesław Sztumski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1502
Świat jest targowiskiem, na którym wszystko, co wystawi się na sprzedaż, znajduje nabywcę.
Bóg-Pieniądz
Od pewnego czasu, wskutek burzliwego rozwoju gospodarki i za sprawą ideologii konsumpcjonizmu pieniądz rządzi światem niepodzielnie. Stał się atrybutem bogactwa i najważniejszym wyznacznikiem zachowań ludzi, relacji interpersonalnych, sukcesu i pozycji w hierarchii społecznej. A w wyniku alienacji przekształcił się nawet w obiekt kultu i sakralizacji dla wyznawców nowej religii świeckiej, zbudowanej na fundamencie konsumpcjonizmu na wzór starożytnego bożka pieniędzy Mammona.
Na gruncie etyki relatywistycznej usprawiedliwia się wszystko, co służy zdobywaniu i pomnażaniu pieniędzy. Toteż nagminnie nie przebiera się w środkach ani sposobach pozyskiwania ich - wszystkie są dobre.
Bóg-Pieniądz jest bogiem materialnym, konkretnym i mierzalnym. Z tej racji bardziej przemawia do zmysłów i rozumu ludzi, aniżeli jakiekolwiek inne bóstwa idealne, abstrakcyjne i niewymierne, jak np. Bóg-Absolut judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Dlatego stał się przedmiotem kultu nie tylko wyznawców religii kościelnych, ale również religii świeckich - agnostyków, ateistów oraz ludzi kierujących się w głównej mierze racjonalnością, zmysłowością i daleko idącym pragmatyzmem.
Boga-Pieniądza nie tylko czci się, ale składa się mu ofiary. A ponieważ nie zna on litości ani miłosierdzia - jest wyjątkowo bezwzględny, okrutny i krwiożerczy - to na jego ołtarzu giną składani w ofierze ludzie - od jednostek po wielkie rzesze. Za jego sprawą na wojnach, w rewolucjach, okupacjach, najazdach i powstaniach ginęły dziesiątki milionów ludzi. A jeszcze więcej ginie w czasach pokoju wskutek coraz większego i bezwzględnego wyzysku oraz brutalnej walki konkurencyjnej o bogactwo. Pieniądz jest najpotężniejszym spiritus movens aktywności ludzi we wszystkich sferach życia społecznego oraz najważniejszym motywatorem do podejmowania działań w celu pomnażania bogactwa.
Sprzedaż - praca coraz bardziej popłatna
Najważniejszym miejscem zarabiania pieniędzy nie jest już miejsce pracy w tradycyjnym rozumieniu - fabryka, w warsztat itp. - ale miejsce sprzedaży i kupna towarów - targowisko, rynek, sklep itp. A najintratniejszym zajęciem nie jest praca produkcyjna, lecz handel. Z tego względu coraz więcej ludzi trudni się nim.
W 2018 r. w Polsce liczba osób zatrudnionych stricte w handlu wynosiła ok. 2 mln osób (p. Mały Rocznik Statystyczny 2019) Jednak dokładnie nie wiadomo ile, ponieważ do tej liczby trzeba dodać osoby niezatrudnione bezpośrednio w handlu (np. pracownicy reklamy, działów zbytu i marketingu itp.) oraz osoby zajmujące się innymi jego formami: sprzedażą usług edukacyjnych (płatne szkoły, korepetycje itp.), polis ubezpieczeniowych, świadczeń religijnych itp.
Oprócz tego, wiele osób zajmuje się handlem niezawodowo (legalnie i „na czarno”) na ryneczkach, bazarach, w telemarketingu i sprzedaży internetowej jako straganiarze, dealerzy, brokerzy, akwizytorzy, telemarketerzy itp. Liczbę ich można szacować co najmniej na drugie tyle.
Przypuszczalnie w sektorze handlu działa łącznie ponad 4 mln osób. Stanowi to jakieś 25% z 16 mln ogółu zatrudnionych w naszym kraju. (Dla przykładu, w przemyśle pracuje 14,5%, a w rolnictwie. 14.8%.) Sieci handlowe, zwłaszcza e-commersy, rozbudowują się w bardzo szybkim tempie. W ciągu najbliższych lat ogromnie zwiększy się liczba osób zatrudnionych w handlu i znacznie przekroczy liczbę osób zatrudnionych w innych sektorach gospodarki.
W związku z tym rodzą się pytania: jak długo może trwać wzrost zatrudnienia w handlu i czy jest jakaś graniczna liczba osób zatrudnionych w tym sektorze, której przekroczenie mogłoby spowodować kolaps w innych sektorach gospodarki. Najwięcej ogłoszeń „Dam pracę” zawierają oferty zatrudnienia w różnych dziedzinach i formach handlu. Według analiz serwisu „Pracuj.pl” jest ich ok. 50%.
O ile dawniej praca w sklepach była słabo opłacana (na granicy opłacalności i poniżej średniej), to teraz zarobki są tam coraz wyższe. W 2018 r. średnie wynagrodzenie miesięczne brutto w Polsce w sektorze handlu wynosiło 3920 zł (25% zatrudnionych zarabiało miesięcznie poniżej 2990, a reszta powyżej 5715 zł.), a w 2019 r. wzrosło do 4815 zł. (p. https://wynagrodzenia.pl/artykul/wynagrodzenia-kobiet-i-c mezczyzn-w-handlu-w-2018-roku)
Płace w handlu będą rosnąć, zwłaszcza w zagranicznych sieciach, z dwóch powodów: pogłębiającego się deficytu podaży siły roboczej i stałej rozbudowy sektora handlu.
Dawniej, jeszcze w XIX w., w wielu krajach (m.in. w Polsce) praca w handlu była zajęciem niegodnym, głównie dla ludzi z warstw średnich i wyższych. Z tego powodu handlem zajmowali przede wszystkim Żydzi, którym nie pozwalano wykonywać innych zawodów. Teraz traktuje się ją jak każdą inną pracę, a nawet lepiej, gdy tylko przyczynia się do szybkiego wzbogacania się. Stanowiska kierownicze w handlu stały się prestiżowymi. W sektorze handlu pracowały głównie kobiety i osoby słabo wykształcone. Teraz pracuje coraz więcej mężczyzn i osób z wykształceniem średnim i wyższym.
Eskalacja sprzedaży
Faktem jest, że społeczeństwa krajów rozwiniętych i rozwijających się bogacą się, a ludzie dysponują coraz większymi nadwyżkami pieniędzy. (Nie dotyczy to, oczywiście, marginesu ludzi biednych, których też przybywa, chociaż pojęcie biedy jest względne i zmienia się w czasie). Jedni lokują nadwyżki pieniędzy w bankach, obligacjach lub inwestycjach, drudzy wydają je na zakup niepotrzebnych towarów i usług, albo na rozrywkę, a inni chomikują je w mieszkaniach. Pierwsza i druga grupa ludzi jest pożyteczna, bo sprzyja rozwojowi gospodarki, gdyż ich pieniądze znajdują się w stałym obiegu. Natomiast trzecia grupa szkodzi temu rozwojowi, ponieważ ich pieniądze leżą bezużytecznie w domach.
Od pewnego czasu gospodarka rozwija się dzięki nadprodukcji dóbr i nadmiernej ich podaży, ale pod warunkiem, że się je sprzeda. Wytwarzanie dóbr zalegających w magazynach, na które nie ma popytu, przynosi straty. Łatwo jest mnożyć jakiegoś rodzaju produkty ponad realne potrzeby ludzi (realny popyt) i nasycać lub przesycać nimi rynek, ale o wiele trudniej jest pozbyć się ich ze sklepów i magazynów.
Są dwa sposoby na wzrost sprzedaży. Jednym jest wprowadzanie na rynek „nowości” i wmawianie klientom, że nowe jest lepsze, co na ogół nie jest prawdą; prawdą jest tylko, że nowe jest droższe i jakościowo gorsze od starego.
Drugim jest wprowadzanie na rynek tego, co jeszcze nie zdążyło ulec komodyfikacji, czyli przekształcić się w towar. Problem sprowadza się do przemyślenia, co jeszcze można by spieniężyć oraz do wprowadzenia na rynek tego, czego dotychczas nie było i zapewnić (sztuczny) popyt na to. Głowią się nad tym liczne zespoły naukowców i praktyków - specjalistów od marketingu, zarządzania oraz psychologii społecznej.
Na przeszkodzie stoi przekonanie wywodzące się z tradycyjnej etyki, że handel pewnymi przedmiotami lub usługami jest niemoralny, albo uwłacza godności człowieka. A więc trzeba je przezwyciężyć. Robi się to stopniowo, małymi krokami. Np. w przypadku wprowadzania na rynek pornografii zaczęto od pokazywania zdjęć odsłaniających stopniowo coraz więcej ciała aż do kompletnej nagości, od prezentacji niewinnych aktów kobiecych i męskich do coraz bardziej śmiałych i wyuzdanych. Najpierw w specjalnych czasopismach niskonakładowych objętych cenzurą, zakazanych prawem i niedostępnych dla młodzieży, a potem w ogólnie dostępnych miejscach publicznych, mass mediach i w Internecie.
Na każdym etapie rozwoju rynku pornografii zmieniały się jej definicje, by handlujący pornografią unikali odpowiedzialności prawnej i moralnej. W końcu zmasowanemu atakowi pornografii uległa cala przestrzeń publiczna, kina i teatry, toteż opatrzyła się ludziom tak dalece, że zobojętnieli na nią. Wraz z eskalacją rynku pornografii postępował proces rozmiękczania norm obyczajowych i relatywizacji wartości etycznych. Teraz zastępuje się je antywartościami i zaczyna się budować na nich nowe relacje społeczne. Niestety, ekonomia, czyli pieniądz, wciąż jeszcze góruje nie tylko nad ekologią, ale też moralnością.
Dawniej towarami były przede wszystkim dobra materialne, konkretne i te, które stanowiły własność prywatną. Teraz są nimi dobra niematerialne należące do obszarów rozrywki, wypoczynku, twórczości artystycznej i naukowej itp.
Handluje się też dobrami abstrakcyjnymi (np. długami), wirtualnymi (np. oprogramowaniami) i duchowymi (np. posługami religijnymi). Na coraz większą skalę szerzy się handel godnościami i urzędami kościelnymi oraz sakramentami (symonia) oraz tym, co jest własnością wspólną (np. emisją zanieczyszczeń, warunkami klimatycznymi, źródłami wody czystej i mineralnej, plażami nadmorskimi, przestrzenią publiczną itp.).
Wprowadza się na rynek oraz więcej przedmiotów, którymi z różnych powodów, głównie moralnych i religijnych, nie pozwalano, albo nie godziło się handlować.
Naprawdę pozostało już bardzo niewiele tego, czego nie dałoby się zamienić w towar i spieniężyć. A specjaliści stale głowią się nad tym, jak przełamać bariery moralne, by móc handlować tą resztką przedmiotów i jak znaleźć na nie nabywców. Z przykrością trzeba stwierdzić, że coraz bardziej im się to udaje, albowiem wymyślają i wdrażają coraz nowsze i efektywniejsze sposoby i środki socjotechniczne, by za ich pomocą coraz lepiej manipulować ludźmi.
Z drugiej strony, dzisiejszy klient szuka takich towarów, które by go szokowały, dostarczając mu sporo nieznanych wrażeń i nieoczekiwanych doświadczeń. Przecież żyjemy w czasach, gdy konsument wywiera większą niż kiedykolwiek presję na rynek. (p. Global Powers of Retailing 2017. The art and science of customers). Producenci i handlarze dostarczają mu je, wykorzystując kuriozalne (ekscentryczne) pomysły.
Wychodząc naprzeciw coraz bardziej dziwacznym upodobaniom i perwersyjnym gustom nabywców, organizuje się imprezy masowe, które wprawdzie czynią celebrytami niektóre osoby uczestniczące w nich aktywnie, ale budzą zniesmaczenie widzów. Są to imprezy w rodzaju zawodów (olimpiad), konkursów piękności, festiwali piosenek itp. z udziałem nastolatków, seniorów (ledwie trzymających się na nogach), ludzi kalekich (niepełnosprawnych) i chorych. W celu zadowolenia gawiedzi można by jeszcze dodać przedszkolaków i niemowlęta, trędowatych, meneli itp. osoby, co zwiększyłoby oglądalność takich imprez na żywo i w telewizji oraz zyski płynące z tego.
W zasadzie można kupić i sprzedać już wszystko, nawet urodę, emocje, władzę, przyjaźń, nienawiść (za pomocą opłacanych hejterów), tajemnicę, milczenie, zaufanie oraz „miłość w kapsułkach i radość w pigułkach”. Ludzie sami wystawiają na sprzedaż własne ciało, duszę, nazwisko i wizerunek, godność i autorytet. Skłonni są sprzedać wszystko - to tylko kwestia ceny. Krótko mówiąc, prostytuują się.
Mam na myśli prostytucję nie tylko w wąskim sensie jako sprzedaż usług seksualnych przez prostytutki profesjonalne lub amatorki, ale w szerszym sensie, jako sprzedaż walorów osobowościowych i duchowych przez reprezentantów innych, nawet szanowanych profesji. Należą do nich nauczyciele, naukowcy, politycy, lekarze, prawnicy, celebryci, kapłani itd., którzy dla pieniędzy zrobią wszystko i sprzedadzą wszystko, co jest najcenniejsze dla celów reklamy, kariery zawodowej, ideologii, wiary, zaskarbienia sobie łaski możnowładców, uczynienia z siebie idoli, celebrtytów oraz gwiazd lub gwiazdorów podziwianych przez masy.
Co gorsze, do tego rodzaju prostytucji nakłania się młodzież i dzieci, którym rodzice pozwalają uczestniczyć w spotach reklamowych i wątpliwej wartości imprezach masowych. Ku uciesze handlarzy i czcicieli Mammona i ku rozpaczy innych osób zatroskanych o los ludzkości świat przekształca się w szybkim tempie w globalne targowisko i globalny dom publiczny.
Pecuniaholizm
Pieniądz rządzi ludźmi wszechwładnie, jak nigdy wcześniej. Dlatego na świat patrzą oni przede wszystkim przez pryzmat rynku, opłacalności i szukają czegoś nowego, co dałoby się jeszcze spieniężyć - sprzedać lub kupić. Na razie nie można kupić mądrości, umiejętności, nieudawanej miłości i przyjaźni, a także kultury osobistej, wrodzonych zdolności i inteligencji (może z wyjątkiem inteligencji sztucznej).
Kogo ogarnęła obsesyjna żądza bogacenia się, ten nie zawaha się złożyć w ofierze Mammonowi zwierząt, dóbr kultury i przyrody, wiary, idei, ciała i duszy, własnego zdrowia, życia, szczęścia osobistego, poglądów i przekonań, zasad i wartości oraz najbliższych mu ludzi. Bowiem, kieruje się on maksymą „cel uświęca środki", a tym celem jest przepotężny pieniądz. Na gruncie szerzącego się fetyszyzmu pieniądza rozwija się nowa choroba cywilizacyjna - „pecuniaholizm”, czyli uzależnianie się od pieniądza, jak od narkotyku. Przybiera ona już postać pandemii, na którą, niestety, nie znaleziono jeszcze odpowiedniego antidotum ani leczenia odwykowego.
Wiesław Sztumski