Etyka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 6290
Z prof. Andrzejem Górskim, przewodniczącym Komisji Bioetycznej Ministerstwa Zdrowia, rozmawia Anna Leszkowska
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 6346
W dniach 20–21 października br. w Warszawie odbyła się międzynarodowa konferencja Governance and ethics of nanosciences and nanotechnologies - NANOETHICS 2011, zorganizowana przez PAN w ramach polskiej Prezydencji w Radzie UE.
Jej głównym celem było przedstawienie najważniejszych zagadnień związanych z zarządzaniem nanonauką i nanotechnologią oraz etycznymi aspektami tych dziedzin. Szczególny nacisk położono na omówienie przestrzegania przez państwa członkowskie dobrowolnego Kodeksu postępowania dotyczącego odpowiedzialnego prowadzenia badań w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii (Code of Conduct for responsible nanosciences and nanotechnologies research ) przyjętego przez Komisję Wspólnot Europejskich na posiedzeniu w dn. 7 lutego 2008 r., z zaleceniem stosowania go jako instrumentu służącego za podstawę dalszych inicjatyw mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa oraz etycznego i zrównoważonego charakteru badań w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii w Unii Europejskiej.
Kodeks zawiera 7 ogólnych zasad, w tym dotyczące zrównoważonego rozwoju, bezpieczeństwa, równego traktowania i odpowiedzialności, czy dobrej praktyki laboratoryjnej. Opracowany przez Komisję po konsultacjach z opinią publiczną - co w znacznym stopniu bardzo ułatwia rozstrzyganie uzasadnionych obaw, jakie mogą się pojawiać w związku z nanotechnologiami - jest modyfikowany co dwa lata, w oparciu o postępy w rozwoju tej dziedziny.
Z prof. Andrzejem Górskim, wiceprezesem PAN, członkiem Europejskiej Grupy ds. Etyki w Nauce i Nowych Technologiach (European Group on Ethics in Science and New Technologies - EGE) rozmawia Anna Leszkowska.
-
Panie profesorze, co się takiego stało, że w 2008 roku europejskie środowisko naukowe, a za nim Europejski Parlament oraz Komisja Europejska, postanowiły sporządzić kodeks etyczny dla jednej dziedziny nauk – nanonauki, choć nie robiło się czegoś takiego w przypadku rewolucji biotechnologicznej czy informatycznej?
-
Nie robiło się, ale np. w przypadku ICT (Information and Communication Technology) już się to dzieje – w tej chwili pracujemy nad aspektami etycznymi badań w tej dziedzinie. Co się tyczy nanonauki i nanotechnologii – to dziedzina, która stwarza bardzo obiecujące perspektywy i możliwości zastosowań. Okazuje się, że poprzez realizowanie pewnych procesów na poziomie nano, czyli wymiarów 10-9 m, można stworzyć nowe warunki np. wizualizacji tkanek, dostrzec przerzuty nowotworowe, dotrzeć do komórek nowotworowych i zabić je, można wytwarzać implanty bardziej kompatybilne z tkankami, itd. Innymi słowy, powstają zupełnie nowe możliwości diagnostyczne i terapeutyczne. Już zarejestrowano kilka leków stworzonych dzięki nanotechnologiom. W związku z tym, a także i w związku z faktem, iż nie wiemy obecnie, jakie są niebezpieczeństwa podawania człowiekowi produktów opartych o nanotechnologie, powstała konieczność stworzenia odpowiedniego kodeksu. I taki kodeks – bardzo ogólny zresztą - opracowała KE.
-
Czy każda nowa dziedzina nauki winna mieć swój kodeks?
-
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale byłbym bliższy odpowiedzi, że nie, bo w przeciwnym razie mielibyśmy multiplikacje kodeksów, co szybko doprowadziłoby do ich inflacji, produkcji ton dokumentów, z których niewiele wynika. Trudno odpowiedzieć jednak na pytanie, gdzie jest ta granica, poza którą jest to konieczne. Ja myślę, że akurat kodeks dotyczący nanonauk jest potrzebny i uzasadniony. Mówię to jako lekarz i badacz. Świat w tej chwili dosłownie zachłystuje się możliwościami nanonauki, a tam, gdzie panuje euforia, łatwo o zagrożenia i pomyłki.
-
Kod etyki jest dobrowolny, czy obliguje to państwa do jego przestrzegania?
-
Kody nie są prawem, a tylko zaleceniem. Obecnie różne kraje w różnym stopniu implementowały ten kod. Ponad połowa państw członkowskich UE poczyniła pewne starania, żeby wydać odpowiednie rozporządzenia zgodne z tym kodem. Na przykład Dania zdecydowała, że przy badaniach naukowych dotyczących obszaru nano trzeba przestrzegać właśnie tego kodu etycznego.
-
Kodeks dotyczy sfery etycznej, czy potrzebne jest też prawo?
-
Tak, i są pewne próby w tym kierunku. Na przykład. we Francji ministerstwo nauki wydało już zarządzenie nakazujące respektowanie tego kodeksu w badaniach dotyczących nanotechnologii.
-
Kodeks etyki w dziedzinie nanonauki powinien obejmować wszystkich zainteresowanych, a jak do niego podchodzą koncerny?
-
Niektóre firmy farmaceutyczne mają takie kodeksy, np. firma BASF. Inne uważają, że skoro mają kodeksy dotyczące np. chemikaliów, to dodatkowe kodeksy są im już niepotrzebne (to przekonanie zresztą spotkało się z ostrą repliką prof. Kinderlerera, przewodniczącego EGE). Zgadzam się całkowicie z jego opinią. Kodeks etyki lekarskiej np. niekoniecznie musi się przecież zgadzać z kodeksami firmy farmaceutycznej, podobnie w przypadku kodeksu pracownika nauki, którego celem jest przecież poszukiwanie prawdy, a nie zysku.
-
Dziękuję za rozmowę.
Kodeks postępowania
dotyczącego odpowiedzialnego prowadzenia badań
w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii
przyjęty przez Komisję Wspólnot Europejskich na posiedzeniu w dn. 7 lutego 2008 r., z zaleceniem dla państw członkowskich stosowania go jako instrumentu służącego za podstawę dalszych inicjatyw mających na celu zapewnienie bezpieczeństwa oraz etycznego i zrównoważonego charakteru badań w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii w Unii Europejskiej.
Kodeks stanowi 7 poniższych, ogólnych zasad, które – zgodnie z oczekiwaniami Komisji Europejskiej, powinny być stosowane przez uniwersytety, instytuty badawcze i firmy w Unii Europejskiej z jednoczesną deklaracją i gwarancją bezpiecznego rozwoju i wykorzystania nanotechnologii dla podniesienia jakości życia ludzkości.
1. Znaczenie
Cel i znaczenie badań w zakresie nanonauk i nanotechnologii powinny być zrozumiałe dla ogółu społeczeństwa. Działalność badawcza powinna być zgodna z podstawowymi zasadami, zaś ich opracowywanie, realizacja i rozpowszechnianie ich wyników powinny być prowadzone w interesie dobrobytu jednostek i społeczeństwa.
2. Zrównoważony charakter
Badania w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii powinny być bezpieczne, etyczne i przyczyniać się do zrównoważonego rozwoju. Nie powinny szkodzić i zagrażać ludziom, zwierzętom, roślinom i środowisku, teraz oraz w przyszłości ani stwarzać zagrożenia biologicznego, fizycznego lub moralnego.
3. Środki ostrożności (bezpieczeństwo)
Badania w zakresie nanonauk i nanotechnologii należy prowadzić zgodnie z zasadą ostrożności, przewidując potencjalne ich skutki dla środowiska, zdrowia i bezpieczeństwa oraz podejmując należyte środki ostrożności proporcjonalne do wymaganego poziomu ochrony, jednocześnie wspierając postęp przynoszący korzyści dla społeczeństwa i środowiska.
4. Integracja
Podstawą w zarządzaniu badaniami w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii powinno być zastosowanie trzech zasad: otwartości dla wszystkich zainteresowanych podmiotów, jawności i poszanowania uzasadnionego prawa dostępu do informacji. Udział w procesie decyzyjnym należy umożliwić wszystkim zainteresowanym podmiotom prowadzącym badania w zakresie nanonauk i nanotechnologii oraz podmiotom, których te badania dotyczą.
5. Doskonałość ( wartość naukowa)
Badania w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii powinny spełniać najwyższe standardy naukowe, także pod względem ich rzetelności oraz normy związane z dobrymi praktykami laboratoryjnymi.
6. Innowacyjność
W ramach zarządzania badaniami w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii należy wspierać maksymalną kreatywność, elastyczność i umiejętność planowania na rzecz innowacyjności i rozwoju.
7. Odpowiedzialność
Naukowcy i organizacje badawcze powinny ponosić odpowiedzialność za skutki społeczne oraz konsekwencje dla zdrowia ludzi i środowiska, jakie prowadzone przez nich badania w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii mogą wywrzeć na obecne i przyszłe pokolenia.
Powyższe zasady mają przyczynić się także do właściwej koordynacji działań członkowskich UE w celu zoptymalizowania synergii pomiędzy podmiotami badawczymi w dziedzinie nanonauk i nanotechnologii na poziomie europejskim i międzynarodowym.
Kodeks, zgodnie z założeniami, jest regularnie monitorowany i co dwa lata podlega aktualizacji w celu uwzględnienia w nim zmian związanych z rozwojem nanonauk i nanotechnologii na świecie oraz postępów w procesie ich integracji w społeczeństwie europejskim.
- Autor: Grzegorz Szulczewski
- Odsłon: 3073
Etyka w świecie finansów, jako narzędzie prewencji, skapitulowała na całej linii, bo nie zapobiegła angażowaniu się banków w ryzykowne, dwuznaczne z punktu moralnego, przedsięwzięcia.
Kapitał krąży nieustanie i coraz szybciej, konieczne jest więc podejmowanie przez banki coraz bardziej ryzykownych działań, aby utrzymać się na konkurencyjnym rynku finansowym. Banki po prostu nie mogą nie angażować się w operacje przynoszące wysoką stopę zwrotu zainwestowanego kapitału. Instytucje finansowe i ich szefowie żyją pod presją giełdy wyznaczającej kursy akcji przedsiębiorstw. Jej dominacja nad życiem gospodarczym turbokapitalizmu jest na każdym kroku widoczna.
Drugim niepokojącym etyków zjawiskiem jest próba sprowadzenia etosu finansisty do niebezpiecznej formuły zysku za wszelką cenę. W tej sytuacji dochodzi nie tylko do odważnych decyzji inwestycyjnych, ale otwiera się pole do działań ryzykanckich. Nie zachowuje się przez to złotego środka, na który wskazywał Arystoteles. Pomiędzy zbytnią ostrożnością, która prowadzi do utraty szansy zysku, a brawurą kończącą się często stratami finansowymi jest coraz mniej możliwości na roztropne działanie przynoszące bezpieczne i godziwe zyski.
Przykład Deutsche Banku
Codziennie dowiadujemy się o nowych stratach, jakie ponoszą największe banki. Nie mierzy się ich jedynie bolesną utratą kapitału, ale również nadszarpnięciem reputacji, na którą banki pracowały przez lata.
Właśnie ujawniono problemy, jakie ze swoimi klientami ma flagowy niemiecki Deutsche Bank. Otóż, musi on sobie poradzić nie tylko ze stratami związanymi z kryzysem operacji finansowo-hipotecznych w USA, ale również został pozwany przez związki komunalne i inne organizacje niemieckie. Zarzucają mu one prowadzenie ryzykownych operacji, z których klienci nie zdawali sobie sprawy. Straty sięgają przy tym setek milionów euro i zaczynają stanowić problem miejskich budżetów.
Bank broni się, wskazując, że w przeszłości miasta zyskiwały na operacjach polegających na próbach obniżania obciążeń kredytowych przez zmiany ich czasu spłacania (operacje typu CSM-Spread-Ladder-Swaps) i że te operacje są przyjętymi praktykami bankowymi.
Jedno przed rozstrzygnięciem sądowym jest pewne dla banku i jego klientów: dalsza nieprzejrzystość instrumentów finansowych spowoduje utratę zaufania do banków i narazi je na kolejne procesy sądowe.
Doszło do przekroczenia granicy zdrowego rozsądku. Turbokapitalizm uruchamiający globalną pogoń za zyskiem i środkami finansowymi prowadzi do kryzysu zaufania w sektorze finansowym. Zapomniano, że istnieją moralne granice konstruowania finezyjnych instrumentów finansowych. Wyznacza je przejrzystość operacji finansowych przyczyniająca się do kultywowania nieprzemijających wartości: rzetelności i zaufania.
Co skrywa żywopłot?
Równie dużo problemów etycznych przysparza rynek hedgefonds, czyli funduszy hedgingowych. Mają one równie wdzięczną, co tajemniczą nazwę: kredyty subprime. Termin hedgefonds pochodzi od angielskiego słowa hedge, co znaczy: ogrodzić się żywopłotem, ale i wykręcać się od odpowiedzi.
Ta dwuznaczność skłania nas do rozumienia tych funduszy, jako stosujących specjalne, często nieprzejrzyste i trudne do zrozumienia strategie inwestowania. Za żywopłotem dokonuje się operacji na sumę prawie 2 bilionów dolarów.
Fundusze hedgingowe stanowią instrument finansowy o dużym stopniu ryzyka, ale przynoszą do czasu wysokie zyski. Operacje typu „dźwignia finansowa” i tak zwana „krótka sprzedaż” przypominają sztukę żonglera, który posiadając dwie ręce podrzuca cztery, a może pięć piłeczek. Okazuje się, że na giełdzie amerykańskiej już około 40% transakcji jest związane z tymi funduszami. Fundusze te dzielą jednak przysłowiową skórę na niedźwiedziu.
Od czasu ich skonstruowania w 1949 r. przez Alfreda Jonesa, zyskały one zagorzałych zwolenników, ale też wysunięto wobec nich zarzut ponoszenia zbytniego ryzyka przez ich uczestników i przez cały rynek finansowy i gospodarkę. Dlatego w Europie regulacje prawne uniemożliwiały ich rozwój. W Niemczech jednak wymyślono sprytne, bardzo inteligentne próby zaangażowania kapitału na zasadzie różnego rodzaju certyfikatów, które potem zasilały fundusze hedgingowe. Może również, dlatego, słowo „hedge” znaczy kluczyć, wymijać się od odpowiedzi.
Fundusze hedgingowe działają bez nadzoru bankowego. Tak one, jak inne produkty turbofinansowe, mają to do siebie, że ich załamanie niszczy bardzo rozległą sieć powiązań finansowych i gospodarczych. Już choćby z tego powodu nie powinno być obojętnym, gdy angażowane są w nie coraz wyższe kapitały. Niestety, jak wejdziemy na strony, które je reklamują, mowa jest tam jedynie o gwarancjach zysku.
Raczkująca etyka turbofinansów
Etyka turbofinansów raczkuje wraz z ich rozwojem. Szczególnie dzisiaj, gdy może dojść do spadków funduszy hedgingowych i innych instrumentów turbofinansowych, należy zastanowić się nad uzupełnieniem kalkulacji ryzyka aspektami moralnymi angażowania się w tego rodzaju działalność.
Okazuje się, że już w XVII w. Jan od św. Tomasza sformułował zasadę podwójnego skutku (actus duplicis effectus). Miała ona ukazywać, kiedy zaangażowanie w operacje finansowe nie ma dwuznacznego charakteru. Zakonnik wymienia szereg warunków, jakie muszą być spełnione, by dane działanie zaakceptować. Musi być rzeczywiście ważny powód, aby podjąć działanie o możliwych, negatywnych skutkach ubocznych. Cel planowanego działania musi być dobry. Jednocześnie nie możemy w swej kalkulacji korzystać ze złych skutków działań.
Na pewno warto uzupełnić kalkulację ryzyka finansowego o ryzyko naruszenia zasad moralnych. Jeśli bowiem pewne operacje finansowe budzą jakieś wątpliwości moralne, to znak, że trzeba się głęboko zastanowić, na ile w te operacje angażować bankowe aktywa. Może bowiem zostać utracona reputacja banku.
Co powiedział Adam Smith?
Musimy zrobić ekonomiczno-etyczny remanent, czyli wrócić nie tyle do Arystotelesa, który już w starożytności ukazał, że chciwość rujnuje szczęście i dobrobyt, ale przynajmniej do Adama Smitha. Nie ma chyba drugiego ekonomisty i etyka zarazem, na temat którego poglądów byłoby tyle nieporozumień.
Chętnie przy tym nadużywa się metafory „niewidzialnej ręki”. Przytoczmy zatem słowa Smitha o niewidzialnej ręce. Pisał on, że każdy myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierza osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi.
Powołując się na ten cytat, dochodzi się do nieuprawnionego wniosku, że niewidzialna ręka wszystko załatwi. Rodząca się wtedy nowoczesna gospodarka rynkowa, to wedle Smitha miejsce oddziaływania nie tylko niewidzialnej ręki, ale również widzialnej ręki państwa i prawa, które ma zapobiegać monopolistyczno-spekulacyjnym tendencjom w gospodarce.
Co więcej, Smith ukazuje, że uczucie sympatii i skrupuły moralne, to nie wymysły etyków biznesu, a czynniki wpływające na działanie rynku. W każdym bądź razie, Smith nie wyklucza na pewno ani sensu działania widzialnej ręki państwa i prawa, ani etycznych reguł gospodarowania i związanych z tym regulacji.
Dlatego szczególnie dzisiaj musimy o tym pamiętać, wnikliwie badając – na empirycznym przykładzie – ekonomiczne, społeczne i etyczne plusy i minusy deregulacji.
Powoli uświadamiamy sobie problematyczność idei całkowitej deregulacji i upatrywania w mechanizmach rynkowych sił działających na podobieństwo Opatrzności Bożej.
Odrzucając alternatywę: wolny rynek, albo centralne planowanie, należy zastanowić się, na czym polegać ma nowy system reguł korzystania z wolności. Nie są one niezgodne z duchem liberalizmu gospodarczego, a jednocześnie opierają się na poszanowaniu zasad moralnych.
W pismach Friedricha von Hayeka możemy przeczytać, iż wolne społeczeństwo być może bardziej niż jakiekolwiek inne wymaga, aby ludzie w swoim działaniu kierowali się poczuciem odpowiedzialności, które wykracza poza obowiązki egzekwowane przez prawo.
Zawsze zatem, również w teorii neoliberalnej, jest miejsce dla etyki w biznesie. Realizuje się ona tylko na innym poziomie. Jest to poziom odpowiedzialności indywidualnej.
Każdy wybór to dylemat
Kryzys na rynku turbofinansowym rodzi również dylematy moralne związane z wyborem strategii jego pokonania. Jak zapobiec finansowej fali tsunami, czyli załamaniu się systemu bankowego w wyniku masowej upadłości powiązanych ze sobą instytucji finansowych? Jakie są możliwe drogi wyjścia z kryzysu, a co można – uwzględniając zasady etyczne – zrobić, by nie dopuścić do najgorszego, czyli katastrofy finansowej?
Powstał projekt amerykańsko-brytyjski, który wygląda na racjonalne działanie w obliczu kryzysu. Polega on na zakupie produktów turbofinansowych, zawierających w znacznym stopniu instrumenty finansowe, które zawiodły i spowodowały kryzys. W Europie wzmagają się też naciski na obniżanie stóp procentowych.
Te metody wychodzenia z tarapatów prywatnych inwestorów lub instytucji finansowych rodzą jednak poważny problem moralny. Zwrócił na niego uwagę prezes EBC Jean-Claude Trichet, naciskany na zasilenie banków przez „widzialną rękę” państwa. Stwierdził, on, że zastosowane w Ameryce cięcie stóp procentowych w reakcji na rynkowe zawirowania stworzyłoby atmosferę moralnego nadużycia lub wrażenie, że bank nagradza ryzykowne decyzje inwestorów. Tego rodzaju ubezpieczenie prywatnego ryzyka na koszt podatnika rodzi pokusę jeszcze bardziej ryzykownych działań ze strony prywatnego kapitału. Etyka biznesu nazywa tę sytuację moralnym hazardem.
Sprawa wydaje się jednak z punktu etycznego jeszcze bardziej złożona. Jeśli założymy najgorszy scenariusz, a mianowicie groźby finansowej fali tsunami, to brak ratowania sytemu finansowego byłby również oceniony negatywnie z punktu widzenia etyki. Mamy, zatem klasyczny dylemat moralny: jak zachować się, gdy prywatne zyski wymagają kredytowania w ostateczności przez społeczeństwo, gdyż, jeśli tego nie dokonamy, samo społeczeństwo może ponieść jeszcze większe straty? Ryzykować, że „niewidzialna ręka” dobierze się jedynie do magików finansowych, a nas pozostawi w spokoju, czy jednak ubezpieczyć się, rozdając „widzialną ręką” pakiety ratunkowe?
Przed takimi dylematami, które właśnie mają wymiar nie tylko techniczny, ale i moralny, stoją dzisiaj profesjonaliści z banków centralnych.
Marginalizacja etyki
Trzeba na koniec przyznać, iż etyka, jako narzędzie prewencji, skapitulowała na całej linii, bo nie zapobiegła angażowaniu się w ryzykowne, dwuznaczne z punktu moralnego, przedsięwzięcia. Możemy zresztą poczytać pięknie brzmiące programy etyczne banków, szczególnie amerykańskich.
Skala naruszeń norm moralnych i etosu zawodowego skłania do porzucenia tej komfortowej strategii zakładającej, że świat finansów popadł w kryzys, w tym kryzys moralny jedynie z własnej winy.
Marginalizacja głosu etyków, instrumentalne traktowanie etyki biznesu na studiach akademickich objawiające się traktowaniem jej jako przedmiotu do wyboru, to także nasza wina. Wymogi nauczania jej w atrakcyjnej formie, zaliczanej testami, i wykładanie etyki biznesu przez osoby bez wykształcenia z zakresu etyki, jest zjawiskiem częstym na uczelniach ekonomicznych.
Kult sprawności menedżerskiej, niepodbudowany przeświadczeniem o wadze przestrzegania zasad moralnych, daje w świecie finansów opłakane, jak widzimy, rezultaty. Naturalne pragnienie robienia korzystnych interesów może, jak już ostrzegał Arystoteles, przerodzić się w praktykę podejmowania działań bez skrupułów moralnych. Żądzę posiadania, bogacenia się wszelkimi, również nieetycznymi metodami nazwał on słowem pleonaksja. Dotyczy ona postępowania, które oceniane jest jako nadmierne, kosztem innych dążenie do zaspokojenia własnych interesów.
Chciwość nie tylko prowadzi do wewnętrznej dysharmonii, jak zauważał Arystoteles. Powoduje ona swoistą ślepotę moralną. Przeciwwagą do indywidualnego etosu nieodpowiedzialności miały być: tworzenie profesjonalnej etyki organizacji, wyrażającej się w budowie programów etycznych, sytemu szkoleń, nadzoru etycznego i tworzenia stanowisk do spraw etyki w przedsiębiorstwach oraz programy społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR).
Jak jednak pokazują afery z firmą Enron i Artur Andersen, a także obecny kryzys na rynku finansowym, nawet najlepsze programy nie mogą zapobiec naruszaniu prawa i zasad etycznych przez organizacje stojące pod presją wyników giełdowych i przez pracowników, którzy zatracili kompas moralny.
Dotkliwość obecnych wydarzeń na rynku finansowym mogłaby nam złagodzić myśl, że gorzka nauka dla banków nie pójdzie na marne. Trzeba zrozumieć, że nie chodzi tu o kosmetykę, a o etykę. Realizacja tego, co rozumiemy przez integrity, czyli prawość, uczciwość, rzetelność i spójność, zatem zgodność tego, co się robi z wyznawanymi zasadami moralnymi, może uchronić banki i nas wszystkich przed kolejnymi kryzysami. W końcu wszyscy chcemy darzyć pełnym zaufaniem siebie nawzajem, a w tym szczególnie mieć pewność, że banki nie angażują się w wątpliwe operacje finansowe.
Etyka zatem uczy jak nie podejmować kuszących propozycji, które budzą od początku wątpliwości moralne, i że warto być mądrym przed szkodą, a nie po szkodzie.
Grzegorz Szulczewski
Pierwszy tekst Autora o etyce w finansach - Finanse i etyka - czas dekompozycji - zamieściliśmy w numerze 3/15 SN.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3343
Wojna informacyjna a odpowiedzialność (2)
To nie jest istotne, jaka jest prawda,
liczy się to, co uważamy za prawdę
H. Kissinger
Wojna w kwestii propagandowej została podporządkowana przemysłowi informacyjnemu. Elementem wypaczającym jej zrozumienie jest jej wirtualność, będąca efektem walki informacyjnej, która zapewnia złudzenie obiektywności w jej postrzeganiu w przekazach medialnych. Kształtuje też iluzoryczne przekonanie, że wojna nie jest złem, może być elementem rozrywki (relaksu), lub źródłem zabawy - np. najmłodsze pokolenia są poddane oddziaływaniu dezinformacyjnemu poprzez komputerowe gry wojenne.
Prawda jest jednak inna. Wojna zawsze była zjawiskiem wyjątkowo negatywnie ocenianym w skutkach. Jak pisze w „Wojnach sprawiedliwych” M. Walzer: „Jedna z najważniejszych cech wojny, odróżniająca ją od innych plag ludzkości, polega na tym, że ludzie w nią uwikłani są nie tylko ofiarami, lecz także sprawcami. W każdej wojnie ludzie giną, zabijani z wszelką możliwą do wyobrażenia brutalnością, i giną wszelkiego rodzaju ludzie, bez względu na wiek, płeć lub kondycję moralną”.
Mimo to, ludzie nie potrafią żyć bez wojny, wykluczyć jej jako środka w rozwiązywaniu konfliktów politycznych. Brak odpowiedzialności człowieka w tej kwestii widać dokładnie od drugiej połowy XX wieku, kiedy rozwój technicznych narzędzi wojny osiągnął taki stopień, że wojna stała się przedsięwzięciem zupełnie nieopłacalnym i ryzykownym. Pomimo tego, główne mocarstwa postawiły sobie zadanie: wynaleźć takie możliwości, formy, procedury polityczne i wojskowe, aby stworzyć szanse zwycięstwa, przy jednoczesnym wykluczeniu perspektyw wzajemnego, totalnego zniszczenia – podkreśla J. M Gavin w „Wojnie i pokoju w erze przestrzeni międzyplanetarnej”. Scenariusz takich wojen jest realizowany w ostatnich dziesięcioleciach – jest to zimna wojna, każdego z każdym.
Mamy do czynienia z nieodpowiedzialnymi siłami międzynarodowymi lub wewnętrznymi opcjami politycznymi dążącymi do wojny, które prowadzą propagandę w stosunku do narodów i państw w taki sposób, aby wywołać w nich agresję wobec innych. Systematycznie dostarczają półprawd dezinformujących ludzi o rzeczywistości, z premedytacją mobilizują społeczeństwo do wojny domowej, czy też agresji wobec innego państwa.
Za pomocą przekazu informacyjnego niszczą zdolności ludzi do świadomego i racjonalnego formułowania postulatów politycznych i pokojowych zachowań wobec innych.
Przekaz ten przekształca społeczeństwa w tłum gotowy do ślepych działań i czynów, zarówno zbrodniczych wewnątrz kraju, jak i agresji wobec innych podmiotów. Mechanizm manipulacji jest wyjątkowo agresywny, gdy system polityki światowej zdominowany jest przez jednobiegunowe mocarstwo (sojusz polityczno-wojskowy), czy też jedną ideologię lub władzę.
Wojna o „pokój”
Każda wojna potrzebuje fałszywych mitów i faktów. Społeczeństwa są indoktrynowane wojenną propagandą i izolowane od rzeczywistych motywów decyzji politycznych swych przywódców. Zgodnie z przekazem medialnym elit, agresywna wojna wybucha w słusznej sprawie - w celu „wyeliminowania zagrożenia dla pokoju”. W ostatnich latach - jako sposób na zaprowadzenie sprawiedliwości, wolności i demokracji, o humanitarne ideały, np. w imię „wyegzekwowania praw człowieka”.
W tym celu dominujące państwa promują standardy bezpieczeństwa, które są przedstawiane jako punkt odniesienia przy wszelkiego rodzaju klasyfikacjach i porównaniach. Nadają im charakter uniwersalności, a także promują jako wzór do naśladowania.
W kwestii przebiegu i skutków działań wojennych światowa opinia publiczna jest z premedytacją utrzymywana w niewiedzy. Obraz wojny przekazywany opinii publicznej ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Docierające do ludzi obrazy są filtrowane i preparowane tak, aby winowajcami były ofiary, a oburzenie społeczne nie obracało się przeciw sprawcom wojen, (które w konsekwencji generują zagrożenia asymetryczne, powodujące zamęt i strach), ale przeciw ofiarom, zdesperowanym walczyć o swoją godność i prawa (ocena moralna wojny nie jest wyznaczana przez działania żołnierzy, lecz przez opinię ludzkości).
Wątpliwości mogą budzić tzw. wojny prewencyjne. Rodzą się pytania, czy do obrony niezbędna jest agresja i co to jest wojna prewencyjna z punktu widzenia konfliktów w ostatnich dziesięcioleciach? Czy jest to:
- wojna o nieokreślonych celach przeciwko potencjalnym „wrogom” na każdej ziemi – jak w przypadku wojny z terroryzmem;
- atak odpowiadający na odległe w czasie zagrożenie, będący przedmiotem przewidywania i wolnego wyboru – jak w przypadku agresji na Irak;
- „operacja pokojowa” wobec chaosu wywołanego poprzez kolorową rewolucję oraz sprowokowanego kryzysu i wojny – jak w przypadku byłej Jugosławii, czy państw Afryki Północnej;
- „sprawiedliwa”, „ostatnia” krucjata (podbój) po to, aby położyć kres wszystkim wojnom i doprowadzić do nowej szczęśliwszej ery w historii ludzkości, czy po prostu
- pretekst do rozszerzania swoich wpływów i władzy przez podmioty kierujące się rządzą panowania, mające ambicje dominowania w regionie lub nad całą planetą, a jednocześnie zyskowne przedsięwzięcie dla wybranych klas społecznych, państw, sojuszy, czy transnarodowych korporacji i/lub grup interesu.
Nie można mówić o odpowiedzialności, gdy prowadzi się wojnę pozbawioną przedmiotu i celowości, motywując to potrzebą zwalczania zagrożeń, które jeszcze nie wystąpiły, lub mają charakter wirtualny, gdy traktuje się wojnę zapobiegawczo, jako karę dla potencjalnych sprawców zagrożeń (i dowodzeniem a posteriori, że nie mogliby oni być niewinni). Niektórzy aktorzy polityki światowej określają takie swoje działania sloganem „odstraszanie”, którego istota została wypaczona. To, o czym się mówi jako odstraszanie jest – ze względu na charakter działań i stosunki sił – zastraszaniem, przyjmującym tak drastyczny charakter, że zostało określone mianem doktryny wojennej „Szok i przerażenie” (p. N. Klein – „Doktryna szoku”)
W tej sytuacji marzenie o wojnie, która położy kres wszystkim wojnom w odległej epoce jest wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności, a tłumaczenie polityków, że chcą doprowadzić do powszechnego pokoju, jednak nie mają innego wyjścia jak tylko prowadzić tzw. słuszną wojnę, jest zabiegiem propagandowym. Nie ziści się stan wolny od wojen, póki – jak twierdzi M. Walzer - nie pokonamy ostatecznie sił zła, nie uwolnimy ludzkości na zawsze od żądzy podboju i panowania. Wojna użyta w tym celu jest jednym z najgorszych, jak nie najgorszym narzędziem.
Manipulowanie słowem
Słowa R. Arona, że „broń psychologiczna, spoczywająca zarówno w rękach rewolucjonistów, jak i sił broniących istniejącego porządku wymierzona jest we wszystkich, bo mierzy w każdego człowieka z osobna” oddają istotę włączenia całej społeczności światowej w wojnę informacyjną między głównymi podmiotami polityki światowej.
Tu warto zastanowić się nad kwestią: jak rozumieć odpowiedzialność za słowo w warunkach wojny informacyjnej, gdzie standardem jest manipulacja społeczeństwem przez podmioty polityki światowej wykorzystujące najnowsze techniki dezinformacji? Aby na to odpowiedzieć, można rozważania zawęzić do obszaru wojny informacyjnej określanego jako dezinformowanie – celowe i zamierzone manipulowanie świadomością.
Punktem wyjścia jest wyjaśnienie słowa „manipulacja”. Oznacza ono kształtowanie poglądów, postaw, zachowań lub emocji bez wiedzy i woli człowieka. Jest to metoda zakamuflowanego oddziaływania na świadomość oraz zachowania jednostek i grup społecznych dla realizacji określonych przez nadawcę celów. Manipulacja według J. Kosseckiego to sterowanie ludźmi wbrew ich interesom, jak również wbrew ich woli, natomiast według P. Hahne, to sterowanie cudzym postępowaniem w celu osiągnięcia osobistych korzyści, przy czym osoba manipulowana nie zdaje sobie z tego sprawy.
Manipulowanie świadomością jest narzędziem narzucania swojej woli ludziom poprzez programowanie ich zachowania. Pojęcie to ma negatywne znaczenie etyczne, kojarzone jest z kłamstwem, oszustwem, intrygą, ingerencją w procesy myślowe i decyzyjne w celu osiągnięcia korzyści kosztem obiektu poddanego takim zabiegom.
W tej grze większość narratorów szuka synonimów słowa „kłamstwo”. Robione to jest w celu, by przeciętny człowiek był jeszcze bardziej zdezorientowany. Pojęcia kłamstwa, fałszu i manipulacji są zastępowane słowem „postprawda”, oznaczającym trudne do weryfikacji, świadome kłamstwo wykorzystywane dla celów propagandowych i politycznych oraz „półprawda”, które sprowadza się do wypowiedzi i twierdzeń, których celem jest nie skłamać, ale i prawdy nie powiedzieć.
Słowo „dezinformacja” oznacza np. wpuszczanie obok informacji prawdziwej, (ale niekorzystnej), kontrinformacji, mającej neutralizować wpływ tej pierwszej, lub rozpowszechnianie zmanipulowanych, czy nieprawdziwych informacji w celu skłonienia ich odbiorców do określonych zachowań na korzyść dezinformującego.
S. Kisielewski, charakteryzując sytuację medialną stwierdza: „Niepełna, niecałościowa informacja, czyli dezinformacja, czyli w rezultacie kłamstwo praktykowane na co dzień, wrasta nam w krew, staje się drugą naturą, ba, nieraz wręcz powinnością moralną czy narodową”.
Powyższe treści wskazują, że społeczeństwa, podmioty polityki światowej które nie umieją operować informacją, analizować jej, wyciągać wniosków itd. narażone są na manipulację, stają się obiektem dezinformacji. Tu można postawić pytanie, jakie są podstawowe warunki zapewniające społeczeństwu w sytuacji zmasowanej wojny informacyjnej zrozumienie zachodzących procesów oraz przyjęcie właściwej postawy w kwestiach odpowiedzialności za bezpieczeństwo? Do najważniejszych można zaliczyć wiedzę nt. współczesnej polityki bezpieczeństwa oraz znajomość procesów zarządzania bezpieczeństwem, a także umiejętność docierania do faktów, właściwego ich rozumienia i interpretowania.
W warunkach wszechobecnej infokomunikacji oraz masowej komunikacji zindywidualizowanej, gdzie społeczeństwo zostało poddane mniej lub bardziej racjonalnym wpływom, problemem jest percepcja społeczna zachodzących zjawisk. Kształtowanie opinii publicznej przy wykorzystaniu efektywnych narzędzi przekazu – technologii informacyjnych - przez wybrane podmioty, grupy interesu dla osiągnięcia konkretnych celów stwarza zagrożenie prawidłowej oceny okoliczności, zrozumienia mechanizmów rządzących społeczeństwem oraz podejmowania decyzji.
Informacje o najważniejszych wydarzeniach w świecie, w tym na temat bezpieczeństwa, można przekazać odbiorcom w formie totalnie zmanipulowanej i zakłamanej, popierając je spreparowanym, propagandowym materiałem filmowym.
J. Baudrillard, opisując sposoby przekazywania informacji nt. wojen pisze: „To, czego jesteśmy świadkami, siedząc w naszych fotelach w stanie całkowitego osłupienia, nie jest „jak film” – to jest film./…/ W rezultacie wojna staje się gigantycznym efektem specjalnym, kino staje się paradygmatem wojny, a my wyobrażamy ją sobie jako „rzeczywistą”, podczas gdy jest ona jedynie lustrem swego filmowego istnienia”. A U. Eco dodaje: „Wojna Nowego Typu stała się do tego stopnia produktem medialnym, że Baudrillard mógł paradoksalnie powiedzieć, iż nie miała ona miejsca, a jedynie została pokazana w telewizji”.
Dodatkowo, poprzez zasypywanie społeczeństw, odpowiednio dozowanymi pseudoproblemami i sensacjami obyczajowymi, tworzenie sztucznych dylematów, manipulowanie emocjami i „strachem” sprawia, że ukrycie tego, co się dzieje w świecie, co najważniejsze, nie jest problemem.
Polityka iluzji
W tych okolicznościach podstawowym kryterium zrozumienia zjawisk i procesów jest dotarcie do faktów, zdobycie o nich realnej wiedzy. To w warunkach „względności faktów” – dla konsumentów chaosu informacyjnego, bezkrytycznych odbiorców, przeciętnych obserwatorów polityki światowej, w tym jej aspektów bezpieczeństwa – jest często niemożliwe. Fakty te, w ramach polityki informacyjnej podporządkowanej realizacji konkretnych celów przez podmioty stosunków społecznych oraz ze względu na charakter działania mass mediów są w znacznym stopniu zniekształcane.
Mimo, że domeną funkcjonowania człowieka jest przestrzeń informacyjna, w której dane o wydarzeniach są natychmiastowe – nie zawsze wiedza o faktach jest kompletna i wystarczająca. Możliwość korzystania z transmisji ośrodków medialnych operujących niemal na całym świecie i przekazujących informacje w czasie rzeczywistym w oparciu o własną optykę sprawia, że dochodzi do zwielokrotnienia punktów widzenia.
Trzeba jednak pamiętać, że bogactwo informacji jest przyczyną ubóstwa uwagi. W konsekwencji, np. w przekazie nt. złożonej i niebezpiecznej sytuacji międzynarodowej, dostające się do obiegu informacje są zniekształcone, a ich ilość nie pozwala na racjonalną ocenę. W skrajnym przypadku to nie fakty generują informacje, a informacje tworzą wirtualne zjawiska, które są utrwalane w świadomości społecznej jako zdarzenia. Przy ich formułowaniu wiąże polityków racja stanu, interes, co pociąga za sobą konieczność mówienia jednym głosem, oraz stosowania zasady poprawności politycznej. S. Benet-Weiser stwierdza: „Telewizyjne serwisy informacyjne – dla większości ludzi główne źródło wiadomości – są inscenizowane jako rozrywka, kreując „politykę iluzji”. Jak widać, media dają politykom nieograniczone możliwości oddziaływania na opinię publiczną w skali globalnej.
Jak w tej sytuacji człowiek, winien postępować? Walka z faktami jest pierwszym przejawem głupoty. Używający tego narzędzia są z merytorycznego punktu widzenia na przegranej pozycji. Kiedy myślenie obywateli jest stymulowane w kierunku umiejętności odbierania kłamliwych informacji, tworzących w zbiorowej świadomości pożądaną „wirtualną rzeczywistość”, sprawą najwyższej wagi staje się zidentyfikowanie ciągu kłamstw i rozszyfrowanie autentycznej logiki zdarzeń, faktów, które mają miejsce.
Metodyka pracy powinna opierać się na umiejętności czytania i poszukiwania wiedzy z wiarygodnych i sprawdzonych źródeł. Ich zróżnicowanie pozwoli poznać skrajne punkty widzenia, a głębsza wiedza na wybranie tych faktów, które najbardziej odpowiadają rzeczywistości i wpisują się w logikę zachodzących procesów. Zdrowy rozsądek, pozwoli nazywać rzeczy po imieniu i stworzy podstawy do rzetelnej oceny sytuacji.
Konkluzje, czyli o hedonizmie
Człowiek poddany oddziaływaniu informacyjnemu jest coraz mniej przywiązany do „prawdy”, a coraz bardziej nastawiony na korzyści zapewniające mu hedonistyczne funkcjonowanie we współczesnym świecie. Świat nie został uwolniony od zagrożeń, w tym tych, których sprawcą jest człowiek; problem ich postrzegania i oceny staje się coraz bardziej dwuznaczny.
Tu pojawia się przerażający fenomen – ukryty za sukcesem medialnego oddziaływania na człowieka i prowadzoną wobec niego walką psychologiczną. To zatrata przez rządzących odpowiedzialności za ład w polityce światowej i za słowo w narracji dotyczącej sytuacji międzynarodowej. Prowadzi to do manipulacji świadomością społeczności światowej oraz kształtowania jej obojętności w sprawie odpowiedzialności za bezpieczeństwo w świecie.
Zbigniew Sabak
Autor jest profesorem Państwowej Szkoły Wyższej w Białej Podlaskiej.
Od Redakcji:
Powyższy tekst jest skróconą wersją artykułu złożonego do opublikowania w czasopiśmie „Przyszłość - świat – Europa – Polska”. Tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od redakcji SN. Jego pierwsza część ukazała się w numerze 5/17 SN - Gdy zło nazywa się dobrem