Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3868
Kamień na kamieniu,
na kamieniu kamień,
a na tym kamieniu
jeszcze jeden kamień.
(lwowska piosenka uliczna)
Kto jest złodziejem?
Złodziejstwo (rabunek, łupiestwo, kradzież, grabież lub przywłaszczenie) definiuje się jako niezgodnie z obowiązującym prawem lub normami moralnymi pozbawienie kogoś dóbr materialnych – ruchomych lub nieruchomych, materialnych lub intelektualnych. Pozbawienie kogoś jego dóbr w celu zagarnięcia ich, albo użycia w innych celach dla osiągnięcia korzyści może dokonywać się jawnie lub potajemnie za pomocą „twardych” sposobów (siły lub przemocy), albo „miękkich” (wyłudzenia lub oszustwa).
A zatem, złodziejem w szerokim sensie jest każdy, kto w jakikolwiek sposób działa, by przejąć (przywłaszczyć sobie) cudze dobro (materialne lub intelektualne) bez przyzwolenia jego właściciela. Natomiast złodziejem w wąskim sensie jest ten, kto kradnie tylko w rozumieniu kodeksu prawa karnego, czyli kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą (Art. 278 kk ). Rozpatrując problem złodziejstwa mam na myśli proceder uprawiany przez złodziejów w szerokim rozumieniu tego słowa.
Złodziej to nie tylko jakiś odrażający typ (opryszek, menel itp.), ale także osoba inteligentna (sprytna), często elegancka, wykształcona, nawet utytułowana, należąca do jakiejś elity i zajmująca wysokie stanowisko w hierarchii społecznej, a nawet będąca osobą zaufania powszechnego.
Jedni, pospolici złodzieje profesjonalni, skrywają się za maskami ludzi uczciwych. Przebierają się za policjantów, pracowników elektrowni, gazowni, urzędu skarbowego, banku, ZUS-u, NFZ-u, opieki społecznej itd. Drudzy, nieprofesjonalni, nie muszą się przebierać, ponieważ w sposób oczywisty uchodzą za ludzi uczciwych z tej racji, że wykonują zawody zaufania publicznego związane z wykonywaniem prawa („Prawnik ze swą teczką może więcej ukraść niż tysiąc ludzi z pistoletami” – pisał Mario Puzo w Ojcu chrzestnym). To adwokaci, radcy prawni, notariusze, komornicy i kuratorzy sądowi, osoby świadczące usługi medyczne (lekarze, farmaceuci, pielęgniarki, położne, diagności, laboranci i psycholodzy) i pracujący w gospodarce i zarządzaniu (biegli, eksperci, rewidenci, doradcy podatkowi, rzecznicy patentowi, kontrolerzy, parlamentarzyści, burmistrzowie itp.).
Społeczeństwo jest przekonane, że posiadają oni specyficzny zestaw cech osobowych świadczących o ich morale takich jak honor, uczciwość i prawdomówność i postępują zgodnie z obowiązującymi przepisami prawnymi i zasadami moralnymi.
Niestety, w obu przypadkach pozory mylą coraz częściej. Dlatego dzisiaj trudniej niż dawniej udaje się odróżnić złodzieja od przyzwoitego człowieka. O ile dawniej organy ścigania stosunkowo łatwo znajdowały złodzieja w specyficznych grupach przestępczych, to teraz mają z tym coraz większe kłopoty, ponieważ muszą szukać ich wszędzie, zwłaszcza w miejscach najmniej podejrzanych i w kręgach ludzi wysoko postawionych.
Profesjonalni złodzieje są mniej szkodliwi, chociaż wielce uciążliwi, aniżeli incydentalni. Pierwsi kradną przedmioty mniej wartościowe lub niewielkie kwoty pieniężne pojedynczym osobom, zazwyczaj przypadkowym. W tej kategorii złodziejów wielkie kradzieże (okradanie banków i kradzieże drogocennej biżuterii, dzieł sztuki itp.) zdarzają się bardzo rzadko i raczej przez zorganizowane małe grupy złodziejskie. Drudzy dokonują kradzieży na wielką skalę i okradają miliony osób, nawet współobywateli, swój naród i swoje państwo. Wielkość kradzieży rośnie proporcjonalnie do zajmowanego miejsca w hierarchii społecznej, a największych kradzieży dopuszczają się ci, którzy znajdują się na jej szczycie.
Złodziejstwo rozwija się w różnych relacjach społecznych: jednostka-jednostka, pracodawca-pracobiorca sprzedawca-klient, obywatel-instytucja oraz obywatel-państwo.
W pierwszym przypadku chodzi o złodziejstwo w wymiarze jednostkowym, o okradanie jednego człowieka przez drugiego, najczęściej osób obcych sobie.
W drugim – chodzi o okradanie pracownika przez pracodawcę prywatnego lub państwowego i na odwrót. Z jednej strony, pracodawca okrada pracownika nie płacąc mu w pełni za jego pracę, co jest zwyczajne w ustroju kapitalistycznym, gdzie wartość dodatkową wypracowaną przez pracownika przywłaszcza sobie pracodawca. (W ustroju socjalistycznym wartość dodatkową zabierało państwo).
A z drugiej strony, pracownik okrada pracodawcę, gdy pracuje mniej wydajnie niż powinien, lub korzysta z „lewych” zwolnień lekarskich, albo gdy kradnie różne przedmioty z zakładu pracy: materiały, narzędzia itp. (Okradanie zakładów pracy było procederem masowym w ustroju socjalistycznym, bo to, co państwowe uważano za niczyje, a poza tym opozycjoniści uznawali to za dobry uczynek.)
W trzecim przypadku - w handlu - ma się do czynienia z wieloma sposobami kradzieży, głównie ze sprzedażą po drastycznie wyższych cenach od kosztów produkcji towarów, z zawyżanymi marżami i z oszustwem dotyczącym gatunków, daty ważności i jakości towarów. Do oszukiwania - i w konsekwencji okradania klientów - wykorzystuje się reklamy, które nagminnie kłamią.
Klientów okrada się w świadczeniu usług rzemieślniczych (na przykład w wyniku podmiany materiałów na gorsze i partackiego wykonawstwa) i usług medycznych (pobieranie zawyżonych honorariów w stosunku do czasu poświęconego pacjentowi, rzetelnych diagnoz i skutecznej terapii), co jest szczególnie naganne.
W czwartym przypadku różne instytucje spółdzielcze, oświatowe, prawnicze, urzędy samorządowe i państwowe okradają petentów na swoje sposoby i w zakresie swoich możliwości.
W piątym przypadku państwo okrada swoich obywateli w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany, co pociąga za sobą rewanż obywateli, którzy również starają się oszukiwać państwo, nie licząc się z tym, że w ten sposób okradają sami siebie. Państwo utożsamia się z aparatem państwowym, z przedstawicielami władzy i traktuje się jak coś wrogiego; zresztą nie bez racji, ponieważ władza zachowuje się arogancko i wrogo w stosunku do obywateli zamiast być przyjazną. Taka jest powszechna opinia, mimo że nie każdy urzędnik państwowy okrada obywateli, a niektórzy z nich okradają nie tylko własne państwo, ale nawet cudze, jeśli tylko mogą i chcą. Na opinię o wszystkich wpływają incydentalne i jednostkowe przypadki wysoko postawionych osób, jeśli są odpowiednio eksponowane i nagłaśniane w mass mediach.
Złodziejstwo stało się zjawiskiem powszechnym we współczesnej cywilizacji zachodniej. Nie ma już chyba osoby, której nie ukradziono by czegoś i coraz mniej jest ludzi uczciwych. Szerzy się ono na coraz większą skalę wśród różnych grup zawodowych i elit. Stało się jedną z plag społecznych obok hipokryzji, kłamstwa, przemocy, agresji, grubiaństwa, narkomanii, nieodpowiedzialności, hałasu, głupoty itp.
Dlaczego ludzie kradną?
Złodziejstwo jest zjawiskiem wynikającym z wielu uwarunkowań społecznych i indywidualnych. Jego przyczyn upatruję w sferze ustrojowej, ekonomicznej i kulturowej. Również w psychice, osobowości i charakterze człowieka oraz w poszanowaniu prawa, pojmowaniu moralności i sensu życia na swój sposób.
Najważniejszymi i usprawiedliwionymi z pewnych względów (na przykład w przypadku rażącej niesprawiedliwości w zakresie podziału dóbr i systemu płac) są przyczyny egzystencjalne i ekonomiczne. Do dokonywania kradzieży przypadkowo, systematycznie lub zawodowo zmusza instynkt przeżycia i chęć zapewnienie minimum życiowego sobie i rodzinie. Są one tak mocne, że przeważają nad sumieniem, respektem dla prawa i moralności oraz strachem przed karą. Dylemat: „zginąć czy ukraść” rozstrzyga się w wyniku wyboru mniejszego zła, tj. kradzieży.
Drugą przyczyną jest obawa przed wykluczeniem, gdy przebywa się w środowisku przestępczym, na przykład w dzielnicach złodziei, albo w złodziejskich grupach koleżeńskich, organizacjach i instytucjach. Wtedy trzeba postępować zgodnie z przysłowiem: „Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”.
Trzecią przyczyną jest ustrój polityczny, który nie tylko sprzyja kradzieżom, ale stwarza odpowiednie okoliczności i wręcz nakłania do nich tak, że trudno oprzeć się pokusie. W niektórych państwach parlamenty uchwalają (celowo, albo bezmyślnie) ustawy zawierające „luki prawne” - niedokładnie i nielogicznie sformułowane przepisy pozwalające na dowolną interpretację. Korzystają z nich sprytni złodzieje wywodzący się często z elit władzy i związanych z nimi aferzystami (oligarchami), by uniknąć kary. Jest to złodziejstwo prawnie usankcjonowane i dlatego bezkarne.
Są też tacy, którzy okradają państwo, by zniszczyć ustrój polityczny, którego nie cierpią. (Słynna wypowiedź wnuczki Pawlaka z filmu „Kochaj albo rzuć”: „Okradniemy ten dom towarowy, żeby zniszczyć kapitalizm w USA”)
Czwartą przyczyną jest ideologia konsumpcjonizmu w warunkach przesadnego liberalizmu. W konsekwencji jej upowszechniania przez reklamy i mass media, które do znudzenia pokazują życie milionerów, ich pałace i wyuzdane zachcianki, rosną ambicje czytelników i widzów, by żyć i nic nie robić, jak ci bogacze, którzy najczęściej stali się nimi dzięki złodziejstwu, gdyż „pierwszy milion dostaje się w spadku, albo trzeba ukraść” (Jan Krzysztof Bielecki), a „za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia” (M. Puzo).
W chęci bogacenia się nie byłoby niczego złego, gdyby bogacono się dzięki uczciwej pracy. Ale kto dzisiaj chce ciężko pracować i czekać ileś lat, by zostać bogaczem? Każdy, zwłaszcza młody tuż po ukończeniu szkoły, chce od razu mieć wszystko i szuka pracy najwyżej wynagradzanej, ale nie ciężkiej, tylko łatwej i przyjemnej. W sytuacji braku specjalistów na rynku pracy (wskutek złego systemu edukacji) taką pracą udaje się znaleźć. A potem szuka jeszcze wyższych zarobków, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a potrzeby - w miarę ich zaspokajania.
W ten sposób rosną szeregi roszczeniowców (W. S., „Od rozwydrzenia do roszczeń i szantażu”, SN, 6-7, 2018). Wywierają oni presję na pracodawców, często szantażują ich odejściem i wymuszają wzrost plac. W efekcie nakręca się spirala wzrostu potrzeb i zarobków. Wzrasta też liczba ludzi, którzy nie znajdują „odpowiedniej” dla siebie pracy, albo są notorycznymi leniami i nie chce im się pracować. Wolą kraść, albo bogacić się w sposób nieuczciwy, mając za nic honor i godność i nie licząc się z opinią innych. Tak więc „brak pieniędzy jest źródłem wszelkiego zła” (George Bernard Shaw). A żądza zdobycia dużych pieniędzy jest źródłem dużego zła.
Piąta przyczyna ma podłoże psychiczne i ambicjonalne. Jest nią kleptomania, boskie uwielbienie pieniądza oraz maniakalne pragnienie wzbogacania się w celu dorównania bogaczom, a nawet prześcignięcia ich.
Ludzie kradną też z innych powodów - w wyniku presji środowiska (kolegów), zmuszania do kradzieży (np. dzieci) i zaistnienia okoliczności sprzyjających kradzieżom. Kradną również dla zabawy i z głupoty w celu szokowania i popisywania się przed innymi.
Image złodziejstwa
W ostatnich latach, z wielu przyczyn radykalnie zmienił się wizerunek złodzieja i pojmowanie złodziejstwa. W dużej mierze za sprawą rządów, w których coraz mniej jest jawnych złodziejów i coraz więcej skrytych, czyli tej kategorii polityków, którzy traktują państwo jak dojną krowę i okradają go oraz społeczeństwo, żeby jak najbardziej wzbogacić się. Dzieje się tak nie tylko w wielu „nowych demokracjach” (na przykład w skorumpowanych krajach postkomunistycznych), ale również w „tradycyjnych”, które niegdyś były wzorami uczciwości.
Skala oszustw jest proporcjonalna do pozycji zajmowanej na piramidzie hierarchii społecznej. Najmniej oszukują (często przypadkowo lub nieświadomie) zwykli ludzie znajdujący się na jej dole. Najwięcej - ci na jej szczycie.
Nie wszystkie oszustwa wykrywa się, a o wielu wykrytych nie mówi się. Społeczeństwo dowiaduje się tylko o wielkich oszustwach po celowym ujawnieniu afer złodziejskich przez dociekliwych dziennikarzy lub opozycję w celu zdemaskowania elit władzy, osłabienia pozycji partii rządzących i utraty zaufania do nich. (W Internecie jest lista około stu afer oszustwa i złodziejstwa, których sprawcami są elity Platformy Obywatelskiej i mniej więcej tyle samo w przypadku elit Prawa i Sprawiedliwości. Ktokolwiek rządzi, ten oszukuje i kradnie.)
Najwięcej oszustw dokonywanych z premedytacją przez elity polityczne i gospodarcze notuje się w sferach podatków (w wyniku zaniżania dochodów i wartości majątku) i bankowości (oszukiwania klientów banków i kas oszczędnościowych, przeważnie prywatnych. Oto deklarowane majątki najbogatszych parlamentarzów: Artur Łącki. Poseł Koalicji Obywatelskiej - 46 mln zł; Andrzej Gut-Mostowy, („król Zakopanego") poseł Porozumienia Jarosława Gowina, - 43,5 mln zl; Grzegorz Bierecki, senator PiS - 35 mln zł; Adam Cyrański, poseł Koalicji Obywatelskiej - 28 mln zł; Beniamin Godyla, senator Koalicji Obywatelskiej - 24 mln zł; Robert Dowhan, senator Koalicji Obywatelskiej - 14,5 mln zl; Mateusz Morawiecki, premier - 12 mln zl (dużo większy majątek przepisał na żonę); Aleksander Pociej, senator z Koalicji Obywatelskiej – 10,6 mln zl; Ryszard Bober, senator z PSL - 10 mln zł; Jacek Bury, senator Koalicji Obywatelskiej - 7,2 mln zł. (Justyna Sobolak, „10 najbogatszych polityków w Polsce”,Money.pl, 25.05.2021) Czy takich majątków można dorobić się w uczciwy sposób?
Niemal każdy z 29 polskich europosłów, którzy po wyborach w 2019 roku po raz pierwszy trafili do Parlamentu Europejskiego, zdołał zaoszczędzić w ciągu pół roku sprawowania mandatu od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy euro. Jednak niektórym to było jeszcze za mało i oszukiwali na rozliczeniach delegacji służbowych. (Na marginesie: w ciągu 2,5 lat prezydent Ukrainy, W. Zelenski, „zarobił” 1,2 mld USD, a majątek prezydenta Rosji W. Putina szacuje się na 200 mld USD, przy czym jego zarobek roczny wynosi ok. 100 tys. USD).
Nagminne jest oszukiwanie na podatku VAT przez usługobiorców. Jeśli usługodawca proponuje niższą zapłatę za wykonaną usługę bez wystawienia faktury niż z fakturą (pomniejszoną o podatek VAT), to na ogół usługobiorca rezygnuje z wystawienia faktury, bo to się lepiej opłaca. Nie obchodzi go to, że w ten sposób staje się złodziejem okradającym państwo i w końcowym rachunku samego siebie, egoistycznie kieruje się interesem własnym, a nie społecznym (wspólnym).
Wciąż bardzo słabo rozwinięta jest świadomość wspólnotowości i dobra wspólnego w społeczeństwie obywatelskim. To jest jednym z przykładów oszukiwania państwa przez obywateli.
Na dobrą sprawę, nie ma się temu co dziwić, jeśli państwo oszukuje swoich obywateli coraz bardziej na różne sposoby - „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. (Oto jeden z przykładów: nasze państwo zabiera emerytom 2,2% ich dochodu, jeśli przyjąć, że oficjalnie inflacja wynosi 9,2%, a waloryzacja emerytur tylko 7%, to faktycznie okrada ich z 8% dochodu, ponieważ realna inflacja wynosi ok. 15%).
Z drugiej strony, nasze państwo nie ufa swoim obywatelom; każdego traktuje jak potencjalnego oszusta lub złodzieja. Jak w czasach stalinowskich, obywateli dzieli na tych, którzy już siedzieli, i tych, którzy będą siedzieć. To skutkuje spadkiem zaufania obywateli do naszego państwa.
Ten brak zaufania jest silnie związany z niską jakością usług świadczonych przez instytucje publiczne (państwowe) i decyzjami rządu sprzyjającymi okradaniu obywateli lub mającymi na celu ich okradanie. Taką decyzją była na przykład zmiana systemu emerytalnego: „Rząd przestaje być naszym sojusznikiem w tworzeniu zabezpieczenia na starość. Pieniądze odkładane do ZUS to raczej rodzaj podatku, a nie inwestycja w przyszłość dla obywateli.” (S. Koczot, „Państwo traci wiarygodność”, „Gazeta Prawna” 28 01. 2011).
W 2020 r. zdecydowany brak zaufania do rządu wyrażało 13% badanych, (Komunikat z badań CBOS Nr 43, 2020). Z badań OECD w2020 r. wynika, że w Polsce zaufanie do rządu deklarowało 27,31% respondentów, podczas gdy w Wielkiej Brytanii 34,70 %. a w Indiach aż 78,97 %. (Paweł Chabasiński, „Z badań OECD wynika, że w 2020 r. zaufanie Polaków do rządu należało do najniższych w Europie; https://bezprawnik.pl/zaufanie-do-rzadu; dostęp 24.02.2021)
Do wzrostu zaufania do państwa potrzebne są wola i uczciwość polityczna konkretnych polityków, ich transparentny sposób działania, uczciwe tłumaczenie się przed obywatelami z decyzji ,zapewniając im pełen dostęp do informacji oraz finansowanie usług według sprawiedliwego rozkładu obciążeń. (Paweł Marczewski, „Epidemia nieufności. Zaufanie społeczne w czasie kryzysu zdrowotnego”; https://www.batory.org.pl/wp-content/uploads/2020/08/Epidemia-nieufnosci.pdf )
Szerzeniu się złodziejstwa sprzyja skryta i jawna akceptacja go przez społeczeństwo oraz skorumpowane organizacje, instytucje, sądownictwo i obłudny aparat państwowy, który zdaje się celowo stwarzać okazje czyniące złodziei. Stosunek do złodziejstwa i złodziejów zmienił się w wyniku nadmiernej liberalizacji (opacznie rozumianej wolności w liberalnej demokracji) i relatywizacji norm obyczajowych w krajach zdominowanych przez cywilizację zachodnią. A złagodzenie i nieefektywność kar przyczyniło do znacznego wzrostu ich liczebności i rozzuchwaliło złodziei. Im więcej jest ich w społeczeństwie, tym mniej są rozpoznawalni, gubią się w masie i są anonimowi.
W wyniku coraz bardziej powszechnego złodziejstwa w skorumpowanych elitach politycznych, gospodarczych i kulturowych ich reprezentanci (celebryci) stali się idolami oraz wzorcami osobowymi, naśladowanymi przez masy zauroczone ich władzą i bogactwem. Dlatego coraz więcej osób marzy o tym, by zaistnieć w przestrzeni medialnej (głównie w telewizji) i dzięki temu znaleźć się w tych elitach i móc nakraść się do woli. (Coraz więcej miernot bez krzty samokrytycyzmu, męcząc siebie i telewidzów, bierze udział w różnych konkursach telewizyjnych organizowanych dla dorosłych, dzieci i niepełnosprawnych, które dają im „szansę na sukces”.) To między innymi stało się przyczyną postępującej degrengolady elit.
Tym sposobem złodziejstwo nie jest już tak bardzo karane - wielkim aferzystom nie grożą wielkie wyroki skazujące, bo stać ich na świetnych obrońców, ani źle postrzegane z przyczyn moralnych, jak dawniej. Z wady człowieka przekształciło się ono w jego zaletę. Nieważne, że ktoś ukradł, tylko że jest osobą ważną, bogatą, powszechnie znaną i liczącą się. Teraz już nic nie stoi na przeszkodzie, aby defraudanci, mający na swym koncie wyroki skazujące, dostawali się do władz centralnych w państwie i zajmowali kluczowe stanowiska w gospodarce i kulturze. (W tym celu nawet niektórych z nich ułaskawia sam prezydent państwa.) Z tej racji przybywa coraz więcej państw złodziejów, w których złodziejstwo jest akceptowane, stało się chlebem powszednim i rozkwita. Hulaj dusza dla złodziejów!
Wiesław Sztumski
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 6131
Bardziej wiarygodnie niż przez filozofię problemy metafizyki wyjaśniane są przez przyrodoznawstwo, a przede wszystkim fizykę, epistemologii - przez neurokogniwistykę, a etyki - przez neurofizjologię mózgu.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 5302
Czasami słyszy się wypowiedzi, żeby przywrócić człowiekowi „ustawienia fabryczne”, tj. takie, jakie gatunek ludzki miał w momencie zaistnienia na Ziemi. Wyrażają one tęsknotę za „dawnymi, dobrymi czasami” i przekonanie, jakoby dawniej było lepiej niż jest teraz i będzie później. Najlepiej byłoby więc wrócić do stanu pierwotnego.
Wierzący mówią, że Pan Bóg w czasie stwarzania człowieka z góry ustawił go do pełnienia określonych funkcji życiowych i społecznych; między innymi wyznaczył role kobiet i mężczyzn, władców (panów) i poddanych (niewolników) oraz hierarchię społeczną (feudalną), która odpowiada strukturze Nieba.
Ewolucjoniści są zdania, że to przyroda zaprogramowała człowieka tak, by mógł przeżyć w tych warunkach, w jakich powstawał i jeszcze przez pewien czas, nie wiadomo jak długi.
Każdemu wolno wierzyć w co chce. To nie zmienia faktu, że twórca naszego gatunku – siła nadprzyrodzona, spersonifikowana w postaci bóstwa, albo abstrakcyjna siła przyrody - jakoś ustawił nas już in statu nascendi tak, abyśmy mogli przetrwać w ówczesnym środowisku. Wyposażył nas też w pewne elementy i funkcje zapasowe (redundancje pożyteczne), żebyśmy mogli skorzystać z nich w przypadku koniecznej adaptacji do innych warunków życia, jakie pojawią się w przyszłości w innych środowiskach, żebyśmy mogli przedłużyć czas istnienia naszego gatunku.
To ustawienie nazywam umownie naturalnym zaprogramowaniem człowieka. Dokładnie nie wiadomo kiedy, ale raczej wkrótce, okazało się, że nie na długo wystarczyło ono ludziom. Być może złożyły się na to przyczyny obiektywne, jak np. wzrost populacji, wykorzystanie łatwo dostępnych zasobów przyrody, przedwczesna eksploatacja obszarów zasiedlenia. A pewnie też przyczyny subiektywne, jak np. zaspokajanie nowych coraz liczniejszych potrzeb, które pojawiały się w miejsce starych, chęć ułatwienia sobie pracy i uczynienia jej bardziej wydajną oraz tworzenie bardziej komfortowych warunków życia.
Z takich czy innych powodów trzeba było doskonalić narzędzia pracy. A do tego potrzebny był zmysł praktyczny i odpowiedni zasób wiedzy. Tak więc, aktywność techniczna sprzęgła się z aktywnością poznawczą, ewolucji społecznej z konieczności musiał towarzyszyć rozwój cywilizacji, a w jej obrębie - kultury.
Mam świadomość tego, że przedstawiłem tę sprawę w dużym uproszczeniu, ale nie ma to istotnego znaczenia dla dalszych przemyśleń.
Dominacja kultury
Odtąd rozpoczęła się interakcja natury z kulturą w formie rywalizacji, albo uzupełniania się. Dzięki postępowi wiedzy i techniki ludzie, głównie z inspiracji kultury, byli w stanie sami programować się jakoś, tworzyć nowe programy funkcjonowania samych siebie, przede wszystkim w środowisku społecznym.
Przez „program” rozumiem tu całokształt algorytmów i mechanizmów homeostazy, (w tym również stereotypów), zakodowanych w organizmie człowieka i w jego świadomości, pełniących rolę regulatorów jego aktywności biologicznej oraz społecznej - w szczególności dotyczącej zachowania i postępowania.
Z biegiem czasu do pierwotnych, naturalnych, ustawień człowieka dodawano wciąż więcej nowych i sztucznych. Wzbogacanie natury ludzi przez elementy kultury, czyli programów naturalnych przez sztuczne, pozwalało im przetrwać w nowych warunkach bytowania, coraz bardziej różniących się i trudniejszych od dawnych. Istotną rolę odgrywają w tym postępujące procesy edukacji i socjalizacji. Pierwsze dostarczają programów potrzebnych do lepszego poznawania świata i rozwoju wiedzy, a drugie - do lepszego współżycia w grupach.
Wraz z rozwojem cywilizacji zwiększa się liczba sztucznych programów będących dziełem kultury, podczas gdy liczba programów naturalnych praktycznie nie zmienia się. Dlatego tych sztucznych i wtórnych programów jest już więcej niż naturalnych i pierwotnych.
W przyszłości będzie wzrastać przewaga sztucznych ustawień nad naturalnymi. W związku z tym aktywność dzisiejszego człowieka jest bardziej podporządkowana sztucznym programom niż naturalnym. Większą rolę w życiu ludzi w świecie zapełnionym sztucznościami odrywają programy sztuczne. Tym bardziej, że nawet naturalne ustawienia, regulujące funkcje biologiczne człowieka, modyfikowane są coraz bardziej przez sztuczne.
Wystarczy choćby zauważyć, jaką rolę w tym względzie odegrało masowe wprowadzenie sztucznego oświetlenia a także, jak inne elementy sztucznego środowiska i kultury wpływają na funkcjonowanie organizmu. Jeszcze bardziej modyfikowane przez kulturę są ustawienia naturalne, które regulują funkcje społeczne. Teraz z pewnością nie dałoby się przeżyć bez korzystania z sztucznych ustawień wprowadzanych do organizmu w wyniku rozwoju cywilizacji. Przeżywają tylko jednostki izolowane od wpływów cywilizacji współczesnej, zamknięte w klasztorach lub przebywające w miejscach odosobnionych – oazach naturalności, chociaż i tam korzysta się w jakimś stopniu z darów cywilizacji.
Doprawdy, staliśmy się niewolnikami i zakładnikami cywilizacji i kultury. Co ciekawe, nawet reliktowe ludy pierwotne żyjące np. w dżunglach Amazonii, podatne są na wpływy cywilizacji i chętnie korzystają z jej dobrodziejstw, gdy tylko mogą i stać ich na to. I wcale nie upierają się trwać w swej naturalnej „dzikości”. W przyszłości, w wyniku dalszego nasycania środowiska elementami sztucznymi – a wszystko wskazuje na to, że będzie ich jeszcze więcej, wskutek czego elementy naturalne zostaną zredukowane do minimum – ustawienia sztuczne będą o wiele bardziej decydować o możliwości życia i przetrwania ludzi niezależnie od tego, czy nam się to podoba i czy mamy jakieś zastrzeżenia natury etycznej lub religijnej. Od homo sapiens do androidów
Ostatnio przeczytałem o skonstruowaniu w Waszyngtonie „człowieka bionicznego”, który „Oddycha dzięki sztucznym płucom, a sztuczne serce pompuje sztuczną krew przez jego sztuczny krwiobieg. Mierzy 183 cm wzrostu, waży 77 kg, potrafi chodzić (choć dość niezręcznie), ruszać rękoma i... mówić. Ma wbudowany program sztucznej inteligencji przypominający nieco znaną z iPhonów asystentkę Siri” (Gazeta Wyborcza – Nauka, 21.10.2013). Jest to sztuczna istota człekopodobna w całości zaprogramowana przez ludzi i wykonana nawet ze sztucznych tworzyw.
Tak więc, stopniowo, dzięki postępowi cywilizacji, staliśmy się twórcami sztucznego środowiska życia i z powodzeniem próbujemy konstruować sztuczne istoty żywe. Nie wiadomo, czy już na samym początku, w ramach początkowego ustawienia naturalnego, zostaliśmy zaprogramowani również do przejmowania roli stwórcy. Tworzymy sztuczne istoty, a naturalne wyposażamy w coraz większą liczbę elementów sztucznych do ich ustawień i programów. W konsekwencji przekształcamy naturalne istoty ludzkie w sztuczne – w ludzi sztucznie ustawianych i programowanych. Są oni łatwo podatni na manipulację bezpośrednią i pośrednią, a nawet zdalną. Można wprowadzać do nich ustawienia pożądane i resetować nieprzydatne lub niewygodne z jakichś względów dla władzy i instytucji. Postęp cywilizacji w ogóle ma dobre i złe strony. Jest dobry, ponieważ pozwala nam przeżyć w coraz trudniejszych warunkach powstających w coraz bardziej skomplikowanym świecie – nawet, jeśli implikuje skutki niekorzystne. Za możliwość przetrwania i życia w komforcie trzeba odpowiednio płacić. Ale, czy dlatego mamy zwalczać postęp cywilizacyjny i uciekać od cywilizacji? Taka ucieczka jest zresztą niemożliwa, a gdyby się na nią mimo wszystko zdecydować i powrócić do życia w pierwotnych warunkach naturalnej kultury dzikości lub barbarzyństwa, to bardzo szybko źle by się to dla nas skończyło.
Nie da się ani uciec od cywilizacji „w ogóle”, ani jej zwalczać. Co najwyżej można, a czasem nawet trzeba przeciwstawiać się jakiejś konkretnej formie cywilizacji – przede wszystkim tej, z której więcej płynie niekorzyści i cierpień, aniżeli pożytków i szczęścia – cywilizacji zła, cywilizacji śmierci i innych będących np. wytworami ideologii totalitaryzmu, konsumpcjonizmu itp.
Podobnie, nie da się zwalczyć religii „w ogóle”, lecz co najwyżej jakąś konkretną i jakiś jeden kościół, ani ideologii „w ogóle”, ani innych form świadomości społecznej czy życia duchowego „w ogóle”. Nie ma więc sensu i powodu, żeby ludzie cywilizowani, mieli dobrowolnie rezygnować z darów rozwoju cywilizacji. Bo w imię czego? Czy życie w warunkach pierwotnych, bez nowoczesnych technologii, farmaceutyków, obyczajów, komputerów, robotów, Internetu, telefonii komórkowej itp. jest lepsze i zapewnia ludziom szczęście? Wątpię.
Oczywiście, pojęcie szczęścia zmienia się w czasie – inne miał człowiek pierwotny, a inne ma współczesny. W związku z tym, gdybyśmy chcieli wrócić do ustawień pierwotnych, naturalnych, to trzeba by również cofnąć się do pojęcia szczęścia właściwego ludziom pierwotnym. Ale to wymagałoby rewolucji świadomościowej, której powodzenie jest szalenie mało prawdopodobne ze względu na ogromną inercję pamięci. Można sobie ją pomyśleć, ale praktycznie jest ona niewykonalna. Zawracanie Wisły kijem
Ideologie liberalne, postępowe, świeckie i niektóre religijne (kościołów nowoczesnych), w przeciwieństwie do konserwatywnych i religijnych (tradycyjnych kościołów i religii monoteistycznych), nie są raczej zainteresowane powrotem do stanu naturalnego. Przeszkadzałoby to nieustannemu postępowi cywilizacyjnemu, któremu ludzkość zawdzięcza wynalazki techniczne i odkrycia naukowe, które mają ogromne znaczenie dla poprawy życia ludzi, leczenia, wyżywienia coraz liczniejszej populacji świata itp., chociaż - niestety - również wywołują negatywne skutki.
Skądinąd ciekawe jest, że za powrotem do natury najbardziej opowiadają się ludzie religijni, a w szczególności katolicy, gdyż ich zdaniem, co bóg Jahwe ustanowił, jest święte i najlepsze, a świat stworzony przez niego – najdoskonalszym z wszystkich możliwych światów. A przecież chrześcijaństwo i kościół katolicki – jak on sam twierdzi i co zresztą jest w jakimś stopniu prawdą – przyczyniło się do rozwoju cywilizacji europejskiej, dzisiaj już zachodniej, która rozprzestrzenia się na cały świat.
Jeśli cywilizacja jest przyczyną odchodzenia człowieka od natury, to w takim razie chrześcijaństwo odegrało w tym istotną rolę. Jednak teraz, kiedy kościół czuje się zagrożony dalszym rozwojem tej cywilizacji, to występuje przeciw postępowi cywilizacyjnemu, postępowi nauki i techniki, który w dużej mierze przyczynia się do desakralizacji tradycyjnych świętości, powątpiewania w dogmaty wiary i laicyzacji.
Owszem, popiera nawet rozwój nauki, ale tylko w takim stopniu, w jakim nauka potwierdza istnienie Boga i służy umacnianiu wiary (zob. Encyklika „Fides et ratio”).
Paradoksalnie, cywilizacja zachodnia ufundowana na chrześcijaństwie i rozwijana przez kościół obróciła się od niedawna przeciwko niemu. Paradoksalnie też, zapoczątkowana przez chrześcijan emancypacja kobiet, której efektem jest między innymi ideologia feminizmu oraz inne ruchy wyzwolenia kobiet, przeciwstawiające się prawom naturalnym dotyczącym płciowości, małżeństwa i rodziny, również stała się zagrożeniem dla kościoła.
Jeszcze raz okazało się, że rewolucja pożera swoje dzieci, a chrystianizacja była przecież rewolucją w rozwoju cywilizacji.
Kościół wie, że rozwój cywilizacyjny jest procesem nieodwracalnym. Dlatego z różnych względów nie jest możliwy całkowity powrót do natury. Nie da się również wyeliminować praw stanowionych przez ludzi i zaprowadzić ładu społecznego opartego wyłącznie na prawach naturalnych, czyli ustanowionych przez Boga i zawartych w Dekalogu.
Mało prawdopodobne jest tworzenie dziś państw wyznaniowych, rządzonych przez fundamentalistów religijnych. Wobec tego nie ma co marzyć o regresie cywilizacyjnym. W takim razie nie pozostaje nic innego, jak tolerować prawa stanowione przez ludzi tak dalece i w takim stopniu, w jakim nie przeciwstawiają się one kanonom wiary i moralności chrześcijańskiej.
Chodzi o to, by prawa sztuczne – produkt cywilizacji – podporządkować prawom naturalnym - uznawanym i narzucanym przez kościół. Tym samym kościół katolicki chce utrzymać monopol panowania nad światem. Oficjalnie nie chodzi mu o władzę polityczną, lecz moralną. Ale faktycznie, choć skrycie, także o polityczną, ponieważ działania polityków mają być konsultowane z władzami kościelnymi i ocenzurowane przez kościół katolicki, który uzurpuje sobie prawo bycia jedynym niepodważalnym autorytetem moralnym w świecie.
W jednych krajach mieszanie się kościoła do polityki na różne sposoby praktykowane jest bardziej, w innych mniej. Bardziej tam, gdzie świadomość i system etyczny mas nie zdążyły jeszcze zmienić się pod wpływem cywilizacji zachodniej. Tam też najbardziej widoczna jest zaciekła walka kościoła z postępem cywilizacji zachodniej oraz namolne nakłanianie ludzi do regresu - do praw natury i podtrzymywania tradycyjnych wartości etycznych.
Realizacja celów imperialnych kościoła katolickiego wymaga także ustanowienia prymatu wiary w stosunku do kultury, nauki, polityki, sztuki i pozostałych obszarów życia społecznego. Żeby tak się stało, najlepiej byłoby wymazać z pamięci ludzkiej wszystkie programy dostarczone przez cywilizację, przede wszystkim zachodnią, laicką, czyli zresetować je do ustawień pierwotnych – jakby fabrycznych, zaprogramowanych rzekomo przez stwórcę na jego cześć i chwałę.
Wiesław Sztumski
22 października 2013