Recenzje (el)
- Autor: Barbara Janiszewska
- Odsłon: 1994
Ekonomiści w Polsce są zwykle kojarzeni z ekspertami oceniającymi realizowaną przez rząd (w którego składzie też bywają ekonomiści) politykę gospodarczą, bądź jego doradcami. Rzadko patrzymy na tę grupę zawodową przez pryzmat poglądów ekonomicznych, czy powiązanie przedstawicieli współczesnej ekonomii akademickiej w Polsce ze szkołami myśli ekonomicznej.
Lukę tę spróbowano wypełnić badaniami, których wyniki znalazły się w książce Paradoksy ekonomii przygotowanej przez Grzegorza Konata i Tadeusza Smugę, a wydanej przez PWN.
Są to rozmowy z 20 polskimi ekonomistami, którym zadano pytania dotyczące oceny kondycji nauk ekonomicznych w Polsce i na świecie, najważniejszych problemów polskiej gospodarki i propozycji ich rozwiązań. Pytano również o pozycję polskiej ekonomii na świecie.
Każda rozmowa zaczynała się jednak od szukania odpowiedzi na pytanie, co zadecydowało o wyborze ekonomii jako kierunku studiów i pracy naukowej oraz o mistrzów, na których pytani się wzorowali. Część tych odpowiedzi dotyczących osobistych wyborów jest dość zaskakująca.
„Studiowałem ekonomię, bo chciałem zostać ekonomistą handlu zagranicznego i dostawać diety, które pozwalałyby mi na życie powyżej przeciętnej w PRL-u” (Marek Belka).
Leokadia Oręziak (SGH) chciała zrozumieć, jak naprawdę funkcjonuje świat i pragnęła zdobyć konkretną wiedzę na temat różnych zjawisk: bezrobocia, inflacji, bogactwa i ubóstwa.
Zdzisław Sadowski trafił podczas okupacji do konspiracyjnej SGH, czyli szkoły Edwarda Lipińskiego, ponieważ zawsze chciał zajmować się problematyką społeczną.
Naukami społecznymi interesował się również Adam Glapiński, jako uczeń liceum Batorego czytał książki socjologiczne, ekonomiczne i z dziedziny antropologii kulturowej. Pasjonował się Schumpeterem. Wreszcie Ryszard Bugaj, który zaczynał od konspiracyjnego czytania w szkole zapisów nasłuchów z Wolnej Europy. Przesiąkł atmosferą stawiania pytań i analizy „ścisłych związków między tym, co dzieje się w gospodarce i w życiu społecznym, a tym co dzieje się w polityce”. Po roku pracy jako robotnik trafił na Uniwersytet Warszawski i próbował tam „jak Karol Marks - zrozumieć i dążyć do zmiany”.
Wielu z rozmówców podkreślało, że zdobywając wykształcenie ekonomiczne w systemie socjalistycznym – mimo elementów ideologicznych – zetknęli się z ekonomią zachodnią. Mieli kontakty z wieloma wybitnymi naukowcami (Michałem Kaleckim, Oskarem Lange). Byli i nadal są aktywni poza sferą naukową - uczestniczą w procesach decyzyjnych w administracji rządowej, są doradcami.
W warstwie merytorycznej Paradoksów ekonomii zawarto wiele opinii i refleksji dotyczących kształcenia przyszłych ekonomistów. Chciałabym przytoczyć jedną opinię w tej sprawie, chyba wartą rozważenia, zwłaszcza w kontekście coraz mniejszego znaczenia nauk humanistycznych.
Janina Godłów-Legiędź z Uniwersytetu Łódzkiego pytana o podział nauk społecznych na ekonomię, socjologię i nauki polityczne stwierdziła, że „nie widziałaby …realizacji idei jednej nauki społecznej”, a raczej powinno się więcej w ich obrębie współpracować. A Janusz Kaliński (SGH) zachęca do „opanowania zjawiska rozmnażania się przedmiotów, dyscyplin, bo to trochę przypomina lata 50., kiedy tworzono bardzo dużą liczbę tzw. ekonomik i schodzono do bardzo wąskich branżowych profili kształcenia”. Według niego, „ekonomista powinien mieć solidne przygotowanie ogólne, nie ulegające szybkiej dezaktualizacji, bo wiedzę konkretną, bieżącą, zdobędzie w praktyce gospodarczej”.
To ostatnie stwierdzenie może być kluczem do odpowiedzi, dlaczego praca polskich ekonomistów na różnych uczelniach w innych krajach nie przekłada się jednoznacznie na polepszenie notowań polskiej ekonomii akademickiej na świecie.
Na koniec wreszcie warto zagłębić się w rozważania rozmówców na temat różnych szkół myśli ekonomicznej, z którymi się identyfikują i poznać, których ekonomistów poglądy są im najbliższe.
Barbara Janiszewska
Paradoksy ekonomii. Rozmowy z polskimi ekonomistami, red. Grzegorz Konat, Tadeusz Smuga, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2016, wyd. I, s. 535
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 265
Radu Jude, rumuński reżyser, znany m.in. z filmu „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata”, po raz kolejny zajął się nierównościami społecznymi, jakie tworzy drapieżny kapitalizm i jak odczłowiecza relacje międzyludzkie.
Akcja filmu Kontinental’25 związana jest z problemem błędnego koła: bezdomności i braku pracy. Choć reżyser pokazuje Rumunię (Kluż, Transylwania), to przecież te „obrazki” aż nadto dobrze znamy z Polski – zwłaszcza po 89 roku. Brak pracy – brak dochodów – długi – eksmisja na bruk, bo władze państwa nie tworzą polityki socjalnej, a losy najbiedniejszych i bezradnych, często chorych lub uzależnionych od alkoholu nikogo nie obchodzą.
Reżyser ten problem pokazuje od strony osoby najmniej nim dotkniętej – dobrze sytuowanej komorniczki, która po tragicznej interwencji ma wyrzuty sumienia i próbuje sobie jakoś z nimi poradzić. Nie bardzo jej się to udaje – zwłaszcza, że wykonując ten trudny społecznie zawód, porusza się w dzisiejszych odczłowieczonych i formalnych schematach rutynowo: eksmisja do noclegowni (przy pomocy czterech(!) żandarmów – wobec starszego, schorowanego człowieka). Swoje sumienie „zasypuje” m.in. przekazanymi pieniędzmi dla biednych, ale … wirtualnie, nie godząc się na kontakt z nimi. Czynem tym i przypadkowym seksualnym spotkaniem poprawia swoje samopoczucie psychiczne i podnosi ego.
Ten główny wątek to obraz dzisiejszego społeczeństwa, ludzi egzystujących w świecie cyfrowym dzięki smartfonom, z których czerpią wiedzę z odpowiednio spreparowanych informacji różnej maści PR-owców. Bez osobistego kontaktu z drugim człowiekiem.
Ale jest druga strona, od której film się zaczyna: to przeklinający (od wulgaryzmów reżyser nie stroni…), zaniedbany, brudny mężczyzna zbierający jakieś odpadki i żebrzący o pracę, albo pieniądze. Jest traktowany jak ludzki śmieć (jak się okazuje to były znany sportowiec – takie przypadki też znamy z Polski po 89 roku). Nie ma prawa przebywać nawet w jakiejś piwnicy, gdzie nikomu nie przeszkadza, bowiem budynek ma być zburzony z powodu budowy w tym miejscu luksusowego hotelu „Kontinental”). Nie ma prawa przebywać nigdzie w tym schludnym, zamożnym społeczeństwie. Nikogo jego los nie wzrusza – państwo nie działa, kościół – służy – jak zwykle – modlitwą. I cytatami z Ewangelii, które dobrze oddają istotę jego pomocy potrzebującym: „kto ma, temu będzie dane, a kto nie ma - nawet to co ma będzie mu odebrane”.
Wątków w tym filmie jest więcej – poza ciągle żywymi nacjonalizmami (a pamiętajmy, że to Transylwania – kraina węgiersko-rumuńsko-niemiecka), także patodeweloperka, znana u nas pod nazwą polskich obozów mieszkaniowych (w Rumunii – jako budownictwo chińskie). Budownictwo bez ładu i składu, niszczące relacje międzyludzkie i rujnujące krajobraz, ale nie rozwiązujące problemu mieszkań dla bezdomnych. Wątek zniszczonego krajobrazu Rumunii widocznie mocno jest odczuwany przez reżysera, bo to kolejny po „Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata” film, w którym kamera pokazuje całą brzydotę świata, jaką sobie tworzymy.
A z ciekawostek - film został nakręcony w zaledwie 10 dni przy użyciu iPhone’a, co pokazuje, że środki techniczne przestają być istotne, ważne jest co ma do powiedzenia ten, który ich używa.
Anna Leszkowska
Kontinental’25 w kinach od 3.10.25
Dystrybutor – Aurora Films
- Autor: al
- Odsłon: 2294
Wydawnictwo Krytyki Politycznej wraz z Instytutem Studiów Politycznych PAN wydało książkę Adama Leszczyńskiego - Eksperymenty na biednych z podtytułem: Polityczny, moralny i ekonomiczny spór o to, jak pomagać skutecznie.
Jest to kolejna* książka tego Adama Leszczyńskiego związana z ekonomią rozwoju, choć tym razem autor omawia na konkretnych przykładach zagadnienie skutecznej pomocy dla krajów ubogich w likwidacji głodu i chorób. Jego celem jest też przybliżenie polskiemu czytelnikowi głównych wątków dyskusji o tym, czy taka pomoc ma sens i jak to robić. Ważne jest też pokazanie politycznego, gospodarczego i moralnego uwikłania tego problemu zwłaszcza teraz, kiedy pojawił się problem uchodźców.Autor przytacza celną uwagę ekonomisty Banku Światowego, Martina Ravalliona, iż „nauczanie ekonomii wydaje się dziwnie oddalone od jej zastosowania do problemów prawdziwego świata, takich jak ubóstwo”. Tę sentencję, która znalazła się w zakończeniu książki można uznać za motto refleksji ogólnej towarzyszącej jej lekturze. Taki też zapewne był zamysł autora, który w zakończeniu książki dał przegląd sposobów walki z nędzą na przestrzeni wieków oraz idei, jakie przyświecały ówczesnym elitom politycznym mierzącym się z tym problemem. Sięga tu aż do 300 r. p.n.e., do hinduskiego uczonego Kautilji, który w traktacie Arthaśastra zalecał m.in. zatrudnianie głodujących biedaków przy opłacanych przez władze pracach publicznych. Ponadto, zwraca uwagę, że eliminacja ubóstwa wydawała się niemożliwa i pozostawała w kręgu idei utopijnych aż do czasów rewolucji przemysłowej.
Wcześniej ludzkość znajdowała się w pułapce maltuzjańskiej - zwiększona wydajność pracy powodowała większy przyrost naturalny i w efekcie głód redukujący liczebność populacji, podobnie jak wojny czy epidemie oraz katastrofy naturalne. Zmniejszanie populacji zwiększało poziom życia, choć nie zmniejszało nierówności, które wydawały się wówczas stanem naturalnym.
Takie przekonania nie są ewenementem nawet i dzisiaj, kiedy słyszy się opinie, że bieda dotyka tylko leniwych, tych, którzy nie umieją zachowywać się racjonalnie i że ubodzy sami są sobie winni.
W XVIII w. – pisze autor – powszechnie wyznawana doktryna ekonomiczna głosiła, że biedni są jednak niezbędni w dobrze funkcjonującej gospodarce. Głód dostarcza im bowiem motywacji do pracy, w dodatku prace tę można nisko wyceniać.
Zmianę w myśleniu o ubóstwie i likwidowaniu jego skutków przyniosła dopiero rewolucja przemysłowa i czasy współczesne.
Zwalczanie ubóstwa przestało bowiem być problemem niewystarczających sił wytwórczych, a stało się kwestią polityki i dystrybucji. Dzisiaj można każdemu człowiekowi na globie zapewnić pełnowartościowe wyżywienia, edukację i opiekę lekarską.
Ponadto, po II wojnie światowej ludzkość dojrzała do tego, aby uznać likwidację ubóstwa za jeden z najważniejszych celów wspólnoty międzynarodowej, a pomoc krajom najuboższym za moralny i polityczny cel krajów rozwiniętych. Taka zmiana spojrzenia nie byłaby możliwa, gdyby ekonomia rozwoju nie przeszła istotnej ewolucji pod względem celów jak i narzędzi, które pozwoliły na bardziej realistyczną ocenę możliwości państwa.
Tym, co nadal jednak budzi spory i emocje w dzisiejszej debacie o likwidacji nędzy jest zależność między wzrostem gospodarczym a nierównościami społecznymi.
Chodzi zwłaszcza o publiczne inwestycje w opiekę zdrowotną, edukację i infrastrukturę, także o skuteczność mikrokredytów. Ponadto – co jest zjawiskiem nowym na przestrzeni dziejów – na pierwszy plan w debacie o likwidacji nędzy wysuwa się ochrona środowiska, zasobów przyrodniczych. Spór dotyczy tego, czy krajom biednym wolno korzystać z zasobów naturalnych stosownie do swoich potrzeb (tak, jak to czyniły wcześniej kraje dzisiaj bogate), czy winny uwzględniać potrzeby ludzkości. I wreszcie, chyba najpoważniejsze dyskusje wywołuje problem podległości i kontroli, pomocy i władzy. Bo to, co dla ekonomistów i działaczy Zachodu jest niesieniem pomocy, dla jej odbiorców bywa narzędziem kontroli i zniewolenia.
Książka, choć naukowa, napisana jest (jak i poprzednia) tak przystępnie, że czyta się ją jak beletrystykę. Novum jest niekonwencjonalna bibliografia w postaci interesującego komentarza bibliograficznego, pozwalającego wyrobić sobie zdanie o literaturze przedmiotu na świecie na przestrzeni wieków. (al.)
Eksperymenty na biednych, Adam Leszczyński, Wydawnictwo Krytyki Politycznej i Instytut Studiów Politycznych PAN, Warszawa 2016, wyd. I, s. 282, cena 39,90 zł. Dostępna także jako e-book. *o poprzedniej Skok w nowoczesność pisaliśmy w SN nr 12/13

