Nauka i sztuka (el)
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2315
Z Wiesławem Ochmanem rozmawia Anna Leszkowska
Boże Narodzenie, sylwester - jaki to czas dla artysty? Prywatny, wypełniony pracą?
Prywatnie jest to bardzo piękny czas, ale zawodowo - pełen nęcących propozycji, aby wystąpić w sylwestrowych spektaklach, koncertach, bądź je poprowadzić, czy wystąpić z recitalem kolęd. I tutaj zawsze są rozterki: przyjąć propozycję, czy odrzucić. Z jednej strony artysta powinien przyjmować takie zaproszenia, bo przecież jego rolą jest występowanie dla publiczności, ale z drugiej strony i on chciałby - chociaż od czasu do czasu pobyć normalnym człowiekiem. Usiąść, poczytać książkę, odpocząć.
Tak się jakoś składa, że od dłuższego czasu sam układam program sylwestrowy - także prowadzę i śpiewam koncerty razem z zapraszanymi przeze mnie artystami - zwykle w szczególnych miejscach. W tym roku będzie to Opera Śląska, gdzie prowadziłem taki koncert dwa lata temu. Propozycja, abym powtórnie przyjął zaproszenie do Bytomia wynikała z tego, że tamten koncert sylwestrowy bardzo się publiczności spodobał - jak wiec można odrzucić takie zaproszenie?
Natomiast święta Bożego Narodzenia spędzę oczywiście rodzinnie, bo to taki czas, który powinno się spędzać ze swoimi najbliższymi. Poza tym ja nie lubię jeździć, podróżować, choć robię to całe życie, bo podróże są nieodłącznie związane z moim zawodem. Oczywiście, nie narzekam, bo - dzięki studiom technicznym - umiem to sobie logicznie ułożyć, mam do tego realistyczne podejście.
Studia techniczne a twórczość artystyczna to chyba jednak dalekie powinowactwo...
Studia techniczne dla artysty są niezwykle ważne. Mnie na początku pozwoliły bardzo swobodnie pracować w teatrze operowym. Nie martwiłem się tym, że jeśli mi się coś nie uda, nie będę miał co robić. Miałem solidny zawód - magister inżynier ceramik mógł zawsze wrócić do przemysłu lub na uczelnię - AGH. Wysoko cenię ten swój pierwszy zawód, który nauczył mnie myśleć racjonalnie i nie podchodzić emocjonalnie do problemów.
Wyżej niż śpiew i malarstwo?
Malarstwo jest moją pasją, a śpiew to moje życie. One się w jakimś stopniu uzupełniają, ale niewątpliwie o śpiewie częściej myślę i częściej jestem z nim związany. Niemniej to są dwie różne dziedziny. Malarstwo jest bardziej osobistą twórczością, gdyż malarz od początku decyduje o wyborze płótna, techniki, o kolorystyce, formie, o temacie, o tym, gdzie położy podpis, a nawet o ramie. Natomiast w śpiewie operowym jestem uzależniony nie tylko od dyrygenta, ale od tempa, kostiumu, świateł, reakcji publiczności, warunków atmosferycznych - bo głos jest na nie bardzo czuły. Także od scenografii, podłogi na scenie, etc. Wszystko może pomagać lub przeszkadzać.
Czy zdarzyło się, że musiał Pan pod rząd przez kilka lat występować w sylwestra, czy w okresie świątecznym?
Raz śpiewałem „Nieszpory sycylijskie” Verdiego w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w Paryżu. I wigilia była właściwie „hotelowa” - w niczym nie przypominała naszej. Zupełnie inną atmosferę ma też wówczas Paryż, choć Francuzi przecież też cenią te święta. Ale nie ma tam tej nuty romantyzmu, która pojawia się w Polsce.
Natomiast w sylwestra zdarzyło mi się, że występowałem w ten wieczór dwa lata pod rząd. Oczywiście propozycje były co roku, ale nie wszystkie należały do tych, które mnie interesowały. Poza tym ja nie bardzo lubię chodzić na bale. Wolę posiedzieć w domu, poczytać. A to, że np. nadchodzi 2000 rok, niczego nie zmienia. Co za różnica, czy to 2001, 2004? Nikt przecież nie wie, który on jest - to trzeba traktować jako pewien symbol. Nie wiadomo, dlaczego w tym roku wszyscy nagle dostają takiego przyspieszenia, amoku, że wejście w następny rok to musi być coś nieprawdopodobnego, wybuchowego. Myślę, że nie powinno być wybuchowe, winno być normalne. Trzeba zwyczajnie przejść nad tym do porządku dziennego - to jest po prostu nowy rok. Życie toczy się dalej.
I nie zaplanował Pan żadnych szczególnych atrakcji w programie tegorocznego sylwestra?
Chciałem zaplanować przekrój melodii stulecia, ale jest ich tak dużo, że koncert musiałby trwać parę godzin. A poza tym nie wszyscy są zgodni, co do tego, które melodie są najpiękniejsze i najistotniejsze dla kultury powszechnej. Wobec tego skupiłem się na bardziej znanych polskich melodiach, które zyskały popularność już przed wojną oraz na pieśniach powojennych. Koncert zacznie się od melodii „Co nam zostało z tych lat”, a zakończy „Nie kochać w taka noc to grzech”.
A co Panu jest najbliższe z tego repertuaru?
Mnie urzekały od dzieciństwa „Chryzantemy złociste”, które śpiewałem mając cztery lata. Było to na Pradze w czasie wojny. Zauważyłem wówczas, że sąsiadki słuchając mnie płakały i doszedłem do wniosku, że śpiew to jakaś ważna sprawa.
Był Pan dumny, że ma taką moc nad słuchaczami?
W tym wieku myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej zejść ze stołka, na którym stałem dając te koncerty. To podobnie jak ze śpiewaniem w bazylice na Pradze, gdzie chodziłem jako mały chłopiec. Wsłuchiwałem się w grę organów, śpiewy i ksiądz, widząc moje zainteresowanie muzyką zapytał, czy znam jakąś pieśń. Odparłem, że znam. A wówczas, podczas okupacji wszyscy śpiewali pieśń: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy”. Ja natomiast nie słyszałem dobrze tego zakończenia i zaśpiewałem księdzu: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj nad tymi wołami”. Ksiądz skwitował to, że woły też boże stworzenia i też trzeba się nad nimi litować. Tak skończył się mój pierwszy poważniejszy występ.
Czym się różnią przedstawienia świąteczne od innych, rutynowych?
Nie lubię przedstawień, koncertów rutynowych, takich które nie mają jakiegoś piętna, charakteru specjalnego i zwykle odmawiam w nich udziału. Te świąteczne różnią się od innych zasadniczo: od początku do końca koncerty sylwestrowe choć poważne artystycznie są pogodne w odbiorze. Wszyscy są nastawieni radośnie, ja sam opowiadam anegdoty, poza tym melodia goni melodię tak, że chce się słuchać. Ludzie przez cały rok muszą rozwiązywać problemy związane z codziennością, więc w ten jeden wieczór chciałbym, aby zapomnieli o wszystkim, aby te melodie wciągnęły ich w inny świat. Dlatego główne przesłanie takich koncertów to miłość.
Zawsze?
Najważniejsza jest miłość - papież też tak mówi.
Dziękuję za rozmowę.
99-11-21
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 170
W BWA we Wrocławiu do 8.09.24 czynna będzie wystawa prac pięciu artystek zatytułowana „Olbrzymki”.
Olbrzymki to wystawa prac pięciu artystek związanych z Dolnym Śląskiem: Bożenny Biskupskiej, Urszuli Broll, Ewy Ciepielewskiej, Katarzyny Rotkiewicz-Szumskiej i Ewy Zarzyckiej. Mimo, że posługują się różnymi mediami – od malarstwa i wielkoformatowej rzeźby przez fotografię i wideo po performans i działania efemeryczne – mają ze sobą wiele wspólnego. Ich życiorysy łączy etos życio-tworzenia: zaangażowanie w pracę kolektywną, kreowanie miejsc sztuki i środowisk artystycznych.
Tytuł wystawy nawiązuje do grupy skalnej „Olbrzymki” znajdującej się w masywie Ślęży – góry ważnej dla Dolnego Śląska ze względu na swoje położenie, piękno krajobrazu oraz historię sięgającą czasów prasłowiańskich, kiedy to góra ta była miejscem praktyk duchowych i kultu solarnego. Górami Olbrzymimi są też często nazywane całe Karkonosze – najwyższe pasmo Sudetów. Olbrzymki to również określenie funkcjonujące w mitologii. W mitach nordyckich tym mianem określano kobiety silne, odznaczające się wiedzą, mocą i pięknem.
Przyglądając się herstoriom bohaterek wystawy, możemy zauważyć, że współczesne opowieści o życiu i twórczości artystek stronią od „wybitności”, zamiast tego skupiają się na realnym działaniu. Działanie owo nie polega na budowaniu kariery, a w każdym razie nie tylko na tym. Jest to przede wszystkim splot różnych, nie zawsze spektakularnych, aktywności – codziennych, twórczych i podejmowanych w pracy na rzecz społeczności.
Filozofka Ewa Majewska określa taką postawę terminem „słaby opór”. Ta perspektywa pozwala na odwrót od heroicznego modelu podmiotowości i zwrot w stronę codzienności. Bycie blisko ludzi i blisko miejsc wydaje się bardzo istotną cechą wyróżniającą wszystkie pięć artystek. Każda z nich na którymś z etapów swojej ścieżki artystyczno-życiowej była zaangażowana w pracę kolektywną, tworzenie miejsc sztuki, środowisk i wspólnot, jak również w pracę opiekuńczą. Ich niezwykła energia i siła sprawcza ujawnia się nie tylko na polu sztuki, ale też w obszarach praktyk duchowych, opieki, budowy czy życia towarzyskiego.
Wystawa – poprzez swój tytuł i odwołania do mitologii, kultury, geografii i krajobrazu – w warstwie narracyjnej silnie splata się z Dolnym Śląskiem, w szczególności z rejonami górskimi. To właśnie góry, ich moc, piękno, specyfika klimatu, ale również bogactwo kulturowe i relacje międzyludzkie sprawiły, że od wielu lat artyści i artystki często wybierają ten region na miejsce swej aktywności. Tu zakładane są kolonie artystyczne, a także powstają miejsca odosobnienia i czerpania duchowej siły z kontaktu z przyrodą.
Góry Suche, Karkonosze, Izery stały się dla bohaterek wystawy miejscem zakorzenienia fizycznego, symbolicznego i duchowego. Z Dolnym Śląskiem łączy je spędzone tu dzieciństwo, studia, praca akademicka lub realizowanie w tym regionie śmiałych projektów artystycznych i społecznych. Nie jest to jednak jedyne miejsce pojawiające się w narracji „Olbrzymek”. Artystki przez lata przemieszczały się i nadal przemieszczają po różnych regionach Polski, a dla wielu z nich podróż i bycie w drodze są istotnymi elementami tożsamości.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1214
W łódzkim Muzeum Sztuki MS1 do 27.01.19 czynna będzie wystawa pn. Awangarda i państwo.
Awangarda – jakim celom społecznym i ideologiom służyła? W jakich relacjach do procesów państwotwórczych, narodowościowych i politycznych się znajdowała? Gdzie leżą jej granice i czy pokrywają się z granicami państwowymi i podziałami etnicznymi?
Wystawa „Awangarda i państwo” spróbuje odpowiedzieć na te pytania poprzez ukazanie złożoności związków łączących ruchy awangardowe z burzliwymi przemianami politycznymi w XX wieku. W centrum zainteresowania tej ekspozycji – będącej jedną z największych, pod względem liczby prezentowanych prac, w całej historii Muzeum Sztuki – znajdą się ruchy awangardowe w państwie polskim ukazane przede wszystkim w relacji do szerszych procesów politycznych i państwotwórczych zachodzących w Europie Środkowej i Wschodniej.
Wystawa obejmie okres od pierwszej wojny światowej aż do początku lat 80. XX wieku. Pozwoli to ukazać, jak na przemiany ruchów awangardowych w Polsce – od ekspresjonizmu i formizmu drugiej dekady XX wieku, po neoawangardę oraz „postawangardę” lat 70. i 80. – nałożyło się istnienie dwóch państwowości o różnym zasięgu terytorialnym, różnym ustroju i różnym składzie etnicznym ludności. Zobaczymy też, jak zmiany te wpłynęły na granice oddziaływania polskiej awangardy, które nie pokrywały się z granicami państwa.
O ile wpływy zdobyte przez ruchy awangardowe w latach 20. były rozległe i ponadpaństwowe – rozciągając się pomiędzy Kijowem, Berlinem, Moskwą i Paryżem – to już w latach 30. skurczyły się one zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, a na plan pierwszy w sztuce wysunęły się wewnętrzne problemy krajów, w Polsce: kryzys gospodarczy, ograniczenie demokracji, problemy mniejszości narodowych, działalność związków zawodowych i stowarzyszeń. Na tym tle, w postawach artystów awangardowych już od lat 20. dostrzegamy fascynację bardzo różnymi koncepcjami państwa: od narodowego, przez państwo światowego proletariatu po anarchistyczne koncepcje antypaństwowe.
Po II wojnie, długi okres PRL-u, oprócz przesunięcia granic – także w świecie artystycznym – przyniósł nowe, zrodzone przez ewoluującą sytuację polityczną, postawy artystów: kompromisowość, milczenie, bezpieczną „autonomię sztuki abstrakcyjnej”, awangardowy rewizjonizm, czy też – wreszcie – nihilistyczną negację.
Wystawa zaprezentuje ten zmieniający się stosunek twórców awangardy do państwa w okresie II Rzeczypospolitej i PRL-u. Przyjęty zakres czasowy pozwoli śledzić i porównywać przemieszczanie się znaczeń w ramach takich wątków, jak zaangażowanie społeczne i lewicowość, suwerenność i niepodległość, wolność sztuki i sytuacja materialna artysty, a w końcu sposób uhistoryczniania przedwojennej awangardy ze względu na funkcjonowanie sztuki w okresie PRL-u.
Ekspozycja wypełni wszystkie przestrzenie ms1 ponad sześciuset pracami artystek i artystów, pochodzącymi z polskich i zagranicznych zbiorów.
Na odwiedzających czekają dzieła takich twórców kolejnych pokoleń awangardy jak m.in.: Kazimierz Malewicz, El Lissitzky, Władysław Strzemiński, Alexander Archipenko, Henryk Stażewski, Stefan i Franciszka Themersonowie, Margarete Kubicka, Tadeusz Kantor, Ewa Partum, Józef Robakowski, Maria Jarema, Zbigniew Libera, duet KwieKulik (Zofia Kulik i Przemysław Kwiek), Zbigniew Warpechowski, Natalia LL czy grupa artystyczna Łódź Kaliska.
Więcej - https://msl.org.pl/wydarzeniams/wystawy-biezace/awangarda-i-panstwo,2634.html
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2679

Drzeworyty tworzone w Edo (dziś Tokio) są od końca XIX wieku niezwykle popularne na całym świecie, ale drzeworyty, które powstawały w tym samym czasie w drugim ośrodku kulturalnym dawnej Japonii: Kioto-Osaka (tzw. region Kamigata) − zwane Kamigata-e lub Osaka-e − znane są i cenione tylko przez nielicznych.
Nieliczne też studia naukowe zajmują się tym gatunkiem i niestety, nieliczne dotąd wystawy w muzeach o światowej renomie (Filadelfia, Londyn, Osaka) prezentowały ten interesujący odłam japońskiego tradycyjnego drzeworytu.
Na wystawie pokazano 313 drzeworytów autorstwa około 200 twórców, z kilku prywatnych kolekcji w Europie. Ukazują one wszystkie aspekty i kierunki japońskiego tradycyjnego drzeworytu barwnego, jakim były „obrazki z Kamigaty” czyli Kamigata-e lub Osaka-e, czyli tworzone nie w mieście Edo, lecz innym bardzo ważnym ośrodku kulturalnym w dawnej Japonii − w rejonie Kioto i Osaki.
Tematem drzeworytów z tego regionu w przeważającej mierze byli aktorzy teatru kabuki, ukazywani przez profesjonalnych artystów i twórców-amatorów o wybitnych zdolnościach z tego regionu w sposób nieco bardziej realistyczny niż to miało miejsce w Edo. Drzeworyty, prezentując aktorów na scenie w ich rolach, kostiumach i makijażu, w garderobie i w życiu prywatnym stały się z kolei formą zapisu historii teatru kabuki.
Malarze i twórcy drzeworytów sławili aktorów w drzeworytach, malowidłach i książkach ilustrowanych. Ich twórczość i nowe, specyficzne relacje społeczne, jakie wytworzyły się między wszystkimi artystami, a także odbiorcami sztuki, sprzyjały powstaniu wokół teatru bogatej i barwnej kultury, w której najważniejszym kryterium uczestnictwa było umiłowanie wartości artystycznych. W Osace rozkwit tej kultury przypadł na lata 1780−1830. Owe rozmaite kierunki i aspekty kulturowe prezentują drzeworyty z Kamigaty. Więcej - http://manggha.pl/wydarzenia/kamigata