Ochrona środowiska
- Autor: WWF
- Odsłon: 4332
Wyciek toksycznych substancji z przerwanego zbiornika z odpadami w zakładach aluminiowych w Ajkai na Węgrzech w poniedziałek jest już drugą w tej dekadzie katastrofą tego typu, która poważnie zagraża Dunajowi. Takich tykających bomb zegarowych jest w tym regionie Europy więcej - alarmuje organizacja ekologiczna WWF.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5201
- Autor: Krystyna Hanyga
- Odsłon: 2082
Zaciera się tradycyjny podział na wieś producentów żywności i miasto konsumentów. Miasta rozlewają się na tereny wiejskie, aglomeracje wchłaniają tereny rolnicze. Z kolei w obrębie miast pozostały dość duże obszary rolnicze, o charakterze wiejskim. Z dr hab. Barbarą Szulczewską, prof. SGGW, rozmawia Krystyna Hanyga.
- Czy na terenach zurbanizowanych może rozwijać się rolnictwo?
- To bardzo kłopotliwe pytanie. W Polsce urbaniści raczej sceptycznie odnoszą się do tej kwestii. Miasto to miasto, a działalność rolnicza związana jest z obszarami wiejskimi. One mogą i powinny występować w granicach obszarów metropolitalnych. Problem w tym, że tu właśnie mamy do czynienia z chaotycznym procesem rozlewania się miast. Urbaniści starają się wszelkimi sposobami temu przeciwdziałać, ale, niestety, są dość bezradni. Tego rodzaju zjawiska można obserwować w dużym nasileniu niemal we wszystkich obszarach metropolitalnych, a obszar metropolitalny Warszawy jest tu bardzo dobrym, niemal klasycznym przykładem.
Specjaliści z różnych krajów, którzy w ramach Programu COST-Action Urban Agriculture Europe (UAE) zajmują się rolnictwem miejskim, jeżdżąc po naszym obszarze metropolitalnym ze zdziwieniem oglądali wielorodzinne osiedla wyrosłe w szczerym polu. Od razu można było sobie wyobrazić, jakie problemy mają ci ludzie z dowożeniem dzieci do szkoły, z zakupami itd. Ale mieszkania w takich osiedlach są stosunkowo tanie, więc ludzie je kupują. Jednak nie jest to dobre ani dla rozwoju miasta, ani dla zachowania rolnictwa.
Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę nową tendencję, która się pojawiła na razie głównie wśród osób wykształconych i lepiej sytuowanych, ale powoli ogarnia też i inne rzesze społeczeństwa - mianowicie ludzie lubią wiedzieć, co i jakiej jakości jedzą. Produkty przywożone gdzieś z daleka, przestają być atrakcyjne. Coraz bardziej popularne staje się kupowanie żywności bezpośrednio od rolników. Na Zachodzie, w takich krajach, jak Niemcy, Hiszpania, Szwajcaria powstały firmy, które dostarczają mieszkańcom miast o ustalonej porze specjalne pojemniki z zamówionymi jarzynami, owocami. Ale to musi być blisko, więc tu na razie będzie się ścierało miasto z wsią.
W niektórych krajach, widziałam to w Barcelonie, w obszarze metropolitalnym znajduje się wielki park agrarny. To są wielkie obszary, w dyspozycji władz regionalnych, które użyczają ich rolnikom, tylko i wyłącznie pod działalność rolniczą. Firmy rozmaitej natury mogą tam prowadzić wszelkie formy działalności rolniczej, uprawiać warzywa czy nawet hodować bydło.
W Warszawie jest ponad 20% terenów rolnych. Niestety, powstała niekorzystna sytuacja, której urbaniści też starali się zapobiec - w 2008 roku została złagodzona ustawa o ochronie gruntów rolnych i leśnych. Przedtem trzeba było uzyskiwać odpowiednie zgody na zmianę przeznaczenia terenów - z rolnych np. na mieszkaniowe, w tej chwili właściwie wszystkie tereny rolne są traktowane w miastach jako rezerwy terenowe.
- Czyli rolnictwo w polskich miastach nie ma szans?
- Oczywiście, to zależy od miasta. Jednak z pewnością można powiedzieć, że rozwój rolnictwa nie jest przedmiotem miejskiej polityki rozwoju. Na przykład w Warszawie, w obowiązującym obecnie studium uwarunkowań kierunków zagospodarowania przestrzennego zapisano, że wszystkie tereny rolne są przyszłymi terenami albo pod różne funkcje mieszkaniowe i usługowe, albo mają być przekształcane w parki. To dotyczy także ogrodów działkowych. Ale właśnie upowszechnia się ideologia rolnictwa miejskiego, które u nas na razie ma jeszcze bardzo wielu krytyków…
- To jest początek , dopiero mamy pierwsze inicjatywy obywatelskie.
- Natomiast bardzo dobrze zaczyna się rozwijać w krajach zachodnioeuropejskich. Oczywiście, nie mówię o przykładach rolnictwa miejskiego w biednych krajach Trzeciego Świata, gdzie jest to czasami podstawa wyżywienia. U nas to nie jest kwestia wyżywienia, tylko jakości wyżywienia i sposobu na życie.
Przeciwnicy rolnictwa miejskiego zwracają uwagę, i trudno im odmówić racji, że środowisko jest bardzo zanieczyszczone. Zwolennicy odpowiadają, że po prostu trzeba wiedzieć, co hodować, które elementy z rośliny jeść, a poza tym nie ma pewności, że produkty, które powstają w wyniku działalności rolnictwa intensywnego, z użyciem nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, są zdecydowanie zdrowsze od tych, które ktoś sobie wyhoduje nawet w mieście.
Ale kwestia jest otwarta, zdania podzielone, pewnie różne badania będą wspierały jedną i drugą stronę. Na pewno są takie rejony miasta, które powinny być wykluczone jako miejsca upraw, w tych mniej intensywnie rozwiniętych to rolnictwo mogłoby funkcjonować.
- Czytałam, że na świecie obserwuje się trend wzrostowy, jeśli chodzi o produkcję żywności w farmach na terenie miast. Ponad 20 lat temu pochodziło stamtąd ok. 15% światowej produkcji żywności, 10 lat później – 30%.
- Nie znam takich danych. Jeżeli weźmiemy pod uwagę kraje Trzeciego Świata, to tam może tak być. Ale odwołam się do moich obserwacji europejskich. Na przykład Rzym, bardzo intensywnie zabudowany, okazuje się być najbardziej zielonym miastem w Europie. Tereny pokryte roślinnością i wodami stanowią tam ok. 60% powierzchni, a wszystko dlatego, że Rzym w swoich granicach administracyjnych ma zielony pierścień, który jest głównie użytkowany rolniczo.
- Nasze miejskie rolnictwo, to ogrody działkowe, które w wielu miejscach walczą o przetrwanie. Uważane za relikt PRL-u, były skazywane na likwidację ze względów ideologicznych, albo jako element psujący przestrzeń miejską, wreszcie już jawnie pod naciskiem deweloperów zainteresowanych atrakcyjnymi terenami pod budowę. To zagrożenie nie mija, a nawet rośnie, lekceważone są argumenty o znaczeniu ogrodów dla przewietrzania miasta, oczyszczania powietrza, nie mówiąc już o ich funkcjach ekonomicznych, społecznych, rekreacyjnych. Jaka przyszłość czeka ogrody działkowe, które uprawia prawie 4 mln ludzi, w tym wielu niezamożnych i starszych?
- Każdy teren w mieście, który jest pokryty roślinnością ma bardzo duże znaczenie także dla kształtowania warunków klimatycznych. Zawsze zamiana tego na beton i nieprzepuszczalne powierzchnie jest szkodą dla jakości życia.
Muszę powiedzieć, że zmieniłam swoją opinię co do ogrodów działkowych. Kiedyś rzeczywiście niektóre z nich wyglądały jak slumsy, stały tam byle jakie altanki, często było to składowisko rozmaitych rzeczy, które mogą się jeszcze przydać. Pewnie jeszcze takie istnieją. Natomiast są też ogrody działkowe znakomicie utrzymane, bardzo atrakcyjne. Co prawda, przestają już pełnić dawne funkcje, produkuje się tam mało żywności, a ogrody traktuje się jako działki rekreacyjne.
Podsumowując, są trzy istotne kwestie związane z funkcjonowaniem ogrodów działkowych w miastach, a w zasadzie - w Warszawie. Pierwsza, to taka, że to są obszary ważne dla miasta z punktu widzenia przyrodniczego, a w tym - klimatycznego.
Druga – związana z produkcją żywności, której trochę się na tych działkach produkuje, bo ludzie chcą mieć swoje truskawki, czereśnie, warzywa. Niektórzy nawet część plonów sprzedają.
Trzecia kwestia dotyczy tego, co by się stało, gdyby te działki zniknęły, bo w miejskiej polityce przestrzennej, o której wspominałam, większość ogrodów działkowych jest przeznaczona pod zieleń parkową.
Jednak miasta pewnie nie stać na urządzenie tylu parków, wobec tego na razie warto pozostawić te obszary zieleni, o ograniczonej co prawda dostępności, ale które same się utrzymują, miasto nie musi do nich bardzo dokładać. Inna sprawa, że ogrody działkowe powinny bardziej otworzyć się na publiczność, żeby ludzie mogli tam przynajmniej pospacerować, posiedzieć na ławeczce.
Obok COST-u UAE, o którym mówiłam, który dotyczy rolnictwa miejskiego, równolegle jest prowadzony COST, który dotyczy ogrodów działkowych i w naszej katedrze realizowane są badania na terenie Warszawy. Moim zdaniem, na pewno trzeba bardzo mocno zastanowić się nad jakąkolwiek zmianą ich przeznaczenia, nawet tych, które są w centrum miasta. Pojawiły się też u nas inicjatywy zakładania tzw. ogrodów społecznych.
- Ta moda jest częścią szerszego zjawiska, to jest sprawa upowszechniania się pewnego stylu życia, w który wpisują się też na przykład kooperatywy spożywcze ze zdrową żywnością, skracanie dystansu od producenta, idea food miles i także idea wspólnego spędzania czasu, budowania więzi sąsiedzkich.
- To na pewno ma bardziej znaczenie społeczne niż produkcyjno-rolnicze. W warunkach europejskich rolnictwo miejskie też jest raczej nastawione na ten aspekt społeczny. Nie tyle ma służyć produkcji żywności, co właśnie przede wszystkim integracji społecznej, zagospodarowaniu czasu ludzi starszych, emerytów.
Taki przykład pokazywano nam w Barcelonie - to duże miasto, które rozwijało się miedzy innymi dzięki wielu przybyszom ze wsi. Tam powstały specjalne społeczne ogródki działkowe, gdzie pracują emeryci, sami zresztą mężczyźni, bo kobiety na ogół mają zajęcia w domu. Kiedyś byli rolnikami, potem przyjechali do pracy do miasta, nie są ludźmi wykształconymi i nagle na emeryturze zaczęło im brakować zajęcia. A tu mogą spotkać się z kolegami, porozmawiać, uprawiają ogródek, a jednocześnie przynoszą do domu wyhodowane warzywa, owoce. Ogródki są niewielkie, nieogrodzone, nadzór nad nimi sprawuje fundacja. Wydaje mi się, że to zupełnie dobrze działa. Jestem zaskoczona, jak duże znaczenie ma rolnictwo miejskie w krajach zachodnich, ale tam zajmuje się tym miasto, ono koordynuje działania, prowadzi pewną politykę. W COST nie mogłam zmieścić się w żadnej grupie roboczej, nie miałam co badać, bo u nas są tereny rolne, ale nie ma rolnictwa miejskiego.
Tymczasem moi koledzy z innych krajów badali, jak się rozwija polityka wobec tego rolnictwa, jakie są poglądy władz, jakie są stosowane rozwiązania, jak oni to organizują, co wspierają, kto finansuje i całą masę rzeczy, o których u nas jeszcze w ogóle się nie śniło.
Ale Warszawa ciągle jeszcze musi się pourządzać i rolnictwo miejskie jest na dalszym miejscu, jeśli chodzi o priorytety. Trzeba raczej patrzeć przez pryzmat tego, czy udałoby się zachować jakieś tereny, które mogłyby być uprawiane, przekształcone pod te funkcje w przyszłości.
Robiłam analizę, dotyczącą tego, co miasta robią z terenami rolnymi, jak je traktują, czy je dostrzegają. Miastem, które widzi w nich przyszłość jest Kraków, który planuje zachowanie w każdym razie przynajmniej części swoich terenów rolniczych. W innych albo uważa się, że te tereny powinny zniknąć, bo miasto to nie wieś, więc na razie są traktowane jako rezerwy budowlane, albo w ogóle o nich się zapomina, nie są istotnym elementem struktury przestrzennej. Z punktu widzenia ilościowego jednak są, ponieważ to jest spory teren zieleni, ważny pod względem przyrodniczym, choć oczywiście nieporównywalny z parkiem czy lasem.
- Miejskie ogrody są szczególnie popularne w Niemczech, we Francji, w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Japonii i tam mają największe osiągnięcia, choć nie zawsze na pierwszym planie są względy społeczne, raczej estetyczne i ekologiczne. To już nie są tylko zwykłe warzywniaki, ale bardzo wyrafinowane formy upraw na terenach silnie zurbanizowanych.
- Myśli się o farmach wertykalnych, gdzie uprawia się rośliny w wieżowcach, jakichś specjalnych rozwiązaniach technicznych. Sądzę, że w Polsce, skoro mamy tyle ziemi, którą można uprawiać, nie jest to potrzebne. Ale pomysły są ciekawe.
- W Warszawie obserwujemy różne drobne inicjatywy, działają grupy zapaleńców, które zagospodarowują kawałki nieużytków, zaniedbane podwórka…. To ma swój urok oczywiście. Spontaniczne działania są cenne, ale ważna jest też dobra organizacja.
- To są głównie oddolne działania społeczne, organizacje pozarządowe, a już kilka zajmuje się rolnictwem czy ogrodnictwem miejskim, są dość sprawne w działaniach, wiedzą, jak pozyskiwać fundusze z różnych drobnych grantów. W Warszawie jest Centrum Komunikacji Społecznej, które się kontaktuje z tymi organizacjami, są spotkania, rozmaite panele. Także one mają swoją siłę przebicia, wiedzą, jak to robić. Natomiast to nie miasto wychodzi z takimi inicjatywami, tylko miasto poddaje się rozmaitym propozycjom ze strony tych organizacji. Moje koleżanki obserwują zjawisko Jazdowa, to też była inicjatywa oddolna, nieco wymuszona - zobaczymy jak się rozwinie, na ile to będzie trwałe.
- W polskich miastach jest dużo miejsca, które można wykorzystać na ogródki wspólnotowe czy inne. Problem właśnie w tym, jak władze publiczne podchodzą do tego typu inicjatyw. W Warszawie raczej wolą eleganckie parki. I drugi problem: czy zapracowani Polacy mogliby na większą skalę zaangażować się w uprawianie ogrodów?
- Znaczna część tzw. szczurów korporacyjnych nie zdąży, ale są inne grupy ludzi zainteresowanych. Mieliśmy spotkanie, organizowane zresztą przez miasto w parku Pole Mokotowskie, i tam chęć takiego działania zgłaszały m.in. matki opiekujące się dziećmi, będące na urlopach macierzyńskich. Tu, niestety, problem bywa taki, że te ogrody wymagają stałego doglądania i nie można powiedzieć, że ktoś się znudził, nie chce, nie ma czasu, bo wtedy jest ogromna strata. Ważne, żeby była jakaś organizacja, która będzie dozorować i w razie czego interweniować. Dobrym rozwiązaniem jest przekazanie pielęgnacji podwórkowej zieleni mieszkańcom, którzy mają za to np. obniżony czynsz, a w odwodzie jest jeszcze zawsze firma ogrodnicza.
- Kto się angażuje w rolnictwo miejskie? Ludzie wykształceni, z pewnego snobizmu, mody?
- Niewątpliwie ludzie wykształceni. Z moich kontaktów wiem, że to są na ogół osoby młode z wykształceniem wyższym, ale działają nie ze snobizmu, raczej z poczucia misji, chęci współdziałania w grupie.
Są różne sposoby działania, jest np. Śniadaniownia na Żoliborzu, tam sprzedają produkty, po które przychodzą ludzie z większymi pieniędzmi, to jest pewien snobizm. Ale organizacje, z którymi miałam do czynienia, to raczej młodzi zapaleńcy, którzy mają jakąś ideę, nie chcą zarobić, tylko po prostu coś zrobić.
Mało jest jeszcze u nas rozwinięta działalność edukacyjna, ale już mamy pewne przykłady. Pojawiają się tzw. farmy edukacyjne, gdzie dzieci mogą przyjść, zobaczyć jak kapusta rośnie, potem ją zebrać, przetworzyć plony, zebrać owoce, robić konfitury. Jest taka farma koło Powsina, tam przedszkola ustawiają się w kolejce. To jest świetny pomysł.
Farmy edukacyjne na Zachodzie organizowane są np. w dużych parkach. W ogóle jest moda na tzw. parki jadalne, gdzie można przyjść, pokopać, albo urwać i zjeść. Jeżeli to jest duży obszar, można wykroić teren, żeby prowadzić swoje uprawy. I to ma walor edukacyjny, zwłaszcza dla dzieci. Wyspecjalizowane gospodarstwa, które dostarczają świeże jarzyny, zioła, równie dobrze mogą być w mieście, jak i pod miastem. To jest dobry interes, a czasem wystarczy mały spłachetek ziemi przy domku jednorodzinnym.
- Ekologiczne uprawy to jest sektor zaspokajający potrzeby wyższe pod każdym względem. Ale istotny jest również problem ludzi niezamożnych, którzy nie mają swoich działek. W naszych ogrodach miejskich raczej nie znajdą dla siebie miejsca.
- Idą do supermarketu, gdzie jest tanio. Kupują przetworzone produkty – np. sałatę z Hiszpanii czy z innego kraju. Ta z sąsiedztwa jest zdrowsza, ale to się chyba ludziom nie opłaca. Jestem ciekawa, jak wypadną badania ogrodów działkowych, bo one są bardzo różne: od tych wypasionych, głównie z roślinami ozdobnymi, gdzie ludzie przychodzą po prostu odpocząć, po takie prawdziwe, na obrzeżach Warszawy, gdzie uprawiają warzywa, owoce, żeby sobie jakoś podreperować budżet, albo żeby mieć w domu świeże jarzyny.
- W planowaniu przestrzennym nie ma szczególnej dbałości o zieloną infrastrukturę w mieście, chociaż tu ma ona szczególne znaczenie. Choćby rewitalizacja zdegradowanych terenów, które mogą być wykorzystane na rolnictwo miejskie, społecznościowe i w efekcie poprawę jakości środowiska. Bardziej tę dbałość widać w koncepcjach architektonicznych – obserwujemy rozpowszechnianie się ogrodów dachowych, zielonych tarasów itp., poprawiających klimat w mieście. Jak przekonać władze, że trzeba w większym stopniu uwzględniać proprzyrodnicze inwestycje w planie zagospodarowania, tworzyć tę zieloną infrastrukturę?
- W planowaniu na ogół jest ona uwzględniona, choć nie nazywa się jeszcze zieloną infrastrukturą. Nowy termin jest już oswojony w kręgach akademickich, naukowych, ale na poziomie urzędniczym czy politycznym jeszcze nie, choć to się pewnie zmieni pod naciskiem Unii Europejskiej, bardzo zainteresowanej tworzeniem zielonej infrastruktury. To jest zresztą cały skomplikowany problem związany ze skutecznością planowania przestrzennego w Polsce.
Jeżeli chodzi o Warszawę, myślę, że w tej chwili to jest jeszcze kwestia środków, bo przeznacza się je przede wszystkim na poprawę infrastruktury transportowej, co jest najpilniejszym zadaniem. Ale w Warszawie terenów zieleni jest stosunkowo dużo i trzeba tylko pilnować, żeby ich nie zabudowano. A to się niestety dzieje, wynika właśnie ze słabości planowania, z tego, że te tereny są własnością prywatną i wobec tego miasto, żeby nad nimi zapanować, musiałoby je wykupić. Inwestowanie w Warszawie w większości przypadków odbywa się na podstawie tzw. decyzji o warunkach zabudowy a decyzji takiej nie można nie wydać, jeżeli nie ma ograniczeń prawnych, np. nie ma tam rezerwatu.
Ten system trzeba zmienić, a to powinno zacząć się od zmian w konstytucji, wprowadzenia ograniczeń, że własność terenu nie jest związana z prawem do jego zabudowy. Mamy teraz daleko posuniętą ochronę własności prywatnej. W starych demokracjach tak nie jest. O tym, co właściciel może zrobić na swojej działce decyduje, różnie w różnych krajach nazywany, dokument planistyczny. Miasto musi się rozwijać, ale nie tak chaotycznie jak obecnie. Podejmowane w ten sposób decyzje o warunkach zabudowy spowodowały, że rolnicy z terenów miast i podmiejskich porzucają ziemię, bo ich działki stają się dla rolnictwa nieatrakcyjne z uwagi na ograniczenia, także związane z transportem. Z kolei mieszkańcy zlokalizowanych tam osiedli mają dookoła nie wiadomo co, bo to już nie pole, jeszcze nie park, a może ktoś postawi kolejny dom? - Dziękuję za rozmowę.
Misją programów COST jest wspieranie współpracy naukowców i praktyków z różnych krajów, wspólnie rozwiązujących uzgodnione wspólnie problemy badawcze.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2848
Metale ziem rzadkich (w literaturze często występujące pod nazwą rare earth oxides – REO) w gospodarce opartej na wiedzy (GOW) zyskują znaczenie surowca o charakterze strategicznym. Znajdując zastosowanie w wielu technologiach wykorzystywanych zarówno do celów cywilnych, jak i militarnych stały się przedmiotem zainteresowania wszystkich globalnych graczy obecnych na rynkach dóbr zaawansowanych technologii. Ich rozmieszczenie w geologicznej historii Ziemi nie gwarantuje obecnie bezproblemowego dostępu do nich przez najwyżej rozwinięte współczesne gospodarki.
W przypadku Unii Europejskiej kwestią o fundamentalnym znaczeniu dla dalszego rozwoju GOW i możliwości podnoszenia przewagi konkurencyjnej na arenie międzynarodowej stało się zapewnienie dostępu do metali ziem rzadkich. Naturalne miejsca ich występowania w Europie są bardzo ograniczone. Zmiana nastawienia Chin odnośnie do eksploatacji i eksportu tych metali w najbliższych latach będzie miała ogromny wpływ na dostępność tych surowców w rozwoju gospodarki nowoczesnych technologii. Oznaczać to może spełnienie się aspiracji państwa chińskiego do wystąpienia w roli nowego światowego lidera w produkcji wysoko zaawansowanych technologicznie wyrobów i konieczność poszukiwania nowych źródeł zaopatrzenia w metale ziem rzadkich dla pozostałych wysoko rozwiniętych gospodarek.
Nie rzadkie, tylko rozproszone
Metale ziem rzadkich inaczej zwane pierwiastkami ziem rzadkich obejmują 17 pierwiastków chemicznych, takich jak: lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lutet (są to lantanowce) oraz skand i itr. Wszystkie te pierwiastki współwystępują w minerałach zawierających lantanowce i mają podobne właściwości chemiczne. Stanowią siódmą część wszystkich pierwiastków, które występują w naturze, co oznacza, że nie są aż tak rzadkie, jak sugerować mogłaby nazwa. Jednak stanowią złoża rozproszone, co utrudnia eksploatację. Spotykane są zazwyczaj w formie tlenków, węglanów, fosforanów i krzemianów. Lantanowce występują w przyrodzie zespołowo a ich rozdzielenie jest bardzo trudne. Lantanowce o nieparzystej liczbie atomowej są mniej rozpowszechnione od tych o liczbie atomowej parzystej.
W środowisku naturalnym na każde 100 atomów itru przypada 7 atomów lantanu, 31 ceru, 5 prazeodymu, 7 samaru, 0,2 europu, 7 gadolinu, 1 terbu, 7 dysprozu, 1 holmu, 6 erbu, 1 tulu, 7 iterbu, 1,5 lutetu.
Większość tych pierwiastków została odkryta w XIX w. Jednak pionierskie badania w latach 1792–1794 podjął fiński mineralog i chemik Johan Gadolin. W minerale iterbicie, wydobytym w okolicach Ytterby koło Sztokholmu przez Carla Arrheniusa, wykrył tlenek nieznanego pierwiastka chemicznego. Wyizolowaną substancję nazwał pierwotnie ytterbia, co zostało następnie skrócone do yttria. Surowcem tym okazał się tlenek itru, z którego uzyskano metaliczny itr.
W roku 1843 Carl Gustaf Mosander wydzielił z yttrii dwa kolejne składniki: erbię i terbię, z których otrzymał metale erb i terb. Na cześć J. Gadolina nazwę minerału iterbitu zmieniono na „gadolinit”. Jego nazwiskiem nazwano też pierwiastek gadolin, odkryty w 1880 roku przez Jeana Charles’a Galissarda de Marignaca. Nazwa miejscowości Ytterby była inspiracją do nazwania czterech spośród nowoodkrytych pierwiastków: itru, erbu, iterbu, terbu.
Metale ziem rzadkich związane są z występowaniem niektórych minerałów, najczęściej obecnych w skałach magmowych, rzadziej metamorficznych. Są to przykładowo: monacyt, bastnazyt, ksenotym, fergusonit, gadolinit, euksenit, polikraz, eszynit-(Y). Jedne z najczęściej eksploatowanych surowców stanowią piaski monacytowe. Monacyt eksploatuje się między innymi: na Madagaskarze (Antisirabe, Ampangabe), w Rosji (Ural), na Tasmanii (Mount Bishoff), zaś piaski monacytowe: w Brazylii (Minas Gerais), Indiach (Travancore i Madras), Ameryce Północnej (Wirginia, Karolina Północna, Kolorado), w Norwegii, Szwecji.
W Polsce obecność monacytu stwierdzono w pegmatytach w rejonie Szklarskiej Poręby.
Do państw o potwierdzonym największym potencjale wydobywczym metali ziem rzadkich należą Chiny, Stany Zjednoczone, Brazylia, Sri Lanka, Indie, Australia. Z Mountain Pass w Ameryce Północnej od połowy lat 60. aż do lat 90. XX w., kiedy zamknięto kopalnie, pochodziła większość pierwiastków ziem rzadkich. Od tej pory na czołowe miejsce wysunęły się Chiny. Istnieją uzasadnione podejrzenia, że znaczne ilości metali ziem rzadkich mogą znajdować się na obszarze Afryki. Jest to jednak potencjał niezbadany i trudno dostępny ze względu na znaczną niestabilność polityczną w wielu krajach tego regionu. Utrudnia to prowadzenie prac rozpoznawczych i zniechęca do podejmowania kosztownych inwestycji.
W odniesieniu do kilku pierwiastków metali ziem rzadkich istnieją bardziej szczegółowe dane odnośnie do miejsc występowania i wielkości zasobów. Naturalne złoża skandu znajdują się w Australii, Chinach, Kazachstanie, Rosji, USA, na Ukrainie i na Madagaskarze. Neodym wydobywany jest głównie w Chinach, USA, Brazylii, Indiach, Sri Lance i Australii. Dostępne zasoby są oceniane na około 8 mln ton. Roczne wydobycie to około 7 tys. ton. Dysproz nigdy nie jest spotykany w stanie wolnym, ale może być znaleziony w wielu minerałach. Często występuje wraz z erbem, holmem i innymi metalami ziem rzadkich. Obecnie najwięcej dysprozu jest uzyskiwane z adsorbujących jony złóż gliny w południowych Chinach. Zasoby gadolinu szacuje się na 1 mln ton przy wydobyciu 400 ton rocznie. Zasoby holmu określa się na poziomie 400 tys. ton, zaś iterbu – 1 mln ton.
Niezbędne w nowoczesnych technologiach
Lista zastosowań metali ziem rzadkich jest naprawdę imponująca. Zwraca uwagę przede wszystkim wiele bardzo nowatorskich zastosowań i corazszersze wykorzystywanie w dziedzinie nowoczesnych technologii cywilnych i militarnych. Metale ziem rzadkich stosowane są do produkcji noktowizorów, pocisków manewrujących i innych elementów uzbrojenia. Są używane w diagnostyce i terapiach medycznych, w optyce, w technologiach jądrowych i laserowych, w telekomunikacji, jako domieszki w stopach metali wykorzystywanych lotnictwie i kosmonautyce, jako katalizatory w procesach rafinacji ropy naftowej i innych pracach laboratoryjnych, źródło promieniowania w przenośnych aparatach Roentgena, a także jako kolorant, np. w jubilerstwie.
Bardzo obiecujące staje się ich wykorzystanie w technologiach związanych z rozwojem gospodarki niskoemisyjnej, zwłaszcza w turbinach wiatrowych i samochodach hybrydowych, w których korzysta się z silnych właściwości magnetycznych niektórych z tych pierwiastków. Akumulator w Toyocie Prius zawiera 10 kg lantanu. Magnes w dużej turbinie wiatrowej ma aż 260 kg (albo więcej) neodymu.
Wypada jednak dodać, że chociaż wiele zastosowań ziem rzadkich przyczynia się do ograniczenia emisji, wątpliwości dotyczą wpływu na środowisko związanego z ich pozyskaniem. Chodzi zwłaszcza o radioaktywność materiałów, które zwykle towarzyszą złożom ziem rzadkich. Ponadto w procesie rafinacji stosowane są związki chemiczne, takie jak kwas siarkowy i kwas fluorowodorowy.
W Stanach Zjednoczonych główną przyczyną zaniechania wydobycia metali ziem rzadkich były (oprócz wejścia na rynek tańszych dostaw z Chin) właśnie względy środowiskowe. Górnictwo i przetwórstwo ziem rzadkich jest bardzo energochłonne, co oznacza, że analizując cały cykl życia produktu trudno jednoznacznie stwierdzić, czy spadek emisji dzięki zastosowaniu metali ziem rzadkich rekompensuje emisje powstające w procesie ich pozyskania.
Stwierdzono również, że surowce te mogą przedostawać się do atmosfery z odpadów poprodukcyjnych, a skutki ich uwalniania do środowiska nie są dotychczas dokładnie rozpoznane. Kopalnie wokół Botou w Chinach zrzucają rocznie 10 mln ton wód silnie zakwaszonych, bądź radioaktywnych. Praktycznie nie poddaje się ich żadnemu oczyszczaniu i dezaktywacji. Musiano przesiedlić mieszkańców okolicznych wiosek, bo woda i uprawy zostały skażone.
Bardzo utrudniony jest nadzór nad małymi kopalniami w południowych Chinach. W prowincjach Jiangxi i Guangdong grupy mafijne uruchomiły dziesiątki rujnujących przyrodę wyrobisk. Oficjalna agencja prasowa Xinhua doniosła, że gangi przemyciły za granicę w 2008 r. 20 tys. ton metali ziem rzadkich. To niemal jedna trzecia całkowitego ówczesnego eksportu Chin.
W ciągu ostatnich 30 lat zastosowanie pierwiastków ziem rzadkichw ochronie środowiska bardzo się zwiększyło, jak stwierdza amerykańska agenda rządowa US Geological Survey, która spodziewa się utrzymania tego trendu. Notowana na giełdzie w Toronto spółka górnicza Avalon Rare Metals potwierdza, że około 25% nowych technologii bazuje na metalach przejściowych i ziem rzadkich.
Kto ma a kto potrzebuje?
Większość podaży metali ziem rzadkich pochodzi z kilku kopalni. Największa w świecie jest kopalnia Bayan Obo, położona w chińskiej prowincji Mongolia Wewnętrzna. Tuż za nią plasuje się Mountain Pass w Stanach Zjednoczonych, a następnie kopalnia Mount Weld w Australii. W ostatnich kilkunastu latach funkcjonowanie rynku metali ziem rzadkich było po stronie podaży zdominowane przez Chiny.
Szacuje się, że państwo chińskie dysponuje 35% ogółu rozpoznanych światowych zasobów metali ziem rzadkich. Od lat 70. XX wieku kraj ten inwestował w rozwój wydobycia i przetwarzania tych kruszców. W 1992 r. ówczesny chiński przywódca Deng Xiaoping ogłosił, że metale ziem rzadkich są dla Chin tym samym, czym jest dla Bliskiego Wschodu ropa, jednocześnie zapalając zielone światło dla rozwoju tego sektora. Górnictwo, korzystając na szeroką skalę z pomocy państwa, mogło dostarczać surowce na światowe rynki po zaniżonych cenach. Sprzyjały temu również mniej rygorystyczne przepisy ochrony środowiska przyrodniczego. To z kolei zniechęcało innych potencjalnych producentów do podejmowania wydobycia. W ten sposób Chiny na wiele lat zdominowały światowy rynek REO po stronie podaży.
Jednak w ostatnich latach nastąpiła widoczna zmiana w podejściu do eksploatacji ziem rzadkich. Chińczycy wprowadzili kontyngenty ilościowe w eksporcie produktów powstałych z tego rodzaju metali. Dały się też odczuć opóźnienia w wysyłce spowodowane pracą chińskich służb celnych.
Obserwowana zmiana podejścia do handlu tymi metalami wynika z jednoczesnego zadziałania kilku czynników, świadczących o ważnych przeobrażeniach w chińskiej gospodarce i podejściu do kwestii ochrony środowiska. Dość zaskakujące mogą wydawać się zwłaszcza argumenty ekologiczne, ale rzeczywiście od pewnego czasu daje się zauważyć w Chinach wzrost zainteresowania przyrodniczymi aspektami gospodarowania.
Eksploatacja metali ziem rzadkich znana jest ze swego bardzo polutogennego charakteru, co w połączeniu z rabunkowym i niekontrolowanym wydobyciem skutkowało poważnymi obciążeniami środowiska i negatywnym oddziaływaniem na ludność. Przyczyniło się także do skażenia wód i gleb. Dostrzegając potencjał rozwojowy związany z GOW, postanowiono również w większym stopniu zachować zasoby naturalne na zaspokajanie przyszłych potrzeb chińskiej gospodarki.
Po stronie popytu na rynku metali ziem rzadkich głównymi graczami są kraje wysoko rozwinięte. Na pierwszym miejscu znajduje się Japonia, którą okresowo w najwyższym stopniu dotknęły ograniczenia zastosowane przez Chiny. Znaczne ilości importują też Stany Zjednoczone, najwyżej rozwinięte kraje UE oraz Korea Południowa. Zdaniem Dudley’a J. Kingsnortha, analityka Industrial Minerals Company of Australia Pty Ltd uznawanego za jednego z najwybitniejszych znawców rynku metali ziem rzadkich, w najbliższych latach czeka nas większa niezależność od dostaw z Chin, gdzie nastąpi konsolidacja producentów, poszukiwanie substytutów i możliwości opłacalnego recyklingu. Ceny powinny utrzymywać się na wysokim poziomie.
W latach 2009–2010 przeciętna wartość metali ziem rzadkich płacona przez nabywców spoza Chin wzrosła w przypadku niektórych surowców nawet dziesięciokrotnie. Ceny na chińskim rynku też zwiększyły się, jednak w mniejszym stopniu.
W dłuższej perspektywie czasowej należy się spodziewać normalizacji sytuacji w międzynarodowym handlu, gdyż zmiana polityki przez Chiny w odniesieniu do własnego sektora wydobywczego powinna pozytywnie oddziaływać na opłacalność eksploatacji w innych regionach świata.
W ostatnich latach podjęto wzmożone prace rozpoznawcze w Brazylii w rejonie Minas Gerais, gdzie już wcześniej odkryto występowanie metali ziem rzadkich. Wśród dostawców pojawił się również Kazachstan.W grudniu 2010 r. wznowiła produkcję kalifornijska spółka Molycorp Minerals. W kopalni Mount Weld w Australii (własność Lynas Corporation) eksploatację rozpoczęto w 2012 r. Kolejna australijska kopalnia – źródło w Nolans (własność spółki Arafura Resources Ltd.) określiła przewidywane roczne wydobycie na poziomie 20 tys. ton REO w 2013 r.
Oczekuje się, że największy wzrost popytu będzie w najbliższych latach dotyczyć neodymu, dysprozu i prazeodymu. Ze względu na ich silnie działanie magnetyczne znajdują one zastosowanie w produkcji pojazdów o napędzie elektrycznym i turbin wiatrowych. W dobie wzmożonego nacisku na rozwój gospodarki niskoemisyjnej można się spodziewać znacznego wzrostu popytu właśnie na te metale. Magnesy neodymowo-żelazo-borowe mogą mieć do 6% neodymu zastąpionego dysprozem w silnikach napędowych dla elektrycznych pojazdów hybrydowych. Ta zamiana wymagałaby ok. 100 g dysprozu na każdy wyprodukowany samochód. Opierając się na przewidywanej produkcji Toyoty na poziomie 2 mln sztuk rocznie, użycie dysprozu w takich zastosowaniach szybko wyczerpie znane zasoby tego metalu. Zastępowanie neodymu dysprozem może być użyteczne także ze względu na poprawę odporności magnesów na korozję.
Surowce dla Europy
Zapewnienie dostępu do kluczowych dla rozwoju gospodarki opartej na wiedzy surowców znajduje się w centrum zainteresowania Komisji Europejskiej. Z jej inicjatywy została powołana specjalna grupa robocza Zadaniem komisji było zbadanie, które z surowców będą miały krytyczne znaczenie dla UE. W opublikowanym 2010 r. raporcie wymieniono: antymon, beryl, kobalt, fluoryt, german, grafit, ind, magnez, niob, platynowce, ziemie rzadkie, tantal i wolfram.
W odniesieniu do metali ziem rzadkich stwierdzono, że występujące uzależnienie od importu z Chin jest trudne do przezwyciężenia ze względu na brak własnej produkcji. Prace nad uruchomieniem / wznowieniem produkcji w innych lokalizacjach wymagają czasu, zaś opracowane technologie odzysku są jak na razie ekonomicznie nieopłacalne a znane substytuty nie gwarantują zachowania jakości, jaką dają metale ziem rzadkich.
Poszczególne kraje będą jednak wykazywały zróżnicowaną wrażliwość na zawirowania cen i podaży metali ziem rzadkich na rynku światowym, co wynika ze znaczenia w ich strukturze produkcji technologii uzależnionych od tych surowców. Nie zalecano jednak gromadzenia zapasów, natomiast rozważano interwencje na forum Światowej Organizacji Handlu, uznając wyjaśnienia Chin odnośnie do ekologicznych przesłanek ograniczania produkcji i eksportu za wygodny, ale mało przekonujący argument. Z państw UE największymi importerami metali ziem rzadkich są Niemcy, Francja i Holandia.
Biorąc pod uwagę często śladową obecność tego rodzaju surowców i ich związków w wyrobach gotowych, nie należy oczekiwać dramatycznego wzrostu cen tych produktów. Warto jednak rozważać rozwój alternatywnych technologii wolnych od stosowania REO. Najtrudniej będzie to osiągnąć w zastosowaniach wykorzystujących silne własności magnetyczne niektórych metali ziem rzadkich. Ponadto w interesie państw UE leży poszukiwanie nowych źródeł zaopatrzenia w metale ziem rzadkich, w tym zwiększanie nakładów na badania nad ich recyklingiem i prace nad pełnowartościowymi zamiennikami trudniej dostępnych pierwiastków.
Małgorzata Burchard-Dziubińska
Prof. UŁ, dr hab. Małgorzata Burchard-Dziubińska jest pracownikiem naukowym w Instytucie Ekonomii UŁ, a zajmuje się m.in. ekonomią zasobów naturalnych i zrównoważonym rozwojem.
Powyższy tekst jest skrótem obszernego artykułu pt. „Strategiczna rola metali ziem rzadkich w gospodarce opartej na wiedzy”, dostępnego pod adresem: http://dspace.uni.lodz.pl:8080/xmlui/handle/11089/11867
Tytuł i śródtytuły oraz podkreślenia pochodzą od Redakcji SN.