Naukowa agora (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 332
Poza cenzurą – sygnały, opinie, analizy
Mizeria polskiej nauki (i edukacji), do czego doprowadziły nie tylko wieloletnie ograniczenia jej finansowania, ale także cenzura całych obszarów i dyscyplin naukowych ze względów politycznych sprawiły, że ta dziedzina życia społecznego praktycznie umarła. Widać to nie tylko po żenującej ignorancji tzw. elit (zwłaszcza politycznych), ale i kolejnych pokoleń wchodzących na rynek pracy – coraz gorzej wykształconych i o coraz gorszych kompetencjach społecznych.
Brak swobody głoszenia poglądów (naukowych!), brak przestrzeni do wymiany wolnej myśli (gdzie się podziały liczne seminaria i konferencje?), upadek uniwersytetu (tego historycznie nieskażonego cenzurą miejsca wymiany poglądów i sporów naukowych), wreszcie brak badań (zastępują je przyczynkarskie prace quasi-naukowe) sprawiają, że społeczeństwo przyjmuje na wiarę wszystko, co mu wmówią usłużne politykom nie tylko korporacyjne media.
Wprowadzamy więc nowy dział do Spraw Nauki – „Poza cenzurą – sygnały, opinie, analizy”, w którym będziemy zamieszczać teksty lub ich fragmenty objęte w Polsce tzw. kulturą anulowania licząc, iż przyczynią się one do innego niż obowiązujące spojrzenia na wiele spraw, poszerzenia horyzontów myślenia, czy choćby tylko zaciekawienia tematem.
Zaczynamy od fragmentu tekstu znakomitego rosyjskiego historyka i politologa Andrieja Fursowa, dyrektora Centrum Studiów Rosyjskich w Instytucie Badań Podstawowych i Stosowanych Moskiewskiego Uniwersytetu Humanistycznego, zatytułowanego: „Na naszych oczach wyłania się system kastowo-niewolniczy”. Choć dotyczy on zjawisk globalnych, autor ustosunkowuje się w nim także do nauk społecznych, ich roli we współczesnym świecie oraz stawia diagnozę ich stanu. Prezentujemy tę część artykułu.
O naukach społecznych
To, jaki naprawdę będzie świat postkapitalistyczny, zależy od przebiegu i wyników walki z kryzysem XXI wieku. Jedną z głównych broni w walce o przyszłość, o wyjście z kryzysu, jest wiedza o świecie. Problem jednak w tym, że dziś struktury dostarczające wiedzy o świecie – instytucje badawcze i piony analityczne służb wywiadowczych – są coraz mniej adekwatne do tego świata. Współczesne nauki społeczne coraz bardziej przypominają późnośredniowieczną scholastykę; naukowców zastępują eksperci – ci, którzy wiedzą coraz więcej o coraz mniej.
Zachód był w stanie narzucić całemu światu swoją wizję rzeczywistości, swoją „siatkę” nauk społecznych. Na przykład w Japonii cytowani są tylko ci Japończycy, którzy publikują czasopisma anglosaskie. Istnieją oczywiście pewne błyskotliwe próby zmiany tego stanu rzeczy, na przykład książka Orientalizm Edwarda Saida z 1978 r., którego można uznać za „naukowego Chomeiniego”. Niestety, dzieło to jest mało znane w kręgach krajowych orientalistów.
Said napisał, że współczesny orientalizm wcale nie jest nauką, ale „potęgą wiedzy”. Zachód „orientalizował” Wschód, pozbawiając go posiadanych przez niego cech. Od czasów Aleksandra Wielkiego Wschód był interpretowany jako zacofany. Wschód to społeczeństwo, w którym nie ma własności prywatnej, wolnych miast i wolnego typu osobowości. Oznacza to, że Wschód definiuje się jako negatywną obsadę Zachodu.
Zatem ten ostatni za pomocą swojej nauki (narzuconej innym przez swój obraz świata) czyni mniej więcej to samo, co za pomocą ekonomii.
Oznacza to, że w ekonomii rdzeń systemu kapitalistycznego (Zachód) alienuje produkt od „Nie-Zachodu” (peryferii systemu kapitałowego), a przy pomocy nauki przestrzeń i czas są oddzielane od tego samego na obrzeże. Mamy zatem przed sobą subtelny instrument globalnej hegemonii.
Istniejąca klasyczna triada nauk społecznych tak naprawdę sprawdza się tylko w „badaniu tylko jednego systemu społecznego – kapitalistycznego, a konkretnie jego burżuazyjnego rdzenia północnoatlantyckiego”. Dlatego obecne nauki społeczne nie są odpowiednie dla celów rosyjskiego wzlotu i rozwoju. Niestety, krajowe nauki o społeczeństwie są głęboko zależne od Zachodu. Na razie nie znaleźliśmy własnego Saida, burząc szkodliwe stereotypy. Większość krajowych badaczy niewolniczo korzysta z teorii obcych.
Całość tekstu: https://dzen.ru/a/ZWD4CtyckWAkUg8M
(tłumaczenie maszynowe)
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2860
Na portalu Geopolityka.org ukazało się tłumaczenie artykułu Władimira Putina – O naszych zadaniach ekonomicznych. Wybraliśmy z niego dwa rozdziały dotyczące nauki i technologii z uwagi na miejsce w rozwoju kraju, jakie im przypisuje obecny premier Rosji. Zamieszczamy ten tekst także dlatego, iż w Polsce o takich priorytetach w rozwoju kraju w ostatnich 20 latach nie mówił żaden premier.(red.)
Pokonać zacofanie technologiczne
Należy znaleźć rozwiązanie, które pozwoliłoby nam pokonać powstającą jednostronną zależność technologiczną.
Oczywiście teraz nikt nie będzie powtarzać doświadczeń Związku Radzieckiego, który, w warunkach konfrontacji z Zachodem, opracował całkowicie niezależną bazę technologiczną. W rezultacie główna część „oryginalnych” technologii, w sytuacji izolacji, pozostała w tyle za konkurencją, co stało się oczywiste po upadku „żelaznej kurtyny”.
Rzecz jasna mamy na myśli inny scenariusz. Rosja musi zająć najbardziej znaczące miejsce w międzynarodowym podziale pracy nie tylko jako dostawca surowców i nośników energii, ale także jako właściciel stale udoskonalanych zaawansowanych technologii co najmniej w kilku sektorach. W przeciwnym razie będziemy stale tracić zasoby, płacąc nimi za nowe, coraz bardziej złożone i drogie technologie do produkcji towarów przemysłowych, materiałów i preparatów medycznych, których sami nie potrafimy wyprodukować. Poza tym część światowego produktu brutto, pochodząca z takich technologii, będzie wzrastać, a produkcja surowców i tradycyjnych usług będzie spadać.
Abyśmy znowu byli liderami w zakresie technologii, musimy dokładnie określić priorytety. Wśród kandydatów są gałęzie gospodarki, takie jak farmaceutyka, chemia wysokotechnologiczna, materiały kompozytowe i niemetalowe, przemysł lotniczy, teleinformatyka (ITC), nanotechnologie. Oczywiście do dziedzin, w których nadal posiadamy przewagę technologiczną, należą nasz przemysł atomowy i kosmos. Lista jest otwarta – wszystko zależy od koniunktury na rynku światowym oraz od inicjatywy przedsiębiorców i pracowników tychże gałęzi gospodarki.
Często słyszy się opinię, że Rosji nie jest potrzebna polityka przemysłowa. Mówi się, że określając priorytety i tworząc preferencje państwo często myli się, popiera nieefektywnych, przeszkadza temu, co powinno być efektem zasad równej konkurencji. Z takimi przekonaniami trudno się nie zgodzić, ale są one sprawiedliwe tylko przy uwzględnieniu innych warunków. Przeszliśmy przez „deindustrializację”, struktura gospodarki jest silnie zdeformowana. Olbrzymi kapitał prywatny dobrowolnie nie zasila nowych gałęzi – nie chce ponosić zwiększonego ryzyka. Na pewno wykorzystamy bodźce podatkowe i celne, żeby inwestorzy ulokowali środki w innowacyjnych branżach. Efekty mogą być widoczne dopiero za kilka lat, ale może też nie być ich wcale, jeśli na świecie zostaną stworzone bardziej atrakcyjne możliwości inwestycyjne. Kapitał przecież nie ma granic. Czy jesteśmy gotowi tak bardzo zaryzykować przyszłością Rosji w imię czystości teorii ekonomicznej?
To właśnie priorytetami polityki przemysłowej była podyktowana nasza działalność w zakresie stworzenia ogromnych korporacji państwowych i pionowo zintegrowanych holdingów – od Rostechnologii i Rosatomu do Zjednoczonej Korporacji Budowy Samolotów (OAK) i Zjednoczonej Korporacji Budowy Statków (OSK). Celem było zatrzymanie rozpadu intelektualnych gałęzi naszego przemysłu, zachowanie potencjału naukowego i produkcyjnego kosztem konsolidacji zapasów i centralizacji zarządzania. Możemy uznać, że osiągnęliśmy ten cel.
Musieliśmy zebrać, formalnie należące do państwa, indywidualnie zarządzane aktywa, które często straciły związek z ośrodkami naukowymi i konstrukcyjnymi.
Wynikiem realizacji strategii holdingów branżowych powinno być utworzenie konkurencyjnych, w skali światowej, korporacji, wysoko skapitalizowanych, które znajdą miejsce i umocnią swoją pozycję na rynku globalnym. Właśnie takie korporacje, które łączą działalność, zaczynając od przyszłościowych badań i opracowania technologii produkcji, kończąc zaś na wytwarzaniu, dostawie i obsłudze wysokotechnologicznego produktu, kierują dziś światowym rykiem budowy samolotów, statków, tworzeniem technologii komputerowych, farmaceutyką, techniką medyczną. To one składają zamówienia u małych, innowacyjnych spółek, kupują przedsiębiorstwa start-up.
Na razie większość zintegrowanych struktur nie stała się ani konkurencyjna, ani wysoko skapitalizowana, ani nawet trwale rentowna. Nie zamierzamy przerywać tego, co zaczęliśmy w połowie drogi – gdzieniegdzie, na przykład w przemyśle lotniczym, niełatwy proces konsolidacji aktywów udało się zakończyć dopiero teraz. Jest oczywistym, że istnieje audyt rentowności każdego takiego projektu. Dziś niezbędny im jest top management, z wysokimi kompetencjami w innowacyjnym biznesie.
Chciałbym podkreślić, że działania państwa miały na celu przywrócenie możliwości Rosji konkurowania w sektorach, w których na rynku światowym jest tylko kilku graczy. Nie było mowy o żadnym stłumieniu prywatnej inicjatywy – jej po prostu nie było w tych sektorach. Błędem jest formułowanie wniosków o rozszerzaniu się kapitalizmu państwowego, opierając się na analizie naszej pracy związanej ze zbiorem, restrukturyzacją i przedsprzedażnym przygotowaniem aktywów.
Dla każdej spółki mamy dziś plan reorganizacji, wprowadzenia na rynek. Część z nich będzie przekształcona w spółki publiczne, z późniejszym zamiarem sprzedaży pakietów akcji. Dotknie to Rostechnologie, Federalną Agencję Drogową (Rosawtodor), cywilną część spółki Rosatom i szereg innych korporacji państwowych. Nie jest to praca na jeden dzień, ale też nie możemy przeciągać jej w nieskończoność. Uważam, że do 2016 roku możliwe jest ograniczenie udziału państwa w niektórych branżach surowcowych i zakończenie procesu wyjścia kapitałowego z dużych spółek niesurowcowych, które nie są związane z monopolami naturalnymi i kompleksem obronnym.
Liczymy na efektywne uczestnictwo kapitału rosyjskiego w prywatyzacji i dalszym rozwoju sektorów high-tech. Jednocześnie należy szukać nowych nabywców wśród światowych inwestorów, którzy byliby gotowi nie tylko zainwestować środki finansowe w bazę naukowo-produkcyjną, ale także przenieść swoje kontakty, swoje miejsce na olbrzymich rynkach międzynarodowych.
Doświadczenia zakończonej sukcesem modernizacji gospodarki takich krajów, jak Korea czy Chiny, pokazują, że bodziec ze strony państwa jest potrzebny, że jego efekt bierze górę nad ryzykiem pomyłki. Bez starań ukierunkowanych na cel trudno będzie dokonać dywersyfikacji. Rozumiejąc jednak całe ryzyko selektywności, powinniśmy stworzyć politykę wyboru priorytetów i wsparcia politycznego. maksymalnie jasną, otwartą na oceny, dyskusje ze strony konkurencyjnych firm i związków zawodowych.
Konkurencja, która jest podstawą współczesnej gospodarki, bazuje na tym, że korporacje-projektanci i właściciele pionierskich technologii starają się nie dopuszczać konsumentów do tego, co można nazwać „jądrem technologicznym”. To nie tylko doświadczenia w projektowaniu, ale także pełny cykl obsługi technologii. Sami tego doświadczyliśmy, gdy w warunkach kryzysu nasze spółki chciały kupić szereg aktywów za granicą. Kiedy tylko była mowa o technologicznych zespołach pełnego cyklu, chociażby w przemyśle samochodowym, nasi zachodni partnerzy szybko włączali „czerwone światło”.
Sprzedając nowsze projekty technologiczne, na ogół firma-dostawca stara się zostawić za sobą wszystkie złożone elementy obsługi urządzenia i procesów technologicznych. W ten sposób nabywca popada nie tylko w technologiczną, ale także ekonomiczną zależność od dostawcy. Jeśli jakiś kraj okaże się outsiderem w pionierskich rozwiązaniach innowacyjnych, stale ponosi straty gospodarcze. Nawet, jeśli na jego terytorium jest rozmieszczony przemysł montażowy, lwia część dochodów idzie tam, gdzie znajdują się główne siedziby, laboratoria i biura projektowe.
Dlatego też kraje rozwinięte działają na zasadach kooperacji technologicznej. Ich wzajemna zależność umacnia ekonomiczną i polityczną stabilizację.
Cykl innowacyjny rosyjskiej gospodarki
Głównym warunkiem zapotrzebowania gospodarki na innowacje jest zapewnienie konkurencji. Tylko ona zmusi prywatne firmy do szukania lepszych rozwiązań technologicznych i aktualizacji produkcji. Dostrzegam wszelkie wyzwania dla wielu naszych sektorów wraz z wstąpieniem do WTO. Chcę zapewnić, że zrobię wszystko, żeby maksymalnie złagodzić trudności okresu przejściowego. Jednak wszyscy producenci towarów przemysłowych powinni dokładnie zrozumieć – czasy rynków narodowych już minęły. Przytulnych nisz już nie będzie. W wysoko technologicznej produkcji istnieje tylko jeden, globalny rynek.
Jest też druga strona medalu – oferta innowacji. Rosyjska gospodarka może nie tylko kupować, ale też tworzyć innowacje. Nasze miejsce w przyszłości świata zależy od tego, czy wykorzystamy swoje możliwości.
Wysoki poziom wykształcenia społeczeństwa; ogromna spuścizna fundamentalnej nauki; liczba szkół inżynierskich; zachowana w wielu sektorach baza doświadczonej produkcji – jesteśmy zobowiązani wykorzystać te czynniki.
W ostatnich latach znacznie dofinansowaliśmy instytuty gwarantujące komercjalizację projektów użytkowych. Działają Rosnano, Rosyjska Kompania Badawczo-wdrożeniowa, państwo organizuje konkursy na opracowanie innowacyjnej struktury uczelni wyższych. Znaczna liczba zachodnich firm jest zainteresowana projektem Skołkowo. Jednak umiejętność sprzedaży to za mało. Warunkiem stałego wzrostu innowacyjnego gospodarki jest ciągły napływ nowych idei, produktów fundamentalnych badań i przede wszystkim kreatywnych pracowników, gotowych tworzyć nowoczesne technologie.
Odbudowę innowacyjnego charakteru naszej gospodarki należy zacząć od uniwersytetów – zarówno jako ośrodków fundamentalnej nauki, jak i kadrowej podstawy innowacyjnego rozwoju. Międzynarodowa konkurencyjność naszych szkół wyższych powinna być naszym narodowym zadaniem. Do 2020 r. powinniśmy mieć kilka światowej klasy uniwersytetów z całą gamą współczesnych technologii materialnych i socjalnych. Oznacza to, że należy zagwarantować stałe dofinansowanie uniwersyteckich zespołów naukowych i ich międzynarodowy charakter.
Rosyjskie uniwersytety badawcze powinny otrzymać środki na projekty naukowe w wysokości 50% kwoty dofinansowania sekcji „Wykształcenie” (podobnie jak ich zagraniczni konkurenci). Uważam, że w tym samym czasie przeprowadzimy przemyślaną i uzgodnioną z ekspertami i społeczeństwem restrukturyzację całego sektora kształcenia zawodowego.
Dla Rosyjskiej Akademii Nauk (RAN), czołowych uniwersytetów badawczych i państwowych centrów naukowych powinniśmy zatwierdzić dziesięcioletnie programy badań fundamentalnych i odkrywczych. Jednak takie programy trzeba będzie chronić i regularnie składać sprawozdania z ich przebiegu. Nie przed urzędnikami z Ministerstwa Edukacji i Nauki, ale przed podatnikami i środowiskiem naukowym, z udziałem uznanych specjalistów międzynarodowych. W przypadku projektów obronnych i wszystkich pozostałych, które państwo bezpośrednio nadzoruje – przed władzami kraju. Szczególny rozwój uniwersytetów badawczych nie oznacza lekceważenia RAN i państwowych ośrodków naukowych. Wręcz przeciwnie, stały rozwój instytutów RAN jest możliwy tylko wtedy, kiedy samodzielnie mogą wybrać silną kadrę.
Do 2018 r. kilkukrotnie wzrośnie (do 25 mld rubli) dofinansowanie państwowych fundacji naukowych, które wspierają innowacyjne projekty grup badawczych. Wielkość dotacji powinna być porównywalna z tymi, które otrzymują uczeni na Zachodzie.
Należy kontynuować starania o włączenie rosyjskich centrów naukowych, uniwersytetów i przedsiębiorstw do międzynarodowych mechanizmów opracowania i kapitalizacji wyników naukowych.
Trzeba pokonać inercję olbrzymiego kapitału państwowego, który po prostu odzwyczaił się od innowacyjnych projektów, badań i prac doświadczalno - konstrukcyjnych. Dziś 47 spółek z państwowym udziałem przyjęło programy innowacyjne. Jednak prywatne korporacje muszą przyzwyczaić się do tego, że 3-5% ich dochodu brutto powinno być skierowane na badania i projekty. Należy opracować odpowiednie instrumenty podatkowe, ale najważniejsze, aby ci, którzy rządzą prywatnym biznesem, zrozumieli, że bez tego nie będą uznawani na światowym rynku za równoprawnych uczestników.
Drugim aspektem modernizacji technologicznych jest maksymalnie szybkie przyswojenie importowanych technologii. Istnieje już kilka namacalnych przykładów importu znakomitej kultury technologicznej. Posiadamy niezłe doświadczenie w przemysłowym montażu samochodów – dziś już połowa zagranicznych aut została stworzona rękoma rosyjskich pracowników, a nasi konsumenci nawet nie myślą o różnicy w jakości montażu „tu” i „tam”. Kolejna sprawa dotyczy lokalizacji i tworzenia tu, w Rosji, ośrodków rozwoju technologicznego. Większość sprzętu gospodarstwa domowego znanych firm produkuje się w Rosji, najwięksi producenci żywności sprzedają u nas wyłącznie towary miejscowej produkcji. Zależy nam, żeby liderzy światowego rynku technologicznego przeszli od pierwszego stadium – przyjęcia Rosji jako interesującego i pojemnego rynku – i drugiego stadium – inwestycji w lokalizację produkcji, do trzeciej fazy – tworzenia u nas nowych technologii i nowych produktów. Pojawią się oni tu jednak tylko wtedy, kiedy dostrzegą konkurencyjne uczelnie techniczne i ośrodki naukowe działające na światowym poziomie.
Inwestując w konkurencyjność priorytetowych sektorów gospodarki, Rosja rozwiązuje światowe zadanie socjalne: rozwija kreatywną klasę i tworzy obszar do jej realizacji.
Istnieją także ogromne sektory, w których nasza kultura technologiczna i organizacyjna „ugrzęzła” w zeszłym stuleciu. I nie dlatego, że kupujemy pojedyncze części sprzętów, ale dlatego, że zapominamy o logistyce produkcyjnej, o kontroli jakości, a czasami nawet o elementarnej dyscyplinie technologicznej. Do największych takich sektorów należą oczywiście budownictwo i transport.
Państwo wesprze duże projekty infrastrukturalne. Głównie w zakresie zapewnienia łączności transportowej naszego kraju, w zakresie zapewnienia niezawodnej łączności z regionami Syberii i Dalekiego Wschodu. Kwestią nie mniej ważną jest miejscowa sieć drogowa. Mamy dziś paradoksalną sytuację. W Rosji, na jej ogromnym terytorium, deficytem są tereny pod zabudowę. Przyczyna tkwi w niedorozwoju infrastruktury. Jeśli w Europie, Ameryce, Japonii i Korei można zbudować dom lub fabrykę w dowolnym miejscu pięćdziesiąt, a nawet osiemdziesiąt kilometrów od dużego miasta, to u nas już w odległości 20-30 kilometrów zaczynają się niezagospodarowane obszary – bez dróg, gazu, wody i elektryczności, gdzie ziemia jest nic nie warta, ponieważ po prostu nie można jej wykorzystać.
Zagospodarowanie terenu Rosji należy zacząć od ziemi wokół dużych centrów gospodarczych. Zwiększenie „promienia aglomeracyjnego” naszych miast o 1,5-2 razy, kilkukrotnie zwiększy dostępne terytorium. Pozwoli to w pełni pokonać ten deficyt, obniżyć cenę pomieszczeń mieszkalnych i produkcyjnych o 20-30%. Dzięki temu nie tylko znacznie podniesie się dochodowość podmiejskiego rolnictwa, ale także jakość życia sektora agrarnego.
Biznes, głównie mały i średni, szybko wykorzysta nowe możliwości, które pojawią się wraz z rozwojem infrastruktury, przede wszystkim sieci drogowej. Jednak w dzisiejszych warunkach może dokonać tego tylko państwo z uwzględnieniem udziału biznesu prywatnego. Aby to osiągnąć, będziemy musieli ostro podnieść efektywność wydatków. Budować nie drożej, niż nasi sąsiedzi. Dlatego też jesteśmy gotowi organizować konkursy międzynarodowe, przyciągać w charakterze operatorów i wykonawców ważne spółki zagraniczne. Od następnego roku zaczniemy organizację obowiązkowego, publicznego audytu technologicznego i cenowego wszystkich dużych projektów inwestycyjnych z państwowym udziałem. Będą w nich uczestniczyć międzynarodowi eksperci.
Oddzielną kwestię stanowi rolnictwo. W ostatnich latach sektor agrarny naszej gospodarki prezentuje dobre tempo wzrostu. Praktycznie wszystkie kraje rozwinięte w tej lub innej formie wspierają, dotują swoich producentów rolnych. Rosja nie stanowi wyjątku. Przyczyny są dwie. Po pierwsze, w warunkach nieokreśloności rynku światowego, znaczących wahań cen żywności, bezpieczeństwo agrarne – zdolność kraju do samodzielnego wyżywienia się – jest nie mniej ważnym elementem gospodarczej i socjalnej stabilizacji, niż zrównoważony budżet lub mocna waluta. Po drugie, jest to ważne nie tylko dla Rosji. Sektor agrarny stanowi znaczący czynnik zachowania w gospodarce środowiska konkurencyjnego, tworzenia małego i średniego biznesu – „podszycia” zdrowego kapitalizmu.
Niniejszy artykuł Władimira Putina został opublikowany w rosyjskim dzienniku "Wiadomości"
30 stycznia 2012 r. Powyższa wersja tekstu została zamieszczona na stronie kandydata na prezydenta Federacji Rosyjskiej http://www.putin2012.ru/events/149
Tłum. Anna Piotrowska
Całe tłumaczenie - http://www.geopolityka.org/analizy/1323-o-naszych-zadaniach-ekonomicznych
- Autor: Andrzej P. Wierzbicki
- Odsłon: 4575
Artykuł ten piszę jako wyraz troski, którą napawa mnie obecna sytuacja nauki polskiej ‑ nie tylko jej ustawiczne niedofinansowanie, lecz także nadmierny, niszczący naukę nacisk na komercjalizację nauki oraz na konkurencyjność w nauce, połączone z tzw. naukometrią ‑ usiłowaniem sprowadzenia oceny osiągnięć naukowych do wskaźników liczbowych.
Sam jestem specjalistą w zakresie ocen i rankingów wielokryterialnych i wiem dobrze, jak subiektywne i zawodne mogą być pospieszne oceny liczbowe.
Zacząć jednak wypada od kwestii podstawowej ‑ relacji pomiędzy nauką i obiektywnością. Znam dobrze postmodernistyczną krytykę empiryzmu logicznego, ogólniej krytykę episteme epoki cywilizacji przemysłowej i zgadzam się tylko z częścią tej krytyki, zapoczątkowaną zresztą wcześniej przez Willarda Van Ormana Quine (1953) z jego stwierdzeniem, że „cała wiedza ludzka jest tylko materią skonstruowaną przez człowieka, dotykającą rzeczywistości co najwyżej na swych brzegach”.
Zresztą jeszcze wcześniej zrozumiało to wielu naukowców i techników jako wniosek z publikacji Wernera Heisenberga (1927) o nieokreśloności pomiarów kwantowych ‑ gdyż jeśli nie może być absolutnie dokładnego pomiaru, to nie może też być absolutnej wiedzy.
Natomiast nie mogę się zgodzić z postmodernistyczną krytyką pojęcia obiektywności: obiektywność jest jednak etycznym celem nauki - nawet jeśli nieosiągalnym ( tak, jak nieosiągalna jest absolutna sprawiedliwość), to jednak stanowiącym podstawę etyczną wszelkich badań naukowych. Jeśli tak, to wszelkie rozwiązania systemowe w nauce, szkodliwe dla nadrzędnej idei obiektywności, są szkodliwe dla całej nauki. Do takich szkodliwych rozwiązań można zaliczyć zarówno nadmierną konkurencyjność w nauce, jak i nadmierną komercjalizację nauki, wreszcie nadmierne uwypuklanie pojęcia własności intelektualnej.
Założenie metaetyczne i wnioski dla nauki
Historycznie, etyka była uzasadniana w różnorodny sposób (zob. np. Morawski 2011). Przyjmę tutaj racjonalne uzasadnienie etyki wynikające z prac Johna Rawlsa (1971): wobec niepewności co do losów przyszłych pokoleń, powinniśmy wybierać rozwiązania etycznie najbardziej sprawiedliwe.
Dokładniej mówiąc, etykę można racjonalnie uzasadnić jako wynikającą z następującego założenia metaetycznego (nieco tutaj rozszerzonego i sprecyzowanego w porównaniu do sformułowań Rawlsa): Przyjdą po nas następne pokolenia, które wprawdzie będą dalej rozwijać wiedzę i cywilizację, ale w warunkach (być może nawet narastającej) niepewności co do przyszłych kryzysów i katastrof; nasze poglądy etyczne powinny wynikać z troski o te przyszłe pokolenia ‑ a także o innych współmieszkańców Ziemi, którzy wspólnie stworzą warunki życia dla przyszłych pokoleń.
Z tego metazałożenia wynika szereg wniosków etycznych. Pierwszą ich grupę dotyczącą pojęcia sprawiedliwości, jak już wspomniano, opracował John Rawls (1971). Jednakże pojęcie trwałego rozwoju (sustainable development, Gro Harlem Brundtland, 1987) jest innym, drugim wnioskiem etycznym: powinniśmy pozostawić następnym pokoleniom podobne szanse (głównie w zakresie zasobów naturalnych i środowiska naturalnego), jakie mieliśmy my sami.
Trzecia grupa wniosków etycznych dotyczy nauki, pojęcia obiektywności w nauce oraz podstaw epistemologicznych nauki. Grupę tę zasygnalizowano w książkach (Wierzbicki 2011, 2015), tutaj przedstawiam ją bardziej szczegółowo.
Po pierwsze, z tego metazałożenia wynika, że nie ma prawd absolutnych. Skoro przyszłe pokolenia będą dalej rozwijać wiedzę i cywilizację, to nie można im odmawiać prawa do kwestionowania wiedzy im przekazanej; zatem jakiekolwiek stwierdzenie o prawdzie absolutnej jest wyrazem arogancji ograniczającej prawa przyszłych pokoleń.
Etycznym też jest, aby uczniowie przerastali swych mistrzów, a mistrzowie się z tego cieszyli. Cytowane we wprowadzeniu słowa Willarda Van Ormana Quine’a można więc interpretować tak, że cała wiedza ludzka składa się tylko z przybliżonych modeli rzeczywistości, a następne pokolenia będą te modele ulepszać.
Drugi wniosek z tego metazałożenia jest taki, że w trosce o przyszłe pokolenia powinniśmy im przekazać wiedzę możliwie najlepszą, najwierniej opisującą rzeczywistość, najbardziej obiektywną (mimo, że ta wiedza to tylko modele).
Zatem pojęcie obiektywności jest ideałem etycznym dla nauki, podobnie jak pojęcie sprawiedliwości jest ideałem etycznym dla stosunków społecznych.
Rozwiązania systemowe w nauce, które nie szanują tego ideału propagując, bądź wykorzystując postmodernistyczne pojęcie pełnej subiektywności, są więc dla nauki szkodliwe.
Etyka a postmodernizm w nauce
Wpływ obecnego przełomu cywilizacyjnego na nauki społeczne i humanistyczne opisał m.in. Krzysztof Wielecki (2015). Podkreślił on, że w naukach tych dominuje dzisiaj przekonanie, iż natura świata człowieka, w tym społeczeństwa i kultury, jest całkowicie subiektywna, zmienna, i że przekonanie takie jest wynikiem postmodernizmu, paradygmatu myślenia w tych naukach dominującego w drugiej połowie XX wieku. Mimo, że Wielecki z tym przekonaniem nie do końca się zgadza oraz pisze o potrzebie wielkiej syntezy dialektycznej wynikającej z przełomu cywilizacyjnego rewolucji informacyjnej, potrzebie syntezy paradygmatu subiektywistycznego z obiektywistycznym w naukach społecznych i humanistycznych, to jednak nie precyzuje, na czym taka synteza miałaby polegać.
Tymczasem kluczem do takiej syntezy może być pytanie: jeśli nauki społeczne i humanistyczne kierują się cytowanym wyżej przekonaniem, to jakie wartości przekażą one jako dziedzictwo i przestrogę dla następnych pokoleń? Jeśli natura świata człowieka jest całkowicie zmienna, oznacza to przyznanie się, że nauki te po prostu nie mają nic do przekazania następnym pokoleniom, są jałowe. Nie oznacza to oczywiście, że nauki te są naprawdę jałowe; przeciwnie, mają one do przekazania następnym pokoleniom wiele istotnych ostrzeżeń i wartości; ale wskazuje to na niespójność skrajnego postmodernizmu.
Zatem skrajny postmodernizm jest nieetyczny, odmawia racji ideałowi etycznemu nauki. Aby nauki społeczne i humanistyczne mogły poprawnie funkcjonować, muszą uznać zasadność ograniczonego obiektywizmu: nie ma (i nie może być) absolutnie dokładnych modeli stosunków społecznych (w tym ekonomicznych), ale trzeba przekazać przyszłym pokoleniom modele tak dobre, jak to tylko możliwe.
Nie oznacza to, że postmodernizm nie wniósł trwałych wartości do myśli ludzkiej, podkreślając pojęcia relatywizmu czy zmienności: jedną z nich jest np. cytowane wcześniej pojęcie ewolucyjnie relatywnej episteme autorstwa Michela Foucalt (1972).
Jednakże postmodernizm wniósł też czynniki negatywne (co zauważa Wielecki), np. wspomaga on pojęciowo neoliberalizm, nurt myślowy czy ideologię postulującą, że swoboda rynkowych działań przedsiębiorców jest wartością nadrzędną i że rynek zawsze ma rację. Pewne dalsze aspekty tej ideologii omówię dokładniej w jednym z dalszych punktów; najpierw jednak wypada opisać wpływ tej ideologii na system nauki, pojęcia konkurencyjności w nauce oraz komercjalizacji nauki, właśnie z punktu widzenia nadrzędnego ideału etycznego nauki.
Etyka a konkurencyjność i komercjalizacja nauki
Dotyczy to przede wszystkim idei konkurencyjności w nauce. Ze swej natury system nauki musi być do pewnego stopnia konkurencyjny: wyłania on najlepszych pracowników nauki, którzy kształcą następne pokolenia. Jednakże etyczny ideał obiektywności wymaga też daleko posuniętej współpracy w nauce: to poprzez taką współpracę decydujemy zbiorowo, jakie modele rzeczywistości są najbliższe ideału obiektywności - po to publikujemy, po to organizujemy konferencje naukowe. Zatem konkurencyjność w nauce musi być ograniczona, nie może przeciwdziałać współpracy naukowej.
Rozwiązania systemowe, które zakładają nadmierną konkurencyjność w nauce, uniemożliwiają współpracę naukową. Jeśli np. w systemie przyznawania grantów zakłada się, że tylko 10% czy nawet tylko 5% wniosków będzie zaakceptowane, to pracownicy nauki w takim systemie nie będą chcieli dzielić się swoimi pomysłami z kolegami ‑ nie mówiąc o innych patologiach takiego systemu.
Znany tygodnik ekonomiczny The Economist (19.10.2013) w artykule wstępnym How Science Goes Wrong skarży się na to, że w artykułach naukowych coraz rzadziej podawane są dokładne dane czy opisy warunków prowadzonych eksperymentów, co oczywiście uniemożliwia sprawdzenie zawartych w nich wniosków. Jednakże The Economist nie zauważył, że są to naturalne skutki nadmiernej konkurencyjności w nauce oraz nadmiernej komercjalizacji nauki.
Jeśli bowiem głównym miernikiem sukcesu naukowego jest stopień jego komercjalizacji, czyli ilość pieniędzy, którą przyniesie wdrożenie ekonomiczne pomysłów naukowych, to pracownicy nauki oczywiście będą unikać szerszej współpracy, a nawet działając w grupie będą zobowiązywać kolegów do zachowania tych pomysłów w tajemnicy. Postawę taką wspomaga modne pojęcie własności intelektualnej, traktujące pomysły naukowe jako towar, przedmiot handlu. Nie oznacza to bynajmniej, że wyniki badań naukowych nie powinny być w ogóle komercjalizowane. Zastosowanie ekonomiczne wyników badań jest jednym ze sposobów sprawdzenia, czy naukowe modele rzeczywistości są adekwatne; jednakże to tylko jeden ze sposobów i nie może być on dominującym.
Etyka a ideologia neoliberalna: własność intelektualna
oraz neothatcheryzm
Zarówno nadmierna komercjalizacja nauki, jak i pojęcie własności intelektualnej wynikają z ideologii neoliberalnej ‑ założenia, że nadrzędną wartością jest swoboda rynkowych działań przedsiębiorców i że rynek zawsze ma rację. Jest to ekonomiczna, ale skrajna interpretacja poprawnego, moim zdaniem, założenia ideologii liberalnej ‑ że podstawową wartością jest swoboda działań indywidualnych.
Nie oznacza to jednak, że swoboda ta nie może być ograniczana przesłankami etycznymi ‑ co potrzebne jest zwłaszcza w ekonomii (jak to wiadomo już od prac Adama Smitha), gdyż rynek jest skuteczny tylko w odniesieniu do takich wartości, które dają się łatwo wyrazić przez pieniądze.
Tymczasem z dyskutowanego wyżej założenia metaetycznego wynika, że pomysły naukowe, zwłaszcza te najcenniejsze, powinny być dobrem publicznym, własnością całej ludzkości i przyszłych pokoleń. Stąd też samo pojęcie własności intelektualnej, jeśli nadmiernie wykorzystywane, jest nieetyczne (zob. np. Lawrence Lessig,2004). Jeśli bowiem pomysły naukowe mają być towarem, przedmiotem handlu, to przestaje być możliwa współpraca naukowa w dążeniu do obiektywności wiedzy.
Podobnie nieetycznym tworem ideologii neoliberalnej jest neothatcheryzm (od nazwiska brytyjskiej premier Margaret Thatcher, która takie nastawienie zapoczątkowała i propagowała). Obecnie nastawienie takie nasila się, propagowane jako rzekome lekarstwo na rosnące bezrobocie. Nastawienie to zakłada, że wobec rozwoju technik informacyjnych każdy może i powinien zostać przedsiębiorcą, zaś pracodawcy mogą zwalniać pracowników i żądać, by zaczęli własną działalność gospodarczą, obiecując im tylko zlecenia na wykonywane dotąd przez nich prace.
Nastawienie takie jest nieetyczne, gdyż uzdolnienia przedsiębiorcze są nierównomiernie rozłożone w społeczeństwie, zaś utworzenie własnych przedsiębiorstw przez każdego pracownika to tylko droga do bankructwa większości z nich, zwłaszcza wobec malejącego popytu na pracę (zob. Wierzbicki, 2015). Zatem neothatcheryzm to próba zrzucenia odpowiedzialności za pogłębiające się bezrobocie i rozwarstwienie kosztem szans przyszłych pokoleń ‑ jest więc nastawieniem nieetycznym.
Wnioski dla nauki polskiej
Wracając do kwestii obiektywności jako ideału etycznego nauki musimy wnioskować, że rozwiązania systemowe propagowane i wdrażane w nauce polskiej są nieetyczne i szkodliwe dla nauki. Dotyczy to kilku aspektów: tzw. przedmiotowego finansowania nauki, ogólnego niedofinansowania nauki przy zasadzie finansowania przedmiotowego, patologii nadmiernej konkurencyjności, patologii nadmiernego nacisku na komercjalizację nauki.
Przedmiotowe finansowanie nauki oznacza, że maksymalnie ograniczane jest trwałe finansowanie podmiotowe przez tzw. fundusze statutowe, zaś główną część finansowania przeznacza się na konkursy projektów przedmiotowych.
Projekty takie z natury rzeczy koncentrują się na zagadnieniach w pewnym sensie modnych, unikając zagadnień głębszych i przełomowych, a także obiektywizującego sprawdzania otrzymanych rezultatów. Dla sprawdzania takiego potrzebna jest raczej długotrwała perspektywa badawcza, którą zapewnia finansowanie podmiotowe, statutowe. W takiej właśnie perspektywie organizuje się tradycje seminariów badawczych, konferencji, serii publikacji specjalistycznych, niezbędnych dla realizacji etycznego ideału obiektywności w nauce. Nie ulega więc wątpliwości, że nadmierna koncentracja na finansowaniu przedmiotowym jest sprzeczna z tym ideałem i tym samym szkodliwa dla systemu nauki polskiej.
Co gorsza, nauka w Polsce jest systematycznie niedofinansowana. Jest wiele tego powodów (m.in. prowadzenie polityki naukowej na podstawie opinii międzynarodowych organizacji doradczych, polecających zmniejszanie finansowania nauki, co leży w ich interesie), ale faktem jest, że w roku 1990 finansowanie nauki w Polsce sięgało 1,2% PKB, natomiast obecnie waha się na poziomie 0,6-0,7% PKB. Jakiekolwiek cięcia budżetowe dotykają w pierwszym rzędzie nauki i przekładają się w pierwszym rzędzie na cięcia finansowania podmiotowego, statutowego. Wielokrotne opowiadania o zwiększaniu finansowania nauki w Polsce pozostały w sferze propagandy.
Niedofinansowanie nauki w Polsce stało się źródłem wielu zjawisk patologicznych w nauce. Jednym z nich stał się spór o utrzymanie (zatem finansowanie) wydziałów i nauczania filozofii na uczelniach polskich. Przedstawiciele nauk ścisłych atakowali filozofię usprawiedliwiając to faktem, że zbytnio uległa ona postmodernizmowi, podczas gdy naprawdę przedmiotem sporu były kwestie finansowania nauki. Nie ma bowiem wątpliwości, że nauczanie i specjalizacja filozofii są nie tylko potrzebne, ale wręcz niezbędne.
Jednym z wielu skutków tego niedofinansowania są bardzo niskie tzw. wskaźniki sukcesu (udział procentowy projektów, które uzyskały finansowanie) w konkursach projektów przedmiotowych, co prowadzi do wielu patologii tych konkursów.Wskaźniki te kształtują się ostatnio na poziomie 5-10%, a wynikające stąd patologie zaczynają się od wspomnianej wcześniej niechęci do faktycznej współpracy w nauce, co już samo w sobie jest sprzeczne z obiektywnością jako ideałem etycznym nauki.
Jednakże patologie te sięgają dalej i głębiej. Przy tym poziomie wskaźników sukcesu oraz przy słabości finansowania podmiotowego, statutowego, autorzy wniosków o projekty przedmiotowe często sięgają po pozamerytoryczne wsparcie wśród recenzentów, tworząc przy tym kliki, grupy interesów. Uniknąć takich patologii można tylko wtedy, gdy poziom finansowania podmiotowego i wskaźniki sukcesu są dostatecznie wysokie. Tak, aby sukces projektu przedmiotowego nie stawał się kwestią życia lub śmierci naukowej (wydaje się, że poziom 20-30% dla tych wskaźników nie powodowałby takich patologii).
Do patologii nadmiernej konkurencyjności przyczynia się także tzw. naukometria ‑ próba oparcia ocen poziomu naukowego o wskaźniki liczbowe. Łatwo udowodnić, ze próby takie są z natury zawodne.
Po pierwsze, obiektywne porównania takich wskaźników mogą dotyczyć tylko określonej dyscypliny lub nawet subdyscypliny. Na przykład, poloniści mogą być porównywani tylko pomiędzy sobą i to w określonej subdyscyplinie, ale na pewno nie z fizykami, którzy popierają naukometrię, ponieważ ich czasopisma dominują na tzw. liście filadelfijskiej.
Po drugie, jeśli wskaźnikiem liczbowym sukcesu naukowego są cytowania, to wiadome jest, że liczbę cytowań można sztucznie zwiększyć poprzez publikację artykułów kontrowersyjnych. Co więcej, oparcie takich wskaźników o cytowania prowadzi do dalszych patologii - np. niektórzy redaktorzy czasopism naukowych żądają od autorów, aby zacytowali więcej artykułów z ich czasopisma. Co gorsza, w systemie nauki polskiej zdarzyło się ostatnio, że oceny poziomu naukowego w oparciu o takie wskaźniki powierzono firmie komercyjnej, co natychmiast wywołało dalsze patologie.
System nauki wymaga oczywiście ocen poszczególnych jednostek, ale wydaje się, że oceny takie lepiej oprzeć o opinie fachowych ekspertów z dodatkowymi mechanizmami kontroli i odwołań tak, by eksperci ci w trosce o własną reputację starali się dostarczać ocen możliwie obiektywnych. Wskaźniki liczbowe mogą przy tym odgrywać tylko rolę pomocniczą. Nadmierny nacisk na komercjalizację nauki wywołuje nie tylko wspomniane wyżej i zauważone przez tygodnik The Economist ogólne patologie unikania współpracy w nauce.
W Polsce, wobec ogólnego niedofinansowania nauki, wywołało to specyficzną patologię zawartą w reakcji zwrotnej środowiska
naukowego przeciw polityce czynników ministerialnych. Czynniki te zdecydowały kilka lat temu, aby w celu poparcia komercjalizacji nauki stosować przy ocenie jednostek naukowych stosunkowo wysoką punktację za wdrożenia, rynkowe zastosowania pomysłów naukowych.
Decyzja taka byłaby poprawna, gdyby dotyczyła tylko jednostek specyficznie przygotowanych do wdrażania wyników nauki ‑ czyli jednostek badawczo-rozwojowych (obecnie zwanych instytutami badawczymi). Jednakże zastosowano ją także do jednostek uczelnianych. W rezultacie, kilka jednostek badawczo-rozwojowych otrzymało punktację znacznie wyższą niż jednostki uczelniane.
W systemie nauki decydującą rolę opiniodawczą mają jednak pracownicy uczelni, więc przeforsowali oni znaczne obniżenie punktacji za wdrożenia, wylewając tym samym dziecko z kąpielą, gdyż wysoka punktacja za wdrożenia jest słuszna, jeśli stosowana jest odrębnie dla jednostek do wdrożeń dobrze przygotowanych (a uczelnie polskie takimi jednostkami jednak nie są).Wynika stąd, że komercjalizacja nauki jest zagadnieniem trudnym, zaś nadmierny i uproszczony nacisk na jej komercjalizację, potrzebną przecież dla gospodarki Polski, prowadzi jak dotychczas do różnorodnych patologii.
Z rozważań powyższych wynika, że nadmierne uleganie postmodernistycznemu przekonaniu, jakoby natura świata człowieka (w tym społeczeństwa i kultury) była całkowicie subiektywna, zmienna, jest szkodliwe zarówno dla nauk społecznych i humanistycznych (które takie przekonanie propagują, ale nie zauważają, że stają się przez to jałowe), jak i dla całego systemu nauki.
Obserwujemy to zwłaszcza w Polsce, gdzie postmodernizm wspomaga neoliberalizm, a nastawienie neoliberalne prowadzi do szeregu rozwiązań systemowych w nauce sprzecznych z nadrzędną ideą etyczną obiektywności w nauce.
Andrzej P. Wierzbicki
- Autor: red.
- Odsłon: 2206