Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1084
Wydawnictwo RM wydało książkę Paula Kennedy’ego w tłumaczeniu Katarzyny Skawran pt. Architekci zwycięstwa. Jak inżynierowie wygrali drugą wojnę światową.
Właśnie inżynierowie, nie wodzowie, choć autor nie pomija strategów. Mówi natomiast o rozwiązywaniu problemów wojennych przez ludzi głównie w środkowych latach wojny – od końca 1942 (właściwie od konferencji w Casablance w styczniu 1943) do połowy 1944 roku, uzasadniając wybór tego okresu tym, iż właśnie w tych 18 miesiącach zdecydowały się losy wojny.
W pięciu rozdziałach (z licznymi przypisami, zdjęciami i mapami oraz obszerną bibliografią) opowiada o tym, jak dzięki niewielkim grupom ludzi i instytucjom przywódcy polityczni mogli osiągnąć sukcesy na lądzie, w powietrzu i na morzu, na czym polegały wojskowo-operacyjne problemy, oraz kim byli ci, którzy je rozwiązali i jak zostało to zrobione.
Jak pisze autor we wstępie do książki, ma ona za zadanie pokazać, jak odwrócono bieg wojny dzięki wynalazkom i pomysłom ludzi i organizacji zajmujących się rozwiązywaniem problemów związanych z pokonaniem Niemców. Autor koncentruje się nie tyle na opisanych i powszechnie znanych faktach jak np. działanie zespołu deszyfrantów Ultra z Bletchley Park (p. Enigma) i jego odpowiedników na Pacyfiku, co na ludziach, o których mniej wiemy, np. Percym Hobartcie, konstruktorze czołgów zdolnych przebić się przez pola minowe i zasieki z drutu kolczastego, czy na wynalazcach sztucznych portów Mulberry.
Wyjaśnia też znaczenie dla armii zwycięzców niektórych wynalazków, np. magnetronu wnękowego (Johny Randall, Harry Boot), zamontowania przez Ronnie Harkera silnika Merlin 61 Rolls-Royce’a w myśliwcu Mustang P-51, czy ruchomej zapory ogniowej „Johnny” Walkera umożliwiającej zatapianie U-Bootów.
Jest to więc książka doceniająca wysiłek wojenny ludzi drugiego planu, których profesjonalizm i pomysłowość pozwoliły aliantom powstrzymać, a w ostateczności pokonać armię Hitlera i jego koalicjantów. (js)
Architekci zwycięstwa. Jak inżynierowie wygrali drugą wojnę światową, Paul Kennedy, Wydawnictwo RM, 2015, s. 456, cena 39,90 zł.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 791
Akcja książki zaczyna się 12 kwietnia 1945 roku, a dokładniej w 88. dniu wiceprezydentury Harry’ego Trumana. Do wszystkich amerykańskich obywateli dociera wiadomość o śmierci 63-letniego prezydenta Delano Roosevelta, który zmarł z powodu wylewu krwi do mózgu przed końcem swojej czwartej kadencji. W Białym Domu na prezydenta zostaje zaprzysiężony Truman. Jeszcze nie zdaje sobie wówczas do końca sprawy z tego, z jak ogromnymi obowiązkami będzie musiał się zmierzyć.
Do trudnych kwestii natury politycznej, czy gospodarczej doszła jeszcze jedna, która zaskoczyła go chyba najbardziej. Wyjawił mu ją 77-letni sekretarz wojny Henry Stimson. Chodziło o pewne znane tylko nielicznym wtajemniczonym, wybranym ludziom władzy w USA, przedsięwzięcie mające na celu stworzenie nowego materiału wybuchowego o niewiarygodnej sile niszczenia. Truman powie po latach, że tego dnia poczuł, że na głowę zwalił mu się cały świat.
Prace nad superbombą, o których wiedział od samego początku Roosevelt rozpoczęły się w USA już trzy lata wcześniej (jak wyliczono o wiele później, przy pracach nad nią pracowało w różnym charakterze ponad 100 tysięcy osób; na badania wydano 2 miliardy dolarów). Badania i eksperymenty miały ściśle tajny charakter i toczyły się ze zmiennym szczęściem. Nadszedł więc czas, by podjąć ostateczną decyzję. Rozważano różne warianty, ale ostatecznie chodziło albo o rezygnację z dalszych badań (co wiązało się jednocześnie z intensyfikacją amerykańskich wysiłków wojskowych w toczącej się wojnie z Japonią), albo znaczne przyspieszenie prac nad nową bronią i ukończenie ich w najszybszym możliwym terminie. Jak i dlaczego wybrano to drugie rozwiązanie dokumentuje książka Chrisa Wallace’a i Mitcha Weissa Hiroszima 1945.
Książka napisana jest bardzo wartkim językiem. Podczas lektury ma się wrażenie, że czas nieustannie przyspiesza, fakty się mnożą, a chwile zwątpienia, jakie mają czasem zarówno naukowcy, wojskowi czy politycy, przeplatają się z chwilami euforii, gdy udaje się im dokonać nawet małego postępu. Dochodzi do tego prosty styl, gra wydarzeń, mnogość szczegółów, które nie męczą, ale przykuwają uwagę. Narrację wspiera zastosowana w opowieści reguła odliczania. Każdy rozdział – a jest ich ponad 30 – zapowiada już w tytule, ile zostało jeszcze dni, które dzielą akcję od ostatecznego celu, jakim jest zdetonowanie nad Japonią bomby atomowej.
Z badań wynikało, że bomba – jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego – będzie miała ogromną siłę. Przypuszczenia opierały się na testach, obliczeniach, symulacjach, szacunkach i równaniach. Rzeczywistość okazała się dramatyczniejsza niż sądzono. W jednym tylko wybuchu nad Hiroszimą zginęło 70 tysięcy ludzi, a ponad 90% budynków zostało zrównanych z ziemią. 9 sierpnia eksplozja drugiej bomby (plutonowej) nad Nagasaki o sile o 50% większej sprawiła, że 40 tysięcy ludzi zginęło natychmiast, a kolejne 70 tysięcy zmarło wskutek obrażeń popromiennych.
Trumana pytano po wojnie wielokrotnie, dlaczego wydał decyzję zdetonowania bomb nad Hiroszimą (6.08.45) i Nagasaki (9.08.45). Autorzy książki przypominają, że 25 października 1945 roku prezydent spotkał się pierwszy i ostatni raz z szefem naukowym projektu Manhattan Robertem Oppenheimerem (zwano go potocznie Oppim), najgenialniejszym fizykiem tamtych czasów, swego rodzaju ojcem bomby. Prezydent szukał wtedy poparcia swego rozmówcy dla ustawodawstwa, które dawałoby rządowi kontrolę nad energią atomową. Oppi był temu przeciwny i powiedział, że wobec tego co się stało w Japonii, czuje jakby miał krew na rękach. Relacjonując to spotkanie swojemu sekretarzowi stanu, stwierdził: „powiedziałem mu, że ta krew jest na moich rękach i żeby pozostawił te zmartwienia mnie” i dodał: „nigdy więcej nie chcę widzieć tego sukinsyna w moim biurze”.
Trzy lata później w liście do swojej siostry Truman napisał: „To był straszny wybór. Zrobiłem to jednak, aby uratować 250 tysięcy amerykańskich chłopców i w podobnych okolicznościach zrobiłbym to ponownie. Zakończyło to wojnę z Japonią”.
Hiroszima 1945 jest dziełem dwóch utytułowanych, doświadczonych i umiejących pasjonująco opowiadać dziennikarzy: Chrisa Wallace’a, dobrze znanego Amerykanom od prawie dwudziestu lat reportera telewizji Fox News, laureata licznych dziennikarskich nagród oraz dziennikarza śledczego Mitcha Weissa, zdobywcy nagrody Pulitzera i jednocześnie autora książkowych bestsellerów takich gazet jak „New York Times”, czy „Wall Street Journal”.
Im bliżej końca książki, tym napięcie związane z „odliczaniem” dni w poszczególnych rozdziałach, które dotyczą kolejnych faz badań, testów i dyskusji ludzi z otoczenia prezydenta Trumana na temat celowości użycia, skuteczności działania i korzyści z posiadania przez USA nadzwyczajnej bomby coraz bardziej rośnie. Dla piszącego te słowa osiąga ono apogeum w kilku miejscach, a szczególnie np. wtedy, gdy Truman długo się waha, w którym momencie ma na konferencji Wielkiej Trójki obwieścić Churchillowi i Stalinowi, że USA właśnie przeprowadziły udany test bomby atomowej. Ciekawe i mało znane – ośmielę się sądzić – fakty na temat rodzącej się nowej epoki atomowej zawiera także kilkunastostronicowy Epilog. Nawet rok po zdetonowaniu bomb nad Japonią Amerykanom w kraju nie wspominano nawet o potwornych skutkach eksplozji, jakie ona spowodowała wśród mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki. „Przemilczenie – jak dowodzą na przykładach autorzy książki – nie było przypadkowe”.
Waldemar Pławski
Hiroszima 1945. Historia atomowego ataku, który zmienił świat, Chris Wallace, Mitch Weiss, Wydawnictwo Znak Horyzont, wyd. I, Kraków 2021, 400 s., cena 64,99 zł
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1660
Wyklęci na Podlasiu – Bury, Łupaszka, Huzar – to tytuł książki pod redakcją Pawła Dybicza i Jakuba Woroncowa wydanej przez Fundację Oratio Recta w serii Historia bez IPN. Jest to czwarta publikacja pod hasłem: Wyklęci nie święci.
Wojna domowa, jaka przetoczyła się przez Polskę po zakończeniu II wojny światowej, działalność podziemia, które zajmowało się głównie morderstwami ludności cywilnej, jest w literaturze przedmiotu dość dobrze opisana. Niemniej wraz z restytucją kapitalizmu w Polsce po 1989 roku, nowa władza postanowiła – w ramach akcji nicowania historii w myśl hasła „nie pozwolimy, aby białe było białe, a czarne – czarne” – „badać” jeszcze raz to, co było zbadane – tym razem już pod kątem nowej ideologii. Do tego stopnia, że władze zwane „solidarnościowymi” lub postsolidarnościowymi (choć nie wiadomo kto z kim się solidaryzował/solidaryzuje) rozpoczynają na nowo procesy dawno zakończone, a nawet wykopują szczątki pomordowanych (niczym podczas trupiego synodu papież Stefan VI papieża Formozusa), aby „uzasadnić” swoje tezy. Nie biorą pod uwagę nawet stanowisk IPN-owskich prokuratorów, jeśli ich oceny im nie pasują.
Jak podają redaktorzy serii i tego tomu, liczba „wyklętych”, czyli tych, którzy walcząc w AK czy kolejnych formacjach (tu – NZW, NSZ, WiN) w 1945 roku nie przekraczała 17 tysięcy (wg IPN – 10 razy więcej). W 1946 roku byli oni sprawcami 4200 napadów o charakterze politycznym, w których śmierć poniosło 2346 osób. Po amnestii w 1947 roku (skorzystało z niej ok. 50-60 tys.), w podziemiu pozostali już nieliczni (szacowano że było to 52 grup skupiających ok. 250 osób).
W książce autorzy opisują na podstawie dokumentów – także wspomnień – sytuację, jaka miała miejsce na Podlasiu, gdzie działały bandy Łupaszki (Zygmunta Szyndzielarza), Burego (Romualda Rajsa) i Huzara (Kazimierza Kamieńskiego), choć takich band na terenie wschodniej Polski było więcej. Mają one na swoim sumieniu ponad 5 tysięcy ofiar, w tym – ok. 200 dzieci do lat 14. Na Podlasiu byli to głównie Białorusini lub Polacy prawosławni – zginęło ich ponad 500 osób, drugie tyle zginęło z rąk sprawców dotąd nieustalonych. Część z nich została uznana za ludobójstwo.
Kiedy czyta się przytoczone w książce opisy zbrodni, a zwłaszcza przejmujący opis jednej z nich, jaki zamieścił w swojej książce Józef Mackiewicz (Nie trzeba głośno mówić), właściwie nie widać różnicy w bestialstwie między obecnie gloryfikowanymi „wyklętymi” a bandami UPA, które robiły czystki etniczne na Wołyniu.
Mackiewicz relacjonuje: „Oddział polskiej partyzantki zjawił się w roku 1942 w parafii Turejsk /…/ i zakatował w straszliwy sposób proboszcza prawosławnego Iwana Olechnowicza, razem z jego żoną, za działalność narodowo-białoruską. Polacy odcięli im uszy, nosy, wykłuli oczy, żonie popa obcięli piersi, polali benzyną rany i zapalili, przyglądając się jak umierali w mękach…
Kapłan zakonny („ieromonach”) Łukasz z klasztoru Żurawickiego, który w roku 1941 przywrócił cerkiew odebraną na kościół w r. 1920, został napadnięty przez polską partyzantkę i zakopany żywcem do ziemi aż po głowę; wokół wystającej z ziemi głowy Łukasza Polacy rozłożyli ognisko i palili ją na wolnym ogniu”.
Tego rodzaju postępowania - morderstwa, zabójstwa i tortury dzieci, kobiet,w czasie wojny i tuż po jej zakończeniu, zyskały uznanie w oczach władz po 89 roku. Sąd wojskowy w 1995 roku unieważnił wyrok śmierci na Burego z 1949 roku, a jego rodzinie przyznano wysokie odszkodowanie! W uzasadnieniu podano, iż „walczył o niepodległy byt państwa polskiego”, a wydając rozkazy dotyczące m.in. pacyfikacji białoruskich wsi, „działał w stanie wyższej konieczności, zmuszającym do podejmowania działań nie zawsze jednoznacznych etycznie” (sic!) Jego zbrodnicze czyny czczą od czasu objęcia władzy przez PiS (2016) marszami w Hajnówce członkowie i sympatycy ONR.
Łupaszce - skazanemu 18-krotnie na karę śmierci i straconemu w 1951 roku, wyprawiono w 2013 roku uroczysty pogrzeb państwowy z honorami. Wcześniej, w 2007 roku prezydent Kaczyński odznaczył go Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski (sic!) oraz nadano mu stopień pułkownika.
Najwyższych odznaczeń doczekał się też trzeci z katów białostocczyzny, Kazimierz Kamieński Huzar, stracony wyrokiem sądu w 1953 roku w Białymstoku (6-krotna kara śmierci) – prezydent Kaczyński także odznaczył go Orderem Odrodzenia Polski.
Oczywiście, rodziny ich ofiar, jeszcze żyjące, odszkodowań żadnych nie otrzymały… Jedynym zadośćuczynieniem jest więc tylko ludzka pamięć o ich cierpieniu i wiedza o tym, kto był tego sprawcą. Ta książka jest takim pomnikiem pamięci i sprawiedliwości.(al.)
Wyklęci na Podlasiu – Bury, Łupaszka, Huzar, red. Paweł Dybicz, Jakub Woroncow, Fundacja Oratio Recta, Warszawa 2019, s. 354