Nauka i sztuka (el)
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2673
W Muzeum Plakatu w Wilanowie do 31 stycznia 2013 roku można oglądać wystawę retrospektywną Stefana Norblina.
Najnowsza wystawa Muzeum Plakatu w Wilanowie – oddziału Muzeum Narodowego w Warszawie, to pierwsza tak duża prezentacja dorobku Norblina w Warszawie od czasów międzywojnia.
Pokazano na niej prace z polskich i zagranicznych kolekcji, w tym wiele plakatów, portrety wybitnych osobistości, grafika użytkowa, projekty wnętrz pałacowych i kostiumów do sztuk teatralnych, a także wyjątkowy obraz religijny.
Stefan Norblin, praprawnuk Jean-Pierre’a Norblina de la Gourdaine, malarz, ceniony ilustrator i projektant, twórca plakatów, realizujący się artystycznie także w architekturze wnętrz, jest przykładem artysty, dla którego nie istniały ograniczenia stylistyczne czy techniczne. Z powodzeniem tworzył scenografie, malowidła ścienne, grafikę reklamową czy okładki książek. Wybitne dzieła powstawały na zamówienie koneserów sztuki z Polski, USA, a także odległych kulturowo Indii.
„W 2012 roku obchodzimy 120. rocznicę urodzin i 60. rocznicę śmierci Stefana Norblina – mówi Maria Kurpik, kurator Muzeum Plakatu w Wilanowie. – To doskonała okazja, by przypomnieć twórczość tego wybitnego polskiego artysty, a także poznać jego niezwykle barwne życie, tragicznie zakończone samobójczą śmiercią”.
Wystawa powstała we współpracy z Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli, które udostępniło część własnych zbiorów.
Ekspozycję wzbogacą wydarzenia towarzyszące, w tym m. in.: polska premiera dokumentu o Stefanie Norblinie, pokazy filmów z żoną, aktorką Leną Żelichowską w roli głównej, spotkania ze znawcami twórczości artysty oraz z jego synem – Andrew Norblinem.
Szczegóły na facebookowym profilu Muzeum Plakatu w Wilanowie
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 1675
Do 18.09.16 w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej można oglądać wystawę pn. Czyste wody. Jest to pierwsza w Polsce prezentacja prac artystów pochodzących z Turcji, z których niektórzy obecnie mieszkają i pracują w Europie.
Jej tytuł jest zaczerpnięty z poezji tureckiego pisarza Nâzıma Hikmeta (1902–1963), pierwszego poety nowoczesnej Turcji, który w (literackim) świecie uchodzi za jednego z najwybitniejszych poetów dwudziestego wieku. Był on zaangażowanym członkiem tureckiego ruchu narodowo-wyzwoleńczego. Zainspirowany triumfem rewolucji październikowej wyjechał do Gruzińskiej Republiki Radzieckiej, skąd później wyruszył do Moskwy, by studiować ekonomię i socjologię.
Po powrocie do Turcji wiele lat spędził w więzieniu. W latach 50. opuścił ojczyznę i do końca życia mieszkał w Moskwie jako uchodźca polityczny. Ten niezwykły artysta miał częściowo polskie korzenie – jego pradziadkiem był polski oficer Konstanty Borzęcki, który w młodości brał udział w powstaniach – wielkopolskim i węgierskim – w 1848 roku. W swoim wierszu pod tytułem List z Polski (1954) Nâzım pisał: „Pewnie dlatego tak bardzo porusza mnie polska pieśń / i pobudza czyste wody, które we mnie się kryją”.
Punktem wyjścia koncepcji wystawy jest pojęcie heterotopii, które sformułował francuski filozof Michel Foucault. Heterotopie (ogrody, pokoje hotelowe, więzienia, szpitale psychiatryczne i inne miejsca) są w jego ujęciu przestrzeniami, w których można w szczególny sposób komentować, odzwierciedlać i kwestionować rzeczywistość.
Heterotopie to przestrzenie inności, które nie mają określonego usytuowania, a ich charakter jest jednocześnie fizyczny i mentalny. Prezentowana wystawa ukazuje wielopłaszczyznowe heterotopie złożone z obserwacji, wizji, dociekań, manifestacji i eksperymentów artystycznych.
Składające się na nią prace są nie tylko wyrazem refleksji artystów na temat obecnej sytuacji społecznej i geopolitycznej, stanu gospodarki i społeczeństwa obywatelskiego, czy też kondycji współczesnych miast – dzieła te nierzadko pobudzają „czyste wody”, które kryją się w każdym z nas.
Kuratorką ekspozycji jest Lora Sariaslan, historyczka sztuki. Wystawa porusza istotne kwestie i wyzwania, z którymi obecnie (jeśli nie od zawsze) zmaga się Europa: tożsamość społeczna i artystyczna, (non)konformizm, sprzeciw, partycypacja społeczna, granice, pamięć, przemoc oraz przekształcenia urbanistyczne.
W tym wspólnym europejskim kontekście, pomimo geograficznego rozproszenia i estetycznego zróżnicowania, artyści reprezentujący różne pokolenia ukazują szeroki wachlarz dynamicznych i różnorakich tendencji, posługując się różnymi środkami wyrazu od fotografii po sztukę performans – odkrywają to, co ukryte, zajmują się tym, co mniej widoczne, udzielają głosu temu, co niewypowiadalne, rozbudzając poprzez sztukę ducha krytycznego utopizmu.
Więcej - http://csw.torun.pl/sztuka/wystawa-czyste-wody-16328/
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3473
Z Emilem Wesołowskim, dyrektorem baletu Teatru Wielkiego w Warszawie rozmawia Anna Leszkowska
-
Balet – jak żadną ze sztuk – cechuje ulotność. I nie tylko w wymiarze artystycznym, także formalnym. Który z elementów baletu: tancerz, choreografia, zespół zmienił się w mijającym wieku najbardziej i dlaczego? Czy można tu mówić o cezurach czasowych, czy właściwsze byłoby mówienie o szkołach i indywidualnościach choreograficznych?
-
W XX wieku można wyróżnić w balecie wyraźną cezurę - powstanie baletów Diagilewa. Wcześniej przedstawienie baletowe polegało na opowieści tańcem jakiejś historii i popisie technicznym tancerzy. Dla Diagilewa natomiast stało się także wyrazem nastrojów, przeżyć duchowych. Z tego nurtu wyrósł ekspresjonizm niemiecki, Kurt Jooss, wcześniej Isadora Duncan, która uwiodła publiczność tańcem wyzwolonym z klasycznych reguł, a potem Martha Graham. Ale o takich zwrotach decydują głównie indywidualności – choreografowie. To oni nadają tej sztuce nowy kierunek. Przecież gdyby nie było Cranko w Europie, nie byłoby Neumeiera, Kyliána, Ecka. Bo wszyscy u niego zaczynali i wszyscy oni przyznają, że od niego się uczyli konstruowania dramaturgii spektakli, czy pas de deux. Bez Balanchine’a z kolei nie byłoby Kyliána. W każdej dziedzinie sztuki osobowość ma kolosalne znaczenie.
-
A narodowość? Kultura narodowa?
-
Myślę, że nie, gdyż balet cechuje internacjonalizm. Taniec – najstarsza ze sztuk – jest czytelny dla każdego człowieka bez względu na kulturę, z jakiej się on wywodzi. Jednakże nie ulega wątpliwości, że na kształt baletu, tańca, myślenia o nim wpływa środowisko, kultura, w jakiej się tancerz, choreograf wychowuje. Weźmy Eifmana, w którego choreografiach odnajdujemy echa XIX-wiecznych baletów rosyjskich i Ecka – chłodnego Szweda, czy np. Kyliána – czeskiego emigranta, którego słowiańszczyzna kipi emocjami. Choreograf czasem idzie za modą, poddaje się jej, czasem szuka własnego języka, ale zawsze w jego realizacjach wyjdzie to, co jest prawdą o jego kulturze.
-
Mówimy o zmianach w choreografii, ale chyba największe dotyczą zespołów. Z tych dużych ostało się niewiele, tylko nieliczne metropolie stać na ich utrzymywanie. Dzisiejsze kompanie to grupy małe, kilkuosobowe. Czy to skutek braku pieniędzy, czy współczesnego repertuaru?
-
Są tego różne przyczyny. Rzeczywiście trudności finansowe są chyba najważniejsze, niemniej redukcje w zespołach nie dotykają wszystkich. Np. zespół stuttgarcki liczy 80 osób, równie duże są zespoły w Hamburgu i Berlinie, Opery Paryskiej, balet duński, szwedzki, angielski.
Tworzenie mniejszych grup wynika często z poszukiwań w tej dziedzinie sztuki. Jest zdecydowanie łatwiej pracować w małych zespołach, niż w dużych, zwłaszcza połączonych z operą. Praktycznie zespół baletowy w operze jest ciągle zaangażowany w przedstawienia operowe, a to prawie wyklucza przygotowywanie własnego repertuaru. Ponadto małe grupy zakładają tancerze, którzy kończą karierę, a chcą jeszcze tańczyć. Taki autorski zespół jest marzeniem każdego choreografa, gdyż może on decydować o wszystkim sam i na wszystko ma czas – jego zespół nie ma przymusu codziennego występowania w teatrze operowym.
-
Do tańca jednak wkroczył sport, akrobacje, technika, wynalazki. I to chyba też jest przyczyną zmian w sztuce baletowej?
-
Oczywiście. Tempo życia, fascynacja nowymi technologiami – to są czynniki, które mocno wpływają na teatr, sztukę. Tego oczekuje młoda, czyli przyszła widownia, ona będzie przekazywać tradycje teatru następnemu pokoleniu. I zdobycie jej jest niezwykle ważne.
-
Tancerze i choreografowie podlizują się więc młodzieży? Niektórzy reżyserzy buntują się przeciw takiej zależności. Ostatnio Jerzy Grzegorzewski stwierdził, że dość epatowania młodzieży, że teatr, jaki tworzy będzie dbać o widza dojrzałego.
-
Są tacy, którzy się jednak podlizują. Nie można ignorować nowego pokolenia twórców, którzy wkraczają do zawodu, którzy zostali wychowani w innych warunkach cywilizacyjnych. Oni inaczej myślą niż my. Młode pokolenie tworzy dzieła niekiedy obrazoburcze, nie oglądając się na tradycje i robi słusznie. To my mamy ciągle wątpliwości, czy aby robimy dobrze. Oni – nie. Ja nigdy nie ośmieliłbym się mieszać technik, konwencji, a okazuje się, że skutek tego może być niezwykle interesujący. To jest sprawa wykształcenia i wychowania. Conrad Drzewiecki powtarzał mi zawsze, że technik nie należy mieszać, że należy zachować „czystość gatunkową”. Dziś tę zasadę się łamie, bo twórca nie może zatrzymać się w poszukiwaniach.
-
Czy dzisiejszy tancerz i choreograf miałby zatem o czym rozmawiać z kolegami „po fachu” żyjącymi w początkach tego wieku?
-
Rozmawiać zawsze byłoby o czym, jeśli tylko znaleźlibyśmy wspólny język. Tak jak w sporcie zostają co chwile przekroczone granice zdawałoby się nieosiągalne, tak jest i w balecie. Zostały przekroczone dotychczasowe możliwości tancerzy, zmieniła się jakość tańca, także kanon urody baletowej. Tańcząca Ułanowa i Marcia Haydée to zupełnie inaczej wyglądające artystki. To samo z mężczyznami. Bardzo zmieniła się technika tańca. Tak, jak teraz tańczą młodzi ludzie – z taką precyzją, siłą –nigdy nie tańczono.
Również szkolenie tancerzy uległo zasadniczej zmianie, co wyraźnie widać na przykładzie naszych szkół baletowych, w których od lat 50. obowiązywał taniec siłowy, a jego konsekwencją był przerost mięśni ciała. Dziś odchodzimy od tego rosyjskiego modelu, bo wymuszają to chociażby zmiany w choreografii. Oczywiście, baza tańca klasycznego – lekcja tańca klasycznego, codzienny trening – być musi. Bo ci, którzy tańczą modern dance też muszą mieć przygotowanie klasyczne – najlepszym przykładem jest tu Barysznikow. Przed wyjazdem z Rosji nie znał technik Marthy Graham, Cunninghama, czy innych współczesnych choreografów, ale potem tańczył w choreografiach Twyli Tharp jak nikt na świecie. Bo jest świetnie wyszkolonym tancerzem klasycznym. Jeśli ciało jest wszechstronnie przygotowane, to technika tańca współczesnego jest łatwa. Oczywiście najlepiej, jeśli tancerz zna wszystkie techniki, bo wówczas w każdym repertuarze porusza się swobodnie.
Jedno się natomiast nie zmieniło: potrzeba indywidualności. Jeśli ktoś ma osobowość, esprit, wychodzi na scenę po to, aby coś przekazać – zawsze będzie artystą, niezależnie od mód, konwencji i zawsze będzie wywoływać poruszenie u widzów.
- Czy balet klasyczny dzisiaj ma jeszcze sens?
- Oczywiście, że tak, skoro publiczność ciągle chce taki balet oglądać. „Jezioro łabędzie” ma ciągle nadkomplety! U polskiej publiczności zresztą balet klasyczny ma dużo większe wzięcie niż współczesny – i nie wiem, z czego to wynika. Może z braku nawyku chodzenia do teatru, z preferowania łatwiejszej rozrywki - oglądania telewizji?
Dziękuję za rozmowę.
22.02.2000
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2110
Wyjątkową ekspozycję sztuki kinetycznej „InMotion”, przygotowaną przez Akademię Sztuk Pięknych im. E. Gepperta we Wrocławiu, Fundację Fuzjon oraz Centrum Wiedzy i Informacji Naukowo-Technicznej Politechniki Wrocławskiej można oglądać do 13 maja.br. w budynku Bibliotech PWr. Można na niej zobaczyć instalacje kilkunastu artystów z Polski i zagranicy.
Sztuka kinetyczna to kierunek w sztuce współczesnej koncentrujący się na zagadnieniu ruchu (rzeczywistym lub pozornym), obejmujący wiele nakładających się technik i stylów. Celem wystawy jest przedstawienie roli sztuki kinetycznej jako cennego środka do wzbogacania rzeczywistości.
Kuratorka wystawy Renata Bonter-Jędrzejewska (ASP) mówi o eksponatach, że są one osobistymi interpretacjami ruchu w przestrzeni wizualnej. Wystawa jest także próbą konfrontacji postaw twórczych, niekiedy dziwacznych i zaskakujących w swojej naturze, często określanych w oparciu o istotę rzeczy ważnych w sztuce, nauce, technologii.
Natomiast dr inż. Damian Derlukiewicz, organizator wystawy z ramienia CWINT Politechniki Wrocławskiej, podkreśla, że „InMotion” to połączenie sztuki i inżynierii: artystyczne dzieła w połączeniu z mechaniką, kinetyką sprawiają, że sztuka ożywa i zachęca do rejestracji i wyobraźni.
Według Kamila Kuskowskiego, drugiego z kuratorów wystawy, wspólną cechą prezentowanych prac jest ruch, który w swoim następstwie powoduje zmianę tego, co widziane, ale również słyszane. - Tego rodzaju prace w sposób szczególny definiują przestrzeń odbioru sztuki poprzez swój uwodzicielski charakter. To uwodzenie związane jest z futurystycznym pojęciem „piękna maszyny”, które polega na celowej próbie dekoncentracji odbiorcy w celu skoncentrowania jego uwagi na tym, co stanowi istotę tego piękna.
Więcej o wydarzeniu na:
https://www.facebook.com/Fundacja-Fuzjon-1507233219592907/?fref=ts.
oraz
http://www.portal.pwr.wroc.pl/3138227,241.dhtml