Naukowa agora
Naukowa agora
Ocena? Ale jaka?
- Autor: Marek Mrówczyński, Danuta Sosnowska
- Odsłon: 3105
Uwagi do Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w sprawie kryteriów przyznawania i rozliczania środków finansowych na działalność statutową.
Projekt rozporządzenia przewiduje, że jednym z podstawowych kryteriów oceny wniosków na finansowanie działalności statutowej jednostek naukowych i ustalenia wysokości kwoty dotacji na podstawową działalność statutową jest ocena jednostki naukowej, wyrażona za pomocą kategorii w skali od 1 do 5. Jednak analiza zapisów projektu rozporządzenia budzi bardzo poważny niepokój, ponieważ minister pozostawia sobie do późniejszego uzgodnienia z Radą Nauki kilka kluczowych dla końcowych wyników oceny punktów. Dotyczy to przede wszystkim określenia i ustalenia jednostek jednorodnych, wag oraz klasyfikacji czasopism. Należy tu wyjaśnić, że pod pojęciem waga kryją się wskaźniki, które są podstawą do przeliczenia dorobku jednostki.
Karty Oceny Jednostek Naukowych (załącznik nr 2) dotyczą różnych dyscyplin, jak: nauki humanistyczne i społeczne, nauki ścisłe, nauki przyrodnicze i medyczne oraz nauki techniczne. Wskutek tego - karty te istotnie się różnią. W związku z tym bardzo ważne jest odpowiednio wcześnie (przed przystąpieniem do oceny parametrycznej) poinformowanie jednostek w jakiej dyscyplinie się znajdują i przez jaki zespół roboczy Komisji Badań będą oceniane.
Szczegółowej analizy wymaga lista – ranking czasopism. Powinna ona być opracowana przez odpowiednich specjalistów, oddzielnie dla każdej dyscypliny naukowej. Duża grupa czasopism w poprzedniej ocenie uzyskiwała punkty przypisywane w zależności od kategorii jednostki wydającej, co nie powinno się zdarzać. Punkty przypisane danemu czasopismu powinny zależeć od tego, czy jest ono recenzowane, jaki ma zasięg i w jakim języku jest wydawane itd.
Jak już wcześniej pisaliśmy, Karty Oceny Jednostki Naukowej dla poszczególnych dyscyplin różnią się istotnie. Zmianie uległy również punktacje w poszczególnych punktach Kart. Przy ocenie wyników działalności naukowej jednostki punktacji podlegają tylko uprawnienia do nadawania stopni doktora i doktora habilitowanego. Uważamy, że w punktacji powinna być również uwzględniana liczba uzyskanych stopni i tytułów naukowych. Większość instytutów branżowych ma uprawnienia tylko w jednej dyscyplinie co daje im nierówne szanse w porównaniu z uczelniami, które takich uprawnień mają więcej.
Innym spornym punktem Karty Oceny jest ocena akredytacji, która punktuje tylko akredytację laboratorium badawczego uzyskanym w Polskim Centrum Akredytacji. Uważamy, że ocena powinna również uwzględniać uzyskane przez jednostkę uprawnienia Dobrej Praktyki Laboratoryjnej i Dobrej Praktyki Eksperymentalnej.
Ponownie niejasne jest znaczenie liczby „N”, czyli liczby osób zatrudnionych w jednostce przy prowadzeniu badań naukowych lub prac rozwojowych. Czy wielkość tej liczby ustala dyrektor jednostki czy Ośrodek Przetwarzania Informacji (OPI) na podstawie sprawozdań Głównego Urzędu Statystycznego (GUS). W ocenionych jednostkach oprócz pracowników naukowych pracuje zespół pracowników inżynieryjno-technicznych oraz obsługi, którzy nie mają obowiązku publikowania prac, a którzy pośrednio uczestniczą w prowadzeniu badań naukowych. Czy zaliczyć tych pracowników do zatrudnionych w pracach badawczo-rozwojowych (B+R)?
Instytut Ochrony Roślin uważa, że MNiSW powinno wyjść z wyraźną inicjatywą i przyjąć, że liczba „N” dotyczy pracowników zatrudnionych na stanowiskach naukowych i również, że przyjęty do oceny dorobek będzie uwzględniał tylko nazwiska tej grupy pracowników.
Również dokładnego wyjaśnienia wymagają niektóre pojęcia używane w kartach oceny jednostki naukowej, jak: „język podstawowy i nie podstawowy” dla danej dyscypliny.
Marek Mrówczyński, Danuta Sosnowska
Mierzenie umysłów
- Autor: Andrzej Holicki
- Odsłon: 3585
Z dr. Markiem Graczyńskim oraz Tomaszem Właszczukiem, twórcami systemu rankingu naukowców, rozmawia Andrzej Holicki
|
Mniej podejrzliwości, więcej zaufania
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3195
Z prof. Leszkiem Rafalskim, przewodniczącym Rady Głównej Jednostek Badawczo - Rozwojowych rozmawia Anna Leszkowska
Co zmienia nowelizacja ustawy o jbr-ach? Co przynosi korzystnego dla jbr-ów, a czego nie załatwia?
Pozytywów jest mało - może tylko ten, że instytuty będą mogły uzyskać status Państwowego Instytutu Badawczego nie realizując programów wieloletnich. Oznacza to, że ministrowie nadzorujący jbr-y będą mogli wnioskować o taki status resortowego instytutu, jeśli będzie on miał nawet program jednoroczny.
Ale w dopiero co podpisanej ustawie o organizacji i finansowaniu nauki nie ma nic o PIB-ach, są tylko PIN-y (Państwowe Instytuty Naukowe). Czy to oznacza, że w sferze jbr-ów będą PIB-y, a w pozostałych dwóch pionach PIN-y?
Tak, ustawa na to pozwala. Każdy minister, który nadzoruje jakiś instytut - o ile uzna, iż jest on mu potrzebny do pewnych służb publicznych i ma pieniądze na pewne badania - np. meteorologia, transport, etc. może ten instytut przekształcić w PIB i dofinansować jego działalność. I jest to jedyny pozytyw tej noweli.
Co do negatywów: jak się popatrzy na kolejną nowelizację - a było ich już pięć - to jest to kolejne pogorszenie stanu prawnego całej ustawy. Co przykre, przez te parę lat walki RG JBR o rozwiązanie narastających problemów w obszarze działalności placówek resortowych, w Senacie, końcowej fazie procedowania nad nowelą ustawy, wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja na temat naszej roli w gospodarce i nauce. I to zarówno w komisji, którą prowadzi prof. Kazimierz Wiatr, jak i na posiedzeniu plenarnym Senatu, gdzie dyskusja przebiegała w duchu wzmocnienia nas. W Sejmie, mimo, że próbowano doprowadzić do debaty nad rolą naszego pionu, skończyło się to fiaskiem. A w Senacie np. zaczęto zastanawiać się nad rolą rady naukowej w instytutach resortowych, czy niespójnością zatrudnienia w trzech pionach, co wynika chociażby z Europejskiej Karty Naukowca. Już choćby te sprawy pokazują słabość tej nowelizacji.
Nie są także jasno określone skutki wyłączenia jbr-ów z sektora finansów publicznych zaproponowane w projekcie nowej ustawy o finansach publicznych. Nie podjęto z nami rozmów w tej sprawie. Podobno jeżeli Sejm postanowił, że jbr-y mogą upadać, to automatycznie nie możemy działać w sektorze finansów publicznych, gdzie upadać nie można. Jest to sposób na pozbywanie się jbr-ow przez państwo. Choć z drugiej strony, może to lepsze, niż niekończące się procesy likwidacji jednostek. Ponadto Eurostat dąży do tego, żeby w sektorze finansów publicznych nie było jednostek, które mają mały udział w budżecie państwa. A udział jbr-ów jest tylko rzędu 20-30%, resztę dochodów czerpią one z rynku. Zleciliśmy ekspertyzę w sprawie skutków wyłączenia naszego pionu z sektora finansów publicznych.
Jakie zatem następne działania podejmie Rada Główna?
Postanowiliśmy zrobić założenia do nowej ustawy o instytutach badawczych. Chcemy doprowadzić do powstania projektu ustawy, aby takim instytutom, które pełnią funkcje służb publicznych i prowadzą badania naukowe dać bardziej trwałe podstawy działania na 5-10 lat.
Największym problemem jbr-ów jest chyba niezdefiniowane precyzyjnie usytuowanie prawne i rzeczywiste jbr-ów; z jednej strony podlegają kierownictwom resortów, a z drugiej - finansowane są przez ministerstwo nauki. Czy Rada myśli o uproszczeniu tych zależności? Czy w planowanej ustawie sprawy te byłyby uporządkowane?
Musimy to zrobić. Jeśli przyjąć, że wiele jbr-ów prowadzi dwa rodzaje działalności: tę, o charakterze służb publicznych, która jest potrzebna ministrom nadzorującym i część naukową, to jest ważne, aby stworzyć wyraźny sposób finansowania badań dotyczących służb publicznych. Rada będzie zabiegać o to, aby ministrowie posiadali pewne środki na swoje badania i aby mogli decydować, na co je przeznaczą. Chodzi tu głównie o bezpieczeństwo ludzi, żywności, środowiska, transportu, budowli - bo to są zakresy odpowiedzialności ministrów resortowych, nie ministra nauki. I to musimy zaproponować w założeniach do naszej ustawy, bo ustawa o finansowaniu nauki dotyczy tylko badań naukowych, w których my, oczywiście, chcemy uczestniczyć i będziemy występować o ich sfinansowanie z budżetu nauki.
Mówiło się, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju nie będzie zainteresowane współpracą z jbr-ami, zwłaszcza z placówkami mającymi III kategorię.
Teraz już jest inaczej. Po ostatnich dyskusjach w Sejmie wszystkie jednostki będą mogły się ubiegać o uczestniczenie w projektach NCBR, jeśli minister uzna to za stosowne. Obecnie będziemy wnioskowali o obecność swoich przedstawicieli w radzie Centrum, mamy już kandydatów i sądzimy, że oni będą dbali o sprawy udziału jbr-ów w dużych programach badawczych, aby te ośrodki, które mają wartościowe zespoły naukowe mogły uczestniczyć w projektach finansowanych przez NCBR.
Czy działania ministra gospodarki - nadzorującego większość jbr-ów - są, zdaniem RG, zgodne z oczekiwaniami jbr-ów?
To trudno ocenić, gdyż presja na konsolidację jbr-ów trwa od wielu lat. Kila lat temu zaakceptowaliśmy bardzo dobrą koncepcję przekształceń w tej autorstwa zespołu prof. Eugeniusza Budnego, która jednak nie weszła w życie. Rok temu zaakceptowaliśmy pomysł na konsolidację jbr-ów, ale wyczuwam, że w ministerstwie ta chęć scalania wynika nie z potrzeby budowy programów rozwoju i ośrodków do nich, ale jest konsolidacją tylko w celu zmniejszenia liczebności placówek badawczych. My bowiem ciągle nie mamy nakreślonych zadań, jakie rząd by chciał realizować m.in. naszymi siłami. Jbr-y muszą się konsolidować, skoro właściciel - czyli państwo - tego chce. Staramy się to tak robić, aby było logicznie i bez większych problemów, ale cały czas jest to odwracanie kota ogonem; najpierw przygotowanie do realizacji, a potem - stawianie celu.
A jakie jest stanowisko ministerstwa nauki? czy zabiera głos w sprawie reorganizacji tej sfery, czy zachowuje postawę obojętną?
Stanowisko to zmienia się, obserwowaliśmy początkowo niechęć do naszego środowiska, wyrażano opinie, że nic nie robimy, aż po pogląd, że jesteśmy potrzebni i musimy sobie znaleźć miejsce w gospodarce. Natomiast my nie zgadzamy się z opinią ministerstwa nauki, że w Polsce powinny być tylko PIN-y. Trudno przypuścić, aby w takim kraju jak Polska rację bytu miały tylko wielkie, liczące parę tysięcy pracowników, instytuty - chyba, że będziemy prowadzić równie wielkie programy badawcze, np. badań kosmicznych powiązany z misjami. Bo takie instytuty bez równie wielkich programów i dobrego finansowania są niesterowalne. Instytut to nie jest fabryka.
Uważamy, że w Polsce jest miejsce dla mniejszych instytutów, resortowych, niekoniecznie nazywanych jbr-ami, bo od tej nazwy chcemy odejść. Te instytuty badawcze, liczące od 100 do 300 zatrudnionych, są dobrze sterowane i dobrze funkcjonują na rzecz ministrów. I do tego rozwiązania chcemy przekonać również ministra nauki.
Czy reorganizacja jbrów zaplanowana przez ministerstwo gospodarki skończy się w tym roku?
Sądzę, że dopiero pod koniec 2008 r., bo tych spraw nie da się szybko zrobić - są nieuporządkowane stosunki własnościowe jbr-ów, problemy pracownicze, szczegóły prawnego łączenia. Po zakończeniu tej operacji w Polsce będzie prawdopodobnie 80-90 instytutów, łącznie z resortem gospodarki, gdzie pewnie zostanie 40-45 placówek.
Załozył pan sobie jakieś cele, kiedy zwyciężył pan w wyborach na przewodniczącego RGJBR?
To przejście - z wiceprzewodniczącego na przewodniczącego - było płynne, nie wiązało się z jakościową zmianą w pracy. Od wielu lat już obserwowałem wszystkie zmiany z bliska, widząc nasze dobre i słabe strony, byłem tego uczestnikiem. To, na czym mi zależy, to przekonanie nie tylko członków rady, ale i dyrektorów jednostek do konieczności wspólnego kreowania projektów i przygotowania do nich. Na razie uzyskałem zgodę instytutów na to, aby stworzyć mechanizm takiego działania. Według mnie, dałoby to nam argument, że jbr-y to nie tylko rozdrobnione branżowo instytuty badawcze, ale placówki umiejące współpracować, konsolidować się, tworzyć konsorcja i razem startować do wspólnego projektu badawczego.
Drugą ważną sprawą jest stworzenie dobrych podstaw funkcjonowania jbr-ów - temu ma służyć przygotowywane przez nas założenia ustawy o instytutach badawczych. Chcemy zbudować trwale podstawy ich funkcjonowania i powrócić do pewnych elementów demokracji w instytutach. Aby nie było tak, jak teraz, gdzie mamy przewagę kontroli nad naszą działalnością, ale żebyśmy mieli pewien obszar swobody działania, aby szefowie instytutów mieli swobodę podejmowania decyzji. Nie chodzi o nierozliczanie nas z zadań i kosztów, ale rozliczanie raz na jakiś czas, a nie podejrzliwe patrzenie w każdej chwili na ręce i kwestionowanie każdej decyzji. Ważne jest, żeby to co robimy, było akceptowane przez rząd, ale i by nam przynosiło korzyści i satysfakcję.
Dziękuję za rozmowę.
Skok na fundację?
- Autor: Anna Mazerant
- Odsłon: 3036
Prof. Maciej Żylicz - Obecnie przygotowywana ustawa, jeśli wejdzie w życie, będzie bardziej restrykcyjna niż prawo dotyczące fundacji z czasów stanu wojennego.
Z prof. Maciejem Żyliczem, prezesem Fundacji na rzecz Nauki Polskiej rozmawia Anna Mazerant
Panie prezesie, czy fundacji grozi likwidacja?
Mam nadzieję, że nie, chociaż rządowy projekt ustawy o fundacjach jest dużym zagrożeniem - zarówno dla nas, jak i dla innych fundacji. Charakter tych zagrożeń jest różny i odnosi się do różnych typów organizacji. W naszym przypadku kluczowy jest art. 31 projektu, w którym jest mowa o tym, że władze fundacji mają 9 miesięcy na to, żeby dostosować statut fundacji tak, aby minister skarbu państwa mógł ingerować w wybór zarządu, rady oraz w określenie celów fundacji. Oznacza to, że cele FNP, zdefiniowane 17 lat temu, w momencie jej tworzenia – czyli wspieranie najlepszych naukowców, teraz mogą zostać zmienione. I np. minister skarbu, którego zdania na temat nauki nie znam, bo nigdy się chyba na ten temat nie wypowiadał, może stwierdzić, że celem działania Fundacji będzie elektryfikacja wsi, czy jeszcze coś innego, nie mającego związku z obecną działalnością Fundacji. I to jest rzeczywiste zagrożenie. Moim zdaniem, przynajmniej w kilku aspektach, projekt ten nie jest zgodny z Konstytucją RP z 1997 r. Zwróciło na to uwagę nawet Rządowe Centrum Legislacji.
Projekt tej ustawy jest jednak pochodną zamierzeń rządu, dotyczących reformy finansów publicznych: budżetu zadaniowego, likwidacji funduszy celowych i zgromadzenia wszystkich środków w budżecie centralnym.
Nie łączyłbym tych reform ze sobą, ponieważ fundacje, nawet te zakładane przy udziale Skarbu Państwa, nie działają na zasadach funduszy celowych. Nawet w momencie przekazania środków na kapitał założycielski takich fundacji, nie działo się to na zasadzie funduszy celowych w rozumieniu prawa finansów publicznych, lecz na zasadzie przekazania środków w drodze jednorazowej decyzji nowo powstającym i niezależnym osobom prawnym. Mówię to również dlatego, by sprostować błędną informację, która ukazała się jako uzupełnienie artykułu prof. Leszka Kuźnickiego „Polityka naukowa w opałach” opublikowanego w kwietniowo-majowym numerze Spraw Nauki. Wracając zaś do sprawy zmian w prawie fundacyjnym, to rząd w uzasadnieniu do projektu deklaruje, że celem jest wprowadzenie kontroli nad fundacjami. Rzecz w tym, że one już podlegają kontroli. A jeżeli zdarzają się takie, które w jakiś sposób sprzeniewierzają się swoim celom statutowym, swojemu środowisku, to w pierwszym rzędzie minister właściwy w trybie nadzoru może wezwać taką fundację i jej organy do zmiany postępowania, a ostatecznie sąd może zadecydować nawet o jej likwidacji. Każda fundacja ma swojego ustawowego „opiekuna” - właściwego ministra, któremu przekazuje sprawozdania ze swojej działalności. W naszym przypadku jest to Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Zatem jeżeli organ nadzorujący jest przekonany, że gdzieś zostało przekroczone prawo, to może zastosować odpowiednie procedury prawne. Tak więc w świetle już istniejących narzędzi kontrolnych, proponowana przez rząd zmiana prawa prowadząca do ograniczenia w sposób systemowy niezależności tzw. trzeciego sektora, nie ma uzasadnienia. Nie wiem, jakie w tej sytuacji prawnej są rzeczywiste intencje rządu. Jestem całkowicie za tym, aby każda fundacja, w tym nasza, była skrupulatnie kontrolowana. W naszym przypadku kontrola odbywa się w kilku etapach: sporządzamy roczne sprawozdania dla ministra nauki i szkolnictwa wyższego, do których dołączamy wszystkie podjęte przez zarząd fundacji w danym roku uchwały. Jeżeli któraś z uchwał budzi wątpliwości co do jej zgodności z prawem, wówczas minister może ją zaskarżyć do sądu. Roczne sprawozdania finansowe FNP są badane przez zewnętrzne, cieszące się renomą, firmy audytorskie. Jako organizacja pożytku publicznego podlegamy też kontroli ministerstwa pracy i spraw socjalnych, któremu też składamy sprawozdania. Sprawozdania z działalności statutowej wraz ze sprawozdaniem finansowym publikujemy także corocznie w formie Raportu Rocznego, udostępnianego publicznie, m.in. na naszej stronie internetowej. Wynika to nie tylko z obowiązków prawnych, ale również i przede wszystkim z przekonania władz FNP o potrzebie całkowitej transparentności działań fundacji. Uważam, że kontrola jest potrzebna, ale ta ustawa nie idzie w tę stronę, ale w kierunku przejęcia władzy nad fundacją.
Udowadnia pan, że fundacja nie jest wielbłądem. Czy w tym projekcie zakłada się utratę osobowości prawnej?
Nie i nie na tym polegają zagrożenia prawne wynikające z projektu. O utracie osobowości prawnej Fundacji mógłby zadecydować jedynie sąd. Po wejściu w życie propozycji rządu minister skarbu mógłby dowolnie odwoływać i powoływać członków zarządu i rady fundacji, co mogłoby skutkować wprowadzaniem do tych ciał np. polityków (jak to zdarzyło się już w początku lat 90.), zbliżyłoby to niebezpiecznie niezależną fundację do statusu spółek skarbu państwa, w których walka o prawo zasiadania w ich organach jest elementem gry politycznej. Co więcej, minister skarbu państwa zyska możliwość zredefiniowana celów, dla których fundacja powstała. Fundacja na rzecz Nauki Polskiej od momentu swego powstania działa, podobnie jak wszystkie fundacje w Polsce, na podstawie ustawy z 1984 r, a więc z końca stanu wojennego. Obecnie przygotowywana ustawa, jeśli wejdzie w życie, będzie bardziej restrykcyjna niż prawo dotyczące fundacji z czasów stanu wojennego. A ja miałem nadzieję, że w wolnej Polsce będziemy budować społeczeństwo obywatelskie…
Projekt tej ustawy jest analogiczny do przygotowanych rozwiązań w obszarze ochrony środowiska, gdzie doktrynalnie niszczy się dobrze działające mechanizmy finansowania i cofa w rozwiązaniach prawnych o kilkanaście lat. Czy ministerstwo nauki ma jakieś stanowisko w tej sprawie? Czy występuje w obronie Fundacji?
Trzeba przyznać, że ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego wielokrotnie występowało w obronie Fundacji, także na posiedzeniu rządu 29 maja 2007 r., na którym projekt był zatwierdzany - gdzie wyraziło swoją krytykę wobec projektu, podobnie zresztą jak ministerstwo rolnictwa. Mimo to, rząd przegłosował projekt ustawy.
A jakie są argumenty rządu, aby fundacje działały według nowych reguł?
Nie umiem powiedzieć, gdyż uzasadnienie tej ustawy jest nader skromne, wręcz lakoniczne, a innych oficjalnych argumentów w tej sprawie nie ma. Nie wiadomo, kto i ile traci na nowym rozwiązaniu, ile i kto zyskuje. Widać tylko tendencję zwiększania wpływu państwa na bieżąca działalność organizacji, których podstawą istnienia była dotychczas niezależność.
Podobno w obronie Fundacji odezwała się grupa posłów?
Sa to głównie senatorowie, sprawę referowaliśmy już kilka miesięcy temu marszałkowi Borusewiczowi, który jest odpowiedzialny w Senacie za kontakty z organizacjami pozarządowymi. W wyniku dyskusji, w której uczestniczyli przedstawiciele środowisk pozarządowych, powstał alternatywny poselski projekt ustawy. W projekcie tym jest mowa o „uszczelnieniu” systemu sprawozdawczości fundacji, co miałby służyć bezpośrednio zwiększeniu ich transparentności. Trzeba pamiętać, że ustawa z 1984 r. była już wielokrotnie zmienia tak, by dostosować ją do zmieniającej się rzeczywistości. Poselski projekt doprecyzowuje również zagadnienia związane z likwidacją fundacji oraz z dalszym dysponowaniem ich środkami (jeżeli takie pozostaną). Intencją jest, aby zmobilizować fundatorów już na etapie tworzenia fundacji, by przewidzieli ewentualność ich likwidacji oraz wskazali cel (cele), na które mają zostać przekazane środki pozostałe po likwidacji fundacji.
Jak rozkłada się w czasie wejście w życie nowych przepisów, jeśli zostaną uchwalone?
Projekt rządowy został przesłany do Sejmu, podobnie drugi projekt (poselski). Obydwa czekają na pierwsze czytanie i skierowanie pod obrady właściwych komisji. Sądzę, ze po wakacjach projekty będą rozpatrywane i dyskutowane, po czym Marszałek ustali, który z nich wejdzie pierwszy pod głosowanie. Mamy jednak nadzieję, że z uwagi na znaczenie tych obydwu projektów dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Polsce odbędzie się w sprawie tych projektów w Sejmie wysłuchanie publiczne. Fundacja na rzecz Nauki Polskiej zgłosiła już swoje zainteresowanie udziałem w takim wysłuchaniu.
Jeżeli przejdzie projekt rządowy ustawy, co będzie miał pan do powiedzenia ewentualnym darczyńcom? Przecież w takiej sytuacji ten, kto chce obdarować fundację jakimiś dobrami, nie będzie miał żadnej pewności, na co one zostaną wykorzystane.
Wejście w życie rządowego projektu oznacza diametralną zmianę sytuacji i statusu FNP. Fundacja uzyskała swoją samodzielność i pozycję m.in. dzięki niezależności od polityki. Wiele już było na nią zamachów o podłożu politycznym, ale poza początkowymi latami jej istnienia, nigdy później w jej władzach nie zasiadali czynni politycy. Argumentem za jej apolitycznością jest także kapitał założycielski FNP - te 950 mln (starych) złotych ze zlikwidowanego Funduszu Rozwoju Nauki i Techniki nie były pieniędzmi budżetowymi, gdyż fundusz miał osobowość prawną, nie był funduszem budżetowym, ale celowym, przeznaczonym właśnie na finansowanie nauki i techniki. Zatem pieniądze te - publiczne, ale nie budżetowe - były „znaczone”. Fundacja , zgodnie z ustawą, miała za zadanie przejąć funkcje tego funduszu. Na podobnych zasadach w tym samym czasie została utworzona Fundacja Kultury. Jedynymi pieniędzmi budżetowymi, które FNP otrzymała od Skarbu Państwa, były 52 mln zł uzyskane z wpływów z prywatyzacji jednosobowych spółek Skarbu Państwa. Odbyło się to na podstawie ówcześnie obowiązującej ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych. W 2004 r. Sejm zmienił tę ustawę i w wyniku tej decyzji Fundacja straciła prawo do otrzymania na cele związane z nauką 2% z prywatyzacji każdej jednoosobowych spółek SP. Choć ta zmiana prawa nie była dla Fundacji korzystna, przyjęliśmy ją do wiadomości. Niemniej jednak, jeszcze przed wejściem w życie tych zmian, nastąpiła prywatyzacja części PKO BP, z której - zgodnie z prawem - FNP należą się środki, których przekazanie zablokowało Ministerstwo Skarbu Państwa. Dlatego też od kilku lat podejmujemy wszelkie przewidziane prawem działania zmierzające do ich odzyskania. Z pieniędzy uzyskanych z prywatyzacji fundacja finansuje stypendia dla młodych naukowców w programie "Start", przyznając corocznie ok. 120 takich stypendiów. Środki, które otrzymaliśmy z prywatyzacji są wydzielone jako odrębny fundusz i lokowane wyłącznie w bezpieczne instrumenty finansowe.
Co parę lat, podczas zakusów na pieniądze FNP kolejnych rządów, używa się argumentu o budżetowym pochodzeniu tych pieniędzy, włącza się do tych nacisków także NIK, aby stwierdzała, że działalność Fundacji powiela działalność ministerstwa i wobec tego może by ją zlikwidować. Czy nie obawia się pan, że tym razem przyszłość FNP jest zagrożona, że przy powrocie do centralizacji Fundacja zostanie wchłonięta przez ministerstwo nauki lub jego agendy?
Sądzę, że nie. MNiSW docenia odrębność działania FNP i choć nasze cele są zbieżne, to formy działania - zupełnie inne. My pomagamy bezpośrednio naukowcom, podczas gdy ministerstwo musi zajmować się budową i utrzymaniem infrastruktury, pomagać naukowcom w sposób pośredni, poprzez granty. My pomagamy im w sposób bezpośredni i są to działania komplementarne, nie konkurujemy ze sobą. W systemie anglosaskim takich fundacji są dziesiątki w każdym kraju, w Polsce przydałaby się niezależna od rządu instytucja wzorowana na Research Council, który rozdzielałby gros pieniędzy, jakie w tej chwili rozdziela ministerstwo w postaci grantów.
Temu mają teraz podobno służyć dwie tworzone agencje...
Tak, ale ważne jest, jak one zostaną usytuowane w stosunku do ministerstwa, a jakie ono będzie, tego jeszcze nie wiemy. Agencje takie winny mieć charakter pozarządowy, tak jak to jest np. z DFG w Niemczech.. Winniśmy rozróżniać i jasno sobie powiedzieć, że to, co jest społeczne niekoniecznie musi być rządowe. To są nasze wspólne pieniądze, z podatków nas wszystkich.
Wkraczamy w sferę ideologii. Ten rząd uważa, że skoro społeczne, to automatycznie i rządowe.
Chciałbym, aby w naszym kraju istniał system z jednej strony zapewniający konkurencję o środki na badania, a z drugiej - wolność badań. Bez tego nie będziemy mieli prawdziwej nauki.
Dziękuję za rozmowę.
Polityka destrukcji
- Autor: Leszek Kuźnicki
- Odsłon: 3130
Splot ostatnich wydarzeń, ale przede wszystkim zapowiedź premiera Jarosława Kaczyńskiego radykalnej reformy Polskiej Akademii Nauk, w rzeczywistości likwidacji jej dotychczasowej struktury i funkcji, skłonił mnie do zabrania głosu.
Mimo, że w Polsce prawie każdy inteligent wie o istnieniu PAN, bardzo niewielu może powiedzieć o niej coś konkretnego. Należy ją więc przede wszystkim przedstawić. Polska Akademia Nauk została ustanowiona w 1952 roku. Zgodnie z artykułem 1 ustawy z dnia 25 kwietnia 1997 roku: „Polska Akademia Nauk zwana dalej „Akademią” jest państwową instytucją naukową. Działa poprzez wyłonioną w drodze wyborów korporację uczonych oraz placówki naukowe”. Aktualnie korporacja liczy 318 członków krajowych oraz skupia 78 placówek badawczych.
Większość placówek PAN charakteryzuje wysoki poziom badań i duża wydajność, czego dowodem jest ich czołowa pozycja w ogólnopolskim rankingu. Wśród indeksowanych międzynarodowo prac drukowanych przez Polaków około 20% jest dorobkiem pracowników PAN, którzy stanowią niewiele ponad 5% całej populacji uczonych w Polsce. Ze sprawozdania Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułu Naukowego wynika, że odrzucono 3% przewodów habilitacyjnych prowadzonych w PAN, podczas gdy około 10% pochodzących z uczelni i jednostek badawczo-rozwojowych. Fakty te nasuwają pytanie: o co tu chodzi? Czy PAN ma być ukarana za prymusostwo naukowe? Czy lepiej jest kształcić gorzej niż lepiej? Odpowiedź na te pytania jest złożona.
Bagaż niewłaściwego pochodzenia
W swej ponad półwiekowej historii, PAN była wielokrotnie krytykowana i surowo oceniana politycznie. Najcięższe zarzuty były zdumiewająco różne. W raporcie Departamentu III MSW przygotowanym dla Biura Politycznego KC PZPR w 1984 roku między innymi stwierdzono: „... środowisko PAN jest w istocie bardzo liczącym się zapleczem teoretycznym i programowym opozycji politycznej w Polsce”. Nie była to opinia przesadzona. PAN była azylem zarówno dla Bronisława Geremka jak i Piotra Naimskiego. Na Zgromadzeniu Ogólnym PAN zgłaszano oficjalnie wnioski likwidacji cenzury, potępienie działań służby bezpieczeństwa, dyskutowano o możliwości wstąpienia Polski do NATO. Po 4 czerwca 1989 r. Akademia stała się przedmiotem krytyki osób, które kierowały Towarzystwem Popierania i Krzewienia Nauki (TPKN), a które w 1991 r. zajęły stanowiska ministerialne w Komitecie Badań Naukowych.
Wśród wytyczonych przez nich „grzechów” PAN, szeroko rozpowszechnione po Polsce było nieprawomyślne pochodzenie: „Polska Akademia Nauk powstała na wzór radziecki”. Po takim werdykcie już w roku 1990 powinien nastąpić nokaut. Jednakże Akademia nie tylko przetrwała, ale wykazała wzmożoną żywotność. Obecnie na tle złych stosunków polsko-rosyjskich zarzut ten nabiera nowego znaczenia, ale tylko dla analfabetów na polu historii. Akademia Nauk w Rosji ma długą tradycję. Została utworzona w roku 1724 przez Piotra I jako Petersburska Akademia Nauk według koncepcji wielkiego uczonego G. W. Leibniza z roku 1700. Bolszewicy w Rosji po dojściu do władzy w 1917 zmieniali na modłę komunistyczną wszystko z wyjątkiem Akademii Nauk. Dopiero obecnie Władimir W. Putin zamierza ją zreformować – podobnie do koncepcji Prawa i Sprawiedliwości.
W ogóle tradycja polska i rosyjska w zakresie organizacji korporacyjnej uczonych są zasadniczo różne. Rosjanie zawsze mieli i nadal mają liczne akademie nauk. Polacy z chwilą odzyskania niepodległości w 1918 dążyli do stworzenia jednej ogólnonarodowej akademii uważając, że jej powstanie będzie przezwyciężeniem podziałów, jakie były konsekwencją zaborów, kiedy to powstały naukowe korporacje lokalne w Krakowie, Poznaniu, Lwowie i w Warszawie. Dyskusja na ten temat toczyła się bez rezultatu w Drugiej Rzeczpospolitej, jak i podczas wojny 1939-1944. Ostry spór dotyczył wielu spraw, w szczególności - gdzie ogólnopolska akademia powinna być zlokalizowana: w Krakowie, Warszawie, czy na bazie Polskiej Akademii Umiejętności, czy też Towarzystwa Naukowego Warszawskiego?
Powojenna reforma nauki
W nowej sytuacji politycznej, która zaistniała z początkiem 1945 roku po wkroczeniu na ziemie polskie Armii Czerwonej inicjatywę w tej sprawie przejął prof. Stanisław Kutrzeba, prezes Polskiej Akademii Umiejętności. Już 20 lutego 1945 przedstawił Bolesławowi Bierutowi, przewodniczącemu Krajowej Rady Narodowej plan utworzenia w oparciu o rozbudowaną strukturę PAU, jednej ogólnopolskiej akademii nauk. Wszystkie istniejące w II Rzeczpospolitej korporacje, jak: Towarzystwo Naukowe Warszawskie, Kasa im. Józefa Mianowskiego, oraz inne regionalne towarzystwa naukowe miały zostać rozwiązane i przekształcone w filie PAU. Propozycja Stanisława Kutrzeby spotkała się z aprobatą adresata i stała się punktem wyjścia dyskusji wokół kształtu i lokalizacji ogólnopolskiej akademii nauk. Przeważyło przekonanie, że powinna być to całkowicie nowa struktura, zlokalizowana w Warszawie, ale nawiązująca do osiągnięć i tradycji PAU jak i TNW.
Głównym autorem ustawy z 30.10.51. o PAN był prof. Maurycy Jaroszyński, znany w II Rzeczpospolitej ze swojej ostrej postawy antykomunistycznej. PAN rozpoczęła działalność 9 kwietnia 1952 roku. Jej prezesem został Jan Dembowski członek PAU i TNW, zaś wiceprezesami Kazimierz Nitsch dotychczasowy prezes PAU, Wacław Sierpiński dotychczasowy prezes TNW i Witold Wierzbicki prezes Naczelnej Organizacji Technicznej. Żadna z tych osób nie należała do PZPR. Członkami PZPR był jedynie sekretarz naukowy PAN Stanisław Mazur, jak również jego następcy – Stefan Żółkiewski i Henryk Jabłoński.
Zarzut obcej inwestytury w stosunku do PAN jest więc całkowicie chybiony, gdyż nasza historia sprawiła, że dwie znacznie starsze od PAN instytucje naukowe – Akademia Umiejętności założona w Krakowie w 1872 r. i Towarzystwo Naukowe Warszawskie powołane w roku 1907 – powstały za przyzwoleniem zaborców. Wprawdzie PAN ustanowiono, kiedy w Polsce rządzili komuniści, ale według koncepcji polskich uczonych, która nie wymagała zgody Moskwy.
PAN miała mieć „charakter roboczy”, to znaczy, że w jej strukturze znajdą się stworzone od podstaw instytuty i zakłady kierowane przez najwybitniejszych profesorów. Ośrodki te staną się centrami kształcenia młodej kadry naukowej. Ten zamiar udało się w pełni zrealizować. PAN przejęła cztery ośrodki naukowe, zaś w latach 1952-1956 powstało 40 nowych placówek badawczych w randze instytutów, bądź samodzielnych zakładów. Takiej eksplozji rozwoju nauki nigdy w Polsce, ani przedtem, ani potem nie było.
Mimo tych pozytywnych wyników, powstanie PAN zostało obarczone piętnem działań likwidatorskich i zarzut ten jest uzasadniony. Wprawdzie nie posunięto się tak daleko, jak to proponował prezes PAU Stanisław Kutrzeba w liście do Bieruta z 20.02.45., ale zupełnie niepotrzebnie rozwiązano Towarzystwo Naukowe Warszawskie, do którego w 1951 r. przyłączyła się Kasa im. Józefa Mianowskiego, zaś PAU pozbawiono mienia. Cztery budynki w Krakowie, Biblioteka, Archiwum, majątki doświadczalne i ośrodek wypoczynkowy w Zawoi przeszły na rzecz Skarbu Państwa, a następnie zostały przekazane w użytkowanie PAN. Odbyło się to na podstawie uchwały Walnego Zgromadzenia PAU z dnia 21.06.51. oraz aktu zdawczo-odbiorczego podpisanego przez prof. Jana Dąbrowskiego, sekretarza generalnego PAU, w dniu 9.04.53. Formalnie było to w porządku, ale z moralną krzywdą PAU, która pozbawiona materialnych środków działania zawiesiła działalność na blisko 40 lat.
Próby naprawy błędów
Grupy uczonych - w większości związanych z PAN - starały się naprawić krzywdy i błędy, które miały miejsce w wyniku rekonstrukcji nauki prowadzonej w latach 1951-1953. I tak na fali zmian, które przyniosło powstanie „Solidarności” założono od nowa Towarzystwo Naukowe Warszawskie. Kierownictwo PAN szczególną aktywność wykazało przy wyprowadzaniu z letargu PAU. Wiosną 1989 Zgromadzenie Ogólne Oddziału PAN w Krakowie wystąpiło z inicjatywą odnowienia działalności PAU, która spotkała się z poparciem ze strony Prezydium i Zgromadzenia Ogólnego PAN.
W dniu 16.11.89. sześciu spośród dziesięciu żyjących członków PAU oraz członkowie specjalnej komisji PAN odtworzyli strukturę Polskiej Akademii Umiejętności. Prezesem został Gerard Labuda w tym czasie wiceprezes PAN. Członkami czynnymi PAU zostali wszyscy członkowie PAN Oddziału Krakowskiego oraz kilku innych znanych profesorów.
6 marca 1990 roku stanowił zakończenie tego procesu. Wówczas Wojciech Jaruzelski jako prezydent RP potwierdził dokonany wybór władzy PAU. Pełnym zadośćuczynieniem krzywd był zwrot nieruchomości w Krakowie oraz mienia ruchomego, którym w imieniu Skarbu Państwa zarządzał PAN. Biblioteka i Archiwum w Krakowie stały się wspólną własnością obu akademii. Przytoczona historia Polskiej Akademii Umiejętności, która ostatecznie zakończyła się szczęśliwie jest pouczająca. Wkraczanie władzy państwowej z przyczyn politycznych w struktury nauki jest zawsze szkodliwe i moralnie naganne.
W minionych 17 latach nauka w Polsce w całym swym obszarze została zabiedzona i taki jest jedyny skutek reform jakie dotychczas przeprowadzono. Przezwyciężenie istniejących jej słabości przez destrukcję tego jej fragmentu, który powstał i bujnie rozkwitł po roku 1952 prowadzi donikąd. Wierzę, że Polska Akademia Nauk szczęśliwie przetrzyma kolejną reformę, której racjonalnych przyczyn trudno się doszukać.
Leszek Kuźnicki