Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1357
Od 28.11.17 do 20.01.19 w Muzeum Narodowym w Krakowie można obejrzeć wystawę prezentującą pełną kolekcję dzieł Stanisława Wyspiańskiego (1869-1907) zgromadzonych w MNK.
„Nieźle ten śp. Wyspiański mącił tu za życia, nieźle! Pomijam osobiste bóle, (…) ale on mąci stale, wszędzie, wszystkim i każdemu” – pisała Antonina Domańska, pierwowzór Radczyni z „Wesela”, w kilka dni po śmierci Stanisława Wyspiańskiego. Oddała znakomicie jedną z jego najbardziej charakterystycznych cech: sam przenikliwie inteligentny, stale zmuszał innych do rewizji utartych opinii.
Namącił w sztuce, literaturze i historiozofii, w zadowolonych z siebie krakowskich duszach i umysłach. Czy potrafi zamącić w nich jeszcze dzisiaj, 110 lat po swojej śmierci? Znakomitą okazją, aby się o tym przekonać jest wystawa „Wyspiański”* – podają jej kuratorki – Danuta Godyń i Magdalena Laskowska.
Liczący blisko 900 pozycji inwentarzowych zbiór prac tego artysty, jednego z najwybitniejszych twórców polskich - malarza, rysownika, grafika, a także poety, dramatopisarza, scenografa i reformatora teatru, posiada bezprecedensową wartość artystyczną i nie znajduje analogii w żadnej innej kolekcji dzieł Wyspiańskiego w Polsce i za granicą.
Wyjątkowy i niepowtarzalny charakter nadaje również tej kolekcji kontekst historyczny, związki autora "Wesela" z Krakowem, miastem, z którym związał całe swe życie i twórczość, z tutejszymi kościołami i budynkami użyteczności publicznej, dla których projektował swe monumentalne realizacje.
Stanisław Wyspiański jeszcze za swego życia podarował Muzeum pastelowe arcydzieła: projekty witraży do okien katedry krakowskiej. W roku śmierci artysty powstał komitet, w skład którego wchodzili wybitni przedstawiciele ówczesnego życia artystycznego i naukowego Krakowa, mający na celu gromadzenie w Muzeum Narodowym spuścizny po zmarłym "czwartym wieszczu".
Najliczniejszą grupą dzieł Wyspiańskiego zebranych do czasów współczesnych jest zbiór rysunków ołówkiem, tuszem, węglem, m.in. szkice z czasów szkolnych, projekty scenograficzne i typograficzne.
Wybitna jest kolekcja malarstwa portretowego i pejzażowego, wykonana pastelami, w której to technice Stanisław Wyspiański osiągnął absolutne mistrzostwo, jak również zespół projektów do dekoracji krakowskiego kościoła Ojców Franciszkanów, katedry na Wawelu i Domu Towarzystwa Lekarskiego.Na wystawie pokazano również prace z innych dziedzin twórczości artystycznej Wyspiańskiego: rzemiosło artystyczne, rzeźbę, grafikę oraz książkę artystyczną. Pokaz tych dzieł daje obraz złożoności i różnorodności twórczości artysty, w której malarstwo, literatura, teatr i rzemiosło artystyczne łączą się w jedną, spójną całość, "przetworzoną siłą talentu w oryginalny, swoisty styl narodowy".
Katarzyna Bik
*Równolegle z prezentacją sylwetki Stanisława Wyspiańskiego, MNK przypomina postać jego ojca, Franciszka Wyspiańskiego. Na ekspozycji w Domu Józefa Mehoffera, gdzie Stanisław przyszedł na świat i gdzie rodzina Wyspiańskich spędziła szczęśliwe lata przed śmiercią matki, prezentowane są m.in. dawne fotografie i dokumenty, a przede wszystkim rzeźby Franciszka Wyspiańskiego.
Więcej - http://mnk.pl/wystawy/wyspianski
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2451
Znajdują się na niej zwycięskie prace z konkursu fotograficznego „Wildlife Photographer of the Year 2013”, organizowanego przez Muzeum Historii Naturalnej w Londynie oraz BBC Worldwide.
Konkurs odbywa się rokrocznie od 1965 r. i w miarę swojego rozwoju stał się najbardziej cenionym i największym w świecie przedsięwzięciem z zakresu fotografii dzikiej przyrody. Efektem konkursu jest wystawa, pokazywana w kilkudziesięciu krajach na wszystkich kontynentach, a w Polsce już po raz dwunasty.
Na tegoroczną edycję wystawy składają się zdjęcia nagrodzone i wyróżnione w 16 kategoriach tematycznych oraz 2 nagrody specjalne. Zwycięskie prace wyselekcjonowano spośród prawie 43 tys. fotogramów, wykonanych przez ponad 4 tys. autorów z 96 krajów. Po raz kolejny w historii wystawy znajdują się na niej zdjęcia wykonane przez polskich fotografów: Oko ropuchy (Łukasz Bożycki) oraz Ostatni blask światła (Mateusz Piesiak).
Cele, jakie przyświecają organizatorom konkursu i wystawy to inspirować coraz to nowe pokolenia fotografów do tworzenia wizjonerskich i ekspresyjnych interpretacji dzikiej przyrody, a także przedstawiać zgromadzone zdjęcia ludziom na całym świecie. Dzięki coraz bardziej udanej realizacji tych celów coraz lepsze zdjęcia są oglądane przez rosnącą z każdym rokiem liczbę widzów.
Wystawa ma ogromny walor edukacyjny, ukazując dramatyzm i różnorodność życia na Ziemi, a przez to pobudzając chęć dbałości o jej jakość, w przyszłości.
Najnowsza edycja wystawy w 2014 r. po warszawskim Muzeum Ziemi będzie jeszcze prezentowana we Wrocławiu i Bydgoszczy.
Więcej - www.mz.pan.pl
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 457
W bydgoskim BWA do 16.03.24 można oglądać wystawę interesującej artystki - Marty Jamróg - pod zagadkowym tytułem „Dzikony”.
skowyt.
Pachną futrem, pochrapują, mlaszczą. Moszczą się w swojej przestrzeni, czasem łypną spod biało-czarnej rzęsy. Najważniejsze, że są. Codzienność z nimi, uświęcona rutyną spacerów. Kiedy tak leżą obok, wyobrażam sobie miejsce albo krainę. Są tam różne zwierzęta. Mają swoje imiona, charaktery, gusta. Nie wiem do końca jakie, bo są ich własne, nienadane przez ludzi. Zwierzęta dokonują wyborów. To nie utopia ani raj, przyśnione w czasie drzemki z okazji Blue Monday. Raczej krąg życia. I śmierci. Może taki świat powstał po „Sądzie ostatecznym”, na którym rozliczeń dokonali ci z rogami, kopytami, kłami, futrem. Pewnie w porozumieniu z innymi zwierzętami. Choć może to już jednak myślenie podyktowane nawykiem antropomorfizacji.
Na razie wystarczy prosty wniosek – zwierzęta chcą żyć. Jako zdolne do odczuwania, potrafią się bawić, cieszyć, okazywać emocje, budować relacje. Czują ból i przerażenie. Są obecne w tak wielu kontekstach i jednocześnie poza sferą widzialności. Jeśli nie można ich uwolnić od cierpienia, należy je chociaż uznać. Niedźwiedź w cyrku, krakowskie konie, eksploatowana krowa – ich los, raz zobaczony, staje w centrum przedstawienia, nie sposób uciekać wzrokiem przed tak dobitną perspektywą.
Przyroda. Natura. Las. Łąka. Zwierzęta. Ekologia. Są różne słowa, podążają za nimi wyobrażenia. Raczej rozbudowane kompozycje niż minimalistyczne, skoncentrowane na jednostkowych bytach. To martwa natura – bezosobowa, bezpodmiotowa. A jest tam wielu znajomych i nieznajomych. Żywych i czujących. Są w sferze sacrum, są podmiotami, bo to ich domy, ich miejsca. Nie są stworzone dla człowieka i nie dla niego warto je chronić. Zaniechanie władczych gestów gospodarza to zarazem nauka stawania się gościem, z pokorą i wdzięcznością. Nie potrzeba wcale idealizacji, by zagłębić się w magiczny realizm życia, tego bliskiego, uwikłanego w międzygatunkowe zależności i tego choć na chwilę bezpiecznego, schowanego przed wzrokiem pod mchem, ściółką, gdzieś w gęstych zaroślach.
Karolina Pikosz, kuratorka wystawy
Marta Jamróg jest absolwentką Małopolskiego Uniwersytetu Ludowego we Wzdowie oraz etnologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Zajmuje się tradycją pisania ikon. Jej prace poszerzają sferę sacrum, mieszcząc w niej nie tylko człowieka i antropomorficzne reprezentacje, ale też zwierzęta i naturę. W przestrzeni Dzikon demokratycznie funkcjonują wszyscy mieszkańcy świata przyrody. Prace Marty Jamróg są malarskim komentarzem bieżącej sytuacji, zakorzenionym w tradycji i folklorze.
www.martajamrog.com
Za: https://www.galeriabwa.bydgoszcz.pl/wystawa/dzikony-marty-jamrog/
- Autor: Bożena Kociołkowska
- Odsłon: 3957
Wieloletnie uczestnictwo w życiu baletowym w Polsce i poza jej granicami jako baleriny, pedagoga, choreografa, dyrektora placówek baletowych i edukacyjnych, a także organizatora wielu projektów związanych z promowaniem sztuki tańca w kraju i za granicą upoważnia mnie do zadania sobie pytania: dlaczego, choć w Polsce jest balet – to baletu polskiego, rozpoznawalnego na świecie, nie ma ?
W Polsce cały system edukacyjny od 50 lat pozostaje bez zmian. Jak powiedział prof. Hartman, było kilka reform i nic to nie dało. Ostatnia reforma edukacyjna też niewiele zmieniła. W 5 szkołach baletowych jedyną zmianą było usunięcie kilku przedmiotów ważnych dla edukacji i rozwoju przyszłego artysty baletu - choćby muzyki (w wielu szkołach do dziś stoją instrumenty, z których się nie korzysta), plastyki, historii sztuki, gry aktorskiej. A przecież z muzyką tancerz, pedagog, choreograf ma do czynienia przez całe swoje zawodowe życie. Praca z mechaniczną muzyką nie uwrażliwia młodego artysty na tę piękną dziedzinę sztuki.
Wprowadzono 2 godziny nauki tańca współczesnego w gimnazjum, ale brakuje do tego przedmiotu wyspecjalizowanej kadry. W utworzonym pionie tańca współczesnego w strukturze bytomskiej szkoły baletowej (co nie było łatwe), musieliśmy korzystać z nauczycieli zagranicznych. Jeśli idzie o uczniów z Polski, poza miejscowymi nikt się nie zgłosił, choć przy szkole był internat. Ci absolwenci, którzy skończyli w bytomskiej szkole pion tańca współczesnego, zaraz po maturze wyjeżdżali i szukali dalszej edukacji poza Polską, bo w kraju nie znajdowali możliwości dalszego rozwoju.
Bariera – własność intelektualna
Innym ważnym problemem dla rozwoju sztuki tańca w Polsce jest własność intelektualna w choreografii. Należy zwrócić uwagę, że stare choreografie nie są objęte ochroną prawa autorskiego, w przeciwieństwie do współczesnych (M. Petipa dzisiaj byłby milionerem). Najnowsze choreografie uznanych na świecie artystów są zatem dla szkolnictwa baletowego trudno dostępne, gdyż szkół nie stać na zakup licencji. Myślę tu o choreografii obcej, którą przygotowuje się zazwyczaj na konkursy krajowe i międzynarodowe. Organizator konkursów musi też opłacić scenę dla prezentacji poszczególnych jego etapów. Biletowanie występów wiąże się z koniecznością uiszczania tantiem dla choreografa oraz jego asystenta, nadzorującego naukę choreografii.
Podczas jednego z konkursów w Gdańsku zdarzyło się, że na zaplanowanych pokazach, na które sprzedano bilety, nie można było pokazać chronionej prawem autorskim choreografii G. Balanchine'a. Zdecydowano się więc na wyproszenie widowni i pokaz przy spuszczonej kurtynie (bez zgody choreografa). Takie praktyki są niedopuszczalne, utrudniają pracę pedagogiczną i są wysoce nieetyczne.
Problem kosztów wynajęcia sceny dobrze rozwiązano w Pradze. Władze miasta specjalną uchwałą przekazały szkole baletowej nieodpłatnie scenę w 3 miejskich teatrach 18 razy w roku. Dzięki temu szkoła ma miejsce do realizacji swoich konkursów, koncertów i różnych projektów. Inną sprawą jest to, że musi je zapełnić różnymi programami. Udało mi się takie rozwiązanie znaleźć i na Śląsku, wprawdzie nie 18, ale 5 razy nieodpłatnie uzyskać scenę od prezydenta miasta.
Anachroniczny program nauki
Do zweryfikowania systemu edukacji zmusza nas zmieniający się świat i szybki rozwój sztuki tańca. Tymczasem w szkole baletowej obserwujemy problem z wymiarem godzin przydzielonych na poszczególne technik tańca, np. na klasyczny przeznaczono 12 godzin w tygodniu, a na współczesny – tylko 2 godziny tygodniowo. Profesjonaliści doskonale wiedzą, że tak nie może być, jeśli chcemy zbliżać się do światowego poziomu sztuki tańca.
Wszyscy obserwujemy efekty tego niedostatku w szkoleniu w największym teatrze w Polsce. W Warszawie już 1/3 zespołu baletowego to cudzoziemcy (32 osoby z 88-osobowego zespołu), ale dotyczy to także i innych teatrów w Polsce (we Wrocławiu z 26 tancerzy 7 to cudzoziemcy). Choć mamy wolność przemieszczania się w Europie i można pracować gdzie się chce, to jednak nie jest obojętne, czy absolwenci naszych szkół będą mieć warunki do pracy w Polsce, czy nie. Nasze szkolnictwo powinno sobie postawić pytanie, czy należycie wypełnia swoje zadania edukacyjne?
Widać wyraźnie, że dzisiejsi choreografowie poszukują artystów baletu inaczej i lepiej wyszkolonych, jednak metody edukacyjne stosowane w polskich szkołach baletowych ani nie wychodzą naprzeciw ich oczekiwaniom, ani nie są zbieżne z rozwojem współczesnej sztuki tańca. Wyraźnie widać, że nasze szkolnictwo musi się przeorganizować, aby sprostać nowym wymaganiom myśli choreograficznej.
Z drugiej strony, zdaję sobie doskonale sprawę, że nasze szkolnictwo jest zbyt skomplikowaną strukturą, by móc w nim szybko wprowadzić zmiany.
Choć wiemy, w jakim kierunku rozwija się sztuka tańca na świecie, to nie można wprowadzić zmian nie zmieniając struktury dzisiejszej szkoły – samo wprowadzenie innowacji przez poszczególnych dyrektorów nic nie zmieni. I tych zmian muszą dokonać profesjonaliści, bowiem urzędnicy nie mają o tym pojęcia. Pamiętamy okres kształcenia młodzieży baletowej, kiedy w programach nauczania umieszczono zapis, iż trzeba nauczać młodzież baletową w duchu socjalistycznym. Ci ludzie do dziś mają wpływ na edukację. Niedawno zapytano mnie w instytucji, której szkolnictwo baletowe podlega: a co by było, gdyby połączyć szkołę baletową ze szkołą cyrkową, bo wówczas będzie taniej? Odpowiedziałam, że to krok do zniszczenia edukacji artystycznej w Polsce.
Nasza kadra
Około 90% kadry pedagogicznej w naszym szkolnictwie baletowym to nauczyciele tańca klasycznego. Część z nich nigdy nie tańczyła na scenie, choć to ważny element kwalifikacji. W kształceniu młodzieży istotne jest nie tylko przekazywanie wiedzy związanej z techniką tańca, ale i kształtowanie osobowości przyszłego artysty.
Jeśli idzie o kadrę nauczycieli do tańca współczesnego, to ona dopiero się tworzy dzięki różnym festiwalom, warsztatom edukacyjnym, kontaktom z zagranicznymi pedagogami, itp. W wielu miastach powstaje sporo różnego rodzaju ciekawych inicjatyw poza profesjonalnym sektorem. Wszyscy widzimy, że zmieniły się nie tylko oczekiwania choreografów, ale przede wszystkim widzów, dla których tworzymy tę sztukę. Taniec współczesny stał się równoprawną dziedziną sztuki tańca, jak taniec klasyczny, ale podstawą jego rozwoju jest i będzie kadra nauczycieli i choreografów.
Z obserwacji światowych trendów wynika, że współczesny tancerz powinien posługiwać się różnymi technikami tańca. I to my sami, korzystając ze światowych osiągnięć, musimy zadbać o edukację w tej dziedzinie sztuki. Pozwolę sobie przypomnieć, że jednym z pierwszych tego rodzaju doświadczeń w Polsce był Festiwal „ Dance of the World” (1991 i 1996 - Gdańsk, Warszawa). Był to ogromny impuls dla polskich tancerzy - młodzi zaczęli organizować zespoły w wielu miastach - Bytomiu, Poznaniu, Kielcach, Krakowie i mierzyć się z osiągnięciami zagranicznych tancerzy. Widać z tego, że ważnym zadaniem dla naszego szkolnictwa baletowego jest przełożenie zainteresowania dzieci i młodzieży tańcem (zwłaszcza, że jest wiele inicjatyw społecznych i grup, festiwali regionalnych) na wysoki poziom artystyczny tej sztuki.
Istnieje też obawa, czy szkolnictwa baletowego nie dotknie już istniejący w Polsce homeschooling (nauka w domu), w czym rodzice widzą lepszą możliwość rozwoju własnego dziecka. Na razie dotyczy on przedmiotów ogólnokształcących, jednak nauki tańca w domu prowadzić nie można.
Obrona istniejącego stanu rzeczy w edukacji tanecznej z punktu widzenia rozwoju sztuki tańca w Polsce jest bezsensowna. Aby wprowadzić nowy system nauczania, kadra nauczycielska nie może być kształcona w starym systemie. Ten problem jest także dyskutowany w edukacji ogólnokształcącej. Posłużę się przykładem z innej dziedziny. Bywa, że nauczyciel nie uczy, bo sam nie umie. Jeśli zapytamy, kto w szkole dobrze porusza się w Internecie, usłyszymy, że informatyk. A przecież w sieci można znaleźć wszystkie potrzebne informacje, więc trzeba umieć i z niej korzystać, a nie tylko uczyć pas. To nauczyciel ma być pomocny w wyszukiwaniu i ocenianiu jakości informacji potrzebnych w nauce tańca. Ograniczenie nauki w zawodzie do dotychczasowej podstawy programowej oddala nas od zdobyczy światowych. Musimy się na nowo tego świata uczyć, gdyż obowiązujący system nauczania został wymyślony w epoce industrialnej i dzisiaj się wyczerpał. A my, mimo to, ten system pracowicie udoskonalamy. Do dzisiaj w szkolnictwie pracują ludzie, którzy wychowywali młodzież baletową w duchu socjalistycznym, pisząc programy nauczania.
Odsuwając potrzebę zmian, zasłaniamy się tym, że szkoła nie może zmieniać się szybko, że wszystko należy robić z namysłem. Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy solidnie zapóźnieni w tej naszej edukacji i bez wprowadzenia w szkole zmian (polegających m. in. na pobudzaniu kreatywności uczniów, czy wprowadzeniu nauczyciela - mistrza), także strukturalnych, trudno będzie o osiągnięcia w tej dziedzinie sztuki na skalę międzynarodową. Co zrobić, żeby naszych absolwentów szkół baletowych, chcieli za granicą tak, jak teraz my chcemy cudzoziemców? To jest trudne zadanie, ale nie niemożliwe dla młodego pokolenia. Dzisiaj, kiedy uczeń jest w stanie skonfrontować się z najlepszymi tancerzami z ”górnej półki”, być świadkiem każdego wydarzenia w kraju i świecie, szkoła i kadra nauczycielska musi mu nie tylko dorównywać, ale przewyższać swoją wiedzą.
Myślenie o przyszłości
Taniec artystyczny to trudny zawód: 9 lat nauki, 20 lat pracy ( razem 40 lat ), a co dalej przez następne, daj Panie Boże, 40 lat? Przed nami stoi wielkie zadanie:jak pomóc w przekwalifikowaniu się jeszcze młodego człowieka, który nie może już pracować w wyuczonym zawodzie?
Mamy 5 państwowych szkół baletowych, 2 wyższe uczelnie, powstają wydziały tańca na prywatnych uczelniach, wiele prywatnych szkół i szkółek, często o niezadowalającym poziomie edukacji.
W szkolnictwie państwowym pracuje około 120 -130 nauczycieli, czyli około 20-25 nauczycieli uczy zawodu w szkołach publicznych. Dyrektorzy szkół rekrutują się spośród polonistów, matematyków, nauczycieli muzyki i języków obcych. Na świecie wizytówką szkoły, jej dyrektorem, jest wybitna osobowość artystyczna. W Polsce zauważa się brak w szkołach artystów, którzy osiągnęli bardzo wysoki poziom wtajemniczenia zawodowego.
Rocznie opuszcza szkoły baletowe około 50 tancerzy, z których tańczy około 50% w 10 -15 instytucjach teatralnych. Część wyjeżdża na dalsze studia za granicę. Na etatach „tanecznych” pracuje w Polsce około 800 tancerzy (W latach 90. było ok. 1200 zawodowych tancerzy, wcześniej, w latach 60. i 70. XX w. - ok. 4 tysięcy). Tak mała grupa zawodowa polityków nie obchodzi, co widać po likwidacji emerytur dla tancerzy i zostawienie tej grupy zawodowej samej sobie. Brakuje rozwiązań prawnych i finansowych, stąd wielu tancerzy musi się przekwalifikować, wielu szuka rozpaczliwie jakiekolwiek pracy. Ale jakiej? Potencjalne miejsca pracy dla tancerzy kończących pracę na scenie mógłby być duży taneczny ruch amatorski. To są sprawy do poważnych przemyśleń.
Uważam, że należałoby powołać zespół, w skład którego weszliby dyrektorzy, nauczyciele, choreografowie, a także wizjonerzy sztuki tańca w celu sformułowania zadań i perspektyw rozwoju tej dziedziny sztuki oraz określenia potrzeb w kształceniu przyszłego pokolenia. Na dzisiaj zauważa się bowiem brak zintegrowania środowiska, co nie pozwala na stworzenie wizji przyszłości rozwoju edukacji w dziedzinie tańca w Polsce. Takiemu działaniu integracyjnemu winna przyświecać idea, iż sztukę tańca przekazano nam w depozyt, stąd bardzo ważne jest, co my przekażemy następnym pokoleniom.
Bożena Kociołkowska