Prognozowanie (el)
- Autor: Kazimierz Krzysztofek
- Odsłon: 5111
Toczą się spory o to, czy w epoce cyfrowej będziemy mieć do czynienia z nową ekonomią polityczną polegającą na społecznym tworzeniu dóbr w sferze publicznej, czy też regulowaniem niemal wszystkiego przez prawa rynku, strumienie finansowe, stale przepływające po całym globie, a w coraz większym stopniu także w cyberprzestrzeni wciągające w swe wiry wszystko, czego wartość da się skwantyfikować.
Zwolennicy poglądu o nowej ekonomii politycznej mają o tyle rację, że to, co się kreuje poza rynkiem i korporacjami w sferze obywatelskiej samoorganizacji i twórczości, z mniejszym lub większym wsparciem państwa stanowi główny nurt zasobów infrastrukturalnych i niematerialnych: wiedza, edukacja, instytucje, więzi społeczne, wsparcie i in. bez których to zasobów nie byłoby społeczeństwa, w ogóle w tym także społeczeństwa jako podmiotu gospodarującego.
W ten sposób konsoliduje się sfera publiczna i odradza się kultura daru (gift giving), którą komercjalizacja znacznie zubożyła. Technologie kooperacji mogą wszystko przekształcić w przestrzeń sieciowania. Dar łączenia ludzi (gift of connecting people) staje się jednym z najważniejszych psychologicznych predestynatów aktywnego i twórczego życia. Nadzieje na społeczną reprodukcje wiedzy zderzają się jednak z komodyfikacją całego środowiska społecznego.
Wszechrynek
W najnowszym nurcie liberalnym nie brak wizjonerów, którzy wieszczą, że świat epoki cyfrowej zmierza ku wszechwładzy rynku. Rynek istniał od zarania kultury, od kiedy po raz pierwszy zaczęto się wymieniać dobrami na skrzyżowaniu dróg, ale w żadnej epoce nie eksperymentowano z rynkiem totalnym w przeciwieństwie do totalitaryzmów ideologicznych czy teokratycznych, których było bez liku. Nie próbowano budować utopii, bo rynek to z samej swej natury Praxis, zasadzająca się na racjonalnym działaniu, a nie wcielanej odgórnie wizji, która mówiąc słowami Karla Poppera ma przychylić ludziom nieba, a zazwyczaj sprowadza piekło.
Wizję utopii rynkowej znaleźć można w fikcji literackiej. Przykładem jest książka Australijczyka, Maxa Barry’ego „Logoland”, w której autor maluje świat bezwzględnego terroru konsumpcyjnego opanowany przez kilka koncernów. Urynkowienie poszło tak daleko, że np. policja ściga przestępców dopiero wtedy, gdy ofiara zapłaci.
Jeszcze dalej idzie Terence Ball w eseju „Marketopia”, w którym nie stroni od surrealistycznego kolorytu. Jednakże surrealizm zmienia się wraz z epokami; to co wczoraj wydawało się ludziom surrealistyczne, dziś jest jak najbardziej realistyczne.
Z tej fantazji wyłania się wizja świata jako rynku ostatecznego (który być może zastąpi Sąd Ostateczny); market uniqeness – jedyność rynku jako systemu regulacji. Nie ma dla hiperkapitalizmu rzeczy niefunkcjonalnych, wchłonie każdy, nawet wrogi dlań dyskurs. Warto sięgnąć do A. Gramsciego konceptu hegemonizmu czy prac Michela Foucault by się dowiedzieć, jak się utrzymuje władzę – nie przez spychanie buntu i kontestacji w niebyt, a przez włączanie dyskursów mniejszościowych w główny, komercyjny, nurt. Przykład: seksualność człowieka – długo wypychana z obiegu kultury jako coś intymnego, wstydliwego - dziś wszędzie jej pełno – bo popędy łatwo się komercjalizuje, a także wprzęga do polityki (o czym my, tu, nad Wisłą możemy wiele ostatnio powiedzieć).
Bunt niepotrzebny
Nie jesteśmy jeszcze w stanie ogarnąć myślą, co oznacza to wchłanianie rzeczywistości cyfrowej przez kapitalizm. Przede wszystkim stwarza to niesamowite możliwości eksperymentowania, społecznego tworzenia rzeczywistości. Jest to znakomita forma rozpowszechniania wirtualnej koncepcji pracy i własności. Rozciągniecie obrotu na dobra cyfrowe znakomicie poszerza zakres usług i produktów powodując tym nową ekspansję kapitalizmu. Większość z tych dóbr, to samoreferencyjne cyfrowe kopie tych, które istnieją w realnej rzeczywistości społecznej. To jakby podwaja ofertę rynkową. Te kopie to także nowe zawody i zajęcia o różnych profilach – wszelkiego rodzaju pośrednicy, notariusze, wolne zawody.
W świecie wirtualnym mamy ofertę usług, które nie są kopią – są „urodzone w wirtualu” – Web-native. Taką usługą jest wskrzeszanie zmarłych, wynajęcie rakiety kosmicznej, która powiezie młodożeńców w podróż poślubną. A oprócz tego jest wiele dobrych i złych rzeczy: handel klonami awatarów będących kopiami statusowych przedmiotów (np. samochodów). Hiperkapitalizm kreuje Second Life i przekształca je w rynek.
Kapitalizm w poprzednim wcieleniu, przemysłowym, był wrażliwy na bunt, czego dowiodła kontrkultura lat 60. Dzisiejszy wyrósł z tego buntu – zagospodarował go. Gilles Lipovetsky, autor “Ery pustki” stwierdza, że ze swoją ideologią wolności wyboru (“żyjcie bez martwych punktów”, “bierzcie marzenia za rzeczywistość”, “zakazuje się zakazywać” itp.) kontrkultura lat 60. była niby przeciw kapitalizmowi, ale tak naprawdę utorowała drogę dzisiejszej jego kulturze permisywizmu: czyli kulturowego liberalizmu, który doskonale współgra z globalizacją, jest jej produktem, ale też toruje jej drogę. Była to hiperideologizacja połączona ze zrywem aspiracji indywidualistycznych. Od strony ideologii ta rewolucja kulturowa poniosła porażkę, ale też odniosła sukces w postaci liberalizmu kulturowego, który został przejęty przez globalizm. Maj’68 uwolnił Zachód od balastu konwencji, których neokapitalizm już nie potrzebował, społeczeństwo konsumpcyjne pozbyło się krępujących nawyków.
Hiperkapitalizm nie potrzebuje już z nikim prowadzić walki ideologicznej, zniszczył swego głównego wroga - socjalizm i bawi się jego resztkami, przekształcając je w przemysł kultury dostarczający mocnych doznań (np. za odpowiednią opłatą można na byłej granicy międzyniemieckiej poddać się stresującej kontroli granicznej).
Jak magnes
Rynek jest kreatorem i konektorem, a strumienie finansowe najsilniejszym atraktorem, za którym idą kultura, polityka, media, nauka jak opiłki żelaza za biegunem magnesu. Pieniądz jako metamedium jest tkaczem sieci oplatających ludzi, organizuje nasze życie, neutralizuje antyciała, zagospodaruje zarówno potrzebę gromadzenia dóbr, jak i potrzeby postmaterialne, nastawione na jakość życia. Jest to najdoskonalszy ustrój w historii z punktu widzenia jego zdolności adaptacji. Żyje z kryzysów, które go umacniają i nie pozwalają zniszczyć. Prawa i instytucje formalnie ustanawiają państwa, ale są one coraz mocniej penetrowane przez potężne grupy interesu.
Rynek zawłaszcza inne systemy regulacji – pokrewieństwa, instytucje hierarchiczne (państwo, kościoły), instytucje totalne (zgromadzenia zakonne stają się podmiotami gospodarującymi, produkcja serów, win), sieci (marketing wirusowy), które są dlań doskonałym środowiskiem. Hiperkapitalizm przekształca państwa, organizacje, przestrzeń (miast), komercjalizuje religie, bezpieczeństwo, relacje międzyludzkie, nie ma dlań elementów dysfunkcjonalnych, wszystko może go wzmacniać, nawet terroryzm. Jeśli konsumpcjonizmu nie uznawać za ideologię to jest on postideologiczny, kapitalizm potrafi wyznaczyć przeciwnikowi płaszczyznę walki, tak jak komunizmowi narzucił dyskurs praw człowieka, dziś prawa człowieka są mniej istotne, dopóki reżimy są funkcjonalne, nie zamykają się przed globalizacją (Saddam Husejn by nie przeszkadzał, gdyby Irak był funkcjonalną częścią rynków globalnych).
Hiperkapitalizm produkuje wartości, które leczą z “dżihadu” chronią przed etnocentryzmami i nietolerancją, są przydatne w procesie adaptacji do rynku i społeczeństwa otwartego. W takiej kulturze widzi się walory terapeutyczne, ma ona przerabiać patriotów czy nacjonalistów na konsumentów, uczyć otwartości, życia bez blokad; rozbudzać potrzebę osiągnięć, patrzenia w przyszłość bez nieustannego nurzania się w historię. Słowem: hiperkapitalizm akcje protestacyjne wypuszcza na giełdę.
Jedyny ład globalny
Poważną wizję metarynku - rynku totalnego, czy też, jak to określa Bill Gates – ultimate market, kreśli francuski finansista, lewicujący liberał, Jacques Attali w swej najnowszej książce „Krótka historia przyszłości”(2006). Zdaniem autora ład handlowy będzie jedynym ładem globalnym opartym na technologii. Imperatywem tego ładu jest nieustanne poszukiwanie narzędzi, które przyspieszą produkcję, dystrybucję i konsumpcję dóbr, zwiększą wydajność, zmniejszą koszty i podniosą wartość czasu. Do tego potrzebne są coraz wydajniejsze i skuteczniejsze środki nadzoru. Prywatne firmy będą coraz skuteczniej zastępować państwowe służby w nadzorowaniu przepływu ludzi, przedmiotów i danych. Ich klientami będą firmy ubezpieczeniowe oraz przedsiębiorstwa produkcyjne i usługowe, które pragną wszystko wiedzieć o swych stakeholders - interesariuszach – pracownikach, udziałowcach, klientach, dostawcach, konkurentach. Jednocześnie pragną chronić swe zasoby i aktywa przed zagrożeniami. W coraz większym stopniu prywatne firmy będą wykonały usługi socjalne i administracyjne. Pojawią się zagrożenia dla równości obywateli wobec prawa. Kto zapłaci, ten szybciej uzyska decyzję administracyjną, podobnie jak dziś jeśli zapłaci więcej to uzyska lepsze usługi we wszystkich dziedzinach regulowanych komercyjnie: opiece medycznej, edukacji, turystyce, transporcie.
W miarę jak wzrasta ryzyko cywilizacyjne związane z przyrostem techniki, wzrastać będzie także rola sektora ubezpieczeń. Firmy ubezpieczeniowe będą dążyły do zmniejszenia ryzyka monitorując ludzi, czy postępują zgodnie z oczekiwaniami i normami narzucanymi przez pełnione role zawodowe. Wedle ustalonych norm karani będą ci, którzy nie mają dobrego projektu życiowego odpowiadającego wymogom hiperkapitalizmu: palacze, pijący alkohol, otyli i wszyscy inni nie dbający o siebie, narażający na ryzyko siebie i innych. Będzie to wręcz uważane za chorobę.
W tle tego wszystkiego jest oczywiście dbałość o produktywność ludzi, zmniejszenie ryzyka marnotrawstwa, zasobów ludzkich i materialnych. Ludzie będą czuli się zmuszeni do wyrażenia zgody na nadzór nad swym postępowaniem pod rygorem zmniejszenia szans życiowych. Biznes będzie to dyskontował przekonując, że nie chodzi o ograniczenie wolności, a o odpowiedzialność za jakość społeczeństwa. Rozkwitnie rynek wartości moralnych, na którym firmy będą się prześcigać w zapewnianiu, że dbają o powszechną szczęśliwość.
Panoptikon i synoptikon
W pierwszej fazie będzie to hipernadzór, swoisty Foucaultiański panoptikon, który pozwoli wszystkich obserwować, a taka zdolność do obserwowania to ważny element władzy. Decydującą rolę będą odgrywać technologie informacyjne, które pozwolą na łączenie wszystkiego ze wszystkim. Będzie niemal wszystko wiadomo o przemieszczaniu się ludzi a także pochodzeniu i ruchu przedmiotów. W sposób istotny zmieni to uwarunkowania bezpieczeństwa publicznego. Osobiste urządzenia nomadyczne będą stale aktualizować dane o ludziach i przedmiotach sprzedawane na rynku przez wyspecjalizowane firmy prywatnym agencjom (zwłaszcza ubezpieczeniowym) oraz państwowym policjom. Więzienie będzie zastępowane przez nadzór na odległość. Słowem – system rynkowy będzie instytucjonalnie obsługiwał się sam; wszystko będzie w stanie outsourcingu – z sądami i policją włącznie, a także stanowieniem praw. Mówiąc słowami Niklasa Luhmana, będzie systemem autopoietycznym – samotwórczym.
W dalszej perspektywie ów hipernadzór zewnętrzny będzie sukcesywnie zastępowany przez autonadzór. Coraz tańsze technologie, stacjonarne i nomadyczne, pozwolą każdemu monitorować siebie: oszczędności, własne zasoby, zdrowie, stan wiedzy in.. Strach przed utratą zdrowia, kompetencji i wiedzy będzie skłaniał ludzi do tego, że sami zaopatrzą się w te urządzenia, spersonalizują je i przystosują do nich. Samoeksploatacja nazywana „wyścigiem szczurów” stanie się uniwersalnym stylem życia jako model potrzeby osiągnięć tych, którzy chcą w tym systemie uczestniczyć i dać się mierzyć na jednej podziałce – produktywności.
Otworzy się gigantyczny rynek na te urządzenia, rosnąć będzie zapotrzebowanie na nowe produkty, co wymagać będzie nowych strategii biznesowych. Sami użytkownicy będą musieli udowadniać, że posługują się tymi narzędziami autonadzorczymi. Bez tego nie będzie się można ubezpieczyć od ryzyka utraty zdrowia, kompetencji, deskillingu i wielu innych ryzyk, które nie przychodzą nam nawet dzisiaj do głowy.
Oprócz urządzeń autonadzoru coraz większym popytem cieszyć się będą urządzenia samonaprawiające ludzi, przedmioty, oprogramowanie, a także wiedza w tym zakresie: dietetyki, gimnastyki, estetyki, przywracania formy, specyfiki prokognitywne, szczęściodajne i inne środki psychofarmakologiczne „uzdatniające” tożsamość. Związane to będzie ze starzeniem się społeczeństw rozwiniętych, co pociąga za sobą zwiększone wydatki na utrzymanie sprawności psychosomatycznej. Wyłania się z tego wizja stałego monitoringu wszystkiego, nie przez jakiegoś Matrixa a przez nas samych. Przywodzi to na myśl wizje inteligentnej powłoki (skóry) z rozmieszczonymi na niej czujnikami, które rejestrować będą wszystkie zmiany w nas i wokół nas.
Sieciokracja
Ponieważ od niemal każdego ryzyka ludzie będą we własnym interesie musieli się ubezpieczyć, to zapowiada to rosnącą władzę firm ubezpieczeniowych. To z kolei oznacza spadek znaczenia polityki społecznej nastawionej na ochronę słabszych grup. Rosnące ryzyko pociągnie za sobą to, że zwiększone wydatki firm ubezpieczeniowych w zakresie (auto)monitoringu będą rosnąć, co osłabi rolę państwa. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy zwiększy się obszar wykluczenia, ale z pewnością poszerzy wachlarz kryteriów wedle, których konkretnych ludzi zalicza się do wykluczonych, czy też nie, „skazanych na przemiał” – mówiąc za Z. Baumanem, czy przydatnych.
Pogłębiać się będzie kosmopolityzacja kreatywnych środowisk, dla których przestanie się liczyć coś takiego jak lojalność narodowa. W tej konstatacji nie ma nic nowego Już przed kilkunastu laty Rosabeth Kanter w książce World Class, - Thriving Locally in the Global Economy (Boston 1995) analizowała rodzenie się światowej klasy twórczej. Stwierdzała, że przyszłość należy do tych, którzy zechcą porzucić lojalność wobec swego narodu i wspólnoty. Kto grzęźnie w etnicznych lojalnościach, ten musi się pogodzić z tym, że zostanie w tyle w globalizującym się świecie.
Autorka spogląda nań z perspektywy Bostonu, który ze swymi kilkudziesięcioma koledżami (z Harvardem i MIT na czele), Autostradą 128, przy której zlokalizowano setki firm high-tech i biur projektowych, jest fabryką wiedzy, idei i symboli. Boston jest przykładem „koncepcyjnej zbiorowości” ludzi, która najlepiej sobie radzi w warunkach globalizacji. Członkowie tej klasy traktować będą pobyt w krajach swego pochodzenia jako indywidualny kontrakt. Będą tam, gdzie im się to będzie opłacać. Dotyczy to także central firm. Procesy, o których mowa, wymuszą redukowanie podatków, aby zachęcić do osiedlania się przedstawicieli globalnej klasy twórczej, co zmniejsza możliwości finansowe państw. Niemobilnymi pozostaną chorzy, starzy i dzieci. Najbardziej rozwiną się kraje, które będą potrafiły zapewnić sobie lojalność swych obywateli nagradzając ich indywidualne wkłady twórcze w rozwój społeczny, ekonomiczny i kulturalny.
Prognoza Jacquesa Attali jest poniekąd uszczegółowieniem Barda i Soderqvista (2006) konceptu Netocracy. W zarysowanej przez nich strukturze społecznej epoki informacjonalizmu (termin wprowadzony do obiegu przez M. Castellsa) sieciokracja jest klasą władzy i pieniądza, dysponująca władzą definiowania. Z analizy Attali wyłania się zaś obraz IT jako instrumentarium, które przejmuje funkcje cyfrowego stróża nocnego dbającego o bezpieczeństwo obywateli i obrotu gospodarczego. Oznacza to jednak zarazem, że państwo będzie tracić funkcje regulacyjne. Pojawia się zatem pytanie, kto ma budować instytucje; po co programy e-governement, skoro rynek ma przejmować funkcje (samo)regulacyjne. Być może Attali ma rację, jeśli odnosi to do małych i słabych państw, natomiast trudno sobie wyobrazić, by funkcji regulacyjnych pozbywały się rządy wielkich państw: USA, Chin, czy kompleksów integracyjnych, jak Unia Europejska.
Kazimierz Krzysztofek
*pełen tekst został opublikowany w czasopiśmie Transformacje 2007-2008
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2591
Z prof. Jerzym Kleerem, wiceprzewodniczącym Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus, rozmawia Anna Leszkowska
- Panie profesorze, państwo, do którego jesteśmy przywiązani i bez którego trudno nam sobie wyobrazić świat, ulega szybkim przemianom, których efektem może być zanik państwa narodowego. Jakie cechy państwa okazują się dziś nieprzydatne?
- Jeżeli weźmiemy cały świat, to obraz państwa współczesnego jest bardzo zróżnicowany. Z jednej strony mamy grupę państw, które mają długą historię, ukształtowały się, bądź zaczęły się kształtować w końcu XVII wieku, kiedy rozpoczęła się rewolucja przemysłowa i pojawiła gospodarka rynkowa. Gospodarka rynkowa wymaga jednak pewnej regulacji państwa, gdyż rynek nie reguluje wszystkiego. To z kolei zmusza państwo do przekształceń.
W modelu państwa epoki przemysłowej istotna stała się suwerenność. Następuje wówczas wyraźne określenie granic terytorium państwa, kodyfikacja praw, rozwinięcie i wyraźne określenie funkcji władczych. W pewnej mierze wymusiły to również miasta. Te zjawiska dotyczyły głównie Europy Zachodniej, choć w końcu XIX wieku w pewnej mierze także USA i Kanady czy Australii i dominowały do I wojny światowej.
XX wiek charakteryzuje skokowy wzrost liczby państw – z 55 (tyle ich było przed I wojną światową) do ponad 200 dzisiaj. To efekt upadku mocarstw, głównie w Europie: rozpadu Austro-Węgier, imperium osmańskiego, potem rewolucji październikowej, dekolonizacji rozpoczętej w latach 20. i II wojny światowej.
Po II wojnie światowej następuje przyspieszony proces rozwoju gospodarki rynkowej i zaczyna się druga faza dekolonizacji, już na wielką skalę. Proces ten trwa aż do końca XX wieku. W ostatniej dekadzie XX wieku następuje też rozpad systemu socjalistycznego i ostatnim etapem tego jest wojna w Jugosławii.
Suwerenność jednak dotyczy techniczno-politycznych i gospodarczych aspektów, natomiast nie daje dostatecznego spoiwa dla społeczeństwa i głównej grupy etnicznej tworzącej państwo. Stąd pojawia się przymiotnik narodowe.
- Ale dlaczego nie ma spoiwa, skoro to grupa etniczna tworzy swoje państwo na określonym terytorium?
- Tak, ale praktycznie nie ma państw czysto etnicznych, są wieloetniczne. Mimo to, pojawia się przymiotnik narodowy, gdyż grupy etniczne tworzące państwo scala system kulturowy najsilniejszej grupy etnicznej. Ona może go narzucać innym grupom w łagodniejszej lub bardziej brutalnej formie. Może to być tolerancja dla innych grup, bądź marginalizacja lub dyskryminacja tych grup. I niezależnie od modelu politycznego, te zjawiska zawsze występują.
- Nie lubimy innych…
- To wynika z systemu kulturowego, bo on narzuca np. tradycje. A tradycja to zlepek rzeczywistej i zmitologizowanej przeszłości. I w dodatku odwołuje się tylko do dobrych stron danej grupy. Natomiast historia, która teoretycznie operuje faktami jest z powodów politycznych traktowana przez władze wybiórczo - zarówno w nauce jak i edukacji.
- A co się dzieje z państwem w II połowie XX wieku?
- Mamy globalizację (choć globalizacja współczesna nie jest pierwszą w historii ludzkości) i początki przesilenia cywilizacyjnego, które wywołała rewolucja informacyjna. Spowodowała ona destrukcję państwa suwerenno-narodowego. Pojawiają się wówczas nowe byty ekonomiczne w postaci korporacji ponadnarodowych. Można wprawdzie powiedzieć, że w przeszłości też były podobne, np. kompania indyjska, jednak w XIX wieku nosicielami globalizacji były mocarstwa. Podbój kolonialny był także podbojem rynków zbytu i surowców oraz siły roboczej.
Natomiast współcześnie państwa - nawet mocarstwa - przestały być nosicielami globalizacji – stały się nimi ponadnarodowe korporacje i rynki finansowe. Oznacza to konieczność otwierania się państw na przepływ ludzi, kapitału, wiedzy, informacji, technologii. Pojawia się naśladownictwo, którego cechą jest przepływ innowacji do państw mniej rozwiniętych oraz instytucje międzynarodowe, potrzebne do regulowania rynku światowego. Państwa narodowe, jeśli chcą aktywnie uczestniczyć w handlu światowym, muszą więc przekazywać na ich rzecz część swoich uprawnień, czyli suwerenność państwa staje się ograniczona.
- Ten proces zachodzi coraz szybciej, mimo licznych prób obrony państwa narodowego…
- Rozpad państwa narodowego następuje bowiem z kilku powodów: pierwszym jest konieczność rezygnacji z niektórych funkcji władczych w epoce globalizacji. Nie bez znaczenia jest dostęp społeczeństwa do nowych technologii, zwłaszcza Internetu. Internet to niezwykle mocne narzędzie, dzięki któremu widać jak inni żyją. Rodzi to zwykle chęć ekspansji poprzez naśladownictwo, ale i wyzwala nienawiść, wrogość.
Na rozpad nowych państw narodowych miała też wpływ dekolonizacja. Wskutek tych procesów pojawiło się sporo państw eklektycznych, z cywilizacją agrarną i naskórkowym kapitalizmem, o sztucznie wytyczonych granicach. Efekt tego taki, że często walczą tam ze sobą wrogie plemiona. Poza tym ludzie niewykształceni dostali najnowocześniejsze technologie informatyczne. Czyli z jednej strony to pokazuje skok cywilizacyjny, a z drugiej – niedostosowanie do współczesności.
Dzisiejsze państwo – zarówno w krajach rozwiniętych jak i zacofanych - uległo więc daleko posuniętej destrukcji. Czynnikiem potęgującym ten proces jest nie tylko boom demograficzny, ale i degradacja środowiska naturalnego, i ocieplenie klimatu, także terroryzm.
- Czy charakter państwa zmienia się niezależnie od jego poziomu rozwoju cywilizacyjnego?
- Każde państwo jest poddane procesom globalizacyjnym, których naturą jest zmniejszanie różnic. Wydaje się, że istnieją dwie drogi łagodzenia sprzeczności na świecie. Jedna to całkowite otwarcie granic, a druga to integracja, związana z poszerzeniem kontaktów zewnętrznych państw. Obie drogi siłą rzeczy naruszają spójność wewnętrzną państwa, skoro poznaje się innych, inny sposób życia, myślenia, inne wartości. Rynek dociera przecież wszędzie, do różnych systemów: ekonomicznych, politycznych, kulturowych. Jednak całkowite otwarcie granic - dopóki istnieje władza polityczna - jest praktycznie niemożliwe, widzimy ile problemów przyniosła strefa Schengen. Zostaje więc regionalne poszerzanie kontaktów i współpraca, początkowo 2-3 państw w kilku obszarach, np. badań naukowych, handlu czy wspólnych inwestycji. Przykładem jest Nord Stream – globalne dobro publiczne, bo złożyło się na to kilka państw, które czerpią z przepływu gazu czy ropy naftowej korzyści. Jest już więcej takich inicjatyw nie tylko w Europie, ale i w Azji. Najbardziej rozwiniętą formą integracji jest jak dotąd UE, jednak przeszkodą do podejmowania takich działań jest państwo narodowe.
- Które jednak uważane jest za motor postępu…
- Motorem postępu są zawsze pewne grupy społeczne, mające niewiele wspólnego z państwem narodowym. Postęp możemy rozpatrywać bowiem w dwóch obszarach: naukowo-technicznym i jakości życia i rozwoju gospodarczego. I jedno, i drugie zamknąć w systemie narodowym jest praktycznie niemożliwe.
Rozwój zawsze był nierównomierny, a ta nierównomierność ma źródła naturalno-geograficzne i społeczno-ekonomiczno-polityczne. Ludzie z gór mają np. całkiem inną mentalność niż z nizin i tego się nie zmieni. Są obszary, gdzie jest wspaniała ziemia, ale są nieurodzaje. Idea egalitaryzmu jest jedną z wielkich utopii wszystkich społeczeństw od początku do dzisiaj i ona pozostanie. Można trochę łagodzić różnice społeczne, ale nie można ich zlikwidować. Weźmy np. Szwecję, gdzie nie było feudalizmu – tam też są bogaci i biedni. To zróżnicowanie nie jest takie duże jak w Polsce, ale jest. To wynika również z różnicy w kreatywności ludzi.
- Czy państwo narodowe pomaga czy przeszkadza w podnoszeniu jakości życia?
- Dzisiaj powiedziałbym, że przeszkadza. Jesteśmy na takim poziomie rozwoju, że musimy korzystać z doświadczeń innych, a to oznacza, że musimy się na innych otworzyć. Trzeba też zredefiniować pojęcie suwerenności, bo mamy już międzynarodowe instytucje jak trybunał sprawiedliwości, bank europejski, itp. Ostatnia cechą, jaka przyjdzie do społeczeństwa i narodowego i światowego, będzie solidarność, co właśnie widać w Hiszpanii i Katalonii.
- Francis Fukuyama twierdzi, że dzisiaj jest rosnąca dominacja państw słabych i upadających. Zgodziłby się pan z tym?
- Dominacja nie, ale wzrastające zagrożenie – tak. Upadające i nowe państwa będą zagrażały światu poprzez boom demograficzny i łatwość przekraczania granic. One byłyby dominujące – jak mówi Fukuyama – ale poprzez skalę.
Jeśli popatrzeć na świat, to dzisiaj społeczeństwa, które bym nazwał agrarno-przemysłowymi – uwzględniając tu Chiny i Indie - stanowią ok. 80% ludności świata. Reszta to państwa cywilizacji przemysłowo-informatycznej. Czyli proces ten będzie długotrwały. Oczywiście, następuje gwałtowne przyspieszenie cywilizacyjne, ale wszystkie prognozy dotyczące wzrostu potęgi gospodarczej poszczególnych państw pokazują, że w 2050 r. Chiny będą dominującym państwem świata, a z Europy w pierwszej dziesiątce będzie tylko Rosja, Wielka Brytania i Niemcy.
- Niemiecki socjolog Ulrich Beck, autor koncepcji społeczeństwa ryzyka twierdził, że państwo narodowe mamy w głowach, bo światu państwa narodowe nie są niezbędne.
- W pewnym sensie on ma rację, bo przecież państwo narodowe zaczyna się w głowach w XVI- XVII w., kiedy zaczyna się oświecenie. Tu jest ciekawe skojarzenie z dominującymi językami w Europie - początkowo łaciną, potem francuskim, niemieckim i obecnie angielskim. Angielski staje się językiem światowym w latach 70., kiedy upada imperium brytyjskie i kiedy pojawia się neoliberalizm i globalizacja. Możliwość globalnej komunikacji dzięki jednemu językowi i Internetowi leży u podstaw idei społeczeństwa globalnego.
Państwo narodowe będzie jednak jeszcze funkcjonować przez kilka pokoleń, bo przeszkodą w utworzeniu państwa globalnego będzie system kulturowy. Poza tym zwolennicy państwa narodowego mogą spać spokojnie dotąd, dopóki nie ma dobrych elit, dla których siłą napędową jest interes społeczny, a nie zagarnianie władzy.
Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Marek Chlebuś
- Odsłon: 4738
Miejsce Polski wśród państw świata, według danych GUS, jest coraz niższe. W ciągu ostatnich czterech dekad spadło o 7 pozycji: z 15 na 22. W następnym 40-leciu powinno nadal się pogarszać: w perspektywie optymistycznej do 24, w realistycznej do 26 miejsca w roku 2050. Poprawa jest mało prawdopodobna./.../
- Autor: L.Kuźnicki, M. Chlebuś
- Odsłon: 17055
Kontynuując wątek prognostyczny, przedstawiamy w tym numerze Spraw Nauki szczególnie interesującą, i bardzo niepokojącą, prognozę rozwoju Polski sporządzoną przez prof. Leszka Kuźnickiego i Marka Chlebusia – członków Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus. Nasza redakcja publikuje to opracowanie jako pierwsza. W formie papierowej ukaże się ono w trzecim tomie wydawnictwa Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus – Wizja przyszłości Polski.(red.)
„Doba obecna jest jednym z tych krytycznych momentów, w których przeobraża się myśl ludzka. Dwa są podstawowe czynniki tej przemiany. Pierwszy z nich to zupełny upadek wszelkich dogmatów religijnych, społecznych i politycznych, na których wyrosła nasza dotychczasowa cywilizacja. Drugi to powstanie zupełnie nowych warunków bytu i myślenia, których podłożem są współczesne odkrycia w dziedzinie nauki i przemysłu.
Ponieważ jednak idee minionych wieków, chociaż silnie nadwerężane, są jeszcze potężne, a idee dążące do zastąpienia upadających pozostają w okresie kształtowania się – czasy obecne są epoką przejściową i epoką rozprężenia. Trudno dziś przewidywać, co kiedyś wyniknie z tego okresu, nieco chaotycznego z konieczności rzeczy. Nie wiemy, na jakich ideach zasadniczych oprze się społeczeństwo, które zajmie nasze miejsce.”
Tak pisał stulecie temu Gustaw Le Bon, a jego słowa brzmią dzisiaj niepokojąco aktualnie. Chciałoby się wierzyć, że nie czekają nas znów tak dramatyczne czasy, jakie miały nastać wtedy, ale przyszłość wydaje się na powrót mocno nieokreślona. Czynniki dobrobytu, powodzenia, siły mogą się wkrótce zasadniczo zmienić, najbardziej cenione potencjały i źródła przewagi stracić ważność, a lekceważone dziś zasoby nagle okazać się kluczowe. Przyszłość znowu się otwiera, szczególnie przed tymi, którzy ją lepiej pojmą.
Sytuacja Polski
Miejsce Polski w świecie, według zestawień Rocznika Statystyki Międzynarodowej GUS, systematycznie obniża się. Kiedy zaczęto ustalać dane w 1960 r., było ono 14, ostatnio spadło poniżej 22. W żadnym dziesięcioleciu nie zanotowano poprawy, a prognoza na 2050 rok, nawet w wariancie optymistycznym, przewiduje dalszy spadek.
Długoterminową, historyczną i prognozowaną, zmianę miejsca Polski w świecie ilustruje poniższy wykres:
Rysunek I. Średnie miejsce Polski w świecie w latach 1960–2050.
Wśród wskaźników, zastosowanych do obliczenia zilustrowanej wyżej pozycji kraju, dominują miary ekstensywne: potencjały i produkcje. W rozumieniu takich miar, nie rośniemy, przynajmniej nie szybciej niż świat. Stabilność tendencji spadkowej, jej odporność na przemiany wewnętrzne i zewnętrzne, pewne spowolnienie spadku, ale nie jego powstrzymanie, po przemianach ustrojowych i geopolitycznych roku 1989, nasuwają fundamentalne pytanie, czy obrona tak rozumianej pozycji może być celem polityki polskiej? I czy powinna?
Polska jest coraz mniej globalnie istotnym państwem, ale równocześnie większości mieszkańców kraju żyje się coraz lepiej. Poprawia się zamożność, stan zdrowia, środowisko, unowocześnia się gospodarka i poszerza wykształcenie. Może, z konieczności lub z wyboru, Polska powinna koncentrować się dzisiaj bardziej na intensywnych i lokalnych niż ekstensywnych lub kontynentalnych celach rozwojowych?
Za bezdyskusyjny pozytyw ostatnich lat trzeba uznać historyczne powracanie Polski do kręgu cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Społeczeństwo polskie otwiera się i dynamizuje, co stwarza wartościowy kapitał samodzielnego rozwoju. Jest też coraz lepiej, a przynajmniej coraz powszechniej wykształcone. Budowana jest na wielką skalę infrastruktura, przynajmniej ta twarda.
Gospodarka Polski integruje się z gospodarką Unii Europejskiej, szczególnie niemiecką. Indukuje to wzrost gospodarczy, oznaczający co prawda bardziej zmniejszanie zapóźnienia i procesy dostosowawcze niż samoistny postęp. Rozwój gospodarczy Polski ma głównie charakter imitacyjny i jest inicjowany oraz ukierunkowywany zazwyczaj przez siły zewnętrzne. Wewnętrzne czynniki wzrostu pozostają raczej słabe.
Przynależność do NATO daje pewną rękojmię bezpieczeństwa, lecz własna siła militarna Polski nadmiernie zmalała. Co prawda, bezpośrednie militarne zagrożenie Polski wydaje się dzisiaj mało prawdopodobne, jednak doktrynę obronną należy opierać na czymś więcej niż wiara w sojusze i nadzieja na pokój.
Polityka zagraniczna została formalnie podporządkowana Unii Europejskiej, która jednak sama własnej polityki jeszcze nie wypracowała, dlatego Polska zdaje się nie realizować w tej dziedzinie żadnej strategii, oprócz niezbyt spójnych decyzji ad hoc. Słabość polskiej myśli strategicznej jest jednym z najbardziej niepokojących zagrożeń na najbliższą przyszłość.
Polska pozostaje w dziejowym rozkroku, jedną nogą nadal tkwiąc w narzucanym przez półwiecze systemie sowieckim, kiedy drugą od dwudziestolecia szuka oparcia w modelu zachodnim. Utrwala to niebezpieczny kryzys tożsamości i rodzi niedobre skutki dla modelu prawnego oraz instytucjonalnego państwa i jego spójności. Sytuację dodatkowo komplikuje kryzys ustroju liberalnej demokracji, któremu niedawno zawierzyliśmy, porzucając wysławiany wcześniej realny socjalizm. Najpierw przekonanie, potem rozczarowanie co do kolejnych recept na urządzenie świata, stawia nas trochę w sytuacji tych chłopców z opowiadania Mrożka, którzy po odkryciu oszustwa w ZOO, w żadne słonie już nie wierzą.
Mimo usprawiedliwienia, jakiego dostarczają historyczne okoliczności, na stan kraju trzeba spojrzeć trzeźwo, bez nadmiernej empatii, choć też bez szukania winnych, bo po pierwsze, to już nic nie zmieni, a po drugie, mało który problem społeczny ma konkretnych sprawców. Nie trzeba jednak obawiać się surowych diagnoz i radykalnych wniosków. Uspokajające samozadowolenie byłoby większym błędem.
Polska myśl państwowa uległa atrofii, a państwo uchyla się od odpowiedzialności planistycznej i strategicznej – z jednej strony wskutek rozpowszechnienia wśród elit beztroskiego liberalizmu, z drugiej – przez pozorne uwolnienie się od społecznej i historycznej misji, rzekomo przesuniętej na struktury zewnętrzne. Porzucone państwo popadło w zależność od różnych oligarchii, plutokracji, korporacji, mafii, służb oraz państw zewnętrznych, utrudniającą, a w niektórych dziedzinach wręcz uniemożliwiającą racjonalizację i harmonizację jego polityki.
Sprzyja temu zdemolowana w ostatnich latach świadomość Polaków, szczególnie niszcząca i tak wątły kapitał społeczny atmosfera negacji tradycyjnych wartości, cnót, autorytetów, dobra wspólnego, identyfikacji z kulturą i państwem.
Rozwiązania instytucjonalno-prawne są niespójne, często patologiczne i patogenne, stymulujące szarą strefę i korupcję, zwiększające opresyjność państwa i sprzyjające pasożytnictwu jego instytucji. Wiele urządzeń publicznych ma wątpliwy status użyteczności, a większość jest bardzo niesprawna. Poziom zaufania państwa do obywateli i obywateli do państwa jest niski, niepokojąco też rośnie rozziew między elitami a społeczeństwem i zwiększa się ich wzajemna nieakceptacja oraz obcość. To grozi utratą tożsamości ich obu.
Ten niezadowalający stan rzeczy nie jest w całości polską specyfiką. Trzeba go w wielu aspektach uznać za przejaw kryzysu cywilizacyjnego, jaki w ostatnim półwieczu trawi świat zachodni, zresztą wschodni też. Polskę wyróżnia mniej szczególny charakter problemów, a bardziej ich nieświadomość.
Czynniki zewnętrzne
Polska nie jest i nie będzie w najbliższej przyszłości podmiotem polityki globalnej. Pozostanie jednak ważnym teatrem tej polityki, szczególnie na nią eksponowanym. Dlatego kluczowo ważne dla przyszłości Polski będzie właściwe rozpoznanie procesów geopolitycznych, zrozumienie kształtującego się właśnie nowego ładu regionalnego oraz globalnego i odpowiednie w nich ulokowanie się.
Ekstensywny rozwój Polski i budowanie wokół niej wspólnoty wschodnioeuropejskiej, jakkolwiek niewykluczone, byłoby trudne bez przyzwolenia sąsiadów, a nawet bez poparcia niektórych z nich, i wymagałby silnego geopolitycznego umocowania Polski, zapewne przez USA, i zapewne takie umocowanie musiałoby mieć uzasadnienie poza bezpośrednimi relacjami USA z Polską, pozostając też tym samym poza naszym wpływem.
Z kolei, szanse intensywnego rozwoju Polski jako kraju bez większych aspiracji kontynentalnych czy globalnych, powinny się najpewniej i najpełniej realizować w ramach Unii Europejskiej. Sama Unia będzie pozostawać pod presją wydarzeń światowych, ale o jej istnieniu i zasadniczej ewolucji zadecydują raczej procesy wewnętrzne.
Charakter powiązania przyszłości Polski z przyszłością Unii ilustruje następująca tabela:
Tabela I. Scenariusze dotyczące przyszłości Unii Europejskiej i Polski w perspektywie 2050 r.
Scenariusz |
Sytuacja Unii Europejskiej |
Skutki dla Polski |
|
1 |
Rozpad |
Rozpada się |
Kryzys społeczny |
2 |
Trwanie |
Istnieje bez istotnych zmian |
Stopniowy rozwój |
3 |
Wzmocnienie |
Zwiększa integrację gospodarczą |
Przyśpieszony rozwój gospodarczy i cywilizacyjny |
4 |
Poszerzenie |
Powiększa się o duże państwa, |
Różne zmiany o charakterze ambiwalentnym |
Scenariusze 2 i 3 należy uznać za bardziej prawdopodobne niż 1 i 4. Są one tym samym dominujące. Okazują się też najkorzystniejsze dla Polski. Potwierdza to, przynajmniej z kilkuletniej perspektywy, strategiczne uzasadnienie akcesji Polski do Unii.
Największe zagrożenia dla przyszłości Unii Europejskiej i tym samym Polski to zapewne: kryzys finansowy, kryzys w realnej gospodarce i kryzys społeczny na tle wzrastającej liczby osób wykluczonych. Mniej zagrażają Europie konflikty między mocarstwami czy w ogóle konflikt zewnętrzny. Pojawić się mogą inne problemy, zwłaszcza związane ze starzeniem się Europejczyków, z dostępem do wiedzy, technologii, usług medycznych, te jednak powinny być mniej dramatyczne w skutkach.
Ogólnie biorąc, wpływ czynników zewnętrznych na sytuację Polski wydaje się na ogół silniejszy od wpływu czynników wewnętrznych, dla których dodatkowo (te pierwsze) bywają pierwotne. Przeciągający się kryzys i niewykluczone załamanie dotychczasowego ładu światowego i regionalnego, możliwa zmiana paradygmatu gospodarczego, a przynajmniej finansowego, niejasność co do nowych modeli równowagi globalnej w obliczu wyczerpywania się starych – wszystko to sprawia, że parametry zewnętrzne stały się chwiejne, a ich przyszłość niewyraźna.
W perspektywie obecnego półwiecza, głównym czynnikiem kształtującym geopolitykę będzie hegemonia USA, zapewne inna niż dzisiaj, według jednych słabnąca, według innych tylko zmieniająca swój charakter. Z racji kosmicznej – w przenośni i dosłownie – dominacji militarnej Stanów Zjednoczonych, zważywszy na śmiałość, z jaką korzystają one z siły, możliwość pokojowego oddania globalnej dominacji przez Amerykę trzeba uznać za niewielką. Głównym obszarem, na jakim mogłoby do tego dojść, jest Daleki Wschód, wikłający strategicznie wszystkich głównych konkurentów USA. Najbardziej prawdopodobną przyczyną tego mogłyby być wewnętrzne problemy w Ameryce Północnej. Wszystko to nie dotyczy bezpośrednio Polski.
Z naszego punktu widzenia, najistotniejsze w polityce USA jest zaangażowanie w otoczeniu Polski, chyba raczej nie z uwagi na samą Polskę, lecz bardziej na sytuację innych państw. Całkowite wycofanie tego zaangażowania byłoby dla nas raczej niekorzystne, bo otwierające nowe pola walki o dominację i zapewne ośmielające sąsiadów do nowych form ekspresji i ekspansji. Ogólnie jednak wydaje się, że rola Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej w Europie powinna ulegać stopniowemu zmniejszaniu.
Nie należy też się spodziewać wzrostu wpływów Rosji, szczególnie takich, które by oddziaływały na suwerenność Polski. Możliwa ekspansja Rosji w Europie powinna się ograniczać do Białorusi i Wschodniej Ukrainy, co oczywiście ma dla nas znaczenie, lecz bezpośrednio nie musi na nas wpływać. Za to istotnie zmieniłoby sytuację Polski wejście Rosji do Unii Europejskiej (czy następcy Unii, jednoczącego całą Europę). W takiej hipotetycznej sytuacji, miejsce Polski w Europie mogłoby, a nawet musiałoby ulec silnej i niejednoznacznej redefinicji, z odmiennymi skutkami dla różnych dziedzin, raczej pozytywnymi dla gospodarki i raczej negatywnymi dla państwa.
Polityka Niemiec oraz Rosji, zarówno własna, jak wzajemna, będzie na Polskę wpływać silnie i bezpośrednio. Konkurencyjnym dla Polski obiektem uwagi Niemiec jest Europa, a Rosji – Azja. Prawdopodobnie, najkorzystniejsze byłoby dla nas wzmocnienie się Niemiec w Europie oraz Rosji w Azji, niejako odwracające uwagę obu potęg od Polski. Jest to jednak mało prawdopodobne, zwłaszcza w odniesieniu do Rosji, która powinna w Azji stopniowo słabnąć.
Niezwykle znaczący dla Polski byłby, dziś mało spodziewany, lecz w przyszłości możliwy, kontynentalny podział Rosji na część europejską oraz azjatycką. Wtedy Polska mogłaby się stawać ważnym obiektem zainteresowania Rosji Europejskiej, zapewne bezbronnym wobec jej zamiarów. W takiej sytuacji, gdyby Unia Europejska pozostawała jeszcze w podobnej do dzisiejszej postaci, stosunkowo najbezpieczniejsza i priorytetowa dla Polski byłaby akcesja Rosji do Unii.
Mniej prawdopodobny rozpad Rosji na kilka państw w części europejskiej, byłby dla Polski korzystny, w przypadku utrzymania się dzisiejszej formy Unii Europejskiej, bo wtedy Polska mogłaby zyskiwać centralne miejsce w jednoczącej się w ramach Unii Europie Wschodniej. Z kolei, rozpad i Rosji, i Unii, zwłaszcza w przypadku większego kryzysu państwowości Niemiec (dzisiaj wprawdzie bardzo mało prawdopodobnego, lecz niewykluczonego w dalszej perspektywie), stwarzałby nam szanse rozwojowe tylko wtedy, gdybyśmy zdążyli osiągnąć uzasadniający suwerenność poziom myśli państwowej. W przeciwnym wypadku mógłby być dla nas niekorzystny.
Oddziaływanie najważniejszych czynników zewnętrznych jest, jak widać, wielowymiarowe i niejednoznaczne. Mało które zdarzenie zewnętrzne jest dla nas samoistnie i jednoznacznie dobre lub złe. Trudno o proste wartościowanie, kiedy trzeba uwzględniać całe drzewa powiązanych scenariuszy, na większość z których nie mamy większego wpływu. To nie znaczy, że polityka Polski nie może mieć celów, ale na pewno znaczy, że musi mieć warianty.
Czynniki wewnętrzne
W perspektywie najbliższych dziesięcioleci, relatywny postęp w gospodarce wydaje się wysoce prawdopodobny, nawet przy braku działań polskich władz, bo będzie indukowany zewnętrznie. Nie będzie to wprawdzie sprzyjało innowacyjności, odpowiedzialności społecznej czy samowystarczalności gospodarczej, ale w rozumieniu większości wskaźników ekonomicznych powinno być pozytywne, przynajmniej na tle Europy.
Również postęp społeczny, a zwłaszcza cywilizacyjny, może się pod wieloma względami dokonywać bez większych wysiłków państwa, wskutek naturalnej dyfuzji w otwartym, europejskim społeczeństwie.
Nawet same instytucje państwa mogą podlegać wspomaganemu z zewnątrz usprawnieniu, przynajmniej w tych obszarach, które będą ważne dla Unii, a szczególnie Niemiec. Ewolucja instytucjonalna i prawna w kierunku modelu niemieckiego byłaby zresztą dla Polski usprawniająca i ogólnie korzystna, jednak nie wolno nad nią tracić kontroli, zwłaszcza w tych obszarach, gdzie nasze interesy (i charaktery) są różne.
Jak zawsze, niepewna jest przyszłość co do demografii. W 1995 r. demografowie przewidywali zgodnie, iż w roku 2010 ludność Polski przekroczy 40 mln i będzie dalej wolno wzrastać. Rzeczywistość okazała się inna, i to zarówno co do wielkości populacji, jak i jej tendencji. Obecnie żyje w Polsce około 38 mln mieszkańców i liczba ta się zmniejsza. Według dzisiejszych przewidywań, w roku 2050 ludność Polski zmaleje do 32 mln, co może jeszcze nie jest wielkością krytyczną, ale powinno być uznane za dolną granicę bezpieczeństwa. Głównymi przyczynami zmiany trendu demograficznego są ograniczenie dzietności kobiet i emigracja.
Europa Zachodnia oferuje młodym i energicznym Polakom lepsze niż w kraju warunki płacowe oraz socjalne. Nie istnieją też żadne skuteczne zachęty do reemigracji. Patrząc realistycznie w przyszłość, można przewidywać, że emigracja z przyczyn ekonomicznych zmniejszy się znacząco wraz z rozwojem gospodarczym i cywilizacyjnym Polski. Inaczej ma się sprawa z dzietnością Polek. W tym przypadku, postęp cywilizacyjny może wywierać wpływ ujemny. Znaczący przyrost naturalny może zapewnić tylko długotrwała, konsekwentna polityka państwa, kierowana przede wszystkim do młodzieży oraz do kobiet.
Niepokojąco zmniejsza się kapitał intelektualny kraju. W minionym dwudziestoleciu, polska nauka i szkolnictwo wyższe znacznie obniżyły swoją pozycję w świecie. Jest to tym bardziej deprymujące, że miało miejsce w wyjątkowo korzystnym czasie, kiedy Polska stawała się państwem suwerennym, otwartym, cieszącym się demokratycznym ustrojem, rynkową gospodarką, rosnącą skolaryzacją.
W najważniejszym i najpełniejszym światowym rankingu SCImago Research Group, obejmującym 2833 instytucji naukowych z 83 państw, w pierwszej setce lokuje się tylko Polska Akademia Nauk, w pierwszej pięćsetce jeszcze Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski, a w pierwszym tysiącu mieści się w ogóle 11 placówek polskich. Zestawienie to musi napawać troską i wskazuje, że nasz potencjał intelektualny plasuje nas znacznie poniżej naszych aspiracji.
Podniesienie kapitału intelektualnego powinno być jednym z głównych priorytetów Polski. Przede wszystkim, należy poprawić poziom szkolnictwa wyższego oraz zwiększyć jego (i w ogóle nauki) powiązanie z gospodarką. Nie będzie to możliwe bez umiędzynarodowienia najlepszych uczelni oraz zwiększenia ogólnego poziomu wydatków na badania i rozwój, dzisiaj w Polsce procentowo trzy razy mniejszego od średniej dla Unii Europejskiej. Samo jednak zwiększenie finansowania czy otwarcie, bez zmiany polityki naukowej i edukacyjnej, nie przyniesie zadowalających rezultatów.
We wspomnianym rankingu SCImago Group, spośród obecnie działających w Polsce 456 uczelni wyższych, w ogóle zmieściło się tylko 44, lokując się między miejscami 362 a 2721. Jakikolwiek dostrzegalny globalnie poziom trzyma więc co dziesiąta polska uczelnia. Być może, mamy ich dziesięć razy za dużo, jak na nasze możliwości? Zresztą, i potrzeby też by trzeba zweryfikować. Z samych przyczyn demograficznych, liczba studiujących w Polsce powinna zmaleć kilkakrotnie: z prawie dwóch milionów w 2010 r. do kilkuset tysięcy w 2050 r., a zatem obecny system jest i tak nie do utrzymania, co może uzasadniać radykalne reformy i w konsekwencji ułatwiać odbudowę intelektualną kraju.
Perspektywy
Za najbardziej prawdopodobne należy uznać, że Polska będzie w 2050 r. istnieć jako członek Unii Europejskiej, silnie zintegrowany z Niemcami i dzięki temu awansujący gospodarczo oraz cywilizacyjnie. Wskazywałoby to, aby konieczne reformy instytucjonalne naśladowały różne rozwiązania niemieckie. Również w zakresie infrastruktury, nauki i edukacji powiązanie z Niemcami powinno rosnąć, zresztą zazwyczaj z korzyścią dla Polski.
Na ten główny scenariusz rozwojowy władze polskie nie będą mieć większego wpływu i nie trzeba od nich oczekiwać tu specjalnej aktywności. Mogą za to i powinny podjąć działania towarzyszące, szczególnie w kierunku odbudowy erodujących potencjałów, zwłaszcza intelektualnego, społecznego i demograficznego. Nie musi być to sprzeczne z interesem Niemiec, które raczej mogą w tym pomagać niż przeszkadzać. Konkurencyjne mogą być za to interesy dotyczące budowy elit państwa oraz wykorzystania zasobu ludzkiego, tutaj władze polskie muszą się wykazać pewną autonomią.
Prawdopodobne niewielkie rozszerzenie Unii na Wschód powinno sprzyjać Polsce, stawiać przed nią nowe, względnie samodzielne zadania, wywołując reformę instytucjonalną i zwiększając potencjał państwa. Z kolei, wejście całej europejskiej Rosji do Unii może grozić osłabieniem państwa polskiego, choć powinno być korzystne gospodarczo.
Za niewykluczoną trzeba uznać postępującą degenerację instytucjonalną Unii Europejskiej i redukcję jej statusu do podobnego, jaki osiągnęła dzisiaj ONZ. Scenariusz erozji Unii może być dla Polski w niektórych aspektach korzystny, na przykład ze względu na zmniejszenie krępującej unijnej standaryzacji, jednak ogólnie szanse rozwojowe Polski raczej by zmalały.
Niepewne wydaje się utworzenie jednego państwa europejskiego, dlatego rola państwa polskiego pozostanie ważna, co najmniej w obszarach niezbywalnej autonomii, takich jak polityka społeczna, mieszkaniowa czy żywnościowa, a także w kluczowych dla przyszłości Polski obszarach energetyki oraz gospodarki ograniczonym zasobem wody.
Dodatkowo rolę państwa powinno zwiększać prawdopodobne odchodzenie świata od modelu neoliberalnego. Z drugiej strony, w miarę postępów globalizacji, niektóre funkcje państw będą przejmowały instytucje ponadnarodowe. Tym ważniejsza będzie jakość i skuteczność naszych w nich reprezentantów.
Całkowity rozpad Unii wydaje się raczej mało prawdopodobny, więc strategiczne europejskie powiązanie Polski zdaje się nie mieć racjonalnej alternatywy, a minimalizacja dystansu cywilizacyjnego i ekonomicznego poprzez mądrą integrację z Unią wydaje się bezdyskusyjnym, choć oczywiście nie jedynym, celem polityki polskiej na najbliższe dziesięciolecia.
Perspektywy gospodarcze Polski, na tle Europy i świata, są relatywnie dobre. Szybciej powinny się rozwijać te branże, w których będziemy podwykonawcami dla firm europejskich. Może to także obejmować obszary wysokiej technologii, choć raczej będzie mało powiązane z rodzimą myślą techniczną. Nasza samowystarczalność będzie zapewne ulegać dalszemu zmniejszaniu, szczególnie jeśli nie ulegnie zmianie polityka standaryzacyjna i reglamentacyjna Unii, zwłaszcza w stosunku do emisji CO2, zagrażająca Polsce deindustrializacją.
Znaczenie gospodarcze Polski w świecie powinno się nadal zmniejszać, ale pozycja gospodarcza Polski w Europie może się utrzymać, a nawet zwiększyć, przynajmniej w rozumieniu statystyk. PKB per capita z wysokim prawdopodobieństwem może osiągnąć średni poziom Unii.
Rokowania dla środowiska naturalnego są jeszcze lepsze niż dla gospodarki. W wielu sprawach należy spodziewać się znacznej poprawy obecnego stanu środowiska, a tam, gdzie może nastąpić pogorszenie, jego zakres powinien być lokalny.
W roku 2050 lasy pokryją prawdopodobnie trzecią część powierzchni kraju, a dzięki oczyszczaniu praktycznie wszystkich ścieków przemysłowych oraz komunalnych, radykalnie poprawi się jakość wód śródlądowych i w konsekwencji również Bałtyku. W następstwie zmiany charakteru rolnictwa oraz rozbudowy infrastruktury, na niektórych obszarach Polski zmniejszy się różnorodność biologiczna, ale równocześnie powiększeniu ulegną parki narodowe i obszary chronione.
Dla turystów o zainteresowaniach przyrodniczych, Polska stanie się jednym z najatrakcyjniejszych krajów Unii Europejskiej. W większym niż dotychczas stopniu może też się stać miejscem pielgrzymek religijnych, a także turystyki historycznej i sentymentalnej, szczególnie Żydów oraz Niemców. W perspektywie 2050 roku, turystyka ma szansę stać się znaczącą gałęzią gospodarki narodowej.
Duże zmiany powinny objąć rolnictwo. Powierzchnia użytków rolnych zapewne zmaleje, zregionalizuje się też ich struktura, a ogólnie wzrośnie udział łąk, pastwisk i sadów kosztem gruntów ornych. W połowie XXI wieku, rolnictwo będzie miało w Polsce charakter mieszany: obok upraw wielkołanowych, będą istnieć gospodarstwa tradycyjne, niekoniecznie zacofane, bo coraz częściej specjalizujące się w przetworzonych produktach specyficznych oraz regionalnych. Znaczący ułamek użytków rolnych zajmować powinny farmy ekologiczne, mogące stać się ważną specjalnością Polski.
W ostatnim dwudziestoleciu, największy uszczerbek, może poza myślą państwową, poniosła wojskowość. Odbudowa potencjału w tym zakresie, choć bezdyskusyjnie konieczna, może napotykać szczególne przeszkody. Przede wszystkim, nowoczesne uzbrojenie staje się coraz droższe i wymaga częstego odnawiania. Poza tym, nie mamy, my sami oraz sojusznicy w zakresie nas dotyczącym, jednoznacznej doktryny obronnej.
Co więcej, w kontekście sojuszy i globalizacji, przyszła doktryna może się okazać z dzisiejszej perspektywy nieoczekiwana, a nawet egzotyczna. W 2050 r. można sobie wyobrazić oparcie polskiego potencjału zbrojnego na przykład na wojskach ekspedycyjnych i obronie cywilnej, ale też na robotach oraz wojskach informatycznych, a może jeszcze na zupełnie innych rozwiązaniach, uzasadnionych potrzebami NATO, USA, a także naszymi własnymi. Nawet nasz niezbywalny obowiązek obrony granic oraz integralności terytorialnej będzie prawdopodobnie realizowany w ramach Unii Europejskiej, i może silniej zależeć nie tyle od naszej wizji, co raczej od utrzymania (bądź nie) statusu państwa granicznego Unii. Prognozy w tym obszarze mają najwyższy stopień niepewności.
Priorytety rozwojowe
Największe i potencjalnie krytyczne zagrożenie dla Polski stwarzają degradujące się i trudne do odbudowania potencjały, szczególnie intelektualny, społeczny, demograficzny oraz obronny. Powiązana jest z tym również degeneracja instytucjonalna państwa oraz upadek kultury politycznej, chociaż te zagrożenia można uznać za wtórne. Z kolei, praźródłem większości, a może wszystkich wskazanych problemów, jest niski kapitał intelektualny. Zaniedbania w tej dziedzinie rosną i stawiają pod znakiem zapytania zdolność Polski do samodzielnego rozwoju.
Kluczowe obszary rozwoju w perspektywie roku 2050, sytuację Polski w tych obszarach, powiązania zewnętrzne i zalecany kierunek działań własnych zestawiono w poniższej tabeli:
Tabela II. Perspektywy i priorytety rozwojowe Polski.
Obszar |
Perspektywy dla Polski |
Priorytet obszaru |
Powiązania zewnętrzne |
Zewnętrzna presja rozwojowa |
Rola działań własnych |
Kierunek działań własnych |
Gospodarka |
dobre |
wysoki |
Niemcy/UE |
duża |
mała |
kontynuacja |
Rolnictwo |
dobre |
raczej wysoki |
UE/Rosja |
średnia |
znaczna |
kontynuacja |
Infrastruktura twarda |
raczej dobre |
wysoki |
UE/Niemcy |
raczej duża |
średnia |
kontynuacja |
Bezpieczeństwo |
niepewne |
raczej wysoki |
NATO/Rosja/UE |
niejedno-znaczna |
średnia |
radykalna reforma |
Polityka zagraniczna |
niepewne |
średni |
UE/NATO |
średnia |
niewielka |
niejasny |
Instytucje/ |
raczej złe |
wysoki |
UE |
średnia |
raczej duża |
reforma |
Edukacja/ |
raczej złe |
wysoki |
UE |
mała |
duża |
reforma |
Nauka |
złe |
raczej wysoki |
USA/UE |
bardzo mała |
duża |
radykalna reforma |
Kultura narodowa |
bardzo złe |
wysoki |
Polonia, Słowianie |
znikoma |
wielka |
odbudowa |
Myśl państwowa |
krytycznie złe |
bardzo wysoki |
UE/Rosja |
raczej negatywna |
wielka |
budowa |
Już nawet tak elementarna tabela, czy się z nią zgadzać, czy nie, wygląda, jak plan pracy dla dziesiątek badaczy. Niezbędne i pilne staje się powołanie ośrodka myśli strategicznej, którego zadaniem byłoby przygotowywanie długookresowych planów rozwojowych, intelektualna pomoc w formułowaniu i rozwiązywaniu strategicznych problemów społecznych i gospodarczych oraz ostrzeganie przed wewnętrznymi i zewnętrznymi zagrożeniami.
Wnioski
W ostatnich latach, gwałtownie zmienia się świat i upadają kolejne cywilizacyjne dogmaty. Globalny system staje się chaotyczny, a przyszłość wyjątkowo nieprzewidywalna. Postępuje globalizacja, zmienia się model światowej równowagi, nowych rozwiązań szuka też Unia Europejska. Nie wiadomo, jaki będzie nowy globalny ład, ale wiadomo, że będą w nim lepsze i gorsze miejsca. Te lepsze zajmą i ci, którzy ten ład ukształtują, i ci, którzy mieli zdolność przewidywania, być może też ci, którzy po prostu mieli szczęście, lecz raczej nie ci, którzy mieli fałszywy obraz rzeczy lub nie mieli go wcale. Na razie pozostajemy w tej ostatniej grupie.
Zasadniczym problemem jest demografia. W obecnych granicach, klimacie i warunkach gospodarowania, można sobie wyobrazić Polskę i 30-milionową, i 50-milionową. O ile jednak ujemny przyrost naturalny nie musi być jednoznacznie negatywny, to mocno niepokojąca staje się emigracja, choć mądra polityka państwa mogłaby uczynić z niej atut, a bezwzględnie groźna i nieakceptowalna jest rosnąca skala wykluczenia cywilizacyjnego, zwłaszcza młodych. Niestety, we wszystkich tych obszarach, państwo polskie pozostaje bierne.
Różne dziedziny mogą wymagać odmiennych rozwiązań. O ile ogólna edukacja jest zjawiskiem powszechnym i przynajmniej w pierwszych stadiach egalitarnym, to kultura wysoka potrzebuje silnego elitaryzmu, podobnie też nauka. Z kolei, nauka może rozwijać się w większości imitacyjnie i w powiązaniu ze światem, a kultura już w mniejszym stopniu.
Jeśli chodzi o polską kulturę, naukę i w ogóle kapitał intelektualny, tu nie można liczyć zewnętrzną presję rozwojową. Jest to najważniejszy obszar odpowiedzialności elit, a ich stan jest zły, najpierw przez historyczne straty, potem wskutek popadnięcia – za sprawą mediów oraz innych służb publicznych – w odmęty popkultury i komercji, prawie całkowicie likwidujące budowaną przez pokolenia warstwę inteligencji. Konieczność szybkich i radykalnych działań naprawczych staje się bezdyskusyjna. Gorzej z możliwościami.
Drugą Rzeczpospolitą budowali wielcy Polacy, ściągający z całego świata, PRL zasiliły lewicowe elity Polski przedwojennej, a III RP powracający z zaawansowanych cywilizacyjnie krajów emigranci. Dziś nie bardzo widać zewnętrzny zasób elit, do którego jeszcze by można sięgnąć. Potencjał intelektualny Polski trzeba będzie prawdopodobnie odbudowywać głównie siłami wewnętrznymi, a te stale maleją. Jeżeli odpowiednie procesy nie będą niezwłocznie podjęte i przeprowadzone, grozi nam zanik kapitału kulturowego i postępująca za tym erozja kapitału społecznego, a w konsekwencji może nawet utrata historycznej zdobyczy II i III Rzeczpospolitej: prawa do suwerenności.
Centralnym problemem Polski, utrudniającym zmierzenie się z wszystkimi innymi problemami, jest nieistnienie trwałego instytucjonalnego ośrodka myśli państwowej, pozbawiające kolejne władze stabilnego, konsekwentnego, długookresowego wsparcia prognostycznego, planistycznego i strategicznego. Bez takiego wsparcia, trudno będzie Polsce odnaleźć się we współczesnym świecie, także w Unii Europejskiej oraz NATO, gdzie dominują kraje o rozwiniętej i ugruntowanej myśli państwowej.
Leszek Kuźnicki
Marek Chlebuś