Prognozowanie (el)
- Autor: Kazimierz Krzysztofek
- Odsłon: 4555
Z licznych raportów, które informują o nowinkach hiperkapitalizmu (te, które dopiero się rodzą w głowach, nie są ujawniane) wyłaniają się cztery megatrendy:
„Myślące przedmioty” (Things that think)
Ekspansja sztucznego środowiska człowieka, które wymaga innego typu adaptacji niż środowisko naturalne. Bogate, nasycone w ICT, media pełną trzy funkcje: są nomadyczne, wędrują razem z użytkownikiem wymuszając jego mobilność, wszędobylskie (Internet wszędzie, dostępny zawsze, użytkownik always on, możliwość podłączenia w każdym miejscu i czasie, niewidoczny), a zarazem umiejscowione (embedded) w obiektach (ambient intelligence), RFID, NFC (Near Field Communication). Będą nas one lokalizować, dostarczając informacji handlowej, kulturalnej i wszelkiej innej. Będą zarazem coraz bardziej „synestetyczne”, współczulne (sentient technologies), uczące się użytkownika, myślące o jego potrzebach i wybierające za niego najlepsze opcje. Wszystko ma być smart: domy, samochody, zmywarki, spłuczki klozetowe, itp.: każde z tych urządzeń ma być samo w sobie „bogate w media”.
Budynki, jakie dziś się wznosi, tworzą soft architecture, wyposażoną w zaawansowaną domotykę, która monitoruje sama siebie i przestrzeń wokół niej z jej użytkownikami włącznie. Komputery w nią wmontowane są ukryte przed naszymi oczami jak silniki i kable, są cichymi agentami obecnymi wszędzie i nigdzie (stąd nazwy: disappearing computers, calm technology, ubicomputing). Można to nazwać przestrzenią monitorowanego komfortu życia. Mark Weiser na początku lat 90. w książce Computing for the 21th century przewidywał, że będzie to nowy paradygmat technologii, napędzający najmocniej przemysł komputerowy.
Hipertekst i interfejs to dwie mantry wyznaczające współrzędne kondycji ludzkiej w epoce cyfrowej. Poszerza się numeryzacja naszego przetrwania. Dla bankomatów i banków jesteśmy oznaczeni przez ciąg cyfr składających się na piny, numery kont; policja identyfikuje nas po numerach rejestracyjnych; przez urzędy jesteśmy identyfikowani jako numery PESEL i NIP; liczne urządzenia rozpoznają nas przez kody dostępu; linie papilarne, siatkówka oka i in. są dekodowane przez czytniki cyfrowe; kolory, rozmiary, producenci, części zamienne, to co na sobie nosimy, wszystko ma swoje kody, kolory; technologia GPS – to wszystko przywoływane jest na interfejsach. W przestrzeni realnej i wirtualnej funkcjonujemy coraz bardziej jako cząstki kodu cyfrowego. Stajemy się zakodowanym społeczeństwem hiperaktywnym.
Imperatyw „szukaj”
Jak pisze autor książki o fenomenie Google’a, John Battelle „…w najbliższej przyszłości wyszukiwanie opuści swoją kołyskę, sieć WWW, rozprzestrzeniając się swobodnie na wszelkiego rodzaju urządzenia …wyszukiwanie zostanie wbudowane we wszystkie istniejące urządzenia cyfrowe. Telefon, samochód, telewizor, wieża stereo, najdrobniejszy przedmiot z układem scalonym i możliwością łączenia się – wszystko będzie umożliwiało wyszukiwanie w sieci”.
Z każdą nową osobą, instytucją czy książką, która znajduje swą drogę do sieci nakaz wyszukiwania staje się coraz bardziej przemożny. W Polsce tego tak mocno nie odczuwamy, skala dygitalizacji zasobów jest bowiem jeszcze relatywnie mała. Tam, gdzie jest wysoka, czuje się siłę Internetu i potencjał jego zasobów. W USA rutyną staje się szperanie za wszystkim - każda decyzja biznesowa, ba, nawiązanie kontaktu z nieznaną osobą, pierwsza randka, zaczyna się od Google, Yahoo! czy MSN. Naturalnie, aby takie wyszukiwanie było skuteczne, nie wystarczy tylko duża skala ucyfrowienia zasobów, ale także transparentność systemu społecznego, wola umieszczania w sieci wszystkiego co zostało ujawnione, każdego wyroku sądowego, problemów ludzi z prawem, obyczajem, przyzwoitością, alkową itp.
Rzecznicy systemu search wskazują na korzyści w sferze bezpieczeństwa. Istotnie, nie ujdzie potencjalnie uwagi żaden podejrzany przedmiot np. podczas kontroli na lotnisku, a to dziś spędza sen z oczu wszystkim. Będzie można wreszcie zrezygnować z pasów cnoty; już dziś są one niepraktyczne, bo naruszają intymność, alarmując wykrywacze metali podczas odpraw. Obiekt będzie chroniony cyfrowo i uprawniony jego użytkownik będzie zawsze wiedział w jakiej jest on (obiekt) kondycji.
Jest jednak pewne zagrożenie: skoro Google zna nasze tajemnice, to może inni też zechcą je poznać, na przykład władza. A to już ociera się o rząd dusz. Bowiem, jak powiada Batelle, Google to nie tylko wyszukiwarka, ale także bank intencji. Oferta jest intrygująca My będziemy Twoim bankiem szwajcarskim – pozwól nam indeksować (zaksięgować) i przechowywać twoją zawartość, a kiedy ktoś ją za naszym pośrednictwem znajdzie, umożliwimy jej sprzedaż z zyskiem dla ciebie. Tu już nie czas, a zawartość to pieniądz. Szefom Google oczywiście zależy na dobrym wizerunku wśród użytkowników, ale jako spółka giełdowa działa w interesie przede wszystkim swych udziałowców oraz CEO. To rządy są odpowiedzialne przed obywatelami i na nich spoczywa obowiązek demokratycznej kontroli i stania na straży praw jednostki.
Google jest pierwszym w dziejach posłańcem, który wiele wie zarówno o posyłającym jak i adresacie. Rejestruje nasze myśli, tworząc w ten sposób wzorce zachowań i portrety, dzięki czemu poszukiwanie jest bardzo skuteczne i pożyteczne. Daje wiele satysfakcji, na przykład, gdy uda nam się odszukać dawną sympatię po latach i dowiedzieć się o jej/jego kolejach losu. Ale co będzie, gdy ktoś to zindeksuje i udostępni?
Masowe wyszukiwanie wszystkiego przez wszystkich zmienia środowisko społeczno-kulturowe, każe przyjrzeć się na nowo sformułowanej przed kilkunastu laty przez francuskich socjologów Michela Callona i Bruno Latoura Actor-Network Theory. ‘Internet ludzi i rzeczy” stale w zasięgu to nowy dyspozytyw techno-ludzki: każdy przedmiot czy symbol mający postać cyfrową staje się medium sam w sobie, elementem Sieci, którą tworzy podmiot (aktor jako podmiot działający i poznawczy) z innymi ludźmi, ale także z przedmiotami, ideami, informacjami i innymi bytami bezosobowymi zawsze dostępnymi. Dziś można powiedzieć, że tych przedmiotów i narzędzi potrzeba obecnie coraz więcej do realizacji każdego projektu. Na procesy poznawcze coraz istotniejszy wpływ mają przedmioty materialne i niematerialne, którymi się otaczamy i w których zawarta jest wiedza (komputery, oprogramowanie, bazy danych itp.). Każdy posługuje się narzędziem, ideami, itp. po swojemu, „przepuszcza” je przez swój filtr mentalny i kulturowy, tworzy ich własne reprezentacje, za pomocą których jednostki organizują otaczający je świat. To efekt kumulacyjny kultury wyszukiwania.
Czy ten megatrend jest pewny, czy nie grozi mu zakłócenie albo załamanie?
Kultura, obyczaj, autonomia jednostki będą się jednak bronić przed upublicznianiem wszystkiego. Ale nie tylko kultura, także a może przede wszystkim, biznes. Przed 6 laty Gary Price i Chris Sherman w książce The Invisible Web, trafnie przewidywali proces rozwarstwiania Internetu na płytki, dostępny dla wszystkich i głęboki, którego zawartość nie jest z różnych względów (komercyjnych, dyskrecjonalnych i in.) indeksowana, a więc jest wyłączona z poszukiwania. Trudno powiedzieć, czy w przyszłości będzie ona dostępna, a jeśli tak, to na jakich warunkach. Chodzi przede wszystkim o kwestie własności intelektualnej, przeciwdziałanie pokusom „skomunalizowania” wszystkiego.
Szefowie Google wypisują na swym sztandarze misję uporządkowania światowych zasobów informacji, aby w każdej chwili były pod ręką (czy raczej pod myszką, a w przyszłości w zasięgu głosu). Jeśli śledzenie naszych prywatnych informacji będzie w interesie Google, to nic go przed tym nie powstrzyma. A osiąga to dzięki oferowaniu programów, które bardzo ułatwiają życie, jak Gmail, Google Desktop, Google BookSearch. Dane z Gmaila to jednak nasze własne myśli, które mogą być analizowane poza naszą kontrolą, podobnie jak Google Desktop – doskonałe narzędzie zarządzania danymi, wiedzą i informacją, które gromadzimy w naszych komputerach. W skali masowej to przebogate i bezcenne pokłady.
„Bycie w zasięgu” stanie się kluczowe w cyfrowym świecie z punktu widzenia szans, uczestnictwa, edukacji, sukcesu ekonomicznego, upowszechniania kultury i czego tam jeszcze. Nie całkiem fantastycznie czy hipotetycznie rysuje się więc taka oto scenka: umierasz w swoim inteligentnym mieszkanku. Czujniki wykrywają zanik tętna, spadek ciśnienia i temperatury ciała. To wszystko jest podłączone do sieci, przez którą komputer łączy się z zakładem pogrzebowym, notariuszem i najbliższą rodziną. A rodzinka już nie może doczekać się otwarcia testamentu. Komu przypadnie w udziale to wspaniałe inteligentne mieszkanko?
Wizjonika – wszechobecne „maszyny widzenia”
Częścią tego zjawiska stają się technologie, nazywane przez Andrzeja Gwoździa, badacza rzeczywistości ekranowej, „maszynami widzenia”. Od dawna toczą się spory o to, czy cywilizacja przyszłości będzie obrazkowa. Ona poniekąd była taką zawsze, człowiekowi od zarania towarzyszyły obrazy naturalne i te, które sam tworzył (malowidła naskalne, malarstwo). Z czasem te obrazy zdejmował z rzeczywistości (fotografia, telewizja), albo je kreował jako fikcyjną wideosferę (kino).
Dzisiejsza cywilizacja, jest ekranowa, ale też coraz bardziej monitorowa. Smart cameras będą wizualizować niemal wszystko w skali makro i mikro. One wydzierają tajemnice światu i ludziom, bez nich lekarz nie jest już w stanie diagnozować stanu organów, inżynier - stanu mechanizmu, konserwator – stanu zabytku, w niedługiej przyszłości rolnik – stanu upraw itp.
Przestrzeń niemonitorowana będzie niepoznana. Jean Baudrillard nazywa to obscenicznością hiperrzeczywistości. Jest ona obsceniczna dlatego, że media czynią ją bardziej widzialną niż rzeczywistość fizyczną, pozbawiają przyrodę jej intymności. Google Earth nie „widzi” jeszcze wszystkiego, ale w przyszłości nic się przed nim nie ukryje w trójwymiarowej cyfrowej kopii świata. To oznacza, że mamy do czynienia z jakąś inwersją kultury: technologie stają się bardziej widoczne, niż człowiek, który się nimi posługuje.
„Komunitacja”
Komutacja (komunikacja plus komutacja) to koniec komunikacji w znanym nam rozumieniu. Na razie poruszamy się bardziej w kręgu wyobraźni niż rzeczywistości. Chodzi o dezintermediację procesu przekazu związaną z bioelektroniczną hybrydyzacją człowieka. Wymaga to nowej wiedzy z zakresu symbiotyki technoludzkiej, której powinny dostarczyć antropo-, psycho- i socjotechnologia oraz cognitive science. To logiczna konsekwencja rozwoju biotechnologii i biometrii.
Wiadomo, że już dziś wydaje się duże pieniądze na eksperymenty z implantami domózgowymi, które mają usunąć dysfunkcje zmysłów (wzroku, słuchu), a także przywrócić zdolności motoryczne osobom sparaliżowanym. Tu także informatyczny biznes medyczny spotyka się z potrzebami ludzi dotkniętych tymi ułomnościami. Ale co będzie dalej? Czy ktoś powstrzyma ten pęd, który w prostej linii prowadzi do komutacji danych z sieci neuronalnej wprost do chipa i z powrotem?
Dotychczas rozwój cywilizacji i kultury wiódł do powiększania obszarów zapośredniczenia; obecnie ten natrafił na wspomnianą kontrtendencję. Co by powiedział Marshall McLuhan, gdyby stwierdził, że medium przestaje być przekazem, bo przekaz wchłania przekaźnik. Koniec medium, tak jak je dotychczas pojmowaliśmy – bezmedialny transfer danych. Nie zabraknie chętnych, którzy zapłacą duże pieniądze, by się w ten sposób intelektualnie doładować. A tam gdzie są pieniądze, tam natychmiast pojawia się oferta rynkowa. Powstaje – na razie bez odpowiedzi - pytanie, czy etyka będzie tu jakimś powściągiem, czy też człowiek dokona kolejnej transgresji i sięgnie po nieznane mu wcześniej moce, nie znając skutków tego przekroczenia granic.
Rozwój tych technologii, zwłaszcza biometrii, bierze się po części z nieufności do człowieka jako źródła wiarygodnych informacji. Postęp badań nad mózgiem będzie temu sprzyjał. Już dziś wydające olbrzymie pieniądza na reklamę korporacje żądają maksymalnie zobiektywizowanych danych o reakcji klientów na komunikaty reklamowe, a najlepiej te reakcje rejestrują ciała migdałowate w mózgu. Wtedy już się nie da niczego konfabulować.
Produktousługa
Komunikacja wszystkiego ze wszystkim zapowiada rewolucję produktywności. Pisał już o niej Peter Drucker. Antonio Negri i Michael Hardt (2004) wiążą to z usieciowieniem wytwarzania, swoistą reakcją łańcuchową. Nie ma sieci, która nie byłaby powiązana z innymi przez jakiś węzeł pełniący funkcje switcha, co czyni z sieci układ policentryczny. W procesie wytwórczym osiągają one olbrzymią energię i akcelerację. Ich efektem są produktousługi:
-
Komunikacja i informacja odgrywają centralną rolę w produkcji.
-
W przestrzeni przepływów dokonują się akty twórcze i wytwórcze.
-
Ciągi komunikacyjne stają się decydującym elementem procesu generowania bogactwa.
-
Faza surowcowa i narzędziowa oraz komunikacyjna są splecione w informacyjnym procesie wytwórczym jak syjamskie bliźniaczki.
-
Produkt/ usługa oparta jest na ciągłej wymianie informacji i wiedzy między wytwórcą a rynkiem,
-
Wymiana informacji przepływa przez komputery i sieci (coraz mniej informacji nie przepływa przez nie). Od szybkości tej wymiany zależy efektywność wytwarzania.
-
Produktywność, bogactwo, wartość dodana wypływają z interaktywności sieci komunikacyjnej, która jest środowiskiem produktousługi.
-
Sieci wymuszają dekoncentrację produkcji, czynią z aparatu wytwórczego „fabrykę epistemologiczną” – fabrykę wiedzy.
-
Taśmę produkcyjną zastąpiła ‘taśma informacyjna’, która przepływy pracy zamienia w przepływy informacji. Wirtualne teamworks - przeniesienie taśmy Taylora do cybeprzestrzeni.
-
Każdy produkt staje się sieciowy. Tak jak wielu poddostawców dostarczało części do produktu finalnego, tak dziś wielu kooperantów sieciowych świadczy usługi przez sieć, w czym kluczową rolę odgrywać będzie technologia RFID, która może usieciowić każdy przedmiot dzięki wszczepionemu weń chipowi.
Druga, pozytywna konsekwencja to szansa na rozwój zrównoważony. Przed wdrożeniem idei postępu, czyli m.in. powszechną industrializacją, środowisko naturalne było niezagrożone, ale był to zrazem cywilizacyjny bezruch. Postęp niszczył środowisko, ale e-postęp może je uratować. Zdaniem Jacquesa Attali, w relatywnie niedługim czasie wynalazki (m.in. nanotechnologie) pozwolą na zastosowanie nowych sposobów przechowywania informacji i energii w małych przestrzeniach. Umożliwi to ograniczenie konsumpcji energii, surowców i wody i przyniesie pozytywne skutki dla środowiska naturalnego.
Postęp techniczny pozwoli zwiększyć wydajność surowców, napędów, aerodynamiki, struktur, paliw, silników i systemów. Nowe technologie w sposób istotny na plus zmienią reżymy produkcji dóbr materialnych. Dzięki temu będziemy zużywać o wiele mniej energii na jednostkę, lepiej zarządzać zasobami wody pitnej, odpadami i emisją zanieczyszczeń. Rezultatem tego będzie amelioracja właściwości produktów spożywczych, mieszkań, ubrań, pojazdów, sprzętu domowego i osobistego ekwipunku informacyjnego go (szybki bezprzewodowy Internet, telefony komórkowe nowej generacji itd.). Technologie umożliwią jednostkom i organizacjom nadzorować i regulować własne zużycie energii, wody, surowców, itd.; pozwolą także na nadzór nad gromadzonymi zasobami.
Kazimierz Krzysztofek
Od redakcji:
Jest to drugi odcinek (pierwszy - Pan Market - opublikowaliśmy w numerze 11/11 SN) tekstu „Hiperkapitalizm jako „najwyższe stadium” zamieszczonego w czasopiśmie „Transformacje” 2007-2008
- Autor: Marek Chlebuś, Leszek Kuźnicki
- Odsłon: 4833
Polska myśl państwowa jest tak niejednorodna i zmienna, że niektórzy wątpią w jej istnienie. Wiąże się to z ogólną niestabilnością polityczną kraju.
W czasie 23 lat III RP – liczonych od połowy 1989 r. do dziś – mieliśmy 15 zmian premiera Polski. W krajach kluczowych dla Polski, podobne zmiany były wielokrotnie rzadsze: 2 razy dochodziło do zmiany kanclerza Niemiec, 3 razy zmiany prezydenta USA, a przywódca Rosji zmieniał się – zależy, jak liczyć – 2 lub 4 razy.
My w ciągu tych 23 lat mieliśmy 17 zmian rządu i 13 zmian koalicji rządzącej, z czego 7 lub 8 zmian burzliwych, głęboko kwestionujących politykę poprzedników. Trudno w takiej sytuacji mówić o strategii czy o stałych kierunkach polityki kraju.
Najbardziej stabilny jest w Polsce urząd prezydenta. W ciągu ostatnich 23 lat, osoba prezydenta zmieniała się tylko 4 razy. Były to jednak zawsze zmiany fundamentalne, przerywające ciągłość wielu kierunków polityki.
Wyliczenie władz Polski w ostatnich 23 latach i porównanie ich zmienności z kluczowymi dla Polski państwami zawiera Załącznik 1.
Niestałość i niekonsekwencja myśli państwowej obniżają naszą rangę i pozycję w świecie oraz utrudniają rozumienie, formułowanie, wyrażanie i realizację własnych interesów. Jest to jedno z najważniejszych zagrożeń przyszłej pomyślności Polski.
Oczywiście, nie można odmówić społeczeństwu prawa do zmiany rządów. Władze będą się zmieniać, będą się też zmieniać wizje polityki. Jednak położenie geograficzne, zasobność w surowce, sytuacja przyrodnicza czy ludnościowa Polski – to czynniki stałe i niezależne od rytmów politycznych, a przy tym bezspornie poznawalne i obliczalne.
Także zagrożenia, przynajmniej te najważniejsze, wydają się bezdyskusyjne. Należą do nich: ubytek ludności kraju, narastające zadłużenie budżetów, obniżanie się potencjału intelektualnego państwa, coraz większy deficyt wody czy spodziewane problemy w zaopatrzeniu w energię. W tych kluczowych sprawach wielokrotnie wypowiadały się komitety Polskiej Akademii Nauk, szczególnie Komitet Prognoz, ale ich głos prawie nie przebija się do debaty publicznej czy politycznej.
W kraju o tej wielkości i takiej historii, jak nasz, musi istnieć stabilna, odporna na cykle polityczne, niezależna od koniunktur politycznych, instytucja studialna i strategiczna, dostarczająca wszystkim władzom państwa, instytucjom naukowym, edukacyjnym, medialnym – konsekwentnych, spójnych, bezstronnych, wielowariantowych, bezspornych merytorycznie analiz, prognoz i studiów strategicznych.
Roboczo przyjmiemy tutaj nazwę Instytut Myśli Państwowej. Oczywiście, możliwe i zapewne nie gorsze są alternatywne nazwy, takie jak: Instytut Myśli Strategicznej, Instytut Badań Strategicznych, Instytut Studiów nad Przyszłością, Instytut Strategii i Planowania, Instytut Planów i Prognoz, a także jeszcze inne.
Instytut powinien stabilizować naszą myśl państwową, jednocząc Polaków wokół wspólnych, prawidłowo określonych racji narodowych. Instytut nie może być bezpośrednio zależny od żadnej z władz państwa, choć musi być z nimi odpowiednio powiązany. Dokument założycielski Instytutu powinien mieć rangę ustawy.
Propozycję usytuowania i konstrukcji Instytutu, zapewniającą, a co najmniej umożliwiającą uznanie jego autorytetu przez główne siły polityczne, intelektualistów oraz grupy interesu, zawiera Załącznik 2.
Zarysowany projekt Instytutu to tylko przykład. Można sformułować wiele innych modeli instytucji myśli państwowej, zapewniających jej stabilność i kompetencję. Żaden z nich nie będzie zapewne doskonały, ale też każdy powinien być lepszy od pozostawania w strategicznej próżni.
Państwo polskie ma wiele instytucji, badających przeszłość, ale żadnej, nakierowanej na przyszłość. Przyszłe pokolenia muszą uznać ten niedostatek myśli państwowej za wielkie i niezrozumiałe zaniedbanie naszych czasów. Marek Chlebuś, Leszek Kuźnicki
Załącznik 1
Władze Polski oraz kluczowych państw w latach 1989-2012
(w nawiasie rok powołania)
POLSKA
Prezydenci:
Jaruzelski (1989), Wałęsa (1990), Kwaśniewski (1995), Kaczyński (2005), Komorowski (2010).
Koalicje sejmowe:
PZPR-ZSL-SD (89), Solidarność-PZPR-ZSL-SD (89), KLD-ZChN-PC-SD (90), PC-ZChN-PSL/PL (91), PSL (92), UD-KLD-ZChN-PPChD-PPPP-PSL/PL (93), SLD-PSL-BBWR (93), SLD-PSL (95), AWS-UW (97), SLD-UP-PSL (01), SLD-UP (04), PiS (05), PiS-LPR-Samoobrona (06), PO-PSL (07).
Premierzy:
Rakowski (1988), Kiszczak (1989), Mazowiecki (1989), Bielecki (1991), Olszewski (1991), Pawlak (1992), Suchocka (1992), Pawlak (1993), Oleksy (1995), Cimoszewicz (1996), Buzek (1997), Miller (2001), Belka (2004), Marcinkiewicz (2005), Kaczyński (2006), Tusk (2007).
NIEMCY
Kanclerze:
Kohl (1982), Schroeder (1998), Merkel (2005).
ROSJA (ZSRR)
Prezydenci (Sekretarze):
Gorbaczow (1985), Jelcyn (1996), Putin (1999), [ew. + Miedwiediew od 2008, Putin od 2012].
USA
Prezydenci:
Bush (1989), Clinton (1993), Bush jr (2001), Obama (2009).
Załącznik 2
Przykładowa konstrukcja Instytutu Myśli Państwowej i jego powiązania z władzami.
Stabilność Instytutu zapewniać będzie zarządzająca nim bezkadencyjna Rada Stała, złożona z przedstawicieli prezydenta, parlamentu, rządu oraz środowisk naukowych i innych, powoływanych indywidualnie na okres wykraczający poza horyzont czasowy instytucji kierującej, na przykład tak:
4 członków powoływanych przez prezydenta, po dwóch na kadencję prezydencką.
2 członków powoływanych przez parlament, po jednym na kadencję parlamentarną.
2 członków powoływanych przez rząd, po jednym na kadencję rządową.
2 członków powoływanych przez środowiska naukowe, po jednym na kilka lat.
2 członków powoływanych przez kooptację.
Przewodniczący Rady Stałej powinien być mianowany przez prezydenta, najlepiej na kadencję zgodną z kadencją głowy państwa. Kooptowani do Rady, przez nią samą, na wniosek nowego przewodniczącego, byliby potrzebni dla jej prac intelektualiści lub przedstawiciele wybranych instytucji oraz sił społecznych.
Według zaproponowanego modelu, w każdym składzie Rady, 1/3 członków miałoby mandat pochodzący od aktualnych władz, 1/3 od władz poprzednich, a pozostała 1/3 reprezentowałaby różne środowiska społeczne, w tym naukowe. Rada byłaby powiązana z wszystkimi władzami publicznymi, lecz nie podlegałaby żadnej z nich.
Rada Stała kierowałaby pracami Instytutu, zatrudniając aparat wykonawczy i badawczy, prowadząc badania własne, zlecając też studia na zewnątrz i zapewniając ich integrację oraz syntezę.
Pierwszym wieloletnim zadaniem Instytutu byłoby sformułowanie strategii państwa, która powinna uzyskać rangę oficjalną, na przykład rozporządzenia prezydenta lub ustawy organicznej.
* Artykuł jest kontynuacją pracy „Polska w perspektywie 2050”, zamieszczonej w numerze 166 1/2012 „Spraw Nauki”
(http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2089:polska-w-perspektywie-2050&catid=306&Itemid=30.
Tym razem autorzy naszkicowali projekt instytucjonalnego ośrodka myśli państwowej, którego powołanie postulowali w artykule poprzednim. (red.)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2008
Z prof. Jerzym Kleerem, wiceprzewodniczącym Komitetu Prognoz PAN Polska 2000 Plus rozmawia Anna Leszkowska
- Panie profesorze, czy to, co się obecnie dzieje na świecie jest zmianą cywilizacyjną, czy tylko roszadą geopolityczną, zmianą układu sił?
- Wszystkie te elementy występują i mają znaczenie, ale główny czynnik, który powoduje spiętrzenie się tych wszystkich negatywnych, ale i pozytywnych zjawisk w globalnym świecie to przemiany cywilizacyjne.
My jednak rzadko je badaliśmy, gdyż cywilizacja przemysłowa zrodziła się w Europie Zachodniej trzysta lat temu, była więc dla nas zjawiskiem oczywistym. Także i z powodu jej euroatlantyckiego zasięgu, gdyż zakorzeniła się w USA i tzw. białych koloniach, tzn. w Australii i Nowej Zelandii oraz naskórkowo w dawnych koloniach, gdzie pojawiała się jako elementy gospodarki głównie surowcowej, ale służącej rozwojowi przemysłowemu.
Przechodzenie z cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy, co obserwujemy obecnie w kręgu państw najlepiej rozwiniętych, to czas najnowszy, XX wiek.
Inkubacja nowych rozwiązań technicznych i technologicznych, która zrodziła rewolucję informacyjną – wrota do globalizacji rozpoczęła się bowiem w okresie międzywojennym. To był bardzo ważny element przemian cywilizacyjnych, początkowo wykorzystywany głównie w celach elitarnych i militarnych, ale wkrótce zaczął się upowszechniać w skali światowej.
Kolejnym niesłychanie ważnym elementem najnowszych zmian cywilizacyjnych była powszechna niemal dekolonizacja, w wyniku której dawne kolonie uzyskały – przynajmniej formalnie – status suwerennych państw.
Wreszcie eksperyment socjalistyczny, który upadł, gdyż rozwój przemysłu bez rynku był nieefektywny.
- Mamy więc trzy czynniki składające się na obecne zmiany: globalizację, rewolucję informacyjną i suwerenne państwa.
- Ale postęp techniczny, charakter gospodarki i zmian w krajach rozwiniętych zaczął oddziaływać także na kraje postkolonialne. Tyle, że one funkcjonowały jeszcze w cywilizacji agrarnej i aby mogły imitować rozwój państw Zachodu, niezbędne się stało zburzenie ich dotychczasowej struktury.
Burzenie struktury i nasadzanie nowej zawsze jest zmianą cywilizacyjną, dlatego że to nie jest proces czysto techniczno-społeczny, ale pociąga za sobą zmiany kulturowe.
Obecnie dochodzi więc – prawie jednocześnie – do zmian cywilizacyjnych w społeczeństwach na różnych etapach rozwoju: w państwach bogatych – z cywilizacji przemysłowej na cywilizację wiedzy, a w państwach biednych – z cywilizacji agrarnej do przemysłowej, z elementami cywilizacji wiedzy.
– Ale dotychczasowe zmiany cywilizacyjne odbywały się w sposób liniowy. Czy państwa o cywilizacji agrarnej mogą przeskoczyć etap cywilizacji przemysłowej i przejść do cywilizacji wiedzy? Czy można opuścić w rozwoju jedno z ogniw tego łańcucha rozwojowego?
– Nie można opuścić żadnego ogniwa. Można naskórkowo korzystać z pewnych rozwiązań, jakie przynosi cywilizacja o znacznie wyższym stopniu rozwoju.
Rewolucja informacyjna miała kilka ważnych następstw, i to głównie w krajach rozwiniętych, gdzie panuje przesyt przemysłowy. Okazało się, że eksportować można nie tylko wyroby przemysłowe, ale przemysł. Nastąpiła więc jego delokalizacja. Wielcy producenci przenieśli swoje fabryki do krajów słabo rozwiniętych z powodu taniej siły roboczej, zyskując też nowe rynki zbytu. Dało to możliwości panowania nad danym państwem bez panowania politycznego, poprzez ekonomię.
Eksport przemysłu do krajów o cywilizacji agrarnej tworzy jednak warunki do rozwoju imitacyjnego, a tym samym do zmiany cywilizacyjnej – poprzez dostęp do informacji (Internet), edukację.
W krajach rozwiniętych rewolucja informacyjna całkowicie zmienia rynki pracy, strukturę produkcji - ok. 85% PKB tworzą usługi. To zupełnie nowa sytuacja.
– Dlaczego wobec tego słyszy się w Europie wezwania do reindustrializacji? To w świetle rozwoju cywilizacyjnego przecież krok wstecz.
– Zależy, kto wzywa. Jeżeli mocne państwo, np. Niemcy, to z uwagi na konieczność zatrudnienia ludzi, którym do emerytury jeszcze daleko. A poza tym w świadomości społecznej przemysł – nie usługi - jest ważnym czynnikiem potęgi gospodarczej. To pokazuje, jak wolno zmienia się system myślowy ludzi. Można powiedzieć, że to także wina edukacji, ale ona jest funkcją wiedzy nauczycieli. Żeby zmienił się system kulturowy, trzeba na to trzech - czterech pokoleń.
– Przełom cywilizacyjny – jak wszystkie zmiany - niesie ze sobą destrukcję panującego porządku, zmianę nie tylko ideową, ale i struktur społecznych. W jakich obszarach rysują się największe konflikty w przejściu z cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy?
– Cywilizacja wiedzy to dopiero początki – nigdzie nie ma jej w czystej postaci. Obecnie nawet w najbardziej rozwiniętych państwach, gdzie wysoka technologia ogarnęła już bardzo duże obszary życia, system kulturowy ciągle jeszcze tkwi w starej cywilizacji. System społeczny również, nie mówiąc już o państwie, które jest produktem starej epoki. I tu będą prawdopodobnie największe trudności.
Nowoczesne państwo ma nie więcej jak 200 lat, i to nie wszędzie. Ale to, co się zdarzyło w ciągu ostatniego półwiecza godziło i godzi w państwo narodowe. Rozbija je zarówno globalizacja, jak i rewolucja informacyjna. Państwa przestały być izolowanymi ośrodkami. Co więcej – następuje zderzenie między władzą ekonomiczną w skali światowej (ponadnarodowe koncerny) a władzą polityczną w państwach narodowych.
Globalizacja, chociaż jest anonimowa, stanowi siłę, która wymusza na wszystkich państwach określone zachowania. Ostatni kryzys dobrze to pokazał.
– Ale z drugiej strony są siły dążące do przywrócenia państwu narodowemu jego dotychczasowego miejsca...
– To prawda, ale przypomnę coś innego – powstanie w Wandei. Poczynania państw współczesnych w oporze przeciw globalizacji to jest odpowiednik powstania w Wandei. W niektórych przypadkach to może się udać, ale tylko na jakiś czas, gdyż okopywanie się powoduje izolację. A izolacja w dzisiejszych warunkach jest tożsama z degradacją. I tu mamy problem trudny do rozwiązania.
– Powiedział pan w jednym z wywiadów w SN*, że ludzie cenią sobie państwo narodowe. Czy zatem nowa cywilizacja sprawi, że następne pokolenia już nie będą przywiązane do tej idei?
– Nie wiem, czy idea państwa narodowego zostanie porzucona – to trudno przewidzieć, gdyż ludzie cenią sobie państwo przez tradycję, historię, kulturę – czyli system kulturowy. Tyle, że kiedyś ceniono sobie lokalizm, a dzisiaj – globalizm na równi z lokalizmem. To pokazuje jak różne są zachowania i jak trudne jest współistnienie różnych cywilizacji.
– Jak może się zatem kształtować państwo tam, gdzie istnieją obok siebie: cywilizacja agrarna, przemysłowa i wiedzy?
– Mamy tu różne przypadki. Możemy analizować Chiny, ale i Rwandę, Koreę Północną i Południową. Taki konglomerat mamy np. w Afryce. Jest RPA, która się szybko rozwija i państwa, które były w miarę rozwinięte, z przemysłem, ale które zastygły w rozwoju – np. Egipt, Algieria, Maroko. No i mamy państwa obszaru subsaharyjskiego. Z kolei na bliskim Wschodzie – Iran i Izrael – państwo nasadzone pół wieku temu. Czyli nie widać tu żadnej prawidłowości. Nie jestem zwolennikiem teorii linearnego rozwoju cywilizacyjnego – uważam, że mogą być regresy nie tylko ekonomiczne, ale i polityczne. A czasami nawet kulturowe.
– Gdyby brać pod uwagę ilościowe miary, to cywilizacja wiedzy jest zjawiskiem ekstrawaganckim, obejmuje tylko ok. 15% ludzkości i to najbogatszej...
– Tak, przy czym ten procent będzie malał z powodu eksplozji demograficznej. Przecież te 2 mld ludzi, które się urodzą w ciągu nadchodzących 30 lat zaludnią dwa kontynenty: Afrykę i Azję. Czyli kontynenty o cywilizacji agrarnej i przemysłowej. Istnieje co prawda możliwość skoku cywilizacyjnego, ale nie wszędzie i nie we wszystkich dziedzinach. W 2050 r. na 9 mld ludzi zamieszkujących Ziemię ok. 1,2 – 1,5 mld będzie żyć w cywilizacji wiedzy, a reszta prawdopodobnie w takich warunkach jak obecnie.
– Kiedyś uważaliśmy, że przejście na poziom cywilizacji przemysłowej to umiejętność korzystania z nowoczesnych rozwiązań i urządzeń: wodociągów, kanalizacji, telefonów, itp. Dzisiaj okazuje się, że można nie mieć dostępu do wody pitnej, ale posiadać smartfon, telewizję satelitarną...
– Istnieje coś, co nazywam ciągłością cywilizacyjną. To nie jest tak, że wraz z nową cywilizacją wyrzucamy na śmietnik wszystko, czego używaliśmy do tej pory. Pewne elementy pozostają. Każda cywilizacja wnosi pewien wkład zarówno do warunków bytowania, jak i systemu kulturowego, systemu komunikowania, powiązań, itd.
Problem polega na tym, co zaczyna dominować. Ekonomista powie, że problemem jest główny zasób, który pozwala na zaspokojenie bytowania i utrzymania się ludzi, a więc system produkcji i system pracy. Jeżeli popatrzymy z tego punktu widzenia, to widzimy kraje, które już „liznęły” cywilizacji wiedzy i mogą się w niej utrzymać, choć nie jest powiedziane, że na zawsze. Z kolei niektóre kontynenty nie zapewniają dzisiaj dostatecznej ilości żywności, wody, mają zniszczone środowisko.
Nie można więc wykluczyć, że w warunkach upowszechniania się cywilizacji wiedzy będzie następowała deprecjacja części świata i części społeczeństwa. Nie wykluczam, że w pewnym momencie dla niektórych grup ludności zabraknie dóbr naturalnych: tlenu, wody, uprawnej ziemi.
– Czyli przejście cywilizacyjne to nieuniknione konflikty o dostęp do dóbr naturalnych? Możliwe, że równie krwawe jak procesy powstawania państw narodowych?
– W gruncie rzeczy, gdybyśmy spojrzeli wstecz, to od drugiej wojny światowej mamy non stop lokalne konflikty zbrojne świadczące o przesileniu cywilizacyjnym. Powstawanie systemu socjalistycznego w Rosji, Chinach było likwidacją cywilizacji agrarnej nie poprzez rynek, ale kolektywizację. Wojny w Wietnamie, Korei, Afryce, Afganistanie, Ameryce Środkowej, na Bliskim Wschodzie – to przejaw tych samych mechanizmów, związanych z przemianami cywilizacyjnymi. Mamy z nimi do czynienia także w Europie, tyle że o wojnie na Bałkanach i rozpadzie Jugosławii ciągle niewiele wiemy, nie pisze się o tym, to temat tabu.
A jednocześnie zaczyna się burzenie starych struktur agrarnych na peryferiach, w byłych koloniach.
Czyli przejścia cywilizacyjne okupione są licznymi ofiarami. Widać to zresztą nawet w ramach państwa wielokulturowego, jakim jest USA, gdzie często się chwyta za broń.
Wcześniejsze przejścia cywilizacyjne odbywały się łagodniej, bo dotyczyły mniejszego terytorium i mniejszej liczby ludzi, z których większość zapewne nawet nie wiedziała o nowych wynalazkach cywilizacyjnych. Nie doceniamy bowiem wagi wizualności informacji przy obecnym przejściu cywilizacyjnym, która znacznie zmienia nasze postrzeganie świata i jego ocenę.
– Mimo takich wynalazków przyspieszających obieg informacji jak telewizja, Internet czy telefon komórkowy, wpływ na konflikty związane z przejściem cywilizacyjnym ma zapewne także gęstość zaludnienia, brak wolnej przestrzeni…
– W wielkich miastach i megamiastach zderzają się wielkie grupy społeczne, które nie tylko się wzajemnie uczą, ale i nienawidzą. Następuje zderzenie tych, którzy mają pracę z tymi, którzy jej nie mają, różnych stylów życia, występuje też destrukcja starej przestrzeni publicznej. Czyli mamy tutaj też zderzenia cywilizacyjne, choć w mniejszej skali.
– Czyli można przyjąć, że zarówno obecna roszada polityczna na świecie, jak i wiele innych procesów i konfliktów ma charakter fundamentalny: dotyczący zmian cywilizacyjnych?
– Moim zdaniem, tak. Jeżeli dwa wielkie mocarstwa jak Chiny i Indie weszły do geopolityki, to musiały zmienić układ sił na świecie. Zwłaszcza Chiny - pierwszy eksporter światowy - które są bardziej dynamiczne, społecznie bardziej egalitarne niż Indie (bo nie ma w nich kastowości), lepiej wykształcone. Pojawiają się więc nowe sojusze.
Jeżeli Chiny w ciągu niecałych 40 lat dokonały tak wielkiego skoku technologicznego, to tym samym dokonały skoku cywilizacyjnego w edukacji, postępie technicznym i w społeczeństwie. Bo jeżeli w ciągu tych 40 lat przeszło ze wsi do miast 400 mln ludzi, to społeczność stała się mobilna, a mobilność społeczna jest też przejawem zmian cywilizacyjnych.
Ta naskórkowa warstwa cywilizacji wiedzy docierająca tam, gdzie panuje jeszcze cywilizacja przemysłowa czy agrarna powoduje jednak podniesienie poziomu życia społeczeństw, a zwłaszcza edukacji.
Problem polega na tym, że nie wszyscy będą z tego korzystać w jednym czasie. Do wybrańców na pewno będą należeć w dużym stopniu Chiny i Indie. To będą zmiany wyspowe (to nie muszą być państwa), ale z powodu globalizacji te ośrodki nie będą izolowane.
Co jednak będzie – tego nie wiemy. I tu jest pies pogrzebany.
Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1498
Sztuczna inteligencja okiem socjologa
Problem sztucznej inteligencji staje się zagadnieniem coraz częściej skupiającym uwagę nie tylko naukowców z nauk ścisłych czy - coraz częściej także społecznych - ale również innych grup społecznych jak pracodawcy i szeregowi pracownicy, a także przeciętnych Kowalskich, których spotyka to na co dzień.
Z socjologicznego punktu widzenia mamy tu do czynienia z całym wachlarzem pytań:
1. Źródła sztucznej inteligencji – to temat stricte naukowy. Człowiek od lat starał się opracować maszyny, które ułatwiłyby jego życie. Z jednej strony, wynikało to z lenistwa i wygody - szczególnie w sytuacji prac ciężkich. Z drugiej strony, wynikało to z chciwości – szczególnie wobec czasu, którego ciągle nam mało. Maszyny pozwalały go zaoszczędzić, a przy okazji zarobić na nich. Gdy ludzkość doszła do etapu programów komputerowych, które ułatwiają podejmowanie decyzji okazało się, że czasu mamy ciągle za mało i chcemy, by pewne decyzje były podejmowane automatycznie. Wymagało to procesu uczenia się maszyn.
Dwóm grzechom głównym – chciwości i lenistwu towarzyszyła jednak ciekawość – czyli jak mówi ludowe przysłowie – pierwszy stopień do piekła. To ona była główną motywacją, jakże ludzką cechą, napędem energetycznym nierozerwalnie związanym z człowiekiem.
Ciekawość prowadzić będzie naukowców dalej do opracowywania nowych rozwiązań – nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić jakich. Pytanie brzmi – czy dojdziemy do etapu, kiedy maszyny będą za nas posiadały zdolność naukowej pogłębionej refleksji natury etycznej i filozoficznej? Wszak to filozofia jest królową nauk. Czy sztuczna inteligencja zawładnie taką królową bez pomocy człowieka?
2. Po co nam sztuczna inteligencja dzisiaj?
Sztuczna inteligencja rozwijana jest dzisiaj z myślą o wielu praktycznych aspektach: pomoc klientom, osobom starszym, pracodawcom, szczegółowym zawodom jak chociażby bankier, prawnik, inżynier a nawet lekarz. W założeniach SI może także wspierać relacje społeczne w sieci, wcielając się w różnego typu awatary.
Rozwiązania, jakie są proponowane przy zastosowaniu SI są szybkie, łatwe, dostępne, często intuicyjne. Z całą pewnością ułatwiają życie przy założeniu, że człowiek chce z nich korzystać. Z czasem okazuje się jednak, że jeśli nie chce - to już za chwilę musi…
Takie obcowanie ze sztuczną inteligencją zmienia także samego człowieka. Pytanie zatem brzmi, czy etap rozwoju sztucznej inteligencji jest jakimś kolejnym etapem rozwoju człowieka?
I rodzi się kolejne pytanie - kim byłby człowiek współistniejący ze sztuczną inteligencją, która miałaby na dodatek wiedzę na temat stosowania socjotechnik i manipulowania człowiekiem?
Niepokojący był eksperyment, jaki został przeprowadzony przez Microsoft. Stworzona SI o imieniu Tay została wyłączona zaledwie dzień po jej uruchomieniu. Powodem była seria jej bardzo kontrowersyjnych wpisów na Twitterze. W ciągu 24 godzin, bazując przecież na określonych danych z rzeczywistości wirtualnej, SI zaczęła symulować nastolatkę, przeszła metamorfozę od wyluzowanej postaci kochającej ludzi, do robota, opowiadającego niewybredne żarty, na dodatek popierającego Hitlera w sprawie eksterminacji Żydów.
SI rozwijała się na podstawie kontaktów z prawdziwymi ludźmi. Jej wpisy na Twitterze były bardzo kontrowersyjne i absolutnie pozbawione charakteru etycznego. To bardzo niepokojące, gdyż Internet zadziałał w tym przypadku jako najgorsze bagno. SI nie była filmowym Piątym elementem, który płacze nad ludzkością...
3. Problemy – ich stopniowe narastanie
a. Sztuczna inteligencja może stać się źródłem dehumanizacji człowieka. Ludzie, którzy nie będą mieli zdolności głębszej refleksji będą musieli się dostosować już w niedalekiej przyszłości do maszyn. To nie będzie trudne, bo dzieje się już – stopniowo i w miarę bezboleśnie. Myślenie w kategoriach wiązania faktów i wyciągania wniosków będzie szczególną umiejętnością wąskiej grupy ludzi i maszyn. Pozostali, gdy zawiedzie maszyna będą bezradni, bo samodzielnie nie będą potrafili wymyśleć rozwiązania.
b. Sztuczna inteligencja może także prowadzić do dewastacji relacji społecznych i międzyludzkich. Ludzie nie będą wiedzieli jak się zachować w kontaktach z innymi, bo obcować będą głównie z maszynami. Kontakt z żywym człowiekiem – to będzie olbrzymi stres i jedna z bardziej poszukiwanych umiejętności. Zachowanie maszyn będzie do przewidzenia, człowieka - ciągle nie. Będzie to na tyle trudne, że jednostka będzie chciała sobie ułatwić życie i korzystać jedynie z tego, co mało skomplikowane i przewidywalne.
Z czasem okaże się, że dokucza jej samotność. Będzie to powodem wielu dramatów. W tym kontekście prawdopodobnie powstaną nowe potrzeby na rynku pracy – niezbędni będą - i to już nie długo - psychologowie, terapeuci, specjaliści coachingu, specjaliści komunikacji społecznej, komunikacji werbalnej i niewerbalnej. Ludzie, którzy nie będą o to dbać – to znaczy nie będą praktykować pogłębionej refleksji intelektualnej z drugim człowiekiem – ulegną prawdopodobnie atawistycznemu przesunięciu w rozwoju. Ich zachowania ograniczą się do zachowań zaledwie nieco bardziej skomplikowanych niż zwierzęce odruchy.
c. Inwigilacja – widmo Wielkiego Brata krąży nad ludzkością od zawsze, jednak teraz przybiera postać szczególnie niebezpieczną. Na uwadze trzeba mieć sposoby wykorzystania informacji na temat ludzi, konkretnych jednostek. Reżimy polityczne mogą wykorzystywać określone informacje, jeśli tylko zainstalują odpowiednie programy. Znamy z historii te doświadczenia – jakże traumatyczne i destrukcyjne dla społeczeństw: powszechnie panujący strach, szantażowanie, zmuszanie do podejmowania określonych działań, zniewalanie umysłów... Jeśli panuje nad całością człowiek to jest to niebezpieczne – szczególnie przy takiej łatwości w zakresie dostępności danych – bardzo wielu danych.
Pytanie brzmi co się stanie jeśli w tym zakresie władzę przejmie SI? Do jakich działań będą potrzebne jej te dane? W jakim kierunku będzie chciała manipulować grupami społecznymi i poszczególnymi jednostkami? Czy poprzez takie działania będzie możliwe przejmowanie rządów, władzy na państwem?
d. Edukacja – temat szczególnie ważny ze względu na przyszłość młodego pokolenia. Chociaż wydaje się niektórym dorosłym, że młodzi znacznie lepiej radzą sobie z nowymi technologiami, to jednak wątpliwości budzi system edukacji, który ma uwrażliwiać dzieci i młodzież na zagrożenia, jakie płyną nie tylko z niesprawdzonych kontaktów w świecie wirtualnym, ale także z faktu uzależnienia od korzystania z sieci, a także możliwości manipulowania ich zachowaniami poprzez określone komendy z sieci.
Nacisk w edukacji powinien być położony na kształtowanie praktycznych umiejętności życia poza światem wirtualnym, radzenia sobie, gdy maszyna zostanie wyłączona. Uwrażliwianie na taką hipotetyczną sytuację poszerzy świadomość młodego człowieka, że przecież może nadejść dzień, w którym nie będzie prądu, i co wtedy?
e. Część świadomych pracowników podkreśla, że rozwój SI to zagrożenie utratą miejsc pracy. Jest to niewątpliwie problem, z którym pracodawcy coraz częściej mają do czynienia. W ramach nurtu społecznej odpowiedzialności biznesu rozwija się trend cyfrowej odpowiedzialności. To bardzo dobry przykład chwalebnych działań, które z całą pewnością na celu mają kształtowanie pozytywnego wizerunku przedsiębiorstwa, z drugiej jednak strony niewątpliwie przyczyniają się do poszerzania świadomości pracowników i przygotowywania ich do ewentualnego przekwalifikowania się i dostosowania do zmian. Dalekowzroczna polityka personalna pracodawców jest tu bardzo wskazana.
Pytanie brzmi – czy jest szansa na autentyczne wypromowanie tej cyfrowej odpowiedzialności wśród pracodawców jako dziejowej konieczności, a nie jako chwytu wizerunkowego?
f. SI to także szereg potencjalnych problemów prawnych. Szczególnie w systemach prawnych wewnętrznie sprzecznych nie wiadomo jak postępować z SI. Słyszy się sugestie na temat tego, że przecież fabryka też zarabia stosując roboty. Pracownik odprowadza podatki do budżetu państwa, robot nie. Za pracownika pracodawca odprowadza różnego typu składki, z których budżet korzysta. Z robotem nie ma tego typu problemów.
Pracodawca zarabia zatrudniając roboty, może zatem powinien płacić jakiś nowy podatek? Jeśli dojdziemy do absurdalnej sytuacji, w której większość prac będą wykonywały roboty, to z czego będzie utrzymywał się człowiek i co zrobi ze swoim czasem? Czy będzie umiał z niego korzystać, skoro nie będzie musiał zbyt dużo myśleć? Czy nie stanie się zagrożeniem ? Czy powstaną nowe patologie?
g. Ostatnie pytanie, jakie może przyjść do głowy w związku z SI wiąże się z ludźmi, którzy wymiarze globalnym pozostaną wykluczeni cyfrowo. Przecież ludzkość nie rozwija się wszędzie w jednakowym tempie. Czy plemiona dżungli amazońskiej będą w jakikolwiek sposób zagrożone, czy może ich wykluczenie będzie ocaleniem ludzkości? Praktyczne działanie, by przetrwać, konieczność samodzielnego uczenia się poprzez doświadczenie, kontakty międzyludzkie i wzajemne od nich uzależnienie, czas na refleksję duchową mogą okazać się tymi przymiotami społeczeństw pierwotnych, które ocalą ludzkość w przyszłości.
4. Kosmiczne zagrożenia
Futurystyczna wizja wojny robotów z ludźmi może być całkiem realna. Wystarczy błąd niewłaściwej ścieżki dostępu – jeden error i ludzkość nie ma w tej walce szans. Można przewrotnie zacytować Alberta Einsteina – nie wiadomo jak będzie wyglądać trzecia wojna światowa, ale czwarta będzie na maczugi.
Małgorzata Suchacka
Dr hab. Małgorzata Suchacka jest socjologiem na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego.
Tytuł i wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.