Prognozowanie (el)
- Autor: Jerzy Kleer
- Odsłon: 5447
Podstawowa sprzeczność globalizacji pojawia się na styku zmian wywołanych przez jej procesy a państwem suwerenno-narodowym. Państwo nowoczesne, przynajmniej w istniejącym kształcie i funkcjach, jest produktem rewolucji przemysłowej, XVIII i XIX-wiecznej, myśli oświeceniowej oraz Rewolucji Francuskiej wraz z wojnami napoleońskimi. Czynniki te spowodowały przeoranie (w sposób dosyć zasadniczy i głęboki) społeczeństw części państw Europy Zachodniej i wpłynęły na tworzenie nowych klas społecznych: kapitalistów i klasę robotniczą, a także klasy średniej wraz z nowym tworem - inteligencją. Wskutek tego w istniejących państwach nastąpiły głębokie przekształcenia ich charakteru oraz kształtu.
Co oznacza państwo suwerenno- narodowe?
W zakresie pojmowania suwerenności można wskazać dwie ważne cechy ją określające: pierwsza dotyczy instrumentów służących do zabezpieczenia suwerenności, a więc całego zespołu dóbr publicznych, jakie znajdują się głównie (czy wyłącznie) w dyspozycji państwa. Druga - znajdująca się również w pełnej dyspozycji państwa - dotyczy instrumentów kształtowania charakteru i typu ładu instytucjonalno- prawnego, określającego podstawowe reguły gry w konkretnym, suwerennym państwie.
Ale o ile w pierwszym przypadku instrumenty dotyczące wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa są w większości jednorodne, to w przypadku ładu instytucjonalnego oraz prawnego, różnice między państwami były i są dosyć zróżnicowane. Znacznie bardziej skomplikowane jest już pojęcie występujące jako drugi człon przy określeniu państwa, dotyczące kategorii „narodowy”. Kategoria „narodowy” nie ma już tak jednoznacznej konotacji jak „suwerenny”, bowiem pojęcie to różnie się interpretuje. Czasami jako państwo jednorodne etnicznie, a w pewnych warunkach - z dodatkiem określonej religii. Ale można również je odnosić do całej populacji, jaka od pokoleń zamieszkuje tę przestrzeń i jest zakorzeniona w danym państwie. Czasami pod pojęciem „narodowy”, pojmuje się ludność związaną z systemem kulturowym dominującym w danym państwie. Historycznie rzecz ujmując, kwestia ta wywoływała i ciągle wywołuje liczne napięcia, a obecnie w związku z globalizacją oraz przesileniami cywilizacyjnymi, nabrała nowego i szczególnie groźnego charakteru. Co zmienia globalizacja w podejściu do kategorii państwa? Wprawdzie współczesna globalizacja nie jest pierwszym tego rodzaju procesem, ale charakteryzuje się szczególnymi właściwościami. To, co w szczególności ją wyróżnia, można sprowadzić do kilku specyficznych cech, jakimi nie charakteryzowały się poprzednie etapy globalizacji, bądź występowały tylko w niewielkim zakresie.
Na plan pierwszy wysuwa się powszechność gospodarki rynkowej jako podstawy gospodarowania, i to w skali światowej. Choć stopień jej intensywności jest różny w poszczególnych państwach czy obszarach, niemniej sieć rynkowa oplotła cały świat, co skutkuje rozlicznymi konsekwencjami. System rynkowy stając się powszechny, wymusił na suwerennych państwach otwieranie ich gospodarek narodowych, bowiem wymiana handlowa stała się potężną siłą napędową wzrostu gospodarczego. Miało to i nadal ma daleko idące skutki w postaci przepływu nie tylko dóbr i usług, ale także kapitału i ludzi. W praktyce gospodarki narodowe w coraz większym stopniu stają się zależne od otoczenia zewnętrznego i koniunktury na rynku światowym, bądź w dominujących gospodarczo państwach. I to zarówno w pozytywnym, jak i negatywnym tego słowa rozumieniu.
Jeśli poprzedni etap globalizacji w przemożnym stopniu był określony przez cywilizację przemysłową, w której dominującą rolę odgrywał przemysł, to obecny jej etap w coraz większym stopniu jest poddany rewolucji informacyjnej, która stanowi instrumentarium cywilizacji wiedzy, a sektor usług odgrywa coraz ważniejszą rolę. Zmienia to w sposób zasadniczy czas i przestrzeń, poprzez ich kurczenie, jeśli nawet nie w sensie fizycznym, to wskutek skracania czasu w pokonywaniu przestrzeni, uzyskiwaniu informacji, a także zawieraniu transakcji, nie mówiąc już o możliwości korzystania z zasobów wiedzy, co umożliwia Internet. Rewolucja informacyjna umożliwiła też poznawanie świata dzięki wizualizacji procesów społecznych, politycznych, a także gospodarczych. Pozwoliła nie tylko zaspakajać potrzeby informacyjne czy naukowe, ale i dała możliwość porównywania kondycji własnej oraz społeczeństwa, w jakim się żyje, z kondycją innych społeczeństw. Porównując kondycję ekonomiczną, społeczno- obyczajową, jak i polityczną, społeczeństwa, niektóre grupy społeczne, a zwłaszcza elity, zaczynają aspirować do coraz lepszych warunków życia, lepszej edukacji, a także do innych warunków politycznych oraz instytucji publicznych. Trzecim specyficznym wyznacznikiem obecnego etapu globalizacji jest powszechność państw formalnie suwerennych. Jest to zjawisko z ostatniego półwiecza, powstałe dzięki stosunkowo szybkiej i masowej dekolonizacji zapoczątkowanej na szerszą skalę w połowie XX w., jak również wskutek upadku eksperymentu socjalistycznego w końcu XX w. Nagle się okazało, że liczba państw formalnie suwerennych przekracza 200 i jest wielokrotnie większa niż w końcu pierwszego etapu globalizacji, tzn. u progu I wojny światowej.
Podstawowe pytanie, jakie w tym kontekście należy postawić to czy globalizacja narzuca jakieś nowe relacje suwerennemu państwu w porównaniu z przeszłością? Odpowiedź musi być pozytywna, bowiem globalizacja wraz z rewolucją informacyjną rozbija, a w każdym razie poważnie narusza spoistość państwa suwerenno-narodowego i we wszystkich podstawowych jego segmentach. Można tu sformułować tezę następującą: to, co wyróżnia współczesny etap rozwoju, to daleko idąca imitacja, która ma swe źródła nie tylko w istnieniu rynku światowego, coraz ściślejszym systemie powiązań, jaki umożliwia rewolucja informacyjna, ale także w nieznanych wcześniej przepływach ludności - czy to w poszukiwaniu lepszych warunków bytowania, poznania świata, czy przeżycia przygód. Jednakże tak ogólna teza nie odpowiada na pytanie dotyczące wzajemnych relacji między globalizacją a państwem suwerenno-narodowym. Zacząć wypada od czynników wpływających na funkcjonowanie państwa, jako suwerennego organizmu.
Ogólnym, a zarazem powszechnym zjawiskiem globalizacji jest powstanie licznych organizacji pozapaństwowych, głównie ekonomicznych, które wywierają nacisk na otwieranie państw, a zwłaszcza ich gospodarek, zmuszając do przyjęcia pewnych reguł oraz zasad narzuconych z zewnątrz, mających w miarę jednolity charakter. Dotyczy to zwłaszcza regulacji w funkcjonowaniu pewnych terytoriów obejmujących znaczące grupy państw (jeśli nie wszystkie).
W praktyce oznacza to, że ład instytucjonalno-prawny tych państw podlega modyfikacjom płynącym z zewnątrz. Ma to w pewnych dziedzinach pozytywny charakter, ale może być sprzeczne z utrwaloną tradycją i przyzwyczajeniami społecznymi. A przede wszystkim z naruszeniem czy podważaniem dominującego systemu kulturowego. Główne obszary zmian
Gospodarka i technika Globalizacja wymusza najistotniejsze zmiany w procesie modernizacji procesów wytwórczych. Dzieje się tak pod wpływem dwojakiego rodzaju sił. Po pierwsze, wskutek przepływu kapitału i nowoczesnej techniki. Owe przepływy dokonują się głównie z krajów bardziej rozwiniętych do mniej rozwiniętych.
Na nieznaną w przeszłości skalę dokonuje się rozwój imitacyjny, który tylko częściowo jest zależny od państwa, a w przemożnym stopniu od przedsiębiorstw prywatnych, zarówno krajowych, ale przede wszystkim zagranicznych. Te ostatnie, zwłaszcza najbardziej wpływowe, funkcjonują w postaci korporacji ponadnarodowych, będących produktem globalizacji, o olbrzymiej sile ekonomicznej. Jednak najistotniejsze jest to, że wskutek swojej działalności w jakiejś mierze naruszają istniejący ład prawny i instytucjonalny. Wchodząc na rynek kraju mniej rozwiniętego, pobudzając rozwój gospodarczy, tworząc filie, jednocześnie wymuszają na instytucjach państwowych liczne rozwiązania korzystne dla ich funkcjonowania, które siłą rzeczy wpływają na zmiany w obowiązującym ładzie instytucjonalno - prawnym, jeśli nawet nie w stosunku do jego całości, to w obszarze działalności korporacji ponadnarodowych. Nie ulega wątpliwości, że z punktu widzenia rozwoju gospodarczego w większości przypadków pełnią funkcje pozytywne, ale często wpływają na mniejszą kreatywność i ekspansję kapitału rodzimego, ograniczają możliwości konkurencyjne i co ważniejsze - narzucają rozwój imitacyjny, który przynajmniej w początkowym okresie jest dużo tańszy od rozwoju autonomicznego. Niezależnie od pozytywnych funkcji realizowanych przez korporacje ponadnarodowe, w wielu obszarach rozbijają one istniejącą spoistość wewnętrzną państwa, stwarzając m.in. obszary potencjalnych i rzeczywistych patologii, niezależnie od wymuszania zmian w ładzie instytucjonalno-prawnym. Sfera społeczna Globalizacja wpływa w sposób istotny na zmiany w sferze społecznej, bowiem powszechność gospodarki rynkowej dokonuje nowej strukturalizacji społecznej i to co najmniej w kilku obszarach. Po pierwsze, następuje marginalizacja niektórych tradycyjnych grup zawodowych i społecznych a kreowane są nowe, bardziej konkurencyjne i dynamiczne grupy.
Szczególnie istotne są tu zmiany w strukturze zatrudnienia związane z nową rolą usług. Następuje istotna zmiana w proporcjach zatrudnienia na korzyść zatrudnienia czasowego, częściowego, co powoduje powiększanie się prekariatu.
Zapomina się przy tym, że rewolucja informacyjna dokonuje tak zasadniczych zmian w pojawianiu się nowych zawodów, że stałe zatrudnienie w licznych, i to szczególnie ważnych, działach gospodarki nie ma racji bytu.
Po wtóre, następują zasadnicze zmiany w redystrybucji dochodów, kształtujące nową hierarchię w zakresie ich posiadania i co ważniejsze - dysponowania dochodami przez instytucje finansowe. Pojawiają się nieliczne grupy o wysokich dochodach i narasta znaczna grupa o dochodach minimalnych. Wprawdzie zróżnicowanie dochodowe zawsze istniało, jednakże gospodarka rynkowa w warunkach globalizacji i rewolucji informacyjnej spowodowała, iż zróżnicowanie dochodowe osiągnęło poziom nieznany w przeszłości. Zróżnicowanie dochodowe przyczynia się w sposób wręcz rewolucyjny do rozbicia spoistości społecznej.
Dodatkowo, w wyniku nie nadążania postępu edukacyjnego za wzrostem ekonomicznym następuje nierównomierny wzrost kapitału społecznego, który charakteryzuje się wolniejszym rytmem zmian w porównaniu do ekspansji ekonomicznej. To z kolei prowadzi do licznych napięć społecznych, a także politycznych, pojawia się bowiem liczna grupa wykluczonych.
Po trzecie, państwo i jego instytucje znajdują się pod ciśnieniem gospodarki, której głównym wskaźnikiem jest tempo wzrostu PKB, co równocześnie przekłada się na mniejsze zainteresowanie postępem jakościowym, mającym decydujące znaczenie dla dobrostanu społecznego. Kompleks tego typu zmian przyczynia się do narastania swoistej wrogości między grupami osiągającymi korzyści z procesów wzrostowych i modernizacji, a grupami pozostającymi na marginesie owych procesów.
Globalizacja a system kulturowy
Globalizacja, przyczyniając się do otwierania gospodarek i granic państwowych, prowadzi do znacznych przepływów ludności. Tym samym prowadzi do zderzenia różnych systemów kulturowych, co pociąga za sobą liczne napięcia między ludnością osiadłą w danym państwie a napływową. Konsekwencje tego typu procesów są równie silne (a czasami znacznie bardziej istotne) z punktu widzenia spoistości państwa, co zmiany ekonomiczne, a także społeczne. Warto przypomnieć, iż na system kulturowy składają się: język; tradycja, historia, religia oraz stosunek do państwa. Wprawdzie składniki te są ze sobą dosyć ściśle powiązane, jednakże pełnią odmienne role, i co jest może istotniejsze - zmiany w poszczególnych składnikach przebiegają w różnym rytmie.
Szczególnie istotne jest to, iż system kulturowy ma zakodowany ważny składnik, jakim jest szczególna afirmacja własnego państwa, tożsamości narodowej i religijnej, nie mówiąc już o gloryfikacji własnej historii i przywiązania do tradycji. Globalizacja oraz rewolucja informacyjna ową wizję w jakimś stopniu rozbijają i to w dwojaki sposób.
Po pierwsze, przez możliwość stosunkowo łatwego i wizualnego poznania innych systemów kulturowych, i co ważniejsze - znacząco się różniących od tego, jaki dominuje w danym państwie i społeczeństwie.
A po wtóre, ukazując, że w warunkach panowania innych systemów kulturowych osiągnięto znaczne lepsze efekty gospodarcze i społeczne.
Pociąga to za sobą rozliczne skutki, czasami pozytywne, ale w większości przypadków tworzone są liczne bariery dla imitacji rozwiązań z państw o innych systemach kulturowych i co ważniejsze - często kształtujące wrogie środowiska dla obcego kapitału, a zwłaszcza napływu ludności z odmiennych systemów kulturowych. Wprawdzie nie jest to zjawisko powszechne, niemniej w wielu państwach, zarówno rozwiniętych, jak i pozostających na niższym poziomie rozwoju ekonomicznego, problemy z tym związane się pojawiają. Należy zatem mieć świadomość, iż systemy kulturowe stanowią istotną barierę w procesach globalizacyjnych, zwłaszcza w europejskim kręgu kulturowym (z wyłączeniem państw, które ukształtowały się w tzw. białych koloniach, takich jak USA czy Australia, które z historycznych przyczyn stały się wielokulturowe). Kilka wniosków ogólnych Globalizacja w dużym stopniu łamie suwerenność pastwa, bowiem z jednej strony wymusza otwieranie gospodarek, a co zatem idzie również granic państwowych, z drugiej pcha w kierunku powstawania ugrupowań integracyjnych, które również naruszają ową suwerenność. Jest to szczególnie widoczne w przypadku Europy, zwłaszcza Unii Europejskiej. Ta ostatnia, jeśli spojrzeć na nią nie tyle z punktu widzenia poziomu ekonomicznego rozwoju państw członkowskich, ale systemów kulturowych, stanowi bardzo różnorodną mieszankę.
W tym kontekście należy przywołać jeszcze dwa bardzo ważne procesy, jakim są dokonujące się przesilenia cywilizacyjne. O przechodzeniu do cywilizacji wiedzy (cywilizacji poprzemysłowej , bądź ponowoczesnej) w odniesieniu do państw rozwiniętych gospodarczo, pisze się i mówi od dłuższego czasu. Jednakże w tych analizach zbyt rzadko wspomina się, że współczesne państwo to produkt cywilizacji przemysłowej, a nie cywilizacji wiedzy. Teorii przejścia, jak dotąd, nie mamy. Ale przesilenia cywilizacyjne już są. Jedno dotyczy przejścia z cywilizacji przemysłowej do cywilizacji wiedzy, a drugie, to przechodzenie z cywilizacji agrarnej z elementami cywilizacji przemysłowej do cywilizacji przemysłowej z elementami cywilizacji wiedzy, ściślej - z wykorzystaniem instrumentarium rewolucji przemysłowej. Pytaniem zasadniczym jest: czy model państwa zrodzonego w wyniku rewolucji przemysłowej odpowiada wymogom, jakie stawia cywilizacja wiedzy, której jednym z głównych składników jest globalizacja? Na to pytanie na razie nie mamy zadawalającej odpowiedzi. Nie ulega jednak wątpliwości, że jeszcze przez długi czas państwo w obecnym kształcie będzie ważnym elementem struktury światowej, choć jego funkcje będą musiały ulec wzbogaceniu, a także zmianie. I to zarówno z przyczyn narastania składników cywilizacji wiedzy, jak i konsekwencji drugiego przesilenia cywilizacyjnego, którego ważnymi przejawami są uchodźcy, ale także liczne wojny w wielu państwach postkolonialnych. Oto (niepełna) lista sprzeczności, przed jakimi stają i poszczególne państwa, i cała społeczność światowa. Jerzy Kleer Powyższy tekst został wygłoszony przez Autora na konferencji pt. „Rola i zadania państwa w XXI wieku”, zorganizowanej przez Komitet Prognoz PAN Polska 2000 Plus 18 maja 2016 w Warszawie.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 843
Od czasu utworzenia Rezerwy Federalnej USA ponad sto lat temu, każde większe załamanie rynku finansowego było celowo powodowane przez bank centralny z motywów politycznych. Nie inaczej jest dzisiaj, ponieważ najwyraźniej amerykański Fed działa swoją bronią stóp procentowych, aby rozbić największą bańkę spekulacyjną w historii ludzkości, bańkę, którą stworzył. Globalne kraksy zawsze zaczynają się na peryferiach, jak na przykład porażka austriackiego Creditanstalt z 1931 roku czy Lehman Brothers we wrześniu 2008 roku. Decyzja Fed z 15 czerwca 2022 o narzuceniu największej jednorazowej podwyżki stóp od prawie 30 lat, gdy rynki finansowe są już w stanie krachu, teraz gwarantuje globalną depresję i jeszcze gorsze rzeczy.
Skala bańki „taniego kredytu”, którą Fed, EBC i Bank Japonii zaprojektowały w celu skupowania obligacji i utrzymywania bezprecedensowych bliskich zeru lub nawet ujemnych stóp procentowych przez 14 lat, jest niewyobrażalna. Media finansowe ukrywają to codziennymi bezsensownymi doniesieniami, podczas gdy światowa ekonomia jest przygotowywana, aby nie wpaść w tzw. stagflację czy recesję. To, co nadchodzi w najbliższych miesiącach, poza drastyczną zmianą polityki, jest najgorszym kryzysem gospodarczym w historii. Dzięki globalizacji i Davos.
Globalizacja
Polityczne naciski stojące za globalizacją i utworzeniem Światowej Organizacji Handlu z reguł handlowych Bretton Woods GATT z Porozumieniem z Marrakeszu z 1994 r. zapewniły, że zaawansowana produkcja przemysłowa Zachodu, zwłaszcza USA, mogła uciec za granicę, „zlecić” produkcję w krajach o ekstremalnie niskich płacach. Pod koniec lat 90. żaden kraj nie oferował większych korzyści niż Chiny. Chiny dołączyły do WTO w 2001 roku i od tego czasu napływ kapitału do chińskiej produkcji z Zachodu jest oszałamiający. Podobnie było z narastaniem chińskiego długu w dolarach.
Teraz globalna światowa struktura finansowa oparta na rekordowym zadłużeniu zaczyna się rozpadać.
Kiedy Waszyngton celowo dopuścił do krachu finansowego Lehman Brothers we wrześniu 2008 roku, chińskie kierownictwo zareagowało paniką i zleciło samorządom bezprecedensowe kredyty na budowę infrastruktury. Niektóre z nich były częściowo przydatne, jak np. sieć kolei dużych prędkości. Niektóre z nich były po prostu marnotrawstwem, jak na przykład budowa pustych „miast duchów”. Dla reszty świata bezprecedensowy popyt Chin na stal budowlaną, węgiel, ropę, miedź i tym podobne był mile widziany, ponieważ obawy przed globalnym kryzysem ustąpiły. Jednak działania Fed i EBC po 2008 r. oraz ich rządów nie przyczyniły się do rozwiązania systemowych nadużyć finansowych największych prywatnych banków świata na Wall Street i w Europie, a także w Hongkongu.
Decyzja Nixona z sierpnia 1971 r. o oddzieleniu dolara amerykańskiego, światowej waluty rezerwowej, od złota, otworzyła wrota dla globalnych przepływów pieniężnych. Coraz bardziej liberalne prawa faworyzujące niekontrolowane spekulacje finansowe w USA i za granicą były wprowadzane na każdym kroku, począwszy od zniesienia przez Clintona Glass-Steagall na rozkaz Wall Street w listopadzie 1999 roku. Pozwoliło to na utworzenie megabanków tak dużych, że rząd je ogłosił jako „zbyt duże, by upaść." To była mistyfikacja, ale ludność w to uwierzyła i uratowała je setkami miliardów z pieniędzy podatników.
Od czasu kryzysu z 2008 roku Fed i inne główne globalne banki centralne stworzyły bezprecedensowy kredyt, tak zwany „pieniądz z helikoptera”, aby ratować główne instytucje finansowe. Kondycja realnej gospodarki nie była celem. W przypadku Fed, Banku Japonii, EBC i Banku Anglii w ciągu ostatnich 14 lat do systemu bankowego wstrzyknięto łącznie 25 bilionów dolarów poprzez „poluzowanie ilościowe” zakupu obligacji, a także podejrzanych aktywów, takich jak papiery wartościowe zabezpieczone hipoteką. lat .
Szaleństwo ilościowe
I tu zaczęło się dziać naprawdę źle. Największe banki z Wall Street, takie jak JP Morgan Chase, Wells Fargo, Citigroup, londyński HSBC, czy Barclays, pożyczyły miliardy swoim głównym klientom korporacyjnym.
Pożyczkobiorcy z kolei wykorzystywali płynność nie do inwestowania w nowe technologie produkcyjne lub wydobywcze, ale raczej do zwiększania wartości akcji swoich firm. BlackRock, Fidelity, banki i inni inwestorzy pokochali darmową jazdę.
Od początku łagodzenia polityki pieniężnej przez Fed w 2008 r. do lipca 2020 r. zainwestowano około 5 bilionów dolarów w takie wykupy akcji, co doprowadziło do największego rajdu giełdowego w historii. W tym czasie wszystko zostało sfinansowane. Korporacje wypłaciły 3,8 biliona dolarów dywidend w okresie od 2010 do 2019 roku. Firmy takie jak Tesla, które nigdy nie osiągnęły zysku, stały się bardziej wartościowe niż Ford i GM razem wzięte. Kryptowaluty, takie jak Bitcoin, osiągnęły kapitalizację rynkową przekraczającą 1 bilion dolarów pod koniec 2021 r. Przy swobodnym przepływie pieniędzy z Fed, banki i fundusze inwestycyjne inwestowały w obszary wysokiego ryzyka o wysokich zyskach jak obligacje śmieciowe lub dług rynków wschodzących w miejscach takich jak Turcja, Indonezja czy Chiny.
Epoka luzowania ilościowego po 2008 r. i zerowe stopy procentowe Fed doprowadziły do absurdalnej ekspansji zadłużenia rządu USA. Od stycznia 2020 r. Fed, Bank Anglii, Europejski Bank Centralny i Bank Japonii wpompowały do światowego systemu bankowego łącznie 9 bilionów dolarów kredytu o oprocentowaniu zbliżonym do zerowego. Od czasu zmiany polityki Fed we wrześniu 2019 r. Waszyngton mógł zwiększyć dług publiczny o oszałamiające 10 bilionów dolarów w niecałe 3 lata. Następnie Fed ponownie potajemnie uratował Wall Street, kupując za 120 miliardów dolarów miesięcznie amerykańskie obligacje skarbowe i papiery wartościowe zabezpieczone hipoteką, tworząc ogromną bańkę na rynku obligacji.
Lekkomyślna administracja Bidena zaczęła wydawać biliony w tak zwanych pieniądzach stymulacyjnych w celu zwalczania niepotrzebnych blokad gospodarki. Dług federalny USA wzrósł z 35% PKB do opanowania w 1980 r. do ponad 129% PKB obecnie. Umożliwiło to luzowanie ilościowe Fed, kupowanie bilionów amerykańskiego długu rządowego i hipotecznego oraz stopy procentowe bliskie zeru. Teraz Fed zaczął to odkręcać i wycofywać płynność z gospodarki za pomocą QT lub zacieśniania i podwyżek stóp. To jest celowe. Nie chodzi tu o błędną ocenę inflacji przez Fed.
Napęd załamuje się
Niestety Fed i inni bankierzy centralni kłamią. Podnoszenie stóp procentowych nie jest lekarstwem na inflację. Ma wymusić globalny reset kontroli nad światowymi aktywami, bogactwem, czy to nieruchomościami, ziemią uprawną, produkcją towarową, przemysłem, a nawet wodą. Fed bardzo dobrze wie, że inflacja dopiero zaczyna rozdzierać światową gospodarkę. Wyjątkowe jest to, że teraz nakazy używania zielonej energii w całym uprzemysłowionym świecie po raz pierwszy napędzają ten kryzys inflacyjny, celowo ignorowany przez Waszyngton, Brukselę czy Berlin.
Światowe niedobory nawozów, gwałtownie rosnące ceny gazu ziemnego, zmniejszona podaż zbóż spowodowana globalną suszą lub wysokimi cenami nawozów i paliwa czy wojna na Ukrainie gwarantują, że najpóźniej w okresie żniw we wrześniu-październiku będziemy mieli do czynienia z globalną dodatkową eksplozją cen żywności i energii. Wszystkie te braki są wynikiem przemyślanej polityki.
Co więcej, o wiele wyższa inflacja jest pewna ze względu na patologiczny nacisk czołowych światowych gospodarek przemysłowych kierowanych przez antywęglowodorową agendę administracji Bidena. Ten program jest typowym przykładem zdumiewającego głupoty amerykańskiego sekretarza ds. energii stwierdzającego, aby „kupować samochody elektryczne zamiast tego” jako odpowiedź na gwałtownie rosnące ceny benzyny.
Podobnie Unia Europejska postanowiła wycofać rosyjską ropę i gaz bez żadnego realnego substytutu, ponieważ jej czołowa gospodarka, Niemcy, zmierzają do zamknięcia ostatniego reaktora jądrowego i zamknięcia kolejnych elektrowni węglowych.
W rezultacie tej zimy Niemcy i inne gospodarki UE odczują przerwy w dostawie prądu, a ceny gazu ziemnego będą nadal rosły. W drugim tygodniu czerwca tylko w Niemczech ceny gazu wzrosły o kolejne 60%. Zarówno kontrolowany przez Zielonych rząd niemiecki, jak i Zielona Agenda „Fit by 55” Komisji Europejskiej nadal promują zawodną i kosztowną energię wiatrową i słoneczną kosztem znacznie tańszych i niezawodnych węglowodorów, zapewniając bezprecedensową inflację związaną z energią.
Odłączenie Fed
Wraz z podwyżką stóp procentowych Fed o 0,75%, największą od prawie 30 lat, i obietnicą kolejnych, amerykański bank centralny zagwarantował teraz upadek nie tylko amerykańskiej bańki zadłużeniowej, ale także znacznej części globalnego długu zaciągniętego po 2008 r. w wysokości 303 bilionów USD. Rosnące stopy procentowe po prawie 15 latach oznaczają spadek wartości obligacji. Sercem globalnego systemu finansowego są obligacje, a nie akcje.
Oprocentowanie kredytów hipotecznych w USA podwoiło się w ciągu zaledwie 5 miesięcy do poziomu powyżej 6%, a sprzedaż domów spadała już przed ostatnią podwyżką stóp procentowych. Amerykańskie korporacje zadłużyły się rekordowo ze względu na lata bardzo niskich stóp procentowych. Około 70% tego długu jest oceniane tuż powyżej statusu „śmieciowego”. Ten niefinansowy dług przedsiębiorstw wyniósł w 2006 r. 9 bilionów dolarów, a dziś przekracza 18 bilionów dolarów. Teraz duża liczba tych marginalnych firm nie będzie w stanie refinansować starego długu nowym, a w nadchodzących miesiącach nastąpią bankructwa. Gigant kosmetyczny Revlon właśnie ogłosił upadłość.
Wysoce spekulacyjny, nieuregulowany rynek kryptowalut kierowany przez Bitcoin załamuje się, ponieważ inwestorzy zdają sobie sprawę, że nie ma tam ratowania. W listopadzie ubiegłego roku świat krypto walut był wyceniany na 3 biliony dolarów. Dziś jest to mniej niż połowa, a nadchodzą kolejne załamania. Jeszcze przed ostatnią podwyżką stóp przez Fed wartość akcji amerykańskich megabanków straciła około 300 miliardów dolarów. Teraz, gdy na giełdzie gwarantowana jest dalsza panika wyprzedaży w miarę narastania globalnego załamania gospodarczego, banki te są wstępnie zaprogramowane na nowy poważny kryzys bankowy w nadchodzących miesiącach.
Jak zauważył niedawno amerykański ekonomista Doug Noland: „Dzisiaj istnieją ogromne „peryferie” wypełnione „śmieciowymi” obligacjami „subprime”, pożyczkami lewarowanymi, „kup teraz, zapłać później”, samochodami, kartami kredytowymi, nieruchomościami i sekurytyzacją słoneczną, pożyczkami franczyzowymi, kredytami prywatnymi, krypto kredytem, DeFi i tak dalej. Ogromna infrastruktura rozwinęła się podczas tego długiego cyklu, aby pobudzić konsumpcję dla dziesiątek milionów, jednocześnie finansując tysiące nieekonomicznych przedsiębiorstw.
„Peryferie” stały się systemowe jak nigdy dotąd. I wszystko zaczęło się psuć”.
Rząd federalny stwierdzi teraz, że koszt odsetek w postaci rekordowego, wynoszącego 30 bilionów dolarów długu federalnego będzie znacznie wyższy. W przeciwieństwie do Wielkiego Kryzysu z lat 30., kiedy dług federalny był prawie zerowy, dziś rząd, zwłaszcza od czasu środków budżetowych Bidena, stoi na krawędzi. Stany Zjednoczone stają się gospodarką Trzeciego Świata. Jeśli Fed nie będzie już kupował bilionów amerykańskiego długu, kto to zrobi? Chiny? Japonia? Raczej nie.
Delewarowanie bańki
Gdy Fed narzuca teraz zaostrzenie ilościowe, wycofując dziesiątki miliardów obligacji i innych aktywów miesięcznie, a także podnosząc kluczowe stopy procentowe, rynki finansowe rozpoczęły proces delewarowania. Prawdopodobnie będzie on niestabilny, ponieważ kluczowi gracze, tacy jak BlackRock i Fidelity, starają się kontrolować krach dla swoich celów. Ale kierunek jest jasny.
Do końca ubiegłego roku (2021) inwestorzy pożyczyli prawie 1 bilion dolarów długu zabezpieczającego na zakup akcji. To było na rynku rosnącym. Teraz jest odwrotnie - pożyczkobiorcy z depozytem zabezpieczającym są zmuszeni dać większe zabezpieczenie lub sprzedać swoje akcje, aby uniknąć niewypłacalności. To napędza nadchodzący krach. Wraz z upadkiem zarówno akcji, jak i obligacji w nadchodzących miesiącach, odchodzą prywatne oszczędności emerytalne dziesiątek milionów Amerykanów w programach takich jak 401-k. Pożyczki samochodowe z tytułu kart kredytowych i inne zadłużenie konsumenckie w USA rozrosły się w ciągu ostatniej dekady do rekordowej wartości 4,3 biliona dolarów na koniec 2021 r. Teraz oprocentowanie tego zadłużenia, zwłaszcza karty kredytowej, wzrośnie z i tak już wysokiego 16%. Niespłacalność tych kredytów będzie gwałtownie rosnąć.
To, co zobaczymy teraz poza Stanami Zjednoczonymi, gdy Szwajcarski Bank Narodowy, Bank Anglii, a nawet EBC będą zmuszone podążać za podwyżkami stóp Fed, to globalna lawina niewypłacalności, bankructwa, pośród gwałtownie rosnącej inflacji, jaką dają stopy procentowe banku centralnego. I brak mocy do kontrolowania tych zjawisk. Około 27% globalnego niefinansowego zadłużenia przedsiębiorstw jest w posiadaniu chińskich firm, co szacuje się na 23 biliony dolarów.
Kolejne 32 biliony dolarów długu korporacyjnego są w posiadaniu firm z USA i UE. Teraz Chiny znajdują się w środku najgorszego kryzysu gospodarczego od 30 lat z niewielkimi oznakami ożywienia. W sytuacji, gdy Stany Zjednoczone, największy klient Chin, popadają w depresję gospodarczą, kryzys w Chinach może się tylko pogłębić. To nie będzie dobre dla światowej gospodarki.
Włochy, z długiem narodowym w wysokości 3,2 biliona dolarów, mają dług w stosunku do PKB na poziomie 150%. Tylko ujemne stopy procentowe EBC zapobiegły wybuchowi nowego kryzysu bankowego. Teraz ta eksplozja jest zaprogramowana, mimo kojących słów Lagarde z EBC. Japonia, z 260-procentowym poziomem zadłużenia, jest najgorszym ze wszystkich krajów uprzemysłowionych i znajduje się w pułapce zerowych stóp procentowych z długiem publicznym przekraczającym 7,5 biliona dolarów. Jen teraz poważnie spada i destabilizuje całą Azję.
Sercem światowego systemu finansowego, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie są giełdy. To rynki obligacji – obligacje rządowe, korporacyjne i agencyjne. Ten rynek obligacji traci na wartości wraz ze wzrostem inflacji i wzrostem stóp procentowych od 2021 r. w USA i UE. Na całym świecie jest to około 250 bilionów dolarów aktywów, które wraz z każdym wzrostem stóp procentowych tracą na wartości. Ostatni raz tak duży spadek wartości obligacji zdarzył się czterdzieści lat temu, w erze Paula Volckera z 20% stopami procentowymi, aby „wycisnąć inflację”.
Wraz ze spadkiem cen obligacji spada wartość kapitału bankowego.
Najbardziej narażone na taką utratę wartości są duże banki francuskie wraz z Deutsche Bank w UE oraz największe banki japońskie.
Uważa się, że banki amerykańskie, takie jak JP Morgan Chase, są tylko nieznacznie mniej narażone na poważny krach obligacji. Duża część ich ryzyka jest ukryta w pozabilansowych instrumentach pochodnych i tym podobnych. Jednak, inaczej niż w 2008 roku, dziś banki centralne nie mogą powtórzyć kolejnej dekady zerowych stóp procentowych i QE. Tym razem, jak zauważył trzy lata temu były szef Banku Anglii Mark Carney, kryzys zostanie wykorzystany do zmuszenia świata do zaakceptowania nowej cyfrowej waluty banku centralnego, świata, w którym wszystkie pieniądze będą emitowane i kontrolowane centralnie. To jest również to, co ludzie Davos WEF rozumieją przez swój Wielki Reset. Nie będzie dobrze. Globalne planowane finansowe tsunami właśnie się zaczęło.
F. William Engdahl
*
F. William Engdahl jest konsultantem ds. ryzyka strategicznego i wykładowcą, ukończył studia polityczne na Uniwersytecie Princeton i jest autorem bestsellerów na temat ropy naftowej i geopolityki.
Jest pracownikiem naukowym Centrum Badań nad Globalizacją (CRG).
Powyższy tekst jest tłumaczeniem artykułu F. Williama Engdahla pt. „Globalne planowane finansowe tsunami właśnie się zaczęło” zamieszczonego w Global Research 8.07.22
https://www.globalizacion.ca/el-tsunami-financiero-global-planificado-acaba-de-comenzar/
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 2922
Z dr. Józefem Oleksym, prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie, wiceprzewodniczącym SLD rozmawia Justyna Hofman-Wiśniewska
- Panie Premierze, jest pan wykładowcą akademickim. Jaka jest zasadnicza różnica między dzisiejszymi studentami a studentami z Pana czasów?
- Różnica jest ogromna, chociaż pewnie i na nas profesorowie narzekali. Dzisiaj? Z mojego punktu widzenia studenci jako społeczność się zmieniają. Zajęcia akademickie prowadzę od 40 lat, więc mam nie tylko doświadczenie, ale i skalę porównawczą. Kiedy niedawno na zajęciach zapytałem, co to był Związek Radziecki, odpowiedziało mi… milczenie. Potem jednak przyszła refleksja: zaraz, to ja posunąłem się w latach, a oni mają teraz po 22 lata i wtedy się dopiero rodzili. Ta bulwersująca i niepokojąca mnie ogólna niewiedza młodzieży to wina szkoły. W edukacji nastąpiło spłycenie.
- Chyba nie tylko w edukacji. Spójrzmy na kulturę, na naukę, na politykę wreszcie…
- Taaak. Takim płytkim, bezrefleksyjnym społeczeństwem jest łatwo kierować. Uczniowie i studenci dostają spreparowaną papkę i przyjmują ją bezkrytycznie. Nie ma u nas czegoś takiego jak klimat edukacyjny czy klimat studencki. Mówi się już o klimacie inwestycyjnym, natomiast o innowacyjnym nic. Studenci nawet nie ściągają. I mnie to przeraża! Przecież to była kwintesencja studenckiego życia. A dzisiaj każdy sobie, pod siebie, dla siebie. Na bardziej rozwiniętym Zachodzie społeczeństwa będą szczęśliwsze, bo będą miały zapewnioną konsumpcję, która zaspakaja część aspiracji. Ale nie zapewnia rozwoju.
- Kryzys jest powszechny, we wszystkich sferach, nie tylko w gospodarce?
- Opowiadanie o kryzysie - takie, z jakim mamy powszechnie do czynienia – nie jest płodne. Może budzić grozę, niepokój, nawet nadzieję, ale dominuje w nim lęk. Nikt na razie nie zdefiniował, o co chodzi w tym kryzysie. Kapitalizm, także kapitalizm neoliberalny znalazł się na zakręcie. A co po tym neoliberalnym kapitalizmie? Nikt na to pytanie nie odpowiada. Nikt nie powinien się łudzić, że kryzys minął! Kryzys, który ma charakter systemowy, nie mija z dnia na dzień i sam z siebie. Musimy szukać i identyfikować objawy tego kryzysu, a żeby to robić i dzięki temu określić docelowe zmiany, musimy znów zacząć kierować się wartościami.
- Czyli płyniemy pod prąd?
- Oczywiście, bo świat wartości przekształcamy uparcie w świat posiadania i dorabiania się. Ludzkość musi odszukać kryteria, które najlepiej pomogą w porządkowaniu myślenia. Globalizacja jako rosnąca współzależność gospodarek i krajów oznacza swoiste starcie cywilizacyjne. Przepływ informacji, swoboda przepływu idei oraz kryzysy finansowe związane ze swobodą przepływu kapitału powodują nasilenie napięcia w sporze o to, co dobre, a co złe, wywołują rozkwit subkultur i reakcji odrzucenia.
Świat współczesny w swoim modelu demokratyczno-liberalnym Zachodu nie posiada zdolności przeciwdziałania rodzeniu się fundamentalizmów. Brak jest globalnej solidarności wobec wyzwań społecznych.
Podejmowanie decyzji przesuwa się ze sfery polityki do gospodarki. Jednak globalizacja i rynek nie mogą wyprzeć demokracji, która interesuje się społeczeństwem obywatelskim, podczas gdy globalny rynek interesuje się producentem i konsumentem.
Wyzwania społeczne są nie mniej doniosłe niż gospodarcze.
Wyzwaniem głównym pozostaje, aby rozwój społeczeństwa globalnego nadążał za rozwojem globalnej gospodarki. Tymczasem funkcjonuje coraz wyrazistszy rozziew pomiędzy światem wartości a światem ekonomicznym.
- No tak, gospodarka, polityka, ale najważniejsze jest chyba quo vadis człowieku przyszłości?
- Tak! Jak patrzymy na procesy globalne, to widzę na przykład rzecz zasadniczą: to, co miało ludzi zbliżać oddala ich od siebie. Myśliciele cywilizacji fascynowali się tym, czego to nie wywoła globalizacja z punktu widzenia relacji międzyludzkich. Człowiek w wyniku rewolucji informacyjnej będzie miał możność poznawania świata i ludzi nie ruszając się z domu; pisali, że powstaną wielkie internetowe społeczności, które będą trwałe; że poczucie wspólnot ludzkich się pogłębi. Tymczasem już wyraźnie widać, że nic z tych rzeczy. Według amerykańskich badań, ludzie się od siebie oddalają, a nie przybliżają. Pogłębia się poczucie osamotnienia jednostki, bo jest i będzie i praca na odległość, praca w zespołach nie komunikujących się ze sobą osobiście, tylko poprzez produkt swojej pracy. I tak naprawdę epoka, która miała wyzwolić ludzi ku sobie poprzez zdejmowanie barier komunikacyjnych, informacyjnych doprowadza – i będzie doprowadzać - do sytuacji, że człowiek będzie bardziej niż kiedykolwiek w dziejach osamotniony. To zjawisko będzie się nasilało. I nie ma tu mądrych.
Globalizm osiąga swój cel: opanowanie Ziemi bez reszty. Jego strażnikami są ponadnarodowe organizacje handlowe, stawiające sobie za cel szerzenie doktryny neoliberalnej w każdym zakątku świata, giełdy światowe, swoiste „świątynie” anonimowej spekulacji oraz ogólnoświatowe sieci medialne, kontrolowane przez światowe koncerny. Niesienie pomocy słabszym i biedniejszym czynienie dobra zastępuje się instytucjami charytatywnymi, globalnymi fundacjami i stowarzyszeniami. A przecież jest to zdjęcie z człowieka indywidualnego odpowiedzialności, bo skoro są wokół wyspecjalizowane instytucje pomocowe, to co ja mam tu do roboty? Dziś nie wystarczy lepiej „koordynować” i „kontrolować”. Musi ożywić się lub wręcz wyraziście pojawić nowa etyka globalnej odpowiedzialności. Odpowiedzialności nie tylko za siebie , ale za wszystkich innych w świecie. Dziś nikt nie potrafi powiedzieć, jak w epoce globalnej będzie się zmieniał sam człowiek. Homo mundialis - funkcjonuje już takie określenie.
- Homo mundialis, homo planetarium – jaki to człowiek?
- Pozbawiony cech wyróżniających od innych ludzi. Ludzie wszędzie staja się tacy sami: tak samo pożądają obecności techniki w swoim życiu codziennym; tak samo oddają kult maszynie i wyalienowanej nauce; tak samo z radością uczestniczą we wszelkich masowych spotkaniach, czerpiąc z nich satysfakcję bycia anonimową częścią podnieconego tłumu; z podobną łapczywością chwytają w sidła swojego pożądania przedmioty niesione na fali takiej lub innej światowej mody. Tak samo czczą bożka pieniądza.
Czy będą mu potrzebne osobiste więzi z drugim człowiekiem? Jak się zmieni człowiek w swej naturze, mentalności, obyczajowości, pragnieniach, ambicjach, dążeniach pod wpływem globalizacji. To jest ważne zagadnienie. Mówimy o globalizacji w kontekście gospodarki. A w kontekście człowieka? Gdzie jest w tym wszystkim człowiek? Gdzie społeczeństwo? Państwo? Musimy znaleźć fundamenty nowego porządku świata. Tu nic nie da klajstrowanie, sklejanie, kombinowanie, udawanie, że nic się nie dzieje w sferze ludzkiego samostanowienia i spełniania się. Trzeba znowu zobaczyć człowieka i jego obecność w procesach. Nie banki, finansjery itp. Człowieka. Trzeba wykreować nową myśl dla Polski, dla Europy.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Kazimierz Krzysztofek
- Odsłon: 4380
Wiele wskazuje na to że w XXI w. może dojść do powstania hiperkapitalizmu, najbardziej produktywnego systemu w dziejach, którego zasadą kierowniczą jest intensywna eksploatacja wszystkich zasobów: ziemi (rolnictwo), surowców (przemysł) i wiedzy (postindustrializm).
Dziś osiąga on potworną energię procesu sieciowego w warunkach wszechpołączalności; systemu, który będzie coraz więcej od ludzi wymagał kompetencji i w którym adaptacja do środowiska społeczno-ekonomicznego i kulturowego wymagać będzie o wiele więcej niż adaptacja do środowiska przyrodniczego. Słowem - systemu totalizującego egzystencję człowieka w jego całym niemal cyklu życiowym. Pojawia się tu pytanie, czy mamy tu jeszcze do czynienia z ewolucją kulturową, czy już może tylko z antropotechnologią?
Inwazja IT w życie człowieka usieciowionego zapowiada algorytmizację ludzkiego behawioru. Ale często słyszy się zawołanie be creative! Hiperkapitalizm domaga się twórczości – oryginalnego rozwiązywania problemów. Będzie eksploatował kapitał symboliczny, który jest tym bogatszy, im więcej do zaoferowania w sferze idei, emocji itp. mają uczestnicy dyskursów społecznych. A mają coraz więcej, dzięki różnorodności społecznego software’u, czyli naszego wyposażenia kulturowego. Ten software stale się wzbogaca w procesie komunikacji i utrzymywania nieformalnych relacji międzyludzkich, które są instrumentalizowane i eksploatowane w celach marketingowych. Bez komunikacji nie ma twórczości, której parametrami są innowacyjność, mobilność, responsywność, dyspozycyjność, elastyczność.
Potrzeba twórczości pojawiła się już w czasie, gdy wielcy baronowie przemysłu uznali, że strategia Forda nie ma przyszłości, że jest czas na to, aby wytwórca oferował produkt trafiający w gusta użytkownika. Bezwzględne posłuszeństwo, dyscyplina, wojskowy dryl przestały być cnotą numer 1. Coraz większego znaczenia nabierała pomysłowość pracownika.
W II połowie ub. wieku konkurencja międzynarodowa coraz bardziej to wymuszała, najbardziej nagradzani byli pracownicy innowacyjni, produktywizm brał górę nad opiekuńczością. Aktywne grupy społeczeństwa obywatelskiego brały w swoje ręce zadania edukacji społecznej, upowszechniania kultury, promowania zdrowia, czyli pomnażania kapitału ludzkiego i społecznego; państwo mające wcześniej dominującą pozycje w tej dziedzinie okazywało się niewydolne.
Poszerzała się w ten sposób sfera wolności obywatelskiej, co paradoksalnie skrzętnie wykorzystała sfera prywatna. Funkcjonalne okazały się dlań hasła wolności i autonomii, uelastyczniania rynku pracy, mobilności, niestandardowego czasu pracy, demokracji przemysłowej (Mitbestimmung w Niemczech) i inne hasła i postulaty wolności pracowniczych, jakie zgłaszała lewica i związki zawodowe, ruchy kobiece. Te hasła dobrze się komponowały z klimatem wolności i autonomii jednostki - wszystkiego tego, co kryje się w haśle upodmiotowienia człowieka, które wypisywała na swym sztandarze kontrkultura lat 60. Ceną za mniejszą kontrolę było większe zaangażowanie pracowników, ich świadoma identyfikacja z celami firmy. To stało się kanonem nowej kultury firmy. W ten sposób biznes rozstawał się bez żalu z metodami zarządzania opartymi na hierarchii, ponieważ pozbywał się krepujących instytucjonalnych ograniczeń i zyskiwał nowy potężny impuls. Scott Lash i John Urry nazwali to „końcem zorganizowanego kapitalizmu” (1987).
Workfare w miejsce welfare
W ten sposób żądanie podmiotowości weszło w synergię z produktywnością nowego posfordowskiego kapitalizmu. Kreatywność stała się mantrą, a empowerment – kanonem politycznej poprawności. Kiedy kategoria czasu wolnego była klarownie określona, wiadomo było, czym jest zaangażowanie na rzecz firmy, za co kazać sobie płacić, a za co nie. Teraz przestało to być oczywiste. Wykonywanie zawodowych obowiązków w domu, kontrola nad czasem dawały poczucie komfortu pracownikom i oszczędności pracodawcom („gorące biurka”, telepraca), ale niosły ze sobą wielką zmianę: tysiące zatrudnionych przestało być pracownikami – stawało się telepracownikami, wolnymi strzelcami, konsultantami, interesariuszami. Amerykański przedsiębiorca i badacz Daniel H. Pink (2002) nazywa takie społeczeństwo „narodem wolnych agentów” (biorąc pod uwagę karierę słowa „agent” w Polsce można więc powiedzieć, że mamy wielką szansę cywilizacyjną).
„Praca się rozmywa się i przekształca w szereg nieregularnych i nieprzewidywalnych aktywności. To samo dzieje się z czasem i przestrzenią. Wykonywanie profesjonalnych zadań w domu, w uznaniowo wybranych przez siebie porach, oznacza oczywiście wygodę i możliwość dopasowania rytmu zawodowego i osobistego. Zarazem jednak przesądza o zniknięciu ostatnich barier instytucjonalnych i psychologicznych zabezpieczających jednostkę przed wdzierającą się w jej życie prywatne zewnętrzną kontrolą. Pracownicze obowiązki ani nie są wyraźnie zdefiniowane, ani narzucone odgórnie” (Pustoła 2005: 71). Welfare state przekształca się w workfare state. I chyba tak już pozostanie w wieku hiperkapitalizmu.
Wszystko nastawione na elastyczność i mobilność; im większa autonomia pracownika, tym bardziej żyje on kulturą organizacyjną firmy, nie potrzeba mu kontroli z zewnątrz, jest ona zinternalizowana; locus of control przesuwa się do wewnątrz: ode mnie wszystko zależy, nikt mnie nie musi popędzać; nie ma się poczucia eksploatacji , czy wyzysku, lecz samorealizacji i podmiotowości. To jest sprytnie pomyślane: wykorzystuje się wolność jednostki nie pozbawiając jej poczucia indywidualizmu i autonomii. Podobny efekt w kulturach kolektywnych osiąga się przez zaprogramowanie; w indywidualistycznych - przez samooprogramowanie. To drugie jest bardziej wartościowe, bo kreatywne.
To ma istotne konsekwencje dla pracy. Gdy ludzie czują siłę swej podmiotowości, odnoszą korzyści sami jako konsumenci i pracobiorcy, ale także ich pracodawca. Firma ma władzę symboliczną, korzysta z twórczości ludzi pod hasłem: współkreuj produkt, który chcesz nabyć (tzw collaborative design) w Internecie na sprofilowanych pod tym kątem czatach, forach itp. Podwójna korzyść; oszczędza się na kosztach wzornictwa oraz osiąga się identyfikację konsumenta z produktem. To jest kapitał społeczny, z którego biznes czerpie pełną garścią. Jego częścią jest samorzutny marketing sieciowy, w wyniku którego rodzi się elita konsumentów danego produktu. W ten sposób poszerza się krąg interesariuszy firmy. Są to często osoby aktywne w komunikacji, zwane gwiazdami socjometrycznymi, które są pionierami, pierwszymi użytkownikami (early adopters), a jednocześnie pełnią funkcje lansów (liderzy wynajmowani przez firmy marketingowe do lansowania stylów życia poprzez nabywanie konkretnych dóbr konsumpcyjnych). Ten software stale się wzbogaca w procesie komunikacji, wchłaniając międzyludzkie dyskursy. Rośnie wartość społeczna firm określana przy użyciu miar sieciowych ustalających wielkość kapitału relacji, w jakich firma pozostaje ze wszystkimi swoimi stake holders.
Hiperkapitalizm tym się różni od swego poprzednika, że ważniejsze jest dlań przetwarzanie kultury (symboli) niż natury, dlatego tę kulturę trzeba policzyć, żeby mogła się znaleźć na rynku, włączać nisze - tego surowca przybywa w trakcie przetwarzania. „Nowy typ produktów wytwarzanych we współczesnym kapitalizmie – takich jak język, wiedza, nauka, sztuka, informacja, style życia, czy standardy relacji międzyludzkich – ma charakter dóbr publicznych. Niepodzielnych, niezawłaszczalnych, niewyczerpywalnych. Obdarzonych wartością, która rośnie, a nie maleje w miarę ich wolnej wymiany i swobodnego użytkowania, dając początek tzw. „konstruktywnej konsumpcji”. Jest to możliwe dzięki temu, że dobra te są tworzone w nieustającym procesie przez tych, którzy z nich zarazem korzystają, przy czym im lepiej je wykorzystują, czyli im wyższym kapitałem symbolicznym czy społecznym dysponują, tym lepszej jakości „produkty” oddają społeczności, w której się znajdują, z powrotem. W tym nowym porządku granica między producentem i konsumentem znika, oczyszczając pole dla czystej kreatywności, wolnego działania” (Pustoła, ibidem).
Mamy tu do czynienia z jednoczesną legitymizacją i instrumentalizacją idei twórczej podmiotowości, połączeniem wolności pracowniczej z interesem biznesu, czyli pełnia szczęścia, chciałoby się powiedzieć.
Dezaktualizują się tradycyjne definicje pracy i produkcji. To, co zwykle określa się jako produkcja, czyli wytwarzanie towarów i usług, jest ucieleśnieniem wcześniejszych idei, które antycypują rzeczywistość. Wczorajsze akty inwencji są prefiguracją dzisiejszej rzeczywistości. Tak jak zaciera się podział miedzy czasem wolnym a pracą (totalizacja pracy) tak zmianie ulega relacja między kapitałem a pracą na rzecz relacji kapitał-życie, bo życie kreuje twórczość w codziennych aktach: pamięć, wiedza, ego, kultura, seks itp. Tu musi paść pytanie,
czy hiperkapitalizm jest systemem nieprzyjaznym dla ludzi?
Bardzo trudno na nie odpowiedzieć. Dla ludzi, którzy w nim nie wyrastali z pewnością tak. Wielu z nich nie poradzi sobie z bólami adaptacji, a wtedy grozi wykluczenie. Proces adaptacji polega najogólniej na usuwaniu rozdźwięku miedzy światem postrzeganym i rzeczywistym (choć ten hiatus jest nieusuwalny). Proces ekskluzji rządzi się dość prostymi regułami, przebiegając przez następujące fazy.
-
Jednostki i grupy, które nie nadążają za zmianą, przestają pojmować reguły świata, w którym żyją i oznakowują go własnymi mało relewantnymi, ale znanymi sobie pojęciami.
-
Pojawia się pokusa ucieczki od niego, nieraz emigracji wewnętrznej, rezygnowania z aspiracji i ambicji, potrzeby osiągnięć, życia wedle znanych sobie reguł. Efekt demonstracyjny przestaje być sprzężony z potrzebą naśladownictwa, co frustruje, skłania do poczucia bycia kimś gorszym.
-
W tej fazie pojawia się luka kompetencyjna: w miarę jak rosną i są dostępne zasoby informacji, wiedzy i kultury. Powiększa to także dystans w sferze konsumpcji, która, czy się nam to podoba czy nie, jest dziś ważnym czynnikiem uczestnictwa w społeczeństwie.
-
Prowadzi to często do podwójnej frustracji: zarówno wykluczonych, bo czują się gorsi i bez nadziei na przyszłość, jak i beneficjentów systemu, bo czują się wykorzystywani utrzymując wykluczonych.
W ten sposób ulega erozji spójność społeczna. Lester Thurow (1999) obawia się, że czeka nas powrót do Średniowiecza, czyli świata, w którym garstka bogatych odgrodzi się murami od wściekłej rzeszy biednych. To jest samobójcze kusić biednych wspaniałym światem reklamowej symulakry i nie dać im szans na niewielkie choćby spełnienie.
Społeczeństwo dwóch prędkości jest realnym zagrożeniem. Pokuszę się tu o ryzykowną hipotezę, na poparcie której trudno jeszcze o mocne empiryczne argumenty. Człowiek był pierwszą i jak dotychczas jedyną istotą, która wyzwoliła się z przymusu specjacji w świecie zwierząt (różnicowanie się gatunków w zależności od zewnętrznych warunków życia – gęsta sierść, gruba warstwa tłuszczu i in. w strefach polarnych polepszające biologiczne warunki przetrwania i brak tych cech w ciepłym klimacie, który wymagał rozwoju innych cech). Człowiek nie był zmuszony do specjacji dzięki ewolucji kulturowej, która go hominizowała, a ściślej mówiąc – innowacjom (ciepła, lub przewiewna odzież, schronienie, odpowiednie pożywienie), które przystosowywały go do warunków. Obawiam się, że ten imperatyw innowacji może na powrót ustąpić miejsca specjacji, tym razem intelektualnej, co doprowadzi do różnicowania się homo na hipersapiens i postsapiens.
Czy kultura wytworzy antyciała?
Przede wszystkim, jawi się zupełnie inna natura rynku, któremu nie jest potrzebna wolność, a stały monitoring zachowań ludzkich, próba okiełznania złożoności, jaką rodzą miliardy interakcji. A przecież cała tradycja zachodnia opiera się na przekonaniu, że nie ma wolności w ogóle bez wolnego rynku.
Naturalnym odruchem kogoś ukształtowanego przez projekt Oświeceniowy (jak autor tych słów) i niesioną przezeń wiarę w ponadczasowe łaknienie wolności, duchowości, ekspresji itp. jest nadzieja, że kultura się obroni, wytworzy antyciała, jak to czyniła po wielekroć; że nie będzie dominacji technopolu, który zagnieździ się w nas i zdominuje.
Ta nadzieja po raz kolejny każe odrzucić twardy determinizm i stać na gruncie aktywizmu w przekonaniu, że od nas samych zależy, jaki czynimy użytek z narzędzi, które są ślepe, nie widzą celów, którym służą. Przyjmując takie założenie, skłonni będziemy uznać, że nie będzie to ani hipernadzór, ani autonadzór, lecz nowa epoka znamionująca narodzenie nowej ekonomii politycznej, której sensem jest kreowanie wartości. Wyrastają one z lokalnych kontekstów i mają służyć specyficznym celom. Ludzie przyjmują własne uzgodnione standardy zamiast narzucanych zewnątrz. System reguł staje się wtedy bardziej zinternalizowany.
Specjaliści od kapitału społecznego dowiedli, że najzdrowszy rozwój ma miejsce wtedy, gdy jest oparty na własnych pokładach regulacji, zaufania, więziach, lojalności, utrwalonych instytucjach. Jeśli tego nie ma, to trzeba to narzucać w postaci prawa, co rzadko jest skuteczne, a nadto pochłania niepotrzebnie mnóstwo energii. Jest to bowiem przeniesienie całej sfery regulacji z zewnątrz.
Praktyki kooperacyjne są efektywne dzięki temu, że agregują małe wkłady, włączając je do szerszych zasobów. Praktyka rozwoju dowiodła, że nie wystarczą wybitne osiągnięcia, liczy się suma małych wkładów innowacyjnych i twórczych. Wyraża się w tym głęboko ludzka potrzeba bycia użytecznym i produktywnym poprzez uczestnictwo i kreowanie wartości dodanej. Wspólnie tworzone i użytkowane narzędzia pozwalają oceniać, manifestować złożone tożsamości i zarządzać nimi, co stymuluje systemy kooperatywne. To wyjaśnia, dlaczego dziś jest coraz więcej świadomie projektowanych narzędzi współpracy. Bo w nich rodzi się kapitał symboliczny, którego pokłady można eksploatować w celach rozwoju i ekspansji. Oczywiście, nie unieważnia to twierdzeń, że dzisiejsze technologie pozwalają każdemu, kto tego chce i ma po temu możliwości wykorzystać swój potencjał, by stać się „superwzmocnioną jednostką”, jak to nazywa Manuel Castells. Im więcej takich jednostek, tym większy potencjał sieci, w których się łączą. Jednostka może stać się centrum – egopolis, niweczące totalizację, jak kropla alkoholu, która dostawszy się do retorty rodzi monstrum rozwalające „nowy wspaniały świat”.
Ale uprawnione jest tez inne podejście, które z perspektywy oświeceniowej tradycji wydaje się pesymistyczne, ale z perspektywy ludzi przystosowanych do hiperkapitalizmu niekoniecznie. Ludzie ukształtowani w hiperkapitalizmie, którzy przeszli w nim proces pierwotnej socjalizacji (czy raczej kapitalizacji) będą o wiele mniej podatni na wykluczenie, będą musieli się przez całe życie mierzyć z imperatywem kompetencji. Inaczej niż my będą rozumieli pewne kluczowe pojęcia, takie jak wolność, kontrola, prywatność, tak jak my inaczej je rozumiemy niż ludzi epoki feudalnej.
Wedle naszych dzisiejszych pojęć, system, w jakim będą żyli, będzie nosił cechy (techno)totalitaryzmu. Tego jednak nie będą świadomi, nie będzie to bowiem dla nich system opresyjny. Raczej „Nowy wspaniały świat” w wersji Huxleyowskiej, niż Orwellowski „Wielki Brat”, czy Matrix Dicka-Wachowskich. Po traumie 11 września skłaniają się ku temu Amerykanie w nadziei na życie w przestrzeni monitorowanego komfortu, który daje poczucie władzy, wiedzy, bezpieczeństwa i uwalnia od nieszczęsnego daru wolności, mówiąc słowami ks. Tischnera. Ludzie nie będą świadomi opresywnego charakteru systemu, ponieważ będą przekonani, że uczestnictwo w nim jest kwestią wyboru. Poniekąd zawsze tak było w systemach oferujących wybór: możesz postawić na wartości głównego nurtu, dzięki którym możesz osiągnąć sukces na skali preferowanej przez system, a jeśli nie postawisz, to pretensje możesz adresować tylko do siebie. W pewnym sensie jest to jednak Marksowskie rozumienie wolności, jako zrozumienie konieczności. Dla jednych będzie to wybór, dla innych tylko iluzja wolności. Bo w istocie chodzi o wybór zero- jedynkowy: sukces, albo wykluczenie, tertium non datur. Jakimś wyjściem może być życie w dwóch światach: jestem w systemie, kiedy chcę być hiperaktywny; odłączam się odeń, gdy chcę się zanurzyć w innym świecie wartości, gdy nie gonię za sukcesem. Taka ucieczka może być jednak tylko chwilowa, zgodnie z maksymą obowiązującą w Dolinie Krzemowej: nie zasiedź się za długo na obiedzie, bo staniesz się obiadem dla innych.
Coraz częstsze są obawy, że ludzie zostaną tak zdeterminowani przez cywilizację informatyczną, że nie będą w stanie się obronić. Kto w takim systemie się nie znajdzie nie będzie zdolny do funkcjonowania w społeczeństwie, żadna emigracja wewnętrzna nie pomoże, bo deelektronizacji nie będzie (Zacher 2007: 19). Płynie z tego paradoksalny wniosek, że aby czuć się wolnym wedle naszych dzisiejszych pojęć, trzeba się dobrowolnie wykluczyć z systemu i znaleźć sobie nisze: nie używać Internetu, komórki, karty bankowej (płacić grudkami złota). Słowem: znaleźć sobie pustelnię i wieść egzystencję jak Szymon Słupnik
Temat kontroli przez hiperkapitalizm staje się obsesją kultury popularnej (filmy typu Matrix, Equilibrium, AI, Robocop i wiele innych mogą być ostrzeżeniem, ale też samospełniającym się proroctwem). Kto w takim systemie się nie znajdzie, nie będzie zdolny do funkcjonowania w społeczeństwie, bo żadna emigracja wewnętrzna nie pomoże. Będziemy żyć pod nadzorem „elektronicznego pastucha”. Bycie w systemie to nie tylko korzystanie z jego dobrodziejstw, lecz również straty w sferze wolności, prywatności czy wręcz intymności.
Hiperkapitalizm jako „metasystem” (system integrujący wszystkie inne) jest postrzegany jako inkorporacja biosocjosfery przez biotechnosferę - widać tu powrót determinizmu (Chyła 2002). Najgłośniej wywołał ten problem Neil Postman w książce „Technopol. Triumf techniki nad kulturą” (1995), rychło znajdując zwolenników. W ich przekonaniu wszystkie technologiczne przedłużenia człowieka, interfejsy człowiek-maszyna, są wymyślane po to, aby jak najbardziej zintegrować go z systemem kontroli przez „wrastanie maszyny w nas samych”. Jak pisał C. Talbott w „The Future does not compute” (1995) - choć ciągle nam się wydaje, że panujemy nad maszyną, to nie możemy uciec od prawdy, że ona zagnieżdża się w nas przez interfejs. Jak wielki jest to wpływ, pokazuje dyfuzja telefonii mobilnej (pokolenie SMS)
„Być w systemie” to znaczy nie tylko korzystać z jego dobrodziejstw, ale też wiele utracić w sferze wolności, prywatności, czy wręcz intymności. Im więcej technologicznych ekstensji zmysłów i funkcji mózgu, tym więcej cyfrowego ewidencjonowania wszelkich przejawów życia. Nie da się już nawet policzyć, a przynajmniej obywatel tego nie wie, w ilu bazach danych się znajduje. Nie wiadomo, czy ziści się na koniec przyszłego wieku straszna wizja machina sapiens, czy też człowiekowi uda się wyzwolić jakieś antyciała na swą obronę. Zanim to nastąpi – jeśli w ogóle – problemem XXI wieku będzie to, z czym już dzisiaj mamy do czynienia, mianowicie z ukrytym sterowaniem ludźmi, tyle że w znacznie większym nasileniu.
Czy w opisie tego, czym staje się hiperkapitalizm trzeba sięgać do oksymoronów w rodzaju opresywny permisywizm, czy totalitaryzm wolności w warunkach – paradoksalnie – hipermobilności i hiperindywidualizacji? Tak by trzeba określać ów autonadzór – jako totalizację życia – wyzwolenie nie tyle człowieka, co jego potencjału twórczego w celu jego eksploatacji. Komunizm to było widzialne zniewolenie, kapitalizm poprzedniej generacji wchłaniał czas pracy, hiperkapitalizm wchłania życie. Rynek jawi się jako „Wielki Totalizator”, ale nie taki, przed jakim przestrzegał Orwell, a Huxley – formatowaniem osobowości i produkcją „postfabrykatów” – przed wspomnianym technotalitaryzmem.
Kazimierz Krzysztofek
Od Redakcji:
Jest to trzeci odcinek (pierwszy - Pan Market - opublikowaliśmy w numerze 11/11 SN, drugi – Nowinki hiperkapitalizmu - w numerze 12/11 SN) tekstu „Hiperkapitalizm jako „najwyższe stadium” zamieszczonego w czasopiśmie „Transformacje” 2007-2008.