Felietony Witolda Modzelewskiego
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4
Ponoć istnieje „ponadpartyjne porozumienie” na temat polityki zagranicznej naszego kraju i problemy te na mocy tego porozumienia są (jakoby) wyłączone z debaty publicznej. Czyli jakaś grupka (cała nasza klasa polityczna znalazłaby się na widowni namiotu cyrkowego) zmówili się przeciwko wyborcom, którym odmawia się wpływu na politykę zagraniczną.
To coś więcej niż skandal, bo nie sposób zliczyć serii porażek, które zaliczono na tym polu.
Przypomnę te najdotkliwsze:
- straty liczone w setkach miliardów złotych na darmową pomoc dla antypolskich władz w Kijowie, których już nawet nie chcą bronić obywatele tego państwa (ponoć tylko w tym roku zdezerterowało z wojska ukraińskiego kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, a tylko do Polski uciekło przed poborem kilkaset tysięcy ludzi): nasze pieniądze są bezpowrotnie stracone i nie będą miały żadnego wpływu na wynik tej wojny, o którym zadecyduje zupełnie ktoś inny, dużo ważniejszy niż adepci „naszej klasy”,
- paplanina naszych mężów stanu (i ich ważnych żon) oraz całkowity brak wiedzy na temat naszego „strategicznego sojusznika” zamknęły naszemu rządowi (na wiele lat) drzwi do Waszyngtonu, czyli nawet nie mamy dostępu do klamki, na której chcemy wisieć,
- zawarcie przez władze UE (której jesteśmy członkiem od 21 lat oraz ponoć szef naszego rządu ma w tych stosunkach wyjątkową pozycję, bo lubi go Pani Ursula) antypolskich umów dotyczących importu płodów rolnych z Ukrainy oraz Ameryki Południowej – Mercosur), które niszczą lub zniszczą nasze rolnictwo,
- zastosowanie embarga w stosunku do importu surowców z Rosji, przez co kupujemy je dużo drożej, stąd m.in. drożyzna energii elektrycznej; tak naprawdę to o to idzie w tej wojnie,
- zerwanie jakichkolwiek relacji z Rosją (mimo dyplomatycznego uznania) co powoduje, że Rosja na nasz temat rozmawia z naszymi protektorami,
- wspieranie obecnych władz w Wilnie i Kijowie ze szkodą dla tamtejszej Polonii.
Można by dalej wymieniać „sukcesy” polityki międzynarodowej prowadzonej przez całą klasę polityczną, ale z litości poprzestanę na tych, które wymieniłem: w końcu jesteśmy „sługami narodu ukraińskiego”.
Czy po trzydziestu pięciu latach porażek, gdy już uświadomiono sobie patologię integracji europejskiej, a zwłaszcza absurdu harmonizacji prawa Unii Europejskiej (to nie tylko podatki i „Zielony Ład”), gdy już wiadomo że NATO nie ma ani sił, ani woli, aby „odstraszyć” kogokolwiek (ponoć za kilka lat Rosja nas zaatakuje), może już warto pomyśleć o swoich interesach. Jak mawiali starożytni Grecy strzeżmy się tych, którzy przynoszą nam dary: a przecież wiemy, że Unia Europejska, USA i NATO twierdzi, że nam cały czas „pomaga”. Jesteśmy w strefie wpływów („należymy do Zachodu”) niemieckich, amerykańskich i ukraińskich, a cała ta „nasza wojna” jest o to, komu będziemy przepłacać za import gazu ziemnego i ropy naftowej oraz produktów rolnych (tym razem dużo tańszych od naszych).
Gdyby jeszcze zmowa klasy politycznej co do prowadzonej przez nią polityki zagranicznej przyniosła nam jakieś profity, można by oportunistycznie zgodzić się na ograniczenie naszego wpływu. Niech jednak Bóg broni nas przed takim zaniechaniem: już przed wojną nawet poważni ludzie opowiadali sobie takie oto dyrdymały, że „nie trzeba mówić o polityce, bo od tego jest Piłsudski”. Przykładem jest klęska polityki przez flirt z Niemcami i wrogość do Związku Radzieckiego, która zakończyła się klęską w dniu 1 września 1939 r.
Dlatego konieczna jest po raz pierwszy od trzydziestu pięciu lat debata polityczna na tematy zasadnicze; skoro klasa polityczna nie nadaje się do roli, którą chce pełnić, musimy odpowiedzieć na co najmniej dwa pytania:
- jaka jest uwzględniająca nasze interesy diagnoza status quo, skoro istniejący stan rzeczy jest dowodem naszych porażek,
- jaka jest prognoza na najbliższe lata relacji w tym regionie świata, skoro wszystkie przewidywania tych, którzy podjęli się tej roli nie sprawdziły się.
Na wstępie powinniśmy zrobić rachunek sumienia: dlaczego jesteśmy aż tak niemądrzy, że dokładamy do przegranych wojen (jest to już po raz trzeci w ciągu ostatnich trzydziestu lat)?
Witold Modzelewski

