Felietony Witolda Modzelewskiego
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 858
Czy nasz bardzo ubogi dorobek ideowy ostatniego trzydziestolecia powinien być poddawany krytyce? Przecież – jak prawdopodobnie potwierdzą obrońcy dokonań Trzeciej RP – należy chronić nasze dokonania ideowe, zwłaszcza że są dość skromne. Krytyka może „zniebylić” i unieważnić to, co i tak obiektywnie jest mało ważne. Mimo, że szanuję te zastrzeżenia, będące kolejną mutacją ludowej mądrości („jak się nie ma, co się lubi…”), pozwolę sobie przedstawić dwie najważniejsze idee, wręcz „mity założycielskie” (tak się to teraz określa według współczesnej nowomowy) tej epoki.
Pierwszą ideą jest obowiązkowa apoteoza sanacji i Piłsudskiego, którego wręcz uznaje się za patrona wszystkich sił „antykomunistycznych” i „nie-podległościowych” Trzeciej RP, a nawet części lewicy, która nie była w międzywojniu antykomunistyczna.
Drugą ideę charakteryzuje równie bałwochwalczy stosunek do „radykalnej transformacji ekonomicznej” lat 1989–1991 i jej tzw. twarzy, czyli Leszka Balcerowicza, który zgodnie z tym mitem jest rzeczywistym autorem wszystkich osiągnięć ekonomicznych i społecznych tej epoki, a poniesione klęski i porażki były wyłącznie wynikiem „niedokończonych reform”, oporu najważniejszych ciemnych sił, a zwłaszcza postkomunistów i „pisowskich populistów”.
Nie jest najważniejsze, że są to mity zakłamujące przeszłość („historia sfałszowana”), bo to zbyt łatwo udowodnić. Najgorszy jest ich destrukcyjny wpływ na świadomość klasy politycznej, która czuje się w obowiązku podporządkować dogmatom tejże mitologii, przez co staje się głupsza i przegrywa tam, gdzie można by obronić polskie interesy. Już uzasadniam powyższe tezy.
Obowiązujący całość, a na pewno zdecydowaną większość klasy politycznej „kult Marszałka”, oczywiście pisanego dużą literą i w pozycji hab acht, nakazuje robić większość szkodliwych głupstw w naszej polityce zagranicznej. Po pierwsze, dotyczy to programowej wrogości wobec Rosji, co akurat jest zgodne z pierwowzorem, bo Piłsudski był równie antyrosyjski (nie należy mylić z antybolszewizmem, bo to zupełnie coś innego), ale różnica między tamtymi a obecnymi czasami polega na tym, że ówczesne państwo bolszewickie miało agresywne plany wobec Polski (czego nie kryło), a dziś nie tylko od dawna nie ma państwa bolszewickiego, lecz również Rosja nie ma roszczeń terytorialnych w stosunku do naszego kraju.
Relacje Piłsudskiego i jego epigonów z państwem bolszewickim w latach 1935–1939 były co najmniej poprawne (Józef Beck jeździł do Moskwy, gdzie jego żona Jadwiga dowiedziała się, że z bolszewickimi dygnitarzami nie musi mówić po francusku, bo „my sami polscy Żydzi” i oni znają polski).
Równie bez sensu chcemy nadać antyrosyjski charakter Międzymorzu, powołując się tu na jakąś „ideę federacyjną” Piłsudskiego, co jest dla nacjonalistów rządzących w państwach położonych na wschód i południowy wschód od Polski typową „płachtą na byka”. Oni wyzwolili się spod protekcji najpierw Warszawy, a potem sowieckiej Moskwy i ani im w głowie popaść z powrotem w zależność od Polski, której rządy na obecnie ich ziemiach, sprawowane za czasów Piłsudskiego, kojarzą się jak najgorzej (gorzej tylko sowieckie).
Państwa te w większości są zależne politycznie i ekonomicznie od Niemiec, które zresztą nie pozwolą na jakieś tam propolskie fanaberie. Najprościej mówiąc: oficjalny kult Piłsudskiego jest najgorszą z możliwych przepustek do zbliżenia z Litwą, Ukrainą, Białorusią (i nie tylko), a psuje na starcie nasze i tak bardzo złe relacje z Rosją. Warto zamknąć tę trumnę.
Mitologia sukcesu Balcerowiczowskiej transformacji nie tylko ogłupia klasę polityczną, ale wręcz niszczy jej wiarygodność w świadomości obywateli. Przecież te dwa lata jego (?) pierwszych rządów (1989–1991) były jedną z największych katastrof ekonomicznych dla milionów obywateli. O tym w po-prawnym piśmiennictwie nie wolno nawet wspomnieć, ale OGRABIONO NAS WSZYSTKICH z oszczędności życia oraz istotnej części majątku trwałego. Wcześniej zrobiono to w głębokim stalinizmie poprzez wymianę pieniędzy (rok 1950). Rządy Balcerowiczowskie zrobiły to dużo bardziej skutecznie poprzez celową deprecjację złotego bez jakiejkolwiek waloryzacji posiadanych oszczędności.
Była to jedna z największych grabieży dokonanych na wszystkich obywatelach naszego kraju, którym w istotnej części zniszczono miejsca pracy. Warto przypomnieć, że wyniszczenie przez ówczesne rządy tysięcy przedsiębiorstw nie dotyczyło tylko sektora państwowego i spółdzielczego, ale również tzw. prywaciarzy. Lata tych rządów były dla naszej gospodarki pasmem katastrof, rozdano lub wyprzedano większość majątku państwowego i o tym obywatele pamiętają.
Ale dzięki wspólnemu wysiłkowi (prawie) całości klasy politycznej jakoś „Balcerowicz nie może odejść”, mimo że jest antytezą kapitalizmu i jest już faktycznym interesariuszem kilku banków, które obłowiły się kosztem ponad miliona obywateli (historia lubi się powtarzać), czyli po raz kolejny opowiada się po przeciwnej stronie niż istotna część naszego społeczeństwa.
Jednoznaczna ocena jego roli, szczególnie w latach 1989–1991, uwiarygodni polską klasę politycz¬ną zwłaszcza w oczach polskich przedsiębiorców, którzy wciąż się obawiają, że „wróci Balcerowicz” i będzie przy pomocy drakońskich podatków „restrukturyzować” naszą gospodarkę.
Cały AntyPiS powinien wreszcie wziąć pod uwagę, że jego porażki biorą się stąd, że ich jedyny wróg – tzw. rządy PiS-u – w słowach, ale i w czynach nie kojarzy się z Balcerowiczem, co jest ważnym źródłem ich sukcesów wyborczych.
Witold Modzelewski