Filozofia (el)
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 3843
Dziwne, że w naszym kraju (choć nie tylko) poprawa funkcjonowania szkolnictwa i oświaty nie stała się przynajmniej tak ważna dla polityków, jak kopanie piłki.
Zewsząd słyszy się narzekania na szkoły i ich funkcjonowanie, na sposób uczenia i kształcenia umiejętności, na programy nauczania, nauczycieli i wreszcie na uczniów.
Jeśli jest to utyskiwanie powszechne i nie tylko u nas, ale również w innych krajach - i to chyba bardziej w krajach wyżej, aniżeli słabiej rozwiniętych, występujące coraz częściej przy różnych okazjach - to wygląda na to, że kwestia fatalnego funkcjonowania szkół w zakresie nauczania i wychowania urosła już do poważnego globalnego problemu społecznego.
Dziwne, że w naszym kraju (choć nie tylko) poprawa funkcjonowania szkolnictwa i oświaty nie stała się przynajmniej tak ważna dla polityków, jak kopanie piłki przez zawodowych graczy, którzy nabijają sobie konta osobiste i zapewniają miliardowe zyski organizatorom igrzysk dla ludu. Ciągle do świadomości władców nie dociera fakt, że inwestowanie w oświatę i wiedzę jest z punktu widzenia biznesu nie mniej intratne niż w pseudo-sportowe imprezy i o wiele bardziej korzystne dla przyszłego rozwoju społecznego, cywilizacyjnego, technicznego oraz ekonomicznego narodu i państwa.
Nie chodzi tylko o finansowanie badań naukowych, ale nauczania. Dalsze pozostawianie na uboczu spraw szkolnictwa spowoduje zepchnięcie narodu do roli niewolników czy wyrobników pracujących na korzyść innych, mądrzejszych i bogatszych od nas. Warto zauważyć, że kraje tzw. trzeciego świata, które mają ambicję wyzwolenia się z jarzma zależności ekonomicznej najbogatszych krajów - a to świadczy o mądrości ich polityków i o ich trosce o losy własnych narodów - postawiły już, albo stawiają na rozwój oświaty i nauki. Dzięki temu osiągają znaczny wzrost dochodu narodowego.
Tylko taki polityk, dla którego liczy się prywata, lub który „zdobył” dyplom uczelni na przysłowiowym odpuście, albo miał kłopoty w szkole, nie wykazuje troski o rozwój oświaty, ani chęci naprawy szkolnictwa.
Brak większego zainteresowania szkolnictwem bierze się również stąd, że efekty tego zainteresowania dają znać o sobie czasem w odleglejszej przyszłości, a nie natychmiast w formie efektownego fajerwerku, jak np. budowa stadionu lub autostrady, czym można się pochwalić przed wyborcami.
Szkolnictwo a nowa filozofia ekonomii
Wprawdzie tu i ówdzie podejmuje się próby naprawy szkolnictwa, ale ich rezultaty są mizerne, częściej żadne. Natomiast wysiłki podejmowane przez władze oświatowe różnych szczebli oraz przez nauczycieli przypominają pracę legendarnego Syzyfa. Bowiem nie da się dokonać radykalnej zmiany sposobu funkcjonowania szkolnictwa bez spełnienia dwóch istotnych warunków: znacznego wzrostu nakładów finansowych oraz radykalnej zmiany filozofii oświaty.
W pierwszym przypadku trzeba zdobyć się na odwagę i zwiększyć nakłady finansowe ma szkolnictwo kosztem innych dziedzin życia społecznego, jak np. niesłychanie rozrastającego się aparatu urzędniczego oraz niewspółmiernych do dochodu narodowego wydatków na zbędne luksusy i reprezentacje. Wciąż zapomina się o tym, albo celowo lekceważy to, że niedoinwestowanie zdrowia i oświaty - dwóch sfer najważniejszych dla egzystencji oraz funkcjonowania społeczeństwa - skutkuje nieuniknionym spadkiem gospodarki. Czas w końcu wreszcie wyjść z błędnego koła napędzającego ujemne sprzężenie zwrotne między głupotą i biedą: „Dlaczego biedny? Bo głupi. A dlaczego głupi? Bo biedny”.
W ekonomii nadal przeważa pojmowanie kapitału i zysku w aspekcie monetarnym. Co nie daje się wyrazić w pieniądzach, nie liczy się. Dlatego kapitał finansowy dominuje nad społecznym albo ludzkim. Z różnych względów musi się dokonać nawrócenie, metanoia świadomości ekonomicznej, polegająca na redefinicji pojęcia kapitału, w którego zakres powinno wchodzić też to, co wprawdzie pozostaje niewymierne czy nieprzeliczalne na pieniądze, ale co współtworzy bogactwo kraju.
Opracowanie i wdrożenie nowej filozofii ekonomii jest wymogiem naszych czasów. Inaczej ciągłe będą nękać świat faktyczne lub wymyślone kryzysy gospodarcze.
Zerwać z archaizmem
W drugim przypadku chodzi o nowatorskie postrzeganie szkoły - od najniższego do najwyższego etapu kształcenia - adekwatne do teraźniejszego i przyszłego poziomu rozwoju cywilizacyjnego oraz do rzeczywistych potrzeb. Najwyższa pora, by porzucić archaiczne stereotypy o szkole i stworzyć pojecie szkoły odpowiadające naszym czasom i na nim realizować wizję nowoczesnej szkoły. Na dobrą sprawę, nie dokonała się jeszcze istotna rewolucja w oświacie, mimo szybko rozwijających się nauk o edukacji od ubiegłego wieku. Znamienne jest, że takie rewolucje dokonały się w sferze produkcji (przemysłu), nauki, ekonomi i polityki, ale nie w dziedzinie oświaty. Tu, jakby czas stanął w miejscu.
Od niepamiętnych czasów najważniejszym elementem szkoły jest nauczyciel przekazujący swoją wiedzę oraz grupa uczniów (klasa szkolna), która jest mniej lub bardziej (raczej mniej niż bardziej) zainteresowana przyswojeniem sobie tej wiedzy. A istotną rolę w procesie nauczania gra przymuszanie na różne sposoby uczniów do zdobywania wiedzy - poprzez zachętę i perswazję, aż do bardziej drastycznych środków. Skutek bywa zawsze ten sam: niechęć do wysiłku intelektualnego uczniów i awersja do nauczycieli i szkoły. Trudno winić za to nauczycieli i uczniów. Jedni - choćby nie wiadomo, jak dobre efekty pracy chcieli uzyskiwać - i drudzy - nawet, jeśli zdarzają się wśród nich ambitni - są krępowani przez ograniczenia tkwiące w panującym obecnie tradycyjnym i przestarzałym systemie oświaty. Nauczyciele, na ogół, dość dobrze znają je, a uczniowie - intuicyjnie wyczuwają.
Wiele jest powodów, dla których ten niewydolny system wymaga radykalnej przebudowy. Jednym z nich jest niedostosowanie przedmiotów nauczania oraz ich treści programowych do aktualnego zapotrzebowania społecznego w zakresie przygotowania zawodowego. Ciągle szkoły „produkują” ludzi, którzy nie sprostają potrzebom rynku pracy i powiększają kadrę bezrobotnych specjalistów niepotrzebnych nikomu. A z drugiej strony, istnieje wiele miejsc pracy, których nie ma kim obsadzić. Jedną z przyczyn tego paradoksalnego zjawiska jest brak kształcenia różnych umiejętności przydatnych w życiu. Naucza się przede wszystkim teorii, a nie praktyki, rzadko wiązania jednego z drugim. Wskutek tego absolwenci studiów technicznych, inżynierowie, znają prawa działania urządzeń technicznych i potrafią nawet wyrazić je w skomplikowanej algebrze, ale nie wiedzą, jak najbardziej efektywnie trzymać młotek, albo wbić gwóźdź, ani jak naprawić najprostsze urządzenie stosowane w gospodarstwie domowym.
Jeśli uczeń nie wie, do czego może mu być przydatna wiedza teoretyczna z danego przedmiotu nauczania, to zdobywanie jej traktuje jak balast obciążający jego pamięć i jako marnowanie czasu i dlatego jak dopust boży. Nic dziwnego, że uczeń nie uczy się z wewnętrznej potrzeby tylko z przymusu, żeby zdać, zaliczyć oraz dostać dyplom, i że niechętnie odnosi się do tego, który go zmusza do takiej nauki – do nauczyciela.
Urzędnicza oświata
Tu znowu daje znać o sobie czynnik ekonomiczny. Uczenie umiejętności technicznych czy warsztatowych wymaga po pierwsze, odpowiedniej liczby godzin lekcyjnych i po drugie, dobrego wyposażenia pracowni albo laboratoriów - a do tego trzeba pieniędzy.
Z formalnego punktu widzenia niby wszystko jest w porządku, bo przecież każdy konspekt lekcyjny zawiera rubrykę „cel praktyczny”, a syllabus – w rubryce „efekty kształcenia” punkt „umiejętności”. W rubryki te wpisuje się, standardowo powielane slogany, którymi nikt się nie przejmuje i których z reguły nie przestrzega się. Ale urzędnicy w ministerstwach, którzy je wymyślili, mają satysfakcję ze swoich racjonalizatorskich pomysłów, dzięki którym z pewnością będzie się osiągać lepsze wyniki nauczania. (Swoją drogą, tych, którzy wymyślili i zatwierdzili idiotyczne wzory syllabusów będących zmorą wykładowców, należałoby nominować do nagrody Nobla w dziedzinie głupoty!)
Inną przyczyną jest brak elastyczności programów nauczania w zakresie wyboru przedmiotów, treści oraz liczby godzin i przykrawanie ich do możliwości finansowych państwa oraz organów prowadzących szkoły – samorządów i właścicieli szkół prywatnych. Redukcja przedmiotów nauczania do minimum programowego i postępujące zmniejszanie liczby godzin lekcyjnych, wykładowych, ćwiczeniowych i zajęć praktycznych, wymuszone przez cięcia finansowe, sięgają granic absurdu i wołają o pomstę do nieba.
Niewątpliwie, programy nauczania powinny być odchudzane w miarę uzyskiwania dostępu do źródeł internetowych, ale nie do rozmiarów karykaturalnych. (Nota bene, wielu uczniów nie stać na płacenie za Internet, a na nic nie zdaje się komputeryzacja szkół, jeśli służą one raczej ku ozdobie.)
Sytuacja np. w uczelniach niepublicznych - w państwowych zresztą podobnie - przedstawia się tak, że w planach studiów zawarte są przedmioty wymagane odgórnie, ale liczba godzin przeznaczonych do ich realizacji absolutnie nie wystarcza do wyłożenia lub przedyskutowania treści programowych. (To ostatnie jest szczególnie ważne na studiach humanistycznych).
Inaczej mówiąc, programy zawierają niezmienne treści, a liczba godzin stale się zmniejsza. Na pokaz, sądząc z zapisów w indeksie, student zaliczył wszystko, co przewiduje plan studiów, tyle tylko, że szczątkowo - dostał dyplom, uzyskał odpowiednie uprawnienia do wykonywania zawodu, ale niewiele wie i niczego nie umie zrobić. Toteż coraz częściej absolwenci szkół szkoleni są przez pracodawców, zanim podejmą pracę; zakłady pracy wykonują więc robotę za szkoły.
Jeśli nadal będzie postępować ograniczenie finansowanie w oświacie, to należałoby odchudzić szkolnictwo, czyli zlikwidować te szkoły, które nie gwarantują odpowiedniej liczby godzin na realizację programów nauczania Zostawić te, które na to stać.
To, rzecz jasna, nie jest dobrym rozwiązaniem z wielu powodów: obniża stopień skolaryzacji, przyczynia się do wzrostu bezrobocia nauczycieli, pozostawia na pastwę losu młodzież, która nie znajdzie miejsca w szkołach itd. A więc, ciągle o naprawie szkoły decyduje bardziej czynnik ekonomiczny niż ludzki.
I wreszcie, przyczyną niedomagań, a raczej zapaści oświaty jest niedostosowany do współczesności pogląd na oświatę i złe podejście do kwestii szkolnictwa. Dotyczy to przede wszystkim ludzi odpowiedzialnych za to, głównie we władzach centralnych, ale również innych.
Poza tym, oświata przestała być przedmiotem troski zwykłych ludzi, którzy bardziej zajęci są innymi sprawami, dyktowanymi przez ideologię konsumpcjonizmu. Faktyczny, a nie pozorowany, rozwój oświaty nie sprzyja szerzeniu się jej, gdyż przeszkadza w ogłupianiu ludzi. W opinii masowej dyplom wart jest tyle, ile się za niego zapłaci, a niektóre z nich warte są tylko tyle, ile kosztuje ich wydrukowanie. Tę postawę w stosunku do szkolnictwa należałoby zmienić na gruncie nowej filozofii szkoły także po to, by uzyskać aprobatę dla dokonywania koniecznych przesunięć wydatków budżetowych.
A odpowiedź na pytanie, czego się Jaś nie nauczy we współczesnej szkole, można by sformułować krótko: tego wszystkiego, co potrzebne mu do życia bez szukania pomocy u innych oraz do wykonywania zawodu, na który jest zapotrzebowanie na rynku pracy oraz tego, co pozwoli mu samodzielnie myśleć kreatywnie i krytycznie. W zamian za to nauczy się oszukiwać w wyniku nagminnego i powszechnie tolerowanego korzystania z ściąg i podpowiedzi, wymigiwania się od rzetelnego wysiłku umysłowego, wkuwania w pamięć wielu nieprzydatnych informacji oraz korzystania z różnych środków dopingujących pracę mózgu, które pomagają zwyciężać w walce szczurów o lepsze wyniki testów.
Wiesław Sztumski
13.05.2012
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 270
Myślę, że ludzie są tak indywidualni jak płatki śniegu, wyglądają podobnie, ale nie ma dwóch takich samych, a każda klasyfikacja jest źródłem uprzedzeń. (Craig Ferguson)
Klasyfikacje dokonywane przez filozofów i psychologów są jak próby klasyfikowania chmur według ich kształtu. (Ludwig Wittgenstein)
Czlowiek istotą mocno skomplikowaną
Człowiek posiada nader skomplikowaną strukturę cielesną. Jego organizm składa się z bilionów komórek, różnorodnych narządów i systemów (np. nerwowego, krwionośnego, trawiennego), które zapewniają funkcjonowanie organizmu. Wyjątkowo skomplikowany jest centralny układ nerwowy, a w szczególności jego najważniejszy element - mózg, który jest bazą materialną dla świadomości, myślenia, emocji, pamięci i wielu innych zjawisk mentalnych.
Bardzo skomplikowana jest także natura człowieka. Wyrażenie „natura ludzka” zawiera typowe cechy, zachowania i tendencje fundamentalne wspólne dla wszystkich ludzi - niezależnie od kultury, czasu i miejsca.
W historii myśli filozoficznej, religijnej i naukowej natura ludzka była definiowana i interpretowana w różnych aspektach.
W biologicznym, rozumie się ją jako zespół cech genetycznych i fizjologicznych, wspólnych dla gatunku Homo sapiens, jakie ukształtowały się w wyniku ewolucji biologicznej. Ma się tu na myśli instynkty, potrzeby, zdolność do myślenia abstrakcyjnego, język i tworzenie złożonych struktur społecznych.
W ujęciu psychologii natura ludzka to wspólne dla wszystkich ludzi uniwersalne wzorce myślenia, emocji, zachowań i samorealizacji.
Z punktu widzenia społeczno-kulturowego naturę ludzką postrzega się jako zdolność do współpracy, do tworzenia złożonych struktur społecznych oraz do adaptacji do różnych warunków kulturowych. Wynika to stąd, że człowiek jako istota społeczna interaguje z innymi ludźmi.
W ujęciu religijnym, w wielu religiach tradycyjnych, natura ludzka składa się z pierwiastków duchowych oprócz materialnych.
Złożoność istoty i natury człowieka jest wielowymiarowa i wieloaspektowa. „Wymiar" i „aspekt" to dwa terminy, które mogą być używane w różnych kontekstach, chociaż często mają zbliżone znaczenia, szczególnie w języku potocznym.
W geometrii wymiar odnosi się do liczby niezależnych kierunków, w których można się poruszać w danej przestrzeni. Przestrzeń n-wymiarowa ma „n” wymiarów.
W naukach przyrodniczych wymiar odnosi się do jednostek miary, np. wymiar czasu, wymiar masy.
W kontekstach bardziej abstrakcyjnych, wymiar odnosić się do różnych perspektyw lub poziomów analizy, np. „wymiar społeczny" lub „wymiar psychologiczny".
Aspekt oznacza określony punkt widzenia, pod którym rozważana jest dana kwestia. Może odnosić się do różnych stron lub cech jakiejś sytuacji, problemu lub obiektu. Na przykład „aspekt prawny" to spojrzenie na problem z punktu widzenia prawa, a „aspekt estetyczny" odnosi się do wyglądu lub piękna.
„Wymiar" ma zazwyczaj charakter ilościowy lub strukturalny, zaś „aspekt" jest bardziej związany z jakością, podejściem, spojrzeniem na daną rzecz z jakiejś strony.
Takie rodzaje złożoności są charakterystyczne dla człowieka:
• Złożoność poznawcza. Człowiek jest niezwykle skomplikowanym przedmiotem poznania. Z doświadczenia życiowego wiadomo, że wbrew pozorom najtrudniej poznać to, co znajduje się najbliżej, m.in. samego siebie oraz ludzi w najbliższym sąsiedztwie; tego, co w nas i u innych. A to z kilku powodów. Żadna istota żywa nie potrafi tak utrudniać poznania siebie w efekcie maskowania się i tak dalece skrywać swoje prawdziwe „ja”, jak człowiek. Czyni to nie tylko przed innymi wskutek hipokryzji i coraz doskonalszym urządzeniom technicznym, ale też przed samym sobą, dzięki wyjątkowej zdolności do samookłamywanie się. To skutkuje deformacją jego wizerunku.
• Złożoność psychologiczna. Ludzkie myśli, emocje i motywacje są bardzo złożone. Każdy człowiek ma unikalne doświadczenia, które kształtują jego osobowość, wartości i przekonania. Psychika ludzka obejmuje wiele warstw, od świadomych myśli po podświadome mechanizmy obronne, co sprawia, że ludzkie zachowanie jest trudne do przewidzenia i zrozumienia.
• Złożoność społeczna. Ludzie są istotami społecznymi, co oznacza, że funkcjonują w złożonych strukturach społecznych, takich jak rodziny, grupy, społeczności, państwa. Wzajemne relacje międzyludzkie, normy społeczne, kultura i tradycje dodają kolejnych aspektów do tej złożoności.
• Złożoność komunikacyjna. Komunikacja międzyludzka, która obejmuje zarówno język werbalny, jak i niewerbalny, również jest skomplikowana i wymaga umiejętności rozumienia intencji, emocji i kontekstu.
• Złożoność duchowa i filozoficzna. Ludzie zadają sobie pytania o sens życia, moralność, etykę, które często prowadzą do głębokich refleksji filozoficznych i poszukiwań duchowych. Różnorodność wierzeń religijnych, światopoglądów i poglądów filozoficznych odzwierciedla duchową i filozoficzną złożoność człowieka.
• Złożoność poznawcza. Człowiek jest zdolny do abstrakcyjnego myślenia, planowania, tworzenia i rozwiązywania problemów na wysokim poziomie. Ta zdolność do refleksji nad sobą i otaczającym światem jest unikalna i bardzo złożona.
Podsumowując, człowiek jest najbardziej skomplikowanym wytworem ewolucji biologicznej i społecznej, ponieważ jego struktura fizyczna i psychiczna, relacje społeczne, duchowość i zdolności poznawcze tworzą skomplikowaną sieć związków i relacji, które czynią go wyjątkowo trudnym obiektem pełnego zrozumienia i poznania. Również dlatego, że żyje w coraz bardziej skomplikowanym otoczeniu, które determinuje go i z którym interaguje. Toteż stopień komplikacji człowieka rośnie wraz z komplikacją jego środowiska i proporcjonalnie do posteru cywilizacyjnego.
Na pełny wizerunek człowieka składa się mnogość następujących (przykładowych) jego wymiarów:
• Wymiar fizyczny. Obejmuje ciało człowieka, jego potrzeby biologiczne, zdrowie i możliwości fizyczne. Jest to najbardziej namacalny wymiar człowieka.
• Wymiar emocjonalny. Obejmuje emocje, relacje międzyludzkie oraz zdolność do empatii i odczuwania szczęścia, smutku, miłości i lęku.
• Wymiar intelektualny. Obejmuje zdolność myślenia, rozumowania, uczenia się, kreatywności oraz analizy. Jest to obszar, w którym rozwija się wiedza, logika i zdolności poznawcze.
• Wymiar duchowy. Odnosi się do sfery życia, która przekracza materialne i fizyczne aspekty istnienia. Jest to sfera, w której człowiek poszukuje sensu życia, celu i głębszego zrozumienia siebie, świata i swojej relacji z bóstwem, absolutem, wszechświatem, czy inną transcendentalną rzeczywistością.
• Wymiar estetyczny. Obejmuje wrażliwość na piękno, sztukę, muzykę, literaturę oraz zdolność do tworzenia i odbierania dzieł artystycznych.
• Wymiar społeczny. Obejmuje interakcje z innymi ludźmi, rolę w społeczeństwie, kulturę, normy społeczne oraz tożsamość w grupie.
Człowiek, jako istota wielowymiarowa, nie może być zredukowany tylko do jednego z tych wymiarów, ponieważ one współdziałają i przenikają się wzajemnie, tworząc złożoną, unikalną (jednopojawieniową) osobę. Każdy z nich może rozwijać się i zmieniać w czasie, co czyni go istotą dynamiczną, różnorodną i wielobarwną.
Biologiczne i społeczne kategorie człowieka
Ze względu na wymiary człowieka można przeprowadzić jedną z możliwych kategoryzacji ludzi. Można też kategoryzować ludzi ze względu na ich cechy biologiczne i społeczne. Mówiąc o cechach biologicznych mam na myśli cechy fizyczne i genetyczne, odróżniające ludzi od innych gatunków, jakie pojawiały się u hominidów w toku ewolucji biologicznej. A mówiąc o społecznych, mam na myśli dominujące u ludzi zachowania, postawy, nawyki, poglądy, wartości, upodobania, ideały, wyobrażenia itd. nabywane w czasie ewolucji społecznej.
W toku ewolucji biologicznej pojawiały się kolejno takie kategorie hominidów:
• Sahelanthropus tchadensis (Jeden z najstarszych znanych hominidów, który żył około 7 milionów lat temu. Miał cechy zarówno prymitywne (np. mały mózg), jak i zaawansowane (np. pozycja czaszki sugerująca dwunożność).
• Orrorin tugenensis (Żył około 6 milionów lat temu i wykazywał cechy świadczące o możliwości dwunożności).
• Australopithecus afarensis (Żył około 3,9–2,9 milionów lat temu. Australopiteki były dwunożne, ale wciąż posiadały cechy przystosowane do wspinaczki, takie jak długie ręce).
• Australopithecus africanus (Żył około 3–2 miliony lat temu i miał bardziej zaawansowane cechy twarzoczaszki oraz zębów).
• Homo habilis (Jeden z pierwszych przedstawicieli rodzaju Homo, żył około 2,4–1,5 miliona lat temu. Miał większy mózg niż australopiteki i używał prostych narzędzi kamiennych).
• Homo erectus (Żył około 1,9 miliona do 110 tysięcy lat temu. Był pierwszym hominidem, który opuścił Afrykę i rozprzestrzenił się do Azji i Europy. Homo erectus używał bardziej zaawansowanych narzędzi i prawdopodobnie posługiwał się ogniem).
• Homo naledi (Żył około 335–236 tysięcy lat temu. Odkryty w jaskini Rising Star w Południowej Afryce. Łączy cechy zarówno starszych, jak i nowszych gatunków Homo).
• Homo luzonensis (Żył około 67–50 tysięcy lat temu. Odkryty na wyspie Luzon na Filipinach. Miał unikalne cechy anatomiczne, które odróżniały go od innych gatunków Homo).
• Homo Denisowianin (Żył około 200–50 tysięcy lat temu. Odkryty na Syberii, znany głównie z analizy DNA. Blisko spokrewniony z neandertalczykami).
• Homo neanderthalensis (Żył w Europie i zachodniej Azji około 400 tysięcy do 40 tysięcy lat temu. Był dobrze przystosowany do zimnych klimatów i wytwarzał złożone narzędzia, ubrania, a także prawdopodobnie posiadał zdolności do abstrakcyjnego myślenia i mowy).
• Homo sapiens (W kontekście biologicznym, termin ten opisuje cechy fizyczne, genetyczne i ewolucyjne, które odróżniają ludzi od innych gatunków. Człowiek współczesny, który wyewoluował w Afryce około 300 tysięcy lat temu wyróżnia się dużym mózgiem, rozwiniętym myśleniem abstrakcyjnym, mową, zdolnościami artystycznymi i wytwarzaniem wosoko rozwiniętych i skomplikowanych narzędzi i urządzeń technicznych. Homo sapiens rozprzestrzenił się po całym świecie, wypierając inne hominidy i rozwijając złożone społeczności oraz cywilizacje).
Kategoryzacja ludzi ze względu na cechy społeczne dotyczy przede wszystkim współczesnego gatunku Homo sapiens. W tym przypadku chodzi o kategorie stworzone przez nauki społeczne odpowiadające różnym koncepcjom teoretycznym człowieka. Te kategorie opisują aspekty jego zachowania, tożsamości, interakcji społecznych i roli w kulturze. Jest ich o wiele więcej niż biologicznych i wciąż ich przybywa proporcjonalnie do rozwoju cywilizacji. Z tego względu prezentuję tylko niektóre z najważniejszych.
• Homo sociologicus (Człowiek działający w ramach norm społecznych i ról przypisanych mu przez społeczeństwo. Jest istotą, która internalizuje wartości i normy społeczne, a jej działania są kształtowane przez struktury i oczekiwania społeczne).
• Homo culturalis (Człowiek, którego tożsamość, myślenie i działania są kształtowane przez kulturę. Podkreśla rolę języka, symboli, wartości i tradycji w formowaniu ludzkiego doświadczenia).
• Homo ludens (Człowieka zabawowy, dla którego zabawa, gry, rozrywka i rekreacja są fundamentalnymi elementami życia i kultury. Podkreśla on rolę zabawy w rozwoju społecznym, kulturowym i psychologicznym człowieka).
• Homo oeconomicus (Człowiek jako istota racjonalna dbająca o swoje korzyści ekonomiczne. Swoje działania i decyzje analizuje przez pryzmat zysków i strat).
• Homo politicus (Człowiek jako istota społeczna zaangażowana w życie polityczne, podejmującą decyzje, biorącą udział w debatach i wpływającą na kształtowanie władzy. Podkreśla on znaczenie polityki, władzy i struktur społecznych w życiu jednostki).
• Homo religiosus (Człowiek jako istota duchowa, dla której fundamentalne znaczenie w poszukiwaniu sensu życia ma religia oraz wiara w bóstwa. Zwraca on uwagę na duchowe aspekty ludzkiego życia i ich wpływ na kulturę i społeczeństwo).
• Homo aestheticus (Człowiek, który ceni piękno i jest zdolny do tworzenia sztuki oraz jej odbioru. Podkreśla on rolę estetyki i sztuki w ludzkim życiu, w tworzeniu tożsamości kulturowej i społecznej).
• Homo faber (Człowiek zręczny, który podkreśla znaczenie pracy, techniki i produkcji dla rozwoju społeczeństwa i w przekształcaniu świata sensorycznego).
• Homo viator (Człowiek będący w ciągłym ruchu, zarówno fizycznym, jak i duchowym. W podróżach poszukuje sensu życia i samorealizacji).
• Homo symbolicus (Człowiek jako istota zdolna do tworzenia, interpretowania i rozumienia symboli. Podkreśla on znaczenie języka, mitów, religii i symboli w życiu ludzi).
• Homo narrans (Człowiek jako istota, która tworzy dzieje i i przekazuje historię, co uznaje za kluczowe dla budowania tożsamości i kultury. Narracja jest dla niego sposobem komunikacji międzyludzkiej interpretacji rzeczywistości).
• Homo technologicus (Człowiek, którego życie jest głęboko związane z techniką. Podkreśla on wpływ techniki na ludzką tożsamość, pracę, komunikację i relacje społeczne).
• Homo consumens (Człowiek, dla którego najważniejsza jest konsumpcja dóbr i usług. Konsumpcjonizm traktuje jak dominujący aspekt współczesnej kultury).
• Homo hybridus (Człowiek żyjący na styku różnych kultur, techniki i tożsamości. Związany z globalizacją, migracjami oraz zmieniającą się dynamiką społeczną i kulturową).
• Homo ecologicus (Człowiek o rozwiniętej świadomości ekologicznej i sozologicznej, odnoszący się przyjaźnie do elementów środowiska przyrodniczego i społecznego, i troszczący się o to środowisko).
• Homo digitalis (Człowiek ery cyfrowej, dla którego technologie informacyjne i komunikacyjne są integralną częścią codziennego życia).
• Homo virtualis (Człowiek istniejący w środowiskach wirtualnych jest częścią globalnie połączonej sieci internetowej. Wchodzi w relacje i interakcje z innymi za pośrednictwem środków cyfrowych. Jego reprezentacją w środowisku wirtualnym jest awatar).
Kilka uwag zamykających rozważania
Dzięki kategoriom społecznym łatwiej można dostrzec różnorodność ludzkich zachowań, tożsamości oraz ról społecznych. Im więcej ich jest, tym wierniej odzwierciedlają ludzi.
Kategorii człowieka używa się w różnych dyscyplinach naukowych, zwłaszcza w socjologii, antropologii, kulturologii i filozofii po to, by, lepiej zrozumieć funkcjonowanie ludzi w danym społeczeństwie i w danej kulturze.
Poszczególne kategorie społeczne dzielą się na podkategorie w wyniku rozpatrywania ich w różnych aspektach oraz ze względu na dodatkowe kryteria. Poszczegółne osoby nie są przyporządkowane tylko do jednej kategorii w całym ich życiu, lecz do wielu naraz. Zazwyczaj zestawy tych kategorii zmieniają się w zależności od zmiany warunków, w jakich człowiek żyje i od jego preferencji. To dodatkowo komplikuje wizerunek człowieka, jego naturę i pojęcie.
W przypadku kategorii biologicznych ma się do czynienia z sekwencją czasową. Każda pojawia się na kolejnych etapach ewolucji biologicznej hominidów począwszy od około 7-5 milionów lat temu: dwunożność, powiększenie rozmiaru mózgu, używanie narzędzi, rozwój mowy i zdolności komunikacyjnych, rozwój kultury, kształtowanie się złożonych systemów społecznych oraz pojawienie się Homo sapiens.
Natomiast nie ma takiej sekwencji w przypadku kategorii społecznych. Tutaj wiele kategorii może współistnieć. Mogą pojawiać się w jednych warunkach i znikać w innych, ustępując miejsca nowym. Tylko nieliczne stanowią kolejne kamienie milowe w ewolucji społecznej - życie w grupach, pojawienie się języka jako środka komunikacji, przejście od trybu życia zbieracko-łowieckiego do osiadłego rolnictwa, zapoczątkowanie rozwoju miast, powstawanie złożonych struktur społecznych i hierarchicznych z wyraźnym podziałem ról i obowiązków w wyniku podziału pracy i pojawiania się różnych specjalizacji, rozwój subsystemów społecznych i kulturowych, początki ery przemysłowej, nowoczesności, ponowoczesności, globalizacji i społeczeństwa informacyjnego.
Ewolucja hominidów jest długim i złożonym procesem, który obejmuje szereg ważnych adaptacji biologicznych i behawioralnych. Zmiany, od dwunożności, przez rozwój narzędzi, aż po ewolucję kultury i języka, kształtowały ich gatunki i czyniły je coraz bardziej złożonymi. Dzięki posiadaniu dużego potencjału adaptacyjnego Homo sapiens jest jedynym przedstawicielem rodziny Hominidae, któremu udaje się tak długo przetrwać i coraz bardziej zaludniać całą Ziemię, a nawet przenosić się w przestrzeń okołoziemską. Niestety, jest też jedynym gatunkiem, który może doprowadzić do zniszczenia środowiska, przedwczesnego wyginęcia innych gatunków i swojej autodestrukcji.
W ewolucji społecznej, podobnie jak w biologicznej, zachowały się pewne atawizmy. Tak na przykład, w teraźniejszym wysoko rozwiniętym społeczeństwie informacyjnym i społeczeństwie wiedzy nader często dają znać o sobie przejawy dzikości, barbarzyństwa, niewolnictwa, nieuctwa oraz nieucywilizowania.
Kategoryzacja ludzi służy nie tylko celom teoretycznym, jak na przykład kształtowaniu coraz lepszego pojęcia człowieka. Ma też zastosowanie w praktyce, na przykład w testowaniu (selekcji) kandydatów do pracy w różnych organizacjach. Selekcjonerzy, rekrutujący się przede wszystkim z psychologów, nie są w stanie poznać wszystkich cech ani kategorii osób badanych. Swoją drogą, na co by się to zdało, jeśli dziś są one takie, a jutro mogą być inne w coraz szybciej zmieniającej się rzeczywistości społecznej, w turboświecie podporządkowanym zasadzie akceleracji. Dla celów praktycznych wystarczy posłużyć się odpowiednimi stereotypami, chociaż wiadomo, że często dają niepoprawne wyniki badań. Jednak można to zignorować, o ile mieszczą się one w granicach dopuszczalnych błędów.
Wiesław Sztumski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4281
W 40. rocznicę śmierci profesora Tadeusza Czeżowskiego
The man who regards his own life and that of his fellow creatures as meaningless is not merely unhappy but hardly fit for life* (Albert Einstein)
Tytułem wstępu
Profesora Czeżowskiego poznałem na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. W tym czasie był kierownikiem Katedry Logiki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Byłem fizykiem-teoretykiem zainteresowanym filozofią.
Z jego podręcznika Logika. Podręcznik dla studentów nauk filozoficznych uczyłem się do egzaminu z logiki u prof. Tadeusza Kotarbińskiego. Jako fizycy, znaleźliśmy wspólny język i łatwo nawiązaliśmy kontakt ze sobą. Zaprosił mnie na seminarium, na którym wygłosiłem referat o przyczynowości w mechanice kwantowej.
Przysyłał mi wiele najnowszych książek z tzw. Zachodu z zakresu filozofii nauk przyrodniczych i metodologii, które otrzymywał od Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku, prosząc o napisanie recenzji dla „Ruchu Filozoficznego”, którego był redaktorem. W tamtych latach książki te były niedostępne w Polsce, a większość z nich podlegała cenzurze politycznej. Były dla mnie nieocenionym źródłem najnowszej wiedzy.
Później, prof. Czeżowski zgodził się (wraz z prof. Romanem S. Ingardenem (jun.) - fizykiem-teoretykiem z UMK i doc. Marią Kempisty - cybernetyczką z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego) zrecenzować moją rozprawę doktorską „Zależność czasowa przyczyny i skutku” napisaną pod kierunkiem prof. Władysława Krajewskiego w Instytucie Filozofii UW.
Kontaktowałem się z nim często prawie do końca jego życia. Głównie jemu zawdzięczam dalszy rozwój swoich zainteresowań problemami współczesnej filozofii i karierę zawodową filozofa.
Po wielu latach, kiedy zostałem ekofilozofem, przeczytałem po raz drugi jego artykuł o sensie życia (1949) i stwierdziłem, że jego koncepcja sensu życia wyrasta nie tylko ze sposobu myślenia właściwego logikom i etykom, ale również ekologom i filozofom środowiska. Tę koncepcję zaprezentował logicznie precyzyjnie i niezwykle klarownie, zwłaszcza dla osób przyzwyczajonych do ścisłego myślenia - matematyków, logików i przyrodoznawców. Istotę sensu życia przedstawił z pozycji logiki w sposób zrozumiały dla przeciętnego człowieka z wykształceniem średnim w nie za pomocą terminologii żargonu naukowego i symboli zrozumiałych tylko dla specjalistów.
W jego definicji sensu życia dostrzegłem także elementy prakseologii i ogólnej teorii systemów. Nie były one znane mu dobrze w czasach, gdy pisał swój artykuł. Świadczy to o jego intuicji, o tendencji dalszej ewolucji nauki i o odwadze sformułowania nowatorskiej koncepcji, w której sens życia związał z szeroko rozumianą relacją „człowiek-środowisko". Stwierdził bowiem, że ludzie, którzy chcą nadać sens swojemu życiu, muszą uwzględniać dobro środowiska. Dzięki temu wyprzedził myśli późniejszych ekologów i ekofilozofów, którzy sądzą, że troska o środowisko przyczynia się do przezwyciężania kryzysów ekologicznych i wzrostu szansy na przedłużenie egzystencji naszego gatunku.
Krótka notka biograficzna
Profesor Tadeusz Czeżowski urodził się w 1889 r. w Wiedniu, gdzie jego ojciec pochodzący z Podola galicyjskiego przebywał na krótkim stażu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Następnie wrócił do Galicji i był starostą w Gorlicach i Żółkwi. Ostatecznie zamieszkał we Lwowie. Czeżowski ukończył we Lwowie czteroletnią szkołę ludową, gimnazjum i uniwersytet z matematyki (u Wacława Sierpińskiego), fizyki (u Ignacego Zakrzewskiego i Mariana Smoluchowskiego) oraz filozofii (u Kazimierza Twardowskiego, Władysława Witwickiego i Jana Łukasiewicza). Podczas studiów poznał Tadeusza Kotarbińskiego. Dopiero w 1918 r. opuścił Galicję, udając się do Warszawy, a następnie do Wilna, gdzie objął stanowisko profesora na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie.
Od 1945 roku był profesorem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. W 1948 r. został redaktorem kwartalnika „Ruch Filozoficzny” wydawanego przed II wojną światową we Lwowie. Już w liceum interesowała go kwestia etyczna: Jak należy postępować, żeby postępować dobrze? Później bardziej niż etyką zajmował się logiką i metodologią nauki.
Profesor Czeżowski otrzymał Krzyż Walecznych za udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r. W czasie II wojny światowej wraz z żoną i córką z narażeniem życia ukrywał kilku żydowskich przyjaciół z Wilna, w tym matematyka Abrahama Fessela. Za to w kwietniu 1963 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie odznaczył go najwyższym izraelskim odznaczeniem cywilnym - medalem "Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”. A 22 sierpnia 2012 roku Tadeusz i Antonina Czeżowscy wraz z córką Teresą otrzymali pośmiertnie Honorowe Obywatelstwo Izraela za ratowanie Żydów w czasie II wojny światowej.
Logiczny wymiar sensu życia
Czeżowski rozpoczął rozważania od dwóch założeń. Po pierwsze, wyrażenie „sens życia" ze względu na słowo „sens" należy do języka logiki. Dlatego definicja sensu życia powinna uwzględniać definicję sensu, obowiązującą w logice: coś ma sens tylko wtedy, gdy tworzy logiczną całość z kontekstem wypowiedzi. Innymi słowy, to ma sens, co jest logicznie połączone z czymś innym za pomocą relacji wnioskowania. To kryterium odnosi się również do życia ludzkiego.
Po drugie, nie ma sensu spekulatywne wyrażenie „życie w ogóle" („życie w sobie”), ponieważ tylko człowiek czyni je sensownym w miarę tego, jak zachowuje się i postępuje i dzięki temu przekształca ogólnikowe „życie w sobie” w konkretne „życie dla siebie”.
Czeżowski napisał: „Mówimy, że jakieś zestawienie słów ma sens, gdy tworzy składną - dorzeczną całość, (…) powiadamy: „czyjeś życie ma sens”, to znaczy „życie tego człowieka tworzy spójną, racjonalną całość”. Życie ludzkie tworzy taką całość, gdy składa się z działań, które mają różne cele. Cele te są ułożone w taki sposób, że bliższe cele są środkiem do osiągnięcia dalszych celów" (T. Czeżowski, Odczyty filozoficzne, TNT Toruń 1958).
Życie ma sens, gdy każdy jego etap jest zakończeniem wcześniejszego i przesłanką dla późniejszego. Te etapy mają wiązać się ze sobą za pomocą relacji spójności: konkluzja nie może przeczyć swojej przesłance. Oznacza to, że działania podejmowane na jednym etapie nie mogą być skierowane na przekór działaniom w następnym etapie. Życie w pełni sensowne charakteryzuje się ciągłością oraz koherencją działań człowieka. Jednak życie bez momentów nieciągłości i bifurkacji jest skrajną idealizacją dopuszczalną na gruncie rozważań abstrakcyjnych w ramach logiki formalnej.
Układanie życia w całość wymaga podporządkowania go jakiemuś góry ustalonemu celowi lub zadaniu oraz zorganizowania go tak, by krok po kroku można było realizować ten cel. Zorganizowanie sobie życia jest warunkiem koniecznym, ale niewystarczającym do tego, by czynić je sensownym. Kto wytycza sobie cel pełny i końcowy, wytycza cele cząstkowe i pośrednie od razu, albo po zamknięciu kolejnych etapów swojego życia. W ten sposób tworzy „mapę drogową” dla osiągnięcia finalnego celu życia. A zatem, koncepcja sensu życia, podana przez Czeżowskiego, ma charakter logocentryczny.
Społeczny wymiar sensu życia
Czeżowski zakładał, że życie swe można czynić sensownym w społeczeństwie uporządkowanym i silnie zdeterminowanym, przede wszystkim teleologicznie, a więc w homogenicznym i monokulturowym. Siedemdziesiąt lat temu funkcjonowały one w państwach rządzonych przez dyktatorów. Wtedy łatwo można było dyktować cele wspólne definiowane przez autokratów i jedyne partie rządzące. Inaczej jest w szybko globalizowanym świecie współczesnym.
W konsekwencji postępu demokracji i liberalizmu społeczeństwa przekształcają się w coraz bardziej polikulturowe i heteronomiczne, a jednostki są relatywnie bardziej wolne. W takich społeczeństwach ma się do czynienia z determinizmem słabym i chaosem. Zaś cele jednostek coraz bardziej rozmijają się z celem ogółu. W związku z tym można by przypuszczać, że coraz trudniej będzie czynić życie sensownym.
Tak jednak nie jest, ponieważ jednostki poddawane są presji paradygmatów i stereotypów ukształtowanych przez kulturę, ideologię, politykę, wyznania itp. Dlatego przeważająca liczba jednostek ma cele podobne, które przynajmniej częściowo pokrywają się z celami ogółu. Z tego względu współtworzą one i współrealizują cele zbiorowe nieintencjonalnie i nieświadomie, nawet, gdy są przekonane o tym, że działają wyłącznie we własnym interesie.
Teoretycznie możliwych jest tyle celów finalnych w jakiejś grupie, ile osób się w niej znajduje. Ale w praktyce tak nie jest. Życie zbiorowe, socjalizacja i inkulturacja powodują, że w danej społeczności i w ustalonych warunkach jednostki mają cele zbieżne lub podobne, zgodnie z rozkładem statystycznym. Oprócz tego, nie wszyscy w danej społeczności muszą i chcą wieść sensowne życie; to zależy przede wszystkim od ich wolnej i dobrej woli.
Chociaż życie w grupie wymaga adaptacji, która wymusza respekt dla wspólnych norm, wartości etycznych, przekonań itp., to nie likwiduje ona postaw indywidualistycznych, ani internalizacji celów wspólnych. Dlatego są ludzie, którzy z pobudek egoistycznych skupiają się głównie na własnych celach. Jednak większość przyczynia się intencjonalnie do osiągania zbiorowego celu i często mimowolnie działa na rzecz realizacji dobra wspólnego.
Tak więc sens życia jednostki związany jest z osiąganiem celów grupy, społeczeństwa i - w granicznym przypadku - populacji świata. A zatem życie ma sens, gdy przyczynia się do osiągania celów ludzkości. Okazało się więc, że Czeżowskiego koncepcja sensu życia ma charakter socjocentryczny.
Tu pojawia się problem: czy można racjonalnie i konkretnie mówić o jakimś ostatecznym celu ludzkości (teilhadowskim punkcie „Omega" w ewolucji gatunku lidzkiego), kiedy nie ma jeszcze uniwersalnego systemu wartości aprobowanego przez wszystkich ludzi na świecie? Odpowiedzi dostarczają dwa przeciwstawne stanowiska - naturalistyczne i religijne. W pierwszym przypadku cel ten wynika z ewolucji Wszechświata - przyrody i społeczeństwa. W drugim - został wytyczony przez Boga w momencie tworzenia świata. W obu przypadkach zakłada się po cichu, że w przyrodzie i społeczeństwie obowiązuje determinizm teleologiczny.
Aksjologiczny wymiar sensu życia
Sens życia należy rozpatrywać nie tylko z punktu widzenia logiki, ale też etyki. Bo, jak pisał Czeżowski: „(…) nie ma sensu życie, na które składają się działania kierowane okazjonalnymi impulsami, niezwiązane z żadną jednoczącą myślą, czasem ze sobą niekompatybilne - żyjące z dnia na dzień pod wpływem natychmiastowych reakcji na okoliczności zewnętrzne. Nie ma sensu życie dziwaka, który wszystkie swoje wysiłki kieruje na zaspokojenie manii zbierania bezwartościowych rzeczy lub życia wypełnionego działaniem w kierunku niegodnych celów. Życie ma sens, jeśli zostało zaaranżowane w taki sposób, że tworzy całość, która racjonalnie dąży do osiągnięcia najlepszych celów z tych, jakie jesteśmy w stanie osiągnąć w danych warunkach. Aby nadać życiu sens w powyższym sensie, trzeba najpierw umieć odróżnić to, co jest naprawdę dobre, od tego, co tylko pozornie dobre, a co lepsze i gorsze, a po drugie - czynić wysiłek, aby wytrwale realizować wybrane cele." (tamże)
Z punktu widzenia logiki formalnej nie jest ważne, do jakiego celu zmierza życie, ponieważ każdy cel może uporządkować ludzkie życie. Jednak w praktyce, sens życia rozpatruje się na ogół na płaszczyźnie aksjologicznej, a życie sensowne utożsamia się z wartościowym. Wówczas o tym, czy życie ma sens, decyduje system wartości (hierarchia wartości etycznych) przyjęty przez daną społeczność. Dlatego zwykle w powszechnym odczuciu życie pełne sensu ocenia się jako lepsze od bezsensownego. Jeśli tak, to cel, który powinien organizować czyjeś życie, aby miało ono sens w aspekcie etycznym, musi być dobry ze względu na kryterium dobra uznawane przez społeczność, której elementem jest dana osoba.
Cel ten powinien być wartościowy, odpowiedni, korzystny i godny. Wymóg ten dotyczy nie tylko tzw. celu finalnego i całościowego, ale także celów pośrednich i cząstkowych, których osiąganie kończy kolejne etapy życia człowieka, wiodące do celu końcowego. Stąd wynika, że takie cele mogą stawiać sobie tylko osoby moralne i że tylko one mogą czynić swoje życie sensownym. Ale z wielu powodów nie każdy człowiek moralny chce nadać sens swojemu życiu.
Ekologiczny wymiar sensu życia
Wspólny cel można zasugerować każdemu niezależnie od jego poglądów, przynależności partyjnej, wyznania, wykształcenia itd. Wystarczy odwołać się do biologicznej natury człowieka i instynktu samozachowawczego. Celem takim jest troska o przetrwanie i tworzenie warunków koniecznych do tego.
Jest on ważniejszy od celów dyktowanych przez kulturę - światopogląd, ideologię, politykę, religię, interes własny, chęć bogacenia się itp. Nie akceptują go tylko nieliczni dewianci, którzy celowo dążą do samozniszczenia. Ich zachowanie wynika nie tylko z wrodzonych lub nabywanych skłonności patologicznych, ale także z deformacji świadomości przez „cywilizację śmierci” i różne sekty wywodzące się z ideologii nihilizmu i fundamentalizmu religijnego. Między innymi dlatego trzeba „cywilizację śmierci" wraz z wszystkimi jej negatywnymi konsekwencjami wyrzucić na śmietnik historii ludzkości.
Sukces działań podejmowanych dla osiągnięcia biologicznego celu zależy od wsparcia ze strony kultury. Chęć przetrwania powinna stać się istotnym celem działalności kulturowej i być eksponowana przez twórców i propagatorów kultury. Trzeba jak najszybciej doprowadzić do harmonii między biologiczną i kulturową naturą człowieka oraz między społeczno-kulturowym i przyrodniczym środowiskiem życia.
Kultura nie ma przeciwstawiać się przyrodzie, a tym bardziej niszczyć jej, jak do tej pory, lecz synergicznie współistnieć z nią. Zadaniem kultury jest implementacja „cywilizacji życia", propagowana przez enwironmentalizm filozoficzny, ekologizm i inne rodzaje ekofilozofii oraz przez etykę środowiskową (bioetykę).
Punktem odniesienia jest w ogóle relacja „człowiek-środowisko”, a konkretnie - postawa człowieka wobec środowiska i jego działanie w środowisku. Chodzi tutaj o szeroko rozumiane środowisko jako siedlisko przyrodnicze, społeczno-kulturowe oraz duchowe, mentalne lub wirtualne. Relacja ta pełni rolę kryterium oceny stosunku człowieka do środowiska. Za dobre uznaje się to, co nie przyczynia się do nadmiernej degradacji środowiska lub co zapobiega niszczeniu go i tym samym przyczynia się do ochrony życia ludzi i innych istot żywych na Ziemi.
Uniwersalny i ponadhistoryczny charakter może uzyskać sens życia tych, których cele podporządkowane są fundamentalnemu interesowi ludzkości, tj. zapewnieniu warunków koniecznych do maksymalnego przedłużenia istnienia gatunku ludzkiego. Wymaga to krzewienia świadomości i wrażliwości ekologicznej oraz podejmowania działań na rzecz ochrony środowiska. A to jest zadaniem dla wszystkich osób odpowiedzialnych za wychowanie przyszłych pokoleń - rodziców, nauczycieli, księży, dziennikarzy, polityków, twórców kultury itp. W ich rękach spoczywa los ludzkości.
Zdaniem Czeżowskiego, życie ma tym więcej sensu, im lepiej jest zorganizowane. Jednak lepiej, nie znaczy najbardziej, lecz tak, by optymalnie wykorzystywać swoją energię życiową i środki, jakimi się dysponuje dla osiągania celów. Dzięki dobrej organizacji nie trwoni się swego życia na osiąganie celów niezwiązanych z celem głównym (końcowym) oraz na realizację celów przypadkowych i niegodziwych, na to, co nie służy interesowi gatunkowemu - maksymalnemu wydłużeniu czasu życia ludzi na Ziemi.
Czeżowski rozważał sens życia na poziomie indywidualnym, społecznym i światowym. Połączył sens życia jednostki z sensem grup społecznych i społeczeństwa światowego wtedy, gdy nie zwracano jeszcze uwagi na inicjowane już procesy globalizacyjne. Twierdził, że życie jednostki staje się tym bardziej sensowne, im bardziej wiąże ona swoje cele z celami wspólnymi dla społeczeństwa światowego oraz im bardziej wiąże cele swojej aktywności na rzecz lokalnego środowiska społecznego z celami ważnymi dla globalnego środowiska społecznego.
Podobnie jest w przypadku środowiska przyrodniczego. Życie jednostki staje się coraz bardziej sensowne w miarę wiązania jego celu z celem Wszechświata. Najlepiej byłoby, gdyby człowiek podporządkowywał swoje cele życiowe celom coraz liczniejszych grup społecznych i coraz rozleglejszych obszarów przyrody, gdyby dało się jego cele życiowe wydedukować z ostatecznych celów, do których zmierza społeczeństwo światowe oraz uniwersum. To oczywiście poważnie ograniczałoby wolną wolę, a nawet czyniłoby ją iluzoryczną. Za wzmocnienie sensu życia płaci się rosnącym zniewoleniem.
To stanowisko Czeżowskiego jest zbieżne z tym, co głosi ekofilozofia - ważne jest, by jednostka czuła się i faktycznie była zintegrowana ze swoim środowiskiem tak dalece, by współtworzyła z nim organiczną całość i jedność. (Ale jakby na przekór temu w artykule „Trzy postawy wobec świata” napisał: „Człowiek i świat stanowią przeciwieństwo, które w refleksji nad sobą narzuca się w różnych formach".)
Dlatego stosunku człowieka do środowiska przyrodniczego i społecznego nie należy budować na relacji „ja-i-świat”, wyrażającej obcość w stosunku do środowiska, ale na relacji „ja-w-świecie” (ja ze światem), wyrażającej wspólnotę z nim. Zapobiegnie to odnoszeniu się do środowiska, jak do czegoś wrogiego, co powinno się niszczyć, i traktowanie go jak coś, czego jest się nieodłączną częścią i o co trzeba dbać jak o siebie samego.
Czeżowski wyobrażał sobie, że świat (uniwersum) ma z góry określony cel ostateczny narzucony przez prawa natury lub Boga i że człowiek musi podporządkować mu swoje życie, aby uczynić je sensownym. Jednak kłopot w tym, że nikt nie zna i chyba nie pozna tego celu. Wyjątkiem są osoby religijne, dla których celem ostatecznym jest Bóg - istota zagadkowa i niepoznawalna. Ale cel ostateczny ustanowiony przez niego jest równie niewyobrażalny i zagadkowy, jak on sam.
Sformułowanie warunków niezbędnych do tego, by życie miało sens - uzgadnianie celów jednostki z ostatecznym celem wszechświata w drodze kompromisu między własną wolą a obiektywnymi koniecznościami, immanentnymi rzeczywistości zmysłowej oraz świadome pogodzenie się jednostki z porządkiem świata w wyniku tolerancji - dowodzi, że Czeżowski zbudował swoją koncepcję sensu życia na nieznanym mu „ekologicznym stylu myślenia” i nieznanej mu idei rozwoju zrównoważonego. Świadczy też o tym, że jego koncepcja sensu życia ma także charakter ekocentryczny.
Uwaga końcowa
Przedstawiona tu idea sensu życia może mieć różne ograniczenia i może być krytykowana z wielu powodów: że opiera się na przesadnej idealizacji świata, że przenosi w nieuzasadniony sposób właściwości społeczeństwa i człowieka na przyrodę, że u jej podstaw leży założenie, jakoby zasady logiki rządziły przyrodą, społeczeństwem i wszechświatem, że wnioskuje się ze zbiorów policzalnych na niepoliczalne, itp. Nie umniejsza to jednak znaczenia tej idei, choćby dlatego, że pokazuje, jak nadać życiu sens poprzez kształtowanie postawy proekologicznej.
Koncepcja sensu życia ludzkiego zaprezentowana przez Czeżowskiego była niewątpliwie nowatorska w połowie ubiegłego wieku, ponieważ po pierwsze, zbudowana została na elementach myślenia ekologicznego, teorii systemów i prakseologii, i po drugie - związała sens życia bezpośrednio z środowiskiem przyrodniczym i społecznym.
Wiesław Sztumski
*„Człowiek, który uznaje swoje życie i życie innych ludzi za pozbawione sensu, jest nie tylko nieszczęśliwy, ale z trudem nadaje się do życia”. (A. Einstein, The World As I See It, General Press, Natrona Heights, Pa,2018)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1766
Duchy karczemnej tworem gawiedzi,
W głupstwa wywarzone kuźni.
Dziewczyna duby smalone bredzi,
A gmin rozumowi bluźni.
Dziewczyna czuje, - odpowiadam skromnie -
A gawiedź wierzy głęboko;
Czucie i wiara silniej mówi do mnie
Niż mędrca szkiełko i oko.
Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!
Adam Mickiewicz (Romantyczność)
W tej balladzie Mickiewicza zawiera się wiele myśli i prawd dotyczących świata i ludzi oraz dylematów „wiecznie żywych”, bo chyba niedających się nigdy rozstrzygnąć jednoznacznie na podstawie poznania teoretycznego (naukowego i pozanaukowego) ani praktycznego (zdrowego rozsądku, eksperymentu i doświadczenia życiowego). Chodzi o dylematy, z jakimi borykają się ludzie w życiu codziennym. Stale stają oni przed wyborem, czym powinni kierować się: wiarą czy rozumem lub sztuczną inteligencją, racjonalnością czy intuicją, wiedzą naukową czy pozanaukową, logiką czy przeświadczeniami, stereotypami lub zabobonami, rozsądkiem czy emocjami, metafizycznością czy użytecznością.
Decyzje nie są łatwe, ponieważ zależą od wielu czynników oraz kryteriów subiektywnych i obiektywnych. Do pierwszych należy charakter człowieka, jego natura, wiedza, wrażliwość na bodźce, bogactwo doświadczeń życiowych, poglądy, przekonania, nastrój w momencie podejmowania decyzji itp. a także cel, jakiemu ma służyć dany wybór. Do drugich należy presja ze strony aktualnej epoki, kultury, wyznania, ideologii, polityki, mody, propagandy, manipulacji itp.
W obu przypadkach większość tych czynników działa spontanicznie lub „instynktownie”, a nie w sposób przemyślany lub intencjonalnie. Jedni ludzie ulegają łatwo naciskom ze strony otoczenia i swej natury, inni są bardziej „immunologiczni”. U jednych przeważa uczuciowość, u drugich racjonalność. Jedni mają większą zdolność do teoretyzowania, drudzy do eksperymentowania, jedni żyją bardziej w świecie pomyślanym lub urojonym i bujają w obłokach, drudzy żyją w świecie sensorycznym i trzymają się ziemi.
W związku z tym, z grubsza da się podzielić ludzi na „romantyków” i „pozytywistów” w szerokim rozumieniu tych słów. Ten podział istnieje od dawna. Nie jest on ostry, lecz hybrydowy, ponieważ każdy człowiek ma w sobie coś z „romantyka” i „pozytywisty” w rożnych proporcjach, niezależnie od wykształcenia, profesji, pochodzenia i dziedziczenia. Prawdopodobnie, zależy to od wychowania, socjalizacji i inkulturacji. Nie wiadomo, jaki procent jest „romantyków” i „pozytywistów” w danym społeczeństwie, ani jak ta proporcja zmienia się w czasie. Od tej proporcji zależy rozwój cywilizacyjny, przede wszystkim postęp naukowy, gospodarczy i techniczny.
Wybór między romantyzmem a pozytywizmem, czyli duchowością a pragmatyzmem odgrywa ważną rolę w funkcjonowaniu jednostek, społeczeństwa i państwa. Dlatego uznaję go za fundamentalny w naszych czasach i wart uwagi z różnych względów.
W aspekcie politycznym chodzi o to, czy łatwiej i skuteczniej można uzyskiwać poparcie „romantyków”, czy „pozytywistów” i zjednywać ich sobie w wyborach parlamentarnych. Kto chce zwyciężyć, musi dostosować program wyborczy do większości elektoratu i odpowiednio urobić sobie wyborców. Do tego potrzebne są specjalistyczne badania i obserwacje dotyczące zachowań ludzkich, by wiedzieć na kogo można z pewnością liczyć, a kogo da się łatwo przekonać lub oszukać.
Zakłada się, że łatwiej zjednać sobie „romantyków” niż „pozytywistów”, co zresztą potwierdza praktyka. „Romantycy”, zwłaszcza zdecydowani, są przeważnie słabo wyedukowani, albo uznający się za wykluczonych społecznie, albo niespełnionych życiowo. Zazwyczaj kierują się emocjami i bardziej dają się nabierać na złudne obietnice werbalizowane za pomocą imponderabiliów aniżeli „pozytywiści”, którzy w głównej mierze kierują się rozumem. (W. S. Potęga imponderabiliów, SN Nr 8-9, 2022) Wobec tego, lepiej stawiać na zdecydowanych „romantyków” oraz niezdecydowanych „pozytywistów” i do nich adresować program wyborczy a także stosować wobec nich odpowiednie techniki manipulacji społecznej, inne dla „romantyków”, inne dla „pozytywistów”.
Społeczeństwo ogłupiają również wiodący politycy i członkowie rządu za pomocą narzucania mu za pomocą reżymowych mass mediów kontrolowanych przez kościół katolicki chrześcijańskiego systemu wartości etycznych oraz imperatywów postępowania wynikającego z „klauzuli sumienia” oraz „praw naturalnych”, tj. „naturalnie” stanowionych przez kościół, a nie przez Boga lub przyrodę.
Jak to wygląda w praktyce?
Wiedzą bowiem, że kłamstwo powtarzane wielokrotnie i z dużą mocą, szczególnie przez wysoko postawione osoby (czołowych polityków, premierów i prezydentów), o których wieść gminna głosi, że są notorycznymi kłamcami, odbierane jest tak, jakby było prawdą. Tak więc, oni „duby smalone bredzą, a gmin rozumowi bluźni”, i to właśnie im „gawiedź wierzy głęboko”.
Poza tym, liczy się pierwsze odczucie na odebraną informację, a nie na ewentualne późniejsze sprostowania jej. W ten sposób przekazywane kłamstwa ogłupiają elektorat skutecznie. I oto właśnie chodzi, ponieważ głupi wierzący bezkrytycznie, „na wiarę”, po wypowiedzi polityków będą z pewnością głosować na nich. A ich decyzji nie zmieni żadna siła racjonalnych i prawdziwych argumentów ani autorytetów, ponieważ, po prostu, nie są oni w stanie ich zrozumieć, albo z góry odrzucają je z różnych przyczyn, głównie irracjonalnych.
O wiele trudniej za pomocą mass mediów jest zjednywać „pozytywistów”, zwłaszcza zdecydowanych, ponieważ oni z natury odnoszą się sceptycznie i krytycznie do polityków i komunikatów preparowanych przez speców od manipulacji.
Sojusz tronu z ołtarzem
Ogłupia się społeczeństwo również poprzez narzucanie przez wiodących polityków i członków rządu za pomocą reżymowych mass mediów kontrolowanych przez kościół katolicki chrześcijańskiego systemu wartości etycznych oraz imperatywów postępowania wynikającego z „klauzuli sumienia” oraz „praw naturalnych”, tj. „naturalnie” stanowionych przez kościół, a nie przez Boga lub przyrodę.
Świadczy o tym wiele publicznie demonstrowanych scen uległości wobec hierarchów kościelnych, a w szczególności niedawna wypowiedź ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka podczas dziesiątej diecezjalnej pielgrzymki mężczyzn do sanktuarium Pierwszych Męczenników Polski w Międzyrzeczu: „Polska albo będzie chrześcijańska, albo jej nie będzie”.
Ta alternatywa jest fałszywa, bo zapewne tak się nie stanie.
Polska nadal będzie istnieć i rozwijać się w sposób demokratyczny, ale raczej dzięki temu, że przestanie być nie tyle chrześcijańską, co katolicką i będzie państwem świeckim. Ale czymś trzeba społeczeństwo postraszyć, żeby było uległe.
Takie sposoby ogłupiania mas udają się tam, gdzie coraz bardziej liczą się fanatycy religijni - nie tylko u nas, lecz w wielu innych krajach świata (nawet w Federacji Rosyjskiej i USA) oraz tam, gdzie wzrasta religijność z różnych powodów politycznych, ekonomicznych, społecznych i osobistych.
Romantyzm górą
Żeby skutecznie przeciwstawiać się postępującemu procesowi laicyzacji, który towarzyszy jeszcze rozwojowi cywilizacji zachodniej, trzeba odwoływać się do sfery duchowości, upowszechniać ją i umacniać. Dlatego próbuje się restytuować niemodny w Polsce od ponad stu pięćdziesięciu lat romantyzm, a nie, broń Boże, rozwijać i upowszechniać idee Oświecenia, pozytywizmu lub pragmatyzmu. Chodzi o to, aby naukę i rozum podporządkować wierze, by „czucie i wiara” silniej przemawiały do ludzi niż „mędrca szkiełko i oko”, a także, by uwierzyli oni w cudowne spełnienie zwodniczych obietnic przedwyborczych i innych. W tym celu czyta się w telewizji publicznej (de facto reżymowej), oglądanej przez miliony odbiorców, utwór naszego znakomitego wieszcza, Adama Mickiewicza, chwalący romantyzm. Rzekomo, by zachęcić naród, głównie młodzież, do czytania literatury pięknej i poezji. Byłoby to godne pochwały, gdyby nie było instrumentem manipulacji i ogłupiania.
Powrót do romantyzmu ma na celu osiąganie korzyści partykularnych i doraźnych, utrzymanie władzy autorytarnej i przekształcenie państw świeckich w wyznaniowe, jak w krajach islamskich, w wyniku ogłupiania mas. Nieważne, jakim kosztem miałoby się to dokonać, ani jakie negatywne skutki ekonomiczne i społeczne miałoby to pociągnąć za sobą. Dla propagatorów wskrzeszenia romantyzmu liczy się o wiele więcej ich dobro, a nie wspólne.
Na szczęście, jest mało prawdopodobne, by ich cel ziścił się, ponieważ w dziejach ludzkości, jak w przyrodzie, nie ma procesów w pełni odwracalnych ani dokładnych powtórzeń. Chociaż, z drugiej strony, nie zaszkodziłaby odrobina romantyzmu w naszych czasach, w epoce robotyzacji, digitalizacji i sztucznej inteligencji, w której człowiek zmienia się w istotę robotopodobną. (W. S., Zagadkowy człowiek cyfrowy, SN Nr 1. 2018) Przydałoby się więcej emocjonalności, współczucia, wczuwania się i wrażliwości. Niestety, wersja romantyzmu, oferowana przez naszych konserwatywnych i ortodoksyjno-religijnych polityków i hierarchów kościelnych, jest nie do przyjęcia, ponieważ stwarza o wiele więcej zagrożeń i przysparza więcej szkód niż pożytków.
Zagrożenia biorą się z tworzenia lub umacniania ustrojów autorytarnych i państw wyznaniowych, zaprzepaszczenia osiągnięć cywilizacji i kultury Zachodu, wiodącej w teraźniejszym świecie, spowolnienia tempa postępu nauki i techniki, sprzyjania szerzeniu się różnych form neoniewolnictwa, odwracania uwagi od spraw ziemskich, odchodzenia od ekologicznego stylu myślenia oraz koncentracji uwagi bardziej na przeszłości, aniżeli na to, co czeka ludzkość w najbliższej przyszłości.
W sumie, zagraża poważnie ludzkości regres cywilizacji i rozwoju społecznego w wielu dziedzinach, na co nie ma przyzwolenia ze strony tych, dla których ważniejsze jest „mędrca szkiełko”. Romantyzm może też grozić zacofaniem gospodarczym, jeśli ekonomiści musieliby kierować się bardziej uczuciami i wiarą, aniżeli rozumem i racjonalnością. A przecież gospodarka jest najważniejsza. Kto, oprócz ascetów, abnegatów i hermetycznych społeczności niektórych wyznań lub sekt, zrezygnuje z dobrodziejstw cywilizacji Zachodu i osiągnięć postępu nauki i techniki, z komfortu życiowego, dobrobytu i kierowania się rozumem? Nawet plemiona „dzikie”, żyjące gdzieniegdzie na wolności lub w rezerwatach, odcinające się od wpływu współczesnej cywilizacji, surowo przestrzegające tradycyjnych wartości i obyczajów, coraz bardziej korzystają z artefaktów nowoczesnej techniki, żeby ułatwić lub uprzyjemnić sobie życie.
Podsumowując, nie warto wracać do romantyzmu mimo pewnych jego zalet, ponieważ nie ma obecnie do tego odpowiednich warunków, specjalnej potrzeby ani zgody powszechnej. A „czucie i wiara” nie zdołają zastąpić „mędrca szkiełka i oka” w dziele tworzenia postępu cywilizacyjnego.
Wiesław Sztumski
14.9.2022