Socjologia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 782
COVID-19 to największa i najbardziej wyrafinowana operacja propagandowa w historii. Techniki psychologiczne były szeroko stosowane w 2020 roku w celu wywołania strachu i paniki w populacji.
Wykorzystano również strategie propagandowe, aby skłonić ludzi do wspierania i obrony irracjonalnych środków COVID, takich jak maskowanie, izolacja, dystans społeczny, blokady i nakazy szczepienia.
To, co sprawiło, że propaganda COVID była o wiele skuteczniejsza niż jakakolwiek wcześniejsza operacja propagandowa, to fakt, że wirus jest wrogiem idealnym. Jest niewidoczny, może go nosić każdy, w tym ci, których kochasz najbardziej, i może „zaprowadzić” cię wszędzie, pisze dr Joseph Mercola, założyciel Mercola.com, lekarz osteopata, autor bestsellerów i zdobywca wielu nagród w dziedzinie naturalnego zdrowia.
Klasyczna retoryka polega na perswazji poprzez argumenty. Odwołuje się do logiki. Z drugiej strony propaganda jest rodzajem subracjonalnej manipulacji, która odwołuje się do naszych najbardziej podstawowych instynktów, takich jak strach.
Nieformalna definicja propagandy to „zorganizowana próba skłonienia ludzi do myślenia lub robienia czegoś — albo nie myślenia lub robienia czegoś”.
Wielkie kłamstwo jest możliwe, ponieważ im bardziej kłamstwo jest oderwane od rzeczywistości, tym bardziej prawdopodobne jest, że odniesie sukces, ponieważ większość ludzi niechętnie myśli, że autorytety kłamią i całkowicie ignorują rzeczywistość.[…]
Jak zauważył prof. Piers Robinson, współdyrektor Organization for Propaganda Studies, której specjalnością badawczą jest zorganizowana komunikacja perswazyjna i współczesna propaganda, COVID-19 jest bez wątpienia największą i najbardziej wyrafinowaną operacją propagandową w historii.
W 2020 techniki psychologiczne były szeroko stosowane w celu wywołania strachu i paniki w populacji, podczas gdy inne strategie perswazji były stosowane, aby skłonić ludzi do poparcia i obrony środków COVID, takich jak maskowanie, izolacja, dystans społeczny, blokady i nakazy szczepienia.
Wojna propagandowa
Najbardziej wyrafinowana operacja propagandowa w historii: Rzeczywiście, to właśnie propaganda umożliwiła wdrożenie drakońskich i nienaukowych środków przeciwko COVID. Bez propagandy i jednoczesnej cenzury przeciwstawnych poglądów niewiele z tego, przez co przeszliśmy, byłoby możliwe.
Jak zauważył Robinson, podczas gdy wykorzystanie propagandy państwowej mogło początkowo być uzasadnione jako niezbędny środek do osiągnięcia celu zdrowia publicznego – ochrony ludzi przed chorobami i śmiercią związanymi z COVID – szybko stało się jasne, że tak nie jest i prawdopodobnie nigdy było.
Dziś, po trzech latach, jest całkiem oczywiste, że COVID to operacja psychologiczna. Na przykład, najpóźniej od 2022 r. COVID jest niczym innym jak kolejną endemiczną infekcją dróg oddechowych, podobną do zwykłego przeziębienia, ale pandemii jeszcze nie odwołano.
Mamy teraz również wyraźne dowody na to, że szczepionki COVID nie zapobiegają infekcji, ani rozprzestrzenianiu się wirusa, co zaprzecza wszystkim przesłankom dotyczącym szczepionkowych paszportów, ale mimo to jest na nie nacisk. Krótko mówiąc, COVID-19 był (i nadal jest) środkiem do celu; do zawieszenia i pozbawienia nas praw konstytucyjnych i swobód obywatelskich oraz do dalszych celów restrukturyzacji społecznej, politycznej i finansowej poza procesami demokratycznymi.
Arcydzieło propagandy
Najbardziej wyrafinowana operacja propagandowa w historii: Kolejnym ekspertem od propagandy, który mówił o jawnym wykorzystaniu propagandy do wywołania i utrzymania pandemii, jest profesor Mark Crispin Miller, z którym przeprowadziłem wywiad w czerwcu 2021 r. na temat cenzury akademickiej, której doświadczył na Uniwersytecie w Nowym Jorku. Łącze wideo.
Jak na ironię, to jego nauczanie studentów, jak kwestionować i opierać się propagandzie, ograniczyło jego wolność akademicką, po nauczaniu tego ważnego przedmiotu przez ponad 20 lat. Podobnie jak Robinson, Miller uważa, że to, czego doświadczyliśmy w ciągu ostatnich trzech lat, to propagandowe „arcydzieło” o niezrównanej skali i wyrafinowaniu.
Zaczęło się od wybuchu nieznanego patogenu w Chinach. Media pokazały zdjęcia ludzi, którzy rzekomo padali martwi na ulicach. Od tego czasu nie zdarzyło się to nigdzie indziej, co zdecydowanie sugeruje, że te obrazy zostały sporządzone w jednym celu — szerzenia strachu.
Według Millera rodzaj siania strachu używany do propagowania przekonania, że COVID-19 jest śmiertelnym zagrożeniem, był najbardziej niszczycielskim, jaki kiedykolwiek zastosowano w historii propagandy. To, co sprawiło, że propaganda COVID była o wiele skuteczniejsza niż jakakolwiek wcześniejsza operacja propagandowa, to fakt, że wirus jest wrogiem idealnym.
Jest niewidoczny, może go nosić każdy, także ci, których kochasz najbardziej, i może „zaprowadzić” cię wszędzie. Jak wyjaśnił Miller, we wcześniejszych akcjach propagandowych wróg był zazwyczaj przedstawiany jako posiadający zdolność „zarażania” ludzi i narodu swoim złem.
Tak było zarówno w przypadku propagandy antykomunistycznej, jak i „wojny z terrorem”. Komunizm porównano do choroby zakaźnej, która ma spustoszyć naród, a terrorystów do pandemii, którą trzeba kontrolować i zwalczać. W przypadku COVID propaganda przesunęła się na sam strach — prawdziwy wirus.
Pomimo długo utrzymywanego przekonania, że bezobjawowa infekcja nie istnieje, propagandzistom udało się nawet przekonać opinię publiczną, że całkowicie zdrowi ludzie mogą rozprzestrzeniać wirusa. To była kompletna fikcja, naukowy fałsz, stąd wiemy, że narracja o pandemii była operacją psychologiczną, ale ludzie byli tak przerażeni, że tego nie kwestionowali.
Co to jest propaganda?
Najbardziej wyrafinowana operacja propagandowa w historii: Jak zauważył bloger i analityk propagandy Klark Barnes (3), jeśli chcemy być wolni, musimy wiedzieć, czym jest propaganda i jak działa. Klasyczna retoryka polega na perswazji poprzez argumenty. Odwołuje się do logiki. Z drugiej strony propaganda jest rodzajem subracjonalnej manipulacji, która odwołuje się do naszych najbardziej podstawowych instynktów.
Nieformalna definicja propagandy to „zorganizowana próba skłonienia ludzi do myślenia lub robienia czegoś — albo nie myślenia lub robienia czegoś”. Propaganda może być prawdziwa lub fałszywa, lub gdzieś pośrodku i może być używana zarówno w dobrym, jak i złym celu. Na przykład reklamy usług publicznych zachęcające do niepalenia są formą życzliwej propagandy.
Problem z propagandą polega na tym, że jest ona z natury stronnicza i jednostronna, co może stać się wręcz niebezpieczne, jeśli druga strona zostanie ocenzurowana.
Jest to szczególnie prawdziwe, jeśli chodzi o medycynę i zdrowie, a cenzurowanie informacji dotyczących leczenia COVID-19 i potencjalnych zagrożeń związanych ze szczepionkami COVID-19 jest tego doskonałym przykładem. Propaganda państwowa i propaganda wojenna również w dużej mierze opierają się na podżeganiu do strachu i gniewu, co sprawia, że ludzie zachowują się w sposób, w jaki by nie działali normalnie.
Muszą stale mieszać w garnku, aby utrzymać strach na wolnym ogniu
Najbardziej wyrafinowana propaganda: Jak zauważył Barnes, medialne prognozy dotyczące innych „nieuchronnych prób” są również sposobem na „podtrzymanie powszechnego strachu i gniewu”(4):
„Możliwymi kolejnymi aktami są: cyberatak („przez Rosję”); załamanie światowego łańcucha dostaw i wynikające z tego niedobory żywności lub głód (prawdopodobnie obwinia się o to Rosję); nasilony „kryzys klimatyczny” wymagający dalszych blokad;
ataki „terrorystyczne” dokonywane przez „białych suprematystów” i wściekłych Czarnych (zwiastujące wojnę między rasami); „atak obcych” na planetę Ziemię, jak w Wojnie światów lub Dniu Niepodległości; i – oczywiście – kolejna plaga lub dwie lub trzy, wywołane przez jakiś inny „wariant” COVID, ospę… wirus Marburga i/lub jakikolwiek inny patogen, prawdziwy lub wyimaginowany, może służyć temu samemu staremu celowi…
Takie zbliżające się kontynuacje propagandy COVID… spowodowałyby również ogromne cierpienia ludzkości — dlatego ci z nas, którzy krytycznie studiują propagandę, jako intelektualiści publiczni, muszą mówić głośno i wyraźnie, aby naprawić sytuację”.
Według Barnesa naprawianie sytuacji wymaga przede wszystkim dzielenia się prawdą. […]
Nie wystarczy jednak sprostować poszczególnych tematów propagandowych. Jeśli mamy zachować nasze wolności, Barnes uważa, że opinia publiczna również musi być bardziej świadoma propagandy.
Wolna prasa stała się propagandowym molochem
Najbardziej wyrafinowana propaganda: przez dziesięciolecia mieliśmy wolną prasę, która pomagała trzymać w ryzach probranżowe reklamy. Profesjonalni dziennikarze śledczy pracujący dla magazynów, gazet i stacji telewizyjnych pisali dogłębne exposé, ujawniając prawdę kryjącą się za oszukańczą reklamą i przeciwstawiając propagandzie branżowej naukę, statystyki i inne udokumentowane fakty.
W wyniku wykonywania swojej pracy przez wolną prasę produkty nieskuteczne lub toksyczne często były wypierane z rynku.
Odpowiedzią przemysłu na ten problem było kontrolowanie prasy za pomocą dolarów reklamowych. Stając się głównym źródłem dochodów, reklamodawcy mniej więcej automatycznie kontrolowali treść.
Nawet jeśli kierownictwo mediów i wydawcy temu zaprzeczą, jeśli reklamodawcy nie chcą, abyś mówił o pewnych kwestiach, które mogą negatywnie wpłynąć na ich działalność, wystarczy, że zagrożą wycofaniem ich reklam.
W tym momencie musisz podjąć decyzję: porzucić prawdę lub porzucić swoje dochody. Większość organizacji informacyjnych porzuci prawdę za zapłatę i po prostu nie będzie publikować raportów, które mogłyby zaszkodzić wynikom finansowym ich reklamodawców.
Jak wyjaśnił Barnes(5):
„To prawdziwe Ministerstwo Prawdy nie zostało utworzone ex nihilo przez jakąś żelazną frakcję totalitarnych oligarchów, ale stopniowo ukształtowało się z korporacyjnego kartelu medialnego z zazębiającymi się zarządami, silnie uzależnionymi od przychodów reklamowych Amazona, Big Pharmy i mediów własnych spółek macierzystych z aktywami ściśle zarządzanymi przez BlackRock, Vanguard i UBS…
[Ponieważ] ten rozległy system handlowy stał się bardziej ujednolicony, utrzymał, a nawet zacieśnił swoje tajne stosunki z wojskiem i „społecznością wywiadowczą”…
I chociaż komercyjny system medialny został w ten sposób skorumpowany od góry do dołu… media „publiczne” i prasa „alternatywna” — od NPR, PBS, BBC i CBC… po prawie wszystkie gniazda „lewicowe” — również zostały wchłonięte przez molocha - przede wszystkim wskutek ich finansowania za pośrednictwem tak solidnych pośredników CIA, jak Fundacja Forda, Fundacja Rockefellera i Instytut Społeczeństwa Otwartego…
[Ta] „wolna prasa”… została przekształcona w biofaszystowską maszynę strachu, której usługi propagandowe zapewniły „strategiczne partnerstwa medialne” Billa Gatesa i towarzysząca temu operacja „sprawdzania faktów”, którą on również w dużej mierze finansuje.
Propaganda tryskająca codziennie, co godzinę z tego systemu zależała także od mądrości takich globalnych firm PR, jak Weber Shandwick, Edelman i Hill+Knowlton Strategies… , które są znacznie mniej zainteresowane uczciwym dziennikarstwem niż służeniem „sprawiedliwości społecznej”.
Sieć graczy uciszających prawdę
Najbardziej wyrafinowana propaganda: Rzeczywiście, jak zauważa Barnes, firmy reklamowe prawdopodobnie odegrały ważną rolę organizacyjną w propagandzie COVID. Innym ważnym podmiotem, który, jak podejrzewam, mógł odgrywać kluczową rolę, jest Publicis Groupe. Niektóre z wielu jego powiązań szczegółowo opisałem w „ Sieci graczy próbujących uciszyć prawdę ”.
Podsumowując, Publicis reprezentuje długą listę największych firm z branży technologicznej, farmaceutycznej i bankowej w ponad 100 krajach(6). Firmy te z kolei mają różne partnerstwa z rządem USA i światowymi organizacjami pozarządowymi (NGO).
Publicis ma powiązania z NewsGuard/HealthGuard, instytucjami edukacyjnymi, firmami Big Tech, takimi jak Google, Microsoft i Bing, Departamentem Stanu i Departamentem Obrony USA, globalnymi instytucjami technokratycznymi, takimi jak Światowa Organizacja Zdrowia, krajowymi i globalnymi organizacjami pozarządowymi, takimi jak Center for Countering Digital Hate . I dominuje na stronach poświęconych zdrowiu, takich jak WebMD i Medscape.
Wyjaśnia to, w jaki sposób niektóre poglądy można tak skutecznie wymazać. Sam Publicis jest również partnerem Światowego Forum Ekonomicznego, które przewodzi apelowi o „reset” globalnej gospodarki i naszego stylu życia. W związku z tym wydaje się, że Publicis koordynuje tłumienie informacji sprzecznych z technokratyczną narracją.
Sztuka Wielkiego Kłamstwa
Marshall McLuhan powiedział kiedyś(7): „Małych kłamstw nie trzeba chronić. Ale wielkie kłamstwa są chronione przez niedowierzanie opinii publicznej”. Zasadniczo ludzie zaprzeczają naprawdę dużym kłamstwom, mówiąc: „Daj spokój, jesteś szalony, nie zrobiliby tego”. O wiele łatwiej jest nazwać ludzi „teoretykami spiskowymi”, niż stawić czoła możliwości, że to, co mówią, jest prawdą.
Małe kłamstwa nie muszą być chronione. Wielkie kłamstwa są chronione przez niedowierzanie opinii publicznej.
W artykule z 4 listopada 2022 r.,(8) lekarz kliniczny i zdrowia publicznego dr David Bell zauważył, że im bardziej kłamstwo jest oderwane od rzeczywistości, tym bardziej prawdopodobne jest, że odniesie sukces dzięki dziwactwu natury ludzkiej i normalnej psychologii:
„W poprzedniej roli miałem szefa, który często kłamał. Kłamstwa były czystą fantazją, ale miały ogromny zasięg i były szczere. Były bardzo udane.
Sukces ten opierał się na niechęci większości ludzi do uznania, że ktoś zajmujący kierownicze stanowisko w organizacji humanitarnej całkowicie zignorowałby wszelkie pozory rzeczywistości. Ludzie zakładali, że twierdzenia muszą być prawdziwe, ponieważ fabrykowanie informacji w takich okolicznościach wydawało się sprzeczne z logiką.
Zasada „Naprawdę wielkie kłamstwa” opiera się na tym, że kłamstwa są tak oderwane od rzeczywistości, że słuchacz zakłada, że jego własna percepcja musi być błędna, zamiast wątpić w twierdzenia osoby, która kłamie. Tylko szalona lub niedorzeczna osoba wygłaszałaby tak dziwaczne twierdzenia, a wiarygodna instytucja nie zatrudniłaby takiej osoby.
Skoro więc instytucja jest pozornie wiarygodna, to i jej wypowiedzi muszą być wiarygodne, a zatem wcześniejsze postrzeganie rzeczywistości przez słuchacza było błędne. Z kolei mniejsze kłamstwa będą prawdopodobnie postrzegane jako wystarczająco bliskie znanej rzeczywistości, aby w oczywisty sposób się mylić. Wymyślanie prawdy może być bardziej skuteczne niż jej naginanie”.
Uważam, że jest to dokładnie strategia stosowana przez Big Pharma, agencje zdrowia, urzędników państwowych i ramię propagandowe głębokiego państwa w ciągu ostatnich trzech lat. Ich twierdzenia były tak dalekie od pozorów rzeczywistości, że każdy, kto był świadomy faktów, czuł się bardziej niż trochę szalony.
Niestety, podczas gdy większość ludzi ma moralny i etyczny kompas, niewielu w końcu podąża za nim w konfrontacji z psychopatami u władzy i presją rówieśników, by się dostosować. Jak zauważył Bell, dobrzy gracze zespołowi prawie zawsze wspierają fałszywe narracje, a ci, którzy nie zgadzają się na to, co jest wyraźnie kłamstwem, stanowią zwykle niewielką mniejszość.
Odrzucanie fałszywych narracji ma realne konsekwencje
Najbardziej wyrafinowana propaganda: jak słusznie zauważa Bell, w ciągu ostatnich trzech lat pracownicy służby zdrowia, pacjenci, badacze, naukowcy i pracownicy zdrowia publicznego byli zmuszani do przyjęcia długiej listy opartych na fantazji dogmatów, którym zaprzeczała wcześniejsza ortodoksja zdrowia publicznego.
Ale to ostre zerwanie z rzeczywistością uniemożliwia ich kwestionowanie, ponieważ jeśli to zrobisz, kwestionujesz teraz „całą obecną hierarchię zdrowia publicznego” – mówi Bell. Cytując dr. Anthony'ego Fauciego, nie atakujesz go, kwestionując jego irracjonalne przerzutki, kwestionujesz samą naukę.
Jeśli kwestionujesz te oparte na fantazji przekonania, zaprzeczasz nauce i narażasz swoje zatrudnienie i reputację na ryzyko. I niestety, te zagrożenia nie są wyimaginowane. Wielu lekarzy i naukowców, których reputacja i wkład w zdrowie publiczne były nienaganne od dziesięcioleci, zostało pozbawionych licencji lekarskich i straciło pracę za wypowiadanie się przeciwko panującym narracjom dotyczącym COVID.
Przejrzystość i prawda są lekarstwem
Najbardziej wyrafinowana propaganda: Więc dokąd zmierzamy? Jak zakończyć szaleństwo i powrócić do zdrowia publicznego opartego na rzeczywistości? Bell wierzy, że pracownicy służby zdrowia, którzy wprowadzili społeczeństwo w błąd, nieuchronnie zapłacą wysoką cenę za swoją zdradę. pisze(9):
„Pracownicy zdrowia publicznego, zwiększając finanse swojej branży, poniżają samych siebie i zdradzają społeczeństwo. Zdrada, oparta na nieustannym kłamstwie, jest czymś, za co nieuchronnie poniosą konsekwencje…
W końcu nawet najbardziej oddani wyznawcy zaczną kwestionować sens zakładania maski na drzwiach restauracji tylko po to, by zdjąć ją 10 kroków dalej, lub szczepienia ogromnej populacji przeciwko chorobie, na którą są już odporni, podczas gdy umierają z powodu innych łatwych do uniknięcia chorób.
Wyjściem z tego jest po prostu odmowa kłamstwa lub ukrywanie kłamstw innych… [Pewnego dnia] prawda dogoni tych, którzy tego nie robią… O wiele lepiej jest wyjść wcześniej i żyć z godnością”.
Joseph Mercola
9 lutego 2023 r
Dr Joseph Mercola jest założycielem Mercola.com. Lekarz osteopata, autor bestsellerów i zdobywca wielu nagród w dziedzinie naturalnego zdrowia, jego główną wizją jest zmiana współczesnego paradygmatu zdrowia poprzez zapewnienie ludziom cennego zasobu, który pomoże im przejąć kontrolę nad swoim zdrowiem.
Źródła i odniesienia:
• 3, 4, 5 Earlking56.family.blog Listopad 19, 2022
• 6 najlepszych globalnych klientów Publicis
• 7 Cytat Samim.io McLuhana
• 8, 9 Propaganda w centrum uwagi 4 listopada 2022 r
Za: https://hannenabintuherland.com/usa/covid-19-the-most-sophisticated-propaganda-operation-in-history/
- Autor: Anna Mazerant
- Odsłon: 7257
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3567
Z prof. Krystyną Skarżyńską z Instytutu Psychologii PAN rozmawia Anna Leszkowska
- Przez całe wieki starsze pokolenia o młodych miały nie najlepsze zdanie: że źle wykształceni, niedojrzali, itd. Czy młode pokolenie zmienia się w niekorzystnym kierunku, czy też wszystko idzie normalnie?
- Kolejne generacje zmieniają się analogicznie, jak i całe społeczeństwo. Ale także coraz bardziej różnicują się „wewnętrznie”. Na podstawie moich badań młodych ludzi, zwłaszcza studentów, można wskazać przede wszystkim ich indywidualizację, nawet egocentryzm i związaną z tym małą aktywność społeczną, małe zainteresowanie sprawami społecznymi, zamknięcie w najbliższym kręgu. Ale te cechy mają dzisiaj zarówno młodzi, jak i ci w średnim wieku i starsi, choć może najmniej dotyczy to osób najstarszych.
- Czyli nie można powiedzieć, że się coś zmieniło.
- Zmienił się poziom aktywności społecznej studentów. W okresie PRL i na początku zmian systemowych aktywność społeczno-polityczna młodych była jednak większa. Z dość oczywistych powodów – choćby ze znacznie większej niż obecnie liczby studentów w różnych organizacjach społecznych, większej i bardziej zróżnicowanej aktywności artystycznej, przyciągającej i integrującej młodych inteligentów.
- Na temat studentów funkcjonują skrajne opinie: że niebywale infantylni, nieporadni w życiu, bądź totalni egoiści, których nic nie obchodzi, wyznawcy darwinizmu społecznego. Czy pani badania potwierdzają którąś z tych opinii?
- Jeśli chodzi o infantylizm, czy brak szerszej perspektywy na własne życie i życie społeczne, koncentracja na „tu i teraz” , to jest to charakterystyczne i dla średniego pokolenia Polaków. Nie mamy wielkich planów życiowych, czy dalekosiężnych marzeń. Staliśmy się realistami. Dzisiejsi studenci wiedzą, że po studiach będą wykonywać zawód niekoniecznie zgodny z wyuczonym. Więc być może z tego powodu nie wykazują głębszego zainteresowania wiedzą zawodową. Są jednak tacy – i być może ich jest więcej niż 20-30 lat temu - którzy od pierwszego dnia studiów są nastawieni na swoją karierę w wybranym obszarze, uczą się pilnie, wykorzystując jak najlepiej wszystko, co uczelnia im daje. Chcą maksymalnie zwiększyć swoje zasoby indywidualne w postaci wiedzy, dostępu do różnych informacji, technologii. Ale nie sądzę, żeby myśleli o sobie jako o obywatelach. Myślą o sobie jako o jednostkach, którym ma się powodzić w systemie, bez względu na to, jaki on będzie. Nie biorą pod uwagę, że ich los zależy od systemu.
- Mają optymistyczną wizję świata…
- Niekoniecznie. Z badań wynika, że wśród studentów jest nieco więcej niż w innych grupach wiekowych osób akceptujących pogląd, iż świat jest ostrym polem rywalizacji i do takiego świata trzeba dostosować reguły życia społecznego. Skoro świat jest brutalny, to trzeba tak sobie życie układać, aby wygrywać. Czyli moje na wierzchu, a innych mogę traktować lekko, albo jako środek do realizacji własnego celu.
Wizja świata jako pełnego zagrożeń jest dość szeroko obecna w całym społeczeństwie. To, co się obecnie dzieje wokół sprawy Trynkiewicza także świadczy o tym, że Polacy nie czują się bezpiecznie, nie ufają instytucjom publicznym. Większość zgadza się z opinią, że żyjemy w świecie, w którym w każdej chwili można być bez powodu zaatakowanym fizycznie, obrażonym. Nie ufamy innym ludziom – poza własną rodziną i przyjaciółmi – ale także instytucjom, które mają nas chronić. Zwłaszcza politykom i partiom politycznym. Taki obraz świata, w którym człowiek człowiekowi wilkiem, eksponują też media.
- Młode pokolenie nigdy nie interesowało się zbytnio sprawami społecznymi, nie wykazywało dostatecznie dużej empatii wobec innych, było skoncentrowane głównie na sobie i swoich sprawach pokoleniowych. Może to jest naturalne, związane z powolnym dojrzewaniem człowieka do spraw społecznych, do wrażliwości na los innych pokoleń?
- Nie sądzę. W badaniach prowadzonych w różnych krajach dosyć dobitnie pokazano, że zaangażowanie młodych ludzi na studiach jest świetnym prognostykiem pozwalającym przewidywać ich zaangażowanie publiczne w przyszłości. To zaangażowanie nie musi być ściśle polityczne, ale szersze, społeczne, związane z uczestnictwem w kulturze.
Poprzednie pokolenia Polaków poświęcały nauce pewnie mniej czasu niż obecne, ale za to prowadziły ożywione życie społeczne – uczestniczyły w organizacjach, tworzyły amatorskie teatry, kabarety, kluby dyskusyjne. Ich zaangażowanie dobrze oddawało hasło STS-u – „nam nie jest wszystko jedno”. Sprawy społeczno-polityczne, wtedy trudne do artykułowania wprost, były jednak w tej artystyczno – teatralnej aktywności wyraźnie obecne.
Teraz obserwujemy wyraźne zniechęcenie do sfery aktywności publicznej utożsamianej z polityką. Dla większości młodych ludzi jest ona raczej teatrem, niż robieniem czegoś dobrego dla ludzi. Zresztą nie tylko dla młodych. Około 80% Polaków pytanych w różnych moich badaniach z lat 2004-2011 o to, co sądzą o polityce, mówi, że nie jest to działalność przynosząca cokolwiek dobrego zwykłym ludziom. A młodzi mówią to samo. Natomiast do zaangażowania potrzebny jest nie tylko minimalny poziom wiedzy o świecie społecznym, ale i akceptacji celów, którym polityka służy. Nie sprzyja zaangażowaniu opinia, że polityka służy tylko politykom, ich bogaceniu się i bezkarnemu atakowaniu rywali do władzy i związanych z nią profitów.
Wracając do naszych indywidualistyczno-egocentrycznych studentów: trzeba wyraźnie powiedzieć, że i oni mogą, i prawdopodobnie będą się zmieniać - i ze względu na zadania, i możliwości rozwojowe, związane z wiekiem, i dlatego, że świat się będzie zmieniał. Gdy popatrzymy na hippisów (z lat 60. XX w.), krytykowanych za egocentryzm, to okazuje się, że z tego pokolenia wywodzi się znakomita większość ludzi aktywnych i znaczących w dzisiejszej polityce amerykańskiej, brytyjskiej, francuskiej. Więc nie wiadomo, jak będzie z pokoleniem dzisiejszych naszych studentów.
Mnie niepokoi jednak ich niedojrzałość intelektualna, nie rozróżnianie wiedzy naukowej od popularnej, czerpanej jej od kolegów i z Internetu, małe oczytanie. To nie jest dobrym prognostykiem ani dla ich rozwoju osobistego i możliwości sukcesu, ani dla sensownego zaangażowania społecznego. Nie radzą sobie z prostymi tekstami naukowymi – nawet kończąc studia nie potrafią ich czytać ze zrozumieniem. Są mniej gotowi i gorzej niż poprzednie pokolenia przygotowani do samodzielnego studiowania.
Trzeba jednak pamiętać, że obecnie ich sytuacja życiowa jest diametralnie inna niż 20 lat temu. Większość z nich już w czasie studiów pracuje. Nie tylko dlatego, że jest coraz więcej uczelni, w których za naukę trzeba płacić. Także dlatego, aby szybciej zająć jakieś niezłe miejsce zatrudnienia lub zdobyć jakieś doświadczenie.
- Dla młodych ludzi zawsze miało znaczenie pojęcie sprawiedliwości społecznej, uczciwości, co wiąże się z ustrojem. Jaki stosunek ma obecne młode pokolenie do – wydawałoby się, dziś niemodnej, sprawiedliwości społecznej? Pani badała ich stosunek do ustroju.
- Pytałam o społeczną legitymizację ustroju, czyli uznanie systemu za sprawiedliwy, zgodny z ich wartościami; o to, czy polski system, prawo, polityka jest sprawiedliwa, czy społeczeństwo jest urządzone sprawiedliwie. Podobnie, jak większość dorosłych Polaków, młodzi wykształceni odpowiadają, że nie, że aktualny porządek społeczny nie wydaje się im sprawiedliwy, że ludzie nie otrzymują tego, co im się należy. Polska demokracja i kapitalizm raczej im się nie podoba.
Największe różnice międzypokoleniowe są widoczne w odpowiedzi na pytanie: czy Polska jest dla ciebie najlepszym krajem do życia? Im respondenci byli starsi, tym bardziej zgadzali się z tą opinią, mimo że w tym samym badaniu oceniali aktualny system społeczno-polityczny jako raczej niesprawiedliwy. Natomiast młodzi zdecydowanie częściej mówili: nie, Polska nie jest dla mnie najlepszym krajem do życia. Nie widzą tu możliwości rozwoju i realizacji swoich aspiracji.
Młode pokolenie Polaków zna świat lepiej niż starsze generacje i porównuje jakość życia u nas i w rozwiniętych demokracjach, a nie kieruje się w swoich ocenach dzisiejszej Polski tym, jak żyliśmy w realnym socjalizmie. Tamte czasy to dla nich prehistoria, a nie punkt odniesienia dla własnych ocen i planów. Dziś młodzi mogą się swobodnie przemieszczać po świecie, wybierać kraj, który te plany pozwoli zrealizować (przynajmniej tak im się wydaje). Ich przywiązanie do kraju to nie jest ślepa miłość. Od swojego państwa oczekują oferty na przyszłość, wiarygodnych dowodów, że będzie się tu cenić inicjatywę, uczciwość, różnorodność, że prawo będzie jasne, równe dla wszystkich, że będą mieć pole do wyrażania swoich talentów i każdy rodzaj sztuki będzie akceptowany. I przede wszystkim, że znajdą pracę, a wynagrodzenie jakie dostaną, wystarczy im nie tylko na chleb i czynsz.
Tymczasem dzisiaj młodzi wykształceni ludzie nie widzą w Polsce nic atrakcyjnego. Ciągle inne kraje mają większą moc przyciągającą, choć i tam trzeba ciężko pracować. Polacy pracujący w Londynie podkreślają, że pracodawcy brytyjscy mają większy szacunek dla dobrego pracownika, że więcej jest tam zachęt niż kar. Polski pracodawca pozwala sobie na dużo więcej negatywnych zachowań wobec pracownika niż angielski.
- Ale w Polsce nikt się takiemu zachowaniu pracodawcy nie sprzeciwia, a wielu ma nawet za złe działania związków zawodowych w tej sprawie. Syndrom sztokholmski – w Polsce pracownicy się godzą, żeby ich traktować jak niewolników...
- W sytuacji dużego bezrobocia mniej istotne stają się warunki pracy a bardziej – pewność czy stałość zatrudnienia. Sporo polskich młodych pracowników stara się wykorzystać taką postawę pracodawcy na swoją korzyść. Ich myślenie jest takie: skoro pracodawca traktuje mnie jak niewolnika, to wycisnę z niego co się da, złe traktowanie jakoś zniosę, szkoda mi zdrowia na sprzeciw, a jak tylko znajdę coś lepszego, to zmienię pracę.
Tracimy na tym wszyscy, bo pracownik się mniej angażuje, nie jest innowacyjny, odwala co musi i ucieka, byle jak najdalej, a pracodawca traci lojalność pracownika i nie korzysta z jego pomysłów. Obie strony przestają sobie ufać. I tak nakręca się koło nieufności.
Ogólny brak zaufania do instytucji państwowych bierze się z negatywnych doświadczeń zawodu ze strony osób znaczących: nauczycieli, księży, pracodawców, polityków, którzy nie dotrzymują zobowiązań. Swoje dokładają media, eksponujące różne przejawy wrogości i jawnej agresji. Mimo postępującej brutalizacji języka polityków i całego publicznego dyskursu, zaufanie Polaków do ludzi w stosunku do lat 90. rośnie (z 10% ufających w r. 1996 i 2004 do 20% - w r. 2011, por. badania z serii European Value Study i moje własne). Niestety, lekko spada zaufanie do demokratycznych instytucji, zwłaszcza do partii politycznych.
- Ten postęp w zaufaniu, czy szerzej, w kapitale społecznym, widać choćby w działaniach młodych wymuszających na decydentach uwzględnianie ich potrzeb, jak np. budowie ścieżek rowerowych, budżetach partycypacyjnych, etc. To przejaw wiary we własne siły i możliwości, wiedza obywatelska, umiejętność zorganizowania się do działania i skuteczność, umiejętność egzekwowania przywilejów demokracji.
- W każdym pokoleniu są różni ludzie. W zależności od tego, gdzie ucho się przyłoży – widać wśród młodych co innego. Jak patrzy się na miejskich aktywistów, to widać, że oni rzeczywiście potrafią zrobić wiele dobrego nie tylko dla siebie, choć oczywiście myślą głównie o swoich potrzebach, interesach. Ale taka zespołowa realizacja własnych potrzeb czy interesów grupowych daje im poczucie skuteczności, a to – napęd i siłę do kolejnych działań, w przyszłości także na rzecz innych ludzi czy innych grup. Ale jak spojrzymy na ogólnopolską reprezentatywną próbę młodych wykształconych czy studentów, to tych aktywnych młodych jest jednak bardzo niewielu.
- Ale tak zawsze było! Podobno ludzi aktywnych jest nie więcej jak 15%.
- Gdzie tam 15%! To jest nie więcej jak kilka procent – przecież ponad 50% deklaruje, że nigdy nie uczestniczyło w żadnej aktywności, nawet w roku wyborczym. Z moich badań wynika, że kiedy przyjrzeć się tym nielicznym młodym aktywistom, motorem ich aktywności bardzo często nie są sprawy społeczne. Czynnikiem motywującym są raczej cechy temperamentu (na przykład, duże zapotrzebowanie na stymulację, ekstrawersja) i społeczne umiejętności (na przykład, łatwość porozumiewania się z innymi, skuteczność przekonywania) . Aktywności młodych zwykle nie koncentrują się wokół demokratycznych czy wspólnotowych celów.
Tak zwana demokracja bezpośrednia często z demokracją niewiele ma wspólnego. Trzeba więc przyglądać się aktywistom społecznym i wspierać ich jednak po staranniejszym przyjrzeniu się ich motywacji. Lepiej wiedzieć, czy interesuje ich głównie osobista kariera i sława, czy chcą zrobić coś sensownego także dla innych ludzi.
- Dlaczego tak mało młodych się angażuje społecznie?
- Istotną przeszkodą w podejmowania społecznych aktywności jest pewna wizja świata społecznego, taki schemat rzeczywistości, w którym nie ma miejsca dla społeczników. Jeżeli ktoś spostrzega otaczający świat jak społeczną dżunglę, w której tylko siła coś znaczy, gdzie wszelkie chwyty są dozwolone (i akceptowane), bowiem ludzcy drapieżnicy tylko czekają na sposobność, by zagryźć ofiarę – to nic dziwnego, że prospołeczność wydaje się takiemu komuś mało przystosowawcza. Jeżeli człowiek – człowiekowi wilkiem – to demokratyczne zachowania obywatelskie nie mają sensu.
Młodzi wykształceni Polacy nie odrzucają takiej darwinistycznej wizji świata. Mało tego: statystycznie rzecz ujmując, im bardziej akceptują aktualny porządek społeczny, tym bardziej akceptują ten negatywistyczny schemat. I tu jest pies pogrzebany. Jak to się stało, że 25 lat demokratyzacji Polski zaowocowało przekonaniem wielu młodych Polaków o tym, że nasza demokracja i nasz kapitalizm kierują się prawami dżungli?
Wygląda też na to, że sporo młodych wykształconych Polaków przyjęło do wiadomości, że demokratyczny kapitalizm wymaga bezwzględnej walki, rywalizacji na każdym polu, wzajemnego podszczypywania i wybijania zębów.
Co takiego zrobiły starsze pokolenia, że młodzi mają poczucie, że żyją w społecznej dżungli? Co zrobiliśmy, aby pokazać, że ani tak nie musi być, ani nawet tak w naszej Polsce nie jest?
Są miejsca, gdzie dominuje wrogość, język agresji i całkowita nieufność wobec osób mających odmienne opinie. Rzeczywiście, tak wygląda dzisiaj świat polityki. Ale nawet i tutaj nie musi taki być. I bywa, że tak nie jest. Z moich badań wynika, że – na szczęście - młodzi nie do końca są przekonani do takiej darwinistycznej wizji. Trochę tak, jakby testowali to nabyte (niestety, od nas, starszych) schematy i sprawdzali, czy warto się do nich dostosowywać.
- Czy taka wizja świata nie wynika stąd, że brakuje nam wiary w to, że możemy coś zmienić? Przecież to od nas wszystko zależy: ustrój, stan gospodarki, jakość społeczeństwa.
- Przez 25 lat strasznie mało zrobiliśmy, my, dorośli, w kierunku pokazywania dylematów demokracji, tego czym demokracja jest i czym może być, różnych jej faz i form życia społecznego. Łatwiej zbudować kapitalizm niż demokrację.
Nie pamiętam publicznych dyskusji o tym, jak ma się motyw zysku do innych ważnych potrzeb ludzkich. A przecież wiemy, że motyw zysku jest ważny, ale nie jest jedyny. Wielu psychologów i socjologów analizowało motyw zysku i sprawiedliwości w różnych systemach społeczno-politycznych, badało czy są one rozłączne, czy mogą występować razem. Okazuje się, że zależy to od tego, jakie są w danym momencie procedury zyskiwania przewagi.
Kiedy reguły są niejasne, nie ma poczucia bezpieczeństwa, rynek pracy jest niestabilny, albo kiedy występuje kryzys zaufania, to wówczas obowiązuje zasada ratuj się kto może. Szybki zysk staje się ważniejszy niż poczucie sprawiedliwości.
W okresach względnej stabilizacji motyw sprawiedliwości nie jest sprzeczny z motywem zysku. Ci, którzy zyskują coś, czują się niekomfortowo, jeśli widzą, że otoczenie uważa, iż mają to niesłusznie, niesprawiedliwie. W Polsce panuje przekonanie, że ci, którzy mają, to mają niesłusznie, a ci, którzy nie mają, to niesłusznie nie mają. Ludzie czują się o wiele lepiej, jeśli mają poczucie, że ich stan posiadania wynika z ich pracowitości, poziomu odpowiedzialności, kompetencji, czy ryzyka, jakie ponoszą w swej pracy. Są wtedy także bardziej twórczymi pracownikami.
W naszym liberalnym kapitalizmie słowo sprawiedliwość wyszło z obiegu, bo uznano, że sprawiedliwość zastąpi rynek.
- Czy to pokolenie, które pani teraz badała można uznać za wyjątkowe? Czy zmiany społeczno-polityczne, a przede wszystkim cywilizacyjne, odegrały na tyle wielką rolę, żeby można było je traktować za zupełnie inne od poprzedniego?
- Nie wiem, czy to w ogóle jest pokolenie w znaczeniu socjologicznym; czy jest coś wspólnego dla tych wszystkich ludzi, którzy wchodzą w dorosłe życie w ostatnich 5 czy 6 latach. Dla nich wszystkich wspólne jest na pewno to, że trafili na trudny rynek pracy i obiektywnie mają trudno.
Ale w tej generacji, czy raczej w tej kohorcie wiekowej, są też takie osoby, które absolutnie ignorują stan rynku pracy. Uważają, że mają na tyle dużo umiejętności i kapitału społecznego, że sobie poradzą. Natomiast społeczny darwinizm, czyli wspomniane wcześniej przekonanie, że świat jest społeczną dżunglą, przyjmuje raczej ta część młodej generacji, która nie jest pewna swojej skuteczności i ma małe zasoby społecznego kapitału.
Z moich badań wynika, że darwinizm społeczny może być substytutem poczucia skuteczności - usprawiedliwieniem braku sukcesów osób, którym brakuje wsparcia, rodziny, przyjaciół, umiejętności społecznych. Osoby, które nie są dobrze zakorzenione społecznie i jednocześnie nie mają silnej wiary w siebie – silniej akceptują społeczny darwinizm niż osoby dobrze zakorzenione i z wysokim poczuciem skuteczności. Przekonanie, że świat jest zły, że obowiązują w nim zasady, których nie akceptuję, gdzie jest się z góry przegranym, bez względu na to, ile wysiłku i talentu się włoży w działanie, może być obronną strategią, która pozwala zachować względnie dobre samopoczucie mimo porażek. Nie jest to jednak strategia pozwalająca na rozwój osobisty i zadowolenie z życia.
- Czy z tych badań coś wynika dla polityków?
- Dla polityków zajmujących się edukacją wynika konieczność wprowadzenia przedmiotów humanistycznych na studiach niehumanistycznych. Trzeba bowiem przygotowywać ludzi do życia w społeczeństwie nie tylko poprzez dawanie zawodowego wykształcenia, ale i rozwijanie miękkich umiejętności i kompetencji, pomagających w skutecznym osiąganiu celów w demokratycznej rywalizacji.
Trzeba uczyć studentów jasnego wyrażania swojej opinii i jej skutecznej obrony w dyskusji, ale i umiejętności wychodzenia poza własny punkt widzenia, dostrzegania potrzeb innych ludzi, tolerancji dla odmienności, efektywnej współpracy, mobilizacji do różnych form aktywności społecznych. Studia mają rozwijać umysły. I kształcić świadomych swych praw i obowiązków obywateli.
Mamy empiryczne dowody, że im więcej ludzi studiuje, tym większy jest kapitał społeczny kraju. Przydatne w demokracji wspomniane miękkie umiejętności zyskują studenci nawet na nie najlepszych uczelniach. Trzeba zainwestować więcej nie tylko w zdobycie wykształcenia zawodowego, ale i uczenie tego, co ludziom pozwała się cieszyć się życiem i rozwijać własne talenty. Uważam, że wiele talentów na polskich uczelniach tonie, bo w codziennej rutynie pracy naukowo-dydaktycznej nie ma nikogo, kto by zauważył ich niezwykłość, albo kłopoty materialne, które podcinają im skrzydła. Nie ma czasu, ani nie ma za to punktów. A – powtarzam - studia mają rozwijać umysły. I kształcić obywateli, nie tylko przygotowywać do zawodu (zwłaszcza, że nie wiadomo, w jakim zawodzie aktualni studenci będą pracować na 10,15 czy 30 lat).
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 8986