Prognozowanie (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1924
Z prof. Wiesławem W. Jędrzejczakiem, hematologiem i onkologiem, rozmawia Anna Leszkowska
- Co w XX wieku zmieniło oblicze świata?
- Szczepienia. Bo chociaż zaczęły się od działalności Jennera w końcu XVIII w., ale na masową skalę ta metoda zwalczania chorób infekcyjnych została wprowadzona dopiero w XX wieku. Można powiedzieć, że 2/3 obecnie żyjących ludzi zawdzięcza swoje życie właśnie szczepieniom. A nie ma możliwości wpłynięcia na losy świata bardziej niż poprzez potrojenie liczby żyjących ludzi. Nie ma też lepszego sposobu wpłynięcia na rozwój świata jak przedłużenie życia ludzi, którzy kiedyś umierali w wieku 20 – 30 lat, a dziś umierają jako 70 – 80- latkowie. Inne problemy na Ziemi są tylko pochodną tego działania.
W mojej dziedzinie – hematologii onkologicznej - wszystkich osiągnięć, zwłaszcza z chemioterapii i przeszczepów, dokonano w XX wieku. Dzięki rozwinięciu po wojnie chemioterapii, dysponującej coraz lepszymi lekami, dokonał się zasadniczy zwrot w leczeniu białaczek. Z kolei przeszczepianie szpiku było dopełnieniem chemioterapii. Wiek XX jest stuleciem, które umożliwiło zdobycie wiedzy o mechanizmach powstawania choroby nowotworowej. Niestety, nie umiemy ich jeszcze w każdym przypadku skutecznie leczyć.
- Jakie zagrożenia może przynieść XXI wiek?
- W medycynie żadnych zagrożeń nie widzę. Zagrożenia dla człowieka – jak zwykle – tkwią w człowieku, jego naturze, która może spowodować, że pokojowy rozwój – jaki by nie był – nie będzie kontynuowany. Ludzie w pewnym momencie mogą pragnąć krwi i powrócić do jednego ze swoich bardziej ulubionych zajęć, czyli zabijania innych ludzi. Bo co jakiś czas ludzie szaleją i zaczynają się masowo zabijać. Czy będzie jakiś zwrot w świadomości społecznej, który temu będzie zapobiegał – nie wiemy.
- Czy XXI wiek, choćby poprzez częste przemieszczanie się ludzi, zmiany w ich obyczajowości, także ogromne i pogłębiające się różnice społeczne nie będzie jednak wiekiem chorób zakaźnych?
- Te choroby stają się bardziej problemem intelektualnym niż społecznym – przynajmniej w rozwiniętych społeczeństwach. Ale rzeczywiście mogą one spowodować rozwarstwienie społeczeństw, podział na ludzi lepszych i gorszych, co niestety, będzie miało swoje biologiczne uzasadnienie. Np. obecny kataklizm afrykański wynika w jakimś stopniu z predyspozycji osobowościowych ludzi tam mieszkających, z ich niezdolności przewidywania. Ta niezdolność najprawdopodobniej ma podłoże genetyczne i wynika z tego, że społeczeństwa zwłaszcza białych ludzi zostały wyselekcjonowane przez naturę pod względem zdolności do przewidywania. Jest to rezultat ich zamieszkiwania na terenach o zmiennym klimacie, gdzie jest zima, która przez miliony lat wymuszała na społeczeństwach selekcję tych osób, które miały zdolność do przewidywania. Ci, którzy takiej zdolności nie mieli, zamarzali. Ten proces nie zachodził w społeczeństwach żyjących w ciepłym klimacie, bo nie było takiej potrzeby. Jednak zdolność do przewidywania jest konieczna i w wielu innych sytuacjach, także zagrożenia chorobami zakaźnymi.
Zagrożenia infekcyjne będą zawsze, gdyż walka pomiędzy układem odpornościowym a drobnoustrojami to proces, ale skala zagrożeń jest coraz mniejszy – w miarę upływu czasu.
- Skoro choroby zakaźne nie będą dla ludzi największym problemem, czy z dzisiejszej wiedzy, można spróbować ocenić, jakie kłopoty będą mieli nasi następcy?
- Następna epoka będzie przede wszystkim epoką starości. W społeczeństwach będzie bardzo wielu starych ludzi, przynajmniej w Europie, która ma już ujemny przyrost naturalny. Niestety, nikt nie wie, co kontroluje rozrodczość człowieka, która się zmienia w czasie. Na ogół ona spada wraz ze wzrostem zamożności ludzi. Tu pewnie obok czynników materialnych odgrywają też rolę czynniki kulturowe. Dla człowieka biednego podstawową wartością jest posiadanie dzieci. W społeczeństwach bogatych kobiety pragną rozwijać swoją osobowość, konkurować z mężczyznami. Konkurencja jednak, aby była skuteczna, może odbywać się tylko w pewnym przedziale wieku, na ogół – reprodukcyjnym. I często skutkiem tego jest rezygnacja kobiet z rozrodczości. Z drugiej strony, w bogatej Szwajcarii takiej zależności nie ma ; tam, im rodzina bogatsza – tym więcej dzieci. Ale Szwajcarki nie przejęły modelu kariery zawodowej.
Trzeba jednak pamiętać, że będzie się przesuwała granica wieku emerytalnego, coraz starsi ludzie (metrykalnie) stają się bowiem coraz młodsi (biologicznie). Już dzisiaj 50-, 60-, i 70-latkowie odpowiadają sprawnością ludziom o 20 lat młodszym. Te różnice w stanie biologicznym zacierają się w zależności od statusu materialnego, kultury ogólnej, które rosną. Ludzie starzy będą coraz dłużej sprawni i aktywni. I to jest optymistyczne, bo dzięki temu nie trzeba będzie ponosić na ich utrzymanie specjalnych kosztów.
- Czy w XXI wieku można liczyć na przełom w skutecznym leczeniu raka?
- Biorąc pod uwagę tempo, w jakim opanowywano tę chorobę w XX wieku, z pewnością do tego dojdzie, choć nowotworów będzie dużo więcej niż obecnie z powodu liczby ludzi starych. Prawdopodobnie na nowotwory będzie umierać nie 20% jak obecnie, ale ok. 30%. Inne natomiast będzie ich leczenie. Już dzisiaj chorzy, którzy kiedyś umierali w ciągu 1 – 2 tygodni, żyją 5 – 10 lat, ale przez ten czas wymagają powtarzania leczenia, kontroli. Jeżeli więc dojdzie do opanowania nowotworów, będzie to wynik pracy rzeszy lekarzy umiejących posługiwać się nowoczesnymi technologiami. A zmiany w społeczeństwie będą odwrotne niż podaje Leszek Balcerowicz nazywając służbę zdrowia zbędnym konsumentem dochodu narodowego. Będzie przeciwnie: dla starego człowieka, właśnie leczenie - po odżywianiu – będzie drugą, najważniejszą sprawą w życiu. W związku z tym liczba ludzi zatrudnionych w służbie zdrowia musi się stale zwiększać. Sektor usług zdrowotnych może się stać dominującym sektorem w gospodarce. Tak zresztą się już dzieje w wielu krajach, m.in. skandynawskich, które chcą zatrudniać polskich lekarzy i pielęgniarki, choć wcale nie mają mniej swoich na liczbę ludności niż w Polsce. Ale tam zaczyna się liczyć jakość życia.
- Medycyna zawsze była związana z naukami społecznymi, reagowała na wszystkie zjawiska społeczne. Z tego, o czym Pan mówi wynika, że ten związek w przyszłości będzie jeszcze silniejszy, że cała służba zdrowia będzie podlegała coraz silniejszym presjom społecznym.
- W obszarze medycyny powstaną zapewne dwie grupy: jedna - bardzo wyspecjalizowana, interwencyjna, zajmująca się chorymi na najcięższe choroby, stosująca najbardziej wyrafinowane technologie do zwalczania tych chorób. Druga grupa będzie zajmowała się chorymi w starszym wieku, u których tak nowoczesnych i wysokospecjalistycznych metod nie będzie się używać, natomiast postępowanie lecznicze będzie polegać głównie na stosowaniu psychologii, nauczenia chorego kultury życia z chorobą, zapewnienie mu maksymalnego komfortu w cierpieniu, którego nie można będzie usunąć. Te światy, oczywiście, będą ze sobą współpracować, przenikać się.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 433
Siergiej Karaganow - doktor nauk historycznych, politolog, dziekan Wydziału Gospodarki Światowej i Spraw Międzynarodowych Wyższej Szkoły Ekonomicznej (HSE University) na łamach czasopisma Rosja w Polityce Globalnej (Globalaffairs.ru) Nr 1 z 1.01.24 przedstawił pierwszy z zapowiadanego cyklu artykułów „Wiek wojen” dotyczący wyzwań, jakie stoją przed ludzkością. W obliczu groźby wojny światowej, która może unicestwić nasz świat, przedstawiamy obszerne fragmenty tego artykułu. (red.)
[…]
Głównym wyzwaniem jest wyczerpanie się nowoczesnego sposobu zarządzania gospodarką, kapitalizmu, opartego przede wszystkim na zysku i w tym celu zachęca się na wszelkie możliwe sposoby do niepohamowanej konsumpcji dóbr i usług, które są coraz bardziej niepotrzebne w normalnym życiu człowieka. Do tej kategorii zalicza się także fala bezsensownych informacji z ostatnich dwóch, trzech dekad.
Gadżety pochłaniają potworną ilość energii i czasu, który ludzie mogliby wykorzystać na produktywne działania. Ludzkość popadła w konflikt z naturą i zaczęła ją podważać – samą podstawę jej istnienia. Nawet tutaj wzrost dobrobytu oznacza przede wszystkim wzrost konsumpcji.
Drugie wyzwanie jest najbardziej oczywiste. Problemy globalne – zanieczyszczenie środowiska, zmiany klimatyczne, zmniejszenie zasobów słodkiej wody, grunty nadające się pod rolnictwo i wiele innych zasobów naturalnych – nie są rozwiązywane lub są proponowane przez tzw. rozwiązania „zielone”, mające na celu najczęściej utrwalenie dominacji uprzywilejowanych i bogatych zarówno w obrębie ich społeczeństw, jak i na poziomie międzynarodowym. Weźmy pod uwagę ciągłe próby przerzucania ciężaru walki z zanieczyszczeniem środowiska i emisją CO2 na producentów, z których większość zlokalizowana jest poza Starym Zachodem, a nie na samych konsumentów, gdzie nadkonsumpcja nabiera groteskowych cech. 20–30 procent populacji, skupionej głównie w Ameryce Północnej, Europie i Japonii, zużywa 70–80 procent zasobów pochodzenia biosfery [4] , a różnica ta tylko rośnie.
Jednak choroba konsumpcjonizmu rozprzestrzenia się na resztę świata. Sami wciąż cierpimy z powodu ostentacyjnej konsumpcji, która była tak modna w latach 90., która odchodzi (jeśli odchodzi) niezwykle powoli. Stąd narastająca walka o zasoby, wzrost napięć wewnętrznych, w tym na skutek nierówności konsumpcji, w wielu krajach i regionach.
Zrozumienie ślepego zaułka obecnego modelu rozwoju, ale także niechęci i niemożności porzucenia go, jest jedną z głównych przyczyn niepohamowanego wzrostu wrogości wobec Rosji i w nieco mniejszym stopniu wobec Chin (cena zerwania stosunków z Rosją jest znacznie wyższa).
Wróg jest potrzebny, aby odwrócić uwagę od nierozwiązywalnych wyzwań.
[…]
Równoległym procesem jest wzrost nierówności społecznych, który wybuchł po upadku komunistycznego ZSRR, który pogrzebał potrzebę państwa opiekuńczego. W rozwiniętych krajach zachodnich klasa średnia, podstawa systemów demokracji politycznej, kurczy się od półtora do dwóch dekad. Systemy te są coraz mniej skuteczne.
Demokracja jest jednym z narzędzi, za pomocą którego elitarni oligarchowie, posiadający władzę i bogactwo, zarządzają złożonymi społeczeństwami. Stąd wzrost, pomimo wrzasku o obronie demokracji, tendencji autorytarnych, a nawet totalitarnych na Zachodzie. Ale nie tylko tam.
Trzecim wyzwaniem jest degradacja człowieka i społeczeństwa, przede wszystkim na relatywnie rozwiniętym i bogatym Zachodzie. On (ale nie tylko on) staje się ofiarą cywilizacji miejskiej z jej względnym komfortem, ale także izolacją człowieka od tradycyjnego środowiska, w którym został historycznie i genetycznie ukształtowany. Rośnie niekończąca się konsumpcja informacji, która rzekomo powinna była doprowadzić do masowego oświecenia, ale w coraz większym stopniu prowadzi do masowej głupoty, wzrostu zdolności manipulowania masami nie tylko ze strony oligarchii, ale także ze strony społeczeństwa samych mas – do ochlokracji na nowym poziomie.
Ponadto oligarchie, które nie chcą dzielić się swoimi przywilejami i bogactwem, celowo ogłupiają ludzi, przyczyniają się do rozpadu społeczeństw, próbując pozbawić je możliwości przeciwstawienia się coraz bardziej niesprawiedliwemu i niebezpiecznemu dla większości porządkowi rzeczy. A antyludzkie lub postludzkie ideologie, wartości i wzorce zachowań, które zaprzeczają naturalnym podstawom ludzkiej moralności i prawie wszystkim podstawowym wartościom, są nie tylko polecane, ale także narzucane.
Na falę informacyjną nakładają się stosunkowo dostatnie warunki życia – brak głównych wyzwań, które napędzały rozwój ludzkości – głód, strach przed gwałtowną śmiercią. Strach jest zwirtualizowany.
Ograniczenie świadomości grozi ogólną degradacją intelektualną.
Już teraz widzimy niemal całkowitą utratę myślenia strategicznego wśród elit europejskich, których w tradycyjnym, merytokratycznym sensie po prostu nie ma. Na naszych oczach dokonuje się upadek intelektualny elity rządzącej Stanami Zjednoczonymi, krajem o gigantycznym potencjale militarnym, w tym nuklearnym. Przykłady się mnożą. O jednym z tych ostatnich już wspomniałem, co mnie zdumiało. Zarówno prezydent Biden, jak i jego sekretarz stanu Blinken argumentowali, że wojna nuklearna nie jest gorsza od globalnego ocieplenia [5] . Ale taka choroba zagraża całej ludzkości i wymaga zdecydowanych działań. Nasze myślenie staje się coraz mniej adekwatne w stosunku do coraz bardziej złożonych wyzwań. Aby odwrócić uwagę od nierozwiązywalnych problemów i odsunąć je od siebie, lansuje się modę na sztuczną inteligencję. Mimo wszystkich możliwych użytecznych zastosowań nie wypełni próżni inteligencji, ale niewątpliwie niesie ze sobą dodatkowe, ogromne niebezpieczeństwa. Więcej o nich później.
Czwarte wyzwanie. Najważniejszym źródłem rosnącego ogólnego napięcia od półtora dekady jest bezprecedensowo szybka w historii redystrybucja sił ze Starego Zachodu na korzyść wschodzącej większości światowej. W poprzednim systemie światowym płyty tektoniczne zaczęły się poruszać i rozpoczęło się ogólnoświatowe długoterminowe trzęsienie ziemi o charakterze geopolitycznym, geoekonomicznym i geoideologicznym. Jest tego kilka powodów.
Najpierw ZSRR z lat 50.-60. XX w., a następnie Rosja, która podniosła się po piętnastoletniej porażce, wytrąciła swoją podstawę – przewagę militarną – spod pięćsetletniej dominacji Europy i Zachodu. I – powtórzę po raz kolejny – na tym fundamencie zbudowano dominację w światowej polityce, kulturze i ekonomii, która umożliwiła narzucanie własnych interesów i porządków, a co najważniejsze, pompowanie PKB na swoją korzyść. Utrata pół tysiąca lat hegemonii jest podstawową przyczyną wściekłej nienawiści Zachodu do Rosji i prób jej zmiażdżenia.
Po drugie, błędy samego Zachodu, który uwierzył w swoje ostateczne zwycięstwo, odprężył się, zapomniał o historii, popadł w euforię i lenistwo myślenia. Rozpoczęła się seria fantastycznych błędów geopolitycznych.
Początkowo aspiracje większości rosyjskiej elity końca lat 80. i 90. Żeby zintegrować się z Zachodem zostały arogancko odrzucone (zapewne dla nas na szczęście). Chciano, żeby było to na równych zasadach, ale odmówili. Skutek jest taki, że z potencjalnego partnera, a nawet sojusznika, dysponującego ogromnymi zasobami przyrodniczymi, militarnymi, intelektualnymi, mniejszymi, ale jednak znaczącymi możliwościami produkcyjnymi, Rosja stała się przeciwnikiem i stała się wojskowo-strategicznym rdzeniem nie-Zachodu, który najczęściej nazywa się Globalnym Południem, a dokładniej - Większością Światową.
Po trzecie, wierząc, że nie ma alternatywy dla modelu liberalno-demokratycznego globalistycznego kapitalizmu, Zachód nie tylko tęsknił, ale także wspierał rozwój Chin, mając nadzieję, że wielki kraj - cywilizacja pójdzie drogą demokracji, co oznacza, że stanie się gorzej rządzony i dopasuje się do wzorców Zachodu. Pamiętam moje zdumienie, gdy zobaczyłem, że fantastycznie opłacalna oferta rosyjskiej elity lat 90. została odrzucona. Myślałem, że Zachód postanowił wykończyć Rosję. Okazało się, że kierowała nim po prostu mieszanka arogancji i chciwości. Odtąd polityka wobec Chin nie budziła już takiego zdumienia. Poziom intelektualny zachodnich elit stał się oczywisty.
Po czwarte, Stany Zjednoczone zaangażowały się w serię niepotrzebnych konfliktów – w Afganistanie, Iraku, Syrii – i, co było do przewidzenia, przegrały je, wypaczając postrzeganie swojej dominacji militarnej i bilionowych inwestycji w siły ogólnego przeznaczenia. Bezmyślnie wycofując się z Traktatu ABM, być może w nadziei na przywrócenie przewagi w dziedzinie broni strategicznej, Waszyngton ożywił w Rosji poczucie samozachowawczości. Spełniono nadzieje na osiągnięcie polubownego porozumienia. Pomimo biedy, Moskwa uruchomiła program modernizacji swoich sił strategicznych, co umożliwiło to pod koniec 2010 roku po raz pierwszy w historii nie tylko wyrównać, ale także wyjść, choć chwilowo, na prowadzenie.
Piąte wyzwanie - źródło rosnącego napięcia w systemie światowym – wspomniana już, niemal natychmiastowa jak na standardy historyczne, lawinowa zmiana równowagi sił światowych, gwałtowne zmniejszenie zdolności Zachodu do pompowania globalnego PKB na swoją korzyść – wywołało jego wściekłą reakcję. W sferze gospodarczej prowadzi to do zniszczenia samego, przede wszystkim Waszyngtonu, jego niegdyś uprzywilejowanej pozycji w sferze gospodarczej i finansowej. Dzieje się to poprzez militaryzację powiązań gospodarczych – użycie siły w celu spowolnienia, osłabienia własnej pozycji i wyrządzenia szkody konkurentom. Fala sankcji, ograniczeń w transferze technologii i dóbr high-tech, zerwanie łańcuchów produkcyjnych. Bezwstydne drukowanie dolarów, a teraz euro, przyspieszająca inflacja i rosnący dług publiczny. Próbując utrzymać swoją pozycję, Stany Zjednoczone podważają system globalistyczny, który same stworzyły, ale który zaczął dawać niemal równe szanse ożywionym, lepiej zorganizowanym i pracowitym konkurentom Światowej Większości.
Rozpoczęła się deglobalizacja gospodarcza, regionalizacja i kurczenie się starych instytucji globalnego zarządzania procesami gospodarczymi.
Współzależność, która wcześniej była postrzegana jako narzędzie rozwoju i wzmacniania współpracy i pokoju, w coraz większym stopniu staje się czynnikiem podatności na zagrożenia i podważa jej stabilizującą funkcję.
Szóste wyzwanie. Rozpoczynając desperacki kontratak, przede wszystkim na Rosję, ale także na Chiny, Zachód rozpoczął niemal bezprecedensową kampanię propagandową w czasie wojny, satanizując konkurentów, zwłaszcza Rosję, i systematycznie zrywając więzi ludzkie, kulturalne i gospodarcze. Tworzy się żelazna kurtyna, czystsza niż wcześniej. Umacnia się obraz wroga totalnego. Po naszej i chińskiej stronie wojna ideologiczna nie ma tego samego totalnego i złego charakteru. Ale sprzeciw rośnie. W rezultacie wyłania się sytuacja polityczno-psychologiczna, w której Zachód odczłowiecza Rosjan i częściowo, ale jak dotąd znacznie mniej (zerwanie więzi jest droższe) Chińczyków, a my patrzymy na ludzi Zachodu z coraz większą pogardą. Dehumanizacja toruje drogę do wojny. Wygląda na to, że na Zachodzie jest to część jej przygotowań.
Nasza odpowiedź stwarza warunki wstępne do bezwzględnej walki.
Siódme wyzwanie. Przesunięcie płyt tektonicznych, powstanie nowych krajów i kontynentów, odmrożenie starych konfliktów, które zostały stłumione przez system zorganizowanej konfrontacji zimnej wojny, nieuchronnie (jeśli temu trendowi nie przeciwdziała aktywna polityka pokojowa ze strony nowych przywódców) doprowadzi do serii starć. Możliwe jest również, że sprzeczności „międzyimperialistyczne” pojawią się nie tylko między starymi i nowymi, ale także między nowymi. Pierwsze wybuchy tego typu konfliktów są już widoczne na Morzu Południowochińskim, pomiędzy Indiami a Chinami. Jeżeli konflikty będą się nasilać, a na razie jest to bardziej prawdopodobne, doprowadzą do reakcji łańcuchowych, które zwiększą zagrożenie wojną światową. Na razie głównym zagrożeniem jest wspomniany już ostry kontratak Zachodu.
Jednak konflikty mogą nieuchronnie pojawić się niemal wszędzie. W tym na peryferiach Rosji.
Jak można było przewidzieć, na Bliskim Wschodzie konflikt izraelsko-palestyński eksplodował, grożąc przekształceniem się w ogólny konflikt bliskowschodni. W Afryce toczy się seria wojen. Małe konflikty nie kończą się na terytoriach zdewastowanego Afganistanu, Iraku i Syrii. Po prostu wolą nie być zauważane na Zachodzie, który wciąż dominuje w środowisku informacyjno-propagandowym. Ameryka Łacińska i Azja nie są historycznie regionami tak wojowniczymi jak Europa – są wytworem większości wojen i dwóch wojen światowych w ciągu jednego pokolenia. Ale zdarzały się też wojny, a wiele granic jest sztucznych, narzucone przez dawne potęgi kolonialne. Najbardziej oczywistym przykładem są Indie-Pakistan. Ale przykładów są dziesiątki.
Biorąc pod uwagę trajektorię rozwoju Europy, która dotychczas nieuchronnie prowadzi w dół pod względem spowolnienia gospodarczego, rosnących nierówności, pogłębiających się problemów migracyjnych, rosnącej dysfunkcji wciąż relatywnie demokratycznych systemów politycznych, degradacji moralnej, z bardzo dużym prawdopodobieństwem można spodziewać się rozwarstwienia, a następnie upadku Unii Europejskiej w perspektywie średnioterminowej, wzrostu nacjonalizmu, faszyzmu systemów politycznych. Podczas gdy nasilają się elementy liberalnego neofaszyzmu, wyłania się już prawicowy faszyzm narodowy.
Subkontynent powróci do swojego zwykłego stanu niestabilności, a nawet stanie się źródłem konfliktu. Nieuchronne odejście Stanów Zjednoczonych, które tracą zainteresowanie stabilnością na subkontynencie, pogłębi tę tendencję. Musimy poczekać dziesięć lat. Chciałbym się mylić. Ale na to nie wygląda.
Ósme wyzwanie. Sytuację pogarsza faktyczny upadek ładu międzynarodowego, nie tylko w gospodarce, ale także w polityce i bezpieczeństwie. Wznowienie zaciętej rywalizacji między wielkimi mocarstwami i zniszczona struktura ONZ sprawiają, że jest ona coraz mniej funkcjonalna. System bezpieczeństwa w Europie został zniszczony przez ekspansję NATO. Próby Stanów Zjednoczonych i sojuszników łączenia antychińskich bloków w regionie Indo-Pacyfiku oraz walka o kontrolę nad szlakami morskimi zwiększają potencjał konfliktowy również tam.
Sojusz Północnoatlantycki, w przeszłości system bezpieczeństwa pełniący w dużej mierze rolę stabilizującą i równoważącą, przekształcił się w blok, który dopuścił się serii agresji i toczy wojnę na Ukrainie. Nowe organizacje, instytucje, szlaki, mające m.in. zapewnić bezpieczeństwo międzynarodowe – SCO, BRICS, kontynentalny Pas i Szlak, Północny Szlak Morski – na razie tylko częściowo rekompensują rosnące niedobory mechanizmów wsparcia bezpieczeństwa. Deficyt ten pogłębia upadek, przede wszystkim z inicjatywy Waszyngtonu, poprzedniego systemu kontroli zbrojeń, który odgrywał ograniczoną użyteczną rolę w zapobieganiu wyścigowi zbrojeń, ale mimo to zapewniał większą przejrzystość i przewidywalność, a przez to w jakiś sposób ograniczał podejrzenia i nieufność.
Dziewiąte wyzwanie. Odwrót Zachodu, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, z pozycji dominacji w światowej kulturze, ekonomii i polityce, choć satysfakcjonujący w sensie otwierania nowych możliwości dla innych krajów i cywilizacji, niesie ze sobą również nieprzyjemne ryzyko. Wycofując się, Stany Zjednoczone tracą zainteresowanie utrzymaniem stabilności w wielu regionach, a wręcz przeciwnie, zaczynają prowokować niestabilność i konflikty. Najbardziej oczywistym przykładem jest Bliski Wschód po zapewnieniu przez Amerykanów względnej niezależności energetycznej. Nie można sobie wyobrazić, że obecny konflikt palestyńsko-izraelski w sprawie Gazy jest jedynie wynikiem rażącej niekompetencji izraelskich i amerykańskich służb wywiadowczych.
Ale nawet jeśli tak jest, jest to także oznaka utraty zainteresowania pokojowym i stabilnym rozwojem.
Najważniejsze jednak jest to, że Amerykanie, powoli pogrążając się w neoizolacjonizmie, przez wiele lat pozostaną w mentalnym paradygmacie imperialnej dominacji i, jeśli się im na to pozwoli, będą wzniecać konflikty w Eurazji. Amerykańska klasa polityczna pozostanie co najmniej przez kolejne pokolenie w intelektualnych ramach teorii Mackindera, napędzana krótkotrwałą dominacją geopolityczną. W bardziej konkretnym i praktycznym sensie Stany Zjednoczone będą ingerować w powstanie nowych potęg. Przede wszystkim Chin, ale także Rosji, Indii, Iranu, wkrótce Turcji, krajów Zatoki Perskiej. Stąd udana dotychczas prowokacja i podżeganie do konfliktu zbrojnego na Ukrainie, próby wciągnięcia Chin w wojnę wokół Tajwanu (na razie nieudane) i zaostrzenia nieporozumień chińsko-indyjskich, ciągłe wzniecanie konfliktu praktycznie od zera na Morzu Południowochińskim, pompowanie na Morzu Wschodniochińskim, systematyczne torpedowanie wewnątrzkoreańskiego zbliżenia, forsowanie konfliktów na Zakaukaziu, pomiędzy krajami Zatoki Perskiej a Iranem (na razie bezskutecznie).
Można się spodziewać wysiłków zmierzających do wzniecenia konfliktów na wspólnych peryferiach Rosji i Chin. Najbardziej oczywistym wrażliwym punktem jest Kazachstan. Była już jedna próba. Została ona zatrzymana dzięki rozmieszczeniu kontyngentu sił pokojowych OUBZ-Rosja na wezwanie kierownictwa Kazachstanu. Ale to będzie trwało, dopóki nie zmieni się pokolenie elit politycznych w Stanach Zjednoczonych i kiedy do władzy dojdą ludzie mniej globalistyczni, bardziej zorientowani na narodowość. A to co najmniej piętnaście do dwudziestu lat. Choć oczywiście musimy próbować stymulować ten proces w imię międzynarodowego pokoju, a nawet interesów narodu amerykańskiego.
Ale świadomość interesów nie nadejdzie szybko. I tylko wtedy, gdy degradacja amerykańskiej elity zostanie zatrzymana, a Stany Zjednoczone poniosą kolejną porażkę – tym razem w Europie wokół Ukrainy.
W desperackiej walce o zachowanie porządku światowego ostatnich pięciuset, a zwłaszcza trzydziestu - czterdziestu lat, Stany Zjednoczone i ich satelity, w tym nowe, które, jak się wydawało, dołączyły do zwycięzcy, sprowokowały i podżegają do wojny na Ukrainie. Początkowo liczyli na zmiażdżenie Rosji. Teraz, gdy to się nie powiodło, będą przedłużać konflikt, mając nadzieję na jej maksymalne wyczerpanie, zniszczenie naszego kraju - militarno-politycznego rdzenia Światowej Większości, przynajmniej związanie jej rąk, uniemożliwienie rozwoju, zmniejszenie atrakcyjności proponowanej przez nią (jeszcze niejasno sformułowane, ale oczywiste) alternatywy dla zachodniego paradygmatu politycznego i ideologicznego.
Za rok lub dwa SVO musi zakończyć się zdecydowanym zwycięstwem. Między innymi po to, aby obecne elity amerykańskie i stowarzyszone z nimi w Europie pogodziły się z utratą dominacji i zgodziły się na znacznie skromniejsze stanowisko w przyszłym systemie światowym.
Długoterminowym, ale już pilnym zadaniem jest ułatwienie pokojowego wycofania się Zachodu z jego dawnych pozycji hegemonicznych.
Dziesiąte wyzwanie. Przez wiele dziesięcioleci względny pokój na planecie opierał się na strachu przed bronią nuklearną. W ostatnich latach, w miarę jak „przyzwyczajamy się” do świata wspomnianej degradacji intelektualnej i wycinki świadomości społeczeństw i elit, zaczęło narastać „strategiczne pasożytnictwo”. Przestano bać się wojny, nawet nuklearnej.
Pisałem już o tym w poprzednich artykułach. Ale nie tylko ja biję na alarm w tej sprawie. Temat ten regularnie podnosi wybitny rosyjski myśliciel polityki zagranicznej Dmitrij Trenin.
I na koniec jedenaste i najbardziej oczywiste wyzwanie. A raczej grupa wyzwań. Rozpoczyna się nowy jakościowy, ale także ilościowy wyścig zbrojeń. Ze wszystkich stron podważana jest stabilność strategiczna, wskaźnik prawdopodobieństwa wojny nuklearnej.
Pojawiają się lub już pojawiły się nowe rodzaje broni masowego rażenia, które są poza systemem ograniczeń i zakazów. Jest to wiele rodzajów broni biologicznej, skierowanej zarówno przeciwko ludziom, poszczególnym grupom etnicznym, jak i przeciwko zwierzętom i roślinom. Możliwym celem tego rodzaju broni jest wywoływanie głodu i rozprzestrzenianie chorób ludzi, zwierząt i roślin. Stany Zjednoczone stworzyły sieć laboratoriów biologicznych na całym świecie. I pewnie nie tylko oni. Niektóre rodzaje broni biologicznej są stosunkowo dostępne.
Oprócz proliferacji i gwałtownego wzrostu liczby i zasięgu rakiet oraz innej broni różnych klas, rozpoczęła się rewolucja dronów. Są stosunkowo i/lub po prostu tanie, ale mogą przenosić broń masowego rażenia. Ale najważniejsze jest to, że jeśli rozprzestrzenią się masowo, a to już się zaczęło, mogą uczynić normalne życie nieznośnie niebezpiecznym. Granice między wojną a pokojem zacierają się, broń ta jest idealnym narzędziem do ataków terrorystycznych, a nawet zwykłego bandytyzmu. Niemal każda osoba znajdująca się w stosunkowo niechronionej przestrzeni staje się potencjalną ofiarą atakujących. Rakiety, drony i inne rodzaje broni mogą powodować ogromne szkody w infrastrukturze cywilnej, ze wszystkimi wynikającymi z tego konsekwencjami dla ludzi i krajów. Już to widzimy w kontekście konfliktu na Ukrainie.
Precyzyjne systemy broni konwencjonalnej dalekiego zasięgu podważają stabilność strategiczną od dołu. Rozpoczął się (znowu od USA) proces miniaturyzacji broni nuklearnej, niszczenia stabilności strategicznej „od góry”. Coraz więcej widać oznak wyścigu zbrojeń przenoszącego się w przestrzeń kosmiczną.
Hiperdźwięki, w czym my i nasi chińscy przyjaciele, dzięki Bogu i naszym projektantom, jesteśmy dotychczas w czołówce, prędzej czy później się rozprzestrzenią. Czas lotu do celów zostanie skrócony do minimum.
Gwałtownie wzrośnie strach przed „dekapitującym” ciosem w ośrodki decyzyjne. Stabilność strategiczna otrzyma kolejny potężny cios. Weterani pamiętają, jak my i członkowie NATO wpadliśmy w panikę w związku z rakietami SS-20 i Pershing. Teraz sytuacja jest znacznie gorsza. W przypadku kryzysu coraz bardziej precyzyjne i nieodparte rakiety dalekiego zasięgu zagrożą najważniejszej komunikacji morskiej – Kanałom Sueskim i Panamskim, Bab el-Mandeb, Ormuz, Singapurowi i Cieśninie Malakka.
Niekontrolowany wyścig zbrojeń, który rozpoczął się już niemal we wszystkich kierunkach, może spowodować, że systemy obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej będą musiały być rozmieszczone wszędzie. Oczywiście rakiety dalekiego zasięgu i precyzyjne, podobnie jak niektóre inne rodzaje broni, mogą również wzmocnić bezpieczeństwo, np. całkowicie zdeprecjonować wartość amerykańskiej floty lotniskowców, zmniejszyć możliwość prowadzenia agresywnej polityki i amerykańskiego wsparcia dla sojuszników. Ale wtedy oni także będą spieszyć się po broń nuklearną, co jednak jest bardziej niż prawdopodobne w przypadku Republiki Korei i Japonii.
Wreszcie najmodniejsze, ale i naprawdę niebezpieczne.
Sztuczna inteligencja w sferze wojskowej nie tylko znacznie zwiększa niebezpieczeństwo związane z bronią, ale także stwarza nowe ryzyko eskalacji wszelkich lokalnych konfliktów. Po prostu wypuszczenie broni spod kontroli ludzi, społeczeństw, państw.
Na polu bitwy widzimy już autonomiczne rodzaje broni. Temat ten wymaga osobnej, pogłębionej analizy. Na razie w sferze wojskowo-strategicznej więcej zagrożeń stwarza sztuczna inteligencja. Ale być może stwarza także nowe możliwości zapobiegania im. Opieranie się na tym, a także na tradycyjnych sposobach i metodach reagowania na rosnące wyzwania, jest głupotą, a nawet lekkomyślnością.
Można dalej wymieniać czynniki tworzące sytuację militarno-strategiczną na świecie przedwojenną, a nawet wojenną. Świat jest na skraju lub już poza krawędzią serii katastrof, jeśli nie katastrofy powszechnej. Sytuacja jest niezwykle, być może bez precedensu, niepokojąca.[…]
Wszystko jest w naszych rękach, ale musimy zrozumieć głębię, powagę i bezprecedensowy charakter wyzwań i sprostać im. Nie tylko reagując, ale także zachowując się proaktywnie. […]
Siergiej Karaganow
Całość - https://globalaffairs.ru/articles/vek-vojn-statya-pervaya/
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 703
Ruch transhumanistyczny
Po przeanalizowaniu transhumanistycznego rozumienia rewitalizacji, nieśmiertelności, dobrego życia, ciała, pokrewieństwa i ekonomii, jesteśmy teraz w lepszej sytuacji, aby odpowiedzieć na jedno z kluczowych pytań: jaką dokładnie przyszłość wyobrażają sobie transhumaniści?
Postludzka przyszłość wyobrażana przez trans humanistów to przyszłość, w której technologia odgrywa nadrzędną rolę w konstytucji i organizacji zarówno naszego gatunku, jak i społeczeństwa. Jak zauważyłam, transhumaniści różnią się pod względem orientacji politycznych i ideologicznych, i nie zawsze zgadzają się co do środków, za pomocą których najlepiej osiągnąć udoskonaloną postludzką przyszłość. Ale pomimo tych różnic, wszyscy transhumaniści są oddani wizji przyszłości, w której nauka i technologia pozwalają nam wyjść poza naszą obecną sytuację i przekroczyć nasze biologiczne ograniczenia.
Wszyscy oni wyobrażają sobie przyszłość, w której udoskonalone technologicznie superistoty mają potencjał przekraczania ziemskich granic, a także radykalnego ulepszania możliwości ludzkiego ciała i umysłu. Istoty postludzkie mogą nawet być w stanie swobodnie korzystać z drzewa filogenetycznego, tworząc ciała, które zacierają granice różnych gatunków i organizmów. Silniejsi, szybsi, swobodniejsi, mądrzejsi – oto credo, które ożywia transhumanistyczne wyobrażenia o przyszłości; mając do dyspozycji naukę i technologię, transhumaniści postrzegają wszechświat i samą przyszłość jako stojące przed nimi otworem.
Co więcej, podczas gdy transhumaniści celebrują autonomię jednostki, ich wizja przyszłości nie jest pozbawiona wymiaru społecznego. Proponują, aby postludzka społeczność obejmowała dzielenie wszechświata z szeregiem „osób innych-niż-ludzie” (Hallowell 1960), które będą zasługiwały na prawa i obywatelstwo tak samo jak wszyscy ludzie (powinni zasługiwać) dzisiaj. W porywach optymizmu transhumaniści sugerują również, że istoty postludzkie znajdą nowe sposoby współpracy i dzięki swojej pomysłowości, wspaniałomyślności i przedsiębiorczości osiągną bezprecedensowy poziom zamożności, podnosząc globalny standard życia dla wszystkich.
Wyobrażają sobie przyszłość, w której postludzie będą mogli wykorzystywać psychofarmakologię i inżynierię genetyczną do zawierania coraz bardziej empatycznych związków z innymi, zwiększając w ten sposób swoją zdolność do tworzenia więzi społecznych i jeszcze bardziej wzniosłych form doświadczenia estetycznego i duchowego. Transhumaniści sugerują, że nie będziemy musieli znosić bólu utraty i rozłąki, bo technologie klonowania umysłów umożliwią postludiom utrzymywanie więzi z rodziną i przyjaciółmi przez wirtualną wieczność. Transhumaniści twierdzą, że wraz z rozwojem implantów neuronowych istoty postludzkie wejdą w nowe formy symbiotycznych relacji z maszynami. Zamiast zostać przez nie wyparte, połączą się z nimi w produktywnej harmonii.
Taka jest przynajmniej optymistyczna wizja przyszłości w ramach projektu transhumanistów. W bardziej ponurych chwilach transhumaniści dostrzegają również potencjalne pułapki i napięcia we własnym projekcie i ruchu. Na przykład transhumaniści James Hughes i Zoltan Istvan sugerują, że droga do postludzkiej przyszłości może być pełna przemocy i konfliktów. Zarówno Hughes, jak i Istvan przewidują poważny konflikt między transhumanistami, którzy są zaangażowani w wykorzystywanie technologii w celu radykalnego ulepszenia człowieka/postczłowieka, a chrześcijańskimi „biokonserwatystami”, którzy stanowczo sprzeciwiają się majstrowaniu przy ludzkiej naturze. Jak ostrzega Hughes: „Ponieważ wszystkie strony sporu, świecka i religijna, lewica i prawica, wierzą, że przyszłość ludzkości wisi na włosku, rosną perspektywy brutalnej konfrontacji”.
Napięcia istnieją również wewnątrz Ruchu Transhumanistycznego i między jego sympatykami. Chociaż wszyscy transhumaniści uznają potęgę i potencjał technologii, są głęboko podzieleni ideologicznie i politycznie. W doniesieniach informacyjnych na temat Ruchu Transhumanistycznego w Stanach Zjednoczonych dominują bogaci, libertariańscy, działający w Dolinie Krzemowej wolnorynkowi kapitaliści, którzy osiągnęli, jak to ujął Hughes, „hegemoniczną władzę” nad społeczeństwem. Dla tych transhumanistów ulepszanie gatunku i maksymalizacja zysków są nieodłączną częścią tej samej misji.
Jak proponuje Peter Diamandis, „największe światowe problemy stwarzają również największe światowe możliwości biznesowe”. Rzeczywiście, Singularity University stał się jedną z kluczowych instytucji przekształcających transhumanistyczne inicjatywy ulepszeń w branże warte miliardy dolarów. Podczas gdy antropolog David Valentine ma rację, wskazując, że „to właśnie ta obietnica radykalnie zmienionej ludzkiej przyszłości społecznej” jest podstawą wielu inicjatyw transhumanistycznych, w mojej ocenie motyw zysku jest dla transhumanistów takich jak Diamandis tak samo ważny, jak „kosmologiczne zobowiązania”. Jak widzieliśmy, dla Diamandisa bycie „śmiałym” to nie tylko sięganie gwiazd; chodzi również o generowanie „wartości rzędu miliardów dolarów”.
Transhumaniści tacy jak Diamandis są przekonani, że nowe technologie, przedsiębiorcze innowacje, technofilantropia i wolnorynkowy kapitalizm mogą utorować drogę do społeczeństwa obfitości dla wszystkich. Jednak technopostępowcy, tacy jak James Hughes, proponują, że bez odpowiednich regulacji na poziomie rządowym przyszłość będzie zdominowana przez wszechobecne nierówności i niepokoje społeczne.
W swoich wysiłkach zmierzających do obalenia „hegemonicznej władzy” elit Doliny Krzemowej, Hughes wraz z innymi transhumanistami, którzy wyznają socjalistyczne wartości i politykę, opowiada się za „transhumanizmem demokratycznym”, który reguluje i nadzoruje rozwój technologii i stara się zapewnić, aby jej „owoce” były dostępne dla wszystkich. Ideologiczne napięcia ożywiające ruch transhumanistyczny są po części warte zbadania dlatego, że odzwierciedlają szersze schizmy we współczesnej polityce Stanów Zjednoczonych.
Co więcej, Ruch i projekt transhumanistyczny ożywiają nie tylko napięcia ideologiczne, ale także napięcia bardziej wewnętrzne, wynikające z inicjatyw, które transhumaniści starają się promować. Na przykład, czy technologie rozwijane przez transhumanistów ostatecznie ulepszą i wzbogacą istoty postludzkie, czy też wyprą je, a może nawet zniszczą? Jak widzieliśmy, transhumaniści proponują, abyśmy przygotowali się na możliwość „katastroficznego sukcesu” (Drexler 2013). Są dość wyczuleni na egzystencjalne zagrożenia, które przenikają ich wysiłki na rzecz opracowania superinteligentnej sztucznej inteligencji, dlatego ostrzegają, że musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby je zminimalizować. Wizje mroku i zagłady nigdy nie pozostają zbyt daleko w tyle za słonecznym optymizmem transhumanistów.
A jednak, podczas gdy transhumaniści dość łatwo artykułują te zagrożenia i napięcia, istnieją jeszcze inne, które rzadziej pojawiają się na ich radarze. Jednym z bardziej interesujących napięć przenikających światopogląd transhumanistyczny jest napięcie między transhumanistyczną tendencją do celebrowania autonomii i sprawczości jednostki przy jednoczesnym wychwalaniu zalet technologii, które w coraz większym stopniu uzurpują sobie prawo do takiej sprawczości.
Pokazałam to, kiedy omawiałam pisma Davida Pearce’a na temat imperatywu hedonistycznego. Jak zauważył Pearce, „tradycyjnym” sposobem bycia zabawnym jest pisanie i opowiadanie lepszych dowcipów; jednak w postludzkiej przyszłości bycie zabawnym będzie wymagało identyfikacji i wzmocnienia pewnych ścieżek neuronowych w mózgu, które sprawią, że ludzie będą bardziej otwarci na czyjeś żarty.
Tak więc, chociaż światopogląd transhumanistyczny wychwala sprawczość i autonomię jednostki oraz wyjątkową zdolność istot ludzkich do „przekraczania” swoich uwarunkowań, przyszłość, którą czasami malują, sugeruje świat, gdzie indywidualną sprawczość i kreatywność poświęca się w imię większej wydajności. Nie ma sensu zmagać się z usensownieniem bolesnej przeszłości, jeśli można przeprogramować swoją hedoniczną bieżnię, aby osiągnąć wieczną błogość. Nie ma potrzeby medytować godzinami, jeśli można użyć psychofarmaceutyków, aby osiągnąć wywołane chemicznie oświecenie. Być może w przyszłości istoty postludzkie nie będą tak zaabsorbowane sprawczością i autonomią jak transhumaniści, którzy obecnie starają się umożliwić powstanie postludzkiego gatunku.
Napięcie między celebracją autonomii i sprawczości jednostki a dążeniem do przyszłości, w której coraz częściej działają przez nas inne siły i technologie, można też dostrzec w odmiennych poglądach Raya Kurzweila i Davida Pearce’a. Jak widzieliśmy, pod wieloma względami pogląd Kurzweila na świat jest nadal antropocentryczny i opiera się na obronie i przypisywaniu nadrzędnej wartości oświeceniowym cnotom rozumu, racjonalności i ludzkiego panowania.
Chociaż Kurzweil przewiduje przyszłość, w której istoty ludzkie będą w coraz większym stopniu stapiać się z maszynami, jego zdaniem doprowadzi to raczej do wzmocnienia naszego człowieczeństwa niż do jego wymazania. Jak utrzymuje Kurzweil, ludzie są istotami, które nieustannie dążą do przekraczania swoich uwarunkowań, a najbardziej „potężną siłą” napędzającą ich transcendencję jest zdolność do generowania rewolucyjnych idei i czerpania z nich korzyści. Proponuje: „Po pojawieniu się Osobliwości nie będzie żadnej różnicy między człowiekiem a maszyną ani pomiędzy rzeczywistością fizyczną a wirtualną. Jeśli zastanawiasz się, co pozostanie w takim świecie jednoznacznie ludzkie, to będzie to tylko jedna właściwość: nierozerwalnie związana z naszym gatunkiem potrzeba rozszerzania naszych fizycznych i umysłowych możliwości poza obecne ograniczenia”. Dla kontrastu, w poglądzie Pearce’a na świat ludzie są zaledwie „nośnikami”, które są „manipulowane” i „odrzucane” przez prawdziwych agentów historii i ewolucji – geny.
W transhumanistycznym światopoglądzie istnieje również interesujące napięcie między wartościami przypisywanymi doświadczeniu obiektywnemu i subiektywnemu. Chociaż transhumaniści są żarliwie zaangażowani w wykorzystywanie „obiektywnej”, empirycznej, racjonalnej nauki, aby lepiej zrozumieć i opanować otaczający ich świat, przewidują również, że w przyszłości technologia umożliwi każdemu z nas coraz intensywniejsze podążanie za naszymi subiektywnymi preferencjami. Jak ponownie sugeruje David Pearce, w przyszłości istoty postludzkie będą miały swobodę wyboru rodzaju doznań, jakich chcą doświadczać, i tego, jakie przedmioty będą sprawiać im przyjemność lub wzbudzać ich pragnienia. Jak pyta, „a co, gdyby technologie ulepszania neuronów mogły w kontrolowany sposób modyfikować nasze filtry estetyczne, abyśmy mogli postrzegać 80-letnie kobiety jako bardziej seksowne niż dwudziestolatki?”. Paradoksalnie zatem transhumaniści opowiadają się za wykorzystaniem „empirycznej”, „obiektywnej” nauki, aby zapoczątkować świat, w którym zaspokajanie subiektywnych preferencji może osiągać coraz większą przewagę.
Z mojej perspektywy najbardziej znaczące jest napięcie między transhumanistyczną pogonią za ulepszeniami technologicznymi i wolnością morfologiczną z jednej strony, a ich zdolnością do wnoszenia wkładu w nowe formy technonormatywności i kontroli społecznej z drugiej. Transhumaniści są zagorzałymi orędownikami wolności morfologicznej i są zaangażowani w ochronę praw i wolności jednostek do modyfikowania i „ulepszania” swoich ciał za pomocą technologii. Jednoznacznie wierzą, że te technologiczne ulepszenia wzbogacą życie jednostek w przyszłości i na wiele sposobów je usprawnią.
Utrzymują również, że ponieważ każda osoba będzie miała „prawo” do decydowania, co zrobić ze swoim ciałem (w tym prawo do odmowy modyfikacji), takie inicjatywy ulepszające nie będą w żaden sposób przymusowe. Jak jednak wskazałam wcześniej, ta wizja przyszłości opiera się na nieumiejętności rozpoznania jednego z kluczowych napięć w ich własnym liberalnym arsenale przekonań – napięcia między prawami a wartościami.
Podczas gdy transhumaniści mówią o prawach jako o rzeczach, których należy „bronić”, traktują je również jako stabilne stery, które pozwalają jednostce niezłomnie trwać przy swoich osobistych przekonaniach, niezależnie od tego, co myśli społeczeństwo. Pod tym względem, jeśli chodzi o wpływy intelektualne, Durkheim najwyraźniej nie znajduje się na ich radarze; przekonania wyposażonej w prawa jednostki niemal zawsze przeważają nad władzą, siłą i wartościami zbiorowości.
Zasugerowałam, że to szczególne rozumienie relacji między prawami jednostki a wartościami zbiorowości może pomóc wyjaśnić, dlaczego transhumaniści mogą tak łatwo formułować swoje inicjatywy jako część projektu emancypacyjnego, zamiast postrzegać swoje wysiłki jako potencjalnie przymusową próbę „normalizacji” (Foucault 2020). A jednak, wbrew temu, jak sami transhumaniści je rozumieją, ich inicjatywy nie polegają tylko na wyzwoleniu nas dzięki obietnicom technologii, ale także na ustanowieniu nowych standardów technonormatywności, które będą miały głębokie konsekwencje dla tego, jak w przyszłości będą wyglądały dyscyplinowanie i stratyfikacja podmiotów i społeczeństw.
Rzeczywiście, inicjatywy transhumanistyczne rodzą krytyczne pytania o rolę, jaką technologie będą odgrywać w tworzeniu i reprodukcji nierówności. Podczas gdy badacze płci od dawna stosują koncepcję heteronormatywności, aby podkreślić kompleks praktyk kulturowych, prawnych i instytucjonalnych, które podtrzymują normatywne założenia dotyczące płci i utrwalają nierówność między mężczyznami i kobietami, antropolodzy przyszłości będą musieli rozważyć, w jaki sposób „matryca” technonormatywności rekonfiguruje założenia dotyczące tego, co to znaczy być człowiekiem, a raczej „postczłowiekiem”, który „spełnia wymagania” (Butler 2008; Collins 2000).
Wreszcie, w Ruchu Transhumanistycznym istnieje interesujące napięcie między skrajnym optymizmem a czarną rozpaczą, które przenikają transhumanistyczne wizje przyszłości. Podczas gdy niektórzy trans humaniści próbują kroczyć ostrożną drogą środka, wielu przyjmuje jedną lub drugą z tych skrajnych perspektyw lub oscyluje między nimi. Przyszłość będzie albo całkowicie dobra, albo całkowicie zła, technologia nas albo uratuje, albo zniszczy, użyjemy technologii, aby stworzyć raj na ziemi, albo ostatecznie zniszczymy całą planetę. Podejrzewam, że ta tendencja do postrzegania przyszłości w tak spolaryzowanych kategoriach może rzeczywiście być jednym ze sposobów obrony transhumanistów przed przyszłością, która nie jest ani całkowicie dobra, ani całkowicie zła, ale raczej zasadniczo niepewna.
Jak już dawno zauważyli psychoanalitycy, tego rodzaju „rozszczepienie” jest klasycznym i wszechobecnym środkiem, za pomocą którego ludzie radzą sobie i bronią się przed lękiem i ambiwalencją. Na przykład, zamiast zajmować się pozytywnymi i negatywnymi uczuciami, jakie dana osoba ma wobec drugiej osoby, może ona oscylować między skrajnościami, ogłaszając pewnego dnia: „Och, mój chłopak jest takim bohaterem!”, a następnego dnia biadolić: „Och, mój chłopak jest takim zerem!”.
Chociaż taką psychodynamikę można zaobserwować w wielu kontekstach, badając omawiany przez nas przypadek możemy zastanowić się, w jaki sposób transhumanistyczna tendencja do analizowania przyszłości, w tak spolaryzowanych kategoriach jak utopia albo katastrofa, może również stać się aktywną siłą w ramach tego, jak tworzymy naszą przyszłość. Być może promowanie drogi środka, drogi ostrożnego optymizmu, i odnoszenie się do przyszłości jako „całego obiektu”, z którym wiążą się zarówno dobre, jak i złe możliwości, jest najbardziej prawdopodobnym sposobem na zbudowanie przyszłości, w której naprawdę chcemy żyć.
Potęga technologii, technolodzy i wyobraźnia technologiczna
W ten sposób wracamy do trzech kolejnych pytań, od których zaczęła się ta książka: W jaki sposób nowe formy technologii rekonfigurują ludzkie życie w XXI wieku? W jaki sposób technolodzy odgrywają coraz większą rolę w kształtowaniu przyszłości naszego gatunku? A dokładniej, w jaki sposób „wyobraźnia technologiczna” staje się potężną siłą w kształtowaniu życia społecznego i przyszłości?
Jak jasno pokazuje zakres transhumanistycznych inicjatyw, w XXI wieku technologia może zmienić niemal każdy aspekt ludzkiego życia. Transhumaniści nie opowiadają się za fragmentarycznym podejściem do integracji technologii z naszym życiem i z naszymi ciałami, ale raczej za podejściem całościowym. Jest to jeden z powodów, dla których stanowią tak owocny punkt wyjścia do rozważenia tych pytań.
Transhumaniści uważają, że technologia może radykalnie zmienić konfigurację środowisk fizycznych, w których będą mieszkać nasi potomkowie. Niezależnie od tego, czy będzie to cyberprzestrzeń, czy przestrzeń kosmiczna, transhumaniści sugerują, że postludzie z przyszłości nie będą już ograniczeni do fizycznego, materialnego obszaru Ziemi.
Technologia radykalnie zmieni również sposób, w jaki postludzie przyswajają i przetwarzają informacje. Zastosowanie implantów neuronowych, połączonych z większymi systemami informatycznymi, mogłoby umożliwić istotom postludzkim natychmiastowe przywoływanie bezprecedensowych ilości informacji. Dzięki zastosowaniu psychofarmakologii i inżynierii genetycznej istoty postludzkie będą również rozwijać i prowadzić bardzo różne rodzaje życia emocjonalnego.
Technologia zmieni również sposób, w jaki postludzie tworzą relacje z innymi, a nawet się rozmnażają. Nie będzie już konieczności fizycznej kopulacji mężczyzny i kobiety, ponieważ zapłodnienie in vitro i ektogeneza umożliwią poczęcie i reprodukcję poza macicą, a jeśli ktoś będzie chciał, z wkładem genetycznym pochodzącym od wielu rodziców. Wreszcie przewiduje się, że rozwój nowych form nanotechnologii zrewolucjonizuje sposób, w jaki istoty postludzkie będą wytwarzać środki niezbędne do życia, a to z kolei prawdopodobnie zmieni sposób dystrybucji tych środków wśród członków postludzkiego społeczeństwa. Jeśli istoty ludzkie będą w coraz większym stopniu wypierane z procesu produkcji przez maszyny, to będą potrzebować jakiejś gwarancji, że nadal będą miały dostęp do dóbr potrzebnych im do przeżycia.
Oczywiście stopień, w jakim takie przemiany się urzeczywistniają, ma wiele wspólnego z siłą i zdolnością technologów do pozyskiwania zasobów do rozwijania tych technologii oraz pozyskiwania społecznego i politycznego poparcia dla urzeczywistniania ich wizji przyszłego technoutopijnego społeczeństwa. Kiedy patrzymy na Ruch Transhumanistyczny, odnajdujemy wiele sposobów, w jakie transhumaniści i technolodzy próbują zwiększyć swoją władzę i wpływy w społeczeństwie.
Po pierwsze, widzieliśmy, że w miejscach takich jak Dolina Krzemowa technoutopijne wizje są aktywnie przekładane na możliwości inwestycji kapitałowych, a w trakcie tego procesu wokół idei, które kiedyś uważano za fantastykę naukową, powstają całe branże. Na przykład „wyścig o odblokowanie «genu nieśmiertelności»”, czyli dążenie do nieśmiertelności poprzez wykorzystanie nowych biotechnologii, sztucznej inteligencji i technik klonowania umysłów, przyciąga miliony dolarów inwestycji ze start-upów biotechnologicznych i inwestorów venture capital z Doliny Krzemowej, których obecnie nazywa się „finansistami nieśmiertelności”. Elon Musk, Peter Thiel, Martine Rothblatt, dyrektor generalny Amazon Jeff Bezos, były dyrektor generalny Google Sergey Brin i współzałożyciel Oracle Larry Ellison zainwestowali dużo środków finansowych w badanie możliwości radykalnego przedłużenia życia i entuzjastycznie głoszą, że nieśmiertelność jest nie jest już nieosiągalnym marzeniem, ale raczej problemem technicznym, który można „rozwiązać” lub „pokonać”. Dla osób biorących udział w „wyścigu” nieśmiertelności obietnicą, jaką mają spełnić takie inicjatywy, jest nie tylko odmłodzone ciało i życie wieczne, ale także oszałamiające zyski. Szacuje się, że do roku 2022 branża biotechnologii przeciwstarzeniowej w Dolinie Krzemowej osiągnie wartość brutto 85,6 miliardów dolarów.
Co więcej, poprzez tworzenie instytucji takich jak Singularity University czy Fundacja XPRIZE transhumaniści odgrywają integralną rolę w ułatwianiu akumulacji i koncentracji kapitału wśród coraz bardziej wpływowej elity przedsiębiorców z branży technologicznej. Gdy transhumaniści i technolodzy zwiększają swoją siłę ekonomiczną, zwiększają również swoje wpływy polityczne. Wystarczy wziąć pod uwagę rolę, jaką przedsiębiorca-miliarder i samozwańczy transhumanista Peter Thiel odegrał w wyborach prezydenckich w USA w 2016 roku. Thiel nie tylko był jednym z głównych mówców, którzy poparli Donalda Trumpa w transmisji telewizyjnej na Narodowej Konwencji Republikanów, ale też po wyborach i po przekazaniu 1,25 miliona dolarów na kampanię Trumpa Thiel został mianowany członkiem powyborczego „zespołu przejściowego” Donalda Trumpa, uzyskując dostęp do jednego z najważniejszych korytarzy władzy na świecie.
Transhumaniści i technolodzy odgrywają również większą rolę w kształtowaniu przyszłości gatunku, rzucając wyzwanie tradycyjnym instytucjom, które kiedyś dominowały nad rozwojem nauki i technologii i kontrolowały go. Na przykład, samozwańczy „grindersi”, „hakerzy ciała” i „transhumaniści-złomiarze” postrzegają siebie jako część rozwijającego się obywatelskiego ruchu naukowego, który odrzuca pogląd, że rozwój nauki i technologii powinien wymagać „laboratoriów i ogromnych rachunków bankowych”. Argumentują, że nowe technologie powinny być otwarte, a nie utowarowione dla celów zysku. Przedsiębiorcy z Doliny Krzemowej są równie zaangażowani w radykalną redystrybucję równowagi sił w dziedzinie nauki i technologii, ale robią to stosując nagrody motywacyjne, aby odciągnąć najbardziej utalentowane umysły technologiczne od akademii i przyciągnąć ich do własnych start-upów. Fundacje takie jak XPRIZE czy stypendium Petera Thiela „20 under 20” mają na celu rekrutację tych, którzy mogą dokonać przełomu technologicznego w branży, a następnie wykorzystać te odkrycia jako sposób na osiągnięcie bezprecedensowych zysków.
Tak więc, w miarę jak transhumaniści odnoszą coraz większe sukcesy w przekładaniu swoich pomysłów na dochodowe branże technologiczne, wyraźnie rośnie też ich wpływ na społeczeństwo. Jednak to nie tylko coraz grubsze portfele i większe znaczenie polityczne sprawiają, że transhumaniści są tak wpływowi.
Równie ważne jest to, abyśmy docenili, w jaki sposób transhumanistyczna wyobraźnia technologiczna stała się aktywną siłą w tworzeniu życia społecznego i przyszłości. Chociaż na wizje przyszłości promowane przez transhumanistów wyraźnie wpływają już istniejące technologie, jest również prawdą, że wiele technologii, które sobie wyobrażają i promują, nie zostało jeszcze urzeczywistnionych. Jak to ujęła Anne Balsamo, przewidywana przez nich technologiczna przyszłość jest pod wieloma względami najpierw „produkowana” w „ich wyobraźni”.
James Herrick zasugerował w podobnym duchu, że zdolność do tworzenia i rozpowszechniania retorycznie przekonujących mitów i narracji o przyszłej transcendencji technologicznej jest kluczem do rozwoju Ruchu Transhumanistycznego i jego wpływu w tym samym stopniu, co rzeczywisty postęp technologiczny, do którego trans humaniści się przyczyniają i który promują. „Tworzenie i propagowanie przekonującej wizji przyszłości”, argumentuje, „jest przedsięwzięciem, które wykonane umiejętnie pod względem retorycznym zapewnia zwolennikom (transhumanizmu) stopień wpływu kulturowego nieproporcjonalny do ich faktycznej liczby”.
Rzeczywiście, jak widzieliśmy w tej książce i jak przystało na wniosek, który kończy się świadectwem na rzecz potęgi wyobraźni technologicznej, sami transhumaniści niemal jednogłośnie przypisują swoje wizje i sukcesy technologicznej wyobraźni autorów fantastyki naukowej. Życiową misją Petera Diamandisa było przekształcenie fantastyki naukowej w „fakt naukowy”. Sugeruje on, że to właśnie prace autorów science fiction dostarczyły mu „przekonującej wizji przyszłości”. Przypomnijmy sobie jego uwagi: „Jeśli pomyślę o tym, kim byli moi mentorzy, to byli to bohaterowie powieści fantastycznonaukowych. Były to dzieła Heinliena, były to dzieła Roddenberry’ego. To ludzie, którzy widzą świat takim, jakim mógłby lub powinien być, a następnie malują ten obraz w tak żywych barwach, że aż chce się zrobić wszystko, żeby się ziścił. Napędzało mnie to przez całe życie”.
Właśnie dlatego wyobraźnia technologiczna nie tylko zapewnia rozrywkową odskocznię od „rzeczywistości” życia, ale także inspiruje ludzi, w tym przypadku bardzo potężnych, do tworzenia rzeczywistości zgodnie z określonymi wizjami świata takiego, jaki „mógłby lub powinien być”. Transhumaniści przewodzą dziełu urzeczywistniania tych wizji. Dlatego próbując zrozumieć wartości, przekonania i praktyki, które ożywiają ich wizje przyszłości, można wiele zyskać. Alternatywnie, wiele można by stracić, odrzucając te wizje jako „jakąś tam fantastykę naukową”. Pytanie, które wszyscy musimy sobie teraz zadać, brzmi: jaki świat, jaką przyszłość chcemy stworzyć? Jest to pytanie, z odpowiedzią na które nie powinniśmy i nie możemy się wstrzymywać.
Jennifer Huberman
Jest to fragment książki Autorki zatytułowanej: Transhumanizm: od przodków do awatarów wydanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego w serii W poszukiwaniu idei XXI wieku. Jej recenzję Transhumanizm okiem antropologa zamieszczamy w tym numerze.
Wyróżnienia w tekście i tytuł pochodzą od Redakcji
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 499
Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju (KPZK) Polskiej Akademii Nauk opracował w 2022 roku dokument w sprawie polityki przestrzennej państwa i planowania przestrzennego pn. Przestrzenne Zagospodarowanie Kraju – perspektywa długookresowa. (Pisaliśmy o tym w SN Nr 11/22). Zespół interdyscyplinarny (19 osób), który go stworzył, zawarł w tym opracowaniu nie tylko diagnozę stanu obecnego, ale i wskazuje wyzwania, przed jakimi stoją (lub staną) administratorzy państwa w najbliższej i dalszej przyszłości. Z wielu zagadnień ujętych w raporcie wybraliśmy kilka, które będziemy pokazywać w kolejnych numerach SN. W tym numerze przedstawiamy fragment dotyczący wyzwań ekonomicznych, kryzysów i załamaniu modelu opartego na globalizacji.
Wyzwania ekonomiczne, kryzysy, załamanie modelu opartego na globalizacji
Zmienność i nieprzewidywalność procesów gospodarczych oraz dynamiczne zmiany struktury gospodarczej wywołane m.in. przez pandemię Covid-19, konflikt zbrojny na Ukrainie, załamanie łańcuchów dostaw, kryzysy migracyjne istotnie determinować będą zachowania przestrzenne
aktorów gospodarczych i procesy zagospodarowania przestrzeni. Zmiany te nie tylko tworzą nowy model przepływów produktów i wiedzy opartej na globalizacji (w stronę geopolitycznej regionalizacji w domykaniu łańcuchów dostaw), ale także wyznaczają nowe kierunki zagospodarowania i funkcjonowania w przestrzenni. Wzrastająca niestabilność procesów geopolitycznych, gospodarczych, klimatycznych, pandemicznych tworzy nowe wyzwania dla budowania odporności i zdolności reagowania krajowej gospodarki na wstrząsy w zdecentralizowanych układach funkcjonalno-przestrzennych.
Narastające zmiany klimatu wymuszają konieczność transformacji gospodarczej w kierunku neutralności klimatycznej. Aby sprostać tym wyzwaniom konieczne jest budowanie cyrkularnej gospodarki, reorientacja na tworzenie i wdrażanie ekoinnowacji oraz dokonanie głębokiej transformacji energetycznej. W sposób przyśpieszony będzie następowała zmiana modelu wytwarzania energii w stronę energii odnawialnej i w produkowanej w systemach rozproszonych.
Pod wpływem wyzwań klimatycznych zmienia się także model rolnictwa i produkcji żywności w stronę skracania łańcuchów dostaw i niskiej emisyjności. Silnie będzie się rozwijała agrokultura miejska pełniąca nie tylko funkcje żywnościowe, ale także społeczno-środowiskowe. Konieczność rozwoju miejskich systemów produkcji biologicznej jest m.in. konsekwencją suburbanizacji i nadmiernego poszerzania granic miast i staje się wyzwaniem dla zagwarantowania bezpieczeństwa żywnościowego dużych obszarów miejskich.
Przyspiesza transformacja cyfrowa i wzrasta znaczenie wiedzy, kreatywności i innowacyjności w budowaniu trwałej przewagi konkurencyjnej miast i regionów. Sukces gospodarczy układów
terytorialnych w dużej mierze zależy od intensywności procesów tworzenia, dyfuzji i absorpcji procesów innowacji.
Terytorialnie zorganizowane środowiska produkcji i tworzenia innowacji wciąż pozostają słabo rozwiniętym ogniwem struktury gospodarczej.
Dynamizacja procesów gospodarczych w dużej mierze zależeć będzie od zdolności budowania nowych, terytorialnych wartości, w tym tworzenia i wykorzystania skumulowanego kapitału terytorialnego oraz uruchamiania mechanizmów synergicznych na rzecz budowania terytorialnych specjalizacji.
Świat przyszłości będzie erą miast. Nie jest to zwykły truizm. Era miast wymaga jednak zmierzenia się z wieloma wyzwaniami i konsekwencjami tego procesu. Postępująca urbanizacja stylu życia i procesów wytwórczych jest wywoływana przez kolejne fale postępu technologicznego, globalizację procesów produkcji, konsumpcji oraz towarzyszącą tym zjawiskom globalizację negatywnych efektów zewnętrznych i dóbr publicznych.
Dotychczasowy rozwój miast odbywał się kosztem coraz większej entropii otoczenia i rabunkowego korzystania z zasobów mineralnych dla celów produkcyjnych i przemysłowego rozwoju rolnictwa kosztem środowiska przyrodniczego. Ten stan rzecz jak wiemy doprowadził do przyśpieszonych zmian klimatu ze wszelkimi konsekwencjami dla dalszego życia na naszej planecie.
Nie bez znaczenia dla dalszych procesów rozwoju miast mają także wytwarzane przez autorytarne rządy i korporacje globalne efekty polityczne (w formie różnych przywilejów finansowych lub niższych norm ochrony środowiska), które stają się źródłem coraz większych zagrożeń dla rozwoju cywilizacji w długim okresie.
Nie wchodząc w głębsze analizy współczesnych procesów rozwoju, warto wskazać na trwałe trendy, które będę determinowały dalsze procesy rozwoju i co z nich wynika dla światowych, narodowych i lokalnych działań instytucji publicznych wobec miast i procesów urbanizacji.
Należy do nich:
• Przyspieszająca cyfryzacja wszelkich sfer życia gospodarczego, społecznego, politycznego i militarnego.
• Wzrost zapotrzebowania na stabilną i tanią energię elektryczną.
• Budowanie światowego konsensusu wobec działań na rzecz ochrony klimatu i przywracaniu regeneracyjnych funkcji środowiska przyrodniczego.
• Polityczna i ekonomiczna presja na rozwój odnawialnych źródeł energii jako nowych zasobów budowania trwałych przewag konkurencyjnych w skalach terytorialnych.
• Wyczerpywanie się tanich źródeł surowców mineralnych i wzmacnianie się rynkowych innowacji i motywacji do korzystania z surowców wtórnych.
W konsekwencji tych obiektywnych trendów możemy stwierdzić, że o nowej fali rozwoju i przekształcaniu miast będą decydowały „nowe” zasoby i czynniki rozwoju tkwiące w systemach miejskich wskutek historycznego procesu nasycenia minerałami i kumulowania wiedzy i umiejętności mieszkańców miast.
Szczególnie wielkie miasta mają „ukrytą” masę krytyczną, której wyzwolenie pozwoli do przejścia na nową trajektorię rozwoju bazującą w sensie strategicznym na niematerialnych zasobach intelektualnych będących wytworem szczególnego zintegrowanego procesu ich wytwarzania w złożonych systemach miejskich. Takim nowym zasobem staje się „kapitał terytorialny”.
Można sformułować wysoce prawdopodobną hipotezę, że o procesach rozwoju miejskich cywilizacji będą decydowały trzy współzależne strategiczne endogenne zasoby jakie mogą wytwarzać systemy miejskie i na bazie których rozwijane będą wysoce konkurencyjne, ale zrównoważone ekologiczne funkcje wytwórcze.
Należy do nich:
• kapitał terytorialny,
• elektryczna energia odnawialna oraz zasoby wody zyskującej nowy wymiar jak źródło energii wodorowej i jako podstawa gospodarki wodorowej,
• zdolność systemowa do wykorzystania surowców wtórnych i recyrkulacji zasobów środowiska antropogenicznego miast.
Cały raport dostępny pod adresem: https://pan.pl/pliki/pzk.pdf