Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 853
Do 12.06.22 w częstochowskiej Miejskiej Galerii Sztuki można oglądać wystawę prac Beaty Bebel-Korankiewicz.
„Jestem po prostu malarką” – tak zwykła mówić o sobie Beata Bebel-Karankiewicz. I rzeczywiście – każdy z prezentowanych na wystawie obrazów potwierdza tę prawdę, że malarstwo było jej podstawowym językiem artystycznym, a celem twórczych poszukiwań – „struktura, bogactwo, proces powstawania materii malarskiej”.
Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, dyplom w 1985 roku, na kierunku malarstwo, w pracowni Jana Szancenbacha. W 1997 roku uzyskała tytuł doktora w dziedzinie plastyka, na Wydziale Malarstwa ASP w Krakowie. Od 1988 roku pracowała w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie przygotowując do zawodu kolejne roczniki studentów. Dwa lata, od 2015 do 2017, była profesorem wizytującym w Instytucie Sztuki i Projektowania w Yanshan University, Qinhuangdao w Chinach. Zaangażowana w liczne projekty dydaktyczne i artystyczne z uczelniami i galeriami w kraju i za granicą.
Tematami wiodącymi jej twórczości pozostawały autoportrety i martwe natury. Przy czym należy podkreślić, że nie tyle walory przedstawiające były tu na pierwszym planie, ale sama jakość zapisu, stosowania środków malarskich – światła, koloru, kompozycji.
Z czasem artystka zaczęła zajmować się pejzażem i stopniowo zmieniało się jej malarstwo – w obrazie istotna stawała się faktura, łączenie kolorów, dynamika płaszczyzny – malarstwo ewoluowało w stronę abstrakcji i znaku.W malarstwie Bebel-Karankiewicz odczytać można wiele inspiracji i nawiązań do sztuki XX-wieku (Jan Cybis, Artur Nacht-Samborski, action painting Pollocka czy koncepcje kapistów, a przede wszystkim jej mistrz – Jan Szancenbach). Ale to twórcze odczytania, podkreślające indywidualizm i artystyczną intuicję malarki, która stworzyła własny, niepowtarzalny styl.
Osobliwość na wystawie stanowi grupa obrazów będących pewnego rodzaju zabawą, pasją, jakiej oddawała się artystka zaznaczając w ten sposób więzy przyjaźni z wieloma osobami. To znane z kultury popularnej i etnografii monidła – obrazy, najczęściej portrety wykonane na podstawie zdjęć, często ślubnych. Wizerunek ze zdjęcia poddawano w monidle licznym retuszom, koloryzowano, a także domalowywano różne elementy. Swoje monidła Beata Bebel-Karankiewicz wykonywała metodą kolażu – twarze z fotografii umieszczając na malarskim tle i z malarskimi upiększeniami.
Więcej - https://galeria.czest.pl/project/beata-bebel-po-prostu-malarstwo/
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 374
W Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie (Galeria Antresola) do 23.06.24 można oglądać wystawę malarstwa Mateusza Derdy pt. Poszepty diabła i boska kara.
Mateusz Derda debiutuje indywidualną wystawą, na którą składa się cykl obrazów z dyplomu (2023) magisterskiego poszerzony o kilka prac nowych. Cykl bardzo spójny warsztatowo i tematycznie, niezwykle atrakcyjny, także poznawczo. Młody artysta sięgnął bowiem do epoki odległej czasowo, a przez to mniej obecnej w naszej świadomości – do wieków średnich, prezentując w swoich obrazach ich najbardziej mroczną stronę: plagi, rytuały, prześladowania czarownic, tortury, okrucieństwo i wszechobecną śmierć.
„Tytułowe podszepty diabła ukazane są w mojej pracy poprzez personifikację – w postaciach czarownic. „Boską karą” są natomiast kary stosowane przez kościół wobec osób, które posądzano o herezję lub inne grzechy (…). Malując obrazy, zagłębiłem się w prawdziwe historie średniowieczne (…), inspirowałem się również baśniami oraz średniowiecznymi rycinami” – pisze artysta. W swojej twórczości odwołuje się także do malarstwa Petera Bruegela, czy Hieronima Boscha.
Obrazy malowane farbami akrylowymi na płótnach mają bardzo intensywną kolorystykę, która, jak podkreśla autor, w zamyśle miała stanowić kontrast do prezentowanych ponurych historii. Warto zwrócić uwagę na dopracowanie szczegółów w obrazach i precyzję budowania obrazów z drobnych elementów.
Artysta deklaruje: „Poprzez wystawę pragnę przedstawić szerszemu gronu moją fascynację ciemną stroną średniowiecza, mając nadzieję, iż jego magiczny i tragiczny świat stanie się mu bliższy.”
Mateusz Derda, inspirując się średniowiecznymi przekazami, opowiada w swoich obrazach o plagach, czarownicach, nadprzyrodzonych stworzeniach, budując anegdotę malarską, przedstawiającą karę za grzechy wymierzaną w tym okresie historycznym, a odnoszącą się do tytułowych podszeptów diabła i boskiej kary.[…] Wypracowany przez M. Derdę bardzo indywidualny, rozpoznawalny język malarski, charakteryzuje się uproszczoną formą zjawiska obrazowanego, dotyczy to ludzi, jak i dookolnej natury czy urbanistyki. […] Szczegół, detal przedstawiany jest z wielką dbałością, precyzją i czasochłonnością poświęconą tym realizacjom.
[…] Stosowana przez autora perspektywa mieszana, skojarzeniowo-umowna i kulisowa, pozwala na umieszczenie wielości składowych kompozycji malarskiej, nadając jej cechę jedności. Kompozycje otwarte powodują, że treść narracji jakby rozciąga się poza obraz i przedłuża ją w naszej percepcji. Ten współczesny język malarski wpisuje się i nawiązuje w sposób kongenialny do okresu średniowiecza, co stanowi ogromną zaletę tych obrazów – pisze o wystawie dr hab. Rafał Głowacki.
Mateusz Derda urodzony 20 marca 1998 roku w Częstochowie. Studiował na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie. W lutym 2022 roku obronił dyplom licencjacki na kierunku malarstwo w pracowni dr hab. Janusza Głowackiego, prof. UJD o tytule Artysta jako twórca i temat – prace zainspirowane wypowiedzią Fridy Kahlo. Natomiast w lipcu 2023 roku uzyskał dyplom magistra w tej samej dziedzinie pod opieką tego samego promotora, a tytuł pracy brzmiał Podszepty diabła i Boska Kara. Średniowieczne inspiracje w moich obrazach.
W 2021 roku był uczestnikiem wystawy Alma Mater 50-lecie powstania Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego im. Jana Długosza w Częstochowie w Miejskiej Galerii Sztuki. Ekspozycja prezentowana w Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie. W 2023, wraz z Marią Cichoń, przygotował wystawę Solitudo i Takasz w Galerii Zwiastun MGS.
Za: https://galeria.czest.pl/project/mateusz-derda-podszepty-diabla-i-boska-kara/
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1325
W krakowskim MOCAK-u otwarto wystawę twórczości Joachima Ringelnatza - niemieckiego poety i malarza z początku XX wieku. Wystawa będzie czynna do 25.03.18.
Joachim Ringelnatz (1883–1934) należy do klasyków niemieckiej poezji. Fragmenty jego pełnych humoru i dystansu do rzeczywistości utworów funkcjonują do dzisiaj jako niezwykle aktualne i popularne aforyzmy. W Cuxhaven, mieście blisko związanym z biografią artysty, znajduje się poświęcone jego postaci muzeum. Ringelnatz był również malarzem, jego obrazy są jednak mało znane. Dopiero w 2016 roku Centrum Sztuk Prześladowanych w Solingen pokazało pierwszą retrospektywną prezentację jego malarstwa.
Wystawa w MOCAK-u jest z kolei pierwszą współczesną prezentacją twórczości tego artysty poza granicami Niemiec. Pokazano na niej kilkanaście oryginalnych obrazów i rysunków, faksymile prac zaginionych w czasie wojny, szeroki przegląd twórczości literackiej (pierwsze wydania książek, w tym egzemplarze z dedykacjami artysty) oraz krótki zapis filmowy pokazujący poetę recytującego swój wiersz.
Ringelnatz maluje pierwsze obrazy olejne w wieku 22 lat, w 1909 roku zaczyna recytować swoje utwory na scenie w knajpie artystycznej Simplicissimus w Monachium, rok później ukazuje się jego pierwszy tom poezji. Szczyt kariery artysty przypada na lata 20. XX wieku. W tym czasie wiele jego książek jest publikowanych w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, obrazy pokazywane są w wielu galeriach w Niemczech, zapraszany jest również na liczne występy sceniczno-kabaretowe. W 1933 roku, kiedy nacjonaliści dochodzą do władzy, jego twórczość, zarówno poetycka, jak i malarska, zostaje oficjalnie uznana za przejaw „sztuki wynaturzonej” („Entartete Kunst”). Niedługo później artysta umiera na gruźlicę.
Ringelnatz poeta i Ringelnatz malarz to dwa bieguny złożonej osobowości artystycznej.
Jako poeta łamie konwenanse społeczne, w gorzko-prześmiewczy sposób komentując rzeczywistość wokół siebie. Odnosi się również krytycznie do Niemiec pogrążonych w kryzysie po przegranej I wojnie światowej – kraju biednego, z ogromnym bezrobociem, w którym zaczyna kiełkować nacjonalizm.
Jako malarz z kolei nie nawiązuje bezpośrednio do aktualnej sytuacji – maluje sceny rodzajowe i pejzaże, przedstawiając człowieka jako małą, samotną, nic nieznaczącą figurę na tle nieprzejednanej i silnej natury.
Wystawie towarzyszy polsko-niemiecki katalog z esejem Hilmara Klutego, dziennikarza i biografa Ringelnatza, tekstem kuratorskim oraz obszernym kalendarium zawierającym zdjęcia książek, fotografie archiwalne oraz wiersze Ringelnatza.
Więcej - https://mocak.pl/poezja-i-sztuka-na-progu-nazizmu
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 1672
Drogami Kolberga
/.../ - pod strażą wielu świątków wierzb topól i dębów
w płaściźnie wiklinianej u stóp piargich zrębów
na trakcie /.../
...do Otrębusów, do profesora Mariana Pokropka - tak można by, parafrazując Zegadłowicza, opisać wjazd do prywatnego Muzeum Sztuki Ludowej pod Warszawą. Schludnemu, białemu domowi w ogrodzie brakuje zwyczajowych znamion miejsca sztuki, nie ma żadnej tabliczki, ani innej informacji o jego niezwykłości. Ten trafia tu, kto wie. Czyli przyjaciele i przyjaciele przyjaciół. I jeszcze ci, którzy uczestniczą w warszawskich festiwalach nauki, bo prywatne muzeum otwiera się wówczas szerzej na świat.
Nim jego twórca zaczął kolekcjonować wytwory ludowej twórczości, wybudował dom.
“Arkę Przymierza” dla (licznej wówczas) rodziny - jak sam go nazywa. Był już wówczas etnografem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego, z chudą - jak przystało na tę profesję - pensją. Mimo to, porwał się na budowę wykonując większość prac sam. Może ta odwaga wynikała z pierwszych zamiłowań do archeologii - bo na tym kierunku chciał studiować. A może z ducha, jaki wyrobił w nim sport? Czy też z obserwacji dotyczących kultury materialnej, poczynionych w trakcie zwiedzania kraju najprostszym środkiem lokomocji – rowerem?
Niewątpliwie pomogło w tym przedsięwzięciu zainteresowanie architekturą drewnianą, choć dom stawiał solidny, murowany. Ta solidność kosztowała zresztą - i kosztuje - profesora wiele. I czasu, i pieniędzy, bo do dzisiaj jeszcze ciągle coś przy nim robi, rozbudowuje, ulepsza z myślą już nie o kurczącej się rodzinie, ale o zbiorach, które - na odwrót - ciągle przyrastają.
Zaczął o nich myśleć jak rasowy kolekcjoner po wielu latach zbierania ... wiedzy o ich twórcach. W roku 1978 wiadomości te spożytkował wydając w Arkadach unikatowe - nie tylko w skali kraju - dzieło:”Atlas sztuki ludowej i folkloru w Polsce”, mające na celu: zapoznanie się z jeszcze żywą i barwną tradycją oraz ze współczesną kulturą artystyczną wsi różnych regionów Polski. Zawarł w nim ponad 4 tysiące haseł z dziedziny budownictwa wiejskiego drewnianego (wyjątkowo murowanego), sztuki ludowej, folkloru słowno - muzycznego oraz muzeów i zbiorów etnograficznych. Słowem - powstało dzieło życia, którego wartość dziś może przyćmiewają: ogromne archiwum i kolekcja, acz są to osiągnięcia uzupełniające się.
Rozpoczynałem właściwie od zera, jak Kolberg - wspomina profesor Pokropek.
Stworzyłem archiwum, z którego do dzisiaj korzystam (liczy ono ok. 250 tys. fotografii), a jego wynikiem jest także “Katalog laureatów nagrody im. Oskara Kolberga (Oskary Kolberga)”. Wówczas ani muzea, ani archiwa, ani biblioteki nie miały właściwie dokładnych informacji dotyczących tego, co się dzieje w polskiej sztuce ludowej. Także muzea etnograficzne. Była tylko ogólna informacja dotycząca tych najsławniejszych twórców, o tych mniej znanych wiedzieli tylko nieliczni. W związku z tym zacząłem dokumentować to, co można było jeszcze zobaczyć, znaleźć.
W tworzeniu takiej bazy danych - jeśli chodzi o sztukę ludową - trzeba się śpieszyć i ciągle ją łniać. Bo twórcy ludowi - jak ptaki - dzisiaj ą, jutro ich nie ma, , że nagle przestają źbić, malować, haftować. ą, ą - i ślad po nich zostaje tylko śród najbliższych, rodziny, sąsiadów, bywa, że turystów, którzy przez przypadek odkrywają talent. “ż w trakcietworzenia dokumentacji musiałem skreślić ponad 50 twórców, którzy zmarli, a dodać 150 ujawnionych talentów”- opowiada Marian Pokropek.
W tym czasie poznaje pokrewną sobie duszę - Ludwika Zimmerera - początkującego wówczas kolekcjonera sztuki ludowej, niemieckiego dziennikarza, wielce zasłużonego dla polskiej kultury.- Zaprzyjaźniliśmy się i wspólnie zaczęliśmy peregrynacje po kraju, uzupełniając się w pracy: Zimmerer miał samochód, ja - aparat fotograficzny i wiele map. Podróże te kończyły się zwykle nowymi zdobyczami artystycznymi, choć - jak śmieje się profesor Pokropek – Ludwik przywoził z każdej 10, a ja jedną pracę - bo tylko na jedną było mnie zwykle stać. Jednak nawet z tych pojedynczych udało się stworzyć całkiem pokaźną kolekcję, jakiej mogłoby pozazdrościć Marianowi Pokropkowi niejedno muzeum. Może byłaby ona większa, bo wcześniej - jako profesjonalny etnograf - miał wiele okazji, aby taniej kupować dzieła odkrywanych i opisywanych przez siebie twórców. Uznawał to jednak (i uznaje) za działanie nieetyczne, niegodne zwłaszcza pracownika naukowego.
Kolekcje obu zbieraczy rozrosły się przez wspólnych wypraw do tego stopnia, że czas było pomyśleć o lokum dla nich, zwłaszcza że Zimmerer chciał swoje zbiory
oddać społeczeństwu polskiemu. Żadna jednak z instytucji, ani ministerstwo kultury, ani inne, nie kwapiła się do udostępnienia pomieszczeń na ten cel, a obaj panowie nie lubili urzędnikom czapkować.
Prof. Pokropek zdecydował wówczas, że nie ma wyjścia - trzeba znów własnoręcznie rozbudować swój dom, przeznaczając nową część na muzeum dla obu kolekcji. Zimmererowi nie dane jednak było ani go oglądać, ani umieścić w nim swojej części zbiorów: w 1882 nieuleczalnie zachorował i po kilku latach zmarł. Jego kolekcja - o którą toczą do dziś spory spadkobiercy - pozostała w jego warszawskim mieszkaniu. Prof. Pokropek zaś został sam z rozgrzebaną budową i kolekcją, która wymagała ciągłego uzupełniania, jeśli miała się stać trzonem tej oryginalnej placówki. Plany inwestycyjne musiał jednak skorygować, dostosować do swoich możliwości finansowych i ...fizycznych. Dziś jest to skończona budowla, w tym roku do użytku prof. Pokropek oddał część piwnic, resztę - skończy pewnie w przyszłym roku.
Przez dwadzieścia lat jego budowania zbiory nie tkwiły jednak w zamknięciu - były pokazywane nie tylko przyjaciołom, ale i na wystawach organizowanych w muzeach w Ciechanowcu, Sierpcu, Białymstoku i innych (poza warszawskim). Ta współpraca z muzeami nie ograniczała się tylko do użyczania eksponatów: prof. Pokropka zapraszano do rad muzealnych, zlecano mu autorstwo koncepcji naukowo-wystawienniczych. Według jego planu rozbudowano muzea wsi: Sierpeckiej i Białostockiej.
Swoją pierwszą, “oficjalną”, wystawę ”Historia i wiara” otworzył u siebie trzy lata temu, podczas wręczania nagrody im. Oskara Kolberga. Dwa lata temu poszerzył ją z okazji festiwalu nauki, wówczas też “dorobił” się pierwszego skromnego katalogu, do którego wykorzystał robione przez siebie zdjęcia (tak jak i do ubiegłorocznej wystawy ”Ptaki i ptaszki”). Wykonuje je zawodowo do celów dokumentacyjnych od 40 lat, dzięki nim mógł zakupić niejeden eksponat i podreperować budżet, na który nie miały znaczącego wpływu honoraria za takie książki jak “Budownictwo ludowe”, czy “Przewodnik po izbach regionalnych w Polsce”. Może w przyszłości i honoraria za następne, planowane książki pozwolą na zwiększanie kolekcji, gdyż profesor Pokropek ciągle jeździ po kraju, ciągle dokumentuje obiekty sztuki ludowej i ciągle planuje nowe wystawy. W tym roku pokaże sztukę ludową Polaków na Litwie i Litwinów w Polsce, a na festiwal nauki - judaica etnograficzne, czyli “Żydzi w polskiej sztuce ludowej i malarstwie naiwnym”. Są jeszcze plany wystawy konika etnograficznego i filatelistycznego, malarstwa indyjskiego, Tomasza Czerwińskiego (malarstwo na szkle), może i Jana Pawła II w sztuce ludowej.
Dziś, kiedy wkracza się w otrębuskie - jakże gościnne - progi, mimo woli przypomina się wiersz Zegadłowicza:
Świątki, światki Wowrowe,
tyle się was tutaj zebrało -
przybywają wciąż stare i nowe, ciągle wam towarzystwa za mało.
Tyle tylko, że zamiast nazwiska Wowry należałoby wpisać: Pokropkowe.
Anna Leszkowska
98-12-03