Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2022
Dyktatorzy chcą na swój sposób - zgodnie z ich ideologią i pojęciem szczęścia - koniecznie uszczęśliwiać ludzi, najpierw swojego kręgu, kraju, potem innych krajów, a w końcu - całą ludzkość (p. SN Nr 8-9/17 -Szczęście i uszczęśliwianie). Jakby mieli obsesję na tym punkcie.
Z historii wiedzą, że nie da się tego zrobić w krótkim czasie za pomocą łagodnej perswazji, tzn. stopniowego przekonywania społeczeństwa do swoich racji. A zależy im na czasie, ponieważ chcą pożyć w stworzonym przez siebie raju na Ziemi.
Innym powodem, dla którego przyspieszają, jest potrzeba uznania, powszechnej aprobaty dla swoich rządów i uwielbienia przez masy, stania się przedmiotem kultu. Są przekonani, że jedynym, uniwersalnym i skutecznym środkiem szybkiego osiągnięcia tego celu jest przemoc. Na przemocy opiera się ustrój dyktatorski lub autorytarny.
Przemoc wyraża się na różne sposoby. Może być fizyczna, psychiczna, emocjonalna, religijna, polityczna, seksualna, ekonomiczna, prawna, pozaprawna, jawna, skryta, domowa, cyberprzemoc itd. Definicja WHO z 1996 r., wciąż obowiązująca, określa przemoc jako „celowe użycie siły fizycznej lub władzy, przeciwko innej osobie lub grupie, które powoduje obrażenia cielesne, śmierć albo szkody psychiczne.
Ta definicja ogranicza się przede wszystkim do aspektu fizycznego (cielesnego). Lepsza jest inna definicja, zamieszczona na stronie Niebieskiej linii: „przemoc to intencjonalne działanie jednej osoby wobec drugiej, która wykorzystując swoją przewagę narusza jej prawa i dobra osobiste, powodując cierpienia i szkody”.
Właściwie ta definicja zawiera wszystkie rodzaje przemocy i cierpień wynikających z niej. Ważne jest zwrócenie uwagi na intencję działania – np. gdy jakiś człowiek, mając najlepsze intencje, chce spowodować, by było tak, jak on chce. Sądzi bowiem, że wie lepiej, co jest dla ludzi dobre. Dlatego przyznaje sobie prawo do decydowania o ich szczęściu, sprawach i losie. Przy tym jest święcie przekonany, że również inni ludzie powinni mu się bezwzględnie podporządkować i spełniać jego życzenia. Nie liczy się z ich zdaniem i potrzebami. Ma być tak jak on sobie życzy i to natychmiast, bez zbędnego gadania.
Dobre intencje biorą się z wiary, tak z prawdziwej, jak fałszywej.
Droga do monopolu
Najgorszym rodzajem jest przemoc skryta, ponieważ dopada ludzi znienacka. Szczególnie upodobali ją sobie dyktatorzy i dlatego najchętniej posługują się różnymi tajnymi służbami, współpracownikami i funkcjonariuszami, którzy dokonują aktów przemocy zaskakując swoje ofiary, najczęściej w nocy lub różnych miejscach, mając ku temu prawdziwe lub zmyślone powody. W rezultacie nikt nie może być pewny, że nie dosięgnie go przemoc, nawet, gdy nie poczuwa się do żadnej winy. Ale właśnie chodzi o to, by zastraszyć społeczeństwo, by było ono w permanentnym stanie zagrożenia oraz stresu i by w ten sposób sparaliżować je w maksymalnym stopniu. Wtedy bezsilna staje się jakakolwiek opozycja z ich strony w stosunku do dyktatora.
Tak tworzy się warunki dla sprawowania władzy przez jedną tylko partię, najlepszą z możliwych, bo rządzącą. A stąd krok do społeczeństwa homogenicznego, monopolitycznego i monoideologicznego, monowyznaniowego, jednomyślnego, zuniformizowanego według wzorców ustanowionych przez władcę, czyli najlepiej nadającego się do rządzenia przez autokratów, dyktatorów i satrapów.
„Monopol ideologiczny zapewnia powszechną kontrolę nad wszystkim i wszystkimi. Umysły i dusze redukuje do kategorii rzeczy. A dysydentów niszczy się lub izoluje. Nie istnieje wolna myśl, ani wolne słowo".( Zob. N. Berg, S. Kurtua, J.-L. Panne, A. Patshkovskij, K. Bartoshek, J.-L. Margolen, Ţshornaja kniga kommunizma. Prestuplenija, terror, represii, Moskwa 2001, s. 11)
Cenzurowane są środki przekazu masowego, Internet, portale społecznościowe; w przestrzeni publicznej i prywatnej podsłuchiwani są ludzie, i ich telefoniczne rozmowy; stosuje się różnego rodzaju prowokacje. „Zabrania się poszukiwania prawdy. Ideologizuje się kulturę, sztukę, przeszłość i naukę (nauki humanistyczne, przyrodnicze, techniczne, rolnicze i medyczne wtłacza się na siłę w ciasny gorset ideologii).
Dlatego postępuje potworne zniekształcenie rzeczywistości aż do jej całkowitego odwrócenia. Dyktatorzy postrzegają rzeczywistość społeczną odwracaną przez krzywe zwierciadło ideologii i wyobraźnię”.
W gruncie rzeczy jest to chora wyobraźnia, na której buduje się patologiczną wizję świata. (Przypuszczam, że dyktatorzy mają zaburzoną psychikę i cierpią na różne obsesje i fobie.)
„Normy prawa zastępuje się poleceniami partyjnymi i instrukcjami władzy zwierzchniej, a rządy prawa - rządami władzy politycznej, czyli partyjnej”. Pozorna jest samorządność, ponieważ organami samorządów kierują „namiestnicy" w postaci partyjnych funkcjonariuszy (z nomenklatury partyjnej). „Ta rzeczywistość iluzoryczna (życzeniowa) jest ważniejsza od faktycznej, a w celu urzeczywistnienia jej można stosować różne środki, także przemoc, nie zważając na ocenę moralną".
W najnowszej historii rządy wielkich dyktatorów kończyły się po jakimś czasie. Tak np. po kilkunastu lub kilkudziesięciu latach, upadły dyktatury występujące w różnych formach w III Rzeszy Niemieckiej, ZSRR, Wietnamie Północnym, Libii (za Kaddafiego), Chinach (za Mao Tse Tunga) i Kambodży (za Pol Pota). Czas utrzymywania się ich zależał od tego, w jakim stopniu były tam zastraszone, sparaliżowane i zniewolone społeczeństwa, jak wielka panowała w nich przemoc i samowola władców i jak wielki był kult dla nich.
Bez indywidualizmu
Dyktatura nie toleruje indywidualizmu. Jednostka musi rozpływać się w masie, bo wtedy się nie liczy i nie jest zdolna do stawiania oporu („Jednostka bzdurą, jednostka zerem" - jak pisał Włodzimierz Majakowski). Podobno w październiku 1919 r. wódz rewolucji socjalistycznej Włodzimierz Iljicz Lenin zjawił się w laboratorium słynnego rosyjskiego fizjologa, i noblisty Piotra Iwanowicza Pawłowa, odkrywcy odruchów bezwarunkowych u psów. Wizyta wywołała zdziwienie uczonego, ponieważ odbywała się w bardzo trudnym okresie sprawowania przez Lenina rządu w ZSRR.
Jak wspomina Pawłow w swoich prywatnych notatkach opublikowanych dopiero w latach 90-tych ub. wieku w rosyjskim tygodniku „Ogoniok”, (informacja z książki: I. T. Miecika, Katiusza z bagnetem. 14 sekretów ZSRR), Lenin oświadczył: „Chcę, aby rosyjskie masy naśladowały komunistyczny wzorzec reagowania i myślenia. W przeszłości w Rosji było zbyt dużo indywidualizmu. Komunizm nie toleruje indywidualistycznych tendencji. Są szkodliwe. Kolidują z naszymi planami. Musimy wyeliminować indywidualizm".
Ta wypowiedź wprawiła Pawłowa w zdziwienie: „Czyżby Lenin oczekiwał ode mnie uczynienia z ludźmi tego, czego dokonałem z psami?" A potem zapytał: „Chcecie ujednolicić ludność Rosji? Sprawić, by wszyscy zachowywali się jednakowo i przewidywalnie? Kontrolować odruchy mas?" Lenin odparł: „Właśnie tak. Jestem przekonany, że człowieka można poprawić, ukształtować wedle naszej woli, tak jak się nam podoba. Stworzyć człowieka nowej ery. Ery komunizmu".
Jednak Pawłow nie spełnił prośby Lenina. Był przeciwnikiem komunizmu.*
Za to inni naukowcy rosyjscy, korzystając z dorobku Pawłowa, podjęli próby realizacji tego wyzwania poprzez eksperymenty na ludziach, mające kształtować człowieka-komunistę. Odtąd zaczęły rozwijać się w ZSRR odpowiednie dyscypliny naukowe (neurogenetyka, psychologia tłumu) oraz badania nad możliwościami mózgu ludzkiego, telepatią, psychokinezą, psychosugestią, hipnozą, jasnowidztwem i zbiorowymi halucynacjami. Badania te zostały przerwane w okresie rządów Józefa Stalina, kiedy uznano, że najlepiej praca, a nie nauka, kształtuje człowieka. (Dlatego wychowywano przez pracę, najskuteczniej w obozach pracy). Po śmierci Stalina kontynuowano wcześniejsze badania na postawie nowopowstałych dyscyplin naukowych, jak np. cybernetyka, ale już nie w celu ukształtowania człowieka-komunisty, lecz dla celów militarnych. Postęp w tej dziedzinie nastąpił w okresie zimnej wojny i wyścigu zbrojeń. I trwa nadal, zresztą nie tylko w Rosji.
Trzeba przyznać, że Lenin miał jakiś szczególny dar prognozowania, skoro bardziej na gruncie intuicji i głębokiej wiary w ideały komunizmu niż wiedzy naukowej, przewidział, że w przyszłości możliwa będzie taka manipulacja masami i to w skali globalnej, z jaką teraz mamy do czynienia. W ostatnich dziesięcioleciach rozwija się w niesłychanym tempie manipulacja człowiekiem i społeczeństwem, kształtowanie postaw, zachowań i sposobów myślenia indywidualnego i zbiorowego, głównie na użytek ekonomii, ideologii i polityki. W tej dziedzinie dokonuje się fascynujący postęp nauki i techniki oraz wręcz niewyobrażalne osiągnięcia w kognitywistyce. Coraz bardziej przybliża się realizacja pomysłu budowy sztucznego mózgu.
Kijem, czy pałą…
Kształtowanie człowieka nowej ery nie jest - jak u Lenina - celem ideologii komunizmu, lecz neoliberalizmu. Ale jaka to różnica? Zamierzonym skutkiem jednej i drugiej jest ogłupianie i paraliżowanie mas, a niezamierzonym - ich cierpienie i milionowe ofiary.
W pierwszym przypadku, w wyniku krwawej rewolucji socjalistycznej, walki klasowej, terroru stalinowskiego – według szacunków autorów „Czarnej księgi komunizmu” -zginęło szacunkowo około 100 mln ludzi a 1,5 mln z głodu.
W drugim przypadku, w wyniku licznych konfliktów zbrojnych zginęło ponad 230 mln (z tego 70 mln w II Wojnie Światowej, 160 mln po II Wojnie Światowej i 350 tys. w wojnach w Afganistanie, Iraku i Pakistanie w latach 2001-2014), a z głodu umiera rocznie ok. 9 mln ludzi.
Są to dane szacunkowe, gdyż z różnych przyczyn nie da się określić pełnej listy ofiar, których wciąż przybywa. „Wiek dwudziesty nazywa się stuleciem mega-śmierci". (R. Artymiak, Wojny i konflikty w XX wieku, w: Konflikty współczesnego świata (red. R. Borkowski).
W ciągu 90 lat XX w. zanotowano 180 konfliktów zbrojnych, z czego ok. 160 po II wojnie światowej. Jeśli zestawić te liczby, to można mieć obiekcję, co jest gorsze: ideologia komunizmu czy neoliberalizmu, „skokowa" rewolucja, socjalistyczna czy pełzająca neoliberalistyczna. Jednak powszechnie, zgodnie z teraźniejszą poprawnością polityczną, pierwszą z nich uznaje się za „be", drugą za „cacy".
Naukowcy i technicy, przede wszystkim z zakresu kognitywistyki, neurofizjologii mózgu, sztucznej inteligencji, informatyki i robotyki, prześcigają się w pomysłach, odkryciach i wynalazkach, które najskuteczniej kształtowałyby człowieka ery neoliberalizmu. Do tego celu wykorzystuje się środki przekazu masowego i różne instytucje państwowe, oświatowe, kulturalne i wyznaniowe. Dzięki temu odnosi się wspaniałe efekty w formowaniu ludzi wedle wzorca najbardziej pożądanego przez dyktatorów. Toteż nic dziwnego, że w świecie powstaje coraz więcej rządów autorytarnych i zaczyna się „era dyktatorów". Możliwe, że jej zwieńczeniem będzie imperium jakiejś formy „dyktatury światowej" - jednego mocarstwa, jednego kościoła, jednej ideologii i jednej partii. Wtedy dopiero ludzie będą naprawdę szczęśliwi, a jeszcze bardziej - dyktatorzy.
Wiesław Sztumski
* Po powrocie z pierwszej wizyty w Stanach Zjednoczonych w 1923 r. publicznie potępił komunizm, stwierdził, że podstawa dla międzynarodowego marksizmu jest fałszywa, i powiedział: „Za rodzaj eksperymentu społecznego, który robicie, nie poświęciłbym tylnych nóg żaby!" (Zob. W. H. Gantt, Ivan Petrovich Pavlov Russian physiologist; https://www.britannica.com/biography/Ivan-Pavlov)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2754
W ciągu wielu stuleci ład społeczny budowano na fundamencie wartości etycznych zawsze uznawanych za pozytywne przez większość. Sądzono o nich, że są uniwersalne - ogólnoludzkie, ponadczasowe i niezmienne. Jednak w burzliwym dwudziestym stuleciu rychło okazało się, że w świecie rzeczywistym, czyli sensualnie doświadczanym, takich wartości nie ma. Są one składnikami jedynie świata pomyślanego lub wyobrażonego, ponieważ są produktem świadomości ludzi. W szczególności funkcjonują w sferach ideologii i religii.
Cechami charakterystycznymi tych wartości są: bezwładność, stabilność, trwałość oraz odporność na różnego rodzaju relatywizacje. Etyka ufundowana na takich wartościach też ma charakter uniwersalny. Dobrze byłoby, aby na bazie takiej etyki budowano przyszłość, gdyż zapewniałoby to trwały i zrównoważony ład społeczny w wymiarze globalnym i ponad różnymi podziałami.
Niestety, tego marzenia nie udało się dotychczas zrealizować mimo prób podejmowanych od dawna przez różnych utopistów, np. przez etyków chrześcijańskich, ideologów komunizmu oraz humanistów uniwersalnych i globalnych. W praktyce ma się do czynienia z etykami ufundowanymi na wartościach rzeczywistych funkcjonujących w świecie zmysłowym, a więc zmiennych i dostosowanych do wymogów każdorazowo dominujących ideologii, religii oraz polityki, a także na użytek różnych grup społecznych - w naszych czasach głównie korporacji.
Na dodatek, proporcjonalnie do przyspieszanego postępu cywilizacyjnego, wartości etyczne coraz szybciej zmieniają się i ulegają relatywizacji. Ideologowie i politycy traktują je instrumentalnie i wykorzystują do realizacji swoich celów. Chcieliby, żeby ustanawiane i propagowane przez nich wartości stały się powszechnie obowiązującymi, ponieważ ułatwiałoby im to sprawowanie rządów, implementację własnych wizji świata i osiąganie prywatnych celów.
Ale ziszczenie tego zamysłu jest z góry skazane na niepowodzenie. Z jednej strony szkoda, bo uniemożliwia to wprowadzenie globalnego ładu społecznego, a z drugiej - nie, bo groziłoby to upadkiem ustroju demokracji, gdzie zawsze są jakieś zróżnicowania i różne łady społeczne.
Oprócz wartości etycznych, uznawanych za pozytywne, są też wartości opozycyjne w stosunku do nich i dlatego uznawane za negatywne, bo zazwyczaj dobru towarzyszy zło. Te przeciwstawne wartości nazywam antywartościami.
Nazwa „antywartość” jest pejoratywna, ponieważ nie wiadomo, dlaczego to, co jest „anty” (opozycją), kojarzy się ogółowi z czymś złym. Z tego względu antywartościami gardzi się, obawia się ich i czuje się niechęć do nich, ale tak naprawdę, pojęcia „wartość” i „antywartość” są względne i umowne.
Wartości i antywartości
Co dla jednych jest wartością, dla innych może być antywartością lub na odwrót. Poniższa tabela (opr. własne na podst. A. Nikitina, Real Goal Getting. How to Make a Transition from Goal Setting to Goal Getting - http://www.goal-setting-guide.com/arinas-books/real-goal-getting, dostęp 13.7.2018) zawiera zestawienie niektórych wartości i antywartości (wartości pozytywnych i negatywnych).
Wartości - antywartości
akceptacja - agresja
aktywność - bierność
autentyczność - sztuczność
bezpieczeństwo - bezsilność
dobrostan - depresja
doskonałość - przeciętność
odwaga - tchórzostwo
ekscytacja - apatia
prawda - fałsz
kreatywność - nuda
lojalność - buntowniczość
mądrość - głupota
miłość - nienawiść
odpowiedzialność - beztroska
oszczędność - rozrzutność
otwartość - zamkniętość
patriotyzm - kosmopolityzm
pokój - wojna
porządek - bezład
pracowitość - lenictwo
prawdomówność - kłamliwość
przebaczenie - mściwość
przywództwo - uległość
radość - ból
równość - poniżanie
stabilność - nierównowaga
szacunek - pogarda
szczerość - hipokryzja
tolerancja - dyskryminacja
wiara - nieufność
wolność - zniewolenie
współczucie - obojętność
wstyd - bezwstyd
wytrwałość - niecierpliwość
życzliwość - złośliwość
Większość ludzi sądzi, że interpersonalne relacje w społeczeństwie, budowane na antywartościach, stanowią obrazę dla tradycyjnych relacji i zmieniają je na gorsze. Z reguły, co nowe i mało znane, początkowo budzi lęk i niechęć. Z tej racji nie powinno się tworzyć ładu społecznego na fundamencie antywartości.
Szczególną awersję do antywartości, a nawet oficjalne zwalczanie ich, okazują społeczeństwa o poglądach konserwatywnych, żeby nie powiedzieć zacofanych pod względem cywilizacyjnym i kulturowym, zwłaszcza poddanych przemożnym wpływom dyktatorów i ortodoksyjnych religii. (Tak np. rząd lewicowy pod wpływem prezydenta przeniósł prałata pułkownika ordynariatu polowego do rezerwy kadrowej za to tylko, że ośmielił się publicznie stwierdzić, iż w Polsce wartości zastępuje się antywartościami, a patriotyzm wypierany jest przez kosmopolityzm.) Wiele jest publikacji autorów związanych z kościołem katolickim, piętnujących antywartości. Ostry sprzeciw wobec antywartości zawarty był również w opublikowanym w Internecie w 2011 r. przez PIS „Raporcie o stanie Rzeczypospolitej”.
To nie nihilizm
Na przekór temu, od kilku dziesięcioleci kształtuje się szybko nowa cywilizacja, diametralnie różna od tradycyjnej, na fundamencie antywartości, nowej etyki, nowych relacjach moralnych oraz nowego ładu społecznego. Nie wiadomo, czy dzieje się to na złość tradycjonalistom w wyniku intencjonalnych działań elit władzy (zgodnie z teorią spiskową dziejów), czy w efekcie postępu wiedzy, techniki i ekonomii (zgodnie z determinizmem technicznym i ekonomicznym), który musiał doprowadzić do tego.
Postrzega się ją i z premedytacją pokazuje jako „cywilizację zła”, której brak jakiegokolwiek kośćca aksjologicznego, w której nie obowiązują utrwalone przez wieki zasady etyczne i gdzie szerzy się nihilizm etyczny.
Takie wrażenie można odnieść, ponieważ rzeczywiście jest ona zaprzeczeniem tradycyjnej cywilizacji. Jednak nie jest prawdą, że zasadza się ona na nihilizmie etycznym i ma na celu doprowadzenie do destrukcji wszelkiego porządku moralnego - ergo, że faktycznie jest cywilizacją zła.
Począwszy od dwudziestego wieku, daje się zauważyć postępującą kwantyfikację i gradację wartości etycznych. Dlatego coraz częściej ulegają one parametryzacji. Coraz bardziej różnicują się ich natężenia w zależności od sytuacji aksjologicznej oraz stopnia możliwości ich implementacji. W życiu codziennym ludzie doświadczają ich w określonych przedziałach natężeń, podobnie jak cechy. A sytuacje życiowe wymuszają coraz większe różniczkowanie ich natężeń aż do nieskończenie małych. Jeśli jakaś wartość charakteryzuje się nieskończenie małym natężeniem, to faktycznie nie doświadcza się jej, wskutek czego ona de facto nie istnieje.
Tak więc, postępująca kwantyfikacja, parametryzacja i relatywizacja wartości etycznej przyczynia się w skrajnym przypadku do jej braku. W związku z tym trzeba ją zastąpić przez inną wartość, jako że przestrzeń aksjologiczna nie znosi pustki, tak jak przyrodnicza. Najłatwiej - i chyba najczęściej - zastępuje się ją przez wartość komplementarną do niej lub przeciwstawną jej, czyli przez antywartość. Im większe jest zróżnicowanie natężenia jakieś wartości, tym bardziej jest ona podatna na relatywizację oraz na substytucję przez odpowiadającą jej antywartość.
Relatywizacja wartości polega na zmianie jej sposobu rozumienia w zależności od różnych obiektywnych i subiektywnych czynników i okoliczności. W świecie współczesnym w coraz większym stopniu ma się do czynienia ze zjawiskiem substytucji wartości przez odpowiadające im antywartości. W związku z tym w aksjosferze pojawia się coraz więcej antywartości i liczba ich będzie szybko wzrastać.
To wszystko dla zysku
Podmiana wartości przez antywartości oraz substytucja etyki przez antyetykę zdaje się być warunkiem koniecznym dla dalszego rozwoju cywilizacji podporządkowanej ekonomii skrajnego liberalizmu ekonomicznego i ideologii konsumpcjonizmu. Chodzi przecież o to, żeby masy społeczne czuły się całkowicie zwolnione z obowiązku przestrzegania tradycyjnych norm obyczajowych i zasad postępowania etycznego i by nie reagowały na amoralne postępki.
Jak najbardziej odpowiada to interesom współczesnych światowych elit władzy gospodarczej i politycznej. Skoro bowiem wszystko jest dozwolone, to również - i przede wszystkim - masowe ogłupianie ludzi, rządzenie nimi, jak się podoba w celu wyzyskiwania ich, jak się da i nienarażenia się na negatywną ocenę moralną.
Ale z drugiej strony, wywołuje to sprzeciw ze strony ludzi przywiązanych do tradycji, zwłaszcza związanych z religią, którzy w antyetyce upatrują psucia dobrych obyczajów i przyczyny wszelkiego zła panoszącego się teraz.
Jedni i drudzy nie uświadamiają sobie tego, że budowanie porządku społecznego na antywartościach i antyetyce jest tak samo złe, jak utrzymywanie ładu społecznego opartego wyłącznie na tradycyjnych wartościach i tradycyjnej etyce. W jednym i drugim przypadku może dochodzić do skrajności i radykalizmu oraz do formowania postaw ekstremistycznych. Na razie rzeczywistość aksjologiczną wypełniają wartości i antywartości, ale jest tendencja do pełnego wyrugowania z niej wartości i zastąpienia ich przez antywartości.
System wartości etycznych działa jak filtr w postrzeganiu świata i tworzenia światoobrazu. Jeśli są to antywartości, czyli w pewnym sensie „wartości odwrócone”, to w świadomości naszej rysuje się zdeformowany, w szczególności odwrócony, obraz świata faktycznego („świata w sobie”), który odzwierciedla świat wyobrażony („świat dla nas”). Najgorsze jest to, że w efekcie masowego ogłupiania, ucieczki od rozsądku i rosnącego wpływu czynników irracjonalnych ludzie myślą, że świat odwrócony jest normalnym.
W życiu codziennym ważniejszą rolę od świata faktycznego (doświadczanego przez zmysły) odgrywa świat wyobrażany m. in. na podstawie antywartości. W rezultacie implementacji antywartości funkcjonujemy w coraz większym stopniu w świecie odwróconym pełnym paradoksów i rozterek moralnych. Bytowanie w nim wymaga pilnej i intensywnej refleksji nad sposobem życia (jak żyć?), wychowywaniem (do czego wychowywać?) i możliwością przetrwania (co robić, by przeżyć?).
Paradoksy etyczne
Symptomatyczne dla współczesnego społeczeństwa, w którym wartości tradycyjne ścierają się z antywartościami, są paradoksy etyczne, jakich życie dostarcza wciąż więcej:
- Indywidua, które mają braki w edukacji i wychowaniu, decydują o edukacji mas dzięki swojej pozycji społecznej i zawłaszczeniu mass mediów, a ich skandaliczne zachowania są wzorem do naśladowania.
- Osobniki niemoralne prawią morały i narzucają masom normy obyczajowe, często sankcjonowane przez prawo.
- Jednostki niedouczone sprawujące władzę pouczają masy.
- Niedoinformowani przekazują i upowszechniają informacje zdeformowane lub nieprawdziwe.
- Kłamcy bezkarnie głoszą i upowszechniają fałsz i chcą, by uznać go za prawdę.
- W przeciwieństwie do prawdy kłamstwa nie trzeba dowodzić.
- Złodzieje i aferzyści stanowią prawa i ich wykładnie.
- Władzę sprawują ludzie bez morale, wykształcenia merytorycznego i wiedzy z dziedziny zarządzania.
- Regułą zachowania się nie jest normalność, lecz ekstrawagancja.
- Dewianci i psychopaci rządzą ludźmi zdrowymi psychicznie i narzucają im swoje standardy.
- Ignoranci decydują o losach profesjonalistów.
- Bogaci udają biednych, a ubodzy zamożnych.
- Ludzi prawych postrzega się jak nieudaczników i spycha na margines życia społecznego, a z nikczemników czyni się celebrytów, wokół których tworzy się kult.
- Uczciwość wyśmiewa się, a nieuczciwość nagradza.
- Brzydota wypiera tradycyjne piękno.
- Co naturalne, postrzega się, jak sztuczne, a co sztuczne, jak naturalne.
- Co realne, jest wirtualizowane, a co wirtualne, traktuje się jak realne.
- Fakty zmyśla się, a zmyślenia uznaje się za fakty.
- Demokracje przekształcają się w dyktatury, a dyktatury uznaje się za nowe formy demokracji.
- Rozwój demokracji wiedzie do zniewolenia, a zniewolenie uznaje się za gwarant walności.
- Bezpieczeństwo globalne nie zapewnia pokój, lecz wojny lokalne, a bezpieczeństwo kraju zapewniają konflikty wewnętrzne.
- Wierność staje się przeżytkiem, a zdrada przejawem mody lub bohaterstwa.
- Odwaga bywa karcona, a tchórzostwo nagradzane.
- Odpowiedzialność ustępuje miejsca bezkarności.
- Pracowitość jest wyśmiewana, a lenistwo stało się cnotą.
- Uczciwość nie opłaca się, ponieważ lepsze jest cwaniactwo.
W wyniku formowania społeczeństwa na bazie antywartości postępuje atrofia wielu cech uznawanych tradycyjnie za pozytywne, takich jak mądrość, odpowiedzialność, zaufanie wzajemne, przystosowanie się, aktywność dziejotwórcza, tożsamość, prywatność, dążenie do wolności, empatia itd.
Wiesław Sztumski
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 5105
Prawda naukowa stała się dziś towarem, który podlega mechanizmom rynkowym, a za pieniądze naukowcy skłonni są sprzedawać się możnowładcom, zatajać lub fałszować wyniki badań. Krótko mówiąc, nauka zaczęła prostytuować się.
Stulecia ukształtowały pozytywny stereotyp nauki i wizerunek naukowca. Naukę postrzega się jako nieskazitelny obszar działań lub nieprzekupną instytucję, a jej przedstawicieli jako wzorce moralne. Na gruncie tego stereotypu wierzy się w obiektywizm badań naukowych i prawdziwość tego, co naukowo potwierdzone, tudzież w uczciwość i rzetelność tego, co stanowi treść wyrażanych opinii i stwierdzeń wypowiadanych przez ludzi nauki lub ekspertów.
Szczególnym zaufaniem darzy się przyrodoznawców i matematyków, ponieważ ich przedmioty badań należą do świata zmysłowego, a metody badań dostarczają wyniki najlepiej weryfikowalne. Ze względu na przedmiot badań, oraz większy ładunek subiektywizmu w badaniach i wypowiedziach, mniej ufa się reprezentantom nauk humanistycznych i społecznych.
Niestety, w ostatnich latach, mniej więcej od drugiej wojny światowej, postępuje erozja utrwalonego przez tradycję w świadomości potocznej wizerunku naukowca i stereotypu nauki.
Można wskazać różne tego przyczyny - obiektywne i subiektywne:
-
Wykorzystywanie nauki do ludobójstwa i produkcji broni masowej zagłady
-
Pośredni wpływ nauki na degradacje środowiska
-
Spospolicenie nauki w wyniku masowej edukacji na poziomie wyższym i w efekcie pozbawienie jej nimbu tajemniczości
-
Sprzęganie nauki z ideologią i światopoglądem
-
Wykorzystywanie nauki na użytek propagandy i reklamy, czyli w celu propagacji obietnic bez pokrycia albo zwykłych kłamstw
-
Komercjalizacja nauki
-
Uzależnienie finansowania badań naukowych od lobbistów
-
Pauperyzacja środowiska naukowego
-
Zbyt łatwe uleganie naukowców presji różnych środowisk, niekiedy nawet mających złą sławę lub przestępczych
-
Malejąca troska o utrzymanie dawnego etosu nauki i autorytetu naukowca
-
Zwykle upodlanie się niektórych pracowników naukowych w celu robienia kariery w wyniku wiązania się z światem biznesu i polityki.
Analizie przyczyn degradacji świata nauki należałoby poświęcić odrębne studium. Wiele z wymienionych przyczyn zaistniało w wyniku postępu cywilizacyjnego, w warunkach określonych ustrojów politycznych i ekonomicznych oraz z inspiracji panujących ideologii. Z pewnością ogromną rolę odegrały tu ustroje totalitarne, spirala zbrojeń i walka ideologiczna w okresie zimnej wojny. Na to nie mają wpływu ani naukowcy, ani instytucje naukowe. Muszą działać w takich warunkach społecznych, jakie aktualnie są.
Nauka funkcjonuje w określonym środowisku społecznym i musi być rozpatrywana w szerokim kontekście uwarunkowań i ze względu na relacje między różnymi dziedzinami życia. Z jej postępem wzrasta stopień przenikania do innych obszarów działalności ludzi: gospodarki, wytwórczości, polityki itd. Wskutek tego ulegają one scjentyfikacji. A z drugiej strony, nauka ulega jakby rozhermetyzowaniu i coraz bardziej staje się podatna na ingerencje czynników zewnętrznych. Temu nie da się zapobiec. Natomiast w pozostałych przypadkach winni są sami naukowcy i ich organizacje, ponieważ nie przeciwstawiają się, a często nie wyrażają nawet woli sprzeciwu wobec postępującej dewaluacji nauki i pomiataniu sobą - pozwalają deklasować się, czyli być spychanymi na niższe poziomy hierarchii społecznej, dawać sobą pomiatać różnym często niedokształconym możnowładcom. Chociaż z drugiej strony, trzeba być wyjątkowo odpornym psychicznie i moralnie, aby nie ulegać chęci robienia kariery tanim kosztem ani pokusie możliwości bogacenia się za wszelką cenę.
Spirala dewaluacji nauki
Osłabienie autorytetu i dobrego wizerunku nauki rośnie wraz z zanikaniem obiektywizmu i rzetelności badań naukowych. To bierze się z postępującego relatywizmu nauki. Ulegają mu przede wszystkim nauki humanistyczne i społeczne, ale też przyrodnicze, nawet fizyka, w miarę wzrostu oddziaływania czynników subiektywnych, kulturowych, historycznych itp. na twórczość naukową i badania. Sami ludzie nauki winni są pomniejszaniu swego autorytetu, ponieważ w wielu przypadkach, występując w roli ekspertów świadomie fałszują swoje wyniki badań i ekspertyzy albo przedstawiają ich oszukańcze interpretacje na zamówienie biznesmenów, ideologów i polityków. Na szczęście, zjawisko nie jest jeszcze powszechne, ale już w wystarczającym stopniu dostrzegalne, by można było uznać je za godzące w dobre imię nauki. Spadkowi autorytetu winni są także plagiatorzy wśród naukowców, których liczba rośnie wraz z dostępem do sieci internetowej i jej rozwojem.
Autorytet nauki osłabia się również w wyniku postępującej dewaluacji tytułów i stopni naukowych. Kryteria przyznawania ich są wciąż łagodniejsze i redukowane do minimalnych wymogów. Dziś (przynajmniej u nas) wystarczy jako tako napisać jakąś pracę na bzdurny temat, nawet z błędami stylistycznymi i ortograficznymi, urągającą logice i metodologii, by mając za sobą mocnego promotora związanego z odpowiednią koterią uzyskać odpowiedni stopień naukowy. Nieważne, co się napisało, tylko jakiego ma się promotora. W wielu przypadkach prace doktorskie prezentują niższy poziom niż dawniej przeciętne prace magisterskie. A do uzyskania tytułu naukowego profesora, potrzeba jeszcze więcej znajomości i poprawności wyznaniowej, ideologicznej i politycznej. W konsekwencji, utytułowanymi naukowcami zostają osobnicy „mierni, ale wierni". Z kolei pod ich kierunkiem powstają nowe, quasi-odkrywcze i pseudonaukowe rozprawy jeszcze większych miernot. I tak napędza się spirala dewaluacji nauki. O przyczynach i skutkach tego można by też napisać obszerną rozprawę socjologiczną.
Czemu dziś służy nauka?
W wyniku komercjalizacji nauki w warunkach gospodarki wolnorynkowej oraz za sprawą pragmatyzmu amerykańskiego i ideologii konsumpcjonizmu, charakterystycznych dla kultury i cywilizacji zachodniej, nauka bardziej służy celom praktycznym niż teoretyczno-poznawczym. Nieporównywalnie intensywniej rozwijają się nauki stosowane niż podstawowe; więcej środków finansowych przeznacza się na nie, bo lepiej sprzedaje się ich produkty. Rozwijający się kapitalizm zamienia wszystko na towary. Współcześnie towarami stały się stopnie i tytuły naukowe oraz prawda naukowa. Rządzą nimi mechanizmy rynkowe i dlatego można nimi dowolnie kupczyć. To stwarza przesłankę do prostytuowania się nauki. To stwierdzenie może szokować, ale wyraża obiektywny fakt. Mamy świadomość tego i oburzamy się, a nie potrafimy niczego zmienić. Wydaje się, że trzeba do tego przywyknąć, tak jak do wielu innych amoralnych skutków rozwijającego się coraz bardziej brutalnego kapitalizmu oraz do negatywnych zjawisk towarzyszących cywilizacji zła.
Świat się zmienił i my musimy się zmieniać, żeby móc w nim przeżyć. Dzięki postępowi nauki i techniki żyjemy zgodnie z zasadą akceleracji: chcemy coraz szybciej i więcej osiągać naraz. Aby ten zamiar spełnić, trzeba posiadać wystarczające środki finansowe. Stąd obłąkańcza pogoń za bogactwem, w której uczestniczą też naukowcy. Dlatego za coraz większe pieniądze sprzedają to, co mają: intelekt, wiedzę, prawdę i wizerunek. Nie wszyscy naukowcy tak postępują, tylko ci, którzy dają się kusić lobbystom i reklamie, którzy dzięki reklamie chcą zaistnieć w mass mediach, bo to czyni ich osobami publicznymi i sławnymi, ułatwia robienie pieniędzy oraz kariery. Ten proceder będzie trwać tak długo, dopóki słowo „naukowy" będzie miało moc magiczną w świadomości potocznej, jak długo dowód naukowy będzie ostatecznym kryterium weryfikacji.
Ludzie często zadają pytania: Jak to jest możliwe, żeby nauka dostarczała różnych odpowiedzi na jedno i to samo pytanie? Dlaczego w sporach ideologicznych każda ze stron znajduje kogoś, kto naukowo uzasadnia jej rację? Jak to się dzieje, że można wykorzystać naukę do uzasadniania ateizmu i umacniania wiary w boga? Odpowiedzi na te pytania dają się sprowadzić do jednej: to rynek stwarza możliwość uzyskiwania dobrych zarobków dzięki postępowaniu nieetycznemu. Dlatego wiele ekspertyz naukowych robi się na zamówienie tzw. sponsorów, którzy za odpowiednie pieniądze chcą uzyskać pożądane wyniki lub opinie.
Powszechnie znane są afery związane z korupcyjnymi ekspertyzami wykonywanymi dla celów marketingowych na zamówienie przemysłu farmaceutycznego, militarnego, kosmetycznego i spożywczego. A najlepsze jest to, że skorumpowane zespoły ekspertów nazywają się „niezależnymi" w celu zmylenia opinii publicznej. Niegodziwość i nieuczciwość pewnej liczby ludzi nauki obciąża całą naukę, jeśli rozumie się ją jako instytucję społeczną. Wszak na etos instytucji ma duży wpływ etos jej funkcjonariuszy, a jej wizerunek moralny postrzegamy poprzez pryzmat zachowań pracowników. Z tej racji kupczenie wizerunkiem naukowców siłą rzeczy dewaluuje autorytet nauki.
Żonglerka prawdą i prostytucja
Handlowi prawdami naukowymi sprzyja relatywizacja pojęcia prawdy. Dotyczy to również prawdy naukowej. Klasyczna definicja prawdy nie jest jednoznaczna. Odwołuje się do zgodności z rzeczywistością, ale ani nie wiadomo do której, bo tych rzeczywistości jest wiele, ani w jaki sposób niezawodnie potwierdzić tę zgodność. Nie wiadomo też, które kryterium prawdziwości jest najlepsze; każde budzi wątpliwości. W różnych rzeczywistościach funkcjonują różne prawdy, które są częściowe i względne, mniej lub bardziej prawdopodobne. To właśnie ułatwia żonglowanie prawdami naukowymi i manipulowanie nimi w zależności od potrzeb, od tego, komu mają służyć i do kogo są adresowane. Dziś dla potrzeb praktycznych za prawdę uznaje się to, co przyczynia się do osiągnięcia zamierzonych celów. Tak rozumieją ją np. Amerykanie, dzięki czemu od wielu lat utrzymują swoje panowanie imperialne w gospodarce, polityce, ideologii i kulturze. Prawda jako towar nie może być ani absolutna ani pewna; musi być chwiejna i zmieniać się w zależności od popytu, żeby mogła się dobrze sprzedawać.
Naukowcy, prostytuują się nie tylko wówczas, gdy za pieniądze sprzedają się biznesmenom, ale także wtedy, gdy zaprzedają się różnym mocodawcom politycznym i ideologicznym (także kościelnym), żeby się im przypodobać. Przede wszystkim czynią to w celu utrzymania się na stanowisku, albo ułatwienia sobie awansu zawodowego. Przecież żyją i działają w określonym kontekście uwarunkowań społecznych i kulturowych, stąd muszą funkcjonować w ramach określonych standardów społecznych. Poza tym, współczesny naukowiec nie działa indywidualnie, lecz pracuje w zespołach, czasem dość licznych. A współpracując z grupą, musi się do niej dostosować. Także pod względem kulturowym, politycznym i ideologicznym. Musi podzielać poglądy członków grupy i ich sposoby postępowania, nawet jeśli są sprzeczne z jego przekonaniami i sumieniem, albo wręcz nieetyczne - zgodnie z zasadą: „Jeśli wleziesz między wrony...". To go w pewnym stopniu usprawiedliwia.
Zachowanie naukowców budzi też wątpliwości natury moralnej, jeśli wbrew temu, co odkrywają i co powinno wynikać z ich wiedzy, z różnych powodów publicznie prezentują coś innego, świadomie wprowadzając w błąd swych słuchaczy lub czytelników. Oczywiście, naukowiec ma prawo głosić swoje przekonania w sytuacji dysonansu poznawczego, gdy zachodzi sprzeczność między jego wiedzą a poglądami dla jakichś celów, np. propagandowych, ale niech uczciwie przyzna, że są to jego subiektywne poglądy i że głosi je wbrew obiektywnej wiedzy naukowej. Niech nie nadużywa swego autorytetu naukowego, bo to jest nieuczciwe i podważa dobre imię nauki i naukowców.
Wiesław Sztumski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1285
Ci, którzy chcą władzy i ją osiągają, żyją w ciągłym strachu, że ją stracą.
(Veronika Roth, Niezgodna)
1. Strach i zagrożenie
Ludzie zawsze boją się czegoś lub kogoś i boją się o coś lub kogoś. Strach rodzi się z uświadomionego sobie zagrożenia oraz w odniesieniu do czegoś nieznanego lub niedoświadczonego, a więc przed przyszłością. Nade wszystko ludzie boją się o swoją egzystencję, bowiem ich kondycja, prawidłowe funkcjonowanie i życie są nieustannie zagrożone, niezależnie od tego, jakich środków obrony dostarcza im postęp techniki. Gdy przestają się bać jednego stracha, zjawia się nowy. Często strachy kumulują się i interferują ze sobą, wskutek czego potęguje się ich siła oddziaływania na psychikę.
2. Wciąż więcej zagrożeń i strachów
Rozwojowi cywilizacji, głównie zachodniej, towarzyszy wzrost liczby i wielkości zagrożeń potencjalnych i realnych. Chyba nikt tego nie liczył, ale wydaje się, że dawniej było ich nieporównanie mniej niż teraz. Może dlatego, że po pierwsze, wielu zagrożeń nie sobie nie uświadamiano, a po drugie, że ilość nowości technicznych rośnie wykładniczo, a każda z nich jest źródłem coraz większej liczby niebezpieczeństw. Gdyby człowiek reagował na wszystkie zagrożenia na raz, to strach sparaliżowałby go do tego stopnia, że przestałby się poruszać i działać, a więc żyć. Możliwe, że ludzkość zbliża się już do tego punktu krytycznego, odkąd cywilizacja techniczna przerodziła się w cywilizację strachu (1), zwłaszcza od połowy XX wieku, kiedy świat coraz szybciej stawał się niebezpieczny i niepewny.
Stale rosnąca dynamika cywilizacji sprzyja narastaniu niepewności o przyszłość, a tym samym wzrostowi różnych form strachu.(2)
Aktualnie strach stał się rodzajem stylu życia. Lwia część medialnego przekazu to informacje o wypadkach, nieszczęściach, katastrofach, śmierci, chorobach, pandemii itd. Radio, Internet, telewizja kino, prasa, bajki przepełnione są nowo kreowanymi i coraz groźniejszymi strachami. Toteż wystraszeni ludzie rozprawiają na okrągło o strachach i okropnościach, jakie jeszcze mogą ich spotkać w życiu - o skutkach niekorzystnych zmian klimatycznych, katastrofie emerytalnej, wyczerpaniu naturalnych zasobów energetycznych, o groźbie wojny światowej, zatruciu wody, gleby i atmosfery, o kryzysach ekonomicznych, terroryzmie i najeździe kosmitów.
W erze Internetu coraz więcej wymyślnych i przerażających straszydeł pojawia się w świecie wirtualnym. Często z realnie istniejących niegroźnych przedmiotów, ludzi i zwierząt czyni się straszydła wskutek przypisywania im najgorszych aparycji, właściwości, cech charakteru, instynktów i zamiarów. Lista strachów zdaje się nie mieć końca.
W ostatnich czasach w sposób zamierzony tworzy się i upowszechnia coraz więcej informacji o mało prawdopodobnych zagrożeniach sztucznych lub iluzorycznych za pomocą ogólnie dostępnych, niekontrolowanych i bardzo skutecznych fake newsów.(3)
Przesadnie wyolbrzymia się je i ubarwia emocjonalnie, by zintensyfikować ich moc recepcji, gdyż do większości ludzi bardziej przemawiają racje emocjonalne niż racjonalne. Takie strachy kreują elity polityczne, ekonomiczne i inne, które chcą wywołać odpowiednie reakcje u adresatów i wytworzyć klimat strachu, by zapewnić sobie panowanie i krociowe zyski.(4) Nieodróżnianie faktów od fake newsów sprzyja rozwojowi autorytaryzmu.
3. Kto straszy i po co
Strach był zawsze narzędziem polityki, przede wszystkim w rękach polityków dążących do sprawowania władzy absolutnej, czyli do absolutnego posłuszeństwa swoich poddanych. Elity rządzące starają się utrzymywać ludzi w permanentnie nasilającym się lęku przed realnymi zagrożeniami, a jeszcze bardziej przed wyimaginowanymi. Po pierwsze, by przekierowywać uwagę mas od aktualnych i poważnych zagrożeń na mało znaczące. A po drugie, żeby społeczeństwo było tak mocno zastraszone, by nie odważyło się sprzeciwiać władcom, by widziało w nich jedynych wybawicieli od wszelkiego zła i by tym sposobem kształtować kult władców. W obu przypadkach celem jest zdobycie szacunku i zaufania oraz umocnienie się władzy i przedłużenie jej panowania.
4. Czego boją się ludzie
Od niepamiętnych czasów ludzie spontanicznie bali się najpierw realnych przedmiotów i zjawisk należących do świata zmysłowego, a potem - do świata wyobrażonego. Z czasem straszaki wymyślone, bytujące w świecie fantazji, napędzały większego strachu aniżeli realne. Być może dlatego, że wyobraźnia ludzka przerasta realność. O wiele więcej zagrożeń i strachów można sobie wyobrazić, niż znaleźć w świecie sensualnym.
Są różne rodzaje zagrożeń i strachów związanych z nimi. Jedne narastają powoli i dlatego dłużej utrzymują się w świadomości. Mogą one mieć zasięg lokalny, jeśli budzą strach w pojedynczych grupach społecznych lub w całych społeczeństwach, ale tylko w poszczególnych krajach, albo globalny, jeśli boi się ich cała populacja świata.
W każdorazowej fazie rozwoju cywilizacji pojawiają się nowe, właściwe jej kategorie zagrożeń, które często znikają w kolejnej fazie. Wskutek inercji pamięci utrzymują się też niektóre spośród starych zagrożeń, ale zmniejsza się ich wartość w zależności od tego, z jaką mocą potrafią jeszcze wpływać na świadomość, psychikę i wyobraźnię ludzi, i wywoływać reakcje obronne. Ich czas utrzymywania się w świadomości zależy od tego, jak długo ją drążą.
Więcej zagrożeń jest dziełem ludzi niż przyrody. Ale w większości przypadków nie mają oni wpływu na nie, ponieważ wymykają się im spod kontroli i kierują się jakby własną logiką rozwoju.
5. Aktualne kategorie strachu
W aktualnej fazie rozwoju cywilizacji istnieją trzy grupy „strachów globalnych", które dotyczą obawy o dalsze losy gatunku ludzkiego.
• Strach przed sztuczną inteligencją
Wiele osób ma wrażenie, że sztuczna inteligencja zaczyna przerastać mózg ludzki i że z mnogości operacji obliczeniowych, wzajemnych połączeń i nieustannych przyśpieszeń wyłoni się jakieś nowe „stworzenie” (monstrum, cyborg), albo jakaś anonimowa siła, dzięki której technika wzniesie się ponad ludzi, a człowiek wkrótce stanie się bogiem. Już teraz jednostka staje się chipem w sieci komputerowej, inteligencja odłącza się od świadomości, a otoczenie zapełniane jest superinteligentnymi maszynami - bezdusznymi automatami pozbawionymi moralności, sumienia i świadomości, które regulują nasze zachowania i decydują o naszym życiu. A to przeraża, bo nie trudno sobie wyobrazić co mogłoby się stać, gdyby jakiś dupek, głupiec lub psychopata wcielony w postać superrobota stał się „bogiem", od którego zależałby los ludzkości i świata.
• Strach przed upadkiem naszej (zachodniej) cywilizacji
Ten strach dobrze opisuje metafora „cienkiej skorupki". Pod powierzchnią naszego ucywilizowanego podobno spokojnego i niegroźnego świata wrze, jak w wulkanie, a wydobywający się stamtąd żar buchnął w ludzi i poraził ich. Dlatego stają się coraz bardziej niespokojni, szorstcy i agresywni. Powszechnie wiadomo, że konsensus, który kilkadziesiąt lat temu zapewnił ludziom pokój, wolność i dobrobyt, okazał się kruchy. Na całym świecie widać oznaki nadchodzącej ery niepokojów, która charakteryzuje się narastaniem konfliktów, chaosem w relacjach między wielkimi mocarstwami, aktami terroryzmu wymierzonymi w niewinne osoby, strzelaninami w miejscach publicznych, rosnącą polaryzacją społeczną, epidemią ekscytacji oraz orgiami nienawiści w Internecie itp. To rodzi strach o los potomstwa i następnych pokoleń, które nie będą już mieć tak dobrze, jak pokolenie teraźniejsze, ponieważ czas pokoju i dobrobytu był niepowtarzalną osobliwością w dziejach ludzkich.
• Strach przed „zemstą" przyrody
Ten strach kojarzy się ludziom głównie z katastrofą klimatyczną. Jednak nie chodzi tylko o to. Również żywiołowa, zgoła perwersyjna, nieodparta chęć życia oraz nadmierna konsumpcja, której nic i nikt nie jest w stanie powstrzymać, muszą wkrótce doprowadzić do katastrofy światowej. Nie jest całkiem bezpodstawna hipoteza, że koniec ludzkości może nastąpić z powodu odreagowania naszej planety na systematyczne niszczenie jej przez ludzi, a więc w wyniku „zbuntowania się" jej przeciwko gatunkowi ludzkiemu. (5)
W tej fazie rozwoju cywilizacji istnieją też kategorie strachów „lokalnych". Ich źródłem jest antyekologiczna działalność ludzi oraz doraźne zagrożenia pojawiające się w przyrodzie i społeczeństwie, także kreowane celowo.
6. Czym straszy się Lachów
Straszy się ich coraz bardziej na różne sposoby za pomocą realnych i wydumanych straszydeł (zagrożeń), nie licząc się z niczym, byle tylko było to skuteczne.
• Ruso- i germanofobia
W ostatnich latach elity rządzące straszą naród Rosją i Niemcami. Rosja chce rzekomo napaść zbrojnie na nasz kraj, co rzecz jasna, byłoby straszne. Natomiast Niemcy podobno chcą pokojowo podporządkować go sobie i wykorzystać dla realizacji swoich interesów. Dlatego głupi politycy uprawiają intensywną propagandę antyrosyjską i antyniemiecką, z której nikt nie odnosi korzyści. (Z punktu widzenia ekonomii, człowiek, który sam nie odnosi korzyści i drugiemu na to nie pozwala, to głupek. Tę definicję głupka zastosować można również do polityków).
Te państwa zawsze napadały na nasz kraj i niszczyły go, chociaż czasami było też na odwrót. Z tego powodu w ciągu wieków wytworzył się negatywny stereotyp postrzegania ich jak zaciekłych wrogów. Aktualnie rządząca ekipa, zamiast postępować mądrze i zwalczać ten anachroniczny stereotyp, utrwala go w pamięci młodego pokolenia, bo wie, że odwoływanie się do przeszłości pociąga za sobą znalezienie zapomnianych wrogów. Na dodatek, posługuje się przeinaczonym pojęciem patriotyzmu w wyniku zastąpienia „miłości ojczyzny" przez „miłość państwa".
Nota bene, takie pojęcie patriotyzmu narzucano nam w ostatnich latach PRL, gdy trzeba było gloryfikować państwo socjalistyczne i partię rządzącą PZPR. (p. W.S., Jak tu być patriotą? SN, 5/13). Wszak dla ocalenia swej ojczyzny, a niekoniecznie rządu, naród zdolny jest wszystko zrobić i poświęcić. Przecież można być dobrym patriotą i nienawidzić rządu i partii rządzącej. Chodzi jednak o to, by wokół tak ważnego celu jak ratowanie zagrożonej ojczyzny zmobilizować społeczeństwo i zjednoczyć je, chociaż z premedytacją podzielono je i zantagonizowano jak nigdy wcześniej. Niby chodzi o interes całego narodu, ale faktycznie o realizację partykularnych interesów elit rządzących. Za tym kryje się jeszcze ważniejszy cel polityczny - stopniowe wyciszanie opozycji aż do pozbycia się jej, co pozwala przekształcić nasze jeszcze w jakimś stopniu demokratyczne państwo w autorytarne.
Elity rządzące chcą zbić kapitał polityczny na odgrzewaniu nastrojów antyrosyjskich na różne sposoby i wykorzystują różne sytuacje, jak np. cykliczne obchody „wiecznie żywego" tzw. zamachu smoleńskiego. Jeśli faktycznie wierzą w aktualność historycznie ukształtowanego stereotypu antyrosyjskiego, to wynika to z ich niewiedzy historycznej, albo z „myślenia historycznego", które polega na przenoszeniu zdarzeń minionych na przyszłe, niezależnie od kontekstów społeczno-dziejowych. Udają, albo nie widzą tego, że Rosja i Niemcy są obecnie diametralnie różnymi państwami niż dawniejsze ZSRR, bismarckowskie Cesarstwo Niemieckie i hitlerowska Wielka Rzesza Niemiecka. Te państwa nie mają już imperialistycznej ciągoty do powiększania swych terytoriów w wyniku podbojów militarnych w myśl dawnych haseł „Drang nach Osten” i „Wpieriod, na zapad", co, rzecz jasna, nie wyklucza chęci ich dominacji, głównie pod względem gospodarczym, ani ostrej walki konkurencyjnej z innymi państwami.
Od kilkudziesięciu lat Niemcy są państwem pokojowym i zdążyły już zrealizować cel dominacji ekonomicznej w Europie bez potrzeby uciekania się do wojny. Wciąż pamiętają klęskę w 1945 r. Toteż Niemcami straszy się nie dlatego, że napadną na nas, tylko że jakoby zagrażają naszej suwerenności, której i tak niewiele nam zostało. A Rosja, będąc największym krajem świata, musi się martwić o efektywne zagospodarowanie tego, co posiada, by utrzymać się jeszcze na pozycji supermocarstwa. Wojna przeszkodziłaby jej w tym. Jakiś poważny konflikt zbrojny wywołany przez Rosję raczej nie wchodzi w grę, jako że z uwagi na powiązania międzynarodowe w ramach paktów wojskowych NATO i Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym mógłby przerodzić się nieoczekiwanie w wojnę światową, w wyniku której nie byłoby ani zwycięzcy, ani zwyciężonego. Wiedzą o tym nawet najgłupsi, najbardziej wojowniczy i twardogłowi przywódcy państw. Dlatego starają się unikać wojen, a konflikty rozwiązywać za pomocą kompromisów, zgodnie z zasadą win-win.(7) Wyciągnęli lekcję z tego, że wojny wywołane przez USA i Rosję w celach ekonomicznych i strategicznych w Wietnamie, Afganistanie, Iraku, Syrii, Libii itd. nie spełniły oczekiwań i nadwerężyły prestiż napastników zmuszonych do „honorowego" wycofywania się chyłkiem.
Na zdrowy rozum, dla Rosji zdobycie Polski w minimalnym stopniu opłaciłoby się ekonomicznie, natomiast przyniosłyby więcej strat moralnych i politycznych. Zajęcie naszego kraju, mimo obecności czterech i pół tysiąca żołnierzy amerykańskich z dala od zaplecza, dysponujących nie najnowszym uzbrojeniem i sprzętem, zajęłoby najwyżej kilka dni. Stacjonowanie wojsk USA w Polce ma znaczenie psychologiczne, a nie militarne. Zaś armia rosyjska ostatnio zmodernizowała się w 82 procentach i jest najsilniejszą armią w Europie. Nasz rząd straszy Rosję amerykańskimi żołnierzami stacjonującymi u nas podobnie jak ostatnio Niemcy, których minister obrony oświadczyła buńczucznie w Bundestagu, że z Rosją trzeba rozmawiać „z pozycji siły".(8) Jest to niedorzeczne i żałośnie śmieszne.
Wskutek wyolbrzymiania zagrożenia militarnego ze strony Rosji udało się podtrzymać nasz przemysł zbrojeniowy i częściowo zmilitaryzować społeczeństwo, werbując wojowniczą młodzież do Wojsk Obrony Terytorialnej. Tyle tylko, że to „wojsko" raczej na wojnie nie będzie. Wykorzystuje się je do kształcenia bojówkarzy w służbie partii rządzącej, m. in. w celu „pacyfikacji" manifestacji opozycjonistów politycznych i grup ludzi broniących swych praw.
Na szczęście, naród jeszcze nie dal się całkiem otumanić w wyniku bezmyślnej i intensywnej propagandy antyrosyjskiej i szerzeniu rusofobii. Wprawdzie 42% Polaków boi się zbrojnej napaści Rosji na Polskę, ale są to głównie kobiety, młodzież i osoby mniej wykształcone, o najniższych dochodach oraz mieszkańcy wsi i małych miast, raczej nieznające się na polityce i nieposiadające rzetelnej wiedzy o Rosji. Są to osoby kierujące się przede wszystkim emocjami i fanatycznie wierzące elitom politycznym, duchowieństwu i „bąkom informacyjnym", (fake newsom) puszczanym przez media rządowe i kościelne.
O wiele mniej skuteczna jest propaganda antyniemiecka. Pewnie dlatego, że Niemcy bardzo pomagali nam w czasie stanu wojennego i że wielu Polaków pracuje tam od lat i ma dobre relacje z Niemcami. Najnowsze badania opinii publicznej CBOS dowodzą, że rośnie sympatia do Niemców; deklaruje ją 46% pytanych.
• Straszenie Unią Europejską
Straszy się również Unią Europejską, której Polska jest integralną częścią, a więc perwersyjnie straszy się samym sobą, czyli „autostraszydłem". Rzekomo UE dąży do zniszczenia rodziny w wyniku uznania przez prawo par jednopłciowych za małżeństwa oraz adopcji przez nie dzieci. To raczej sprzyja rozwojowi rodzin, bo powiększa ich liczbę o rodziny homoseksualne i sprzyja dobru dzieci adoptowanych. Brak dowodu na to, że w rodzinach homoseksualnych gorzej wychowuje się dzieci.
Na dodatek, w odwecie za upominanie naszego rządu za faktyczne naruszanie praworządności, straszy się nas tym, że UE propaguje różne ideologie świeckie, co osłabia pozycję kościoła katolickiego u nas i powoduje odchodzenie od wartości chrześcijańskich. Nota bene, one już i tak wychodzą u nas z mody, zwłaszcza w środowisku oświeconej młodzieży, która nie poddaje się indoktrynacji kościelnej. Wielu ludzi uznaje te wartości tylko formalnie, a w praktyce ignoruje normy etyki chrześcijańskiej. Najzajadlej i wrzaskliwie stają w ich obronie hipokryci rządowi, którzy z okazji różnych uroczystości „modlą się pod figurą, a diabła noszą za skórą". W sukurs partii rządzącej poszli katoliccy hierarchowie kościelni, którym usuwa się grunt pod nogami w wyniku różnych afer, w szczególności pedofilskich. Dziwne, że ich obaw nie podzielają inne kościoły działające w Polsce, ani w świecie. Jakoś im to nie przeszkadza.
• Strach przed muzułmanami
Kilka lat temu wydawało się 66% Polaków, że największym zagrożeniem z zewnątrz jest tzw. Państwo Islamskie oraz ewentualny napływ uchodźców (imigrantów) z krajów afrykańskich i azjatyckich, w większości muzułmanów, przede wszystkim dlatego, że wykarczują nasze korzenie i tradycje chrześcijańskie. Mniej przejmowano się zmianami klimatu (42%) i kondycją gospodarki światowej (25%). Stąd można wysnuć wniosek, że najmniej wie się u nas o zagrożeniach ekologicznych i ekonomicznych i dlatego się je lekceważy, być może w konsekwencji agresywnej i zmasowanej propagandy sukcesu gospodarczego, jaki zawdzięczamy horrendalnemu i rosnącemu zadłużaniu państwa, licząc na jakiś ekonomiczny „cud nad Wisłą".
• Strach przed pandemią
Od niespełna roku Polacy boją się najbardziej zagrożeń wynikających z epidemii COVID-19: wzrostu cen, podnoszenia podatków, zachorowania kogoś z bliskich, niewydolnej służby zdrowia, kryzysu finansowego, inflacji zżerającej populistyczne dodatki „plus" oraz podwyżki plac minimalnych i emerytur, utraty pracy i osłabienia demokracji.(11) Natomiast najmniej ze wszystkich narodów obawiają się polityki Stanów Zjednoczonych pod przywództwem D. Trumpa i ingerencji w nasze sprawy (15%).(12)
• Strach przed ideologią ekologizmu
Ekologizm jest ideologią pewnych grup i organizacji społecznych lub politycznych (partii „zielonych" oraz ruchów ekologicznych) mających na celu nie deklaratywne, lecz realne i skuteczne ratowanie środowiska przed zniszczeniem, które w nieodległej przyszłości przesądzi o losach ludzkości - uniemożliwi jej przetrwanie. Po zapaści socjalizmu ideologia ekologizmu stała się ideologią przyszłości, jedyną alternatywą dla ideologii neoliberalizmu wielbiącej zysk i konsumpcję, która coraz bardziej daje się ludziom we znaki.
Niektórym politykom konserwatywnym ideologia ekologizmu nie podoba się, bo nie odpowiada ich interesom, światopoglądowi i przekonaniom. Dlatego usiłują skompromitować ją i zwalczać. Wypaczają jej sens albo z powodu braku wiedzy o istocie ekologizmu, albo celowego dążenia do dezawuacji jej w oczach mas. Grają głównie na uczuciach religijnych. Prezentują ją w postaci straszaka, który zagraża kulturze i tradycji chrześcijańskiej, uznawanej niesłusznie za europejską, albo zachodnią, ponieważ wywodzi się ona też z kultur przedchrześcijańskich. Konserwatystów politycznych wspierają konserwatywni hierarchowie kościoła katolickiego w Polsce na przekór poglądom papieża Franciszka. Twierdzą, że ekologizm jest bliżej nieokreśloną ideologią antychrześcijańską, nawet ateistyczną, nawiązującą do filozofii marksistowskiej i ideologii komunistycznej, co jest jawnym fałszem. W ten sposób z ekologizmu czynią uosobienie zła, potwornego straszaka dla katolików w postaci antychrysta.
• Strach przed ideologią LGBT+
Skrót LGBT oznacza społeczność ludzi quere (znajdujących się ze względu na orientacje seksualne poza podziałem na mężczyzn i kobiet), czyli homo-, trans-, bi- i cis-seksualistów. Naukowcy - medycy i psycholodzy - twierdzą, że odmienność seksualna była i jest zjawiskiem normalnym w każdej populacji i w zasadzie nie zależy od wyboru; po prostu ludzie takimi się rodzą. Ta społeczność ostatnio coraz bardziej daje znać o swym istnieniu w formie ruchu społecznego, ponieważ jej członkowie są systematycznie marginalizowani, prześladowani, nękani, potępiani, uciskani, a nawet atakowani i zabijani z tego powodu.
Członkowie społeczności LGBT nie manifestują przeciwko innym ludziom, lecz za traktowaniem ich na równi z innymi obywatelami w dziedzinie prawa, zatrudnienia, małżeństwa i adopcji dzieci. Nie chcą jakichś specjalnych przywilejów dla siebie. Domagają się tolerancji i zapewnienia bezpieczeństwa, by nie byli narażeni na dyskryminację. Toteż mają sojuszników w osobach heteroseksualnych. Wbrew przekonaniom niektórych polskich konserwatystów, ruch LGTB jest zdecydowanie przeciwny pedofilii i generalnie nie zajmuje się innymi tematami seksualnymi, jak np. tym, czego uczy się dzieci w szkołach. Chcieliby jednak, by uczono o istnieniu osób LGBT i tolerancji w stosunku do nich, jak do innych mniejszości. Nie mają u nas własnej organizacji (partii) i odrębnych poglądów politycznych. Tym bardziej nie mają swojej ideologii.
Wyrażenie „ideologia LGBT” ma tyle samo sensu, co „ideologia rudowłosych” czy „ideologia leworęcznych”. Określenie „ideologia gender” jest terminem wymyślonym przez Kościół i tworzy wroga, który, jak diabeł, po prostu nie istnieje. Ale świetnie nadaje się do straszenia społeczeństwa „przedwczesną seksualizacją” polskich dzieci. Przecież chodzi o to, by odwrócić uwagę od przedwczesnej i niestety faktycznie doświadczanej przez dzieci seksualizacji za sprawą pedofilnych księży i purpuratów.
• Straszenie wrogami rządu i partii rządzącej
To straszydło było zawsze obecne w dziejach ludzkości, ponieważ rządzący uznawali zazwyczaj za wrogów opozycjonistów lub konkurentów do władzy. Jeśli kogoś mianowano „wrogiem", to musiało się go zniszczyć – najlepiej - unicestwić fizycznie. Bowiem „dobry wróg, to martwy wróg". Postępowali tak szczególnie władcy nazywani satrapami, dyktatorami lub tyranami w różnych ustrojach. Teraz też tak jest. Im bardziej ktoś czuje się zagrożony, w tym większym stopniu chce pozbyć się przeciwników ze swojej przestrzeni politycznej. Najpierw tych faktycznych i najgroźniejszych, potem mało znaczących i urojonych.
W dyktaturach rozwija się psychoza wyszukiwania wszędzie wrogów, ujawniania ich i niszczenia, bo „za każdym rogiem czai się wróg, którego trzeba demaskować". A jeśli ich zabraknie, to robi się wrogiem każdego, kto nawinie się przypadkowo, by zasłużyć sobie na uznanie władzy. Wrogiem jest każdy, kto pojmuje świat w inny sposób niż przywódcy partyjni lub państwowi i ma inne zdanie od nich. Starsi ludzie pamiętają czasy stalinowskie, a młodzi znają je z opowieści, kiedy szalała psychoza poszukiwania wrogów ustroju socjalistycznego, zwanych „wrogami klasowymi". W ich poszukiwaniu penetrowano wszystkie środowiska i grupy społeczne. I straszono nimi wszystkich. Z urzędu zajmowały się tym służby bezpieczeństwa państwowego i kontrwywiad, ale też liczni aktywiści partii i organizacji młodzieżowych. W rezultacie nikt, nigdzie i nigdy nie czuł się bezpieczny, bo krył się w nim potencjalny wróg.
Obecna ekipa rządząca chce powrotu do czasu sprzed siedemdziesięciu lat. Straszy naród neomarksizmem i swoimi „wrogami" - postkomunistami i opozycjonistami (lewakami). Zalicza do nich wszystkich, którzy mają dość ich rządów i nienawidzą ekstremalnie konserwatywnych partii prawicowych za to, że gwałcą gwarantowane przez Konstytucję swobody obywatelskie i w sposób zaprogramowany budują państwo autorytarne i wyznaniowe. „Lewactwo" czyni się winnym tego, że uczniowie coraz bardziej otwierają się na kraje zachodnie i coraz mniej chętnie chodzą na lekcje religii. Wrogie działania „lewaków" względem narodu mogą być prowadzone w podziemiu i dlatego trzeba być zawsze czujnym i dogłębnie penetrować ich środowiska.
Aktywistów opozycji zastrasza się bezpodstawnymi aresztowaniami znienacka, na podstawie domniemanych przestępstw, w myśl zasady Andrieja Wyszyńskiego (b. prokuratora generalnego ZSRR): „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Dziwnym zbiegiem okoliczności postępuje upolitycznienie sądownictwa, czego domagał się Wyszyński, kiedy był rektorem Uniwersytetu Moskiewskiego (1925-1928). Po wyrokach sądów, które nie podobają się władzy, pojawiają się komentarze szefa partii rządzącej, grożące sędziom postępowaniami dyscyplinarnymi za „niewłaściwe” orzekanie. A groźby realizuje nadprokurator, minister sprawiedliwości i „partyjny nadzorca" Sądu Najwyższego w jednej osobie. Niewykonujących jego poleceń sędziów, prokuratorów i adwokatów usuwa się ze stanowisk lub zakazuje się im praktykowania zawodu.
Jednak nie wszyscy opozycjoniści są wrogami. Wielu życzyłoby sobie konstruktywnej współpracy z partią rządzącą na wzór naprawdę demokratycznych krajów charakteryzujących się wysoką kulturą polityczną, ale ignoruje się ich.
A co do postkomunistów, to takich już nie ma. Niewielu było prawdziwych komunistów dawniej, ale poumierali. Dzisiejsi „postkomuniści" to raczej socjaldemokraci niewiele wiedzący o komunizmie. A zatem, znowu mamy do czynienia z tworzeniem wrogów nieistniejących, lecz wymyślonych przez polityków prawicowych i kościół, bo nazwa „komunista" kojarzy się z kimś groźnym i budzącym odrazę - z potworem lub straszydłem.
• Straszy się organizatorów i uczestników demonstracji antyrządowych
Czyni się ich odpowiedzialnymi za manifestacje, wiece, strajki i pochody w czasie pandemii i wini za narażanie zdrowia i życia tysięcy ludzi („macie krew na rękach"), chociaż manifestanci respektują nakazy sanitarne w przeciwieństwie do uczestników masowych imprez rządowych i kościelnych. Wini się ich też za celowo sprowokowane starcia z policjantami i bojówkarzami rządowymi - narodowcami, Młodzieżą Wszechpolską, pseudokibicami i dewotami. A przecież bojówkarze, jak wszyscy obywatele, mają obowiązek „przeciwstawienia się demonstracjom, ponieważ są one atakiem, który ma zniszczyć Polskę i doprowadzić do tryumfu sił, których władza doprowadzi do zakończenia narodu polskiego" (Gazeta, 20.10.2020). Kiedy oddziały paramilitarne, policja i wojsko włączają się do walki z opozycyjnymi manifestantami, to zbliża się już koniec demokracji.(14) Wmawia się ludziom, że to niesforni manifestanci, zwłaszcza kobiety, uzbrojeni w pałki teleskopowe i gaz pieprzowy, biją bojówkarzy i policjantów, a nie na odwrót.
Straszy się studentów i uczniów uczestniczących w marszach i wiecach na rzecz ochrony środowiska, zdrowia i życia ludzi oraz w obronie godności kobiet i ich prawa do samostanowienia o sobie. A przecież ta oświecona młodzież ze wszech miar zasługuje na pochwałę za to, że, jak młodzież w krajach zachodnich, wzięła sobie do serca wyzwanie rzucone przez Ericha von Weizsäckera: „Dzisiejsza młodzież jest ostatnim pokoleniem, które może jeszcze zawrócić ludzkość z drogi do zagłady" i zaczęła działać na rzecz ratowania środowiska przyrodniczego i społecznego, by mogła przeżyć ona i następne pokolenia. A u nas ciąga się uczniów i ich rodziców po komisariatach, grozi się im sądami dla nieletnich i poprawczakiem. Straszy się też nauczycieli i zmusza ich do karania uczniów za udział w demonstracjach. Studentów i naukowców popierających ich straszy się komisjami dyscyplinarnymi i zwalnia ze stanowisk.
Straszy się cały naród
Polaków straszy się tym, że rzekomo obce standardy europejskie zakazują im żyć według zasad i wartości „tradycyjnych" (czyt. narzuconych siłą krajom słowiańskim przez zachodnie chrześcijaństwo), chociaż tradycyjnymi (pierwotnymi, swojskimi) powinny być raczej tradycje słowiańskie, lechickie. Straszy się naród, że gdy opozycja dojdzie do władzy, to zabierze mu wszystkie „plusy" (świadczenia finansowe, „łapówki przedwyborcze"), wspaniałomyślnie darowane przez obecny rząd, ale na koszt podatników, których nie pytano o zgodę. Żaden władca autorytarny nie lubi osób mądrzejszych od siebie, bo tylko siebie uważa za wszechwiedzącego. Dlatego straszy się naród ludźmi światłymi (wysoce edukowanymi) i dziennikarzami, którzy mącą w głowach słabiej wykształconym obywatelom.
Nie straszy się jeszcze wojska, służb porządkowych i duchowieństwa z wyjątkiem nieposłusznych księży.
Smutne wnioski i nutka optymizmu
Zdaniem Timothy Snydera, amerykańskiego historyka, profesora uniwersytetu Yale, nowoczesne dyktatury najlepiej rozwijają się dzięki zarządzaniu strachem i w atmosferze zmanipulowanego strachu. Straszy się na różne sposoby za pomocą realnych i wydumanych straszydeł (zagrożeń) nie licząc się z niczym, byle tylko skutecznie.(15)
Niestety, w ostatnim dziesięcioleciu bieżącego wieku mamy do czynienia z tym zjawiskiem w naszym kraju. Rządząca partia i ekipa zastrasza nie tylko opozycję, lecz pozostałych obywateli metodami stosowanymi w państwach totalitarnych, represyjnych i policyjnych. Z reguły straszy ten, kto się boi. A władcy naszego kraju boją się coraz bardziej nie wrogów z zewnątrz, tylko własnego narodu - suwerena. Otaczają zasiekami budynki rządowe, a setki policjantów ochrania dom prezesa partii rządzącej. Tylko patrzeć, jak postawią tam mur na wzór słynnego muru berlińskiego i wysiedlą sąsiadów. Im bardziej boją się swego narodu, który rzekomo tak bardzo ich kocha, tym więcej straszą go, urządzając pokazy siły w postaci setek samochodów policyjnych i tysięcy uzbrojonych policjantów oraz tajniaków przeciw setkom nieuzbrojonym i pokojowo nastawionym protestującym cywilom.
W wyniku posunięć ograniczających wolność jednostek, organizacji i instytucji, Polskę za kraj demokratyczny uważa jedynie 38% obywateli. O tym, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku częściej przekonani są najmłodsi, do 25 lat (52%), a także respondenci w wieku od 45 do 54 lat (49%). Bardziej pesymistycznie nastawieni są mieszkańcy większych miejscowości i osoby z wyższym wykształceniem.
Dla pokrzepienia ducha warto przypomnieć, że Lachy nie ulegali strachom w czasach zaborów, okupacji hitlerowskiej, stalinizmu i stanu wojennego. Nigdy „nie lękali się i ducha nie gasili". Dlatego w końcu wywalczyli sobie wolność i demokrację. Może i tym razem nie dadzą się zastraszyć i poszczęści się im w walce o restytucję prawdziwie demokratycznego kraju.
Wiesław Sztumski
(1) Prawdopodobnie termin „cywilizacja strachu" wprowadził poeta brytyjski Wystan Hugh Auden w 1947 r. (W. H. Auden, The Age of Anxiety, Princeton University Press, 2011.
(2) Henning Beier i inni, Technik und Angst: Zur Zukunft der industriellen Zivilisation [Technika i strach. O przyszłości cywilizacji przemyslowej], Thuet Verlag Aachen, 1996
(3) Z badania przeprowadzonego ostatnio przez Pew Research Center wynika, że zmyślone informacje stanowią dla Amerykanów większe zagrożenia niż terroryzm, imigracja, zmiana klimatu i rasizm Amerykanów (68%) uważa, że zmyślone informacje mają duży wpływ na ich zaufanie do rządu i do współobywateli, a 51% jest zdania, że wymyślone informacje wpływają negatywnie na pracę przywódców politycznych.
(4) Dobrym przykładem celowego napędzania strachu przez polityków i lobbystów jest stworzenie w USA sztucznego zagrożenia wojną domową w końcowej fazie wyborów prezydenckich w 2020 r., gdyby wyniki okazały się niekorzystne dla Trumpa. Zorganizował on wcześniej specjalne oddziały uzbrojonych bojówkarzy, którzy mieli zaatakować zwolenników jego rywala Joe Bidena podczas manifestacji po ogłoszeniu wyniku wyborów. W tej sytuacji zwolennicy Bidena też musieli uzbroić się. W związku z tym wielu obywateli USA bojąc się zbrojnych rozruchów zakupiło w pierwszej połowie 2020 r. ok. 19 milionów sztuk broni palnej. Stało się to w kraju, gdzie w rękach prywatnych jest więcej broni palnej (400 mln sztuk) niż dorosłych mieszkańców kraju (250 mln). Przypuszcza się, że bardziej niż o wybory chodziło o masowy zakup broni od producentów, z którymi Trump utrzymuje przyjacielskie relacje, żeby dać im nieźle zarobić i samemu coś z tego uszczknąć. (Nana Brink, Angst vor Unruhen im US-Wahlkampf. Die Amerikaner decken sich mit Waffen ein, [Strach przed niepokojami w kampanii wyborczej w USA. Amerykanie zaopatrują się w broń], „Deutschlandfunk Kultur", 22.10.2020.)
(5) Matthias Horx, Im Angstgewitter [W burzy strachu], „Geschäftsbericht der Capitalbank AG", Zukunftsinstitut Horx GmbH, Frankfutrt a/M. 2020
(6) Jak stwierdził gen. broni w st. spocz. Andrzej Fałkowski (polski przedstawiciel wojskowy przy NATO), „Rosja oczywiście nie zaryzykuje otwartej konfrontacji z NATO. Będzie się raczej starała zasiąść do negocjacji i ugrać dla siebie jak najwięcej”. („Polska Zbrojna", 12.03.2020)
(7) Minister obrony Niemiec, Annegret Kramp-Karrenbauer, oświadczyła buńczucznie w Bundestagu 25.11.2020, żeby z Rosją rozmawiać „z pozycji siły". Na to Maria Zacharow, rzeczniczka Min. Spraw Zagranicznych Rosji odpowiedziała jej, że siłą Niemiec jest duży kontyngent wojsk amerykańskich i zmagazynowana tam amerykańska broń jądrowa. A kiedy masz siłę, która, nie jest twoja, nie możesz jej kontrolować ani użyć, to tak, jakbyś jej wcale nie miała. Jednoczenie przypomniała, że Niemcy w 1941 r. potraktowały Rosję (ZSRR) z pozycji siły i źle na tym wyszły.
(8) Michał Duszczyk, Polacy boją się inflacji i topniejących oszczędności, "Rzeczpospolita" (15.11.2020)
(9) Natomiast na podstawie badań przeprowadzonych przez Informationszentrum R+V Versicherung w październiku 2020 r. (www.ruv.de/presse/aengste-der-deutschen/grafiken-die-aengste-der-deutschen) Niemcy najbardziej boją się niebezpiecznej dla świata polityki Trumpa (53%), wzrostu kosztów utrzymania (51%), obciążenia podatników z tytułu kryzysu zadłużenia UE (49%), pogorszenia się sytuacji gospodarczej (48%), katastrof ekologicznych/klimatycznych (44%), napięć spowodowanych przez napływ cudzoziemców (43%), nadmiernego obciążenia państwa przez uciekinierów (43%), chemizacji żywności (42%), pandemii w wyniku globalizacji (42%) i braku opieki na starość (41%).
(10) Timothy Snyder, O tyranii, Wyd. Znak Kraków 2019
(11) Tamże