Filozofia (el)
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 5999
Wiele rzeczy małych stało się wielkimi tylko dzięki odpowiedniej reklamie.
Mark Twain
Istotą reklamy jest przekaz informacji o produktach i usługach wystawianych na sprzedaż, czyli towarach. Jej celem jest pozyskiwanie na nie kupców poprzez przekonywanie o konieczności dokonania zakupu. Reklama zawiera czynnik obiektywny – informację o rzeczywistych cechach produktu oraz subiektywny – perswazję.
Reklama była zawsze i nadal jest jeszcze nieodzownym elementem pejzażu handlowego. Występowała w różnych formach. W dawnych czasach miała postać mówioną - sprzedawca głosem lub gestami informował bezpośrednio potencjalnych nabywców o swych towarach i zachęcał do kupna; potem, miała postać pisemną (ulotki, plakaty, gazety) i oddziaływała pośrednio; a odkąd wynaleziono aparat fotograficzny i filmowy ma postać ikoniczną (fotografie, filmy).
Teraz, w czasach telewizji i Internetu, ma bardziej rozwiniętą postać ikoniczną (spoty), dodatkowo wzmocnioną efektami wizualnymi, chociaż również słowną i muzyczną, ale o silnych efektach akustycznych. Właściwie wszystkie postacie reklamy splatają się w przekazie jej przez media drukowane i elektroniczne. Dzięki temu ogromnie wzrosła jej moc oddziaływania akustycznego, słownego, wizualnego i emocjonalnego na ludzi.
Reklama powinna spełniać następujące funkcje:
Ogólne
- informacyjną - dostarczać wiedzy o towarach,
- motywacyjną – skłaniać do dokonania zakupu
- uświadamiającą – ukazywać szkodliwość towarów albo ich szczególne walory
- emocjonalną – wywoływać pozytywne emocje
- wzmacniającą podejmowanie decyzji o zakupie
- rozrywkową – bawić i uprzyjemniać ludziom pobyt w sklepach
- organizacyjną – organizować ludzi wokół jakiejś akcji społecznej
- kształtującą postawy, normy i zachowania konsumenckie oraz modę
Marketingowe
- wprowadzać produkt na rynek
- przebijać się w walce konkurencyjnej
- zwiększać udział danego towaru na rynku
- zapewniać firmie przywództwo na rynku
Polityczne
- tworzyć wizerunek jakiejś partii
- wspomagać jakiegoś polityka w wyborach itp.
Ekonomiczne
- przyczyniać się do powiększania zysku, obrotu, udziału w rynku, itp.
Komunikacyjne
- poprawiać rozpoznawalność marki lub logo
- rozwijać ich pozytywny wizerunek
Psychologiczne
- manipulować zachowaniami konsumenckimi
- zachęcać do kupna
- przekonywać o konieczności zakupu.
Gdyby reklama ograniczyła się do tych funkcji i spełniała je rzetelnie, mogłaby mieć sens i być pożyteczna, jakkolwiek można by mieć wątpliwości i co do tego. Ale tak nie jest. Faktycznie reklama nie spełnia tych funkcji właściwie i z natury nie jest uczciwa. Na kolejnych etapach kształtowania się społeczeństwa konsumpcyjnego informacje o produktach zawarte w reklamie stają się coraz mniej obiektywne – są intencjonalne; przesadnie eksponują rzadkie cechy rzeczywiście dobre, natomiast skrywają liczne cechy złe.
Rozwój współczesnej gospodarki zależy od wzrostu konsumpcji, raczej zbytecznej hiperkonsumpcji, którą usiłuje się osiągać nieliczącą się z niczym reklamą. Ze względu na jej skuteczność stosuje się wszelkie możliwe sposoby i sztuczki - często z pogardą dla przepisów prawa, nakazów etyki, kanonów estetyki lub zasad dobrego smaku. W związku z tym postępuje odwracanie funkcji reklamy dokładnie na przeciwstawne, co w efekcie pozbawia sensu jej istotę.
Rozwój ma to do siebie, że po osiągnięciu fazy kulminacji przechodzi w fazę schyłkową. Im szybciej coś rozwija się, tym szybciej osiąga kulminację i zaczyna chylić się ku upadkowi. Przypuszczalnie rozwój reklamy znalazł się już w fazie odwrotu, albo wkrótce ją osiągnie. I właściwie nie ma czego żałować, jeśli sobie uświadomić szkodliwość reklamy narastającą wraz z jej burzliwym postępem.
Kilka powodów, żeby upaść
Po pierwsze, reklama narusza prywatność w aspekcie przestrzeni prywatnej, czasu prywatnego i ochrony danych osobistych. Dotyczy to głównie reklam przekazywanych przez Internet, telewizję, radio, pocztę elektroniczną i telefon. Siedzimy we własnych domach i oglądamy film, słuchamy radia, przeglądamy strony internetowe, albo odpoczywamy, a tu nagle bez naszego przyzwolenia włączają się nachalne i trudno dające się usuwać reklamy, bądź dzwoni jakiś agent-reklamiarz oferując coś „za darmo”. (Nota bene, nie wiadomo, skąd reklamiarze biorą nasze dane - numer telefonu prywatnego, adres mailowy, itp.).
To samo dotyczy ulotek i broszur reklamowych, (które mało kto czyta) wrzucanych do prywatnych skrzynek pocztowych, co obciąża nas większymi kosztami wywozu śmieci. Czy jest to prawnie dozwolone, a jeśli tak, to na mocy jakich przepisów? Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy: niesamowite marnotrawstwo papieru, energii i materiałów potrzebnych do druku. Czy jesteśmy tak bogatym krajem, że stać nas aż na taką rozrzutność surowców? A jeśli nawet, to czy nie należałoby je oszczędzać w imię zrównoważonego rozwoju?
Po drugie, reklama przyczynia się do kształtowania społeczeństwa ludzi znudzonych. Wskutek reklamowania jakiegoś produktu dokonuje się jego zakupu, co przez jakiś czas cieszy, bo to coś nowego, czego inni jeszcze nie posiadają. Jednak po pewnym (coraz krótszym) czasie nabytek się psuje (celowo zaniża się jakość produktów), albo zaczyna nudzić, bo na rynku pojawiają się nowsze „wystrzałowe” produkty. Ta sprawa dotyczy szczególnie zabawek dla dzieci oraz różnych gadżetów dla dorosłych.
Po trzecie, reklamy psują pejzaż przestrzeni publicznej. One po prostu zaśmiecają środowisko w sensie dosłownym (sterty śmieci w miejscach publicznych) i przenośnym (hałas wywoływany reklamą akustyczną, bazgroły na afiszach, wielkoformatowe reklamy na budynkach, itp.). Nasycanie przestrzeni publicznej reklamami hałaśliwymi, animowanymi i nieestetycznymi jest jedną z przyczyn, które czynią ją nerwicogenną. Przebywanie w niej jest niezwykle męczące i szkodliwe dla układu nerwowego.
Po czwarte, reklamy szokują ludzi, ale bardziej ze skutkiem negatywnym. Współczesna moda na szokowanie (pisałem o tym w „SN” Nr 4, 2015 - Szokować do znudzenia) coraz bardziej ogarnia również reklamę. Bowiem szoking okazał się skutecznym środkiem manipulacji ludźmi, w szczególności zachowaniami konsumenckimi. Reklama szokuje alogicznością, przejaskrawieniem, frazeologią (wyszukanymi, albo dziwacznymi wyrażeniami i zwrotami, które nie mają głębszej treści, ale łatwo wpadają w pamięć), formą, kolorystyką, figlarnością, przesadną emocjonalnością i wyuzdaniem na pograniczu pornografii.
Po piąte, reklama naraża na coraz wyższe koszty finansowe. Proporcjonalnie do ilości reklam i postępu w dziedzinie reklamotwórstwa - od prymitywnych i statycznych obrazów i dźwięków do skomplikowanych ikon, animowanej (dynamicznej) grafiki i wyrafinowanej muzyki z wykorzystaniem najnowszych osiągnięć technicznych i znanych zespołów estradowych, od małych formatów do wielkich - rosną koszty reklamy. Za reklamę płacą przede wszystkim producenci i handlowcy, ale pozornie, bo jedni wliczają te koszty w cenę sprzedaży, a drudzy w marżę. Wskutek tego drożeją towary, a konsumenci nie mogą się temu sprzeciwić, bo muszą kupić to, co im potrzebne.
W przypadku reklam stosowanych na użytek polityki, np. reklam wyborczych, w ostatecznym rachunku również płacą za nie obywatele ze swoich podatków. Nawet wówczas, gdy koszty tych reklam pokrywane są przez organizacje polityczne, ponieważ w dużym stopniu są one finansowane z budżetu państwa, czyli z podatków. Jaki to ma sens i czy jest to potrzebne zwykłym obywatelom, którzy nie czerpią żadnych profitów z polityki ani ze sprawowania władzy?
Nasuwa się pytanie, czy nie lepiej byłoby zużytkować pieniądze z podatków na cele naprawdę użyteczne dla przeciętnego obywatela. A tak na marginesie: pieniądze pochodzące z podatków są przecież własnością społeczeństwa, tymczasem wyobcowany ze społeczeństwa aparat państwowy zawłaszcza je sobie i rządzi się nimi jak swoimi. (Stąd prawdziwość powiedzenia, że rząd zawsze się wyżywi). Tłumaczenie, że tymi pieniędzmi rządzą posłowie jest mylące, ponieważ wydatki z budżetu państwa uchwala większość parlamentarna, która działa na rzecz rządu i w rzeczywistości dba o interesy elit rządzących, a nie całego społeczeństwa.
Po szóste, reklama wymusza niepotrzebne wydawanie pieniędzy na zakup rzeczy w istocie zbytecznych, a kupowanych tylko po to, żeby nie być „uncool”, albo by zaspokoić zachcianki, np. rozkapryszonych dzieci. Dlatego wielu ludzi wydaje więcej pieniędzy niż ma. Kupują drogie produkty markowe, które zazwyczaj nie są lepsze od innych, żeby nie uchodzić za biedaków, bo to przecież wstyd. Zapożyczają się, łaszczą się na „tanie” kredyty bankowe i wpadają w pułapkę kredytową. Są z tego powodu wielce nieszczęśliwi i mają pretensję do wszystkich, lecz nie do siebie. Starają się przechytrzyć banki, biorąc pożyczki w dewizach, a potem, gdy wskutek wzrostu kursów mają płacić więcej, lamentują i domagają się, żeby państwo, czyli podatnicy, płaciło za ich głupotę i pazerność.
Po siódme, reklama żywności, używek, alkoholu i gier komputerowych przyczynia się często do niehigienicznego trybu życia. Zachęcanie do kupowania za słodkich i tłustych potraw, wysokokalorycznych fast foodów i produktów przesyconych szkodliwymi konserwantami, spulchniaczami, sztucznymi smakami itp. dodatkami jest świadomym i bezkarnym wpędzaniem ludzi w choroby cywilizacyjne, gdyż odpowiedzialnością za nie obarcza się abstrakcyjną cywilizację.
Reklama różnego rodzaju sprzętu elektronicznego i gier komputerowych zachęca do siedzenia przed komputerami i telewizorami, co jest szczególnie szkodliwe dla dzieci i młodzieży. Nadmierne spożywanie słodyczy w celu zaspokojenia głodu („Zjedz baton, bo jak jesteś głodny, to nie jesteś sobą”), tłustych produktów (wyrabianych z wątpliwej jakości olejów) i brak ruchu są głównymi przyczynami otyłości i chorób pochodnych. A potem, kiedy okazuje się, że ponad 60% populacji cierpi na nadwagę, wkracza reklama różnych „cudownych” środków odchudzających i fitness klubów, które pomagają jak umarłemu kadzidło.
Po ósme, reklama kreuje specyficzny wizerunek świata - świat wyidealizowany, zdeformowany i zafałszowany - i żywi się nim. Reklamą rządzi logika konsumpcjonizmu w prezentowaniu rzeczywistości, a użyteczność jest najważniejszym kryterium prawdziwości. Króluje tam siła, seks, władza, zdrowie, sukces i zadowolenie – wszyscy są szczęśliwi, radośni i uśmiechnięci. Dopiero na tak pozytywnie postrzeganym i hurraoptymistycznym tle osadza się reklamowane produkty. A wszystkie są, oczywiście, niezawodne i doskonałe; każdy jest „number one” i najchętniej kupowany przez wszystkich.
Propagowanie takiego wyimaginowanego świata jest szczególnie szkodliwe dla dzieci i młodych ludzi, którzy - podobnie jak ludzie słabo wykształceni, albo naiwni - wierzą, że wszystko to, co widzą w reklamie, jest prawdzie. Osoby, które zaufały reklamie i dały się jej nabrać, dochodzą w końcu (choć za późno) do wniosku, że zostały oszukane. Oby tylko to negatywne doświadczenie czegoś ich nauczyło.
Po dziewiąte, reklama wykorzystuje znane osobistości ze świata nauki, polityki, sztuki, sportu, z ekranów telewizyjnych i radia, różne autorytety, a także dzieci. Zachętą do pokazywania się w reklamach są pieniądze i to tym większe, im bardziej znana jest twarz jakiejś postaci.
Sprzedawanie ciała za pieniądze nazywa się prostytucją. Toteż reklamotwórcy, namawiając znanych naukowców, artystów, modeli, piosenkarzy, sportowców i dzieci do sprzedawania swoich twarzy za duże pieniądze - a mało kto oprze się takiej pokusie - występują jakby w roli alfonsów, stręczycieli. Tak oto reklama nakłania nawet porządnych ludzi do prostytucji i demoralizuje ich. Ale w reklamie nigdy nie ma miejsca na skrupuły etyczne; etyka reklamy okazuje się jeszcze jednym pustosłowiem w społeczeństwie rządzonym przez pieniądz. Reklama demoralizuje, bo legalizuje oszustwo. Zdaniem H. G. Wellsa, „reklama jest zalegalizowanym kłamstwem”, a niektórzy twierdzą, że reklamą nazywa się zwizualizowane kłamstwo.
Po dziesiąte, reklama przyczynia się do regresu komunikacji słownej. Najpierw ludzie przekazywali sobie informacje za pomocą gorzej lub lepiej artykułowanych gestów, dźwięków i znaków. Komunikacja za pomocą znaków jest lepsza, bo nie wymaga bezpośredniego kontaktu nadawcy komunikatu z adresatem. Ponadto myśli, wypowiedzi lub sytuacje zawarte w znaku (obrazku) i utrwalane w nim pozwalają na odtwarzanie ich w dowolnym czasie: znak (rysunek, hieroglif) stał się pierwotnym nośnikiem pamięci. Toteż bardziej rozwijano komunikację za pomocą znaków w postaci hieroglifów.
Rozwój tego rodzaju komunikacji zapoczątkował cywilizację ikoniczną. Ważnym krokiem na tej drodze było zapisywanie przekazywanych treści w postaci słów składanych z liter. O przyspieszeniu postępu cywilizacji ikonicznej zdecydował
wynalazek Johannesa Gutenberga - druku za pomocą czcionki ruchomej.
Słowa pisane za pomocą liter odgrywają taką samą rolę jak hieroglify, ale posługiwanie się nimi jest o wiele wygodniejsze i bardziej efektywne. Dlatego wyparły one hieroglify; tylko w nielicznych językach znaki – piktogramy i ideogramy - zastępują słowa składające się z liter.
W miarę rozwoju wiedzy i techniki coraz bardziej zanikała pierwotna komunikacja ikoniczna, a rozwijała się komunikacja werbalna - od słów pisanych za pomocą hieroglifów do słów pisanych za pomocą liter. Reklama, która przede wszystkim posługuje się ikonami (fotografią, filmem, obrazem), reaktywuje dawną komunikację ikoniczną. Rozpoczął się regres komunikacji werbalnej. Z powrotem przechodzimy od komunikatów pisanych literami do komunikatów przedstawianych w postaci ikon, czyli od słowa literowanego do obrazkowego. Tego faktu nie zmienia stosowanie nowoczesnych oraz geometrycznie i kolorystycznie bogatszych form ikon.
O ile zastępowanie ikon słowami przyczyniało się do rozwijania języka, wyobraźni, emocji i intelektu, to zastępowanie słów ikonami przyczynia się do ich degradacji i podobnie, jak zastępowanie melodii przez rytmy perkusji, cofa ludzkość może nie do stanu pierwotnej dzikości, lecz jakiegoś „neobarbarzyństwa”. Reklama nie jest wprawdzie jedyną przyczyną rozwoju cywilizacji ikonicznej i powrotu do prymitywizmu wyrażającego się na różne sposoby i w różnych wymiarach, ale na tyle znaczącą, że warto sobie to uświadomić.
Po jedenaste, reklama ogłupia jej adresatów. Ogłupianie jest jeszcze gorsze od demoralizacji, bo łatwiej jest umoralnić siebie, albo kogoś, aniżeli zmądrzeć czy zwalczyć głupotę innego, na którą nie ma skutecznego lekarstwa. A poza tym, z głupoty bierze się wiele zła i nieszczęść. Ogłupianie przez reklamę jest gorsze od innych sposobów i form ogłupiania, ponieważ dokonuje się niewinnie, przyjemnie i niezauważalnie, ale za to bardzo skutecznie.
Wielokrotnie powtarzane głupstwa w reklamach w stosownych momentach audycji radiowych lub telewizyjnych (w najciekawszych chwilach realizacji programu) oraz w Internecie (pojawiające się okienka reklamowe) zapadają głęboko w pamięć. Dzięki specjalnym efektom audiowizualnym głupie reklamy działają na podświadomość i nie zdajemy sobie sprawy z tego, gdzie, kiedy i przez kogo jesteśmy ogłupiani.
Ogłupianie przez reklamę ma dodatkowy aspekt – ogłupiali konsumenci za darmo reklamują - w formie kryptoreklamy - nabyte przez siebie produkty, co wywołuje efekt masowy. Czym innym, jak nie kryptoreklamą, oficjalnie zabronioną, jest pokazywanie w przestrzeni publicznej różnego rodzaju gadżetów reklamowych oraz metek, etykiet, naszywek, nazw producentów, znaków firmowych (logo) i napisów umieszczonych na odzieży, obuwiu, bieliźnie, galanterii i przedmiotach noszonych przez ludzi?
Ludzie afiszują się nimi, (zwłaszcza tymi, które należą do znanych w świecie firm), w celu imponowania innym i wybijania się ponad przeciętność (mnie na to stać, a innych nie, więc jestem lepszy). Są tak głupi, że nie zdają sobie sprawy z tego, iż w ten sposób uprawiają kryptoreklamę bez jakiejkolwiek korzyści dla siebie - oprócz wątpliwej „korzyści” ze szpanowania - i że masowo przyczyniają się do powiększania zysków właścicieli firm oraz pośredników handlowych. Trzeba być wyjątkowo głupim, żeby na własne życzenie i bezinteresownie zamieniać się w słup ogłoszeniowy oblepiony metkami i paradować po ulicach!
Rola pastucha
Reklama, która wykracza poza funkcję dostarczania rzetelnych i prawdziwych informacji (np. o miejscach, miejscowościach, zabytkach itp.) deformuje i degraduje rzeczywistość społeczną, okalecza osobowość i przynosi więcej szkód niż pożytków. A rola reklamy przypomina rolę pastucha, który pilnuje, krów, świń czy gęsi, żeby się najadły, chociaż naprawdę tylko towarzyscy im podczas jedzenia. Bez niego te zwierzęta też by jadły, bo kierują się instynktem samozachowawczym i muszą zaspokajać głód. Podobnie ludzie muszą kupować to, co jest im potrzebne do życia bez udziału reklamy.
A więc, na dobrą sprawę, można by się obyć bez reklamy. Co by się wtedy stało? Miasta straciłyby swój urok, wątpliwy zresztą - zabrakłoby drogich i często tandetnych iluminacji, hałasu i wszelkiego gatunku szmiry w przestrzeni publicznej „zdobiącej” domy, środki transportu miejskiego itd., (choć zamalowane bohomazami szyby autobusów i tramwajów może ładnie wyglądają z zewnątrz, ale ograniczają widok pasażerom i nie pozwalają dostrzegać tego, co dzieje się na zewnątrz i przeszkadzają w orientacji. To samo dotyczy zasłaniania megareklamami okien w domach). Znikłyby ograniczające widok kierowcom i szpecące billboardy z poboczy ulic. Mniej byłoby śmieci w postaci różnego formatu ogłoszeń, plakatów i fotografii polityków, których długo po wyborach nikt nie sprząta.
Możliwe, że bez przemyślnych reklam przestrzeń publiczna byłaby nudna, ale za to cichsza, spokojniejsza i mniej stresująca, a więc zdrowsza. W końcu reklama nie jest czymś naturalnym, lecz obcym ciałem, wprowadzanym sztucznie przez kulturę merkantylną do przestrzeni społecznej - jest jakby nowotworem, chyba jednak złośliwym, wyniszczającym organizm społeczny. Oswojono z nią ludzi i wmawia się im, jakoby nie można by bez niej żyć.
Jednak - jak stwierdził Peter Mayle, pisarz brytyjski - „Bez reklamy świat, jaki znamy, nie mógłby funkcjonować – a jeśli już, to na pewno nie w taki chaotyczny, często absurdalny, trudny do zrozumienia sposób”. Właśnie! Ale tylko ten świat, jaki znamy – chaotyczny, absurdalny i niezrozumiały, a nie, w jakim chcielibyśmy żyć i rozwijać się – świat, w którym pastuchy-reklamiarze nie zmuszaliby nas do nadmiernej konsumpcji, zwłaszcza tego, co niepotrzebne, albo szkodliwe.
Wiesław Sztumski
15 kwietnia 2015
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 6915
Religijna nędza jest ekspresją prawdziwej nędzy i zarazem protestem przeciw nędzy rzeczywistej.
Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem świata bez serca, tak, jak jest duchem bezdusznych stosunków.
Jest opium ludu. (Karol Marks)
Religia - jak wszystko, co jest w systemie społecznym i co dzieje się w społeczeństwie - ma dobre i złe strony. Odgrywa pozytywną rolę w życiu jednostek i narodów – przyczynia się do nadawania sensu ich istnienia, integracji, podtrzymywania tradycji, potęgowania siły duchowej w przezwyciężaniu niebezpieczeństw, zachowania tożsamości itd. Są to powszechnie znane sprawy. Jednak niesie ze sobą różne zagrożenia, zazwyczaj mniej znane, zwłaszcza ludziom wierzącym, którzy nie dopuszczają nawet myśli o krytyce religii i jej szkodliwości, przede wszystkim tej, której są wyznawcami.
A te zagrożenia naprawdę są, mają charakter obiektywny i prawdopodobnie nasilają się z czasem, głównie w przypadku religii monoteistycznych.(Zob. Monoteizm i terroryzm, „SN” Nr 1, 2016). I coraz więcej ludzi wie o tym.
Dlatego nie można dziś przemilczeć negatywnej, czy wręcz szkodliwej roli religii. Tym bardziej, że wzrastająca liczba osób z różnych kręgów kulturowych, wyznań, naukowców i filozofów, a głównie bezwyznaniowców (agnostyków czy ateistów), również w krajach uchodzących za religijne (katolickie), odnosi się krytycznie do religii. Swoje refleksje prezentują w wielu publikacjach oraz na konferencjach.
Również w Polsce odbyło się na ten temat VI. Seminarium Historyków Filozofii Polskiej pt. Filozofia a religia. Inspiracje – krytyka, zorganizowane przez KUL w 2013 r. We wstępie do książki zawierającej materiały z tego seminarium napisano: „W długich dziejach filozofii nie brak przykładów przeciwstawiania racjonalnej kultury filozoficznej religijnemu irracjonalizmowi oraz podkreślania negatywnych funkcji religii w wymiarze kulturowym czy społecznym (…) Nie brak także krytycznej refleksji nad religią wywodzącej się ze środowisk, którym bliskie są ideały totalnie pojętego liberalizmu.” (Zob. Filozofia a religia w dziejach polskiej filozofii. Inspiracje – krytyka (red. S. Janeczek, A. Starościc), Lublin 2014.)
Krytyka religii narasta również za sprawą negatywnych zachowań instytucji kościelnych oraz ich funkcjonariuszy (kapłanów), czego źródeł upatruje się w religii, chociaż często niesłusznie. Gdyby dokonać bilansu dobrodziejstw płynących z religii i zła wywodzącego się z niej, to wydaje się, że mimo wszystko przeważają skutki niekorzystne.
Krytyka religii
Krytykowanie religii nie jest czymś nowym. Od czasów starożytnych po współczesne robili to Lukrecjusz, Machiavelli, Ludwik Feuerbach, Karol Marks, Bertrand Russell, Zygmunt Freud i wielu innych znanych filozofów. Prawdą jest, że w toku dziejów ta krytyka raz słabła, raz nasilała się - w zależności od epoki i postępu nauki.
A w naszych czasach jest jej jeszcze więcej, gdyż do filozofów dołączyli również wybitni naukowcy różnych dyscyplin, ale głównie fizyki, biologii, astronomii i kosmologii, jak np. Richard Dawkins, Carl Edward Sagan, Sam Harris, Lawrence Krauss, Christopher Hitchens, Michael Onfray i inni. Na przykład, Machiavelli twierdził, że religia jest użytecznym narzędziem, za pomocą którego rządzący manipulują opinią społeczną.
Zdaniem Dawkinsa, religia jest pakietem idei i pomysłów, zawartych w memach, które zapewniają ciągłość i implementację samych siebie oraz obronę religii przed innymi memami. Wpływ religii na człowieka jest niekorzystny, bo mem religii może spowodować irracjonalne zachowanie się jego nosiciela, złe rozłożenie sił, strach i poczucie winy bez rzeczywistego powodu.
Inni uczeni - krytycy religii - twierdzą, że wierzenia religijne są absurdalne, irracjonalne i szkodliwe. Freud, nawiązując do Ludwika Feuerbacha i Marksa, uważał się za ateistę i wroga religii w każdej postaci. Jego zdaniem, religia jest nerwicą natręctw oraz infantylną postawą obrony przed ludzką słabością.
Te sądy o religii są wciąż aktualne, tak jak wypowiedź Włodzimierza Lenina na temat religii, niezależnie od jego nagannej oceny z innych powodów.
„Religia jest jedną z odmian ucisku duchowego, który wszędzie dławi masy ludowe, przytłoczone wieczną pracą na innych, biedą i osamotnieniem. Bezsilność klas wyzyskiwanych w walce z wyzyskiwaczami równie nieuchronnie rodzi wiarę w lepsze życie pozagrobowe, jak bezsilność dzikusa w walce z przyrodą rodzi wiarę w bogów, diabły, cuda itp.
Tego, kto przez całe życie pracuje i cierpi nędzę, religia uczy pokory i cierpliwości w życiu ziemskim, pocieszając nadzieją nagrody w niebie. Tych zaś, którzy żyją z cudzej pracy, religia uczy dobroczynności w życiu ziemskim, oferując im bardzo tanie usprawiedliwienie ich całej egzystencji wyzyskiwaczy i sprzedając po przystępnej cenie bilety wstępu do szczęśliwości niebieskiej.
Religia to opium ludu. Religia to rodzaj duchowej gorzałki, w której niewolnicy kapitału topią swe ludzkie oblicze, swoje roszczenia do choćby trochę godnego ludzkiego życia.”
Dilerska posługa
Religia jest naprawdę osobliwym narkotykiem, a kapłani - dealerami. Już w dziewiętnastym wieku, Karol Marks porównał religię z narkotykiem, z opium, którym lud odurza się, żeby uciec od rzeczywistości realnej, pełnej wyzysku i nierówności społecznych, do urojonej, gdzie stosunki międzyludzkie są ukształtowane na zasadach równości, miłości bliźniego i sprawiedliwości.
Teraźniejsza rzeczywistość wcale nie jest lepsza od ówczesnej, bo w wyniku postępu cywilizacyjnego więcej jest w niej wyzysku, nierówności, sprzeczności, ryzyka i zagrożeń. Masy społeczne wiedzą, że nie są w stanie jej zmienić na lepszą, ani swojej sytuacji, bo są bezsilne wobec działań różnych „niewidzialnych rąk” kształtujących niehumanitarne stosunki społeczne, politykę, gospodarkę i dzieje ludzkie. Czują się zagrożone w świecie realnym, a do wyboru mają albo z pokorą znosić swój los, albo udawać się na „wewnętrzną emigrację” lub ucieczkę w świat ułudy, albo podejmować walkę ze złem.
Pierwsze dwa wybory wyzwalają wprawdzie od oków świata realnego, ale wpychają w niewolę religii, która głosi zasady bezwzględnego posłuszeństwa, uległości i cierpliwości, tzn. nie podejmowania żadnej aktywności radykalnej w celu zmiany status quo.
Zaś trzeci wybór wymaga podejmowania działań rewolucyjnych (bunt, anarchia, terroryzm, zmiana ustroju). O wiele łatwiej jest uciekać w świat złudzeń niż walczyć. Toteż wybierają wariant łatwiejszy – odurzanie się religią. (Masy odurzają się nie tylko religią, lecz również utopiami społecznymi i bajaniem o demokracji, idealnym państwie, sprawiedliwym ustroju, socjalizmie z ludzką twarzą, opiekuńczym państwie, likwidacji sprzeczności społecznych, np. między kapitałem a pracą, „dobrymi zmianami” itp.)
Faktycznie, religia działa jak narkotyk łatwo dostępny dla każdego, bo tańszy od innych - mocno odurza aż do utraty instynktu samozachowawczego (np. męczennicy za wiarę albo islamscy terroryści-samobójcy), ogranicza własną wolę (podporządkowanie się zbiorowości wiernych i władzom kościołów) i szybko uzależnia.
Im dłużej pozostaje się w związkach religijnych, tym stają się one mocniejsze i trudniej wyzwolić się do nich. Dlatego kościół uzależnia człowieka od religii (i od siebie) w wyniku udzielania ludziom sakramentów od narodzin (chrzest, wbrew woli zainteresowanego) poprzez okres dziecięcy (komunia święta) i młodzieńczy (bierzmowanie i ślub) aż do śmierci (ostatnie namaszczenie). Tym tłumaczy się zadekretowaną na podstawie metryki chrztu przynależność do kościoła wielu ludzi i ich formalne uczestnictwo - na pokaz i wbrew własnym wątpliwościom i poglądom krytycznym - w rytuałach religijnych.
Przeciw takim katolikom-hipokrytom, których liczba drastycznie wzrasta, ostro wypowiedział się papież Franciszek: „To skandaliczne, by mówić jedno, a robić drugie. „Są tacy, którzy mówią: Jestem Katolikiem, chodzę na mszę każdego dnia, należę do tego czy tamtego ugrupowania. Jest wielu takich Katolików i to jest skandal. Jak wiele razy słyszeliśmy słowa: jeśli ta osoba jest katolikiem, to lepiej być ateistą”. (Papież Franciszek: „Lepiej być ateistą niż katolikiem-hipokrytą",(www.pudelek.pl/artykul/105915/papiez_franciszek_lepiej_byc_ateista_niz_katolikiem-hipokryta; 23.02.2017)
Zerwanie związku z religią (i kościołem) jest co najmniej tak samo heroiczne i wymaga tyle samo samozaparcia, co podjęcie decyzji o kuracji odwykowej i uniezależnienie się od narkotyku. Z tej racji niewiele osób decyduje się na jawne zerwanie z religią i woli udawać wierzących. Poza tym, odurzanie się religią wydaje się mniej ryzykowne i na swój sposób uszczęśliwia ludzi wierzących.
Jednak to tylko pozór. Okazuje się bowiem, że oszałamianie się religią jest bardziej szkodliwe od zażywania przysłowiowego opium, niż się sądzi. Powoduje groźniejsze skutki w wymiarze jednostkowym oraz społecznym.
Bomba zegarowa
Na ten fakt zwracają uwagę autorzy ostatnio opublikowanej książki Religion als Zeibombe? (Religia jako bomba zegarowa). Pierwszy z jej autorów, Franz M. Wuketits (biolog i teoretyk nauki) ukazuje podstawy biologiczne gatunku ludzkiego dla tworzenia wyobrażeń religijnych i próbuje łączyć je z aktami przemocy. Dochodzi do następujących wniosków:
- Elementy religijności mogły pojawić się przed zaistnieniem samorefleksyjnej świadomości u naczelnych. Uciekali oni na drzewa przed drapieżnikami polującymi w miejscach zacienionych, bo tam było jasno i wysoko i dlatego bezpiecznie. „Jasne” i „w górze” kojarzy się przeważnie z czymś pozytywnym i bezpiecznym, podczas gdy ”ciemne” i „w dole” – z negatywnym i groźnym. To doprowadziło do pojęć nieba i piekła.
- Odkąd ludzie zaczęli tworzyć narzędzia i domostwa oraz postępować planowo, a więc myśleć sensownie i celowo, zaczęli przypuszczać, że wszystko ma sens i u podstaw wszystkiego leży jakiś skryty plan boski.
- Potężną siłą napędową religijności było uświadomienie sobie konieczności śmierci i zdolności religii do łączenia (spawania) grup, jakkolwiek wiąże się to z niebezpieczeństwem wyodrębnienia się ich z otoczenia, czyli podziału na „my” i „inni”. Ten podział zawsze podsycał zbiorową histerię i gwałtowne konflikty.
- Religia promuje przemoc.
Drugi autor tej książki, Anton Grabner-Haider (filozof religii) ukonkretnia myśli Wuketitsa o negatywnej roli religii na podstawie analizy funkcji społecznych różnych religii (szamanizmu, taoizmu, buddyzmu religii japońskich, celtyckich, germańskich i religii klasycznych) oraz tego, w jaki sposób dawniej działały religie jak bomby zegarowe i jak działają współcześnie.
Pisze on, że w miarę postępującej transformacji matriarchatu w patriarchat łagodne żeńskie bóstwa opiekuńcze zastępowano coraz częściej wojowniczymi bóstwami męskimi (Shang-ti w Chinach, Indra w Indach, Marduk w Babilonie itd.). A w klasycznych religiach monoteistycznych wszystkie żeńskie bóstwa wyparli prorocy i jeden bóg męski El-Jahwe, przedstawiany w Biblii w postaci mściwego, ekstremalnie agresywnego boga-wojownika, który kilkakrotnie niszczył Izrael.
Chrześcijaństwo, które wystartowało relatywnie pokojowo, przekształciło się w następnych stuleciach w wojownicze „imperium chrześcijańskie”, którego agresja skierowana była na zewnątrz (wyprawy krzyżowe, kolonizacja, przymusowe nawracanie) i do wnętrza (wojny z heretykami, maniakalne prześladowanie czarownic, Święta Inkwizycja).
Imperium chrześcijańskie wywołało bezprzykładne ekscesy, jak np. wojnę trzydziestoletnią, a także przyczyniło się w niemałym stopniu do katastrofy wieku dwudziestego. Załamało się ono w wyniku dwóch wojen światowych. Odtąd, szerzy się wśród laikatu chrześcijańskiego chęć „powrotu do wczesnego chrześcijaństwa odpowiedzialności”. Grabner-Haider koncentruje się także na islamie i, oczywiście, na brutalnym islamizmie. Teraz toczy się walka między liberalnymi prądami tej religii a fundamentalistycznymi ruchami wahabitów, salafitów i braci muzułmańskich, którzy za pomocą Dżihadu chcą przemocą tworzyć nowe państwa wyznaniowe (teokratyczne). W konkluzji postuluje on, by pilnie zrelatywizować roszczenie religii do posiadania jedynej prawdy, oddzielić państwo od religii i w szczególności uświadomić młodzieży, że żadnej religii i ideologii nie wolno domagać się ofiar ludzkich. Niszczącej sile religii może przeciwstawić się myślenie krytyczne. Żądania te nie są zbyt wielkie po dwustu latach od epoki oświecenia. A tymczasem – pisze Frank Schubert w recenzji tej książki - islamscy zamachowcy-samobójcy wysadzają się w powietrze w miejscach publicznych, ewangeliczni fanatycy rozstrzeliwują lekarzy, a buddyjscy mnisi polują na mniejszości religijne.
Nie da się zaprzeczyć związku między religią i przemocą. Potwierdza go historia dawna i teraźniejsza. Rodzi się pytanie, czy przekonania religijne są nadużywane do aktów przemocy i terroru, czy skondensowana siła niszczenia tkwi w samej naturze religii w postaci nieustannie tykającej bomby zegarowej. (Zob. F. Schubert, Mit Gottes Segen in die Hölle (Z błogosławieństwem bożym do piekła).
Dzięki odpowiednim wykładniom religia udziela grupom fanatyków-samobójców licencji na zabijanie w imię boga w wyniku zamachów na duże skupiska ludzi, albo takim, którzy wskutek religijnej interpretacji prawa grożą śmiercią lekarzom dokonującym aborcji zgodnie z prawem. Wezwanie do „świętej wojny” jest niewątpliwie groźną bombą zegarową.
Nie tylko religia jest bombą zegarową; są nią również tzw. księgi (pisma) święte, jak Biblia i Koran, zawierające ukryty i potencjalny, ale łatwo dający się odsłonić i wykorzystać ładunek wybuchowy. Ukazują przecież okoliczności, w których zabijanie innych ludzi jest nie tylko usprawiedliwione, ale nawet zalecane, jak na przykład dla przebłagania boga, albo odkupienia win.
Wiesław Sztumski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1099
Instrumentalne posługiwanie się tradycją i pamięcią
Kto dzień po dniu na dom zarabiać musi, bo chcą jeść codziennie żona oraz dzieci?
Kto swą modlitwę odmawiać rano zwykł, kto przed wszystkimi ma tu głos? To tata, to tata - Tradycja!
A kto musi dbać o przyzwoity dom, spokojny dom, koszerny dom? Kto się stale krząta nie żałując rąk, by tata mógł studiować Księgę Ksiąg? To mama, to mama - Tradycja!
Od maleńkości uczę się: Wpierw heder, potem sklep. Już mi znaleźli żonę, wiem - da Bóg, że ładną... To syn, to syn - Tradycja!
A kto się uczy wciąż, gotować myć i szyć? Aż tata znajdzie kogoś I powie: „Za mąż idź!" To córka, to córka - Tradycja!
Pieśń „Tradycja” z musicalu „Skrzypek na dachu”*
Tradycja
Tradycja jest produktem ewolucji społecznej i kultury. W jej skład wchodzą nawyki, obyczaje, idee, wiedza, wierzenia, poglądy, normy moralne, postawy oraz sposoby myślenia, zachowania się i postępowania w obrębie określonych grup i instytucji społecznych. Są one silnie zakorzenione w świadomości i przekazywane z pokolenia na pokolenie, dzięki czemu coraz bardziej utrwalają się w pamięci ludzi.
Tradycje występują w konkretnych społecznościach, które wyróżniają pewne elementy kultury tak dalece, że uważają za stosowne utrwalać je jeszcze bardziej w pamięci i przekazywać następnym generacjom. Wskutek tego są długotrwale i jakby inwariantne w dziejach, mimo że ich „czas życia” skraca się coraz bardziej w wyniku przyspieszanego postępu cywilizacji. Tradycja jest ogniwem łączącym i scalającym ze sobą to, co było, z tym, co jest teraz i co się zdarzy w dziejach ludzkich.
Dzieje są szeregiem pojedynczych wydarzeń - faktów, zdarzeń, zjawisk itp. - które są jakby kwantami procesów dziejowych i życiorysów ludzkich.(1) Dzieje różnią się od historii tym, że zachodzą w rzeczywistości społecznej faktualnej, a nie w hipotetycznej, jak historia. (Tym samym różni się także życiorys człowieka od jego biografii.) Historia jest nauką o dziejach. Jej zadaniem jest ustalanie i kategoryzacja wydarzeń (faktów dziejowych), ich porządkowanie i interpretacja, wyjaśnianie ich oraz odkrywanie ich kontekstów i zależności między nimi, głównie związków przyczynowo-skutkowych.
Między danym wydarzeniem (obiektywnym) i jego przedstawieniem dostarczanym przez historyków (zawsze w jakimś stopniu subiektywnym), występuje zależność jedno-wieloznaczna, tzn. jedno wydarzenie faktyczne ma wiele hipotetycznych i dowolnych opisów oraz interpretacji. Wskutek tego historia jest chyba najbardziej zakłamana - podobnie, jak statystyka - i wrażliwa na inspiracje polityki, ideologii i religii. Dzięki zdolności tradycji do integracji wydarzeń dzieje, które z natury są procesem nieciągłym, wydają się być ciągłym, dlatego, że nie dostrzega się ostrych granic między wydarzeniami.
Tradycja jest dyskretnym, niewyczerpalnym i przepotężnym arsenałem sugestii odnoszących się do zachowania się, postępowania, myślenia i postrzegania w konkretnych sytuacjach. Te sugestie zawarte są na przykład w stereotypach i algorytmach. Ich źródłem jest przede wszystkim mądrość ludowa, potwierdzana przez wielowiekowe doświadczenie życiowe minionych pokoleń. Z tych podpowiedzi korzysta się często i chętnie, ponieważ uwalniają one człowieka od wysiłku zastanawiania się nad doraźnie podejmowanymi decyzjami i ich następstwami. Przecież, jak stwierdziła pisarka amerykańska Gertruda Stein, „wszystko, co tradycyjne, jest łatwe do polubienia i nie wymaga wysiłku”. Odwołując się do stereotypów zawartych w tradycji, działa się automatycznie i natychmiastowo, co jak najbardziej odpowiada ludziom współczesnym – leniwym i niemającym na nic czasu.
Tradycje zmieniają się wraz z postępem cywilizacji i ewolucji kultury. Dlatego są trwałe tylko w pewnych okresach dziejów. W każdym z nich jest zawsze jakaś dominująca, czyli „żywa tradycja”, która często ulega przeinaczeniom.(2) Dzięki temu anachroniczne i nieprzydatne w danej epoce elementy tradycji obumierają na przekór ortodoksyjnym tradycjonalistom, których na szczęście jest coraz mniej.
Uznanie tradycji za dobrą czy złą jest względne, ponieważ pojęcie dobra jest względne. Zmieniają się kryteria ewaluacji zwyczajów, obrzędów, wierzeń, postaw, zachowań, poglądów itd. To, co w pewnej kulturze uznawano tradycyjnie za dobre, po pewnym czasie okazywało się złe.(3) To, co w tym samym czasie w jednej kulturze jest dobre, to w innej jest złe. Relatywizm tradycji powiększa się w miarę mieszania się kultur i kształtowania się społeczności wielokulturowych w wyniku transmigracji i globalizacji.
Tradycje złe, jak na przykład zemsta rodowa, składanie ofiar z ludzi i zwierząt, niewolnictwo, rasizm, myślenie irracjonalne, dominacja mężczyzn itp., powinno się eliminować, a dobre podtrzymywać.(4) W moim przekonaniu, wywodzącym się z paradygmatu myślenia ekologicznego (5), za dobre uznaję te, które nie szkodzą człowiekowi ani jego środowisku przyrodniczemu, społecznemu i duchowemu, lecz wręcz przeciwnie, w obliczu coraz liczniejszych i większych zagrożeń, pomagają jak najdłużej przetrwać jednostkom i gatunkowi ludzkiemu.
Na podstawie tego kryterium ewaluacji twierdzę, że więcej jest złych tradycji, aniżeli dobrych. Dlaczego? Bo źródło większości tradycji tkwi w myśleniu irracjonalnym i magicznym, a nie w racjonalnym lub zdroworozsądkowym. Tak było od dawna. Tylko w epokach renesansu, oświecenia, pozytywizmu i scjentyzmu zaznaczał się większy wpływ myślenia racjonalnego w kształtowaniu tradycji. Niestety, w dzisiejszych czasach „globalnego pochodu głupoty” znowu z różnych powodów, także uzasadnionych, prym wiedzie myślenie irracjonalne.
Dlatego wyraźnie daje się zauważyć renesans złych tradycji. Są nim zainteresowane głównie rządzące elity polityczne, biznesowe i wyznaniowe, którym zależy na masowym tumanieniu ludzi. A robią to perfekcyjnie i skutecznie korzystając z najnowszych osiągnięć nauki, techniki i metodologii oraz wymyślając różne ideologie i formy społeczeństwa, zwłaszcza ideologię konsumpcjonizmu i społeczeństwo konsumpcyjne dbające przede wszystkim o to, co tu i teraz. Postęp naukowy i techniczny wybitnie im sprzyja.
W takim razie, w najbliższych latach należy spodziewać się coraz liczniejszych i coraz bardziej ogłupiałych mas społecznych przez coraz głupsze elity rządzące. Elity te celowo ogłupiają lud, dzięki czemu utrzymują się przy władzy i wygrywają wybory, albowiem, im kto głupszy, tym bardziej wierzy w ich kłamstwa i tym łatwiej można go zmanipulować, zniewolić i rządzić nim, jak marionetką.
Także kościół katolicki będący stale „w potrzebie” i elity kościelne, żerują na głupocie wyznawców. Na ogłupianiu mas zbijają fortuny elity finansowe, bo wiedzą, że „głupi wszystko kupi”, a przecież o to im chodzi, by rozkręcać biznes.
W świecie współczesnym, gdzie rządzi głupota, głupieją nawet ludzie mądrzy z tytułu wykształcenia, ponieważ Il est dans la nature humanie de penser saagement et d’agir d'une façon absurde.(6).To powiedzenie odnosi się do ludzi działających interesownie, często na pokaz. Tym można tłumaczyć na przykład ekshibicjonizm religijny koniunkturalnych i myślących racjonalnie pracowników nauki - zwykłych i wyższej rangi, a nawet noblistów.
Duży udział w ogłupianiu ma renesans złych tradycji opartych na nieracjonalnych przesłankach, wywodzących się głównie ze średniowiecza, oraz kreowanie nowych, tzw. tradycji wymyślonych (7) na skalę masową i szerzenie ich na wszelkie możliwe sposoby za pomocą najlepszych środków komunikacji. Od niedawna reanimuje się obumarłe tradycje i wynajduje nowe na doraźny użytek. Odradzanie i eksponowanie dawniejszych tradycji i propagacja wymyślonych jest strategią polityczną obliczoną na uzyskanie dostępu do władzy, dóbr materialnych lub innego rodzaju przywilejów.(8) Zazwyczaj nowe tradycje tworzy się intencjonalnie w celach utylitarnych. Ich pojawienie się zrazu szokuje, a potem jest aprobowane i entuzjastycznie praktykowane, bardziej pod presją niż spontanicznie. Współczesne manifestacje tradycji są zaprogramowanymi zabiegami elit rządzących, głównie w państwach narodowych i ustrojach autorytarnych.(9)
Jest wiele przykładów tradycji wymyślonych. W dwudziestym wieku były to tradycje nowe, wymyślone przez bolszewików w ZSRR - obchody rocznic Rewolucji Październikowej, pochody w Święto Pracy 1 Maja, urodzin Stalina itd., oraz nazistów w Trzeciej Rzeszy Niemieckiej - pochody z pochodniami, masowe manifestacje w czasie zjazdów partii NSDAP, rewitalizacja tradycji pogańskich Niemców itd.
W latach trzydziestych ub. w. propagowano w Polsce tradycje narodowe nacjonalistyczne (antysowietyzm i antysemityzm, antygermanizm) i tradycje Legionów Piłsudskiego itp.
W Polsce Ludowej wdrażano tradycje utrwalone wcześniej w ZSRR, a oprócz nich tradycje polskiego ruchu robotniczego („Proletraiatu”, SDKPiL, PPS-Lewicy, Armii Ludowej, PPR i PZPR).
Po transformacji ustrojowej odrzucono tradycje PRL-oskie i przywrócono tradycje z okresu II RP, przede wszystkim chrześcijańskie. W ostatnich latach odrodzono tradycje nacjonalistyczne, antyrosyjskie i antyniemieckie. „Antyniemieckie i antyrosyjskie krucjaty Kaczyńskich i ich akolitów zyskały w kraju duży, pozytywny rezonans, choć oparte były na bzdurnych przesłankach i najczęściej miały bardzo szkodliwy charakter dla polskiego interesu narodowego.”(10)
Wymyślono nowe tradycje „solidarnościowe”, ale z pominięciem zasług faktycznych twórców NSZZ „Solidarności”, w szczególności zignorowano zasługi Lecha Wałęsy. W ich miejsce wprowadzono drugorzędnych działaczy tego związku.
Wymyślono też tradycję obchodów miesięcznic katastrofy smoleńskiej, o której absolutnie bezpodstawnie, ale z uporem opętańca, twierdzi się, jakoby nastąpiła w wyniku zamachu (w domyśle Rosjan).
Organizuje się peregrynacje obrazów świętych, pochody samobiczujących się osób i trzech „królów”, masowe pielgrzymki dla wszystkich grup społecznych – wiekowych i zawodowych - matek, chorych, kobiet, studentów, uczniów, dzieci, osób niepełnosprawnych, wojska, policji, nauczycieli, motocyklistów itd., w których afiszują się członkowie rządu, elity partii rządzących i ich cmokierzy. Czegoś takiego nie było wcześniej. A jednocześnie, mimo ostrego sprzeciwu abp. Budzika, na polecenie PiS-u przenosi się pomnik ks. Idziego Radziszewskiego (założyciela i pierwszego rektora KUL-u) z centrum Lublina na dziedziniec uczelni, by na tym miejscu postawić ogromny monument Lecha Kaczyńskiego w stylu socrealizmu (11). Ważniejsze okazało się budowanie nowej tradycji na zawołanie polityków.
Wskutek tego staliśmy oazą tradycji średniowiecznych w Europie i obiektem kpin krajów zachodnich. Aby jeszcze bardziej pogorszyć wizerunek naszego kraju, buduje się też zręby tradycji „antyunijnych” dla celów politycznych. W celu ułatwienia politykom partii rządzącej manipulowania historią, tradycjami i pamięcią utworzono – specjalny niby-naukowy Instytut Pamięci Narodowej. Tam serwilistyczni naukowcy (historycy) zajmują się na zlecenie tych polityków przedstawianiem dziejów w krzywym zwierciadle ideologii. Jest to jeden z wielu przykładów prostytuowania się naukowców.(12)
Pamięć
Pamięć jest warunkiem koniecznym dla utrwalania tradycji, a tradycja wzmacnia utrwala ją. Pamięć jest produktem przyrody i ewolucji biologicznej, ale w dużym stopniu zależy od ewolucji społecznej i kulturowej. Definiuje się ją jako zdolność żywych organizmów do gromadzenia, przechowywania i odtwarzania przeżytych wydarzeń i zgromadzonych informacji.
Pamięć zbudowana jest z doświadczeń życiowych. Każde z nich jest rejestrowane w pamięci ultrakrótkiej (0,5s) lub długotrwałej (wieloletniej) w zależności od emocjonalności przeżywania ich i siły bodźca, który je wywołuje. Pamięć mają również nieożywione składniki przyrody i urządzenia techniczne.(13)
Z pamięci korzysta się w celu przypomnienia sobie jakichś epizodów z życia lub informacji (nabytej wcześniej wiedzy). Przypominanie aktualizuje pamięć i dlatego ożywia ją. Ale z tym wiąże się niebezpieczeństwo, że za każdym razem przedstawi się inaczej wydarzenie dawne w zależności od tego, w jakich warunkach i w jakim celu przypomina się je, oraz że przypomniane sobie wydarzenie jest zawsze zabarwione emocjonalnie i z tej racji nie jest ono w pełni adekwatne do faktycznego, tylko w jakimś stopniu. Inaczej mówiąc, odtwarzane wydarzenie może być nieprawdziwe, zdeformowane, a nawet sfałszowane mimowolnie lub intencjonalnie. Z reguły, im później i rzadziej przypomina się sobie coś, tym bardziej odbiega to od tego, jak było naprawdę. Natomiast częste przypominanie danego wydarzenia uodparnia je na wypaczenia.
Dzięki aktualizacji pamięć staje się narzędziem kreowania teraźniejszej i przyszłej rzeczywistość społecznej, budowania ich na fundamencie zapamiętanych i rewitalizowanych tradycji. Tym narzędziem stale doskonalonym przez najnowsze osiągnięcia nauki i techniki posługują się skutecznie manipulanci społeczni. Grają oni głównie na emocjach starszych osób, które tęsknią za „dawnymi dobrymi czasami” ich młodości i chcą lub wręcz domagają się ich powrotu za wszelką cenę. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ewolucja społeczna (tok dziejów), jak przyrodnicza, jest procesem nieodwracalnym, albo świadomie ignorują ten fakt, bo tak im wygodnie. Nie zdają sobie sprawy z tego, że ulegając manipulantom i przyczyniając się do wznowienia obskuranckich, albo nowo wymyślonych tradycji szkodzą większości społeczeństwa, krajowi i wizerunkowi swojego państwa.
Aktualizacja pamięci wymaga odtwarzania obrazów przeszłości; bezpośredniego, gdy odtwarza się je z własnej pamięci lub pośredniego, gdy z cudzej. W obu wypadkach zniekształca się je w kolejnych chwilach życia z powodu zaniku pamięci, wpływu czynników subiektywnych oraz aktualnych kontekstów kulturowych i społecznych, tj. panujących w danym czasie paradygmatów, ideologii, światopoglądów, systemów wartości itp. W rekonstruowaniu dawnych wydarzeń dokonuje się takiego doboru informacji zawartych w pamięci, by rekonstrukcje pasowały do teraźniejszości. Regułami selekcji są paradygmaty obowiązujące w różnych sferach kultury i życia emocjonalnego.
Stopień wierności odtwarzania epizodów z przeszłości zależy od częstotliwości przypominania ich sobie. Prawdopodobieństwo zniekształcenia zmniejsza się proporcjonalnie do wzrostu częstości wspomnień.
Aktualizacja pamięci jest procesem złożonym, który przebiega w sferze neurofizjologicznej, psychologicznej, społecznej i kulturowej. W każdej z nich działają czynniki deformujące uwspółcześnione wersje minionych wydarzeń. Toteż w każdorazowej teraźniejszości, na każdym etapie ewolucji społecznej inaczej postrzega się przeszłość, kreuje się inny jej wizerunek i inaczej odnosi się do niej.
Manipulanci polityczni celowo ingerują w pamięć i wypaczają obrazy przeszłości. Niektóre wydarzenia usiłują całkowicie wyeliminować z pamięci lub osłabić pamięć o nich, a pamięć o innych wzmocnić. Jedne rekonstrukcje pamięci prezentować w najlepszym świetle, inne w najgorszym. Potrafią przesadnie wyidealizować przeszłość, albo ją zohydzać.
Dawniej też manipulowano pamięcią. Jednak teraz o wiele więcej i skuteczniej. Po pierwsze, ponieważ rośnie zapotrzebowanie na manipulację przeszłością (pamięcią i historią), po drugie, bo stosuje się doskonalsze techniki manipulacji. Marzeniem władców jest, móc na zawołanie osłabiać lub usuwać z pamięci (i świadomości) podwładnych niewygodne dla siebie wspomnienia i skojarzenia oraz wyolbrzymiać pożądane.
Manipulacja pamięcią - jeden z elementów manipulacji świadomością ludu - staje się przedmiotem coraz większego zainteresowania każdej władzy, ale głównie autorytarnej. Autokraci chcieliby ingerować w świadomość ludu, tresując go, jak tresuje się psy, za pomocą odruchów bezwarunkowych.(14) A najlepszym odruchem bezwarunkowym ludzi jest pieniądz. Na jego widok ślinią się jak psy na widok kiełbasy. Dla pieniędzy lud zrobi wszystko i każdego pochwali. „Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze świat się podli”. Toteż do kilku lat kwitnie u nas mniej lub bardziej sprawiedliwe rozdawnictwo pieniędzy „plus”, bez względu na galopujące zadłużenie państwa grożące bankructwem. Dzięki temu kupuje się sprzymierzeńców, pochlebców i elektorat. Jest to specyficzna, jawna i niekaralna forma korupcji.
Nasze państwo od kilku lat prowadzi intensywną i agresywną politykę historyczną, która kojarzy się z zawłaszczeniem pamięci narodowej przez państwo, dysponowaniem i urabianiem zgodnie z zasadami ideologii uznawanej przez partie rządzące. Celem takiej polityki jej historycznej jest deformacja pamięci historycznej obywateli za pomocą forsowania obrazów wydarzeń historycznych ewidentnie fałszywych, pomijania lub ignorowania niewygodnych wydarzeń historycznych i ich obrazów oraz nadawania nazwom całkiem innego znaczenia od powszechnie używanego.(15)
W ten sposób na przykład ze zdrajców ojczyzny robi się bohaterów, z miernot artystycznych – celebrytów, ze złodziejów i aferzystów – ludzi prześladowanych ze względów politycznych, z oprawców banderowskich i innych organizacji zbrojnych – bojowników o wolność i demokrację, z notorycznych kłamców – ludzi godnych obejmowania wysokich stanowisk państwowych i przyznawania im najwyższych orderów, z kiczów – dzieła kultowe, z nieudaczników – ludzi kompetentnych do zajmowania ważnych stanowisk w resortach i spółkach państwowych, z szalbierzy i hochsztaplerów – ekspertów, z przeciwników LGBT – rzeczników praw obywatelskich, z drugorzędnych polityków - wybitnych mężów stanu wartych pomników i kultu, z osób łamiących konstytucję – sędziów Trybunału Konstytucyjnego itd.
Nuta optymizmu
W tej pesymistycznej rzeczywistości społecznej w naszych czasach pocieszające jest to, że dotychczasowe próby manipulacji pamięcią, zmierzające do usuwania z niej niewygodnych epizodów i ich opisów, nigdy nie powiodły się, nawet w tak radykalnych ustrojach totalitarnych, jak hitleryzm i stalinizm. Jest wysoce nieprawdopodobne, że teraz również spełzną na niczym. Oby tak się stało!
Wiesław Sztumski
15.12.2022
*https://www.youtube.com/watch?v=JOGSVueefTE
Przypisy
(1) Wydarzenia dziejowe są szczególnym przypadkiem zdarzeń; są zdarzeniami zachodzącymi tylko w rzeczywistości społecznej.
(2) „Tradycja – to rzecz zawodna. (…) ulega często przeinaczeniom.” (Zenon Kosidowski, Królestwo złotych łez, Iskry, 1979, s. 163.)
(3) Quae fuerant vitia, mores sunt (Co było występkiem, staje się obyczajem.)
(4) Jan Szmyd, Myślenie i zachowanie irracjonalne. Tradycyjne i współczesne wymiary. Z filozofii i psychologii irracjonalizmu, Wyd. Śląsk, Katowice 2012
(5) Wiesław Sztumski, Prawidłowość ewolucji nauki i myślenie ekologiczne w nauce, Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Filozofia, 1/1999
(6) „W naturze człowieka leży rozsądne myślenie i nielogiczne działanie”. Anatol France, Le livre de mon ami, Édition: Presses Pocket, 1985
(7) Termin ten obejmuje zarówno tradycje faktycznie wymyślone, skonstruowane i formalnie ustanowione, jak i te, które pojawiają się w sposób trudny do wyśledzenia w krótkim okresie i które bardzo szybko utrwalają się.
(8) Eric Hobsbawn, Mass-Producing Traditions: Europe, 1870–1914, Cambridge University Press, 2014
(9) Marcin Lubaś, Tradycjonalizacje kultury. O zaletach i ograniczeniach koncepcji „tradycji wymyślonych”, Wyd. UJ Kraków, 2008.
(10) Daniel Zuytek, Polskie tradycje religijne i polityczne, „Racjonalista”, 2008
(11) Arcybiskup Budzik upomina KUL: Zostawcie pomnik ks. Radziszewskiego na swoim miejscu (https://lublin.wyborcza.pl/lublin/7,48724,29242530,kul-pomnik.html. Data dostępu 10.12.2022)
(12) Wiesław Sztumski, Nauka w okowach poprawności politycznej, „Sprawy Nauki” Nr 6-7, 2022; Nauka się prostytuuje, „Przekrój” Nr 31/3293/31 lipca 2008
(13) Z pamięcią mamy do czynienia na przykład w fizyce w zjawisku histerezy oraz w urządzeniach technicznych, przede wszystkim w komputerach.
(14) Wiesław Sztumski, Spełnia się marzenie dyktatorów, „Sprawy Nauki”, 10/2018
(15) Wiesław Sztumski, Język w służbie kłamstwa, „Sprawy Nauki”, 8-9/2018
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1937
Nim powstała filozofia środowiska
W połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku rozpoczęto badania nad skutkami postępu technicznego w czasach rewolucji naukowo-technicznej. Ich prekursorem był czeski filozof Radovan Richta (1924-1983), który wymyślił termin „rewolucja naukowo-techniczna" (był też autorem słynnej frazy „socjalizm z ludzką twarzą").
Zaraz potem filozoficznymi aspektami rewolucji naukowo-technicznej zajęli się filozofowie w ZSRR - Jurij Siergiejewicz Mieleszczenko z Leningradu, Siemion Viktorowicz Szuchardin z Moskwy i w NRD - Heinrich Vogel z Rostocku. (Z S. Szuchardinem i J. Mieleszczenko konsultowałem się, a z H. Voglem współpracowałem kilka lat).
Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych kilku polskich filozofów podjęło badania nad zagrożeniami dla biosfery i życia ludzi wynikającymi z żywiołowo dokonującej się u nas wówczas rewolucji naukowo-technicznej i ze stosowania nowych technologii, automatyzacji oraz energetyki jądrowej. Byli to ludzie zajmujący się filozofią i socjologią techniki: doc. Józef Bańka i doc. Jerzy Szymański (UAM), dr Wiesław Sztumski (AGH), dr Lech Zacher (Instytut Filozofii i Socjologii PAN) i kilku innych młodych pracowników z różnych uczelni. Do badań dołączyli także specjaliści z innych dyscyplin naukowych oraz nauk technicznych (psychologowie pracy, ergonomiści, socjologowie pracy itp.).
W odróżnieniu od innych specjalistów, filozofowie prowadzili badania w sposób niezorganizowany. Dopiero, gdy filozofia techniki wyodrębniła się jako subdziedzina filozofii, powstał w UAM w Poznaniu pierwszy Zakład Filozofii Techniki utworzony przez J. Bańkę. Naukowcy zainteresowani postępem technicznym w aspektach: filozoficznym, etycznym, socjologicznym, ekonomicznym, teorii zarządzania itd., spotykali się na comiesięcznych seminariach organizowanych przez Zakład Historii Techniki oraz Zespół Filozoficznych Zagadnień Rewolucji Naukowo-Technicznej w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie. Najpierw kierował nimi prof. dr inż. Eugeniusz Olszewski, a potem doc. dr Lech Zacher. Tam mogli referować swoje wyniki badań i wymieniać poglądy. Spotykali się też na sporadycznych konferencjach w różnych uczelniach.
Środowiskiem życia ludzi w aspekcie filozoficznym zaczęto zajmować się u nas w ostatniej dekadzie XX wieku, wkrótce po awarii elektrowni atomowej w Czarnobylu (1986)*. Dopiero wtedy dotarły do Polski informacje o zagrożeniach spowodowanych tzw. brudnymi technologiami. (W krajach zachodnich wiedziano o tym dużo wcześniej). Odtąd kwestia degradacji środowiska i jej negatywnego wpływu na zdrowie ludzi stała się u nas ważna i modna. Toteż z miejsca podjęli ją filozofowie techniki - byli najlepiej przygotowani do tego. Potem dołączyli do nich filozofowie nauk przyrodniczych, humanistycznych i etycy zajmujący się odpowiedzialnością inżynierów i naukowców za skutki odkryć i wynalazków. W ten sposób powstała grupa inicjatorów wieloaspektowych badań relacji między człowiekiem i jego coraz bardziej niezdrowym środowiskiem.
Tak więc pomału rodziła się ekofilozofia. Jej twórcą, wybitnym specjalistą i propagatorem był prof. dr inż. Henryk Skolimowski (1930-2018), kierownik pierwszej w Polsce (i chyba w świecie) Katedry Ekofilozofii na Politechnice Łódzkiej (1992-1997). Zaczęto organizować sympozja i konferencje poświęcone filozoficznym aspektom ekologii, w których uczestniczyli referenci z zagranicy. (W latach 1990-2016 odbyło się ponad 40 takich konferencji). Była to jedyna wówczas forma organizacji filozofów ekologii. Publikowano materiały z konferencji i artykuły w „ekologicznych" czasopismach (np. „Problemy Ekologii") i w innych (np. „Sprawy Nauki" i „Transformacje - Pismo Interdyscyplinarne" oraz w czasopismach branżowych (np. „Biuletyn Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Transportu, Energetyki, Mechanizacji Budownictwa i Ochrony Pracy”. Nasi ekofilozofowie prezentowali referaty na kongresach światowych i konferencjach zagranicznych. (Ja – m.in. na XX Światowym Kongresie Filozofii w Bostonie (1998), IV Międzynarodowym Kongresie „Praca i środowisko" w Bressanone (1999), Światowej Konferencji Czasopism Filozoficznych w Montrealu (2000), Światowym Kongresie Architektów w Neapolu (2000) i VI Światowym Kongresie Ekonomii w Taipei (2002)).
Z czasem rozszerzono problematykę o kwestie związane z rozwojem zrównoważonym, społeczeństwem wiedzy, społeczeństwem informacji, cyfryzacją, sztuczną inteligencją, ekoetyką i bioetyką.**
Doniosłym wydarzeniem było powstanie w 2004 r. anglojęzycznego czasopisma Europejskiej Akademii Nauki i Sztuki z siedzibą w Salzburgu „Problemy Ekorozwoju - Problems of Sustainable Development" wydawanego przez Politechnikę Lubelską. Jego redaktorem naczelnym był prof. dr hab. inż. Lucjan Pawłowski (dziekan Wydziału Inżynierii Środowiska), a obecnie jest nim jego syn, prof. dr hab. inż. Artur Pawłowski. Pełni ono rolę centrum skupiającego ekofilozofów polskich i zagranicznych. Należeli do nich profesorowie: ks. Józef Marceli Dołęga (UKSW Warszawa, twórca sozologii systemowej), Andrzej Papuziński (UKW Bydgoszcz, twórca kulturalistycznej filozofii ekologii), Zbigniew Hull (UW-M Olsztyn), Włodzimierz Tyburski (UMK Toruń), Krzysztof Łastowski (UAM Poznań), Lucjan Pawłowski i Artur Pawłowski (Politechnika Lubelska), Lech Zacher (Akademia Leona Koźmińskiego, Warszawa), Ignacy Fiut (AGH Kraków), Zdzisława Piątek (UJ), ks. Wiesław Dyk (Uniwersytet Szczeciński), Andrzej Kiepas (Uniwersytet Śląski), Leszek Gawor (Uniwersytet Rzeszowski), Józef Jaroń (Akademia Podlaska, Siedlce) i Wiesław Sztumski (Uniwersytet Śląski, twórca sozologii szczegółowych: ciszy, przestrzeni społecznej, wiary, rozsądku). Problemami ekofilozofii zajmuje się okazjonalnie wielu innych filozofów, etyków, ekonomistów, socjologów, techników i medyków.
Rozwój filozofii środowiska
Najpierw przedmiotem badań filozofów było środowisko przyrodnicze, ponieważ jego dewastacja rodzi o wiele groźniejsze skutki dla przeżycia niż środowisko społeczne i dlatego, że pojęcie środowiska oznaczało tylko środowisko przyrodnicze, zwane „naturalnym". Potem, kiedy naturalnym okazało się również środowisko społeczne, stało się ono też obiektem badań filozofów. W końcu w skład filozofii środowiska weszła również filozofia ochrony środowiska.
Ekofilozofia środowiska przyrodniczego
Większość ekofilozofów i przedstawicieli nauk szczegółowych, techników, polityków i innych specjalistów interesuje wyłącznie środowisko przyrodnicze. Być może dlatego, że jest ono bardziej znane niż społeczne. (Ministerstwo Środowiska RP obchodzi tylko środowisko przyrodnicze. W jego strukturze brakuje departamentu, który zajmowałby się środowiskiem społecznym). Ich celem jest skierowanie uwagi na postępujące zagrożenia egzystencji gatunku ludzkiego w wyniku niekontrolowanego wzrostu gospodarczego i postępu technicznego, beztroskiego odnoszenia się do zasobów Ziemi, bezmyślnego niszczenia lasów, zanieczyszczenia atmosfery, gleby i wody oraz ocieplania klimatu. Zależy im też na kształtowaniu świadomości ekologicznej i sumienia ekologicznego, na uwrażliwianiu ludzi na jakość środowiska oraz na tym, by dbałość o środowisko stała się imperatywem moralnym.
Udało się wprowadzić masowe kształcenie z ekologii w szkołach, organizować „zielone szkoły”, regionalne i międzynarodowe obozy młodzieżowe i olimpiady ekologiczne i włączyć do tej akcji kościół katolicki, który za sprawą bp. Henryka Muszyńskiego wprowadził pojęcie „grzechu ekologicznego", a papież Franciszek chce go umieścić w Katechizmie jako „grzech przeciwko wspólnemu domowi". (Jest nim każde działania szkodliwe dla środowiska przyrodniczego).
W tym nurcie ekofilozofii wyodrębniły się dwa odłamy. W pierwszym, racjonalistycznym i analitycznym, środowisko stanowi obiekt wieloaspektowych i wszechstronnych badań naukowych. Uczestniczą w nim naukowcy i praktycy, którzy w nauce pokładają nadzieję na rekultywację środowiska.
Drugi, mistyczny, nawiązuje do filozofii Dalekiego Wschodu (Chin i Indii), Afryki i Ameryki Łacińskiej oraz do różnych religii świata. Uczestniczą w nim osoby spoza świata nauki i techniki (artyści, aktorzy, pisarze itp.). Tu wytworzył się kult środowiska, życia i Matki Ziemi (Gai).
W pierwszym odłamie oddziałuje się na rozum, by zmusić ludzi do racjonalnego zachowywania się wobec środowiska i życia, a w drugim na emocje, by wzbudzić respekt dla środowiska i zjawiska życia w ogóle. Oba mają wspólny cel - ukształtowanie na gruncie emocji i rozumu postaw i działań proekologicznych, które zapewniłyby maksymalną ekstensję czasu istnienia gatunku ludzkiego i życia na Ziemi. Natomiast różnią się sposobami osiągania tego celu.
W mistycznym odłamie mieści się ekofilozofia Henryka Skolimowskiego, zbudowana na zasadzie antropicznej, zasadzie rewerencji dla życia, na założeniu o ukrytym porządku wszechświata oraz na twierdzeniach o istotnej roli noosfery, o jedności człowieka i kosmosu i o istotnej roli nadziei. Stworzył on koncepcję człowieka opartą na czterech wartościach: cierpienia, współodczuwania, miłości i mądrości.
Ekofilozofia środowiska społecznego
W skład otoczenia człowieka wchodzi też rzeczywistość społeczno-kulturowa i osobowościowo-duchowa. Są one obiektami badań ekofilozofii społecznej. Tym bardziej, że w ostatnich czasach zachodzą w nich gwałtowne przemiany, które generują zawirowania i procesy degradacji. Mogą one doprowadzić do sytuacji kryzysowej w skali globalnej.
Ekofilozofia społeczna korzysta z rezultatów badań psychologii społecznej, socjologii, ekonomii, etyki i politologii na temat stanu i perspektyw rozwoju rzeczywistości społecznej. Głównych przyczyn degradacji środowiska społecznego upatruje się w gospodarce dążącej do nieograniczonego wzrostu, nieliczącej się z zaleceniami ekologii oraz podporządkowanej ideologii konsumpcjonizmu i neoliberalizmu, w przesadnym relatywizmie etycznym oraz w znacznej przewadze kryteriów ekonomicznych i technicznych nad społecznymi i ekologicznymi.
Przedmiotem ekofilozofii społecznej jest społeczeństwo, jego subsystemy, pojedynczy ludzie i obszary życia społecznego. Bada ona relacje między nimi w celu uzyskania wiedzy o szkodliwym wpływie szybko pogarszającego się stanu środowiska społecznego na kondycję jednostek, funkcjonowanie zbiorowości i instytucji.
Ekofilozofia społeczna proponuje też katalog powinności - każdy w jakimś stopniu i zakresie musi odpowiadać za stan swego najbliższego otoczenia społecznego. W Polsce ekofilozofia społeczna zaczęła rozwijać się później niż przyrodnicza, dopiero w końcu lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Opóźnienie było spowodowane między innymi celową blokadą informacji o pogarszającym się stanie środowiska społecznego ze względów ideologicznych i ustrojowych w czasach PRL. Mimo to można się już pochwalić pewnymi jej osiągnięciami, chociaż jeszcze nie w obszarach ekonomii i polityki.
Ekofilozofia holistyczna
Jej zarys przedłożył K. Łastowski. Wychodzi ona z przekonania, że ani ekofilozofia przyrodnicza, ani społeczna, nie są w stanie rozwiązywać problemów ogólnych związanych z zagrożeniami środowiska, generowanymi przez postęp wiedzy, techniki, cywilizacji i kultury. Konieczna jest integracja wszystkich nurtów i odmian ekofilozofii w jedną interdyscyplinarną naukę - ekologię holistyczną.
Stanowi ona realną platformę do łączenia się specjalistów z przyrodoznawstwa, nauk społecznych, kulturologii, antropologii, teorii ewolucji przyrodniczej i społecznej oraz przedstawicieli pozanaukowych dziedzin kultury (religii i sztuki) w podejmowaniu badań, które pomogłyby rozwiązywać niezwykle trudne problemy, jakie pojawiły się u schyłku dwudziestego stulecia.
Jedną z form ekofilozofii holistycznej jest kulturalistyczna filozofia ekologii, stworzona przez A. Papuzińskiego. Jest to dział filozofii, podejmujący problem wzajemnego oddziaływania człowieka i jego środowiska społeczno-przyrodniczego w wymiarze kulturowym. Upatruje się głównej przyczyny kryzysu cywilizacyjnego także w degradacji kultury.
Ekofilozofia uniwersalistyczna
Przyczyny narastania globalnego kryzysu ekologicznego znajdują się nie tylko w środowisku przyrodniczym, społecznym oraz kulturowym, ale - może nawet przede wszystkim - w środowisku wewnętrznym człowieka. I to nie tyle w strukturze cielesnej, co w psychice, świadomości, emocjonalności, duchowości, osobowości, myśleniu a także w sposobie percepcji i odczuwania świata oraz wysławiania się. Wobec tego środowisko wewnętrzne człowieka powinno się badać przynajmniej w takim samym stopniu jak zewnętrzne. Ale temu zadaniu nie jest w stanie podołać żaden ze wspomnianych nurtów ekofilozofii z osobna ani enwironmentologia. Może mu sprostać jakaś „metateoria uniwersum”, albo „ekologia uniwersalistyczna”.
Pierwszej wciąż nie udaje się stworzyć fizykom, bo napotykają na ogromne trudności w próbie stworzenia „teorii wszystkiego”, którą można by zapisać w postaci „Weltformel” (reguły wszystkich reguł), czyli jednego równania ogarniającego całą wiedzę o świecie zawartą fizyce i z którego dałoby się wywieść wszystkie prawa fizyki.
Większą szansę ma ekologia uniwersalistyczna. Wymaga to jednak nowej definicji ekologii. Zaproponował ją Kazimierz Albin Dobrowolski (UW): ekologia jest nauką, która poszukuje prawidłowości funkcjonowania ekosystemów, czyli biocenozy i biotopu. Tym samym, przekształcił on ekologię w naukę o wszechobejmującym zakresie i nadał jej status metateorii świata, podobny do tego, jaki filozofia ma w systemie wiedzy.
W takim razie ekofilozofia uniwersalistyczna mogłaby zastąpić filozofię przyrody i filozofię społeczną, i stać się nową odmianą metafizyki.
Za ekofilozofią uniwersalistyczną opowiedział się m. in. Janusz Kuczyński (UW). Jego zdaniem, ekofilozofia uniwersalistyczna powinna ze swej istoty i definicji ustanowić obszar wspólny dla orientacji antropologicznej, biocentrycznej, ekocentrycznej lub teocentrycznej i tym samym być propozycją pewnego kompromisu między różnymi odmianami ekofilozofii, często opozycyjnymi i wykluczającymi się wzajemnie. Dalej twierdzi on, że ekofilozofia uniwersalistyczna jest nie tylko filozofią, ale też „nadrzędną mądrością".
Enwironmentalizm filozoficzny
Na przełomie XIX i XX wieku przedstawiłem koncepcję ekofilozofii, którą nazwałem „enwironmentalizmem filozoficznym". Opiera się ona na następujących zasadach:
- izomorfii świata (nic nie jest wyróżnione przez naturę; hierarchia wartości bytów jest dziełem ludzi, dlatego nie ma podstaw do antropocentryzmu),
- determinizmu strukturalnego w biosferze i socjosferze (ten rodzaj determinowania odgrywa największą rolę w przypadku ekosystemów, których jednym ze składników jest człowiek),
- biocentryzmu (życie w ogóle, a w szczególności ludzkie, jest najwyższą wartością i dlatego musi być chronione),
- nieantagonistycznego i zrównoważonego rozwoju społecznego (dziełem ludzi jest antagonizacja konfliktów i zachwianie równowagi systemów społecznych, co prowadzi do wojen, kryzysów i destrukcji. Rozwój społeczny może obyć się bez nich.),
- zgodnej koegzystencji (warunkiem przeżycia człowieka jest bezkonfliktowe współistnienie z innymi ludźmi w obrębie wspólnot i z innymi istotami żywymi w danym ekosystemie),
- synergicznej kooperacji (osiąganie celów, a nade wszystko najważniejszego, jakim jest jak najdłuższe trwanie ludzkości, wymaga zintegrowanych działań spójnych i wzajemnie wspomagających się); oraz
- tolerancji i kompromisu (warunkiem zgodnego współistnienia i współdziałania jest szacunek dla innych i tolerowanie ich, nawet, jeśli ich charaktery, poglądy i interesy nie są zgodne z naszymi. Stąd potrzeba poszukiwania kompromisów).
Enwironmentalizm postuluje nowy styl myślenia – „ekologiczny". Odrzuca on kartezjański paradygmat racjonalizmu i oświeceniowy paradygmat scjentyzmu. Bowiem stoczyły one ludzkość na skraj przepaści i mogą doprowadzić do kolapsu. Ekologiczny styl myślenia odwołuje się do rozsądku, na który składa się rozum i wiedza naukowa, ale też pozanaukowa, uczucia, intuicja, wiara, doświadczenie życiowe i subiektywne przeżywanie świata.
To myślenie jest kosmocentryczne (wychodzi od środowisk lokalnych i kieruje się ku coraz rozleglejszym - globalnemu i kosmicznemu), antropocentryczne (w ostatecznym rachunku służy człowiekowi), prospektywne (kieruje się troską o przyszłość jednostek i ludzkości) oraz ewaluacyjne (nakazuje oceniać postawy, zachowania i czyny ludzkie ze względu na to, co sprzyja harmonijnej jedności człowieka z środowiskiem i przetrwaniu ludzkości).
Enwironmentalizm filozoficzny proponuje koncepcję tzw. humanizmu adekwatnego. Relacje interpersonalne i związki między ludźmi mają być podporządkowane interesowi człowieka, bezpośrednie (relacja Ja-Ty nie powinna być deformowana przez jakiekolwiek materialne, albo mistyczne ogniwo pośrednie) i kształtowane na zasadach empatii, czułości i pomocy wzajemnej.
Człowiek powinien być przyjazny dla innych w myśl kanonu homo homini homo (człowiek dla człowieka człowiekiem) nie dlatego, albo po to, by zasłużyć na nagrodę w życiu doczesnym czy pozagrobowym, lecz bezinteresownie, bo to leży w jego naturze i satysfakcjonuje go.
Humanizm adekwatny charakteryzuje się apolitycznością, areligijnością, aetnicznością i aklasowością.
Warunkiem koniecznym do realizacji tych postulatów jest radykalna zmiana świadomości - nowa metanoia ukształtowana przez ekologizm, który jest nowym paradygmatem kultury. Realizacja idei humanizmu aadekwatnego wymaga również opracowania koncepcji człowieka zwanego homo ecologicus.
Sozofilozofia
W końcu pierwszej dekady XXI w. powstał jeszcze w ramach ekofilozofii zarys filozofii ochrony środowiska w wyniku refleksji filozofów nad całokształtem wiedzy z zakresu sozologii systemowej. Po kilku latach rozwinęła się ona od statu nascendi do statu crescendi. Dlatego uznałem za stosowne utworzyć z niej odrębny składnik filozofii środowiska, który nazwałem „sozofilozofią". Na razie wzbogaca ją i propaguje stosunkowo małe grono specjalistów rozproszonych w różnych ośrodkach akademickich, wywodzących się przede wszystkim z kręgu ekofilozofów, ekologów, sozologów, inżynierów środowiska, lekarzy i socjologów.
Filozofia sozologii jest filozofią praktyczną, gdyż wpisuje się w strategię realnych działań mających na celu chronić w środowisku to, co jest ważne i co jeszcze da się ocalić przed degradacją i nie dopuścić do dalszego pustoszenia środowiska. W niej, podobnie jak w ekofilozofii, rozwija się nurt przyrodniczy i społeczny. Ten drugi nazwałem sozofilozofią społeczną. Zajmuje się ona ochroną następujących obszarów środowiska społecznego (kulturowego i duchowego): wiedzy, wiary, przestrzeni społecznej, wolności, prywatności, czasu społecznego, pracy, naturalności, rozsądku, aksjosfery, fonosfery, godności, logosfery, edukosfery, rodziny, politosfery i infosfery. (Stworzyłem sozologię wiary, ciszy i przestrzeni społecznej oraz przyczyniłem się do rozwoju sozologii wiedzy, czasu i rozsądku.)
Uwaga końcowa
Według mojego rozeznania, filozofia środowiska nie rozwinęła się i nie rozwija się nigdzie tak jak w Polsce. Podobnie sozologia. Tej nazwy nie ma w encyklopediach zagranicznych. Zastępuje ją „nauka ekologiczna, która zajmuje się ochroną środowiska". Często używa się ją zamiennie z ekologią. O ekofilozofii wiedzą za granicą dzięki temu, że jej twórcą był H. Skolimowski, który publikował swoje książki w języku angielskim, a większość życia spędził za granicą, w USA i Indiach.
Ale nic nie wiedzą o prof. Walerym Goetlu - twórcy sozologii ani o prof. med. Julianie Aleksandrowiczu, który ją rozwijał w latach sześćdziesiątych.
Jest mnóstwo publikacji z ekologii jako nauce o środowisku przyrodniczym. Natomiast niewiele o ekologii społecznej. Jesteśmy wiodącymi w świecie filozofami, którzy zajmują się środowiskiem społecznym, kulturowym, duchowym i wewnętrznym środowiskiem człowieka i ich ochroną.
Wiesław Sztumski
*W roku 1980 utworzono w Krakowie niezależną organizację ekologiczną, stowarzyszenie Polski Klub Ekologiczny, którego pierwszymi prezesami był prof. Tadeusz P. Szafer i prof. Stanisław Juchnowicz. Wkrótce w dużych miastach powstały jego oddziały istniejące do dzisiaj. (przyp. red.)
**(twórcą cybernetyki ekorozwoju i wytrwałym propagatorem ekohumanizmu oraz zrównoważonego rozwoju był często goszczący na łamach SN, zmarły w 2016 roku Lesław Michnowski – przyp. red.).