Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 207
Pośrednicy – nowa klasa społeczna pretendująca do władzy nad światem
Nie sądzę, żeby pośrednik był przedstawicielem rasy ludzkiej.
Honoré de Balzac, Komedia ludzka
Dawno temu, w konsekwencji ewolucji społecznej pojawiła się grupa społeczna pośredników. Pośrednik jest osobą, która zawodowo zajmuje się pośredniczeniem między ludźmi lub organizacjami i pobiera za to odpowiednie wynagrodzenie w postaci prowizji lub opłaty. Przedmiotami pośredniczenia są dobra, usługi, informacje lub wartości niematerialne. Zależą one od branży, w której działa pośrednik, oraz od potrzeb stron, które kontaktują się ze sobą za pomocą pośrednika.W skład podmiotów pośredniczących wchodzą nie tylko osoby, ale również firmy, instytucje i inne organizacje.
We współczesnym kapitalizmie grupy pośredników rozwijają się coraz szybciej. A w ostatnich latach, w czasie przebiegu nowej rewolucji technicznej, rozwijają się one w tempie przyspieszonym.
Nowa rewolucja techniczna dokonuje się za sprawą najnowszych technologii - automatyzacji, komputeryzacji, robotyzacji, sztucznej inteligencji i digitalizacji. Te technologie wywołują zmiany w pracy pośredników i w istocie ich profesji. Przede wszystkim zmniejsza się popyt na tradycyjne usługi pośrednictwa, ponieważ automatyzacja i SI wykonują pewne zadania taniej i szybciej niż ludzie.
Na przykład, w sektorze nieruchomości niektóre etapy procesu sprzedaży czy wynajmu można już zrealizować za pomocą aplikacji lub platform online. Za to rozwój SI i digitalizacji otworzył nowe możliwości dla pośredników, szczególnie w sektorze finansowym, e-commerce oraz na rynku pracy. Teraz rola pośredników polega bardziej na analizie i interpretacji dużych zbiorów danych i dopasowywaniu klientów do produktów lub dostawców na podstawie zaawansowanych algorytmów SI.
Pojawiają się też nowe rodzaje pośredników, np. brokerzy danych czy konsultanci ds. algorytmów SI, którzy specjalizują się w zarządzaniu ryzykiem związanym z nowymi technologiami. Z kolei, digitalizacja promuje rozwój platform, które same w sobie stają się „pośrednikami nieosobowymi”, konkurencyjnymi z pośrednikami osobowymi. Wskutek tego zmienia się pojęcie pośrednictwa, a osoby pracujące w tym zawodzie muszą się dostosować do nowych modeli cyfrowych, które są bardziej złożone i wymagają odpowiednich umiejętności technicznych. Zaś robotyzacja i SI przyczyniają się do wzrostu efektywności, wskutek czego zmniejsza się liczba potrzebnych pracowników na stanowiskach pośredników. Dzięki korzystaniu z robotów i SI brokerzy czy doradcy mogą przetwarzać większe ilości informacji i szybciej reagować na zmiany na rynkach.
Wzrost efektywności i przejmowanie niektórych zadań rutynowych przez roboty i SI prowadzi do redukcji etatów. Nowoczesny pośrednik, szczególnie w kontekście automatyzacji i digitalizacji, musi znać się na nowoczesnej technice, rozumieć algorytmy i umieć interpretować wyniki generowane przez SI. Pośrednicy, którzy rozumieją SI i umieją ją wykorzystać, mają przewagę konkurencyjną, a ich umiejętności stają się bardziej cenione na rynku pracy. Dlatego pośrednicy muszą nieustannie podnosić swoje kwalifikacje.
Grupa pośredników przekształciła się niedawno w klasę społeczną. Najpierw dała ona znać o sobie w sferze gospodarki. Potem stała się coraz bardziej widoczna i aktywna w pozostałych sferach społecznych w poszczególnych krajach. Dopiero globalizacja umożliwiła tej klasie wywierać coraz większy wpływ na funkcjonowanie wszystkich krajów świata. Obecnie pośrednictwo stało się nieodzownym elementem pejzażu socjosfery i trudno sobie wyobrazić funkcjonowania kogokolwiek i czegokolwiek w świecie bez korzystania z pośrednictwa. Pośrednicy stali się osobami bardzo ważnymi, wręcz kluczowymi. Świadomi swej pozycji, roli i potęgi stają się coraz bardziej roszczeniowi, a ich celem ostatecznym jest zdobycie panowanie nad światem.
Pośrednictwo w sferze gospodarki
Pośrednicy sami nie produkują towarów, tylko pośredniczą w ich sprzedaży, dystrybucji lub przekazywaniu między producentami i konsumentami. W nowoczesnych gospodarkach, gdzie technika, globalizacja i rozwój rynków cyfrowych znacząco zmieniły dynamikę gospodarczą, ich działalność jest coraz bardziej potrzebna i wpływowa. W domenie gospodarki działają bardzo zróżnicowani pośrednicy w różnych sektorach rynku. Należą do nich na przykład platformy Amazon, Uber, Airbnb czy Allegro, pośrednicy finansowi, agencje reklamowe i marketingowe, handlowcy, dystrybutorzy i hurtownicy oraz agencje rekrutacyjne na rynku pracy.
Pośrednicy odgrywają pozytywną rolę w domenie gospodarki w organizowaniu dostaw, dystrybucji i sprzedaży, w przyspieszaniu i usprawnianiu transakcji między różnymi podmiotami rynku, ułatwiają procesy rynkowe, redukują koszty transakcji i skracają czas poświęcony na znalezienie odpowiedniego dostawcy czy klienta. W erze big data dostarczają konsumentom, firmom czy inwestorom potrzebne i zwięzłe informacje, co pomaga w podejmowaniu decyzji zakupowych czy inwestycyjnych.
W systemach finansowych pośrednicy pełnią ważną rolę w redystrybucji zasobów, dzięki kredytom, inwestycjom lub zarządzaniu ryzykiem.
Jednak z drugiej strony, pośredników ocenia się negatywnie za pobieranie zbyt wysokich marż i prowizji, znaczące podnoszenie cen towarów i usług, ograniczanie możliwości wyboru sprzedawców, nadmierną eksploatację pracowników, brak odpowiedzialności za jakość usług lub produktów dostarczanych przez zewnętrznych dostawców, centralizację władzy i monopolizację informacji przez pośredniczące oligopole i wielkie korporacje.
Pośrednictwo w sferze polityki
W sferze politycznej pośrednicy pełnią kluczowe role, wpływając na decyzje polityczne i kształtowanie polityki publicznej. Są to osoby, grupy lub instytucje, które pełnią rolę łączników pomiędzy obywatelami a strukturami władzy. Ich zadaniem jest prezentowanie rządzącym interesów społeczeństwa lub jego części oraz ułatwianie komunikacji pomiędzy politykami. Pośrednicy polityczni (lobbyści, doradcy, eksperci, organizacje pozarządowe, kościoły i organizacje religijne) przyjmują różne formy i odgrywają różne role w zależności od kontekstu politycznego oraz systemu, w którym funkcjonują.
Pośrednictwo w sferze turystyki
Pośrednictwo w turystyce to działalność polegająca na łączeniu dostawców usług turystycznych z klientami, którzy są zainteresowani zakupem ich usług. Działają tu tacy pośrednicy, jak biura podróży, agenci turystyczni i internetowe portale rezerwacyjne,
Pośrednictwo w sferze transportu i łączności
Pośrednictwo w transporcie polega na kojarzeniu stron zainteresowanych realizacją usług transportowych lub komunikacyjnych, takich jak organizacja, planowanie i nadzorowanie przewozu towarów, osób oraz przekazywanie danych przez pośredników, którzy wykonują te usługi sami lub zajmują się ich koordynacją. W obszarze transportu pośrednictwo obejmuje przewóz towarów i osób oraz logistykę, W obszarze łączności, pośrednictwo obejmuje usługi telekomunikacyjne, pocztowe i kurierskie oraz monitoring realizacji tych usług,
Pośrednictwo w sferze zdrowia
W opiece zdrowotnej pośrednicy odgrywają ważną rolę, wpływając na dostęp pacjentów do usług leczniczych oraz na jakość opieki zdrowotnej. W systemach zdrowotnych, gdzie opieka zdrowotna jest prywatna lub mieszana, firmy ubezpieczeniowe pośredniczą między pacjentami a lekarzami, decydując o tym, które procedury zostaną sfinansowane.
Telemedycyna i platformy zdrowotne pomagają pacjentom w uzyskaniu opieki medycznej, monitorowaniu zdrowia, rezerwacji wizyt lekarskich i uzyskiwaniu porad specjalistycznych. Pośredniczą one między pacjentami a lekarzami, oferując usługi telemedyczne i zdalne konsultacje lekarskie.
Pośrednictwo obejmuje też działalność polegającą na łączeniu pacjentów z usługodawcami medycznymi lub produktami związanymi ze zdrowiem. W tej sferze pośrednictwo ma miejsce w dostępie do usług medycznych, znalezieniu odpowiednich specjalistów lub placówek medycznych, organizacji wizyt u lekarzy lub badań diagnostycznych i organizacji leczenia za granicą, pośrednictwie ubezpieczeniowym, telemedycynie i e-zdrowiu, sprzedaży produktów zdrowotnych, opiece nad pacjentami przewlekle chorymi oraz w usługach doradczych i edukacyjnych.
Pośrednictwo w sferze edukacji
Z różnych powodów w coraz większym stopniu zanika bezpośrednia relacja między nauczycielem a uczniem. Staje się ona coraz bardziej zapośredniczona, zwłaszcza w nauczaniu zdalnym. Platformy e-learningowe pełnią rolę pośredników między wykładowcami i szkołami wyższymi a globalną publicznością, zmieniając sposób zdobywania wiedzy. Agencje rekrutacyjne i firmy doradcze ds. edukacji pomagają uczniom i studentom w wyborze szkół, uniwersytetów oraz kursów Pośrednictwo w edukacji obejmuje działania mające na celu łączenie osób poszukujących możliwości edukacyjnych z odpowiednimi instytucjami, programami i zasobami edukacyjnymi. Pośrednicy pełnią rolę doradców, konsultantów lub organizatorów, pomagając uczniom, studentom, rodzicom, pracownikom i firmom znaleźć dostępne oferty edukacyjnych i korzystać z nich.
Pośrednictwo w sferze rekreacji
Pośrednictwo w sferze rekreacji to działalność polegająca na łączeniu osób poszukujących form wypoczynku, rozrywki lub aktywności fizycznej z dostawcami usług rekreacyjnych. Podobnie jak w innych sferach, pośrednicy w tej dziedzinie pomagają w organizacji, doradztwie, rezerwacji czy personalizacji ofert rekreacyjnych. Obszarami, w których występuje pośrednictwo rekreacyjne są: turystyka i podróże, organizacja imprez, rekreacje sportowe i aktywność fizyczna, organizacja obozów i kolonii i wynajem sprzętu rekreacyjnego.
Pośrednictwo w sferze produkcji
Polega ono na łączeniu producentów z dostawcami surowców, usług, technologii, a także z klientami, dystrybutorami i innymi partnerami w łańcuchu dostaw. Pośrednictwo w sferze produkcji obejmuje optymalizację procesów produkcyjnych, wprowadzanie innowacji technologicznych. zakup surowców, sprzedaż gotowych produktów, finansowanie inwestycji, outsourcing produkcji, a także zarządzanie logistyką i certyfikacją. Działalność pośredników obejmuje pośrednictwo w dostarczaniu surowców i komponentów. Zajmują się tym pośrednicy komponentów technologicznych oraz firmy zajmujące się dostarczaniem i organizacją dostaw podzespołów elektronicznych, mechanicznych i innych elementów wykorzystywanych w procesach produkcyjnych.
Pośrednicy uczestniczą w pozyskiwaniu nowych technologii, usługach logistycznych i magazynowych, outsourcingu produkcji, sprzedaży i dystrybucji produktów, zaopatrzeniu i zakupach przemysłowych, branży recyklingu i zarządzania odpadami, certyfikacji i audytów, finansowaniu produkcji i we wdrażaniu nowoczesnych technologii cyfrowych, takich jak robotyka, sztuczna inteligencja.
Pośrednictwo w sferze społecznej i relacji międzyludzkich
W sferze relacji międzyludzkich pośrednicy również odgrywają coraz większą rolę, często modyfikując sposób komunikowania się i interagowania ludzi. Aplikacje randkowe są pośrednikami między osobami szukającymi partnerów. Zmieniają one sposób budowania relacji intymnych. Odpowiednie algorytmy decydują, kogo użytkownicy tych aplikacji zobaczą i z kim będą mieli szansę spotkać się. Platformy społecznościowe, jak Facebook, X, Instagram, pośredniczą w codziennej komunikacji oraz w interakcjach między ludźmi, zmieniając sposoby nawiązywania i podtrzymywania stosunków interpersonalnych. Decydują one, które treści zobaczymy i jak ukształtujemy nasze życie społeczne i poglądy. Pośrednikami między markami a ich obserwatorami są influencerzy. Promują oni produkty i usługi, które wpływają na wybory konsumenckie ich fanów.
Pośrednictwo w sferze prawa
W tej sferze pośrednicy ułatwiają różnym stronom zawieranie umów, porozumień czy rozwiązywanie sporów. Pośrednictwo prawne obejmuje wiele dziedzin, a najważniejsze role pełnią w nich adwokaci i radcy prawni, mediatorzy, notariusze, syndycy, komornicy, agenci ubezpieczeniowi, arbitrzy, agenci w obrocie nieruchomościami, agenci celni i doradcy podatkowi.
Pośrednictwo w sferze kultury i mediów
W tych sferach pośrednicy mają ogromny wpływ na to, co i jak konsumuje się w zakresie sztuki, mediów i rozrywki. Krytycy, redaktorzy, kuratorzy pośredniczą między twórcami a publicznością, oceniając dzieła sztuki, książki, filmy czy muzykę. Wybierają to, co zasługuje na uwagę i jakie dzieła zostaną zaprezentowane szerszej publiczności. Dyktują oni trendy w kulturze i często decydują o tym, jakie dzieła i treści będą popularne. Agencje artystyczne to pośrednicy w dziedzinie sztuki, filmu czy literatury, którzy negocjując kontrakty i warunki współpracy łączą artystów z wydawcami, producentami lub galeriami.
Pośrednicy i oligarchowie
Klasa pośredników to wielka grupa osób działających pomiędzy kapitałem a konsumentami. W jej skład wchodzą menedżerowie średniego szczebla, specjaliści, doradcy oraz osoby pracujące w zawodach wymagających wyższego wykształcenia, przede wszystkim prawnicy, finansiści, specjaliści IT, konsultanci oraz analitycy. Ich rolą jest zarządzanie sprawami i organizacją w firmach i instytucjach oraz budowa kapitału społecznego i kulturowego, co pozwala im wspinać się po szczeblach hierarchii społecznej. Nie mają oni kontroli nad dużym kapitałem, a ich wpływ ogranicza się do sfery operacyjnej i administracyjnej. Rzadko zdarza się, by przechodzili na poziom polityczny.
Oligarchowie, podobnie jak pośrednicy, są nową klasą społeczną wygenerowana przez ustrój kapitalistyczny. (Prawdę mówiąc, nie wiadomo, czy ten ustrój zanim upadnie powoła do istnienia jeszcze jakieś klasy.) W zależności od przyjętej definicji, oligarchów i pośredników można uznać za klasę społeczną jako klasę kapitalistów (w ujęciu marksistowskim), elitę (w teorii elit Vilfreda Pareto), czy grupę posiadająca przewagę kapitału (w teorii Bourdieu).
Klasę oligarchów tworzą najczęściej osoby, które dorobiły się per fas et nefas, ale raczej per nefas, ogromnego majątku liczonego w miliardach dolarów i które wywierają duży wpływ na politykę. Swoje pozycje zdobywają i utrzymują dzięki bliskim powiązaniom z władzami lub korzystaniu z układów politycznych i gospodarczych. Są częścią elit ekonomicznych, ale ich znaczenie często wykracza poza sferę finansową i ogarnia politykę, media oraz inne instytucje społeczne.
Oligarchowie tworzą nową, globalną elitę – klasę społeczną odrębną od klasy średniej, wyższej i tradycyjnych elit arystokratycznych. Ale mają pewne cechy wspólne:
• Ekstremalne bogactwo. Dzięki niemu wywierają wpływ nie tylko na gospodarki lokalne, ale także na międzynarodową politykę gospodarczą.
• Wpływy polityczne. Często blisko współpracują z politykami lub sami są nimi, co pozwala im wpływać na prawo, regulacje i politykę gospodarczą.
• Siła mediów. Wielu oligarchów posiada media lub korporacje technologiczne, dzięki czemu mają wpływ na narracje społeczne.
Oligarchia różni się od elit tradycyjnych. O ile tradycyjne elity zazwyczaj legitymizowały swoją władzę rodowodami, edukacją lub zasługami dla państwa, to oligarchowie zdobywają pozycje przez gromadzenie kapitału i układy polityczne, często opierając swoje działania na strategiach inwestycyjnych i monopolizacji kluczowych sektorów gospodarki. Ich znaczenie stale rośnie, a działania coraz bardziej wpływają na strukturę społeczną i polityczną współczesnego świata.
Relacje między oligarchami i pośrednikami są bardziej symbiotyczne (wzajemnie korzystne) niż konkurencyjne (antagonistyczne). Bierze się to stąd, że oligarchowie potrzebują pośredników, aby mogli sprawnie zarządzać swoimi przedsiębiorstwami, inwestycjami oraz sieciami wpływów.
Dlatego oligarchowie często angażują wykwalifikowanych specjalistów spośród pośredników do:
• Zarządzania przedsiębiorstwami – menedżerowie i dyrektorzy operacyjni są kluczowymi postaciami w firmach, nadzorującymi działalność na poziomie strategicznym i operacyjnym.
• Doradztwa prawnego i finansowego – specjaliści w tych dziedzinach pomagają oligarchom w optymalizacji podatkowej, zarządzaniu inwestycjami oraz przepisach prawnych.
• Utrzymania wizerunku – specjaliści PR i marketingu pomagają budować pozytywny obraz oligarchów i ich firm w oczach opinii publicznej.
Z kolei dla pośredników praca na rzecz oligarchów wiąże się z wysokimi wynagrodzeniami, prestiżowymi pozycjami i możliwością rozwoju zawodowego. Praca w strukturach należących do oligarchów może także oferować pośrednikom stabilizację finansową oraz dostęp do rozbudowanych sieci kontaktów.
Między klasą pośredników a oligarchów występują różnice strukturalne i społeczne. Mimo, że klasa pośredników cieszy się względnym prestiżem, jej pozycja jest daleka od tej, jaką zajmują oligarchowie. Kluczowe różnice obejmują:
• Dostęp do kapitału. Oligarchowie kontrolują ogromne zasoby finansowe i majątkowe, a pośrednicy są jedynie dobrze wynagradzanymi pracownikami.
• Poziom wpływów. Pośrednicy mają ograniczone wpływy, często w ramach pojedynczych organizacji, podczas gdy oligarchowie wywierają wpływ na światową politykę, światowe media i na międzynarodowe rynki.
• Stabilność pozycji. Pozycja oligarchów jest stabilna i niezależna od rynku pracy, podczas gdy klasa pośredników jest podatna na fluktuacje rynku.
W zasadzie pośrednicy mogą przejść do klasy oligarchów, ale to bardzo rzadko się zdarza, ponieważ wymaga zgromadzenia znaczącego kapitału, wykraczającego poza dochody, jakie zwykle osiąga klasa pośredników. Osoby, którym się to udało, były wybitnymi przedsiębiorcami lub założycielami startupów, którzy osiągnęli ogromny sukces.
Podsumowanie
Pośrednicy są teraz wszędzie. Współczesny świat funkcjonuje w dużej mierze dzięki nim. Pełnią rolę łączników między różnymi osobami, grupami, firmami, zasobami i instytucjami. Kapitalizm, który promuje efektywność, rozwój technologii i skalowalność usług, niejako naturalnie sprzyja powstawaniu coraz większej liczby pośredników, którzy ułatwiają i przyspieszają transakcje, dostęp do zasobów oraz zarządzanie informacjami. W związku z tym są oni pożyteczni dla funkcjonowania społeczeństwa i państwa.
Pożyteczni są też z innego powodu, a mianowicie dlatego, że przyczyniają się do przywracania równowagi na rynku pracy. Dzięki masowemu i bardzo szybko rozwijającemu się pośrednictwu mnoży się w sposób lawinowy liczba zawodów pośredniczych oraz zapotrzebowanie na pośredników różnych specjalności. Faktycznie nie da się policzyć, ile zawodów związanych jest z pośredniczeniem. Liczba ich jest trudna do precyzyjnego określenia, ponieważ obejmuje bardzo szeroki zakres branż i specjalizacji. Szacuje się ją co najmniej na około tysiąc.
Każda ze sfer pośrednictwa generuje nowe zawody specjalistyczne dla siebie, których liczba rośnie wraz z rozwojem gospodarki, techniki, cyfryzacji, rynku pracy i globalizacji. A podaż pośredników coraz mniej nadąża za popytem na nich wskutek nieefektywnej edukacji zawodowej.
Mimo tego, pośrednicy przyczyniają się do likwidacji bezrobocia w związku z zanikaniem tzw. tradycyjnych zawodów, nikomu dziś niepotrzebnych. A więc pośrednicy łatają dziury pojawiające się na rynku pracy. Krótko mówiąc, klasa pośredników i wzrost jej znaczenia są pożyteczne z punktu widzenia ekonomii.
Ale z drugiej strony, wzrost roli pośredników w innych sferach niż ekonomiczna budzi uzasadnione obawy o ich przesadny wpływ na relacje społeczne, polityczne i kulturowe.
Nadmierny wzrost liczby pośredników prowadzi do takich oto negatywnych zjawisk:
• Wzrostu kosztów dla klientów. Każdy pośrednik zarabia prowizję lub opłatę za swoją usługę, co zwiększa ostateczny koszt dla klienta. Na przykład w nieruchomościach pośrednik pobiera prowizję od wartości transakcji, co podnosi cenę zakupu lub wynajmu. Gdy liczba pośredników rośnie, może to prowadzić do wzrostu cen produktów i usług.
• Wydłużenia łańcucha decyzyjnego. Większa liczba pośredników to więcej etapów w procesie decyzyjnym, co spowalnia transakcje. Na przykład, w branży finansowej nadmiar doradców i konsultantów może wydłużyć czas potrzebny na podjęcie decyzji inwestycyjnych lub zatwierdzenie kredytu.
• Obniżenia jakości usług. Gdy rośnie liczba pośredników, dochodzi do obniżenia jakości usług. Wzrost konkurencji skłania mniej doświadczonych pośredników do stosowania agresywnych technik sprzedaży lub nieuczciwych praktyk. A to skutkuje obniżeniem zaufania klientów.
• Większe ryzyko oszustw. W branżach takich jak nieruchomości, ubezpieczenia czy finanse większa liczba pośredników zwiększa ryzyko nieuczciwych praktyk, takich jak pobieranie dodatkowych opłat, niewłaściwe doradztwo, czy sprzedaż produktów, które nie są korzystne dla klienta, ale generują wysoką prowizję dla pośrednika.
• Trudniejszy wybór dla klientów. Klienci mogą mieć trudności w znalezieniu kompetentnych pośredników. Wybór staje się czasochłonny i skomplikowany, co zazwyczaj skutkuje złym wyborem.
• Zmniejszenie bezpośredniego dostępu do rynku. W niektórych przypadkach wzrost liczby pośredników doprowadza do tego, że trudno dokonać transakcji bez ich udziału. Na przykład, na rynku nieruchomości większość ofert jest dostępna tylko przez pośredników. To ogranicza możliwość samodzielnego znalezienia nieruchomości i obniżenie kosztów transakcji.
• Wpływ na konkurencję i innowacje. Wzrost liczby pośredników i związane z tym wzrosty cen zniechęcają mniejsze firmy do wchodzenia na rynek. To ogranicza konkurencję, a co za tym idzie — innowacje, ponieważ pośrednicy mogą nie być zainteresowani nowymi, mniej dochodowymi produktami lub usługami.
• Obniżenie efektywności rynku. Nadmierna liczba pośredników może powodować chaos informacyjny. Gdy zbyt wiele osób i firm konkuruje o klienta, łatwo o powielanie tych samych ofert i działań, co utrudnia sprawną i transparentną wymianę informacji.
Już pojawiają się problemy, z którymi trudno będzie poradzić sobie w wyniku szybkiego wzrostu liczebności nowej klasy pośredników, która staje się coraz bardziej dominującą i roszczeniową. Ambicją jej awangardy finansowej jest przekształcenie się w siłę przewodnią w walce konkurencyjnej z oligarchami o sprawowanie rządu światowego.
Wiesław Sztumski
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 7051

Chirurdzy wykonują cudowne i szalenie precyzyjne operacje, o jakich przedtem nikomu się nie śniło. Wytwarza się i stosuje nieprawdopodobnie doskonałe protezy z coraz trwalszych i elastycznych materiałów, sztuczne tkanki i organy, które prawie w pełni zastępują uszkodzone narządy, upodabniają się do nich i pozwalają ludziom ułomnym normalnie funkcjonować.
Wspaniale rozwija się również chirurgia prenatalna. Dzięki stosowaniu leków najnowszych generacji, które działają szybko i skutecznie, chociaż wywołują szkodliwe skutki uboczne, można długotrwale utrzymywać organizm w granicach parametrów typowych dla zdrowego człowieka. Jak się dowiaduje o nowych osiągnięciach medycyny, to aż serce rośnie, oczywiście (i na szczęście) w przenośni. Ale czy naprawdę jest się z czego cieszyć?
Postęp w dziedzinie medycyny jest coraz bardziej kosztowny. Produkcja wszelkich nowoczesnych protez, implantów i lekarstw wymaga rosnących nakładów finansowych. Ogromną część kosztów pochłaniają badania naukowe, które poprzedzają wynalazki, prototypy i produkcję masową. Wymagają one wciąż droższych materiałów, odczynników, aparatur, programów i angażowania do współpracy licznych multidyscyplinarnych, wysoce wykształconych, zespołów badawczych w charakterze podwykonawców.
Im więcej podwykonawców, tym wyższe są koszty produkcji. W związku z tym musi rosnąć cena sprzedaży nowych lekarstw, protez, itp. Tym bardziej, że pośrednicy między zakładami farmaceutycznymi a pacjentami, czyli właściciele sieci aptek, a nie Bogu ducha winni aptekarze*, żerując na ludziach chorych, ustalają horrendalne marże na leki, bo wiedzą, że chory jest w sytuacji bez wyjścia - musi kupić lekarstwo i zapłacić nie wiadomo ile, by wyzdrowieć, być sprawnym, albo utrzymać się przy życiu.**
Suplementy zdrowego rozsądku
Rynek farmaceutyczny jest niezwykle intratny i jednocześnie absolutnie odporny na kryzysy ekonomiczne i dlatego gwarantuje świetne profity. O jego zyskowności świadczy fakt fundowania przez koncerny farmaceutyczne różnych „wypasionych” imprez i egzotycznych wycieczek organizowanych dla lekarzy, by zachęcić ich do przepisywania pacjentom lekarstw wytwarzanych przez te koncerny. Pewnie taki sposób pozyskiwania klientów sowicie opłaci się.
Wartość rynku farmaceutycznego w Polsce wynosiła w 2103 r. 32, 9 mld zł, a wartość światowego rynku w 2010 r. szacowano na 897 mld USD. Nic dziwnego, że coraz więcej pojawia się aptek i producentów lekarstw i pseudolekarstw, zwanych dla zmylenia chorych „suplementami diety” - czyli leków pro psyche, a nie pro corpore. Jest to przykład jednego z wielu terminów wymyślonych przez producentów i reklamotwórców w celu ogłupiania ludzi.
W konsekwencji tego rośnie lawinowo wysyp farmaceutyków i mnóstwa ich odmian, różniących się nie tyle składem czy skutecznością, co nazwami i opakowaniami. Na marginesie, opakowania też są coraz wymyślniejsze i bardziej ozdobne, by lepiej rzucały się w oczy i przyciągały klientów, i dlatego droższe; a to też przyczynia się do wzrostu ceny leków - w końcu za wszystko płaci nabywca, nawet za urządzanie „polowania” na siebie!
Gwałtownemu przyrostowi nowych specyfików towarzyszy wycofywanie z produkcji i sprzedaży starych, chyba nie zawsze gorszych, ale za to lepiej sprawdzonych i może mniej szkodliwych. Niektóre z nich – np. antybiotyki - muszą być wycofywane, gdyż nie działają na nowe mutanty bakterii, ale co do innych - można mieć wątpliwości. W rezultacie tanich leków jest mało i będzie coraz mniej, a drogich jest więcej i stale będzie ich przybywać. A nowsze i droższe nie zawsze znaczy lepsze i skuteczniejsze.
Kogo stać na leczenie?
W przeciwieństwie do drastycznie rosnących cen lekarstw, realne zarobki ludzi tylko w nieznacznym stopniu wzrastają (zgodnie z krzywą Gaussa dotyczy to bardzo wąskiej grupy społeczeństwa - w Polsce około 650 tys. osób, których dochód miesięczny przekracza 7,1 tys. zł). Zarobki statystycznej większości albo nie zmieniają się, albo spadają wskutek oficjalnej lub ukrytej inflacji.
Według oficjalnych danych z 2013 r., w Polsce na 38,5 mln ludności przypadało prawie 7 mln osób żyjących w ubóstwie, z czego w skrajnym - 0,3 mln osób i w umiarkowanym - 6,6 mln osób. (Bank Światowy szacuje liczbę ludzi biednych w świecie na ponad połowę, tj. około 4 mld osób.) Do tego trzeba dodać progresywny rozziew między liczbą ludzi bogatych i biednych w skali lokalnej i globalnej: liczba biedniejących będzie wzrastać, a bogacących się maleć.
Stąd wynika dość pesymistyczny wniosek: coraz mniej ludzi w Polsce i na świecie będzie w stanie leczyć się i korzystać z najnowszych osiągnięć medycyny. Coraz trudniejszy jest dostęp do specjalistów pracujących w ramach powszechnych, zresztą przymusowych, ubezpieczeń zdrowotnych, ponieważ coraz mniej lekarzy uzyskuje specjalizacje - z różnych powodów. A ci, którzy przyjmują prywatnie, są bardzo drodzy.
Coraz mniej ludzi stać na wykupienie drogich lekarstw, protez i innych środków oraz usług medycznych (tomografia, rezonans magnetyczny, itp.). Usługi medyczne, głównie skomplikowane operacje chirurgiczne, są zbyt drogie dla zwykłego śmiertelnika, a ich koszt będzie wzrastać. Już teraz wielu pacjentów niezamożnych, zwłaszcza emerytów i bezrobotnych, nie realizuje recept nawet na leki refundowane, bo nie mają pieniędzy. Oni za sprawą państwa, które toleruje rozbój na rynku farmaceutycznym, zostali po prostu wykluczeni z dobrodziejstw powszechnej opieki zdrowotnej, jaką państwo powinno im zapewnić.
Takich ludzi wykluczonych będzie przybywać w szybkim tempie, proporcjonalnie do postępów medycyny i do złego zarządzania sprawami zdrowia. Zaistniała dość dziwna sytuacja: z jednej strony imponujące osiągnięcia medycyny, farmakologii i techniki, dzięki którym można uzdrawiać ludzi, utrzymywać ich przy życiu i zapewnić im w miarę dobre funkcjonowanie w społeczeństwie, a z drugiej strony - rosnące przeszkody, głównie finansowe, które coraz większej liczbie ludzi uniemożliwiają korzystanie z tych osiągnięć.
Wspaniałemu postępowi medycyny towarzyszą choroby i umieranie mas społecznych, które nie mogą korzystać z jego dobrodziejstw. W rzeczy samej, leczenie za pomocą leków nowych generacji - bardziej skutecznych i mniej szkodliwych ze względu na skutki uboczne - jak i zabiegi medyczne wspomagane najnowszą techniką, dostępne są dla ludzi zamożnych, a w przyszłości dla ludzi coraz bogatszych.
Rynek coraz większy
Wzrost konkurencji na rynku farmaceutycznym i na rynku usług medycznych z różnych przyczyn nie skutkuje obniżką cen, tak jak to ma miejsce w przypadku innych rynków. Przede wszystkim dlatego, że potrzeby konsumentów - zapotrzebowanie na leki i usługi medyczne - nie są i prawdopodobnie nigdy nie będą w jakimś momencie w pełni zaspokojone. Przeciwnie, one stale rosną, proporcjonalnie do postępu cywilizacyjnego.
I rosną z prostej przyczyny, gdyż efektem niepożądanym tego postępu jest wzrost tzw. chorób cywilizacyjnych, spowodowanych zanieczyszczeniem środowiska przyrodniczego, degradacją środowiska społecznego, akceleracją tempa pracy i życia, wzrostem czynników stresogennych, niewłaściwym odżywianiem się, itd.
Cierpią na nie niemal wszyscy ludzie w świecie i to nie na jedną z takich chorób, lecz na więcej.
W związku z tym będzie postępować zjawisko wielochorobowości nie tylko u ludzi starych, jak dotychczas. A skutkiem osiągnięć medycyny jest ogromny wzrost liczby ludzi, którzy od narodzin, a nawet od życia embrionalnego, utrzymywani są sztucznie przy życiu, niejako wbrew naturze.
Populacja ludzi rośnie gwałtownie - w ciągu ubiegłego wieku wzrosła ponad dwukrotnie od 3,2 do 7,1 mld osób - i nic nie wskazuje na to, żeby ta tendencja wzrostowa przyrostu demograficznego została zahamowana. Ale w przeważającej większości ta populacja składa się z ludzi chorych i ułomnych, czyli z aktualnych i potencjalnych konsumentów funkcjonujących na rynku farmaceutycznym i medycznym.
Niestety, ludzie będą coraz bardziej chorowici. Po pierwsze, urodzenie się w zdegenerowanym środowisku to większe prawdopodobieństwo choroby - proporcjonalnie do stopnia degeneracji środowiska.
Po drugie, zgodnie z determinizmem genetycznym, chore pokolenia będą wydawać na świat potomstwa coraz bardziej chorych osobników; do utrzymania ich przy życiu potrzebne będą wciąż nowe leki, bo starsze, czyli wcześniej stosowane, okażą się nieskuteczne.
Odpowiednio do tempa wzrostu populacji (przyrostu demograficznego) będzie rosnąć liczba chorych, wymagających coraz bardziej kosztownego leczenia i zapełniających poczekalnie w przychodniach medycznych oraz wydłużających kolejki do gabinetów lekarskich.
Zamiast selekcji naturalnej
Możliwe, że bariera finansowa na drodze do korzystania z usług medycznych jest skutecznym środkiem likwidacji kolejek. Ale nie o to chodzi, tylko o ułatwienie szybkiego kontaktu ze specjalistą. To jest inaczej, aniżeli na przykład na rynku samochodowym, gdzie średnio zamożna rodzina kupuje przeciętnie dwa samochody na kilka lat. W pewnym momencie wszyscy potrzebujący mają więc auta i na rynku występuje nadwyżka podaży w stosunku do popytu. Żeby sprzedać kolejne auta znajdujące się na rynku, trzeba obniżać ich cenę i zachęcać do kupna nowych egzemplarzy, stosując różne wyprzedaże nawet po cenie niższej od ceny produkcji, kredyty itp. środki marketingowe.
Czegoś takiego nie ma i nie może być na rynku farmaceutycznym, gdzie chorzy i lekarze czekają z utęsknieniem na nowe leki. Także na rynku medycznym - trudno tutaj o nadprodukcję, jeśli kształcenie lekarza musi trwać około pięciu lat, a specjalisty około dziesięciu lat, w związku z czym przyrost liczby lekarzy będzie coraz bardziej opóźniony w stosunku do przyrostu ludzi potrzebujących ich pomocy.
Czy słyszał ktoś o wyprzedaży po obniżonej cenie usług medycznych i farmaceutyków, albo o ich sprzedaży posezonowej lub ratalnej? Nic z tego. Tu rządzą zgoła inne prawa marketingu i biznesu - prawa oparte na żerowaniu na ludzkim nieszczęściu i cierpieniu. Co z tego, że tworzy się i stara się upowszechnić różne wzniosłe idee humanizmu religijnego, albo świeckiego oraz kanony postępowania moralnego i kodeksy etyczne dla lekarzy i farmaceutów; że głosi się piękne hasła o szacunku dla godności każdego człowieka bez wyjątku i o ochronie jego życia, o empatii i pomocy chorym?
Ot, piękne to i szumne wypowiedzi, rodzące złudną nadzieję u biednych i cierpiących, a w istocie frazesy w świecie, gdzie górowanie komercji nad uczuciami ludzkimi nakazuje wykorzystywać każdego, ile się da. A najłatwiej i najbardziej można wyzyskać biednych, słabych i chorych.
Wcześniej obowiązywała biologiczna zasada selekcji naturalnej: „Przeżywają osobniki najzdrowsze i najsilniejsze”. Teraz ona się nie sprawdza, ponieważ dzięki postępowi medycznemu może przeżyć nawet najsłabszy i najbardziej chory pod warunkiem, że będzie się leczyć. Dlatego w zamian obowiązuje ekonomiczna zasada doboru: „Przeżywają osobniki najbogatsze, których stać na leczenie”. Reszta niech zdycha w zachwycie nad osiągnięciami współczesnej medycyny i w majestacie wielkich ideałów humanizmu, propagowanych przez chrześcijaństwo i cywilizację Zachodu. Wiesław Sztumski
7 kwietnia 2014
* O ich misji społecznej mówiła prof. Maria Szyszkowska w wywiadzie zamieszczonym w „SN” Nr 1, 2010 - Nadzieja w aptekarzach **O bezwzględnej i pasożytniczej klasie pośredników pisałem w „SN” Nr 11, 2013.- Powszechne pośrednictwo, czyli nowa klasa wyzyskiwaczy)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3323
Potęga imponderabiliów i mitów związanych z nimi
I staję do walki, tak jak poprzednio, z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partyj i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści.(1)
Imponderabiliami nazywa się sensorycznie nieuchwytne, obiektywnie niewymierne, abstrakcyjne i niedające się wyobrazić rzeczy, zjawiska lub sprawy, ważne pojęcia, ideały, uczucia, wartości etyczne, normy moralne, cechy ludzkie oraz różne elementy kultury i tradycji. Należą one do świata mentalnego. Są wymysłem ludzi i zawdzięczają im swoje istnienie, ale wyobcowują się od nich i jako produkty alienacji oddziałują zwrotnie na swych twórców - na ich działania, zachowania, postawy, poglądy, uprzedzenia i przekonania, które wpływają na obroty spraw i przebiegi zdarzeń.
Zazwyczaj, ludzie uprzedmiotawiają je, by mogli sobie bodaj wyobrazić je w jakiejś postaci. Wskutek tego są przekonani o realnym istnieniu imponderabiliów w świecie zmysłowo postrzeganym i przypisują im nawet cechę sprawstwa. Dlatego sądzą, że mogą być przyczynami sprawczymi tego, co zachodzi w przyrodzie i społeczeństwie, w dziejach świata i życiu ludzi. Przez to znaczą one wiele i są cenne. „Bardzo to bogata kategoria: nastroje społeczne, samopoczucie zbiorowe, morale, typowe przyzwyczajenia, resentymenty, frustracje, masowe znudzenie, powszechne rozczarowanie, entuzjazm, apatia i wiele innych. Intuicyjnie zdajemy sobie sprawę z ogromnej wagi takich czynników w naszym życiu codziennym, a także w procesach społecznych i historycznych największej skali.”(2)
Imponderabilia to nieuchwytne, ale wszechmocne czynniki, takie jak sentyment, opinia publiczna, dobra wola, sympatia itd. Do imponderabiliów zalicza się następujące wyrażenia: Bóg, honor, ojczyzna, patriotyzm, suwerenność, wolność, sprawiedliwość, równość, miłość, nienawiść, lęk, rasizm, ksenofobia, ekologizm, patriotyzm, prawdomówność, uczciwość, historia itp.
Szczególną kategorię imponderabiliów stanowią mity (ubarwione zmyślonymi szczegółami opowieści, albo fałszywe mniemanie o kimś lub o czymś uznawane bez dowodu) i złudzenia (nierealne marzenie lub wyobrażenie o kimś lub o czymś).
Rola imponderabiliów jest ambiwalentna. Z jednej strony, przyczyniają się do kształtowania lub umacniania pozytywnych cech ludzi, więzi społecznych, tożsamości narodowej lub państwowej, solidaryzmu społecznego, synergii działań na rzecz dobra wspólnego i zobrazowania wizji. Dlatego powinno się je utrwalać w kulturze oraz w świadomości mas.
A z drugiej strony, stosowane są dla celów niegodziwych i straszenia mas przez różnej maści manipulantów i oszustów (kapłanów, reklamiarzy i polityków), jak i przez różne instytucje państwowe i samorządowe i organizacje społeczne (kościoły, parlamenty, rządy, partie polityczne, związki zawodowe, środki przekazu masowego). Wskutek tego, przyczyniają się do dychotomicznych i antagonistycznych podziałów ludzi i dezintegracji społeczeństwa.
Na dodatek, imponderabilia stały się swoistymi „towarami powszechnego użytku” i środkami płatniczymi - pieniędzmi i obligacjami bez pokrycia - którymi możnowładcy, rządy, liderzy partii itp. płacą za wierność i służalczość elektoratu („łapówki wyborcze”) oraz jego wiarę w ich kłamstwa. Powodzenie handlu imponderabiliami zależy do tego, jak skutecznie uda się ogłupić ludzi, czyli przekonać o tym, że faktycznie istnieją imponderabilia obdarzone mocą sprawczą, które mogą przekształcać się w obiekty materialne, także spersonifikowane, albo że można je ziszczać.
Wiele imponderabiliów udaje się uprzedmiotawiać i uosabiać. Są one najgroźniejsze, ponieważ za ich pomocą najbardziej tumani się ludzi. Najgorzej, gdy słowo, zwłaszcza pustosłowie, stanie się ciałem.
Od dawna kupczy się imponderabiliami. Są towarami, chętnie nabywanymi i łatwo sprzedającymi się. Nie trzeba ich magazynować, ważyć, mierzyć ani udzielać gwarancji. Wiedzieli o tym kapłani różnych wyznań, którzy uprawiali (i nadal uprawiają) symonię, czyli świętokupstwo – handel godnościami i tytułami kościelnymi, sakramentami, święceniami, zbawieniem wiecznym, zmartwychwstaniem, odpustem grzechów, pokropkiem itp. Kupczenie nimi bogaci tych, którzy wykorzystują naiwność i głupotę wiernych. Nie tylko kapłani to robią. Monarchowie też sprzedawali imponderabilia w postaci tytułów książęcych i szlacheckich i innych godności państwowych. (Imponderabilia stosuje się w języku reklamy, ale pośrednio, bo tylko w formie urzeczowionej lub spersonifikowanej, a więc rzucającej się w oczy i uszy i łatwo zrozumiałej).
Politycy w wielu krajach posługują się aktualnie najczęściej imponderabiliami takimi jak „demokracja”, „suwerenność”, „wolność” i „sprawiedliwość”, które najłatwiej wpadają w uszy, gdyż wyrażają to, czego wciąż ludziom brakuje i chyba nigdy nie uda się ziścić. Im bardziej te imponderabilia wydają się być blisko urzeczywistnienia, tym więcej pojawia się przeszkód, które odsuwają ich realizację w siną dal.
Odnosi się wrażenie jakoby większość imponderabiliów była ponadhistoryczna, ponieważ powtarzana w różnych ustrojach i epokach. Może dawniej tak było, ale nie w naszych czasach, kiedy powtarzają się tylko ich nazwy, ale nie treści. Dochodzi już do tego, że w wyniku relatywizmu semantycznego, upolitycznienia i upragmatycznienia znaczą one coś diametralnie innego niż jeszcze nie tak dawno temu. Ich liczba i doniosłość zmieniają się wraz z ewolucją społeczną, nowymi warunkami życiowymi i modą.
U nas słownik imponderabiliów używanych przez polityków aktualnie rządzącej partii oraz ich sympatyków wzbogacił się o jeszcze inne wyrażenia: „dobra zmiana”, „demon postępu” i „gender”.(3) Te i podobne słowa - nieustannie powtarzane w środkach masowego przekazu, na spotkaniach przedwyborczych, w parlamencie i wywiadach - zapadają coraz bardziej w świadomość masowych odbiorców. Używane są, jak zaklęcia, przenikają do języka potocznego i zaśmiecają go, jak dawniej tzw. nowomowa.
Komunikaty formułowane za pomocą imponderabiliów są bardziej skuteczne aniżeli za pomocą wyrażeń merytorycznych, ponieważ są powabne, tym więcej, im bardziej są zagadkowe i łatwiej rozpoznawalne przez tzw. masowych (niezbyt dobrze wykształconych) adresatów. Podobnie, ufają oni łatwiej wypowiedziom nieracjonalnym, emocjonalnym i szokującym niż racjonalnym i poważnym. W ten sposób zmusza się masy do utraty kontaktu z rzeczywistością. Odwraca się ich uwagę od spraw żywotnych i kieruje na sprawy błahe i ku obłokom. Niech sobie bujają w nich, ile dusza zapragnie. Dzięki temu masy podwładne mają w głowie przede wszystkim niebo, a Ziemię - w części ciała poniżej pleców. I o to głównie chodzi. Niech elity rządzące (to słowo nie pasuje do teraźniejszych łże-elit) zajmują się sprawami ziemskimi i przyziemnymi – robieniem kariery, obsadzaniem lukratywnych stanowisk, bogaceniem się, zabezpieczaniem dobrobytu rodzinie i kolesiom itp.
W naturze człowieka leży samookłamywanie się, marzenie i łudzenie się nadzieją realizacji tego, czego bardzo oczekuje. To w pewnym stopniu aktywizuje do podejmowania odpowiednich czynności w celu spełnienia oczekiwań, a także pomaga przetrwać trudne momenty w życiu. Dlatego ucieczka od rzeczywistości jest czymś dobrym, byle tylko nie za bardzo, nie na długo i by była kontrolowana przez świadomość. Jest również źródłem nieszczęść, kiedy powoduje rozczarowania.
Na gruncie złudzeń wyrastają mity o imponderabiliach. Ludzie wytworzyli je i faktycznie stali się ich niewolnikami. Najpopularniejsze są mity o demokracji, wolności, sprawiedliwości, suwerenności, silach nadprzyrodzonych, bezpieczeństwie, dobru wspólnym, postępie, obietnicach i kreacji swojego losu.(4) Opiszę krótko tylko kilka z nich.
• Mit demokracji. Mit ten wywodzi się z demokracji bezpośredniej w starożytnych Atenach, gdzie wszyscy uprawnieni obywatele uczestniczyli w podejmowaniu ważnych uchwał. Było to możliwe w czterdziestotysięcznym mieście. Tę formę demokracji wciąż uznaje się za najlepszą w dziejach. W wyniku ogromnego wzrostu populacji w miastach i krajach coraz bardziej przechodzi się od demokracji bezpośredniej do pośredniej. A im więcej ludności w danym kraju, tym bardzie zdegenerowana forma demokracji. Mimo to, „demokrację w ogóle” uznaje się przeważnie za najlepszy ustrój polityczny, jaki ludzie wymyślili, wbrew temu, że coraz więcej ludzi światłych doszło już do wniosku przeciwstawnego, że jest to ustrój najgorszy, bo każdy głupek może rządzić, jeśli uzyska przewagę choćby jednego głosu w wyborach parlamentarnych, w których przeważnie uczestniczy coraz mniejszy procent społeczeństwa.
Słowo „demokracja” funkcjonuje jak zaklęcie, które likwiduje wszelkie sprzeczności i problemy społeczne i zapobiega szerzącemu się złu. Jedni wiążą z nią wielkie nadzieje, inni boją się jej. Gdzie jeszcze jej nie ma, próbuje się narzucić ją siłą, by uszczęśliwić ludzi często wbrew ich woli. Mit demokracji, obojętnie jakiej, ale mamiącej o panowaniu ludu lub większości rozumnych obywateli, nie ma racji bytu w warunkach neoliberalizmu i pod rządami „sprawiedliwych inaczej” – pazernych, przemądrzałych i bezczelnych samowładców. Wskutek tego lud nie jest już władzą w państwie, lecz znalazł się w jej niewoli. Nazwa „demokracja” stała się etykietką dla rządu dyktatorów. Naprawdę rządzi mniejszość głupich pod wodzą cwaniaków, kłamców i despotów.
• Mit wolności. Dążenie do wolności leży w naturze człowieka. Każdy chce być wolny w jak największym zakresie i stopniu. Jest ona tak wielką wartością, że dla niej jest się skłonnym złożyć w ofierze swe życie. Toteż wolność stała się hasłem i urosła do rangi mitu rozwijanego przez ustroje demokratyczne i liberalne. Tymczasem dążeniu do wolności towarzyszy tendencja do ograniczania jej i zniewalania na wiele sposobów. W „wolnym świecie” stajemy się niewolnikami rządzących, techniki, mody, PR-u, reklamy, pieniądza, czasu, przestrzeni społecznej, organizacji i instytucji.
• Mit sprawiedliwości. Cokolwiek rozumie się przez sprawiedliwość, (przyznanie każdemu należnego mu prawa, przestrzeganie zawsze i w stosunku do każdego tych samych norm etycznych prawnych), ludzie domagają się sprawiedliwego, jednakowego dla każdego, postępowania przy ocenie i ferowaniu wyroków. Tymczasem w realnych sytuacjach, spotykają się z coraz większą niesprawiedliwością. Stosowanie prawa jest wybiórcze, wyroki sądowe są stronnicze, a oceny ludzi są dalekie od prawdy i nieobiektywne. Co gorsze, jest tak nawet, kiedy rządzi partia „Prawo i Sprawiedliwość” - partia, która zniszczyła system sprawiedliwości w wyniku całkowitego upolitycznienia go.
• Mit obietnic bez pokrycia. Nierealne obietnice składają politycy nazywani demagogami lub populistami. Są to obietnice chwytliwe, wychodzące naprzeciw oczekiwania większości społeczeństwa, składane w celu zdobycia poparcia. Ludzie żywią się nadzieją na ich spełnienie, nawet wówczas, gdy jest ona złudna i znikoma. Chętnie wysłuchują obietnic i wierzą w ich spełnienie, jeśli składają je osoby cieszące się powszechnym zaufaniem - przedstawiciele rządu i samorządów, liderzy partyjni, lekarze, nauczyciele i kapłani, i jeśli dotyczą one znaczącej poprawy ich zdrowia i dobrobytu. Niestety, coraz częściej, padają ofiarami ich oszustów i kłamców. Nie wiedzą, że im większe obietnice, tym mniejsze prawdopodobieństwo ich realizacji. Najbardziej dają się nabierać na obiecanki w postaci imponderabiliów.
• Mit suwerenności. Mit ten dotyczy suwerenności politycznej, ekonomicznej i kulturowej. Przez suwerenność rozumie się możliwość rządzenia krajem, niezależnie od jakichkolwiek czynników zewnętrznych. „Prawnicy, filozofowie, politycy oraz teoretycy porządku międzynarodowego zgadzają się na ogół, iż polityczna suwerenność, podobnie jak terytorium czy społeczeństwo, należy do podstawowych cech podmiotowości państwa.” (5) Jest ona wartością porównywalną z patriotyzmem.
Ograniczenie suwerenności odczuwa się jak zamach na wolność, niezależność i podmiotowość. Dlatego broni się przed tym, jak tylko się da. Nie zważa się na to, że suwerenność absolutna jest takim samym pustosłowiem, jak absolutna wolność. Faktycznie, zawsze i wszędzie – oprócz świata pomyślanego – ma się do czynienia z suwerennością względną i stopniowalną. Zmniejsza się ona proporcjonalnie do wzrostu oddziaływań wzajemnych z innymi krajami, zależności od nich, współpracy z nimi (przede wszystkim gospodarczej), przenikania się kultur i tradycji, przemieszczania się i mieszania grup etnicznych oraz postępującego neokolonializmu. A więc w miarę postępowania globalizacji, federalizacji, transmigracji, multikulturowości, neokolonializmu, mieszania się ras i narodów, zaniku granic i rynków lokalnych oraz krępowania rządów umowami międzynarodowymi i prawem międzynarodowym.
Te procesy są już na tyle zaawansowane, że stały się nieodwracalne, czy to się komu podoba, czy nie. W zglobalizowanym świecie nie ma miejsca na izolacjonizm. W związku z tym, realna suwerenność będzie zanikać aż stanie się wspomnieniem dawnych czasów.
Już teraz łatwo daje się zauważyć dość szybko postępującą redukcję suwerenności państw i zaciekły opór ze strony konserwatystów i tradycjonalistów, którzy zostali pozbawieni jednego z ważnych narzędzi manipulacji społecznej. Mit suwerenności rozwiał dyktat USA - jedynego samozwańczo uznanego przez siebie mocarstwa za „policjanta świata” (6) – które stosuje drakońskie kary w postaci „sankcji” lub interwencji zbrojnej w stosunku do państw nie aprobujących polityki, interesów i wartości USA i próbujących bronić własnych interesów i wartości. Przykładów na to jest wystarczająco wiele: Nikaragua (1912-1933), Haiti (1915), Korea (1950-1953), Egipt (1956), Liban (1958), Kuba (1961), Wietnam (1961-1975), Dominikana (1965), Iran (1980), Liban (1983), Grenada (1983), Libia (1986), Panama (1989), Zatoka Perska (1991), Somalia (1992), Haiti (1995), Bośnia (1995), Sudan (1998), Jugosławia (1999), Irak (2003-2011), Libia (2011) i Afganistan (2001-2021). (7)
Te napady, inwazje, i interwencje militarne prowadzone były pod pretekstem uczenia i obrony demokracji oraz walki z komunizmem i terrorystami. Faktycznie chodziło o dominację USA, narzucanie swoich porządków, okupację, zmiany nieposłusznych rządów, zasoby naturalne i zdobycie ważnych miejsc strategicznych dla instalacji baz wojskowych. Niektóre inwazje były sprowokowane za pomocą odpowiednich inscenizacji jak na przykład oskarżenie Iraku o posiadanie broni masowego rażenia, wyprodukowanie zarodków wąglika i związki z Al Kaidą,(8) masakra we wsi Račak w Serbskiej Autonomicznej Prowincji Kosowo i Metohija w 1999 r., zabójstwo demonstrantów na Majdanie w 2014 r. i użycie broni chemicznej w Chan Szajchun i Dumie na przedmieściach Damaszku w 2017 r. i 2018 r.(9)
Przywódcy polityczni USA i Zachodu, wywijając groźnie sankcjami, zapomnieli o tym, że każdy kij ma dwa końce. Wkrótce okazało się, że sankcje przeciw Rosji odbiły się bardziej niekorzystnie na krajach, które je stosują. Oprócz tego, sankcje te przyczyniają się do wzrostu determinacji i odporności na nie. W czasie II wojny światowej, żołnierze sowieccy mówili o Niemcach: „Oni nas jebut, a my krepniem” (Oni nas są je***ą, a my stajemy się silniejsi).
• Mit dobrej zmiany. Wyrażenie „dobra zmiana” pojawiło się w języku polityki w maju 2015 roku w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej jako frazes ówczesnego kandydata Andrzeja Dudy.(10) „Dobrej zmianie” można przypisywać wiele treści i różnie ją interpretować. Słowo „dobra” sugeruje, jakoby aktualna sytuacja była zła i wymagała naprawy przez „dobrą zmianę”. Jeśli to prawda, to nikt mądry nie powinien być przeciw niej.
Realizatorem tej zmiany jest rząd nominowany przez Zjednoczoną Prawicę. A więc, kto jest przeciw tej zmianie, ten jest przeciw rządowi i państwu, które reprezentowane jest przez rząd – jest przeciw Polsce. Dlatego przeciwnicy dobrej zmiany nie są patriotami. „Dobra zmiana”, która miała jednoczyć społeczeństwo w celu realizacji dobra wspólnego, spowodowała jego podziały na dwie wrogie części – kto nie z nami, ten przeciw nam, na „lepszy i gorszy sort” oraz na mądrych, którzy są za czymś lepszym i głupich, którzy tego nie chcą.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że realizacja „dobrej zmiany” rozczarowała, bo dobrem wspólnym okazało się dobro wybrańców należących do kasty „lepszego sortu”. Spowodowała wiele szkód, strat oraz wzrastające niezadowolenie większości trzeźwo i krytycznie myślącego oraz oszukiwanego społeczeństwa. Toteż krytycy i przeciwnicy „dobrej zmiany” nazywają ją „dojną zmianą” i „podłą zmianą”.
Mają rację, bo na „dobrej zmianie” nie tyle zyskali ludzie żyjący w ubóstwie, co partyjni kolesie. Jedni i drudzy stanowią niewielki procent społeczeństwa. Tak samo, jak na populistycznych dodatkach „plus”, o których huczy reżimowa telewizja, że wszyscy na nich zyskują, chociaż jest to kłamstwem. Bo jak wniknąć w szczegóły i ograniczenia, to też tylko niewielu.
Ostatnio głośno o radykalnych podwyżkach dla emerytów - codziennie telewizja pokazuje ich radosne twarze - które w 2023 r. faktycznie wyniosą raptem maksymalnie 14% przy przewidywanej przez rząd celowo zaniżonej 26-procentowej inflacji i nie wiadomo jeszcze jak szybkim wzroście cen. Markety nie nadążają na bieżąco zmieniać etykietek z cenami towarów. W rezultacie, zaklęcie, które miało spowodować przyrost elektoratu partii rządzącej spowodowało spadek. Dalsze oszukiwanie „dobrą zmianą” skończy się przegranymi wyborami, co pozwoli wreszcie powrócić do realnego świata i normalności.
Gdy jakiś polityk, członek partii rządzącej, ortodoksyjny (przeciwieństwo lewaka) wieści jakąś zmianę, zwłaszcza „dobrą”, bo ta partia składa się z aniołów czyniących samo dobro, to ma się do czynienia z klasycznym przykładem oksymoronu – figury retorycznej składającej się z dwóch słów o przeciwstawnych znaczeniach. Kto uwierzy takiemu konserwatyście, przeciwnikowi zmian i niewolnikowi tradycji, zwłaszcza religijnej, że naprawdę chce coś zmienić. Chyba, że na swoją modłę - ale czy to dobra zmiana, która odpowiada większości? Jeśli nie, to taki „dobry zmieniacz” musi przepoczwarczyć się w dyktatora i zrobić to na silę. Historia zna przykłady takich osobników, którzy marnie skończyli zanim zdążyli dokonać „dobrych (dla siebie) zmian”.
Wiesław Sztumski
(1) Józef Piłsudski w wywiadzie dla "Kuriera Porannego" z dnia 11 maja 1926r. Nakład gazety z wydrukowanym tekstem, rząd Witosa kazał skonfiskować.
(2) Piotr Sztompka, Kulturowe imponderabilia szybkich zmian społecznych. Zaufanie, lojalność, solidarność. „Studia Socjologiczne” Nr 4, 1997
(3) Katarzyna Kłosińska, Michał Rusinek, Dobra zmiana, czyli jak rządzi się światem za pomocą słów, Wyd. Znak, Kraków 2019
(4) Wiesław Sztumski, W sieci złudzeń. SN nr 6-7 (211), 2016
(5) Cyt. za Sławomir Sowiński, Suwerenność, ale jaka? Spór o suwerenność Rzeczypospolitej w polskiej eurodebacie, Studia Europejskie, 1/2004
(6) Al Gore używał łagodniejszej nazwy: „rząd światowy”.
(7) rmf24.pl/fakty/polska/news-analiza-interwencje-usa-w-konfliktacswiatowych,nId,91063#crp_state=1
(8) Hubert Świętek, Wojna z Irakiem w 2003 roku. Główne przyczyny, „Żurawia Papers”, zeszyt 17, Instytut Stosunków Międzynarodowych UW, Warszawa 2011
(9) Jarek Ruszkiewicz SL, Siergiej Ławrow, Inscenizowane incydenty jako zachodnie podejście do polityki, NEon24pl, 18.07.2022
(10) Katarzyna Kłosińska, Michał Rusinek, Dobra zmiana, op. cit.
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 3907

Wpłynęło na to wiele przyczyn:
- brak rzetelnej źródłowej wiedzy o idei komunizmu głoszonej przez jej twórcę Karola Marksa,
- przekaz negatywnych doświadczeń życiowych przez rodziców i dziadków z okresu dyktatury proletariatu, stalinizmu i tzw. socjalizmu realnego (z reguły lepiej pamięta się to, co złe, aniżeli to, co dobre, zwłaszcza, gdy było się antagonistą lub represjonowanym),
- nagonka ideologiczna prowadzona przez kościół, dla którego komunizm (utożsamiany z cywilizacją zła, demonizowany i wyklęty), wiązany z ateizacją, oznaczał klęskę w walce o władzę, a przynajmniej utratę hegemonii w państwie i społeczeństwie i związanych z nią profitów ekonomicznych oraz innych przywilejów i majątków uzyskanych w mniej lub bardziej niegodziwy sposób w poprzednich wiekach,
- dążenie do wymazania ideologii komunizmu z pamięci i świadomości, żeby nie przeszkadzała w okresie transformacji ustrojowej w budowaniu nowego, a właściwie restauracji starego ustroju kapitalistycznego i związane z tym utożsamianie komunizmu z hitleryzmem oraz zakaz pokazywania symboli,
- zohydzanie komunizmu przez wiązanie go z ludobójstwem (jakby to było głównym celem komunizmu, a nie „produktem ubocznym” rewolucji socjalistycznej w Rosji, jak każdej innej; nota bene, bardziej ludobójcza była rewolucja związana z chrystianizacją świata (masowe mordowanie tzw. pogan, inkwizycja itp.), tylko o tym się nie wspomina, gdyż sądzi się, że wystarczyło słowo „przepraszam”, bez żadnego zadośćuczynienia wypowiedziane raptem kilkanaście lat temu przez papieża. A najgorsze jest to, że o „komunie” na ogół wypowiadają się źle najwięksi ignoranci, którzy nie wiedzą o czym mówią oraz opluwają ją ci, którzy dzięki komunie uzyskali wyższy status społeczny i wiele jej zawdzięczają. Teoria a praktyka Z reguły ideologię komunizmu utożsamia się z praktyką polityczną, która chce ją realizować, a jest to zasadniczy błąd. W istocie dziewiętnastowieczna idea komunizmu jest jedną z prób likwidacji sprzeczności między kapitałem a pracą w wyniku zniesienia alienacji pracy i wielu innych konfliktów społecznych, niesprawiedliwości i wyzysku w ustroju kapitalistycznym. Jak każda inna, zwiera pomysły utopijne. Ale ideologia jest tym nośniejsza i tym więcej znajduje zwolenników, im więcej w niej utopii - ludzie lubią być karmieni iluzjami i nadzieją.
„Zaletą” ideologii komunizmu jest to, że stosunkowo szybko, bo w ciągu niespełna wieku, dała się w pełni sfalsyfikować w praktyce. Państwo socjalistyczne okazało się tyranią, a gospodarka socjalistyczna nie wytrzymała konkurencji z kapitalistyczną, co doprowadziło do zupełnego kolapsu. Na szczęście, twórcy ideologii komunizmu nie doczekali tego, bo byłoby największym nieszczęściem dla nich dożyć gorzkich owoców własnej rewolucji, nie takich, jak sobie wyobrażali.
Trudno orzec, czy winna temu była sama ideologia, czy warunki historyczne, w jakich próbowano ją wdrażać, czy przywódcy polityczni bez odpowiedniej wiedzy, wyobraźni i doświadczenia. Właściwie dobrze się stało, że nie podtrzymywano na siłę tego niewydolnego systemu i pozwolono mu rozpaść się bez większych szkód i żalów u schyłku dwudziestego wieku. Oczywiście, są tacy, którym żal tamtych „dobrych” czasów, kiedy wiele rzeczy było prawie za darmo i dlatego były dostępne dla każdego: oświata, służba zdrowia, wczasy, sanatoria, czynsze, bilety itd., kiedy można było nie napracować się i jakoś żyć na średnim, choć niskim poziomie („czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy”), a i dokraść coś z państwowego (czyli – jak uważano - niczyjego) zakładu pracy.
Zazwyczaj czas swojej młodości ocenia się najlepiej, choćby był biedny i okrutny. Ci ludzie wyrażają swoją tęsknotę za młodością w zawołaniu „Komuno wróć!” Jak w każdym ustroju, jednym żyło się lepiej, innym gorzej, chociaż poziom życia oscylował nieznacznie wokół przeciętnego, nie tak, jak teraz. Twórcy ideologii komunizmu przewidywali, że w komunizmie zniknie między innymi państwo (jako aparat przemocy), rodzina (jej model burżuazyjny), pieniądz, naród i religia. Praktyka realnego socjalizmu, zapoczątkowanego niefortunnie przez Lenina w wyniku nieprzemyślanej i dokonanej „na zamówienie” rewolucji w Rosji nie realizowała tych celów. Nadal państwo socjalistyczne było aparatem przemocy i to nie byle jakiej, pieniądz odgrywał taką samą rolę w gospodarce, jak w kapitalizmie, rodzina funkcjonowała w swym tradycyjnym modelu, nie zanikały podziały narodowe, a zwalczanie religii sprowadzało się do ateizacji rozumianej jako zastąpienie światopoglądu religijnego przez tzw. naukowy i do walki z kościołem, głównie katolickim. To, czego nie udało się dokonać w ustroju socjalistycznym na drodze rewolucji, z powodzeniem udaje się w ustroju kapitalistycznym na drodze ewolucji. Możliwe, że postkapitalizm okaże się jakąś wersją komunizmu, niekoniecznie znanego nam z przeszłości. Historia, którą wprawdzie tworzą ludzie, toczy się niezależnie od tego, co im się podoba, ani czego sobie nie życzą. Obumieranie państwa Państwo jako instytucja polityczna zaczyna przeżywać kryzys. Przejawia się on w wielu aspektach. Przeżytkiem staje się państwo narodowe. Coraz więcej różnych narodowości i grup etnicznych zamieszkuje w coraz większej liczbie państw głównie z przyczyn ekonomicznych i globalizacji. W związku z tym, państwa jednonarodowe, nawet te hermetyczne i niechętne przybyszom, stały się mieszaniną etniczną i wyznaniową – utraciły swoją tożsamość narodową i wyznaniową. (Pisałem o tym w artykule Napędzanie strachu w SN, Nr 3, 2012).
W zakresie rządzenia i gospodarowania coraz bardziej dochodzą do głosu organizacje i instytucje pozarządowe – już dziś można by z powodzeniem zlikwidować wiele ministerstw z pożytkiem dla funkcjonowania instytucji, które im podlegają, np. edukacji, nauki, i zdrowia. (Równie marnotrawcze i niepotrzebne jest dublowanie zarządzania resortami przez urzędników w randze ministrów w Kancelarii Prezydenta, chyba że chodzi o zapewnienie dobrych posad kolesiom partyjnym. (Ogromne pieniądze na ich utrzymanie należałoby przeznaczyć na inne cele).
James Scott w książce „Seeing Like a State” pisze, że coraz częściej przekonujemy się, że państwo nie jest w stanie kontrolować tego, co się wydarzy, nie potrafi zapanować nad dynamiką przestępczości, nie daje sobie rady z kontrolowaniem dynamiki gospodarki, nie radzi sobie z bezrobociem i w ogóle z polityką społeczną.
Kazimierz W. Frieske w wywiadzie pod tytułem "System niepewności" (Nowy Obywatel, 27.7.2011) oznajmia, że "państwo – tak jak ono funkcjonuje obecnie, organizując swoją aktywność w duchu neoliberalnej ideologii gospodarczej – samo produkuje niepewność. Przykładem jest system emerytalny, deregulacja rynku pracy, czy to, co stało się w szeroko rozumianym systemie edukacyjnym. To powoduje niepewność. Jeśli państwo produkuje niepewność, to produkuje również irracjonalność. W nieprzewidywalnym świecie, w którym nic nie jest pewne, człowiek nie potrafi racjonalnie kalkulować i podejmować racjonalnych decyzji. Państwo nie spełnia zatem swej podstawowej funkcji: stabilizowania społecznej rzeczywistości wokół nas".
W konsekwencji realizacji koncepcji społeczeństwa wiedzy znika przewidywana przez komunistów różnica między pracą fizyczną a umysłową: w dobie robotyzacji jest bardzo mało prac, które można zakwalifikował jako „fizyczne"; coraz więcej młodych ludzi z wyższym wykształceniem pracuje fizycznie, a do zatrudnienia na prostych stanowiskach żąda się dyplomu wyższej szkoły.
Postępuje też zanik demokracji. Ustroju, który, jak twierdził Marks w "Krytyce programu gotajskiego", sprzyjał uciskowi i wyzyskowi ludzi pracy przez kapitalistów, a teraz przez elity pasożytnicze – polityczne, partyjne i finansowe.
Faktycznie dziś rządzi znikoma mniejszość wysoko usytuowanych w finansjerze i polityce grup i pogłębia się przepaść między nimi a resztą mas społecznych -proporcjonalnie do gwałtownego wzrostu bogactwa jednych i ubóstwa drugich.
To wszystko świadczy o stopniowym, ewolucyjnym obumieraniu państwa w naszych czasach i o kształtowaniu się warunków do spełnienia (może nie dosłownie) Engelsowskiej wizji, zawartej w jego pracy "O pochodzeniu rodziny, własności prywatnej i państwa": "Społeczeństwo, które na nową modłę zorganizuje wytwórczość na podstawie wolnego i równego zrzeszenia wytwórców, odeśle całą machinę państwową tam, gdzie będzie wówczas jej właściwe miejsce: do muzeum starożytności, obok kądzieli i topora brązowego”, gdy funkcje państwa przejmą wspólnoty komunistyczne. Odchodzenie od tradycyjnego modelu rodziny Od pewnego czasu dość szybko postępuje załamywanie się modelu rodziny zbudowanego na mieszczańskich poglądach i wartościach chrześcijańskich. Po pierwsze, do rzadkości (w krajach rozwiniętych ekonomicznie) należą rodziny wielopokoleniowe i patriarchalne. Młodzi chcą być „na swoim" (są w stanie sami się utrzymać) i nie opiekować się starymi (rodzicami, albo dziadkami), a starym nie chce się wyręczać młodych i utrzymywać ich. Wskutek tego znacznemu osłabieniu ulegają więzy rodzinne.
Po drugie, coraz więcej małżeństw rozwodzi się; dotyczy to przede wszystkim tych z zaledwie kilkuletnim stażem. Wzrasta też liczba rozwodów kościelnych, o które teraz jest o wiele łatwiej niż dawniej. Występuje raczej już powszechne zjawisko wielokrotnego rozwodzenia się i zawierania małżeństw. Pomijając negatywne skutki rozwodu dla dzieci, zjawisko to mocno nadweręża więzi rodzinne i powoduje rozbicie rodziny, a przynajmniej rozluźnienie jej struktury. A rodzina - w tradycyjnym pojęciu - uznawana jest za podstawową komórkę społeczeństwa. Niestety, nie tak stabilną, by mogła być jego fundamentem.
Po trzecie, coraz więcej jest rodzin wywodzących się z małżeństw mieszanych, w których mieszają się różne narodowości lub grupy etniczne, nawet bardzo odległe od siebie pod względem rasowym, kulturowym, wyznaniowym i obyczajowym. Negatywnym skutkiem tego jest rozsadzanie od wewnątrz w sposób naturalny tradycyjnego modelu rodziny homogenicznej, stabilnej i trwałej.
Po czwarte, coraz częściej zamiast rodzin, których podstawą jest małżeństwo spotyka się - zazwyczaj z powodów ekonomicznych - związki partnerskie, a z powodów odmienności upodobań - związki homoseksualne. Nie wszędzie są one uznawane przez prawo, wskutek czego nie wchodzą w skład struktur rodzinnych danych społeczeństw i dlatego zubożają je. Zmiana funkcji i istoty pieniądza Od niespełna pół wieku zauważa się deprecjację pieniądza, a mimo to wciąż jest on przedmiotem kultu i pożądania ludzi. Proces odwartościowania pieniędzy postępuje odkąd zaczęto zastępować monety wykonywane ze szlachetnych kruszców (złota i srebra) banknotami emitowanymi w dowolnej ilości przez banki centralne bez należytego pokrycia i kontroli ze strony rządów i innych banków. Namnożyło się różnych odmian pieniędzy: metalowe, papierowe, plastykowe, a w ekonomii występują pojęcia pieniędzy dodatnich, ujemnych, realnych i wirtualnych. Pieniądze namacalne – brzęczące lub szeleszczące – ustępują miejsca pieniądzom nienamacalnym – wirtualnym reprezentowanym w formie zapisów zero-jedynkowych na nośnikach pamięci komputerowej, a portmonetki i portfele nie są już wypchane banknotami i bilonem, lecz zawierają zazwyczaj tylko kartę płatniczą lub kredytową. Pieniądz wirtualny (elektroniczny, e-pieniądz) jako środek płatniczy i przedmiot operacji bankowych i giełdowych, będący w powszechnym obiegu, utracił swoją atrakcyjność i siłę oddziaływania na zmysły. Jest niewyczuwalny i często niewyobrażalny (trudno sobie wyobrazić, jakie korelaty materialne kryją się za zapisem algebraicznym, zwłaszcza wielocyfrowym, i mieć do nich jakieś uczucia). O ile pieniądz tradycyjny (realny, namacalny) zgromadzony w kieszeniach, portfelach, sejfach lub w przysłowiowej skarpetce wywoływał jakieś emocje, to pieniądz wirtualny w formie zapisu digitalnego na koncie bankowym raczej nie stymuluje uczuć. W swej ewolucji pieniądz przeszedł fazę od pieniądza kruszcowego, metalowego i papierowego do elektronicznego. Dzisiejszy pieniądz (w jakiejkolwiek postaci) należałoby zaliczyć do kategorii pieniądza fikcyjnego. O ile ekonomiczne funkcje pieniądza niezbyt się zmieniły, to jego funkcje społeczne - o wiele bardziej i to głównie negatywnie. Pieniądz jest jeszcze środkiem płatniczym i środkiem wymiany, ale nie jest już obiektywnym miernikiem wartości, lecz umownym, bowiem coś jest tyle warte, ile ktoś płaci za to. Wątpliwa jest jego funkcja tezauryzacyjna (gromadzenia oszczędności), bo po pierwsze, po co gromadzić pieniądze fikcyjne, a po drugie - gromadzenie ich na kontach bankowych jest bardzo ryzykowne, o czym świadczą afery bankowe, w wyniku których ludzie utracili majątki zgromadzone na swoich kontach. W miarę rozwoju neoliberalizmu, komodyfikacji (utowarowienia) i konsumpcjonizmu znacznie wzrosły negatywne oddziaływania pieniądza na zachowania ludzkie oraz na strukturę systemów społecznych. Pieniądze coraz bardziej wpływają na zachowania, postawy, działania i uczucia. Niesprawiedliwy podział dochodu narodowego i sposób uzyskiwania pieniędzy prowadzi do pogłębiającego się rozwarstwienia społeczeństwa (w poszczególnych krajach oraz w skali globalnej) i do zaostrzania antagonizmów społecznych, co grozi destrukcją systemu społecznego - niewykluczone, że nawet w wyniku jakiejś rewolucji. Pieniądz, który pełnił rolę pośrednika w wymianie między towarami, sam stał się towarem. Jego wartość jest umowna, często iluzoryczna, podyktowana przez giełdy i banki a nie przez społeczeństwo, które jest ich niewolnikiem i zakładnikiem. Jako towar pieniądz uległ procesowi alienacji - rządzi ludźmi i decyduje o ich losie. Wskutek utowarowienia pieniądza relacja towar1-pieniądz-towar2 przekształciła się w dziwną relację: towar1- towar'- towar2. Może to zapowiedź powrotu do wymiany bezpośredniej i bezpieniężnej „towar1 za towar2”, jak było kiedyś dawniej i jak miało być w komunizmie? Zanikanie różnic etnicznych i tożsamości narodu Od drugiej połowy dwudziestego wieku rozpoczął się proces szybkiego mieszania się narodowości i kultur na skalę światową w wyniku swoistej wędrówki ludów. Coraz więcej obcokrajowców przyjeżdża do pracy w krajach bogatych, gdzie tubylcom nie chce się, albo nie opłaci pracować, a przedsiębiorcy wolą zatrudniać o wiele tańszych pracowników z importu. Emigracja zarobkowa stała się koniecznością dziejową i jest skutecznym sposobem na przeżycie dla setek milionów ludzi. Przecież na świecie około miliarda ludzi żyje w skrajnej nędzy. W wyniku masowego napływu obcych, społeczeństwa krajów bogatych stają się mieszaniną coraz większej liczby różnych grup etnicznych. Daje się to szczególnie zauważyć w wielkich miastach, bo tam na stosunkowo małych przestrzeniach skupia się ogromna liczba przedstawicieli różnych nacji. Np. w Toronto, Chicago, czy Nowym Jorku mieszka około stu dwudziestu rozmaitych grup etnicznych. USA od samego początku były tyglem, w którym mieszali się różni ludzie i z czasem naturalizowali się. Prawdopodobnie globalizacja utożsamiana z amerykanizacją będzie docelowo realizować model kształtowania się społeczeństwa (chyba już nie narodu) amerykańskiego. A - jak w ostatnio opublikowanej książce stwierdza Al Gore - „Postępuje osłabianie państw narodowych o dużym potencjale możliwych konfliktów pod wpływem wzrastającej władzy wielonarodowych koncernów” (A. Gore, The Future. Six Drivers of Global Change, 2013).
W miarę upływu czasu społeczeństwo światowe ulegnie homogenizacji, przy czym prędzej zanikną różnice etniczne i narodowe aniżeli ekonomiczne. Dlatego miliardowe masy biedoty - być może - zjednoczą się kiedyś w walce o przeżycie pod hasłem „Głodujący całego świata łączcie się!”, jak kiedyś pod podobnym hasłem walczyli proletariusze o swe przeżycie. Spadek znaczenia i roli kościoła Kościoły jako organizacje wiernych przeżywają kryzys, a w szczególności Kościół katolicki z przyczyn zewnętrznych i wewnętrznych. Do zewnętrznych należy laicyzacja będąca konsekwencją postępu wiedzy i cywilizacji, różne ideologie współczesne, a wcześniej ateizacja. Do wewnętrznych należy upadek obyczajowości księży, afery pedofilskie (wg stwierdzenia papieża, na 50 duchownych przypada 1 pedofil), pycha, zarozumialstwo, brak empatii w stosunku do tzw. prostych ludzi, chęć rządzenia oraz bogacenia się i życia w ponadstandardowym, iście dworskim luksusie.
W konsekwencji, coraz bardziej zmniejsza się liczba wiernych praktykujących, tzn. respektujących przykazania boże i kościelne na co dzień, w szczególności młodzieży, mimo zmasowanych działań i nacisków jawnych lub nieformalnych ze strony kleru i różnych organizacji przykościelnych. Swoistym przejawem gwałtu jest chrzest noworodków - statystyki podają, że około 90 % ludzi wierzących zostało ochrzczonych na siłę przez rodziców tuż po urodzeniu. Natomiast faktyczna liczba rzeczywiście, a nie na pokaz, albo interesownie, wierzących oscyluje w przedziale 30-60%, w zależności od wieku, wykształcenia i miejsca zamieszkania. Jedni odchodzą od kościoła ze względów ekonomicznych, np. żeby nie płacić podatku kościelnego, drudzy z powodu przekonań filozoficznych lub światopoglądowych, a inni, by zamanifestować swój sprzeciw wobec wtrącania się kościoła w sprawy prywatne i państwowe oraz żeby wyrazić swoje oburzenie na postępowanie zdeprawowanego kleru, głównie hierarchów. Do tego dochodzi jeszcze jedno zjawisko – jawna i coraz częstsza krytyka kościoła ze strony wiernych praktykujących. Dziś nie krępują się oni, ani nie obawiają, wyrażać publicznie negatywnych opinii o księżach, niezależnie od zajmowanego przez nich stanowiska w hierarchii kościelnej i często nie zgadzają się z decyzjami władz kościelnych.
Proporcjonalnie do nasilania się tych zjawisk spada autorytet kościoła i jego hierarchów. To, rzecz jasna, nie przekłada się wprost na zanikanie religijności ludzi w ogóle, jednak odnosi się wrażenie, że odzwierciedla zmianę religijności: wiara w byty nadprzyrodzone, bóstwa i kult okazywany im ustępuje miejsca wierze w jakieś abstrakcje (absolut, zasada porządkująca świat, Wielki Projekt itp.) oraz kultowi okazywanemu bytom materialnym.
Wydaje się, że na co dzień bardziej jest praktykowany kult rzeczy (przede wszystkim pieniądza) i ludzi (wielkich jednostek, idoli), aniżeli kult boga. To jakby renesans pogaństwa, kiedy czczono różnych bożków, których dziś nazwalibyśmy chyba idolami. Taka jest natura człowiecza, że ludzie zawsze i wszędzie wierzą w coś, albo w kogoś, bo to ułatwia im życie i przyczynia się do odczuwania komfortu psychicznego. Tak czy inaczej, w kościele i religijności dokonuje się metamorfoza, w wyniku której zmieni się teraźniejsze pojęcie religii. Wiesław Sztumski 24.07.14