Filozofia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1303
Koalemos - grecki bóg głupoty
Co za straszna era, w której idioci rządzą ślepymi.
William Szekspir
Kilka refleksji o głupocie
Głupota jest wieloaspektowa, wielopostaciowa i różnie się ją rozumie. Zazwyczaj, jako brak mądrości lub wiedzy, ale też jako brak sprytu, inteligencji, zdolności przystosowawczej itp. Przejawia się ona w nietrafnych decyzjach (wyborach), rozwiązaniach problemów i popełnianiu błędów. W dalszych rozważaniach będę ją rozumiał w znaczeniu obiegowym, jako antonim mądrości lub inteligencji.
Głupota rozwija się u ludzi równolegle z mądrością, chociaż nie jednakowo. Tempo wzrostu głupoty jest szybsze niż mądrości. Dowodzi tego między innymi fakt, że każda zdobyta wiedza generuje nowe problemy i pytania, które powiększają obszar niewiedzy. Inaczej mówiąc, obszar wiedzy (mądrości) jest skończony, a obszar niewiedzy (głupoty) jest nieskończony.
Dał temu wyraz Albert Einstein w znanym aforyzmie: „Dwie rzeczy są nieskończone - Wszechświat i głupota ludzka”. A więc, człowiek rozwija się kulturowo pomiędzy wiedzą a niewiedzą oraz mądrością a głupotą. Rozum, emocje, logika, intuicja, mądrość i głupota tworzą nierozdzielną całość i wpływają łącznie na decyzje. Tylko w różnych sytuacjach przeważa jedno z nich, nie wiadomo dlaczego. W każdym z nas jest jakiś procent głupoty, który zawsze jest większy niż się przypuszcza.
Głupoty nie należy potępiać, ponieważ bywa też pożyteczna w życiu. Przecież wielu ludziom w różnych sytuacjach, zwłaszcza zagrożenia, udało się przeżyć dzięki temu, że podejmowali głupie decyzje na podstawie intuicji. Intuicja działa szybciej i jest skuteczniejsza niż nadmierne rozumowanie. Stąd nie wynika, że należy propagować głupotę, lecz utrzymywać ją w sensownych granicach. W przeciwnym razie nie byłoby postępu w nauce i technice, wskutek czego nie byłoby się w stanie przetrwać w walce o byt. Chociaż z drugiej strony, postęp zawdzięcza się również w pewnej mierze głupocie, która wymusi kreatywność. Jak stwierdził A. Einstein: „Wszyscy mądrzy wiedzą, że tego nie da się zrobić, aż znajdzie się taki głupek, który o tym nie wie, i on to zrobi”. Poza tym, często z głupoty dokonuje się czynów bohaterskich. Świadczą o tym liczne przykłady z czasów wojen i nie tylko. I co ciekawe, niekiedy głupi lepiej wychodzi na swojej głupocie niż mądry na swojej mądrości.
Wprawdzie głupota nie jest chorobą, ale rozprzestrzenia się i rozmnaża jak wirus, albo coś jeszcze gorszego. Z tej racji można mówić metaforycznie o pandemii głupoty we współczesnym świecie. Do rozwoju i szerzenia się głupoty przyczynia się środowisko przyrodnicze i społeczne.
Przyroda broni się przed mądrymi, którzy ją niszczą
Od dawna wiadomo było, że iloraz inteligencji (1) zależy od indywidualnego zestawu genów i od środowiska przyrodniczego. Najnowsze badania potwierdziły istnienie związku pomiędzy epigenetyczną regulacją ekspresji genu receptorów dopaminergicznych D2 a ilorazem inteligencji oraz to, że IQ zależy o wiele mniej od zmian genetycznych aniżeli od środowiskowych.(2) Naukowcy z Uniwersytetu w Pekinie oraz Yale University przeprowadzili kompleksowe badania nad wpływem zanieczyszczonego powietrza na sprawność intelektualną ludzi. Okazało się, że toksyczne powietrze obniża inteligencję długoterminowo i krótkoterminowo, tym bardziej, im dłużej przebywa się w zanieczyszczonym środowisku.(3) Redukcję sprawności poznawczej powoduje również chemizacja żywności i picie zanieczyszczonej wody. O tym wszystkim wiemy, ale nie możemy zlikwidować tych zagrożeń, ani znacznie ograniczyć ich, głównie dlatego, że nie da się powstrzymać postępu techniki ani rozwoju gospodarczego. Toteż walka ze smogiem i toksyzacją powietrza, wody, gleby i żywności jest walką z wiatrakami.
Przyroda sprzyja szerzeniu się głupoty nie tylko za pośrednictwem człowieka, ale sama z siebie w wyniku dziedziczenia cech. Szacuje się, że w całej populacji ludzi znajduje się obecnie średnio około osiemdziesiąt procent głupich.(4) Tych 80% głupich płodzi potomstwo składające się też z dalszych 80% głupich. Każdy z nich spłodzi kolejnych 80% dzieci głupich itd. W ten sposób liczba głupich rośnie wykładniczo z pokolenia na pokolenie zgodnie ze wzorem 2n (n=1,2,3,…). O ile w pierwszym pokoleniu może wynieść 8 głupich, to w drugim - 64, w trzecim - 512, w czwartym - 4096 itd. Asymptotycznie zmierza do tego, by w ostatnim (n-tym) pokoleniu cala populacja składała się z głupich. Gdyby nawet ten model matematyczny nie sprawdzał się w pełni, to i tak prawdopodobny przyrost liczby głupich w przyszłości jest przerażający. Może w ten sposób przyroda broni się przed dalszym niszczeniem jej przez ludzi i ogłupia ich, by w końcu znikli z naszej planety. Stultos facit natura eorum, quos vult perdere.(5)
Faktycznie, dzięki postępowi wiedzy i techniki ludzie działają coraz częściej na przekór instynktowi samozachowawczemu, jakby dążyli do samozagłady.
To nieprawda, że w toku ewolucji biologicznej ludzie stają się coraz bardziej inteligentni i mądrzejsi, gdyż fakty przeczą temu. Zapewne było tak w ciągu kilkunastu tysięcy lat na wcześniejszych etapach ewolucji, kiedy wyjątkowo trudne warunki życia wymuszały szybki wzrost inteligencji.(6) Profesor Gerald Crabtree (kierownik laboratorium genetycznego na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii) stwierdzil, że inteligencja ludzi osiągnęła szczyt między 2000 a 6000 lat temu u „człowieka ateńskiego”. Od tego czasu postępuje spadek naszych zdolności intelektualnych spowodowany przez akumulację mutacji genów niesprzyjających „genom inteligencji”. Jednak ludzie zafascynowani osiągnięciami współczesnej techniki i medycyny nie zauważają spadku potęgi mózgu i zaskakującej kruchości naszych zdolności intelektualnych, co może doprowadzić do ostatecznego ogłupienia gatunku ludzkiego. Wtedy w nazwie Homo sapiens nie powinno znaleźć się słowo „sapiens”. (7)
Przyczyną spadku inteligencji jest coraz większe lenistwo ludzi w wyniku postępu technicznego i przejmowania funkcji inteligencji naturalnej przez inteligencję sztuczną. Większość wolnego czasu, który nota bene wydłuża się coraz bardziej, spędza się na kanapie przed telewizorem, przed komputerem, albo korzysta się z innych przyjemności. Coraz bardziej unika się wysiłku umysłowego w celu zdobycia nowej wiedzy. Korzystając z coraz większej liczby „inteligentnych (sprytnych, mądrych)” urządzeń, nie odczuwa się potrzeby rozwijania swojej inteligencji i dlatego nie rozwija się jej. Wskutek tego zanika myślenie kreatywne. W związku z tym, zgodnie z pierwszym prawem Lamarcka: „Narządy nieużywane (niepotrzebne) ulegają atrofii” coraz szybciej zmniejsza się liczba genów sprzyjających rozwojowi inteligencji.
Środowisko społeczne i kulturowe ma o wiele większy udział w ogłupianiu niż przyrodnicze
W środowisku społecznym znajduje się wiele instytucji, organizacji i grup zainteresowanych ogłupianiem społeczeństwa, działających głównie w polityce, mass mediach, kulturze, bankowości, handlu i edukacji.
Władcy państw, przede wszystkim autorytarni, nigdy nie tolerowali mądrzejszych od siebie nawet w swoim najbliższym otoczeniu. Po pierwsze dlatego, że bali się konkurencji, a po drugie, bo głupszymi łatwiej się rządzi. Uważali się za najmądrzejszych we wszystkich dziedzinach, więc nie potrzebowali korzystać z mądrości innych. Nawet teraz, kiedy mają zespoły doradcze składające się ekspertów, nie za bardzo liczą się z ich opiniami w podejmowaniu decyzji. (Usprawiedliwia ich to, że ci eksperci są coraz bardziej niekompetentni i przekupni.)
W ostatecznym rachunku decydują kryteria polityczne, a nie merytoryczne. Te zespoły mają raczej charakter fasadowy, a powoływane są po to, by w razie podjęcia nietrafnej decyzji władca mógł obarczyć odpowiedzialnością (zbiorową) ich, a nie siebie. Ten typ postępowania naśladują wszyscy szefowie instytucji.
Z reguły mądrzy mają utrudniony awans. O wiele łatwiej jest głupim, albo udającym głupich i pochlebcom robić karierę. Sprawdza się stare przysłowie wojskowe „Nie matura, lecz chęć szczera…”. Nic dziwnego, że coraz mniej ludzi chce się kształcić, by być mądrymi. Jeśli kształcą się, to dla uzyskania dyplomu, który nie jest świadectwem ich mądrości, lecz ukończenia szkoły.
Szczególnie ważną rolę w ogłupianiu mas odgrywają mass media, zwłaszcza reżymowe, a jeszcze bardziej - partyjne. W tym dziele prym wiodą telewizja oraz Internet. Telewizji zarzuca się zły wpływ na umysły widzów, hamowanie rozwoju intelektualnego, ograniczanie wyobraźni i twórczości poprzez dostarczanie gotowych sądów i stereotypów oraz niepokazywanie materiału pobudzającego do krytycznego myślenia. (8) Telewizja reżymowa nie tylko kłamie, ale i ogłupia dzięki debilnym programom adresowanym do głupków i najniższych warstw społecznych pozbawionych dobrego smaku i wrażliwości estetycznej. Im jest obojętne co oglądają, byle było głośno, szokowało i cokolwiek działo się na ekranie. Głównie oni podwyższają oglądalność ku uciesze prezesów telewizji.
Programy reżymowej telewizji oglądają też ci, którzy nie mają wyboru i kierują się zasadą „na bezrybiu i rak ryba”. Nie dość, że TV nadaje kretyńskie programy (9), to jeszcze zmusza do płacenia coraz wyższej opłaty abonamentowej tylko za posiadanie telewizora, z którego coraz mniej chce się korzystać, bo nie ma na co patrzeć. Nie dość, że nadaje kretyńskie programy, to na dodatek powtarza je wielokrotnie w krótkich odstępach czasu do znudzenia na różnych kanałach. W nie mniejszym stopniu reklamy telewizyjne ogłupiają widzów i zniechęcają do oglądania TV. A władza cieszy się z przyrostu głupich.
Drugą potężną maszyną do ogłupiania jest Internet, gdzie roi się od kłamstw i głupot łatwo i szybko dostępnych dla każdego o każdej porze dnia i nocy. Jest on nieporównanie bardziej atrakcyjny od telewizji i nikt nie kontroluje tego, co tam się umieszcza. A umieszcza się więcej informacji kłamliwych niż prawdziwych. Dlatego Internet stal się oceanem fake newsów i kłamstw, których ze wzglądu na ogromną ilość nikomu nie chce się weryfikować. Ludzie po prostu toną w tym oceanie dezinformacji. Z Internetu korzystają dorośli i dzieci, ludzie wszystkich profesji i warstw społecznych oraz różnych narodowości. Wobec tego jego siła oddziaływania na społeczeństwo jest przeogromna. Chociaż, z drugiej strony, dzięki Internetowi można dowiedzieć się prawd zatajanych przez reżymowe media oraz polityków i w ten sposób nie dać się ogłupiać przez władców. Internet ogłupia również w taki sposób, że ludziom, w szczególności dzieciom, zamazują się granice między światem wirtualnym a realnym. Fikcję utożsamiają z rzeczywistością i źle na tym wychodzą.
Paradoksalnie zdaje się brzmieć twierdzenie, że edukacja ogłupia, ponieważ kojarzy się ona z przekazywaniem wiedzy prawdziwej, czego oczekuje się podejmując naukę w szkołach. Niestety, tak było i jest. Dlaczego? Z prostej przyczyny - szkoły uczą bardziej myślenia odtwórczego niż kreatywnego, myślenia za pomocą stereotypów, które zdezaktualizowały się i nie pasują do bieżących sytuacji i warunków oraz myślenia za pomocą prostych algorytmów i schematów, a także wiedzy opóźnionej w stosunku do najnowszych osiągnięć. Krótko mówiąc, edukacja zakorzeniona jest zawsze w przeszłości i tradycji oraz w τέχνη, a nie w ποίησις.(10)
W wyniku upolitycznienia szkół publicznych i prywatnych przekazuje się w nich coraz częściej i na szerszą skalę wiedzę nieprawdziwą, zdeformowaną przez poprawność polityczną, zakłamaną historię, dobór specjalnie wyselekcjonowanych lektur obowiązkowych, odpowiednio dobierane podręczniki (pisane na zamówienie partii rządzącej) i jedynie słuszną interpretację religijną na podstawie kłamliwych dogmatów. Inaczej mówiąc, w teraźniejszych szkołach straszy widmo indoktrynacji ideologicznej i politycznej, jak w nie tak dawno minionych czasach, i na dodatek religijnej. A myślenie krytyczne, refleksyjne i twórcze oraz głoszenie prawdy jest źle widziane przez upartyjnione władze oświatowe. (11) W efekcie szkoły stały się męczące i nieatrakcyjne i nauczają nie tego, co przyda się absolwentom w ich życiu. Tego nauczą się dopiero dzięki doświadczeniu życiowemu i pracy zawodowej.
Ludzi ogłupia też moda. To nic nowego. Dawniej głupim pomysłom dyktatorów mody ulegali ludzie ze sfer wyższych, zamożni i chcący górować nad innymi. Od kilkudziesięciu lat, proporcjonalnie do wzrostu dobrobytu coraz większej liczby ludzi z warstw średnich i niższych, coraz więcej osób przestrzega kanonów mody. Modni mają być dorośli i dzieci, nawet niemowlęta. Modzie podporządkowuje się zwierzątka domowe. Moda dotyczy nie tylko ubiorów i fryzur, ale innych elementów składających się na wizerunek człowieka, a ponadto mebli, ogródków, sprzętu AGD, wystroju wnętrz, itd. Żyje się w prawdziwym terrorze mody.
Może nie byłoby nic złego w tym, gdyby w modzie obowiązywały zasady estetyki i rozsądek. Ale coraz mniej się ich przestrzega, bo nieważna jest estetyka ani dobry gust, tylko szoking. A najgorsze jest głupie, małpie naśladowanie tzw. celebrytów i osób pokazywanych w telewizji. W jego wyniku „mędrzec głupcem się staje i nie wiedząc, co począć z umysłem swym, błazeńskie małpuje obyczaje” (12) Wystarczy, że jedno z nich założy czapkę daszkiem do tyłu, szalik na ramionach, będzie mieć fryzurę dzikusów itd. i wszyscy w te pędy będą robić to samo. Przecież daszek czapki ma chronić oczy przed słońcem i wiatrem, a nie kark, szalik ma ogrzewać szyję, a nie wisieć niepotrzebnie na plecach, fryzurę dzikich trudno utrzymać w czystości i nie każdemu w niej do twarzy itd.
Tu znowu głupota doprowadziła do tego, że racjonalna funkcjonalność mody ustąpiła miejsca głupkowatemu szokingowi. Przejawem głupoty jest coraz częstsza zmiana mody, która bezpośrednio przyczynia się do ogromnego marnotrawstwa, ponieważ rzeczy sprawne i dobre wyrzuca się na śmietnik i zamienia na modne. Tak więc terroryzm mody przekłada się na terroryzm głupoty.
Nadeszła era głupoty
Można pokazać jeszcze więcej takich przykładów. Faktycznie, nie ma już takiej sfery życia i takiego miejsca na świecie, gdzie nie królowałaby głupota i nie ogłupiano by mas coraz bardziej. Głupota szerzy się wszędzie, coraz bardziej i wśród wszystkich.
Dlatego śmiało można stwierdzić, że nastała już era głupoty, w której pojawił się terroryzm głupoty. Polega on na przymusowym ogłupianiu mas przez władców, dyktatorów mody, właścicieli mass mediów i tych, którzy zarządzają różnymi sferami życia społecznego. Jest on równie niebezpieczny i szkodliwy jak inne formy terroryzmu współczesnego. Bóg głupoty, Koalemos, coraz mocniej obejmuje nas i nie pozwala być mądrymi. Skutecznie hamuje rozwój społeczeństwa wiedzy. Nie wiadomo, czy i kiedy ta era zakończy się. Wiadomo tylko, że w tej erze gatunek ludzki skazany jest na upadek intelektualny i że wszędzie wystąpi gwałtowny przyrost głupich, których ilość przekroczy teraźniejsze osiemdziesiąt procent populacji. W nadchodzących stuleciach inteligencja i mądrość ludzi osłabną tak dalece, że potomkowie nie będą zdolni do korzystania z technologii wymyślonej przez mądrzejszych od nich przodków.
Szekspir napisał: „co za straszna era, w której idioci rządzą ślepymi”. Nie przewidział jednak straszniejszej od niej ery głupoty, kiedy głupi będą rządzić głupimi. A ku temu Koalemos wiedzie ludzkość.
Wiesław Sztumski
Przypisy:
(1) Przez „inteligencję”: rozumie się szybkość i jakość rozwiązywania problemów przez danego człowieka. Za bardziej inteligentnego uważamy tego, który zadania i problemy rozwiązuje szybciej, lepiej i skuteczniej w porównaniu z innymi. (Jan Strelau, O inteligencji człowieka, Wiedza Powszechna, Warszawa 1987)
(2) https://neuroexpert.org/wiki/wplyw-srodowiska-na-geny-i-inteligencje/
(3) Paweł Wernicki, Przewlekłe narażenie na zanieczyszczenie powietrza może mieć związek ze zmniejszoną sprawnością umysłową - informuje pismo "Proceedings of the National Academy of Sciences", „Medonet.pl”, 29.08.2018,
(4) Carlo M. Cipolla, Allegro ma non troppo con Le leggi fondamentali della stupidità umana, Il Mulino, Bolonia 1988 r.
(5) Przyroda czyni głupcami tych, których chce zniszczyć.
(6) Steve Connor, Human intelligence 'peaked thousands of years ago and we've been on an intellectual and emotional decline ever since', “Independent”, 12.11.2012
(7) Gerald R. Crabtree, Our Fragile Intellect “Trends in Genetics” Nr. 29, Jnuary 2013.
(8) Krystyna Skarżyńska, Co robi z nami telewizja?, „Kultura Popularna”, 2/2002
(9) Mam na myśli byle jakie seriale w obsadzie miernot aktorskich o aparycji straszydeł lub personelu agencji towarzyskiej, kabarety, na których nie wiadomo, czy śmiać się (chyba że ktoś połechce) z głupich skeczów i dowcipów, czy płakać nad nieudolnością autorów i wykonawców, tańce z gwiazdami, muzykę folk w wykonaniu „pieśniarzy jednej piosenki”, albo takich, którym się zdaje, że mają głos, ale wpychają sobie mikrofon do gardeł w zamkniętych pomieszczeniach, by było ich słychać itd.)
(10) W filozofii starożytnej Grecji techné jest koncepcją filozoficzną odnoszącą się do wykonywania (czynienia lub robienia). A poiesis to działanie, dzięki któremu powołuje się do istnienia coś, czego wcześniej nie było, czyli tworzenie. Techné jest czynnością inżynierów, a poiesis - poetów.
(11) Na zanik nauczania myślenia kreatywnego w szkołach mają wpływ okresowe oceny nauczycieli. Najważniejszymi kryteriami są opinie uczniów lub studentów i oceny egzaminów (zaliczeń, testów) im wystawiane. Dobre opinie studentów dostanie ten nauczyciel, który nie wymaga od nich zbyt wiele do uzyskania bardzo dobrych ocen, tzn. taki, który świadomie zaniży poziom nauczania. Taka szkoła będzie atrakcyjna i będzie cieszyć się dużym naborem uczniów, i, co za tym idzie, będzie mieć duże zasoby finansowe i zyski. (W. Sztumski, Student-klient, „Sprawy Nauki”. 8-9/2013)
(12) William Szekspir, Krół Lear.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2393
Kłamstwo jest wieczne i wszędobylskie z natury.
Zygmunt Bauman
Czym jest kłamstwo? Kłamstwo jest wypowiedzią, o której się wie lub podejrzewa, że jest nieprawdziwa, ale przekazuje się ją po to, by odbiorca w nią uwierzył – pisze włoska filozofka Maria Bettetini w Eine kleine Geschichte der Lüge. Von Odysseus bis Pinocchio. Nieco inaczej definiują je G. Bien i R. Denker w Historisches Wörterbuch der Philosophie - „kłamstwo jest komunikowaniem (również niewerbalnym) nieprawdy w celu wywołania lub utrwalenia fałszywego poglądu lub przekonania u odbiorcy”. Różni się ono od nieprawdy tym, że jest świadomym głoszeniem nieprawdy w celu uzyskania jakichś korzyści.
Kłamie się z wielu powodów: ze strachu (aby uniknąć krytyki, kary lub cierpienia, np. w wyniku popełnienia błędu lub czynu zabronionego), ze wstydu, z uprzejmości, niepewności lub konieczności, z chęci udaremnienia planów swoich przeciwników, w celu ochrony siebie lub innych osób oraz interesów, dla poprawy swojego wizerunku i podniesienia swojej wartości w oczach innych, a także z powodu obsesji i dla zabawy. Podobno przeciętnie człowiek kłamie trzy razy dziennie, a rekordziści nawet dwieście.
Język pomaga być kłamcą
Język pełni między innymi funkcję kreatywną. Za jego pomocą można w różny sposób opisywać fakty, konfabulować zdarzenia lub sytuacje oraz tworzyć nieprawdziwe światy i historie, zależnie od potrzeb oraz na użytek ideologii, polityki, religii, literatury i sztuki. Przykładów na to jest mnóstwo i są one powszechnie znane, zwłaszcza w polityce, literaturze, sztuce (science fiction, surrealizm itp.).
Najlepiej nadają się do tego języki naturalne (potoczne) oraz niektóre specjalistyczne, używane przez humanistów, artystów, polityków, propagandystów, kaznodziejów itp. z tej racji, że w odróżnieniu od języków sztucznych (sformalizowanych), jakimi posługują się przyrodoznawcy, technicy, matematycy i logicy, charakteryzują się one polisemią (wieloznacznością wyrazów lub fraz w zależności od kontekstów i sytuacji naturalnych lub sztucznych) oraz relatywizmem semantycznym.
W myśl zasady relatywizmu semantycznego znaczenia słów zależą od czynników społecznych: kultur, wierzeń, ideologii i sytuacji historycznych. Jedno i to samo słowo może co innego znaczyć (mieć różne desygnaty) w różnych sytuacjach i warunkach. Jeśli zmiana znaczenia dokonuje się na drodze naturalnej ewolucji języka, to nie ma w tym niczego niepokojącego. Inaczej, gdy dokonuje się jej sztucznie za pomocą substytucji znaczeń, czyli poprzez umyślną podmianę znaczenia słowa w celu zafałszowania opisu lub wzmacniania emocji towarzyszącej odczytywaniu komunikatów.
Chodzi o to, by powszechnemu i tradycyjnemu znaczeniu jakiegoś słowa nadać inne (niekonwencjonalne) i wywołać zamierzone emocje. W ten sposób zazwyczaj chce się usprawiedliwić coś niegodziwego, lub nakłonić adresata komunikatu do oceny moralnej jego treści. Takiemu zabiegowi poddano np. słowa: patriotyzm i bohaterstwo.
Tradycyjnie patriotyzm definiuje się jako umiłowanie ojczyzny, szacunek do niej i gotowość ponoszenia za nią ofiar. Nie łączy się go z polityką, ideologią, wyznaniem, ani partią. Teraz w definicji patriotyzmu słowo „ojczyzna" zamieniono na „państwo". Patriotyzmem stało się umiłowanie państwa, a nie ojczyzny. Patriotą jest ten, kto miłuje swe państwo (aparat przemocy), tzn. jego instytucje i organizacje; przede wszystkim rząd i partię, które aktualnie sprawują władzę, ideologię i politykę państwa.
Tradycyjnie, bohaterstwo kojarzy się z czynem podejmowanym z niezwykłego męstwa, ponadprzeciętnej odwagi, waleczności i ofiarności. Żołnierz jest bohaterem, gdy unicestwi lub weźmie do niewoli wrogów, zniszczy obiekty militarne, urządzenia, sprzęt nieprzyjaciela itp. A cywil, gdy np. uratuje komuś życie, ryzykując lub poświęcając własne, albo, gdy ma wybitne osiągnięcia w pracy. (W czasie wojny, okupacji i odbudowy naszego kraju bohaterkami były kobiety, które rodziły dzieci, kształciły je i wychowały na przyzwoitych ludzi. Bohaterami byli ludzie, którzy odbudowywali kraj i wznosili nowe miasta. Ze względów politycznych usuwa się ich z pamięci, a wokół nich rozpościera się grobowa cisza medialna.)
Teraz kreuje się „bohaterów z nadania" za zasługi dla rządu i partii politycznych. „Bohaterami” stały się indywidua, które działały w interesie państw obcych, czyli zdrajcy. (Jak pisze Stephen King, „Kiedy zdrajców nazywa się bohaterami (…), nadchodzą mroczne czasy. Naprawdę mroczne czasy".)
„Bohaterami” nazywa się 1) żołnierzy-najemników, płatnych morderców, którzy przypadkowo zginęli na wojnie napastniczej, zwanej patetycznie „misją”; 2) amerykańskich żołdaków, którzy napalmem palili dzieci wietnamskie; 3) byłych szpiegów i uciekinierów z kraju, opłacanych przez obce wywiady, którzy szkalowali swoje państwo i kierowali z ukrycia, jak tchórze, akcjami dywersyjnymi na szkodę ojczyzny; 4) okrutnych ludobójców z Wołynia i bandytów z tzw. organizacji wyzwoleńczych.
Tradycyjnie, w języku obowiązywała zasada referencji, która nakazywała przestrzegać adekwatnego związku słów z tym, co się za ich pomocą wyraża. Zabezpieczała ona przed popełnianiem nadużyć językowych w celu okłamywania ludzi. Teraz skutecznie wypiera ją zasada relatywizmu semantycznego. Im więcej w języku jest wieloznacznych wyrazów i możliwości żonglowania ich znaczeniami, tym lepiej nadaje się on do okłamywania odbiorców komunikatów w nim wyrażanych. Takim językiem jest język naturalny. Posługują się nim ludzie na co dzień, którzy tylko w czasie pracy zawodowej komunikują się za pomocą jeżyków sztucznych (specjalistycznych). Skoro tak, to każdy, kto komunikuje się werbalnie z innymi, jest potencjalnym kłamcą.
Język naturalny i kłamstwo są atrybutami gatunku ludzkiego. (Zwierzęta z natury raczej nie kłamią, chyba że ludzie nauczą ich tego, chociaż czasami wprowadzają w błąd swych opiekunów i wrogów.) Język, w którym nie przestrzega się zasady referencji sprzyja kłamcom, ale realnie kłamią oni z własnej woli i na własną odpowiedzialność.
Kłamliwe komunikaty
Język służy do formułowania komunikatów, z których czerpie się wiedzę i na podstawie których kształtuje się poglądy i opinie. Komunikaty zbudowane są ze zdań prawdziwych (niebudzących wątpliwości, pewnych), jawnie fałszywych, albo quasi-prawdziwych, tj. takich, które sprawiają wrażenie prawdziwych, chociaż kryją sprytnie zamaskowane kłamstwa i dlatego są najbardziej szkodliwe.
Formy i sposoby utajniania kłamstw w komunikatach zależą od tego, do jakich adresatów są kierowane. Do słabo wykształconych, mało doświadczonych i naiwnych wystarczą proste, a do mądrych i doświadczonych życiowo muszą być bardziej wymyślne.
Jednak władcy nie przestrzegają tej reguły. Zafascynowani zwycięstwem wyborczym, wyobcowani od społeczeństwa i pyszałkowaci - im mniejszy rozum, tym większa zarozumiałość - traktują podwładnych, jak idiotów.
Z tego względu, a także z lenistwa, stosują trywialne, ale doskonale sprawdzone w praktyce sposoby okłamywania społeczeństwa, zaczerpnięte od dwudziestowiecznych czołowych propagandystów nazistowskich i komunistycznych. Dzisiaj one zawodzą, ponieważ ludzie są lepiej wykształceni i uświadomieni politycznie niż wówczas.
Władcy nie wysilają się, by korzystać z arsenału sposobów komunikacji społecznej i technik propagandy, wzbogacanych dzięki postępowi nauki. (Pojawia się tu paradoks: naukowcy, którzy mają popularyzować prawdę, pomagają w popularyzacji kłamstw.) Myślą, że wystarczy jak najczęściej występować publicznie „na żywo” (mają czelność kłamać przed kamerami telewizyjnymi, czy twarzą w twarz), przyjmować sztuczne pozy dawnych „wodzów narodów” i małpować ich gesty, by masy uwierzyły w ich kłamstwa. To im się często udaje, zwłaszcza w akcjach wyborczych, ale kłamstwa polityków szybko wychodzą na jaw. Ludzie rozczarowują się i są ostrożniejsi.
Mądrość mas jest wrogiem władców. Dlatego starają się ogłupiać masy jak się da i jak najbardziej kamuflować kłamstwa. Na podstawie badań przeprowadzonych około trzydzieści lat temu przez historyka ekonomii Carlo Marii Cipolli, okazało się, że w każdej grupie ludzi była stała liczba głupców (ok. 80%). Ale zwiększa się ona proporcjonalnie do zmasowanego i globalnego ogłupiania - coraz więcej ludzi daje się zwodzić łgarzom i wierzy w ich oszustwa, bez względu na wykształcenie, poziom kultury czy uświadomienie polityczne. Potwierdzają to analizy wyników wyborczych.
Stereotyp kłamcy
W trakcie ewolucji kulturowej wytworzył się stereotyp, za pomocą którego odróżnia się kłamców od prawdomównych. Składają się nań twierdzenia wywiedzione z wielowiekowego doświadczenia życiowego: „Kto nie patrzy prosto w oczy rozmówcy, ten kłamie" (Czy te oczy - w domyśle: tak poczciwe - mogą kłamać?) i „Kto w czasie rozmowy rumieni się, albo poci, ten kłamie" itp. Ten stereotyp, sprawdzał się w czasach, kiedy kłamstwo było czymś moralnie nagannym, czym brzydzono się i wstydzono, a zdemaskowanie kłamcy dyskwalifikowało go, kompromitowało, skutkowało utratą autorytetu, groziło wykluczeniem i przeszkadzało w karierze zawodowej lub politycznej. Wstyd za kłamstwo dziedziczyło się z pokolenia na pokolenie. Kłamstwu towarzyszyły reakcje fizjologiczne w postaci podwyższonego ciśnienia, przyspieszenia tętna, pocenia się, czerwienia się itp. Wykorzystuje się to w wykrywaczach kłamstw. Jednak ten stereotyp dezaktualizuje się w miarę tego, jak kłamanie staje się nagminne, a kłamstwo - zjawiskiem normalnym, którego nikt się nie wstydzi. Dlatego wkrótce wariografy staną się bezużyteczne.
Nie tylko głupi dają się mamić
Jedną z cech człowieka jest łudzenie się, czyli marzenie lub wyobrażenie sobie czegoś, co zbudowane na podstawie przekonania lub fałszywej interpretacji rzeczywistości nie mieści się w obszarze faktów. Złudzeniem jest uważać za prawdziwe to, co faktycznie jest kłamstwem, liczyć na mało prawdopodobną realizację swoich wyobrażeń, oczekiwań, jak i na spełnienie składanych obietnic, zapewnień i przysiąg przez innych ludzi, nawet najbardziej zaufanych.
Złudzeniom ulega się dlatego, że ucieczka w krainę ułudy pomaga przeżyć trudne chwile, jest jakby odtrutką na toksyczne środowisko społeczne, stwarza nadzieję na lepsze życie, ułatwia adaptację będącą warunkiem przetrwania w coraz bardziej niebezpiecznym środowisku, czyni ludzi poniekąd szczęśliwymi i wzmacnia system immunologiczny w aspekcie biopsychospołecznym. Działa podobnie do narkotyku.
Oprócz złudzeń indywidualnych, wywodzących się z psychiki jednostek, są złudzenia zbiorowe, generowane przez środowisko kulturowe (religię, ideologię, naukę, sztukę, filozofię itp.) Wzmacniają one i utrwalają złudzenia jednostek („nie tylko ja temu wierzę”). Ze złudzeń zbiorowych biorą się mity, np. wolności, demokracji, sprawiedliwości, prawdy, sensu świata, życia i historii, uszczęśliwienia wszystkich, siły nadprzyrodzonej, pierwszej przyczyny, obiektywizmu, niezawodności, miłości bliźniego, dobra wspólnego, powszechnego dobrobytu, zrównoważonego rozwoju itd.
Drugą cechą człowieka jest zdolność i skłonność do samookłamywania, które umacnia łudzenie się na temat swojego wyglądu, zdrowia, wartości itp. Ludzie chętnie wierzą w kłamstwa o sobie głoszone przez pochlebców i zazwyczaj źle na tym wychodzą, jak kruk z bajki La Fontaine’a „Kruk i lis”. Obie cechy najsilniej występują u naiwnych i łatwowiernych. Oprócz głupców oni też dają się okłamywać.
Presja kłamstwa i cywilizacja zakłamania
Kłamcy są wszędzie - w każdej instytucji (organizacji), warstwie społecznej, niezależnie od wieku, zawodu, wykształcenia, majętności, stanowiska i pozycji społecznej. Różne są rodzaje kłamstw: od drobnych i niegroźnych w wymiarze indywidualnym lub lokalnym, głoszonych przez zwykłych ludzi, do wielkich i wysoce szkodliwych w wymiarze społecznym i globalnym, głoszonych przez przywódców wielkich państw.
Szczególną rolę w szerzeniu kłamstw odgrywają mass media podporządkowane rządzącej partii politycznej oraz ludzie zaufania publicznego, w szczególności politycy, o których mówi się, że tylko wtedy nie kłamią, gdy nie otwierają ust. W reżimach totalitarnych jest to zjawiskiem naturalnym.
Przeciwnicy indoktrynacji lub ogłupiania buntują się na różne sposoby. (Na przykład u nas w stanie wojennym masowo zapalano świeczki w oknach w czasie transmisji dziennika telewizyjnego.) W państwach demokratycznych uchodzi to mediom prywatnym, bo kłamstwa, szokowanie i plotki są skutecznym orężem w walce konkurencyjnej na rynku medialnym. Natomiast okłamywanie nie przystoi mediom publicznym, zobligowanym moralnie do podawania prawdziwych informacji. Jeśli politycy kłamią, głównie w telewizji, to dlatego, że kłamstwo jest ich ostatnim orężem w walce o utrzymanie się przy władzy i absolutne panowanie w quasi-demokratycznych państwach. Wierzą, że, jak dawniej, wielokrotnie powtarzane kłamstwa staną się prawdami. Nic podobnego, bo teraz ludzie godni zaufania-kłamcy są szybo demaskowani i przekształcają się w ludzi niegodnych zaufania.
Prawda ginie w morzu kłamstw, bo jedno zdanie prawdziwe o czymś można zastąpić nieskończoną liczbą zdań fałszywych (kłamstw). Dzisiejszy świat jest królestwem zakłamania - kłamstwo stało się plagą, a cywilizacja zakłamania eskaluje na cały świat. Zycie w warunkach nieustannej i narastającej presji kłamstw (w terrorze kłamstwa) zmusza człowieka do okłamywania ludzi i wiary w kłamstwa głoszone przez nich.
W wyniku ucieczki od racjonalności i krytycyzmu coraz więcej ludzi wierzy w zaklęcia lub kłamstwa ideologów, polityków, kapłanów, jasnowidzów, proroków, reklamotwórców, agentów handlowych i innych łgarzy. W warunkach tolerancji i przyzwolenia na głoszenie kłamstw oraz braku ostracyzmu w stosunku do kłamców kształtuje się zakłamane społeczeństwo. Można w nim do woli kłamać - łatwo, efektywnie, nieodpowiedzialnie i bezkarnie, a kłamstwo stało się narzędziem zapewniającym przetrwanie i normą społeczną, wyrażaną w imperatywach: „Kłamię, więc jestem”. „Kłam, żeby przeżyć", „Kłam, by się wzbogacić" itp. Zostaliśmy wtrąceni w pajęczynę kłamstw, z której nie ma szans wydostać się. Toteż stajemy się coraz bardziej zobojętniali na kłamstwa i ulegamy im. W 1935 r. Antoni Słonimski napisał „Czasy rozszalałego kłamstwa - rozpętanie kłamstwa - doszło do szczytu”. Niestety, pomylił się. Dopiero po siedemdziesięciu latach zaczęliśmy się zbliżać do tego szczytu i może wkrótce go zdobędziemy.
Wiesław Sztumski
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 5274
Stale słyszy się narzekania na władze centralne państwa i krytykuje się je za wszystko, co złego dzieje się w podległych im, bądź nadzorowanych przez nich, instytucjach świadczących usługi dla zwykłych ludzi. Wciąż posłowie różnych partii opozycyjnych domagają się dymisji premiera czy jakiegoś ministra, a niezadowolone z rządu masy społeczne - na domiar złego podburzane i organizowane przez cwaniaków pretendujących do władzy (czytaj: żłobu), zazwyczaj opłacanych przez obce agentury i finansistów zagranicznych żądnych nowych bogactw - chcą na drodze rewolucji obalać głowy państw, a nawet burzyć cały dotychczasowy porządek społeczny, albo ustrój polityczny.
Bezsensu ich działań dowodzą liczne fakty z dawniejszych czasów i współczesnych. Wcześniej lub później, a raczej wcześniej, masy uświadamiają sobie, że zostały oszukane przez swoich idoli i przywódców ideologicznych, że hasła, w imię których ponosili ofiary, okazały się zwykłymi manipulatorskimi pustosłowiami, obietnice - zwyczajnymi „obiecankami-cacankami” i że Rewolucja, jak Saturn, pożera własne dzieci, jak stwierdził Georges Danton. Tylko ta mądrość przychodzi za późno, kiedy już nie da się odwrócić biegu historii. A pomimo tego, masy nie wyciągają wniosków z tych przykrych lekcji historii i wciąż nowe pokolenia powtarzają błędy starych. Dlaczego tak jest, dlaczego ludzie stale ulegają złudzeniom i łatwo poddają się manipulatorom i podżegaczom?
Psychologowie społeczni z pewnością znają wiele przyczyn tego zjawiska. Tutaj ograniczę się tylko do trzech.Powszechna niewiedza o rzeczywistych przyczynach negatywnych zjawisk społecznych i o prawidłowościach historycznych. Po pierwsze, wynika ona z niedokształcenia wskutek złego nauczania w szkołach historii i wiedzy o społeczeństwie. Historię redukuje się faktycznie do historiografii, z czego niewiele ma się pożytku, bo daty szybko się zapomina, a przedmiot „wiedza o społeczeństwie” sprowadza się do nauki o strukturze i funkcjonowaniu społeczeństwa i państwa. Nie uczy o mechanizmach zjawisk społecznych.
Po drugie, masy społeczne są intencjonalnie, może też w jakimś stopniu nieświadomie, coraz bardziej ogłupiane przy pomocy środków masowej komunikacji. Robią to niejawne, ale realne grupy ludzi trzymających władzę, wśród których jest zapewne również wielu niedostatecznie wyedukowanych w zakresie nauk społecznych.
To ogłupianie polega na skrywaniu, albo przemilczaniu rzeczywistych i najważniejszych przyczyn ekonomicznych, których skutkami są różne kryzysy społeczne, polityczne, moralne, itp. I na eksponowaniu innych przyczyn drugorzędnych, albo ubocznych, a w każdym razie - nieistotnych.
Chodzi o to, by przekierować uwagę mas na fałszywe tropy.(Dlatego nieustannie zajmuje się ludzi bzdurnymi problemami: kto z kim romansuje, ile razy jakiś celebryta uprawia seks, itd.) W związku z tym, ludzie oburzają się na wszystko inne, a nie na to, co najważniejsze i na wszystkich innych, tylko nie na tych, którzy ich bezlitośnie wyzyskują i doprowadzają do rozmaitych stanów krytycznych: nędzy, bezprawia, amoralności, zdziczenia itp.
Cel jest oczywisty - jak najmniej zwracać uwagę na gospodarcze i polityczne determinanty wewnętrzne i zewnętrzne życia społecznego, a koncentrować się na dyrdymałach. Dlatego w programach telewizyjnych i w prasie eksponuje się przede wszystkim kwestie jak najodleglejsze od istotnych kłopotów życia codziennego miliardów ludzi.
Ta masowa głupota polityczna daje znać o sobie w ocenach pracy i niepowodzeń kolejnych rządów. Nieważne, z jakiej opcji partyjnej by się one nie wywodziły, nie są w stanie spełniać składanych obietnic wyborczych w sytuacji niekorzystnych obiektywnych i ogólnoświatowych uwarunkowań ekonomicznych, strategicznych i politycznych. Oczywiście, ważny jest też czynnik subiektywny, np. niekompetencja rządzących, ich niewiedza, zła wola itp., od którego zależy, w jaki sposób i w jakim stopniu mogą oni działać w ramach uwarunkowań zewnętrznych.
Na ogół sądzi się, że zastąpienie jednego przedstawiciela władzy przez innego rozwiązuje ten problem. Jednak w wielu wypadkach jest to iluzją, zwłaszcza wtedy, gdy aktyw partyjny, z którego wywodzi się elita władzy, w szczególności rząd, składa się z jednakowo niekompetentnych i niemyślących prospektywnie ludzi, a tak często się zdarza, głównie w tzw. młodych demokracjach.
Przecież o dojściu do władzy nie przesądza kompetencja ani merytoryczna, ani w kwestiach zrządzania, ani postawa moralna, lecz całkiem inne czynniki. O tym wielu ludzi wie, o czym świadczą komentarze do wiadomości zamieszczanych na stronach internetowych.* Tym bardziej wiedzą, a przynamniej powinni wiedzieć o tym politycy. A w takiej sytuacji wymiana jednego rządzącego na drugiego niczego nie zmienia - albo sprowadza się do karuzeli stanowisk, a niekiedy jest nawet zmianą na gorsze w myśl przysłowia „zamienił stryjek siekierkę na kijek”.
Uleganie pseudoautorytetom w efekcie celowego ogłupiania mas.
Manipulanci społeczni będący na usługach elit aktualnie panujących lub tych, które chcą rządzić w przyszłości, odwołują się do autorytetów odpowiednio dobieranych do swoich możliwości i potrzeb. Ich możliwości zależą od tego, jakimi kadrami i jakim zapleczem intelektualnym rozporządza dana organizacja, albo partia. A potrzeby są określone przez cele - trzeba takich autorytetów, żeby wzbudzały maksymalne zaufanie mas społecznych manifestowane w wyborach do władz, albo w bezkrytycznym odnoszeniu się do władzy – instytucji i jej reprezentantów. Cel jest nadrzędny w stosunku do innych kryteriów określających autorytety: ważne jest, by te autorytety skutecznie wspomagały manipulację.
Prawdziwe autorytety rzadko angażują się w politykę, bo im to nie jest potrzebne, nie chcą firmować swoim nazwiskiem ignorantów, ani popierać głupich idei, gdyż to uwłaczałoby ich godności i w konsekwencji zszargałoby ich autorytet. Tak więc do dyspozycji elit politycznych pozostają ludzie o autorytetach miernych i sztucznych, czyli pseudo-autorytety. Tacy, którzy chcą się pokazać i zaistnieć w mediach z różnych pobudek, ale raczej karierowiczowskich i komercyjnych jak i z próżności. Trudno się temu dziwić, ponieważ w naszej rzeczywistości ludzie nauki, sztuki, pisarze, piosenkarze itp. są powszechnie uznawani za autorytety dopiero wtedy, gdy zaistnieją w przestrzeni publicznej, tzn. kiedy ktoś o nich napisze, pokaże ich, lub w inny sposób nada im rozgłos za to, co w nich dobre, albo skandaliczne.
Co ciekawe, masy wierzą bardziej takim właśnie ludziom, aniżeli tym, którzy posiadają niekwestionowany autorytet. Chyba dlatego, że - w przeciwieństwie do prawdziwych autorytetów - oni są stale eksponowani.
Wielu władców uzurpuje sobie autorytet tylko z tytułu zajmowanego stanowiska, albo posiadania władzy nad innymi. Co gorsze, uważają się za autorytety we wszelkich dziedzinach. To są wyjątkowi głupcy - szkodliwi i niebezpieczni. Ale też cieszą się bezkrytycznym zaufaniem zbałwanionych mas, zwłaszcza, kiedy jest duża różnica między poziomem inteligencji takich ludzi a poziomem inteligencji reszty społeczeństwa. O powiększanie tej różnicy też dbają elity władzy, obniżając systematycznie poziom edukacji powszechnie dostępnej. Bowiem - trawestując znany aforyzm Kołłątaja - takie są rządy, jakie społeczeństwa wykształcenie i vice versa.
Inklinacja
- być może wrodzona - do szukania winy w innych ludziach, a nie w samym sobie (łatwiej bić się w cudze piersi!), w szczególności za źle funkcjonujący system zarządzania. Obwinia się tych, którzy nami rządzą i czyni ich odpowiedzialnymi za wszelkie nieprawidłowości oraz niepowodzenia. Jednak nikt nie zastanawia się nad tym, jak dalece może sięgać odpowiedzialność instytucji centralnych i osób stojących na ich czele. Teoretycznie i formalnie za niedociągnięcia personelu odpowiada przełożony, ale im liczniejszy jest personel, tym bardziej rozpływa się jego odpowiedzialność.
Czy ktoś sprawujący władzę na dużą skalę jest w stanie sprawdzać wszystkie podległe mu instancje i wszystkich swoich podwładnych? To jest absolutnie niemożliwe. Kontrola nie załatwia wszystkiego, choćby z tej racji, że trzeba by zbudować cały system kontroli, mnożyć jej stopnie i liczbę kontrolerów na każdym z nich: kontrola, superkontrola, kontrolerzy, kontrolerzy kontrolerów itd. ad infinitum. Rządzenie z konieczności musi opierać się na zaufaniu do podwładnych, a jeśli nie ufa się społeczeństwu, to przynajmniej trzeba ufać swoim kontrolerom.
Tymczasem w chorym państwie rządzący nie ufają nikomu, nawet swoim kolegom partyjnym. Wszystkich traktują podejrzliwie, jak potencjalnych przestępców. (Przypomina mi się podział społeczeństwa w czasach stalinowskich na tych, którzy siedzą w więzieniach i tych, którzy jeszcze nie siedzą, ale z pewnością będą siedzieć.)
W szczególności nasze społeczeństwo, choć nie tylko ono, cierpi z powodu braku zaufania ze strony rządzących i podejrzliwości. Wybrane w demokratycznych wyborach władze, które powinny cieszyć się zaufaniem wyborców, nie wiadomo dlaczego nie dowierzają im i wykorzystują coraz więcej instytucji i środków kontrolnych - jawnych i ukrytych - często z naruszaniem sfery prywatności.
A społeczeństwo tym samym odpłaca się władzy - również nie dowierza jej, co jest w dużym stopniu uzasadnione w wyniku niedotrzymywania składanych obietnic i nierealizowania programów przez instytucje państwowe. Cierpi na tym autorytet władzy.
Winne obie strony
W źle funkcjonującym państwie winni są rządzący i podwładni, czyli zwyczajni ludzie, ale w nie w takim samym stopniu. Z jednej strony winni są ci, którym brak kompetencji do zarządzania sektorami życia publicznego, jakie zostały im przydzielone w ramach podziału władzy państwowej lub administracyjnej i którzy nie mają żadnych podstaw do tego, by brać na siebie takie obowiązki. Niemniej jednak podejmują je, kierując się przerostem ambicji, albo chęcią robienia kariery.
W znacznie większym stopniu od nich winni są pośrednicy między nimi a jednostkami (masami), które zmuszone są korzystać z ich pośrednictwa i to tym bardziej, na im niższym szczeblu funkcjonują. (O nowej klasie pośredników-wyzyskiwaczy pisałem w „SN” Nr 11/2013 - Powszechne pośrednictwo, czyli nowa klasa wyzyskiwaczy ). Od funkcjonariusza władzy na szczeblach pośrednich - kierownika działu, urzędnika państwowego i samorządowego, policjanta, prokuratora, adwokata, sędziego, komornika itp. - który styka się bezpośrednio z petentem, zależy ocena całej władzy i dlatego na nim ciąży największa odpowiedzialność za funkcjonowanie systemu zarządzania państwem.
To dotyczy nie tylko urzędników państwowych, ale również nauczycieli, lekarzy, handlowców itp. ludzi bezpośredniego kontaktu.
Na przykład, nawet w najlepiej zorganizowanym systemie służby zdrowia jedna nieodpowiedzialna rejestratorka w przychodni, pielęgniarka, jeden nieodpowiedzialny lekarz, jeden urzędnik NFZ psuje funkcjonowanie całego systemu. Pacjenci nie oceniają systemu, bo najczęściej się na tym nie znają, tylko oceniają pracę konkretnych osób i na tej podstawie wyrażają swoje zadowolenie z systemu opieki zdrowotnej lub dezaprobatę. Tę jednostkową ocenę konkretnego zachowania się uogólniają na kolejne szczeble zarządzania i na cały system władzy. I żeby nie wiadomo, jak dobry był minister, to na nic nie zdają się jego starania, jeśli ma nieodpowiedzialnych ludzi na samym dole.
A z drugiej strony, winne są poszczególne jednostki - ogół społeczeństwa - które są coraz mniej odpowiedzialne i życzliwe dla innych. Normą społeczną stał się brak życzliwego traktowania drugiego człowieka, przede wszystkim petenta, pacjenta, pracownika, klienta - każdego, któremu świadczy się jakąś płatną usługę. Brakuje też dobrej woli ze strony urzędników, funkcjonariuszy państwowych i samorządowych, pracowników służby zdrowia, nauczycieli, pracowników wymiaru sprawiedliwości, policjantów itp. usługodawców. A ile cierpień, o których mass media codziennie informują, i zwykłych jednostkowych załamań i osobistych dramatów można by uniknąć, gdyby wczuwać się w położenie drugiego człowieka i kierować się w stosunku do niego zwykłą życzliwością i chęcią pomocy mu, a nie widzieć w nim intruza albo tzw. stronę. Za każdą przedstawioną w dokumentach, stroną, sprawą, petentem, klientem itd. kryje się konkretny człowiek osadzony w realiach kontekstu społecznego, własnego życia i własnych kłopotów.
O tym jednak zapominają ci, których charakteryzuje bezduszność, egoizm i własna wygoda. Dopiero pod presją środków przekazu masowego, interwencji poselskich oraz rzeczników praw obywatela, konsumenta, pacjenta, ucznia itp. próbuje się załatwiać różne sprawy, do których w ogóle nie powinno było dojść, gdyby w trakcie ich załatwiania i czytając odpowiednie dokumenty, uwzględniano czynnik ludzki i zwyczajnie po ludzku podchodzono do nich. Tak zresztą robi się w innych krajach bardziej zaawansowanych w budowie demokracji, gdzie laickie hasło „człowiek - to brzmi dumnie” i religijne przykazanie miłości bliźniego nie są tylko zapisami papierowymi, ani sloganami bez pokrycia, lecz kanonami i imperatywami moralnymi, praktykowanymi w realnym życiu codziennym - w pracy zawodowej i prywatnie.
Brak miłości i empatii
Mówi się, że cechą charakterystyczną współczesnej cywilizacji jest brak miłości i empatii - miłość zastąpił seks, a współczucie zastąpiła pogarda. Niemniej jednak zwalanie winy na współczesną cywilizację za nieżyczliwość i brak empatii jest wybiegiem mającym na celu usankcjonowanie bezdusznego i - nazwijmy to po imieniu - chamskiego odnoszenia się do innych. To nie warunki obiektywne, lecz czynniki subiektywne - kultura osobista i cechy osobowościowe decydują o tym, jak postępujemy i od nas samych zależy traktowanie drugiego człowieka w sposób przyjazny oraz chęć niesienia mu pomocy. Dowodzi tego doświadczenie historyczne, kiedy nawet w warunkach totalitaryzmu i zezwierzęcenia ludzie traktowali ludzi po ludzku, może nawet bardziej niż teraz.
Być może, przyczyn nieżyczliwości należy szukać w złym systemie edukacji, w którym wychowanków traktuje się zazwyczaj przedmiotowo i nie naucza się obowiązkowo etyki i kultury współżycia z innymi, albo w szerzeniu kultury masowej - tej szmiry z najniższej półki -podporządkowanej komercji, która szerzy pogardę dla człowieka i wyższych wartości humanistycznych, albo we własnym lenistwie i niechęci do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego.
Wiesław Sztumski
19 lutego 2014
* Oto jeden z wielu takich komentarzy: „Obecny model demokracji to … fikcja. „My wybieramy partie - tam zgraja cwaniaczków, złodziei i kombinatorów. Mają swoje autorytety - a to z ludu historycy, nauczyciele i inni. Ci ludzie to amatorzy - nie mają pojęcia o współczesnym świecie, o geopolityce, o gospodarce. Są manipulowani przez całą ... bandę profesjonalistów z wielkich korporacji - a tam nie ma amatorów - tam są ludzie, którzy kreują świat według ich potrzeb. Skutki widać - zamiast wolności w gospodarce mamy neoliberalizm - gospodarkę otwartą dla zachodnich korporacji i kłody rzucane pod nogi rodzimym firmom. Korporacje nie protestują - to nie ich problem. A u nas nawet politykierzy z pierwszych stron otwarcie powiedzą, że nasi przedsiębiorcy to szumowiny - a oni (politykierzy) umożliwiają im działalność!!!! Koniecznie trzeba zmienić system, w którym o naszych losach decydują politykierzy - nieudacznicy … takie kiwaczki, które budują, budują i nigdy nic nie zbudują (natomiast z całą pewnością zmarnują, wypłacą jako premię, lub ukradną). Musimy wybierac konkretne osoby - nie partie - nigdy nie wyjdziemy z tego goowna mając na górze tą zgraję ( nieważne czy to czy to z pisu, po, psl-u, Jak do polityki trafiają związkowcy - jeszcze gorzej - często to totalne ciołki. Jest jedna jedyna droga do dobrobytu - miejsca pracy. A prawda jest dla wielu przykra - tylko rozwój małych firm prywatnych prowadzi do rzeczywistego rozwoju gospodarki. Oczywiście nikt ich nie lubi - tam nie ma zbędnego zatrudnenia, i tam nie można kraść. Co więcej... tam trzeba pracować. W polsce powstanie takich firm jak apple - czyli dwóch ludzików składających pierwsze kompy w garażu jest niemożliwe.... wcześniej by zbankrutowali z powodu zusu, urzędu skarbowego i kasy fiskalnej ( pierwsze modele zanosili wprost do sklepów.)”
Komentarz internauty „~lotri” z dn. 17.02.2014 - pisownia oryginalna; http://biznes.onet.pl/nauczycielskaekstrastawka,18563,5604014,1,prasa-detal)
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 4631
O tym, że współczesny świat jest coraz bardziej przewrotny, pisałem kilka lat temu (Zniewolenie prawdy „SN”, Nr 2, 2009). Przypomnę najważniejsze konstatacje, jakie tam zawarłem.
Po pierwsze, wskutek znacznego przyspieszenia tempa życia wyobrażenie o normalności zmienia się o wiele szybciej niż przedtem.
Po drugie, szybko postępuje rotacja wartości etycznych – coraz inne zajmują najwyższe miejsca w hierarchii wartości, w zależności od zmieniającej się mody i kontekstu społecznego.
Po trzecie, efektem relatywizacji etyki jest odwracanie wartości, tj. substytucja ich przez wartości dokładnie przeciwstawne, czyli antywartości.
Dzięki temu powszechne stało się żonglowanie wartościami, czyli przysłowiowe odwracanie kota ogonem, i zacieranie się ostrych granic między wartościami opozycyjnymi, np. między dobrem a złem, sprawiedliwością a niesprawiedliwością, bohaterstwem a tchórzostwem itd.
Na fundamencie antywartości etycznych, estetycznych itp., wznosi się antykultura oraz świat odwrócony w stosunku do uznawanego tradycyjnie za normalny – świat przewrotny. Nie tylko wartości są odwracane, ale również znaczenia pojęć, między innymi pojęcia prawdy i fałszu.
Oszuści zglobalizowani
Trudno dziś odróżnić kłamstwo od oszustwa, ani kiedy ktoś mówi prawdę, a kiedy celowo wprowadza w błąd. Co gorsze, więcej jest oszustów i blagierów, aniżeli ludzi prawdomównych. W dzisiejszym świecie, oszustwo stało się normą powszechną i uprawiane jest w wymiarze globalnym w relacjach międzyludzkich. Wobec tego stwierdzam teraz z przykrością, że współczesny świat jest nie tylko przewrotny, ale w nie mniejszym stopniu oszukańczy.
Oszustwo zawsze było w świecie i stale byli ludzie zawodowo uprawiający je, jak magicy, wróżbici, prorocy i im podobni, a także amatorzy, którzy profesjonalnie oszukują innych, na przykład klientów kasyn i uczestników gier lub zawodów hazardowych. I zawsze ludzie dawali się oszukiwać przez innych, nieraz chętnie i na własne życzenie, a i sami się oszukiwali (znane jest zjawisko samookłamywania się). A więc nie jest to nic nowego. Oszustów było stosunkowo mało, działali oni w warunkach lokalnych i dlatego niewielu ludzi padało ich ofiarami. Oprócz tego oszustwo, zwłaszcza przynoszące straty materialne, było uznawane za niemoralne spotykało się z powszechną dezaprobatą społeczną. W przeciwieństwie do tego, oszustwo skutkujące stratami duchowymi oceniane było jak przejaw naiwności albo głupoty.
Teraz jest diametralnie inaczej. Oszustwo stało się zjawiskiem powszednim, masowym oraz o zasięgu globalnym, a oszustów i oszustwa jest w świecie równie wiele, co kłamców i zakłamania. Ich liczba ciągle wzrasta, a każdy z nich dokonuje coraz więcej oszustw. W związku z tym oszustwo szerzy się, zatacza coraz szersze kręgi i rozwija się zgodnie z modelem bifurkacyjnym: jeden oszust generuje wielu innych oszustów, a każde oszustwo – wiązki innych oszustw. W konsekwencji, ofiarami oszustw podają miliony ludzi. Spotyka się ich na każdym kroku, niezależnie od pozycji społecznej, zawodu, sprawowanych funkcji oraz konfesji i niemal w każdej chwili. Atakują i kuszą swoje potencjalne ofiary za pomocą wszystkiego, czym się da - ogłoszeń, reklam, prasy, telewizji, telefonów Internetu itd. i na wszelkie możliwe sposoby.
Nie ma dnia, żebym nie odbierał wiele e-listów i telefonów od oszustów i nie musiał oglądać w telewizji i Internecie reklam proponujących darowizny w postaci milionów dolarów, zysk wynikający ze zmiany operatora telefonii, zakup pakietów rzekomo darmowych, intratne lokaty bankowe, niskooprocentowane pożyczki, rozmaite tańsze ubezpieczenia, darmowe prezenty wręczane na spotkaniach komercyjnych, darmowe obiady na wycieczkach, bezpłatne badania lekarskie przez jakieś firmy, które nie mają niczego wspólnego z medycyną, lecz zajmują się sprzedażą „cudownych” urządzeń leczniczych za grube pieniądze itp.
Jestem przekonany, że nie jestem wyjątkiem. A cel jest wspólny: zdobyć dane osobowe, numer konta i oszukać łatwowiernego człowieka, zwłaszcza starego, który nie jest w stanie doszukać się w umowach niuansów niekorzystnych dla siebie. Zresztą oszukiwać dają się również ludzie umysłowo sprawni i krytyczni, ponieważ po pierwsze, umowy pisane są tak, żeby to, co najważniejsze sformułowane było niezrozumiale, kryło w sobie pułapki prawne, albo nie dało się odczytać (tekst zamazany i pisany bardzo małą czcionką), a po drugie, poddani są zmasowanym i natrętnym atakom oszustów z różnych stron i branż oraz podszywających się pod ludzi godnych zaufania.
Intratny proceder
Oszust nie liczy się z nikim i z niczym, działa bezwzględnie i przebojowo. No cóż, dawno temu mawiano „Dla pieniędzy świat się podli, za pieniądze ksiądz się modli”, a obecnie to powiedzenie jest jeszcze bardziej na czasie. Oszustwo jest zajęciem dostatecznie intratnym dla tuzinkowych oszustów, dla których stanowi źródło utrzymania i którzy ten proceder uprawiają zawodowo pracując w różnych firmach, które zlecają im zdobywanie klientów na drodze oszustwa. Jest to również zajęcie nader popłatne oraz przynoszące fortuny niezawodowym oszustom – rekinom finansowym i elitom „wybrańców”, czy elitom władzy, żądnych bogactw.
A co najgorsze, jedni i drudzy oszukują bez skrupułów oraz żenady i przeważnie za przyzwoleniem prawa, kanonów wiary, w zgodzie z własnym sumieniem i niestety, poniekąd też przy aprobacie mas społecznych lub nikłym i mało skutecznym oporze z ich strony. Coraz trudniej ustrzec się przed nimi i nie dać się złapać w zastawiane przez nich sidła i pułapki. A jak ktoś przez nieuwagę wpadnie i np. podpisze jakąś oszukańczą umowę, to - jak dowodzi życie - nie ma już wyjścia. Jest po prostu „ugotowany” i nie pozostaje mu nic innego, jak tylko „kwiczeć i płacić”, ponieważ sam sobie jest winien.
Czy naprawdę sami jesteśmy winni oszustw dokonywanych na sobie? Nie jestem zbytnio przekonany o tym. Chyba, że winni jesteśmy wyborowi takiej a nie innej władzy i parlamentu; tego, a nie innego ustroju; że współtworzymy społeczeństwo oszustów; że przyszło nam żyć w przewrotnym świecie, gdzie antywartości górują nad wartościami itd. - a więc temu, co formalnie jakby od nas zależy, a na co praktycznie nie mamy żadnego liczącego się wpływu, nawet w demokracji.
Jeśli ktoś dostanie się w szpony oszustów, to albo jego konto bankowe zostanie opróżnione przez kogoś innego, albo ktoś zaciągnie kredyt na jego konto, albo wpadnie w inne tarapaty finansowe. A w przypadku niespełnienia żądań finansowych od razu uruchamia się machina windykatorów, komorników i sądów i tylko nielicznym w wyniku mozolnych czasochłonnych i skomplikowanych zabiegów udaje się wyjść z opresji i nie ponosić strat.
Działalność oszustów jest całkowicie bezkarna i nielimitowana żadnymi nakazami i zakazami prawnymi (tylko rezultaty działania oszustów w formie oszustwa zwykłego, komputerowego, kredytowego, kapitałowego, ubezpieczeniowego i podatkowego - dokonane i udowodnione - podlegają karze na mocy kodeksu karnego), obyczajowymi, ani normami religijnymi i towarzyskimi.
Na piedestale, poza prawem
Oszust uchodzi niekiedy za bohatera, bywa ozdobą salonów, często czyni się z niego celebrytę; ceniony jest przez wielu ludzi za spryt i przebiegłość, a nawet stawiany za wzór osobowy, godny naśladowania dla tych, którzy chcą szybko wzbogacić się kosztem innych. A w razie czego (jakiejś wpadki) zawsze potrafi się wybronić, bo stać go na opłacanie znakomitych adwokatów i przekupywanie świadków. Poza tym, oszustów wiąże jakaś solidarność zawodowa; funkcjonują oni w układach nieformalnych i wzajemnie wspierających się. Tworzą swego rodzaju sieć pajęczą, która zagęszcza się, umacnia, rozprzestrzenia i powiększa swoje rozmiary.
Oszustwo stało się nie tylko wyróżnikiem teraźniejszych relacji międzyludzkich, ale utworzyło nowy swoisty rodzaj tych relacji - relację wzajemnego oszukiwania się. Cechami charakterystycznymi dla tej relacji są wzajemność i asymetria. Oszustwo rodzi chęć odwzajemnienia się lub zemsty. Kto został oszukany, stara się zrewanżować i odreagować, a może zemścić się oszukując tego, kto go oszukał, albo kogoś zupełnie innego. Zgodnie z zasadą wzajemności, jeśli państwo oszukuje swych obywateli, to oni również oszukują państwo, jeśli pracodawca oszukuje pracowników, to oni też starają się go oszukiwać itd. W ten sposób powstają łańcuchy oszukujących się nawzajem oszustów. Są one dodatkowym elementem sieci oszustwa.
Pętla oszustw zacieśnia się na szyjach ludzi coraz bardziej. Zaś asymetria oszustwa polega na tym, że zazwyczaj jeden oszukuje drugiego bardziej, oraz że udane drobne oszustwa zachęcają do coraz większych oszustw – ich rozmiar stale wzrasta, tak jak entropia w układach termodynamicznych.
Oszustwo we krwi
Skala oszustw jest proporcjonalna do pozycji zajmowanej w hierarchii społecznej lub w systemie zarządzania i władzy. Największych oszustw dokonują ludzie zajmujący najwyższe stanowiska - opinia publiczna dowiaduje się o ich oszustwach dopiero po ujawnieniu afer na wielką skalę. Wiele z nich jest zresztą skrywanych.
Ale najbardziej dokuczliwi są drobni oszuści, tacy na co dzień i na mniejszą skalę. Pierwszych jest niewiele, a ich liczba jest mniej więcej stała. Natomiast drugich są miliony, a ich liczba wzrasta. Tak więc fala oszustw dociera do ludzi zarówno z wyżyn, jak i z nizin społecznych. Oszukują politycy, ministrowie, propagandziści, ideolodzy, reklamotwórcy, dziennikarze, kapłani, ajenci, sklepikarze itp., a nawet różni eksperci (np. ostatnio z komisji badającej katastrofę lotniczą pod Smoleńskiem) i niektórzy ludzie nauki.
Ci ostatni, chcąc robić karierę dzięki ludziom „trzymającym władzę”, angażują się w oszukańcze akcje wyborcze na ich rzecz albo firmują swym nazwiskiem i wizerunkiem ich oszustwa.
Niemały udział w oszukiwaniu mas mają różni celebryci. Ci oszukują albo bezpośrednio i rozmyślnie uczestnicząc w imprezach masowych dla różnych celów politycznych i światopoglądowych, albo pośrednio - dając się (za odpowiednim wynagrodzeniem) wykorzystywać w reklamie. A ludzie ufają im, wszak to ich ulubieńcy i nie podejrzewają o świadome wprowadzanie w błąd swoich fanów.
Politycy i inni ludzie cieszący się społecznym zaufaniem oszukują dla pieniędzy, za pieniądze, dla kariery, w obronie ideologii i światopoglądu, albo ze zwykłej chęci dominacji – jedni mniej, drudzy więcej. A przychodzi im to tym łatwiej, im większy mają posłuch, prestiż lub autorytet. Oszustwo weszło im już w krew do tego stopnia, że oszukują nie czerwieniąc się i bez mrugnięcia oka patrzą z wyrazem niewiniątka prosto w oczy swym ofiarom.
Oszustwo jakby weszło w modę. Jednym pomaga żyć, drugim przeszkadza, a pozostali odnoszą się do niego obojętnie. Stało się ono normą w relacjach między ludźmi, instytucjami, organizacjami, partiami itd. Przekształciło się w ważki, powszechnie używany i skuteczny oręż w walce konkurencyjnej, toczonej w rozmaitych sferach życia społecznego i na różnych płaszczyznach, w różnych celach i z różnych powodów. Być może, jest ono jednym ze sposobów na przeżycie w przewrotnym świecie, gdzie zasada „miłuj bliźniego” ustępuje miejsca antyzasadzie „oszukuj bliźniego” i dlatego zostało podniesione niemal do rangi (anty)cnoty etycznej. Sieć oszustwa oplata coraz więcej ludzi, którzy stają się ofiarami oszustów pojedynczych oraz zorganizowanych w gangi. I nie sposób będzie wyrwać się z niej.
Wiesław Sztumski
2 października 2013