Informacje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3516
W siedzibie Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego 11.06.13 odbyła się interdyscyplinarna konferencja nt. Polska szkoła socjologii historycznej i historii gospodarczej: Witold Kula, Marian Małowist. Jej organizatorami byli: PTE oraz Le Monde Diplomatique - edycja polska przy współpracy z Fundacją im. Róży Luksemburg.
W pierwszej części konferencji, będącej de facto refleksją historyczno-gospodarczą, rozpatrywano dorobek i aktualność poglądów Witolda Kuli oraz Mariana Małowista – zapomnianych w Polsce (bo nie na świecie, jak podkreślali paneliści) historiografów, których poglądy przywraca w dyskursie ekonomiczno-historycznym obecny kryzys. O profesorze Witoldzie Kuli mówił jego syn, prof. Marcin Kula (Instytut Historyczny UW), natomiast sylwetkę i dorobek Mariana Małowista przedstawiał prof. Henryk Szlajfer (Centrum Studiów Latynoamerykańskich UW).
Jak podkreślano, historia gospodarcza, którą zajmowali się obaj naukowcy, dzisiaj umarła. Stąd nazwiska Kuli i Małowista są tak mało znane, choć ich badania nad źródłami nierówności na świecie, czy światowym podziałem pracy zachowują ciągle aktualność.
Mówiła o tym także dr Anna Sosnowska-Jordanovska (Ośrodek Studiów Amerykanistycznych UW), porównując poglądy obu naukowców na zewnętrzne i wewnętrzne uwarunkowania niedorozwoju Europy Wschodniej, co wywołało nigdy nie gasnącą dyskusję na temat źródeł naszego zacofania, nb. przerabianą już w Polsce w latach powojennych. Prelegentka przypomniała m.in. , że Witold Kula porównywał Europę Wschodnią z Ameryką Południową , a system niewolniczej pracy na plantacjach z wyzyskiem na polskich folwarkach. Gdyby nie wprowadzenie socjalizmu – kraje Europy Wschodniej rozwijałyby się podobnie do państw Ameryki Południowej. Według W. Kuli, kapitalizm w Polsce miał charakter kolonialny (feudalny), socjalizm natomiast był nieudaną próbą modernizacji. Nieudaną, bo wraz z modernizacją gospodarczą nie udało się wprowadzić zmiany stosunków społecznych.
Zbigniew Marcin Kowalewski (Le Monde diplomatique) podkreślił, iż w Polsce zniewolenie chłopów było ogromne - nieznane w Europie Zachodniej. Nad chłopstwem klasa feudalna sprawowała silną kontrolę, co zahamowało możliwości rozwojowe i spowodowało zacofanie aż do do XIX w. W swej istocie, system pańszczyzny w Polsce był systemem niewolniczym.
W drugiej części sesji rozpatrywano wpływ Witolda Kuli i Mariana Małowista na debaty o historii i współczesności kapitalizmu w Polsce i na świecie.
O odwiecznych peryferiach i historycznym oraz współczesnym miejscu Polski w kapitalistycznej gospodarce-świecie mówił dr Jan Sowa (Instytut Kultury UJ). Przywoływał teorie modernizacji, ale i historię Europy prowadzącą do przeszłych i obecnych podziałów, m. in. wpływ imperium rzymskiego, ekspansję Rosji i Karolingów. Przypomniał też, że na trwale od XV-XVI w. granicą podziału Europy na Wschód i Zachód była Łaba. Uzależnienie Wschodu od Zachodu nie było czystym kolonializmem, ale wynikało z „przekleństwa zasobów naturalnych”, w które bogaty był Wschód. O ile w XVI w. na Zachodzie kształtował się kapitalizm, to na Wschodzie w tym czasie istniały inne formy własności książęcych.
W Polsce rozwój gospodarki był dodatkowo hamowany wskutek postawy szlachty, która nie chciała zajmować się handlem - wyręczali ją w tym kupcy holenderscy i inni. Nowoczesność w Polsce pojawia się jako siła obca, antagonistyczna, jest nie do końca „nasza”. Agraryzm, w którym trwaliśmy przez wieki, przełamany został dopiero w PRL reformą rolną wprowadzoną dekretem PKWN, czyli – według dzisiejszych ocen – też obcych. Z peryferyjności Wschodu wyrwała się tylko Rosja w XX w. I stała się centrum.
Niektórzy uważają, że Polska w latach 90. awansowała z pozycji peryferyjnych do półperyferyjnych. Ale jeśli tak jest, to jednak pozostał problem kosztów tego awansu, skoro dzisiaj Polska eksportuje – jak 500 lat temu – głównie tanią siłę roboczą. Jak zatem tu mówić o postępie? Zajmujemy trwałą pozycję na peryferiach, stąd konieczne staje się przemyślenie naszej historii jako historii formowania się kapitalizmu. Dziś, z perspektywy historii świata, mamy pierwsze doświadczenie bycia „trzecim światem”.
Z tymi tezami współbrzmiał niezwykle interesujący referat Jarosława Urbańskiego, socjologa z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza z Poznania - „Transformacja i ruchy społeczne po 1989 roku w perspektywie analizy systemów-światów”. Mówca dokonał interesującego porównania zmian sytuacji robotników w Chinach i Poznaniu, wychodząc od historii proletariatu na świecie po 1920 roku uwzględniając cezury: 1945-1989 roku i przypominając, że odpowiedzią na konflikty był fordyzm ( po 1945), a po 1989 – neoliberalizm.
Przedstawiając zmiany sytuacji klasy robotniczej w Chinach począwszy od czasów Mao Tse tunga wskazał, że zmiany w położeniu robotników nie są związane z danym państwem, ale mają charakter uniwersalny, związany z kapitałem. Otóż w Chinach po 1989 r. zwolniono 30 mln robotników, tzw. starej klasy robotniczej, z obszaru północno-wschodniego (dawnego przemysłu), po czym zatrudniono 200-230 mln ludzi - ale już na terenach południowo-wschodnich. Tworzą oni tzw. nową klasę – są to głównie kobiety, chłoporobotnicy, osoby migrujące, głównie na umowach śmieciowych. Po 2008 r. 15% z nich pozostaje bez pracy.
Sytuacja robotników z nowej klasy jest zupełnie inna niż kilkadziesiąt lat temu robotników starej klasy – ci współcześni, zamieszkując w hotelach robotniczych, nie mają pełnych praw obywatelskich i socjalnych w mieście, gdyż pozostają zameldowani na wsi (i co pewien czas, aby nie utracić meldunku, muszą tam wracać). M. in. z tego powodu wzrasta liczba konfliktów społecznych.
A jak wyglądają zmiany położenia klasy robotniczej w tym samym okresie np. w Poznaniu? W fabryce H. Cegielskiego z 20 tys. zatrudnionych zostało tylko 550 osób, gdyż u Cegielskiego od paru lat nie produkuje się już silników. W Poznaniu i w jego okolicach natomiast pojawiły się takie globalne firmy jak Volkswagen, MAN, Solaris, które zatrudniają ok. 10 tys. osób, nie licząc kooperantów i mniejszych fabryk. Od 2001 r. zatrudnienie w przemyśle motoryzacyjnym wzrosło dwukrotnie, robotnikami są ludzie młodsi i dojeżdżający, co też rodzi konflikty. Ale o ile stara klasa robotnicza rozwiązywała konflikty poprzez strajk, obecna stosuje inne formy walki.
W systemie neoliberalnym liczono, że dokona się kompletna dekonstrukcja ruchu robotniczego, klasowego, masowego. Stało się odwrotnie. Dynamika protestów zmienia się, a wniosek jest jeden - za kapitałem podąża konflikt – widać to zwłaszcza w Bangladeszu i w Chinach. Za wzrostem walk klasowych idzie wzrost płac, stąd produkcja z Chin zaczyna wracać do USA i Europy, co może zmienić oblicze dzisiejszej gospodarki globalnej. To, co się dzieje np. w Bangladeszu będzie wkrótce i w Grecji, i Portugalii, i gdzie indziej.
Dopełnieniem omawianych tematów były dwa wystąpienia: dr. Andrzeja Nowaka (Instytut Filozofii UAM), który mówił o metrologii Witolda Kuli, czyli ekonomii politycznej miary oraz Grzegorza Konata (Instytut Badań Rynku Konsumpcji i Koniunktur), przedstawiającego analizę obecnej polityki gospodarczej Niemiec, czyli nowego europejskiego merkantylizmu.
W sumie było to jedno z bardziej interesujących intelektualnie spotkań. Zarówno z uwagi na zaniechaną w Polsce dziedzinę (historię gospodarczą), jak i interdyscyplinarność oraz wielopokoleniowość uczestników, a także wielość reprezentowanych ośrodków naukowych, co stało się powodem ożywionej dyskusji merytorycznej, jakich w ostatnich latach brakuje.
Anna Leszkowska
Pełny zapis konferencji ukaże się na stronie PTE – www.pte.pl
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3496
Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Alterum - Ośrodek Badań i Analiz Systemu Finansowego oraz Centrum Prawa Bankowego i Informacji zorganizowały 10. 10.14 w Warszawie konferencję dotyczącą reprezentacji polskich interesów gospodarczych w Unii Europejskiej.
Na konferencji zaprezentowano wyniki międzynarodowego projektu badawczego Eurolob II nt. lobbingu w UE, w którym brali udział prof. Krzysztof Jasiecki (IFiS) i prof. Urszula Kurczewska (SGH).
Projekt "Eurolob II" to międzynarodowe badania nad reprezentacją interesów gospodarczych w UE, zainicjowany i organizowany przez Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu w Mannheim.
Jego kierownikiem jest niemiecka profesor Beate Kohler-Koch, jedna z najbardziej znanych badaczek integracji europejskiej.
Eurolob II, (będący kontynuacją Eurolob I), charakteryzuje działania podejmowane przez organizacje pracodawców i duże firmy na forum instytucji UE w perspektywie porównującej Francję, Niemcy, Polskę i Wielką Brytanię. Rozpatrywane są zasoby, formy aktywności, narzędzia i instrumenty, a także wzory kooperacji analizowanych grup aktorów gospodarczych z państw objętych badaniem, które zostało przeprowadzone w okresie marzec-wrzesień 2012 r.
Prof. Jasiecki, przedstawiając uwarunkowania przeprowadzanego badania podkreślił, iż w porównaniu do poprzedniej jego edycji, było ono przeprowadzane w zmienionej politycznie i gospodarczo UE. Europa zmagała się z kryzysem finansowym i gospodarczym, problemami z polityką środowiskową i energetyczną. Tworzyła się unia bankowa i fiskalna, toczyły się rozmowy o największym w historii pakcie transatlantyckim TTiP, rozważano model Europy wielu prędkości i reindustrializację naszego kontynentu.
Na tym tle wyraźnie było widać, że środowiska gospodarcze działają inaczej niż polityczne, inna jest logika wpływu, a inna – logika członkostwa. W przypadku środowisk gospodarczych okazuje się – jak to ujął na wstępie prowadzący konferencję prof. Andrzej Rychard – że interesy mają jednak narodowość. Jak Polacy sobie radzą w tej nowej sytuacji na forum unijnym?
Otóż z badań (ale i obserwacji) widać, że polski lobbing jest spóźniony – zwykle budzimy się „po obiedzie”. Wynika to po części:
- z braku pieniędzy w organizacjach biznesowych,
- dystansu geograficznego (trudniej dojechać do Brukseli z Warszawy niż z Paryża, Londynu czy Berlina),
- kultury politycznej (Polacy preferują lobbing publiczny),
- dysfunkcjonalności krajowego systemu reprezentacji interesów (czyli braku dialogu społecznego),
- cech strukturalnych (dominacja w Polsce interesów firm zagranicznych).
A generalnie – jest to wynik przesunięcia fazowego w tworzeniu kapitalizmu w Polsce.
Prof. Kurczewska podkreślała, iż polskie organizacje lobbingowe są niewielkie i młode stażem, niebogate, a ponadto 80% z nich to organizacje sektorowe – tylko 8 z nich ma charakter horyzontalny (dlatego skoncentrowane są na dbałość o własny interes). Brak pieniędzy na uprawianie lobbingu wynika z faktu, że ich źródłem finansowania są wyłącznie składki członkowskie (jednak nie wykorzystują w tej sytuacji Internetu, choćby do konsultacji online). Stąd też polscy lobbyści najczęściej kontaktują się z urzędnikami średniego i niższego szczebla KE i PE (czy politykami z Polski) 1-2 razy w roku. Kontaktów z Radą UE praktycznie nie ma, natomiast są dobre kontakty z europejskimi organizacjami pozarządowymi. Generalnie – polskie organizacje lobbystyczne są na wczesnym etapie budowania strategii działania.
Interesujące spostrzeżenia odnośnie aktywności legislacyjnej polskich europosłów w VII kadencji PE przedstawili członkowie Alterum – prof. Stanisław Kasiewicz i dr Lech Kurkliński.
Zalewają nas regulacje unijne, których skutków dla kraju nie umiemy przewidzieć – mówił prof. Kasiewicz. - Około 75% ustawodawstwa polskiego to implementacja dyrektyw unijnych, co będzie odczuwane w Polsce za 5-10 lat, kiedy pojawią się inne strategie i modele biznesowe. Ten zalew prawa unijnego to najsłabsze ogniwo procesu legislacyjnego w Polsce.
Polska kopiuje ustawy unijne lub jest nadgorliwa w ich implementacji (przykład – rynek farmaceutyczny), a jednocześnie z opóźnieniem wprowadza akty prawne dotyczące OZE. Trzeba mieć na uwadze, że akty prawne UE w znacznym stopniu odnoszą się do bogatych państw i korporacji, a nasze priorytety nie zawsze są zgodne z ich interesami.
Wydaje się, że nasz pomysł na Unię to: wyrwać kasy tyle, ile się da, trzymać stopę w drzwiach i jechać jak najdłużej na gapę. To nie jest dobra długoletnia strategia. Mamy coraz więcej urzędników i polityków w unijnych władzach i to na coraz wyższych stanowiskach. Ale w jakich instytucjach i obszarach wykazujemy największą aktywność legislacyjną? Niestety, nie tam, gdzie rozważa się najważniejsze sprawy - gospodarcze i finansowe – tam naszych posłów jest najmniej, bo tam potrzebne są kompetencje. A gdzie jest najwięcej? – w najmniej ważnej komisji spraw zagranicznych!
W VIII kadencji też cieszy się wielką popularnością komisja praw człowieka, choć to nie PE kreuje politykę zagraniczną. Nasi europosłowie wybierają jednak obszary polityczne, gdyż tu każdy śpiewać może, tutaj nie trzeba mieć dobrego przygotowania merytorycznego. Dość wspomnieć, że na 240 wystąpień tylko 8 dotyczyło TTIP. Skutki braku profesjonalizmu europosłów to przyjecie przez Polskę choćby uregulowań odnośnie banków spółdzielczych.
W dyskusji, jaka się wywiązała po wystąpieniach głównych panelistów podkreślano, że słaba pozycja polskich organizacji lobbingowych wynika m.in. z faktu, iż rząd – mający mocniejszą pozycję na arenie unijnej i większe niż te organizacje umiejętności, nie dostarcza im twardych danych. Środowiska przedsiębiorców potrzebują silniejszej współpracy z rządami, bo silne firmy dają sobie radę, natomiast mniejsze – które są bardziej narodowe, a mniej branżowe – znajdują się w gorszym położeniu (Witold Michałek, BCC).
Prof. Elżbieta Mączyńska (PTE) z kolei podkreślała, że reprezentacja interesów Polski w świecie jest bardzo słaba, a placówki dyplomatyczne nie spełniają swojej roli w obszarze gospodarczym, nie pomagają przedsiębiorcom, gdyż obsadzane są z klucza politycznego. A żeby reprezentować interesy gospodarcze państwa, to trzeba je znać.
Czujność urzędników i europosłów osłabiają też ich wysokie uposażenia (nieobarczone wymaganiami), które parlamentarzyści przeznaczają częściej na drogie garnitury niż na merytoryczne analizy.
Obserwujemy ponadto zanik kultury myślenia strategicznego, co widać choćby na przykładzie TTIP, umowy, której konsekwencje dla gospodarki mogą być ogromne.
Co zatem robią polscy parlamentarzyści w UE? Może powinni się przed nami rozliczać ze swoich działań?
W podsumowaniu, prof. Rychard zadał kilka pytań, będących szerszą refleksją z dyskusji: Czy istnieją w dzisiejszej UE interesy narodowe? Za pomocą jakich mechanizmów je się rozpoznaje? 10 lat temu bowiem wszystko było jasne: demokracja – rynek - UE. Dziś wszystko ulega rozmyciu. Jak zatem na nowo nadać sens tym pojęciom? Wydaje się, że tutaj świadomość interesu narodowego jest kluczowa.
Spotkanie optymistycznie jednak zakończyła prof. Mączyńska, cytując „nieuczesaną” myśl Stanisława Leca: Wolę napis „wstęp wzbroniony” niż „wyjścia nie ma”.
Anna Leszkowska
- Autor: Marta Angrocka-Krawczyk
- Odsłon: 2883
W Europie występuje obecnie 12 tys. obcych gatunków. Około 15% z nich to gatunki inwazyjne, a ich populacja szybko się rozrasta w wyniku zwiększonej wymiany handlowej i rozwoju turystyki.
Komisja Europejska przygotowała nowe przepisy, które mają powstrzymać postępujące zagrożenie ze strony gatunków inwazyjnych i zaradzić powodowanym przez nie szkodom.
Projekt przepisów jest odpowiedzią na narastające problemy wywołane zadomowieniem się tych inwazyjnych gatunków obcych. Są to problemy:
- ekonomiczne – co roku inwazyjne gatunki obce powodują w Europie straty o
wartości co najmniej 12 mld euro wynikające z zagrożeń dla zdrowia ludzkiego (np. niebezpieczny gatunek osy vespa velutina, czy azjatycki komar tygrysi, który roznosi choroby śmiertelne), ze szkód w infrastrukturze (np. rdestowiec ostrokończysty, który uszkadza budynki) oraz ze strat w płodach rolnych (np. nutrie, które niszczą uprawy)
- ekologiczne – inwazyjne gatunki obce mogą spowodować poważne straty w
ekosystemach i doprowadzić do wyginięcia gatunków, które są konieczne do
utrzymania równowagi w naszym środowisku naturalnym. Na przykład, czeremcha amerykańska w poważnym stopniu zakłóca funkcjonowanie ekosystemów leśnych, a wiewiórka szara wypiera rodzimą wiewiórkę pospolitą. Inwazyjne gatunki obce są drugą najpoważniejszą przyczyną utraty różnorodności biologicznej na świecie po utracie siedlisk.
- polityczne – wiele państw członkowskich już teraz musi przeznaczać duże kwoty na walkę z tym problemem, ale ich wysiłki nie będą skuteczne, jeśli będą podejmowane wyłącznie na płaszczyźnie krajowej. Na przykład, prowadzona w Belgii kampania wypleniania barszczu mantegazyjskiego nie zakończy się sukcesem, jeśli gatunek ten przywędruje z powrotem z Francji.
Projekt przepisów powstał z myślą o przyszłej liście inwazyjnych gatunków obcych, które stanowią poważny problem dla UE. Lista ta zostanie sporządzona wspólnie z państwami członkowskimi, przy użyciu ocen ryzyka i dowodów naukowych. Wymienione na niej gatunki zostaną objęte zakazem importu do UE oraz kupna, stosowania, uwalniania do środowiska i sprzedaży w UE. Dla dotychczasowych handlarzy, hodowców czy właścicieli zwierząt, których zacznie obowiązywać zakaz, zostanie wprowadzony okres przejściowy, w którym będą stosowane środki specjalne.
Projekt rozporządzenia przewiduje trzy rodzaje interwencji:
- Zapobieganie – państwa członkowskie będą organizować kontrole, aby zapobiec umyślnemu wprowadzaniu na ich terytorium zakazanych gatunków. Jednak wiele gatunków trafia do UE w sposób niezamierzony – jako zanieczyszczenia w produktach czy „pasażerowie na gapę” w kontenerach. Państwa członkowskie będą musiały podjąć działania mające na celu wykrycie takich form przemieszczania się gatunków i wprowadzić środki zapobiegawcze.
- Wczesne ostrzeganie i szybkie reagowanie – gdy już państwa członkowskie wykryją stanowiący zagrożenie gatunek obcy, który zadomawia się w UE, podejmą natychmiastowe działania, aby go usunąć.
- Minimalizacja strat wywoływanych przez zadomowione inwazyjne gatunki obce. Jeśli dany gatunek szeroko się już rozprzestrzenił, państwa członkowskie będą musiały wdrożyć środki, które pozwolą ograniczyć szkody.
Nowe przepisy stanowią zachętę do wprowadzenia spójniejszych metod działania, które będą też w większej mierze oparte na podejściu zapobiegawczym. W przyszłości pozwoli to zwiększyć skuteczność podejmowanych wysiłków i obniżyć zarówno koszt strat, jak i koszt działań.
Projekt rozporządzenia zostanie teraz przedyskutowany w Radzie i w Parlamencie. Państwa członkowskie będą w pełni uczestniczyć w opracowywaniu listy gatunków, mogą też proponować nowe gatunki do zamieszczenia na liście. Pomocą będzie im służyć europejska sieć EUSIN zawierająca informacje na temat gatunków obcych. (http://easin.jrc.ec.europa.eu/).
Rozporządzenie w sprawie zapobiegania zadomawianiu się inwazyjnych gatunków obcych i reagowania na to zjawisko powstało w oparciu o plan działania UE na rzecz efektywnego gospodarowania zasobami oraz unijną strategię ochrony różnorodności biologicznej do roku 2020.
Marta Angrocka-Krawczyk
Więcej - http://ec.europa.eu/environment/nature/invasivealien/index_en.htm
>
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2561
Centralne Muzeum Włókiennictwa w Łodzi podjęło współpracę z Wydziałem Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów Politechniki Łódzkiej. 10 stycznia 2017 r. podpisano list intencyjny.
Współpraca obejmie wspólne projekty badawcze, naukowe, artystyczne i edukacyjne. Pierwszym z nich będzie nowy kierunek studiów: inżynieria wzornictwa przemysłowego. Zostanie on uruchomiony w roku akademickim 2017/2018.
Nowy kierunek studiów planowany jest jako interdyscyplinarny: połączy obszary sztuki i techniki. Studenci nie tylko rozwiną swoje artystyczne pasje, ale nauczą się zderzać je z realnymi potrzebami firm produkcyjnych i samych odbiorców.
Przed rozpoczęciem studiów na nowym kierunku przyszli inżynierowie-projektanci będą mogli sprawdzić się w ramach szkoły letniej, realizowanej w czerwcu we współpracy z Centralnym Muzeum Włókiennictwa. Maturzyści, bo do nich głównie skierowana jest oferta, w czasie warsztatów opracują konkretne rozwiązanie dla Białej Fabryki – pomogą modelowo rozplanować i zaprojektować komunikację w budynkach muzeum.
Współpraca między CMWŁ i PŁ będzie obejmować muzealne praktyki i staże dla studentów PŁ, wsparcie merytoryczne ze strony pracowników naukowych muzeum, ale też wspólne wystawy i działania związane chociażby z przypadającym w tym roku jubileuszem 70-lecia istnienia Wydziału Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów.
Autorzy pomysłu liczą, że partnerstwo między dwiema instytucjami przyczyni się do integracji środowiska związanego z wzornictwem przemysłowym i szeroko rozumianym włókiennictwem.