Informacje (el)
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 1672
Program Targów obejmuje prezentację wynalazków i innowacji z 15 krajów świata, konferencje, sesje branżowe, konkurs INTARG®, galę wręczenia nagród INTARG® 2017 oraz galę konkursu Lider Innowacji 2017. Więcej - www.intarg.haller.pl
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 716
„Nauka i innowacje narzędziem modernizacji gospodarki oraz poprawy warunków i jakości życia” – hasło tegorocznych Międzynarodowych Targów Wynalazków i Innowacji, które odbędą się w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach w dniach 24 i 25 maja 2023.
Targi INTARG® w trakcie wielu lat istnienia wypracowały sobie wysoką międzynarodową renomę, czego świadectwem jest coroczne ich wsparcie przez najwyższej rangi instytucje krajowe oraz międzynarodowe, w tym – jako jedyne targi w Polsce – przez Światową Organizację Własności Intelektualnej WIPO (jedną z 16 agend ONZ). W imprezie biorą udział w charakterze wystawców instytucje rządowe i międzynarodowe, czołowe polskie jednostki sfery nauki, innowacyjne przedsiębiorstwa oraz liczne delegacje zagraniczne.
Wiodącym celem Targów jest prorynkowa promocja i komercjalizacja wynalazków i innowacji, transfer technologii, synergia nauki z przemysłem i tworzenie ekosystemu innowacji. Stanowią one platformę współpracy środowisk naukowych z przemysłem, upowszechniając dobre praktyki w tym zakresie, a także oferują pomoc w zdobywaniu funduszy na rozwój w oparciu o innowacyjność i nowe technologie.
Szczególną uwagę podczas najbliższej edycji Targów INTARG organizatorzy zamierzają poświęcić ekologii. „Zielone” technologie to niezwykle ważny temat, dlatego zostanie on szczególnie wyeksponowany poprzez utworzenie specjalnej strefy EKO. INTARG-EKO będzie odpowiedzią na program unijny, którego celem jest skierowanie krajów UE na drogę transformacji ekologicznej, a ostatecznie – osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku, m.in. poprzez zapobieganie, globalnemu ociepleniu, zmianom klimatycznym na Ziemi, pogarszaniu jakości życia i wzrostom chorób cywilizacyjnych oraz degradacji naszej planety.
Ważnym elementem Targów jest Międzynarodowy Konkurs INTARG®, w ramach którego wynalazki zostaną poddane ocenie jury. Najwyżej ocenione rozwiązania uzyskają nagrody:
• Grand Prix oraz nagrody za najlepszy wynalazek zagraniczny; nagroda Przewodniczącego Jury; nagrody WIPO w kilku kategoriach; za rozwiązania innowacyjne o wysokim poziomie TRL
• medale platynowe – za najlepszy wynalazek w danej kategorii branżowej
• medale diamentowe – za innowacje o szczególnym znaczeniu społecznym
• nagrody patronów honorowych oraz partnerów
• medale konkursowe przyznane przez jury: złote, srebrne i brązowe
Wydarzenia towarzyszące:
• konferencja, prezentacje, panele dyskusyjne omawiające istotne zagadnienia dla synergii nauki i gospodarki, transferu technologii, tworzenia przyjaznych ekosystemów innowacji
• spotkania networkingowe i biznesowe, mające zachęcać do nawiązania kontaktów biznesowych pomiędzy nauką a gospodarką
• gala finałowa Targów INTARG® 2023, z wręczeniem najwyższych nagród i wyróżnień laureatom XVI Konkursu INTARG® 2023, XXI Konkursu Godła Promocyjnego LIDER INNOWACJI® oraz XVIII Konkursu MŁODY WYNALAZCA.
Więcej - www.intarg.pl
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3283
W siedzibie Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego 11.06.13 odbyła się interdyscyplinarna konferencja nt. Polska szkoła socjologii historycznej i historii gospodarczej: Witold Kula, Marian Małowist. Jej organizatorami byli: PTE oraz Le Monde Diplomatique - edycja polska przy współpracy z Fundacją im. Róży Luksemburg.
W pierwszej części konferencji, będącej de facto refleksją historyczno-gospodarczą, rozpatrywano dorobek i aktualność poglądów Witolda Kuli oraz Mariana Małowista – zapomnianych w Polsce (bo nie na świecie, jak podkreślali paneliści) historiografów, których poglądy przywraca w dyskursie ekonomiczno-historycznym obecny kryzys. O profesorze Witoldzie Kuli mówił jego syn, prof. Marcin Kula (Instytut Historyczny UW), natomiast sylwetkę i dorobek Mariana Małowista przedstawiał prof. Henryk Szlajfer (Centrum Studiów Latynoamerykańskich UW).
Jak podkreślano, historia gospodarcza, którą zajmowali się obaj naukowcy, dzisiaj umarła. Stąd nazwiska Kuli i Małowista są tak mało znane, choć ich badania nad źródłami nierówności na świecie, czy światowym podziałem pracy zachowują ciągle aktualność.
Mówiła o tym także dr Anna Sosnowska-Jordanovska (Ośrodek Studiów Amerykanistycznych UW), porównując poglądy obu naukowców na zewnętrzne i wewnętrzne uwarunkowania niedorozwoju Europy Wschodniej, co wywołało nigdy nie gasnącą dyskusję na temat źródeł naszego zacofania, nb. przerabianą już w Polsce w latach powojennych. Prelegentka przypomniała m.in. , że Witold Kula porównywał Europę Wschodnią z Ameryką Południową , a system niewolniczej pracy na plantacjach z wyzyskiem na polskich folwarkach. Gdyby nie wprowadzenie socjalizmu – kraje Europy Wschodniej rozwijałyby się podobnie do państw Ameryki Południowej. Według W. Kuli, kapitalizm w Polsce miał charakter kolonialny (feudalny), socjalizm natomiast był nieudaną próbą modernizacji. Nieudaną, bo wraz z modernizacją gospodarczą nie udało się wprowadzić zmiany stosunków społecznych.
Zbigniew Marcin Kowalewski (Le Monde diplomatique) podkreślił, iż w Polsce zniewolenie chłopów było ogromne - nieznane w Europie Zachodniej. Nad chłopstwem klasa feudalna sprawowała silną kontrolę, co zahamowało możliwości rozwojowe i spowodowało zacofanie aż do do XIX w. W swej istocie, system pańszczyzny w Polsce był systemem niewolniczym.
W drugiej części sesji rozpatrywano wpływ Witolda Kuli i Mariana Małowista na debaty o historii i współczesności kapitalizmu w Polsce i na świecie.
O odwiecznych peryferiach i historycznym oraz współczesnym miejscu Polski w kapitalistycznej gospodarce-świecie mówił dr Jan Sowa (Instytut Kultury UJ). Przywoływał teorie modernizacji, ale i historię Europy prowadzącą do przeszłych i obecnych podziałów, m. in. wpływ imperium rzymskiego, ekspansję Rosji i Karolingów. Przypomniał też, że na trwale od XV-XVI w. granicą podziału Europy na Wschód i Zachód była Łaba. Uzależnienie Wschodu od Zachodu nie było czystym kolonializmem, ale wynikało z „przekleństwa zasobów naturalnych”, w które bogaty był Wschód. O ile w XVI w. na Zachodzie kształtował się kapitalizm, to na Wschodzie w tym czasie istniały inne formy własności książęcych.
W Polsce rozwój gospodarki był dodatkowo hamowany wskutek postawy szlachty, która nie chciała zajmować się handlem - wyręczali ją w tym kupcy holenderscy i inni. Nowoczesność w Polsce pojawia się jako siła obca, antagonistyczna, jest nie do końca „nasza”. Agraryzm, w którym trwaliśmy przez wieki, przełamany został dopiero w PRL reformą rolną wprowadzoną dekretem PKWN, czyli – według dzisiejszych ocen – też obcych. Z peryferyjności Wschodu wyrwała się tylko Rosja w XX w. I stała się centrum.
Niektórzy uważają, że Polska w latach 90. awansowała z pozycji peryferyjnych do półperyferyjnych. Ale jeśli tak jest, to jednak pozostał problem kosztów tego awansu, skoro dzisiaj Polska eksportuje – jak 500 lat temu – głównie tanią siłę roboczą. Jak zatem tu mówić o postępie? Zajmujemy trwałą pozycję na peryferiach, stąd konieczne staje się przemyślenie naszej historii jako historii formowania się kapitalizmu. Dziś, z perspektywy historii świata, mamy pierwsze doświadczenie bycia „trzecim światem”.
Z tymi tezami współbrzmiał niezwykle interesujący referat Jarosława Urbańskiego, socjologa z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza z Poznania - „Transformacja i ruchy społeczne po 1989 roku w perspektywie analizy systemów-światów”. Mówca dokonał interesującego porównania zmian sytuacji robotników w Chinach i Poznaniu, wychodząc od historii proletariatu na świecie po 1920 roku uwzględniając cezury: 1945-1989 roku i przypominając, że odpowiedzią na konflikty był fordyzm ( po 1945), a po 1989 – neoliberalizm.
Przedstawiając zmiany sytuacji klasy robotniczej w Chinach począwszy od czasów Mao Tse tunga wskazał, że zmiany w położeniu robotników nie są związane z danym państwem, ale mają charakter uniwersalny, związany z kapitałem. Otóż w Chinach po 1989 r. zwolniono 30 mln robotników, tzw. starej klasy robotniczej, z obszaru północno-wschodniego (dawnego przemysłu), po czym zatrudniono 200-230 mln ludzi - ale już na terenach południowo-wschodnich. Tworzą oni tzw. nową klasę – są to głównie kobiety, chłoporobotnicy, osoby migrujące, głównie na umowach śmieciowych. Po 2008 r. 15% z nich pozostaje bez pracy.
Sytuacja robotników z nowej klasy jest zupełnie inna niż kilkadziesiąt lat temu robotników starej klasy – ci współcześni, zamieszkując w hotelach robotniczych, nie mają pełnych praw obywatelskich i socjalnych w mieście, gdyż pozostają zameldowani na wsi (i co pewien czas, aby nie utracić meldunku, muszą tam wracać). M. in. z tego powodu wzrasta liczba konfliktów społecznych.
A jak wyglądają zmiany położenia klasy robotniczej w tym samym okresie np. w Poznaniu? W fabryce H. Cegielskiego z 20 tys. zatrudnionych zostało tylko 550 osób, gdyż u Cegielskiego od paru lat nie produkuje się już silników. W Poznaniu i w jego okolicach natomiast pojawiły się takie globalne firmy jak Volkswagen, MAN, Solaris, które zatrudniają ok. 10 tys. osób, nie licząc kooperantów i mniejszych fabryk. Od 2001 r. zatrudnienie w przemyśle motoryzacyjnym wzrosło dwukrotnie, robotnikami są ludzie młodsi i dojeżdżający, co też rodzi konflikty. Ale o ile stara klasa robotnicza rozwiązywała konflikty poprzez strajk, obecna stosuje inne formy walki.
W systemie neoliberalnym liczono, że dokona się kompletna dekonstrukcja ruchu robotniczego, klasowego, masowego. Stało się odwrotnie. Dynamika protestów zmienia się, a wniosek jest jeden - za kapitałem podąża konflikt – widać to zwłaszcza w Bangladeszu i w Chinach. Za wzrostem walk klasowych idzie wzrost płac, stąd produkcja z Chin zaczyna wracać do USA i Europy, co może zmienić oblicze dzisiejszej gospodarki globalnej. To, co się dzieje np. w Bangladeszu będzie wkrótce i w Grecji, i Portugalii, i gdzie indziej.
Dopełnieniem omawianych tematów były dwa wystąpienia: dr. Andrzeja Nowaka (Instytut Filozofii UAM), który mówił o metrologii Witolda Kuli, czyli ekonomii politycznej miary oraz Grzegorza Konata (Instytut Badań Rynku Konsumpcji i Koniunktur), przedstawiającego analizę obecnej polityki gospodarczej Niemiec, czyli nowego europejskiego merkantylizmu.
W sumie było to jedno z bardziej interesujących intelektualnie spotkań. Zarówno z uwagi na zaniechaną w Polsce dziedzinę (historię gospodarczą), jak i interdyscyplinarność oraz wielopokoleniowość uczestników, a także wielość reprezentowanych ośrodków naukowych, co stało się powodem ożywionej dyskusji merytorycznej, jakich w ostatnich latach brakuje.
Anna Leszkowska
Pełny zapis konferencji ukaże się na stronie PTE – www.pte.pl
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3266
Instytut Filozofii i Socjologii PAN, Alterum - Ośrodek Badań i Analiz Systemu Finansowego oraz Centrum Prawa Bankowego i Informacji zorganizowały 10. 10.14 w Warszawie konferencję dotyczącą reprezentacji polskich interesów gospodarczych w Unii Europejskiej.
Na konferencji zaprezentowano wyniki międzynarodowego projektu badawczego Eurolob II nt. lobbingu w UE, w którym brali udział prof. Krzysztof Jasiecki (IFiS) i prof. Urszula Kurczewska (SGH).
Projekt "Eurolob II" to międzynarodowe badania nad reprezentacją interesów gospodarczych w UE, zainicjowany i organizowany przez Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu w Mannheim.
Jego kierownikiem jest niemiecka profesor Beate Kohler-Koch, jedna z najbardziej znanych badaczek integracji europejskiej.
Eurolob II, (będący kontynuacją Eurolob I), charakteryzuje działania podejmowane przez organizacje pracodawców i duże firmy na forum instytucji UE w perspektywie porównującej Francję, Niemcy, Polskę i Wielką Brytanię. Rozpatrywane są zasoby, formy aktywności, narzędzia i instrumenty, a także wzory kooperacji analizowanych grup aktorów gospodarczych z państw objętych badaniem, które zostało przeprowadzone w okresie marzec-wrzesień 2012 r.
Prof. Jasiecki, przedstawiając uwarunkowania przeprowadzanego badania podkreślił, iż w porównaniu do poprzedniej jego edycji, było ono przeprowadzane w zmienionej politycznie i gospodarczo UE. Europa zmagała się z kryzysem finansowym i gospodarczym, problemami z polityką środowiskową i energetyczną. Tworzyła się unia bankowa i fiskalna, toczyły się rozmowy o największym w historii pakcie transatlantyckim TTiP, rozważano model Europy wielu prędkości i reindustrializację naszego kontynentu.
Na tym tle wyraźnie było widać, że środowiska gospodarcze działają inaczej niż polityczne, inna jest logika wpływu, a inna – logika członkostwa. W przypadku środowisk gospodarczych okazuje się – jak to ujął na wstępie prowadzący konferencję prof. Andrzej Rychard – że interesy mają jednak narodowość. Jak Polacy sobie radzą w tej nowej sytuacji na forum unijnym?
Otóż z badań (ale i obserwacji) widać, że polski lobbing jest spóźniony – zwykle budzimy się „po obiedzie”. Wynika to po części:
- z braku pieniędzy w organizacjach biznesowych,
- dystansu geograficznego (trudniej dojechać do Brukseli z Warszawy niż z Paryża, Londynu czy Berlina),
- kultury politycznej (Polacy preferują lobbing publiczny),
- dysfunkcjonalności krajowego systemu reprezentacji interesów (czyli braku dialogu społecznego),
- cech strukturalnych (dominacja w Polsce interesów firm zagranicznych).
A generalnie – jest to wynik przesunięcia fazowego w tworzeniu kapitalizmu w Polsce.
Prof. Kurczewska podkreślała, iż polskie organizacje lobbingowe są niewielkie i młode stażem, niebogate, a ponadto 80% z nich to organizacje sektorowe – tylko 8 z nich ma charakter horyzontalny (dlatego skoncentrowane są na dbałość o własny interes). Brak pieniędzy na uprawianie lobbingu wynika z faktu, że ich źródłem finansowania są wyłącznie składki członkowskie (jednak nie wykorzystują w tej sytuacji Internetu, choćby do konsultacji online). Stąd też polscy lobbyści najczęściej kontaktują się z urzędnikami średniego i niższego szczebla KE i PE (czy politykami z Polski) 1-2 razy w roku. Kontaktów z Radą UE praktycznie nie ma, natomiast są dobre kontakty z europejskimi organizacjami pozarządowymi. Generalnie – polskie organizacje lobbystyczne są na wczesnym etapie budowania strategii działania.
Interesujące spostrzeżenia odnośnie aktywności legislacyjnej polskich europosłów w VII kadencji PE przedstawili członkowie Alterum – prof. Stanisław Kasiewicz i dr Lech Kurkliński.
Zalewają nas regulacje unijne, których skutków dla kraju nie umiemy przewidzieć – mówił prof. Kasiewicz. - Około 75% ustawodawstwa polskiego to implementacja dyrektyw unijnych, co będzie odczuwane w Polsce za 5-10 lat, kiedy pojawią się inne strategie i modele biznesowe. Ten zalew prawa unijnego to najsłabsze ogniwo procesu legislacyjnego w Polsce.
Polska kopiuje ustawy unijne lub jest nadgorliwa w ich implementacji (przykład – rynek farmaceutyczny), a jednocześnie z opóźnieniem wprowadza akty prawne dotyczące OZE. Trzeba mieć na uwadze, że akty prawne UE w znacznym stopniu odnoszą się do bogatych państw i korporacji, a nasze priorytety nie zawsze są zgodne z ich interesami.
Wydaje się, że nasz pomysł na Unię to: wyrwać kasy tyle, ile się da, trzymać stopę w drzwiach i jechać jak najdłużej na gapę. To nie jest dobra długoletnia strategia. Mamy coraz więcej urzędników i polityków w unijnych władzach i to na coraz wyższych stanowiskach. Ale w jakich instytucjach i obszarach wykazujemy największą aktywność legislacyjną? Niestety, nie tam, gdzie rozważa się najważniejsze sprawy - gospodarcze i finansowe – tam naszych posłów jest najmniej, bo tam potrzebne są kompetencje. A gdzie jest najwięcej? – w najmniej ważnej komisji spraw zagranicznych!
W VIII kadencji też cieszy się wielką popularnością komisja praw człowieka, choć to nie PE kreuje politykę zagraniczną. Nasi europosłowie wybierają jednak obszary polityczne, gdyż tu każdy śpiewać może, tutaj nie trzeba mieć dobrego przygotowania merytorycznego. Dość wspomnieć, że na 240 wystąpień tylko 8 dotyczyło TTIP. Skutki braku profesjonalizmu europosłów to przyjecie przez Polskę choćby uregulowań odnośnie banków spółdzielczych.
W dyskusji, jaka się wywiązała po wystąpieniach głównych panelistów podkreślano, że słaba pozycja polskich organizacji lobbingowych wynika m.in. z faktu, iż rząd – mający mocniejszą pozycję na arenie unijnej i większe niż te organizacje umiejętności, nie dostarcza im twardych danych. Środowiska przedsiębiorców potrzebują silniejszej współpracy z rządami, bo silne firmy dają sobie radę, natomiast mniejsze – które są bardziej narodowe, a mniej branżowe – znajdują się w gorszym położeniu (Witold Michałek, BCC).
Prof. Elżbieta Mączyńska (PTE) z kolei podkreślała, że reprezentacja interesów Polski w świecie jest bardzo słaba, a placówki dyplomatyczne nie spełniają swojej roli w obszarze gospodarczym, nie pomagają przedsiębiorcom, gdyż obsadzane są z klucza politycznego. A żeby reprezentować interesy gospodarcze państwa, to trzeba je znać.
Czujność urzędników i europosłów osłabiają też ich wysokie uposażenia (nieobarczone wymaganiami), które parlamentarzyści przeznaczają częściej na drogie garnitury niż na merytoryczne analizy.
Obserwujemy ponadto zanik kultury myślenia strategicznego, co widać choćby na przykładzie TTIP, umowy, której konsekwencje dla gospodarki mogą być ogromne.
Co zatem robią polscy parlamentarzyści w UE? Może powinni się przed nami rozliczać ze swoich działań?
W podsumowaniu, prof. Rychard zadał kilka pytań, będących szerszą refleksją z dyskusji: Czy istnieją w dzisiejszej UE interesy narodowe? Za pomocą jakich mechanizmów je się rozpoznaje? 10 lat temu bowiem wszystko było jasne: demokracja – rynek - UE. Dziś wszystko ulega rozmyciu. Jak zatem na nowo nadać sens tym pojęciom? Wydaje się, że tutaj świadomość interesu narodowego jest kluczowa.
Spotkanie optymistycznie jednak zakończyła prof. Mączyńska, cytując „nieuczesaną” myśl Stanisława Leca: Wolę napis „wstęp wzbroniony” niż „wyjścia nie ma”.
Anna Leszkowska