Politologia (el)
- Autor: Zbigniew Sabak
- Odsłon: 3033
Od 5 tysięcy lat państwa i imperia są najbardziej skutecznymi organizacjami na Ziemi, ale w miarę jak rozwój społeczny zmienia znaczenie środowiska geograficznego, organizacje te stają się mniej efektywne.
J. Morris
Historia ładu politycznego, szczególnie po Traktacie westfalskim, wskazuje, że państwa narodowe pozostawały najważniejszymi uczestnikami systemu międzynarodowego, przewyższającymi kompetencjami i zaangażowaniem w działalność polityczną inne podmioty. Państwa decydowały o własnym kształcie oraz o stanie interakcji z innymi państwami, których nadrzędnym celem było zdobycie przewagi, co z kolei wyrokowało o ich pozycji w środowisku międzynarodowym.
Polityka państw ukierunkowana była na ochronę przed zagrożeniami nie miała ważniejszego zadania, jak zapewnienie bezpieczeństwa.
Aktualnie, mimo przekazu głoszącego, że podstawą stosunków międzynarodowych jest współpraca, istotą relacji między państwami jest rywalizacja, dążenie do uzyskania i utrzymania przewagi. Całokształt działań w tym zakresie jest określany jako polityka bezpieczeństwa.
Wobec istotnych zmian, które warunkują powyżej przedstawioną problematykę, np. pojawienia się obok państw innych podmiotów oraz kształtowania się nowego globalnego porządku bezpieczeństwa, należałoby wyjaśnić wpływ globalizacji na kwestie bezpieczeństwa i zmiany priorytetów definiowanych przez państwa. A zwłaszcza odpowiedzieć na pytania:
Jakie tendencje można zaobserwować w ewolucji państwa, jako aktora polityki światowej?
Czy państwo w dalszym ciągu pozostaje podstawowym punktem odniesienia w debacie nad bezpieczeństwem?
Jaka jest rola, miejsce, znaczenie i możliwości państwa jako reprezentanta określonego narodu w kształtowaniu jego bezpieczeństwa?
Państwa narodowe w ponowoczesności
Świat przechodzi głęboką transformację, następuje erozja suwerennego państwa narodowego. Formuła państwa określana jako westfalska ulega zdecydowanej ewolucji, państwo nie może być traktowane w tradycyjnych kategoriach myślenia, jego terytorialności, geograficznego i przestrzennego ograniczenia kompetencji, problemów i zjawisk.
Państwa i rządy tracą na swej kompetencji i znaczeniu, we wszystkich wymiarach.
Dlaczego tak się dzieje, gdy jeszcze nie tak dawno państwa były uważane za niekwestionowanych kluczowych aktorów stosunków międzynarodowych, a ich wiodąca rola była uzasadniana poprzez stwierdzenia, że:
- państwa są najlepiej zorganizowanymi organami społecznymi zrzeszającymi i kontrolującymi narody, reprezentującymi je na arenie międzynarodowej;
- przynależność państwowa ma charakter powszechny, jest obowiązująca w stosunku do jednostek i grup społecznych;
- państwa są głównymi aktorami stosunków międzynarodowych, kształtują ich dynamikę i ciągłość; stosunki między państwami są istotą stosunków międzynarodowych?
Odpowiedzi należy szukać w istocie przemian ostatnich dziesięcioleci, głównie za sprawą globalizacji i jej politycznych, gospodarczych, społecznych, kulturowych, itp. konsekwencji.
Państwa funkcjonują w coraz bardziej złożonym systemie, sieciowym środowisku dynamicznie rozwijających się nowych podmiotów. Mamy tradycyjny system państw, ale obok zdecentralizowany system zbiorowości rywalizujących, współpracujących, wchodzących w interakcje z systemem państw. Organizacje te dążą do poszerzania swojej autonomii.
Nowa konfiguracja sprawia, że władza państwowa jest ściśle powiązana z instytucjami na poziomie ponadnarodowym. Taki stan prowadzi do paradoksu - w wymiarze podmiotowym państwa są najbardziej znaczącą, ale mniejszościową grupą uczestników międzynarodowych. W tych okolicznościach podlegają ciągłej transformacji, są zmuszone do tworzenia nowych konfiguracji w ramach systemu interakcji z innymi podmiotami, jednocześnie ciągłego ewoluowania, dostosowywania własnych struktur do zabezpieczenia tych interferencji.
Nowopowstające podmioty wypełniają coraz więcej funkcji, w tym - w zakresie bezpieczeństwa, które były przypisywane państwom. Tym samym państwa tracą na znaczeniu ze względu na brak możliwości wpływania na kluczowe domeny ich kompetencji.
Co dziś znaczy suwerenność?
Kolejną konsekwencją globalizacji jest tworzenie się państw zglobalizowanych i ich dezagregacja. Emergentna globalna złożoność, bifurkacja polityki globalnej sprawia, że większość interakcji odbywa się poprzez systemy globalnej sieci politycznej z pominięciem władz centralnych państw, co uszczupla ich możliwości wpływania na pewne sfery stosunków społecznych i politycznych.
W warunkach złożonej współzależności, gdy istnieje mnogość powiązań, a wojna przestała być uważana za główny sposób rozwiązywania kwestii politycznych, zmienia się także pojmowanie suwerenności państwowej.
Przewartościowaniom ulega rola państw w kwestii ich niezależności na gruncie prawa międzynarodowego i w kategoriach politycznych, traktowana jako niezakłócone zewnętrzną ingerencją funkcjonowanie organów władzy publicznej. Państwa stają się członkami ponadnarodowych struktur, którym przekazują część kompetencji. Suwerenność nie jest postrzegana jako niezależność państwa od czynników zewnętrznych. Można się spotkać z poglądami, że stworzenie ponadpaństwowych form suwerenności będzie wymagało likwidacji państw narodowych. J.S. Nye pisał: „Z wielu powodów nawet popularne i sprawne rządy bardzo rzadko cieszą się pełną kontrolą nad wszystkim, co dzieje się w obrębie ich granic”.
Państwa, jako element globalnej sieci, plasują się między instytucjami lokalnymi i regionalnymi a ponadnarodowymi i międzynarodowymi z utrzymującą się tendencją zmniejszania się kompetencji na rzecz ww. podmiotów. Powszechnym stał się transfer władzy, kompetencji i zobowiązań. Podobna sytuacja ma miejsce w kwestii suwerenności państw, która jest rozkładana na instytucje władzy państwowej oraz regionalne i globalne.
Analiza roli państw byłaby niepełna bez uwzględnienia faktu ich dużej różnorodności pod względem terytorium, potencjału demograficznego i gospodarczego, zasobów, systemu politycznego, siły militarnej, sprawności organizacyjnej, itd. Konsekwencją jest ich hierarchizacja na państwa mocarstwa, średniego rzędu, małe czy mini państwa. Narasta stopień globalnej polaryzacji, a przepaść między nimi pogłębia się.
Jest grupa państw o nieograniczonych możliwościach, sterująca strukturami gospodarczymi własnymi i zewnętrznymi poprzez system reglamentacyjny i prawny oraz współpracę międzynarodową. Na drugim biegunie znajduje się duża liczba państw o znikomych możliwościach. W wyniku globalizacji ulegają osłabieniu, tracą kontrolę nad gospodarką, stają się zakładnikami innych państw lub podmiotów gospodarczych, np. korporacji transnarodowych.
Mocarstwa znajdują mechanizmy pozwalające na czerpanie korzyści z wypracowywanych przez inne państwa majątków. Zdolność do narzucenia niesprawiedliwego przepływu kapitału opiera się na syndromie możliwości gospodarczych, politycznych i militarnych, wymuszeniu odpowiednich zachowań, czy wręcz podporządkowaniu. Prowadzi to do narastania asymetrii, różnicowania pozycji w układzie światowym.
W ekstremalnych sytuacjach państwa - mocarstwa prowadzą ekspansywne i zaborcze działania. Są to podboje neokolonialne polegające na marginalizacji i degradacji, w ostateczności eliminowaniu państw lub całych regionów za pośrednictwem operacji militarnych.
To sprawia, że partnerskie współistnienie jest fikcją. Potwierdzeniem są słowa S. Krasnera: „asymetrie siły pomiędzy państwami oznaczały, że westfalską i prawno-międzynarodową suwerenność najlepiej pojmować jako „zorganizowaną hipokryzję” na wielką skalę – potężni władcy respektowali zasadę suwerenności tylko wtedy, gdy widzieli w tym własny interes”.
Odrębną grupą są państwa upadłe i upadające - kraje zdestabilizowane, których sytuacja wewnętrzna odbiega od przyjętych norm społecznych i politycznych. Tendencje wskazują na zagrożenie ich istnienia. Znaczna liczba tych państw znalazła się w trudnej sytuacji za sprawą ekspansjonistycznej polityki mocarstw. Wobec powyższego podejmują desperackie próby siłowego przeciwstawienia się powstałej sytuacji, co prowadzi do regionalnej destabilizacji. J.S. Nye odnotował: „Niektóre biedne kraje mogą mieć „de facto” bardzo niewielką swobodę działania ze względu na swoje ograniczone zasoby. Pewnego rodzaju interwencje mogą więc faktycznie przyczynić się do zwiększenia ich możliwości, a tym samym poszerzenia zakresu autonomii w przyszłości”. Część z tych państw świadoma nowych wyzwań, zagrożeń oraz coraz większej niepewności i ryzyko, z własnej inicjatywy skłania się w kierunku poszukiwania rozwiązań multilateralnych, nawet kosztem własnej wolności. Dotyczy to także znacznej grupy stabilnych państw, które nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa swoim obywatelom.
Państwo ciągle ważne
Reasumując, należy stwierdzić, że państwa nadal zajmują centralną pozycję w relacjach światowych, co nie oznacza, że mają wyłączność. Widoczna jest tendencja do ograniczania lub celowego wycofywania się państw z wielu funkcji, które były i są przypisywane do ich posłannictwa. Nie tylko więc maleje liczba funkcji państwa od kontrolnej po regulacyjną, ale i przekazywanie uprawnień innym podmiotom stosunków społecznych, które wyłoniły się w wyniku globalizacji. Przykładem jest utrata monopolu na swobodne wykorzystanie siły militarnej.
Charakterystyczną cechą jest zmiana przestrzennego wymiaru funkcjonowania państwa. Granice uległy rozmyciu. Terytorium nie świadczy o potędze. Państwa nie są w stanie panować nad swoim terytorium, a rozwój technologiczny, wyłonienie się cyberprzestrzeni sprawiło, że państwa stały się ogólnie dostępne. Postępuje erozja norm państwowej suwerenności. Państwa narodowe utraciły część swoich kompetencji i ograniczyły swoje możliwości działania.
Mimo rysującej się tendencji ewolucji, od (państwowocentrycznej) geopolityki do (geocentrycznej) polityki globalnej, państwa w dalszym ciągu ponoszą główną odpowiedzialność za realizację ekonomicznych, społecznych i kulturowych praw człowieka. Muszą one inicjować i realizować programy zmniejszające bezrobocie, zapewniające ochronę rodziny i dzieci, służące zapewnieniu powszechnej oświaty i ochrony zdrowia.
W tej sytuacji należy podkreślić za R. Jacksonem, że: „Jeżeli nawet żyjemy w świecie, który część z nas określa jako „ponowoczesny”, to nic nie wskazuje na to, by miał on wkrótce odejść od instytucji suwerennego państwa”, a następnie dodaje: „Na początku XXI wieku nie widać w zasięgu wzroku niczego, co mogłoby zastąpić instytucję suwerennego państwa”.
Państwo a bezpieczeństwo
Podstawowym założeniem i oczekiwaniem, jakie żywimy wobec suwerennego państwa jest zapewnienie bezpieczeństwa narodowi i jego obywatelom.
R. Jackson
Analizując problematykę bezpieczeństwa, jego złożoność oraz rolę i znaczenie państw, należy oprzeć się przynajmniej na dwóch prawidłowościach: że głównym wyznacznikiem problematyki jest wieloaspektowość oraz mnogość podmiotów mających wpływ na jego stan; oraz że państwa i tworzone przez nie organizacje pozostają głównymi podmiotami, które w tym obszarze odgrywają kluczową rolę. Państwa posiadają monopol na utrzymywanie sił zbrojnych oraz ich wykorzystywanie są stronami konfliktów zbrojnych.
F. Fukuyama pisał: „W świecie współczesnym siła państwa może zapewnić elementarny spokój i bezpieczeństwo jednostkom w społeczeństwach liczących więcej niż miliard ludzi. Ale te same państwa są nadal zdolne do organizowania wysoce destrukcyjnej przemocy w relacjach między sobą i nigdy nie są w stanie utrzymać całkowitego porządku wewnętrznego”. Jakie w tej sytuacji są rzeczywiste kompetencje państw w kwestii bezpieczeństwa?
Megatrendy wskazują na ewolucję roli i znaczenia państwa w obszarze polityki międzynarodowej, w tym bezpieczeństwa. Dawniej kwestie bezpieczeństwa były przypisywane państwom, obecnie taki stan jest kontestowany. Państwowocentryczne rozumienie bezpieczeństwa, jako obrona suwerenności i integralności, jest kwestionowane na rzecz wspólnotowego rozwiązywania problemów godzących w bezpieczeństwo w wymiarze globalnym.
W wyniku globalizacji oraz w obliczu nowych zagrożeń, bezpieczeństwo, w podmiotowym i przedmiotowym zakresie, przekroczyło granice państw, stało się obiektem troski społeczności światowej. Ewolucja biegnie od tradycyjnego bezpieczeństwa narodowego w kierunku coraz szerszego uwzględnienia bezpieczeństwa globalnego. Prowadzi to do tworzenia światowego porządku, w którym priorytety przypisane państwom ulegają modyfikacji.
Jakie są tego następstwa i zobowiązania dla państw? Odpowiedzi można szukać w dwóch obszarach: teorii polityki bezpieczeństwa międzynarodowego, oraz praktyce polityki państw dążących do zachowania status quo w tradycyjnym rozumieniu.
Charakteryzując pierwszy obszar należy stwierdzić, że bezpieczeństwo odnosi się do wszystkich aktorów stosunków społecznych w wymiarze globalnym. Tu szansą dla świata jest, aby racje stanu poszczególnych państw były coraz bardziej zbieżne, oraz aby państwa nie realizowały swoich interesów w oderwaniu od realiów globalnej polityki bezpieczeństwa. Konieczna jest redefinicja racji stanu, uwzględnianie potrzeb i interesów innych podmiotów.
Odpowiada to filozofii T. Hobbesa, który twierdził, że stworzenie bezpiecznego, wolnego od wojen narodu/państwa, czy wspólnoty międzynarodowej jest możliwe tylko za pomocą silnej władzy absolutnego suwerena opartej na umowie społecznej, która wymaga zrzeczenia się przez podmioty członkowskie części niezależności na rzecz wspólnych celów.
Każde państwo winno akceptować normy budowy bezpieczeństwa zbiorowego, musi być świadome konieczności zastosowania się do przyjętych zasad: wyrzeczenia się użycia siły zbrojnej dla zmiany status quo, dostosowania celów narodowych do interesu wspólnoty międzynarodowej, zaakceptowania faktu, że bezpieczeństwo jednego jest problemem wszystkich, przyłączenia się do zbiorowej odpowiedzi na agresję.
Narodowa polityka musi wiązać bezpieczeństwo państwa z bezpieczeństwem międzynarodowym. Tu należy podkreślić, że funkcja państwa w zakresie bezpieczeństwa nie zanika, jednak ulega modyfikacji, adaptacji do nowych wyzwań, zagrożeń i ryzyka. Państwa muszą określać swoje interesy w kategoriach narodowych i terytorialnych jednak ich polityka musi wynikać z konsensusu uwarunkowań regionalnych i globalnych oraz ogólnych norm ukształtowanych w toku tworzenia globalnego systemu mającego zapewnić pokój i bezpieczeństwo.
Odnosząc się do drugiego obszaru należy zauważyć, że świat jest daleki od stworzenia kompleksowego bezpieczeństwa opartego na współpracy międzynarodowej. Część państw nie wyraża zgody na pełną współpracę. Fundamentalne znaczenie dla nich ma tożsamość i niezależność w tradycyjnym rozumieniu. Państwa te prowadzą politykę ukierunkowaną na rozbudowę narodowych możliwości, w tym militarnych. Uważają, że ich interesy będą lepiej chronione, gdy będą dysponować własnym potencjałem obronnym. Z czego to wynika?
Mimo przeobrażeń kulturowych, idee suwerenności i integralności terytorialnej pozostają głównymi wartościami państw. Społeczności używając pojęcia „państwo”, mają zakodowane, że jest to podmiot legitymujący się suwerennością i tożsamością polityczną lub kulturową, definiowaną zgodnie z rozumieniem państwa westfalskiego, pozostającego najskuteczniejszym organem zapewniającym odrębność narodu oraz gwarantującym jego stabilność. Uważają, że cele te mogą być osiągane jedynie poprzez narodową politykę bezpieczeństwa.
Państwa te dążą do wyposażania swoich strategii w prawne i rzeczowe narzędzia do urzeczywistniania celów i interesów w środowisku międzynarodowym. Dążą do posiadania monopolu na użycie siły dla obrony granic i suwerenności. Potwierdza to J. Baylis: „Kalkulacje strategiczne i siła pozostaną prawdopodobnie w XXI wieku jednym z najważniejszych wyznaczników postępowania państw”. Sytuacja jednak charakteryzuje się pewnymi niuansami.
W kwestii możliwości prowadzenia samodzielnej polityki bezpieczeństwa państwa nie są zdolne do nadmiernego rozbudowywania sił własnych i samodzielnych reakcji dla efektywnego działania niezbędny jest stosowny potencjał (terytorialny, demograficzny, gospodarczy, kulturowy, cywilizacyjny itp.).
Aktualnie tylko niewielka liczba państw jest w stanie podjąć to wyzwanie. Charakter i skala zachowań państw zależy od ich wielkości, możliwości, położenia, itp. czynników. Szczególna rola przypisywana jest mocarstwom, aktorom kształtującym ład międzynarodowy oraz państwom upadającym. Wobec tendencji do tworzenia się w świecie kilku wiodących podmiotów złożonych, większość państw jest zmuszona do realizacji polityki bezpieczeństwa poprzez współpracę z innymi państwami.
Powyższe rozważania wskazują, że generalnie państwa zmuszone zostały do istotnych zmian w systemach bezpieczeństwa. Musiały redefiniować pojęcie suwerenność państwa, oraz zostały zobowiązane do dostosowania się do norm światowych oraz prawa międzynarodowego. W konsekwencji ich polityka bezpieczeństwa musi uwzględniać uwarunkowania zewnętrzne, a podejmowane działania nie mogą wywierać negatywnego wpływ na środowisko międzynarodowe.
Oceniając zaangażowanie państw w polityce bezpieczeństwa należy podkreślić, że uwarunkowania geopolityczne nie pozwalają na jej realizowanie w takim zakresie jak w minionych epokach. Czas absolutnego bezpieczeństwa państw minął a rosnące współzależności sprawiają, że bezpieczeństwo państwa w klasycznym ujęciu jest fikcją. Państwa nie tracą swobody w decydowaniu o swoim samostanowieniu, ale zauważalna jest tendencja pogłębiania się rezygnacji z wielu kompetencji w dziedzinie bezpieczeństwa.
Zbigniew Sabak
Dr hab. Zbigniew Sabak jest profesorem nadzwyczajnym, pracownikiem naukowym Państwowej Szkoły Wyższej im. Papieża Jana Pawła II w Białej Podlaskiej.
Powyższy tekst jest skrótem materiału przygotowanego na konferencję Komitetu Prognoz PAN „Polska 2000 Plus” nt. Rola i zadania państwa w XXI wieku.
Tytuł i wyróżnienia od Redakcji.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 0
Czym jest państwo, skąd się wzięło i kto je kontroluje? Można by przypuszczać, że na te pytania odpowiedzi są oczywiste. W rzeczywistości odpowiedź jest nieuchwytna, trudna do zidentyfikowania nawet dla tych, którzy są częścią systemu.
Trump przekonał się o tym już w swojej pierwszej kadencji. Naturalnie zakładał, że prezydent będzie sprawował władzę, przynajmniej jeśli chodzi o władzę wykonawczą. Przekonał się jednak, że jest inaczej, gdy agencje ściśle współpracowały z mediami, aby osłabiać go na każdym kroku. Po czteroletniej przerwie powrócił z prawdziwą determinacją, by zostać prezydentem.
Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Osoby nominowane na stanowiska w gabinecie często narzekają w prywatnych rozmowach, że muszą mierzyć się z trudną biurokracją, mimo całej instytucjonalnej wiedzy. Często czują się jak dublerzy lub manekiny. Trump to niezwykły prezydent, który w ogóle próbował sprawować władzę. Większość po prostu cieszy się z przywilejów związanych z piastowaniem urzędu i związanych z nim pochwał.
W każdym razie każdy, kto osiągnie szczyt w jakimkolwiek aparacie państwowym, odkryje, że jest to coś innego niż wszystko, co opisano w podręcznikach.
Platon postrzegał państwo jako organiczną całość z samym życiem, odzwierciedlającą strukturę ludzkiej duszy. Ustrój polityczny był podzielony między władców (królów-filozofów), strażników (wojowników) i wytwórców (robotników). Państwo istnieje po to, by zaprowadzić sprawiedliwość, gdzie każda klasa harmonijnie wypełnia swoją rolę.
Arystoteles przedstawił bardziej realistyczny pogląd . Chociaż państwo jest organiczne, nie ma duszy. Ma określone funkcje, aby promować dobrobyt wszystkich poprzez prawa i edukację, równoważąc interesy różnych klas. Arystoteles opowiadał się za rządem mieszanym, aby zapobiegać tyranii i promować stabilność.
W epoce Oświecenia teorie państwa na Zachodzie ewoluowały wraz z postępem technologii i ekonomii. Thomas Hobbes uważał państwo za niezbędne do powstrzymania wojny domowej między frakcjami. Bez niego życie byłoby samotne, okrutne, brutalne i krótkie. Co prawda, pisał w trakcie angielskiej wojny domowej.
John Locke w swoim Drugim traktacie o rządzie również postrzegał państwo jako niezbędne, ale niezwykle ograniczone. Jego zadaniem była ochrona własności i podstawowych praw. Mogło ono zostać obalone w warunkach tyranii. Kwestia ta była dla niego osobista, jako ofiary traumy wojny, rewolucji i cenzury.
Locke był autorem wzoru, który później stał się Deklaracją Niepodległości. Znajdujemy tu pogląd, że państwo jest „koniecznym złem”, perspektywę powszechnie akceptowaną przez Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Wkrótce potem w tradycji platońskiej narodził się pogląd heglowski. G.W.F. Hegel gloryfikował państwo jako boga maszerującego po ziemi, gromadzącą się siłę społecznego firmamentu, by nagiąć historię do nieuchronnego podboju prawowitych zwycięzców. Pogląd ten został podchwycony zarówno przez prawicę (narodowy socjalizm), jak i lewicę (międzynarodowy socjalizm), by nasycić inne koncepcje państwa aurą nieuchronności.
Całe to gadanie o organicznym i esencjonalnym charakterze państwa wydawało się bardziej radykalnej tradycji myślowej beznadziejnie naiwne. Franz Oppenheimer pisał , że państwo jest nieorganiczną siłą najeźdźczą, siłą podbijającą i zawsze niechcianą, instytucją zewnętrzną dla samego społeczeństwa.
Pogląd ten propagowali Albert Jay Nock , a później Murray Rothbard , którzy postrzegali państwo jako z natury wyzyskujące. Rozwiązanie było proste: pozbyć się go raz na zawsze, ale nie w sposób, jaki wyobrażał sobie Marks. Rezultatem braku państwa nie byłaby utopia, lecz coś bliższego temu, co wyobrażał sobie Locke: dobrze funkcjonujące i pokojowe społeczeństwo zorganizowane w oparciu o własność i dobrowolną współpracę.
Głęboko ugruntowaną perspektywę historyczną państwa oferuje Bertrand de Jouvenel. Jego zdaniem państwo jest zorganizowane na firmamencie samego społeczeństwa, w miarę jak naturalne elity zyskują zaufanie opinii publicznej w kwestiach rozstrzygania sporów. Elity konstytuują się jako arbitrzy i postacie kulturowe, stopniowo uzyskując monopolistyczną kontrolę nad legalnym stosowaniem przymusu w społeczeństwie.
Pogląd ten popierali Erik von Kuehnelt-Leddihn , Hans-Hermann Hoppe , a w naszych czasach Auron MacIntyre . Każdy z nich ma inną interpretację omawianych szczegółów, ale wszyscy zgadzają się, że państwo jest wytworem elit, zarówno w dobrym, jak i złym znaczeniu.
Oczywiście istnieje obszerna literatura na ten temat. Każda ideologia oferuje teorię tego, czym jest i czym powinno być państwo. Pogląd, który wydaje się bliski mojej najlepszej intuicji na temat funkcjonowania państwa w ubiegłym wieku, pochodzi od Gabriela Kolko w jego Historii ery postępowej.
Jego zdaniem, to nie elity napędzają politykę państwa, ale w szczególności elity przemysłowe. Biorąc pod uwagę historię współczesnego industrializmu, dostrzegł, że w centrum każdej agencji znajdują się dominujące gałęzie przemysłu. Ustawa o Bezpiecznej Żywności i Lekach z 1906 roku została uchwalona przez przemysł, który dążył do partnerstwa z potęgą w celu ograniczenia konkurencji rynkowej. Rezerwa Federalna jest kartelem banków. Departament Handlu również jest produktem organizacji przemysłowej, podobnie jak Departament Pracy.
Wszystkie te instytucje ucieleśniają to, co James Burnham nazwał rewolucją menedżerską . Polega ona na tym, że elity przemysłowe zachwalają swoją wiedzę naukową i zdolności organizacyjne, które uważały za lepsze od chaosu naturalnego społeczeństwa i rynków. Dajmy merytokratom władzę i zasoby, a będą oni znacznie lepiej niż zwykli ludzie wprowadzać racjonalność do życia gospodarczego i organizacji społecznej/kulturalnej. Inni przedstawiciele tego nurtu to C. Wright Mills , Philip H. Burch , G. William Domhoff i Carroll Quigley.
Z tej literatury wyłania się obraz państwa, które odziedziczyliśmy w naszych czasach. W istocie, żaden żyjący człowiek nie znał innego. Pomijając wszelkie hasła demokracji i wolności, państwo, jakie znamy, składa się z kartelu aspirujących, dominujących interesów przemysłowych w każdym sektorze, zaangażowanych w nieustanne spiski przeciwko wolnemu i konkurencyjnemu rynkowi. Zazwyczaj nie myślimy o państwie w ten sposób, ale wydaje się to najbardziej realistyczną koncepcją tego, czym ono właściwie jest i co robi.
Weźmy na przykład FDA. Jej siłą napędową jest przemysł, który płaci połowę jej rachunków i dzieli prawa własności intelektualnej z samym przemysłem oraz z jego siostrzanymi i nadrzędnymi agencjami, tj. Narodowym Instytutem Zdrowia (NIH), CDC i Departamentem Zdrowia i Opieki Społecznej (HHS). Branża farmaceutyczna ma zdecydowanie największy wpływ na funkcjonowanie tych agencji, dlatego Robert F. Kennedy Jr., zaprzysięgły wróg przemysłu farmaceutycznego, ma tak ogromne problemy z zarządzaniem nimi i zmianą ich priorytetów. Nie powinno to być szokujące, ponieważ takie były jej korzenie: przemysł dążył do legitymizacji i ochrony przed podstępami suwerenności konsumenta.
Ten sam dramat dotyka wszystkich prób reform w Rezerwie Federalnej (banki), Departamencie Rolnictwa (wielkie rolnictwo), Departamencie Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast (deweloperzy), Departamencie Edukacji (związki zawodowe nauczycieli), Departamencie Transportu (pociągi i samochody) oraz Departamencie Obrony/Wojny (producenci amunicji). Gdziekolwiek spojrzeć w Waszyngtonie, widać rękę potężnych graczy przemysłowych. Tak jest w większości części świata.
To państwo przemysłowe ma co najmniej trzy warstwy . Głęboką warstwę tworzą agencje wywiadowcze oraz ich dobroczyńcy i partnerzy przemysłowi. NSA i CIA zlecają większość swoich działań firmom cyfrowym z sektora prywatnego, których wyniki są tajne. Istnieje również warstwa detaliczna (lub płytka), w której regulowane branże realizują życzenia przejętych agencji; dlatego CVS wycofało leki ze swoich półek na rzecz zmodyfikowanych szczepionek mRNA i dlatego środowisko medyczne z takim entuzjazmem zareagowało na pandemię COVID-19. Warstwa środkowa składa się z samych agencji, które zorganizowały wszystkie transfery.
Jeśli tak wygląda państwo w naszych czasach, to co z przeszłością? Czy ten model ma zastosowanie? Być może, jeśli mówimy o Kościele jako o przemyśle, możemy dostrzec te same siły działające w średniowieczu. Jeśli spojrzymy na instytucje wojskowe jako na przemysł, zyskamy inne spojrzenie na to, co napędzało starożytne państwa również w Rzymie i Atenach.
Jak ta namacalna i nieco mroczna perspektywa genezy i funkcjonowania państwa wpisuje się w starsze teorie? Odrzuca idealizm Platona i Hegla, wprowadza element realizmu Hobbesa i Locke’a, ożywia Marksa i Rothbarda oraz ożywia teorie de Jouvela i Hoppego.
O ile nam wiadomo, jest to najdokładniejszy opis rzeczywistości współczesnego etatyzmu, jaki jest dostępny. To dodatkowo podkreśla ogromne wyzwanie, przed jakim stoją tymczasowi zarządcy, którzy rzekomo osuszają bagno, eliminują przejęcie agencji lub w inny sposób ograniczają korupcję. Problem polega na tym, że cały aparat państwowy jest w rzeczywistości bagnem. Przejęcie jest istotą. Korupcja jest wpisana w funkcjonowanie państwa.
Nic z tego nie oznacza, że reformy nie są warte podjęcia. Kluczowe jest jednak zrozumienie, że żaden z mechanizmów państwowych nie jest nastawiony na adaptację do reformatorów i presji demokratycznej. Cały impet zmierza w przeciwnym kierunku. To, co wydarzyło się w przypadku Trumpa 2.0, nawet przy ograniczonych sukcesach, jakie zaobserwowaliśmy, jest anomalią. Potrzebny będzie cud, aby dokonać dalszych zmian, ale jest to możliwe.
Jedno z najmądrzejszych stwierdzeń w historii teorii politycznej pochodzi od Davida Hume'a . Jego zdaniem, rola opinii publicznej jest kluczowa we wszelkich formach sprawowania władzy. Kiedy zmienia się nastawienie społeczeństwa, państwo nie ma innego wyboru, jak tylko się do tego dostosować.
„Nic nie wydaje się bardziej zaskakujące dla tych, którzy patrzą na sprawy ludzkie filozoficznym okiem, niż łatwość, z jaką wielu jest rządzonych przez nielicznych; i bezwarunkowa uległość, z jaką ludzie rezygnują z własnych uczuć i namiętności na rzecz uczuć i namiętności rządzących. Gdy dowiemy się, w jaki sposób dokonuje się ten cud, odkryjemy, że skoro siła zawsze jest po stronie rządzonych, rządzący nie mają na swoim źródle niczego poza opinią. Zatem rząd opiera się tylko na opiniach; maksyma ta odnosi się zarówno do rządów najbardziej despotycznych i militarnych, jak i najbardziej wolnych i popularnych”.
Zmiana opinii publicznej: to jest najważniejsze zadanie.
Jeffrey A. Tucker
Za: https://brownstone.org/articles/what-is-the-state-and-who-controls-it/
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 735
Istnieje wiele oficjalnych i nieoficjalnych, akademickich i pozaakademickich podejść oraz formalnych/nieformalnych definicji polityki i jej funkcjonowania w społeczeństwie. Jednakże jako najbardziej uniwersalną koncepcję przyjmuje się, że polityka to po prostu zdolność kierowania i administrowania państwem (w starożytnej grece – polis lub państwo-miasto) lub innymi organizacjami politycznymi (takimi jak wielostronne, międzynarodowe, ponadnarodowe itp.). W istocie administrowanie państwem lub innymi podmiotami politycznymi jest sprawą sztuki.
Państwo można zdefiniować jako stowarzyszenie polityczne, które ustanawia autonomiczną/suwerenną jurysdykcję w określonych granicach terytorialnych. Ponadto suwerenność to praktyka wyższej władzy politycznej, która jest odzwierciedlana przez państwo jako jedynego i nadrzędnego twórcę praw oraz władzę chroniącą je w granicach państwa (rzeczywistych lub wyobrażalnych).
W praktyce wyróżnia się dwa rodzaje suwerenności państwa: zewnętrzną i wewnętrzną.
Suwerenność zewnętrzna (polityczna) uwzględnia zdolność państwa do działania jako niezależny aktor w stosunkach międzynarodowych. Jednak w praktyce oznacza to dwa kluczowe punkty:
1) że państwa muszą być z różnych punktów widzenia (lub przynajmniej prawnych) równe w stosunkach ze sobą; I
2) że integralność terytorialna, a następnie niezależność polityczna państwa jest nienaruszalna.
Suwerenność wewnętrzna (polityczna) państwa odnosi się natomiast do terytorium znajdującego się w granicach państwa sprawowanego przez najwyższą władzę polityczną (rząd, w praktyce wspierany przez uzbrojone siły bezpieczeństwa).
Wreszcie polityka jest ściśle powiązana z koncepcją władzy, która jest zdolnością wpływania na politykę innych, zasadniczo w oparciu o wymagane obowiązki i posłuszeństwo.
Niemniej jednak, jak można się spodziewać, rozumienie, a zwłaszcza niektóre oficjalne definicje polityki, są historycznie rzecz biorąc kwestią bardzo wysoko, a nawet zasadniczo sporną. W praktyce istnieje duża rozbieżność zdań co do bardzo praktycznych kwestii, które aspekty życia społecznego i środowiska ludzkiego można zastosować w sztuce politycznej.
Według jednego z podejść, człowiek jest polityczny z urodzenia, co w praktyce oznacza po prostu, że podstawowa istota życia politycznego będzie upatrywana w każdej relacji międzyludzkiej, w tym na przykład w relacjach płci (mężczyzna/kobieta). Jednakże w powszechnym użyciu na całym świecie (ale szczególnie na Zachodzie) projektuje się ograniczone ramy dla polityki.
Mówiąc najprościej, należy rozumieć, że polityka funkcjonuje wyłącznie na szczeblu rządowym, zajmując się sprawami państwa. Ponadto w społeczeństwach zachodnich polityka musi obejmować rywalizację między partiami politycznymi, po której następują wielopartyjne wybory na różne poziomy władzy. Ogólnie rzecz biorąc, polityka jako zjawisko społeczno-historyczne jest niezwykle ograniczona zarówno w przestrzeni, jak i w czasie.
Tradycyjne rozumienie fenomenu polityki było takie, że jest to „sztuka i nauka rządzenia” lub „zarządzanie sprawami państwa” . Jednak w tym przypadku problem praktyczny pozostaje nadal nierozwiązany: nigdy nie osiągnięto wspólnego porozumienia co do zakresu działań i szczebli zarządzania państwem, za które odpowiada rząd. Oto niektóre z kluczowych pytań:
1) czy władza ogranicza się wyłącznie do spraw państwowych?
2) czy władza ma prawo ingerować w sprawy Kościoła, społeczności lokalnej, rodziny?
3) Czy rząd ma miejsce w gospodarce (liberalnej)?, itp.
Historycznie rzecz biorąc, filozofowie nauk politycznych zajmowali się dwoma kluczowymi pytaniami odnoszącymi się do zjawiska polityki:
1) czy inne stworzenia poza ludźmi uprawiają politykę?
2) czy możliwe jest istnienie społeczeństwa bez polityki?
Część z nich twierdziła, że inne stworzenia (np. pszczoły) mają politykę i że jakiś rodzaj społeczeństwa, przynajmniej teoretycznie, (jak Utopia) może istnieć bez polityki.
Niemniej jednak w praktyce politykę stosuje się wyłącznie do istot ludzkich; innymi słowy, do tych istot, które potrafią komunikować się symbolicznie i w rezultacie formułować oświadczenia, akceptować pewne zasady, kłócić się, a w końcu nie zgadzać.
Na przykład, polityka ma miejsce w przypadkach, gdy istoty ludzkie spierają się o pewne praktyczne kwestie w swoich społeczeństwach i mają pewne procedury umożliwiające rozwiązanie problemu w celu znalezienia wspólnego porozumienia akceptowalnego przynajmniej przez większość arytmetyczną (demokracja), ale nie jest to konieczne.
W zachodniej (liberalno-demokratycznej) koncepcji polityki nie ma (realnej) polityki w przypadkach, gdy istnieje monolityczna i całkowita zgoda co do praw i obowiązków w społeczeństwie (np. w jednopartyjnym systemie dyktatorsko-totalitarnym).
Jednak z najszerszego punktu widzenia polityka odnosi się do pewnych działań wykorzystywanych przez ludzi do tworzenia, obrony i zmiany zasad na różnych poziomach, na których żyją.
Polityka była przez cały czas ściśle powiązana zarówno z konfliktami i współpracą, jak i porozumieniami i nieporozumieniami.
Z jednego punktu widzenia mamy do czynienia z praktyką przedstawiania przeciwstawnych argumentów, przeciwnych życzeń dotyczących rozwiązania problemu, konkurowania ze sobą pragnieniami politycznymi, gospodarczymi, społecznymi itp. oraz pokonywania interesów innych. W tym przypadku nie ma zgody co do zasad, według których żyją ludzie w określonych społeczeństwach. Jednak w wielu praktycznych przypadkach, w celu wywarcia wpływu na takie zasady (prawo) lub wymuszenia ich praktycznego wdrożenia, ludzie mogą współpracować z innymi ludźmi.
Niemniej jednak polityka w istocie jest zjawiskiem niezwykle spornym, ponieważ historycznie była rozumiana jako sztuka rządu/państwa, w większości ogólnych punktów widzenia jako sprawy publiczne, jako pokojowe rozwiązywanie różnych sporów i wreszcie jako władza i podział różnego rodzaju zasobów. Wreszcie państwowość (polityczne zarządzanie państwem) można zdefiniować jako sztukę prowadzenia spraw publicznych i polityki zagranicznej w celu realizacji interesu narodowego: celów polityki zagranicznej państwa dla (rzekomo) dobra społeczeństwa.
W każdym przypadku działania państwa jako niezależnego aktora politycznego, czy to w polityce wewnętrznej, czy zewnętrznej, konieczne jest posiadanie realnej władzy. Zjawisko władzy politycznej można rozumieć jako zdolność wpływania na rezultaty określonych działań, co obejmuje zdolność państwa do kierowania sprawami politycznymi i innymi w obrębie własnych granic, bez ingerencji innych (zewnętrznych) aktorów politycznych. W tym sensie polityka państwa i władza są ze sobą w bardzo bliskich stosunkach, w zasadzie synonimami.
Vladislav B. Sotirović
dr Vladislav B. Sotirović jest byłym profesorem uniwersytetu w Wilnie na Litwie. Jest pracownikiem naukowym w Centrum Studiów Geostrategicznych, stałym współpracownikiem Global Research.
Tekst (tłumaczenie maszynowe) pochodzi z portalu Global Research z 5.12.23 https://www.globalresearch.ca/what-politics/5842227
- Autor: Stanisław Bieleń
- Odsłon: 3065
Rozumienie interesu narodowego (2)
Warunkiem właściwego sformułowania interesu narodowego przez elity rządzące – zgodnie z założeniami konstruktywizmu – jest rzetelne rozpoznanie środowiska międzynarodowego, identyfikacja interesów partykularnych, kolektywnych i komplementarnych.
Zadanie to zależy od jakości przywództwa politycznego, sprawności i kompetencji ludzi zatrudnionych w aparacie służby zagranicznej.
Legitymizacja władzy w III RP sięga od 25 lat do zasług w obalaniu poprzedniego ustroju. Na drugim planie są kompetencje merytoryczne rządzących, których nikt nie pyta o kwalifikacje w dziedzinie zarządzania państwem i gospodarką. Staż partyjny i kariera polityczna ludzi władzy są ważniejsze od gruntownego wykształcenia w dziedzinie prawa, ekonomii czy zarządzania. W kampaniach wyborczych większe szanse na zdobycie poparcia mają też celebryci i ekscentrycy, a nie poważni fachowcy.
Dopóki to się nie zmieni, poziom klasy rządzącej będzie jedynie się obniżał. Widać to po kulturze politycznej - tak mentalnej, jak i instytucjonalnej, obnażonej choćby przy okazji afery podsłuchowej latem 2014 r. Korupcja na wysokich szczeblach władzy, afery podsłuchowe, ingerencje służb specjalnych w sferę wolności dziennikarskich – to przykłady, które zbliżają Polskę do reżimów wschodnioeuropejskich, a nie do Zachodu.
Oprócz braku kompetencji członków polskich elit politycznych uderza ich mentalny prowincjonalizm. Wprawdzie bieżące kontakty z Brukselą i instytucjami unijnymi służą „cywilizowaniu” rodzimych polityków, ale to jeszcze nie oznacza, że mają oni horyzonty myślowe wykraczające poza dominujące w Polsce swary.
Elity polityczne, niezależnie od ich kwalifikacji i proweniencji, ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za kreowanie strategii rozwojowej państwa. To od ich jakości i sprawności zależy efektywny plan gry.
Polskie elity polityczne po 1989 r. okazały się nieprzygotowane do przyjęcia na siebie pełnej odpowiedzialności za państwo, które w wielu dziedzinach po prostu abdykowało.
Odwołując się do dogmatów wolnego rynku doprowadzono do demontażu wielu funkcji państwa. Powołując się na konieczność prywatyzacji czy wymogi związane z integracją, pozbyto się własnego przemysłu, zakładając, że obcy kapitał uczyni Polskę bogatą i szczęśliwą.
Tymczasem skala pauperyzacji, rozwarstwienia społecznego i bezrobocia przerosła wszelkie wyobrażenia.
Do tego doszła niesprawność administracji rządowej, która staje się zagrożeniem nie tylko dla członków elit politycznych (ze względu na utratę stanowisk), ale jest niebezpieczna dla państwa jako całości.
Kto wie, czy odwracanie uwagi w stronę konfliktu z Rosją nie służy kamuflowaniu porażek wewnętrznych i mobilizowaniu nowego poparcia społecznego?
Wiele państw o podobnym statusie dąży do zachowania nie tylko swojego stanu posiadania, ale i umacniania funkcji regulacyjnych, służących zachowaniu bezpieczeństwa socjalnego obywateli czy podnoszeniu kondycji intelektualnej społeczeństwa. Tak więc np. w państwach nordyckich najważniejsze są wartości służące utrzymaniu i podnoszeniu standardów życia obywateli, a nie militaryzacji.
Jedynie słuszna racja
Elity polityczne, a przynajmniej ich światła część, muszą być świadome, że warunkiem utrzymania swojej wiarygodności i legitymizacji władzy jest posiadanie – niezależnie od zewnętrznej sojuszniczej protekcji czy powiązań integracyjnych – własnych autonomicznych celów, spójności doktrynalnej i skuteczności realizacyjnej, wyrażającej się zarówno w sile gospodarki, jak i determinacji rządzących na rzecz obrony interesu narodowego. Psychologiczne nastawienie członków elit politycznych jest często jednym z najważniejszych czynników identyfikacyjnych.
Odnosi się wrażenie, że infiltracja Polski przez potężne zachodnie grupy interesu i kapitału prowadzi do osłabiania pierwiastka narodowego, kosmopolityzacji elit, które nie są w stanie bronić odrębnych, partykularnych, a nawet egoistycznych (jak trzeba) interesów.
Polski euroentuzjazm ma, niestety, płytkie podłoże. Opiera się na przekonaniu o bezwzględnych korzyściach płynących z integracji. Gdy jednak Polska przestanie być beneficjentem pomocy i zacznie przegrywać w rywalizacji z innymi państwami o podział środków, może wzrosnąć niechęć nie tylko wobec wzorów kulturowych, płynących z Zachodu, ale rosnący eurosceptycyzm wyniesie do władzy siły skrajne i nieprzewidywalne.
Za najważniejszą słabość polskiego dyskursu o polityce zagranicznej należy uznać brak wariantowego myślenia i nieprzejednanie, tak wobec myślących inaczej w kraju, jak i wobec sąsiadów, którzy mają swoje odrębne interesy. Dotyczy to nie tylko wielkiej i nieprzyjaznej Rosji, ale także małej i przyjaznej Litwy, z którą stosunki są w stanie głębokiego chłodu.
W dyskursie próbuje się wykluczyć oponentów, narzucić jednolitą narrację, zdezawuować inne racje poza oficjalną i uznaną za jedynie słuszną. Mamy do czynienia z dyktatem „patriotycznej poprawności”, mimo że sprawy nie są jednoznaczne.
Podczas gdy świat jest pluralistyczny i zróżnicowany, w oficjalnym dyskursie w Polsce panuje przekonanie, że występuje w nim manichejski czarno-biały podział na „swoich” i „obcych”, „przyjaciół” i „wrogów”, a gdy ktoś próbuje skomplikować to uproszczone, by nie powiedzieć prymitywne widzenie świata, pada ofiarą podejrzenia o niecne, wręcz zdradzieckie zamiary.
Diagnoza położenia Polski w środowisku międzynarodowym musi opierać się na szerokiej debacie społecznej, a nie na dogmatach i odgórnie narzucanej narracji. Widać, jak nie umieją spierać się ze sobą politycy, ale także jak nie potrafią tego robić dziennikarze i analitycy. Mamy raczej do czynienia z agresywną retoryką i w sumie bezmyślną aprobatą oficjalnych enuncjacji.
Ta obawa przed myślącymi inaczej, przed broniącymi innego punktu widzenia jest wynikiem braku wykrystalizowanej tożsamości, braku pewności, że wyznawane wartości da się racjonalnie obronić na drodze logicznej argumentacji.
Media masowe pretendują do sprawowania funkcji „czwartej władzy”, ale wiele wskazuje na to, że są one narzędziem w ręku polityków i sponsorów. Same ulegają manipulacjom i realizują misje ideologiczne, wbrew zasadom obiektywizmu i poszanowania pluralizmu we współczesnym świecie. Przybierają pozy misyjne, wykazując zbyt mało dystansu wobec złożoności interesów we współczesnym świecie.
Polska polityka zagraniczna pod względem doktrynalnym jest niezwykle uboga. Nie jest to jedynie wynik mizerii intelektualnej środowisk analitycznych, ale pewnego mechanizmu systemowego, który nie promuje aktywności niezależnej i nie wyzwala myślenia alternatywnego wobec koncepcji oficjalnych.
Dla środowisk polityki zagranicznej III RP charakterystyczny jest epigonizm i sięganie do anachronicznych koncepcji, przywołujących świetność ekspansji jagiellońskiej na Wschód, późniejszego misjonizmu i prometeizmu. Wszystkie te koncepcje świadczą o oderwaniu od współczesnych realiów, braku pogłębionej refleksji intelektualnej i analitycznej, afektywności i emocjonalności w ocenie zjawisk zachodzących na Wschodzie, co pokazała histeria antyrosyjska w związku z kryzysem krymskim i wydarzeniami na Ukrainie.
Brak krytycznej refleksji
Z powodu braku spójnej wizji i strategicznego myślenia odpowiadającego możliwościom i celom państwa średniej rangi, rząd Polski prowadzi politykę dorywczą i reaktywną, cedując ważne rozwiązania na struktury unijne, bądź oddając inicjatywę państwom o silnej pozycji w Europie, przede wszystkim Niemcom i Francji. Państwa te dbają przede wszystkim o swoje interesy, co niekoniecznie jest korzystne dla Polski.
W kontekście dyskursu wokół polityki zagranicznej nikomu w Polsce nie zależy na zbilansowaniu potencjału intelektualnego, który można byłoby wykorzystać w kreowaniu polskiego interesu narodowego. Nieczytelny system obsadzania stanowisk w wielu instytucjach publicznych blokuje dostęp do kształtowania polityki przez ludzi kreatywnych i odważnych, a przede wszystkim niezależnych w myśleniu i dobrze wykształconych.
Brakuje też systemu przyciągania ludzi powracających do Polski po studiach zagranicznych czy dłuższym pobycie na emigracji. Traktuje się ich jak konkurentów i zagrożenie dla istniejących układów. W tym kontekście promocja wymiany naukowej z zagranicą także pozostawia wiele do życzenia.
W dyskursie o polityce zagranicznej nie przebijają się głosy samodzielne i oryginalne. Istniejące think tanki, finansowane ze środków rządowych lub zagranicznych, uprawiają badania, które jedynie uzasadniają realizowaną politykę, są więc zaangażowane w służbie konkretnych sił politycznych, zamiast pokazywać, co jest korzystne, a co niebezpieczne dla państwa i narodu z punktu widzenia podejmowanych przez rząd decyzji.
W Polsce wszystkie decyzje rządu uchodzą za słuszne i niepodważalne. A przecież psychoza wojenna i nakręcanie koniunktury zbrojeniowej zasługują naprawdę na krytyczną refleksję, a nawet społeczną debatę.
Odnosi się wrażenie, że polska myśl polityczna stała się całkowicie zależna od mocodawców zewnętrznych. Istnieje groźba, że polscy decydenci wykonują dyrektywy płynące z zewnątrz, albo jedynie pośredniczą w przekazywaniu decyzji podjętych gdzie indziej. Nawet gdy takie stwierdzenia wydają się przejaskrawione, to jednak w potocznej opinii coraz bardziej umacnia się przekonanie o zewnętrznym uzależnieniu polskich elit politycznych. Jest to m.in. wynikiem braku wiedzy na temat procesów decyzyjnych. Gdy brak jest dostępu do informacji, rodzą się podejrzenia i mity polityczne.
Niewiele czyni się dla odkrycia mechanizmów kształtowania polityki zagranicznej państwa i jego aktywności międzynarodowej. Nie ma praktycznie żadnych analiz na temat postrzegania Polski w różnych państwach zachodnich, które traktowane są jako sojusznicy.
Przyjmuje się np., że neokonserwatyści amerykańscy z zasady sprzyjają polskim interesom, gdy tymczasem po bliższej analizie okazuje się, że nie znajduje to odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jest to bardziej wymysł polskiej propagandy i przejaw dobrego samopoczucia polityków znad Wisły. W żadnej bowiem amerykańskiej wizji stosunków międzynarodowych Polska nie zajmuje ważnego miejsca. Podobnie jak nie znajduje uznania w strategiach państw zachodnioeuropejskich.
W dyskursie publicznym rzadko podejmuje się problematykę imitowania wzorów zachodnich, czy ograniczania suwerenności intelektualnej. Ponieważ zbyt silne są skojarzenia z dominacją imperialną czasów radzieckich, unika się jak ognia badań nad zależnościami ekonomicznymi i politycznymi państwa polskiego od nowych ośrodków imperialnych, w tym od Stanów Zjednoczonych.
Zawodowi amerykaniści w Polsce pełnią rolę tuby propagandowej Ameryki. Nie są w stanie pozbyć się kompleksu niższości i nawyków serwilistycznych. Występuje osobliwe zjawisko idealizacji Zachodu, traktowanie go jako jedynego punktu odniesienia, co świadczy o silnym kompleksie niższości i niedowartościowaniu.
Niemałą rolę w tym procesie odgrywa celowa zachodnia narracja, kreowana zarówno przez świat polityki, mediów, jak i badania akademickie. Jest na przykład faktem, że Unia Europejska narzuca obszarom peryferyjnym swoje diagnozy i wytyczne rozwojowe, oparte na nieadekwatnych do realnych problemów wizjach, zaczerpniętych z doświadczeń tych państw, które dominują w gospodarce światowej i mają zasadniczy wpływ na procesy polityczne. Instytucje unijne pod presją globalizacji przyjmują często założenia o uniwersalności problemów społecznych i gospodarczych w skali całego świata, proponując także uniwersalne recepty na ich rozwiązanie. Powoduje to wiele negatywnych skutków, które są przede wszystkim rezultatem niesamodzielności państw słabszych i ich rosnącej desuwerenizacji. Dlatego bezrefleksyjne powielanie wszystkiego, co dociera do Polski z Zachodu świadczy o utrzymywaniu się głębokiej „prowincjonalizacji”, mającej swoje źródła w odległej przeszłości, ale i w błędach popełnianych współcześnie.
Na podobne zjawiska zwracają uwagę badacze pozaeuropejscy, zwłaszcza w ramach nurtu postkolonialnego, ale w Polsce nie znajduje to większego odzewu. Polityka medialna przedstawia zachodniocentryczny punkt widzenia, ulegając „przemocy symbolicznej” zachodnich systemów informacyjnych.
„Peryferyjne” atrybuty wobec „centralnych” aspiracji
Na początku lat 90. ubiegłego wieku Polska nie zdołała zdefiniować swojej roli międzynarodowej. Nie brakowało pomysłów na samodzielną rolę pośrednika czy „pomostu” w stosunkach między Wschodem a Zachodem. Możliwości realizacyjne takiej roli były jednak ograniczone tak pod względem motywacyjnym, jak i materialnym. Polska okazała się słabym aktorem, zabiegającym raczej o ciągłe wsparcie ze strony instytucji unijnych i państw NATO.
Brak inicjatywności i innowacyjności w poszukiwaniu własnej roli międzynarodowej oraz obsesyjny strach przed Rosją czynią z państwa polskiego przedmiot w kalkulacjach innych państw, zwłaszcza mocarstw. Nie udało się stworzyć żadnego ośrodka gospodarki, który byłby w stanie konkurować z innymi państwami Unii Europejskiej. Najdobitniej świadczy o tym skala migracji zarobkowej, zwłaszcza ludzi młodych i wykształconych, co jest bolesną stratą dla państwa.
Akcesja Polski do struktur zachodnich zwolniła elity polityczne z myślenia o samodzielnym kreowaniu polityki. Wybrały one strategię bandwagoning (schronienia się pod parasolem najsilniejszego mocarstwa), licząc jednocześnie na zdobycie absolutnych gwarancji bezpieczeństwa i włączenie do ekskluzywnego klubu zachodniego.
Rzeczywistość międzynarodowa okazuje się jednak bardziej złożona. Stany Zjednoczone realizują bowiem przede wszystkim własne interesy, a Unia Europejska nie jest sojuszem, zapewniającym bezpieczeństwo swoim uczestnikom.
W stosunkach międzynarodowych nie chodzi o jakieś abstrakcyjne przyjaźnie między państwami, ale o polityczne zobowiązania, które są oparte na wzajemności interesów stron. Jedynie NATO jako organizacja wojskowo-polityczna może sprostać pewnym wyzwaniom i zagrożeniom, ale prawdę mówiąc, nie ma dotąd jednoznacznych dowodów na temat wartości operacyjnej jej zobowiązań sojuszniczych.
Błędne diagnozy sytuacji międzynarodowej wpływają na fałszywe definiowanie własnych interesów. Ignorancja i naiwność członków elit politycznych w sprawach międzynarodowych spowodowały przyjęcie założenia, że po rozpadzie bloku wschodniego skończył się czas hegemonii mocarstwowych.
W nowym układzie sił geopolitycznych, do którego zaczęła zmierzać Polska, nie chciano dostrzegać – odreagowując epokę „zniewolenia” – nowych zagrożeń, wynikających z nadrzędności jednych państw wobec drugich.
Nie wiadomo dlaczego – być może z powodu niewiedzy i naiwności, a może po prostu w wyniku nowego umysłowego „zniewolenia” – przyjmowano idealistyczne wyobrażenie o świecie, złożonym z altruistycznie postępujących potęg zachodnich, którym można entuzjastycznie zawierzyć i dobrowolnie się podporządkować. Tak, jakby doświadczenia minionej epoki nie miały w tym względzie żadnego znaczenia, jakby niczego one nie nauczyły, jeśli chodzi o koszty subordynacji.
Struktury i mechanizmy zależności między potęgami i państwami słabszymi są stare jak świat, stąd dziwi bezgraniczna wiara polskich elit politycznych i intelektualnych w bezinteresowną protekcję amerykańskiego hegemona. Tym bardziej, że w samych Stanach Zjednoczonych pojawiło się w ostatnich latach szereg analiz, pokazujących istotę polityki imperialistycznej w nowych uwarunkowaniach. Amerykanie nie kryją zaangażowania na rzecz obejmowania swoimi wpływami coraz większych przestrzeni. Nie oznacza to dominacji terytorialnej, ani budowy imperium w tradycyjnym rozumieniu, co z kolei zarzuca się Rosji.
Współcześnie imperialistyczne uzależnianie przybrało znacznie bardziej wyrafinowane formy w porównaniu do dawnej dominacji.
Przede wszystkim miejsce bezpośredniego wyzysku, jak w czasach kolonialnych, zajęła skuteczna perswazja i presja dyplomatyczna, propagowanie własnych wzorów ustrojowych, manipulowanie opinią publiczną, uzależnianie elit poprzez system stypendiów, dotacji, apanaży, wreszcie przejmowanie cudzej własności dzięki przewadze i sile pieniądza. Doszło doprawdy do zadziwiającego zjawiska, że amerykańska kultura masowa, model polityczny i ekonomiczny są traktowane jako kryteria oceny dla wszystkich innych kultur i modeli ustrojowych.
Sny o potędze
Na tym tle warto zastanowić się nad definicją miejsca Polski w świecie, w którym następują dynamiczne zmiany geopolityczne. Polska, uczestnicząc w procesach integracyjnych, stała się niejako w sposób naturalny uczestnikiem globalnych procesów. Nie zdefiniowała jednak swojego położenia w świecie ze względu na rangę i rzeczywiste możliwości, przyjmując niejako intuicyjnie, że jest równoprawnym partnerem największych potęg Zachodu.
W ten sposób po raz kolejny społeczeństwo i elity polityczne ulegają zakłamaniu, że Polska jest elementem światowego „centrum”, a nie „peryferii”. Ta ucieczka w stronę „centrum” jest wynikiem historycznych doświadczeń, związanych z uzależnieniem od Rosji, ale także nagromadzonych kompleksów, które stawiały Polaków w roli „peryferii”, „prowincji”, „szarej strefy” czy „ofiary”.
Identyfikacja z cywilizacją zachodnią stała się celem tak mocno zideologizowanym, że niemożliwa jest realistyczna diagnoza stanu rzeczy. Świat polityki otwarcie unika debaty na temat peryferyjnego, a w istocie zależnego od Zachodu statusu państwa polskiego.
Wszystkie głosy pojawiające się w ramach dyskursu intelektualnego, które nie odpowiadają narzuconej przez polityków i media poprawności, są traktowane jako nieobiektywne i szkodliwe dla polskiej racji stanu. Mało komu przychodzi do głowy, że każda trafna diagnoza polskich uzależnień w różnych dziedzinach wcale nie musi oznaczać pogłębiania kompleksów niższości, ani też nie musi prowadzić do obniżania poziomu aspiracji, realizowanych od czasu wyboru przez Polskę prozachodnich afiliacji. Przeciwnie, może ona przyczynić się do bardziej realistycznego rozpoznania ograniczeń możliwości własnego działania, ale także do przygotowania działań adekwatnych do stojących przed państwem wyzwań.
Doświadczenie innych niż Polska państw uczy, że właściwa diagnoza stanu posiadania, możliwości i interesów prowadzi do zbudowania stosownej strategii, umożliwiającej nie tylko zdobycie silnej pozycji międzynarodowej, ale i sprostanie wyzwaniom środowiska międzynarodowego.
Takimi państwami są choćby północni sąsiedzi Polski, zaliczani do świata nordyckiego, ale także partnerzy z Grupy Wyszehradzkiej. Trafne rozpoznanie przez nich własnej peryferyjności pozwoliło im na wybór takich strategii akomodacyjnych, które zapewniły dostosowanie i wybitny awans w europejskich strukturach politycznych i gospodarczych. Towarzyszyło temu systematyczne umacnianie prestiżu i autorytetu, jako państw zdolnych do poszukiwania kompromisu w sporach między państwami silniejszymi od siebie, państw rozumiejących hierarchię międzynarodową i gotowych zaakceptować w tej hierarchii swoje miejsce.
W odróżnieniu od „drogi nordyckiej” w Polsce mamy do czynienia z demonstrowaniem zachodnich aspiracji, bez dokładnej diagnozy, wskazującej na koszty przyjęcia takich strategii rozwojowych, które wymagają wyrzeczeń, ale nie gwarantują jednoznacznego awansu. Deklaracje polityczne zastępują rzetelne analizy i kalkulacje, a to oznacza, że polska polityka bazuje raczej na improwizacji i „zaklinaniu” rzeczywistości, a nie na racjonalnym planowaniu i wzmacnianiu własnego potencjału, który w ostatecznym rozrachunku decyduje o sile i pozycji międzynarodowej państwa.
Swój peryferyjny status, słabość gospodarki i niewielkie znaczenie polityczne pośród najbogatszych państw Zachodu Polska kompensuje sobie pewnymi atutami o charakterze kulturowym. Za atuty uznaje zatem swoją wielkość historyczną z czasów I Rzeczypospolitej, cierpienia pod zaborami, w czasie II wojny światowej i w okresie komunistycznym, osiągnięcia artystyczne, a także dokonania religijne na czele z pontyfikatem Karola Wojtyły.
***
Przedstawione wyżej refleksje o polskim interesie narodowym mają w dużej mierze charakter minorowy i pesymistyczny. Zapewne wiele stwierdzeń i ocen ma charakter kontrowersyjny. Należy je jednak traktować jako pewne inspiracje intelektualne w dyskursie, który powinien toczyć się w Polsce na różnych poziomach społecznych.
W kształtowaniu interesu narodowego biorą bowiem udział nie tylko kręgi rządzące, ale także obywatele i różne organizacje społeczne. Tylko takie podejście do omawianej problematyki pozwoli wypracować najbardziej racjonalne założenia strategii międzynarodowej Polski i weryfikować hasła polityczne pod kątem ich racjonalnej implementacji.
Największym osiągnięciem byłoby przewartościowanie własnego interesu ze względu na kooperację, a nie konfrontację z największym sąsiadem, tj. Rosją. Prędzej czy później na Zachodzie obudzą się siły, które podejmą odwracanie nakręconego ryzyka konfliktu, na którym obecnie tracą wszyscy. Byłoby dobrze, gdyby polscy decydenci odnaleźli się w ramach tego procesu, ratując pozycję państwa zdolnego do prawidłowej oceny sytuacji, inteligentnego i odważnego partnera Zachodu, ale także otwartego na pozytywne relacje z Rosją, państwa zdolnego do odrzucenia fałszywych diagnoz, iluzji i ambicji.
Stanisław Bieleń
Prof. Stanisław Bieleń jest politologiem, pracownikiem Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego
Jest to druga część obszernego tekstu opublikowanego w czasopiśmie naukowym „Stosunki Międzynarodowe – International Relations”nr 2 (t . 50), 2014
Pierwsza część została opublikowana w numerze listopadowym, Nr 11/15 SN - Rozumienie interesu narodowego (1)
Śródtytuły i podkreślenia pochodzą od Redakcji.

