Politologia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1572
Większość ludności na świecie doskonale rozumie, że BRICS rozwija się na plus, w 2024 roku wręcz na piątkę plus, wszak tylu doszło nowych członków. Za to wśród mniejszości nierzadko ujawnia się syndrom schizofrenii poznawczej polegającej na rozdziale poszczególnych państw od ich uczestnictwa w grupie. Jakby tylko jako atomy „były sobą”, czyli niezachwianie egoistycznymi aktorami walczącymi o przetrwanie na geopolitycznej szachownicy (1). Rozłączność, która zresztą w mgnieniu oka znika przy analizie organizacji zarządzanych przez oś anglosaskiego Heartlandu (Kees Van der Pijl).
Twórca akronimu BRIC, Jim O'Neill (były analityk Goldman Sachs, mylony czasem jak twórca realnej grupy), przed szczytem w 2023 roku w RPA stwierdził, że członkowie BRICS „nigdy niczego nie osiągnęli od czasu, gdy po raz pierwszy zaczęli się spotykać" i że poza „potężną symboliką" nie ma pewności, co w ogóle mają nadzieję osiągnąć (2). Ot i liberalna iluzja własnej wyjątkowości w najlepszym wydaniu, ale nie ma się co dziwić, przecież „wybitnie amerykański światopogląd został zuniwersalizowany przez ruch, dla którego uniwersalizm jest grzechem śmiertelnym” (3).
Tymczasem BRICS plus stanowi obecnie prawie 34% światowej powierzchni lądowej, podczas gdy G7 stanowi 16%. Kraje BRICS obejmują 45,2% światowej populacji, w porównaniu do zaledwie 9,7% w G7. Łączny PKB oparty na parytecie siły nabywczej wyniesie tam 36,7% w 2024 r., w porównaniu do 29,6% dla G7. Dane dotyczące rezerw ropy naftowej pokazują, że kraje BRICS posiadają obecnie 45,8% globalnych wolumenów, podczas gdy G7 posiada tylko 3,7%.
Tak więc pod wieloma względami ilościowymi BRICS przewyższa G7 (4), chociaż trzeba podkreślić, że to tylko jądro Zachodu. Faktem jest także, że Nowy Bank Rozwoju w całej swojej historii zatwierdził projekty warte zaledwie 33 miliardy dolarów; około dwie trzecie było zresztą w amerykańskiej walucie. Dla porównania Bank Światowy zobowiązał się do zainwestowania 128 miliardów dolarów w samym 2023 roku. Co więcej, nie sprzeciwiono się nawet zachodnim sankcjom wobec Rosji, wstrzymując nowe transakcje z Moskwą. Ale przecież nie od razu Kraków zbudowano!
BRICS plus określam jako międzycywilizacyjne stowarzyszenie państw dla „nowej ery”. Dlatego pochylmy się nad rozwijaną wizją przyszłości, gdyż nawet realista Edward Carr, wskazywał, że „utopia i rzeczywistość są dwiema stronami nauki o polityce. Tylko tam, gdzie istnieją razem, można mówić o zdrowej myśli politycznej i zdrowym życiu politycznym” (5).
Utopia „nowej ery” stosunków międzynarodowych
Istotę „starej ery” trafnie opisał prezydent Brazylii Lula da Silva, dokonując krytyki Agendy 2030 ONZ (na rzecz zrównoważonego rozwoju), gdy podkreślił, że promowana przez Zachód walka o ograniczenie zmian klimatycznych jest z gruntu niesprawiedliwa. Wiele krajów rozwijających jest dotkniętych głodem, ubóstwem i innymi plagami życia, a faktycznie to „ci, którzy przewodzili rewolucji przemysłowej i niczym drapieżcy praktykowali kolonialną grabież surowców w celu ich sprzedaży na rynku światowym, ponoszą główną odpowiedzialność za kryzys” (6).
„Nowa era” stosunków międzynarodowych ma swoje korzenie w chińskiej narracji o rozwoju wewnętrznym, a później również wymiarze międzynarodowym. Osiągając bezprecedensowy rozwój społeczny i status globalnego mocarstwa, zdecydowano o budowie nowego ładu międzynarodowego i alternatywnego centrum globalizacji. Stąd to chińska „wizja wspólnego losu ludzkości” sprzyja podstawowej filozofii BRICS, która oznacza: wzajemne uwzględnianie interesów, demokratyzację, czyli upodmiotowienie w stosunkach międzynarodowych, poszanowanie suwerenności narodów i ich prawa do określania własnych trajektorii rozwoju zgodnie z afrykańskim przysłowiem: „jeśli chcesz iść szybko, idź sam, a jeśli chcesz iść daleko, idź razem z innymi”.
Chiński przywódca, Xi Jinping wspomniał również o normie zaczerpniętej z filozofii ubuntu: „Jestem, ponieważ jesteśmy”, która pochodzi z afrykańskiego dialektu Nguni Bantu i oznacza humanizm (człowieczeństwo), w którym jednostka i społeczność stanowią uzupełniającą się jedność (7). BRICS nie gra więc w tej samej lidze znaczeń co G-7 czy G-20, o czym świadczą liczne wydarzenia.
W czerwcu w Kazaniu odbyły się pierwsze Igrzyska BRICS, gromadząc sportowców z 82 krajów, którzy rywalizowali o 387 medali, w tym z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, USA, Japonii i Izraela, z udziałem Palestyny. Tym samym zapoczątkowano alternatywę dla Igrzysk Olimpijskich, które Zachód postrzega jako narzędzie sprawowania hegemonii kulturowo-politycznej.
W bieżącym roku odbył się również Szczyt Mody BRICS+, którego głównymi tematami były „decentralizacja i demokratyzacja”. Przedstawiciele 60 krajów zebrali się, aby omówić transformację branży modowej. Wzięło w nim udział ponad 130 marek w tym z Nigerii, Tunezji, Argentyny i wielu innych. W sferze kultury należy także odnotować już ósmy Festiwal Filmowy BRICS będący popularnym wydarzeniem wśród miłośników kina działając jako ważna platforma promująca dialog międzykulturowy. Nie do przecenienia jest dalszy rozwój Sieci Uniwersytetów BRICS, tym bardziej, że rozpoczęto pracę nad tworzeniem własnych rankingów uczelni, alternatywy wobec zachodnich mierników jakości i wpływu.
W sferze geoekonomicznej niewątpliwe ważną inicjatywą stał się projekt utworzenia giełdy zbożowej. Na kraje BRICS przypada obecnie około 30% wszystkich gruntów ornych na świecie. Razem produkują około 40% światowych upraw zbóż, 50% światowych ryb, 50% światowych produktów mlecznych. Dlatego też BRICS może stać się kluczową platformą dla globalnego bezpieczeństwa żywnościowego.
Kolejny wymiar współpracy wyraża irańska idea utworzenia sieci informacyjnej BRICS. Pogłębienie relacji między mediami krajowymi i stworzenie wspólnych ram informacyjnych ma służyć dyplomacji cyfrowej. Kwestia nader paląca nie tylko ze względu na dotychczasowe przewagi Zachodu w rywalizacji informacyjno-psychologicznej, ale postępujące próby cenzury i zastraszania „wrogów wolności”, czego najnowszym przypadkiem jest aresztowania twórcy niezależnego portalu Telegram, Pawła Durova we Francji. Znamienne, że John Shipton, ojciec Juliana Assange'a, otrzymał podczas Tygodnia Cyfrowego w Kazaniu nagrodę od stowarzyszenia dziennikarzy BRICS. Wobec zmediatyzowanej rzeczywistości jakość przyszłej współpracy informacyjnej wzrasta.
Warto się również pochylić nad wrześniowym spotkaniem przedstawicieli ds. bezpieczeństwa BRICS. Skład delegacji sugeruje, które państwa mogą zostać wkrótce nowymi członkami, a byli tam przedstawiciele m.in. Indonezji, Turcji, Kazachstanu, Serbii, Tajlandii, Białorusi, Wietnamu, Wenezueli, Uzbekistanu, Nikaragui, Kuby, Azerbejdżanu, Bahrajnu, Bangladeszu, Sri Lanki, Mauretanii i Laosu. Sekretarz generalny irańskiej Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego (SNSC) Ali Akbar Ahmadian zaproponował stworzenie „specjalnej struktury bezpieczeństwa dla BRICS pod nazwą „Komisji Bezpieczeństwa BRICS", która może pomóc w stworzeniu nowej struktury bezpieczeństwa światowego (8).
Wielowymiarowość BRICS potwierdza szereg dokumentów, które pojawiły się dotąd podczas prezydencji Rosji w 2024: Wspólne oświadczenie wiceministrów spraw zagranicznych BRICS i specjalnych wysłanników ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej; Wspólne oświadczenie ministrów spraw zagranicznych i stosunków międzynarodowych BRICS; Deklaracja spotkania ministrów edukacji BRICS; Dokument ze spotkania szefów prokuratur państw BRICS; Wspólne oświadczenie Ministrów Sportu; Wspólna deklaracja z 14. posiedzenia ministrów rolnictwa państw BRICS; Wspólna deklaracja z 10. forum parlamentarnego BRICS; Wspólne oświadczenie z pierwszego posiedzenia szefów służb geologicznych BRICS; Stanowisko grupy roboczej BRICS ds. zwalczania terroryzmu; Deklaracja szczytu młodzieży BRICS; Deklaracja Najwyższych Organów Kontroli BRICS z Ufy; Wspólny komunikat z 14. Spotkania Ministrów Handlu Państw BRICS (9).
Wzmocnienie strategicznego partnerstwa w ramach trzech filarów współpracy BRICS - polityki i bezpieczeństwa, gospodarki i finansów, wymiany kulturalnej i międzyludzkiej przekonuje, że to międzycywilizacyjne stowarzyszenie państw dla „nowej ery” realizuje strategię wykraczającą poza zachodnie mantry o reformie istniejących instytucji globalnego zarządzania gospodarką. Jak się wydaje wezwania do kompleksowej reformy MFW, Banku Światowego i Organizacji Narodów Zjednoczonych, które mają wspierać uzasadnione aspiracje krajów Globalnego Południa ma zasadniczo jeden cel: uzasadnienie, że wymienione organizacje stają się ahistoryczne.
O tym, że BRICS ma potencjał, aby wypierać ONZ mówił ambasador Indii w Chinach, Pradeep Kumar Rawat, a także wpływowy rosyjski badacz Siergiej Karaganow. Podczas przemówienia na sesji plenarnej 10. Forum Parlamentarnego BRICS w Petersburgu rosyjski prezydent zasugerował, że przyszła struktura grupy będzie uzupełniona o własną organizację parlamentarną (10), bez państw wyróżnionych prawem weta.
Państwa BRICS w budowie świata wielobiegunowego utrzymują neutralne stanowisko wobec wojny Rosji z Ukrainą, odrzucając zachodnie próby izolowania Moskwy na arenie międzynarodowej. Odmiennie interpretują jednak działania Izraela w strefie Gazy, tak jednoznacznie wspieranego przez mocarstwa zachodnie. Ministrowie spraw zagranicznych BRICS uznali, „środki tymczasowe Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w postępowaniu sądowym wszczętym przez RPA przeciwko Izraelowi (…) wyrazili poważne zaniepokojenie ciągłym rażącym lekceważeniem przez Izrael prawa międzynarodowego, Karty Narodów Zjednoczonych, rezolucji ONZ i nakazów Trybunału” (11).
Fakt, że na czele batalii przeciwko praktykom izraelskim wobec okupowanych Palestyńczyków stanęło państwo BRICS jest wymownym potwierdzeniem różnicy pomiędzy Starą i Nową Erą. Nie przypadkowo Nkosi Zwelivelile Mandela, wnuk Nelsona Mandeli, przypominając poparcie Chin i Rosji dla walki z apartheidem wspieranym przez Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, wskazał, że dążenie BRICS do obalenia jednobiegunowej hegemonii przypomina antyimperialistyczne i narodowowyzwoleńcze walki XX wieku. Podkreślił, że RPA ponownie odgrywa tu kluczową rolę (12).
Na uwagę zasługuje także zwiększona aktywność Chin, czego przejawem jest „Deklaracja Pekińska” będąca owocem konsolidacji stanowisk kilkunastu organizacji, na czele z Hamasem, walczących o wolność Palestyny,. Z kolei prezydent Autonomii Palestyńskiej (PA) Mahmud Abbas podczas wizyty w Moskwie nie tylko otrzymał poparcie dla pełnego członkostwa Palestyny w Organizacji Narodów Zjednoczonych i rozwiązania dwupaństwowego, ale przede wszystkim perspektywę przystąpienia do BRICS.
Oczekując na szczytowe „kazanie” podczas szczytu w Kazaniu
Jak dotąd, 36 zagranicznych przywódców zostało zaproszonych na XV szczyt w Kazaniu, który odbędzie się w dniach 22-24 października, a 18 z nich już przyjęło zaproszenie. W 2024 roku nie przewiduje się rozszerzenia podstawowego składu BRICS plus, za to pojawią się nowe formuły partycypacji w formie „outreach” i krajów partnerskich dotyczące 34 państw.
BRICS plus jako alternatywa dla hegemonii Zachodu jest żywym przykładem trafności prognoz Wallersteina, który twierdził, że walka „między uniwersalizmem europejskim a uniwersalizmem jest centralną walką ideologiczną współczesnego świata (…) a jej wynik ma fundamentalny wpływ na strukturę nadchodzącego systemu-świata, który ukształtuje się za 25 do 50 lat. Opowiedzenie się po którejś ze stron jest nieuniknione” (13). Dlatego jednym z ważniejszych wydarzeń przed tegorocznym szczytem jest ogłoszenie zamiaru przystąpienia do grupy BRICS przez Turcję, wszak ważnego członka NATO. Ankara dąży także do statusu partnerstwa w dialogu ze Stowarzyszeniem Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) oraz Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Co ciekawe, turecki prezydent Receip Erdogan oddał dobrze sens nowego paradygmatu stosunków międzynarodowych: „nie musimy wybierać między UE a SOW, jak twierdzą niektórzy. Wręcz przeciwnie, musimy rozwijać nasze stosunki z tymi i innymi organizacjami na zasadzie win-win” (14).
Ten nowy kod geostrategiczny natrafił błyskawicznie na opór starego. „Turcja ma prawo decydować o swoich sojuszach, ale jako państwo-kandydat do UE podlega ograniczeniom” - stwierdził rzecznik Komisji Europejskiej Peter Stano, albowiem „BRICS i UE to zupełnie różne organizacje zarówno pod względem celów i struktury, jak też zasad organizacyjnych" (15). W swoisty sposób potwierdził te słowa turecki minister spraw zagranicznych Hakan Fidan precyzując, że „różnica i piękno BRICS w porównaniu z UE polega na tym, że obejmuje on wszystkie cywilizacje i rasy. Jeśli stanie się nieco bardziej instytucjonalny, przyniesie poważne korzyści”. Tak więc inkluzywność przeciwko eksluzywności to prawdziwa miara ich jakościowej różnicy. W kolejce do członkostwa w BRICS stanął szybko sojusznik Ankary, czyli Azerbejdżan.
Pomimo niepewności co do pełnej akceptacji członkostwa przez Arabię Saudyjską, to decyzja Rijadu ze stycznia 2023 roku o gotowości sprzedaży ropy nie tylko w dolarach, ukazała faktyczny zwrot geostrategiczny tego państwa. Już w listopadzie Królestwo zawarło wtedy umowę wymiany walut z Chinami, co jest wyraźną zapowiedzią upadku petrodolara - jakby nie było - podstawy amerykańskiej hegemonii od pół wieku. To uzbrojony dolar jako instrument „starej ery” wisi nad wieloma krajami rozwijającymi się niczym miecz Damoklesa, stąd nawet jeśli tak wielu różni tak wiele, to właśnie BRICS plus oferuje im drogę ucieczki od zagrożenia egzystencjalnego (16), czyli destrukcji bronią geokonomiczną.
Widać jak na dłoni, że jeśli dążenia krajów BRICS do dobrobytu służą jako „siła przyciągająca" inne rynki wschodzące i kraje rozwijające się, to upór kilku krajów rozwiniętych jest właśnie „siłą popychającą” Globalne Południe do stopniowego dostosowywania się. Tym bardziej, że szybkim krokiem zbliża się stworzenie nowego mechanizmu rozliczeniowego tzw. BRICS Blockchain Payment System, niezależnego od SWIFT i Stanów Zjednoczonych.
W tych warunkach geopolitycznych oś anglosaskiego Heartlandu staje się nader świadoma zagrożenia dla własnej dominacji. Nie bezzasadnie twierdzi się, że eurazjatycki blok Iran-Chiny-Rosja staje się dla niej bardziej niebezpieczny od nazistów (17). O tym, że sytuacja jest nadzwyczajna, świadczy wezwanie do pełnej mobilizacji, które było funkcją opublikowanego po raz pierwszy w historii („starej ery!”) wspólnego artykułu dyrektora MI6, Richarda Moore oraz dyrektora CIA, Williama Burnsa.(18)
Donald Trump, tak oczekiwany na kolejną kadencję prezydenta USA, podkreślił, że dolar jest „pod poważną presją”, grożąc nałożeniem 100% ceł na kraje, które prowadzą interesy w innej walucie. Cła zamiast sankcji – tak rysuje się właściwa różnica w stosowaniu przemocy geoekonomicznej prze dwie, dominujące partie amerykańskie.
A co z Polską?
Polska jest trwałym i niezastąpionym elementem osi anglosaskiego Heartlandu i trudno oczekiwać tu wielkich zmian. Czy światełkiem w tunelu „pociągu do BRICS plus” stanie się Strategiczne Partnerstwo Indii z Polską zawarte w czasie (pierwszej od 45 lat!) wizyty premiera Modiego w Warszawie? (19) Owszem podkreślono współpracę państw już w świecie wielobiegunowym (pkt. 9) oraz uznanie porządku opartego na zasadach (pkt. 10), opartych jednak o kartę ONZ, a nie wolę hegemona.
„Zaangażowanie na rzecz budowy wolnego, otwartego i opartego na zasadach regionu Indo-Pacyfiku” (pkt. 14) to już jednak czytelny znak zaangażowania obu państw w proces powstrzymywania Chin. Z pewnością jednak nie Rosji, gdyż bez geoekonomicznego, a w istocie geostrategicznego wsparcia udzielanego jej przez Delhi łączące je marzenia o świecie wielobiegunowym nie miałyby szans na realizację (20). Pozostaje wierzyć, że do Polski przybył choć podmuch wiatru „nowej ery” gdyż pokojowa inicjatywa Indii, po chińskiej i węgierskiej, dąży realnie do zakończenia wojny na Ukrainie i powstrzymania rozlewu słowiańskiej krwi, która tak cieszy amerykańskiego senatora, Lindseya Grahama i amerykański przemysł zbrojeniowy. Ciekawe, czy polski premier otrzymał hinduską lekcję na temat kodów geostrategicznych przyszłości, a przede wszystkim czy zda z niej później egzamin.
***
Podkreślanie „nowej ery” stosunków międzynarodowych jako strategicznego celu pozwala o wiele łatwiej jest zrozumieć dlaczego BRICS nie buduje swojej struktury na czymś, co istnieje w funkcjonujących dotąd organizacjach międzynarodowych, ale uważnie zwraca uwagę na to, co byłoby odpowiednie w danym momencie trwającego długiego marszu.
Podobnie do synergii UE i NATO, BRICS uzupełnia już coraz wyraźniej Szanghajska Organizacja Współpracy. W jej sformalizowanych ramach na szczycie w Kazachstanie zaproponowano utworzenie nowego euroazjatyckiego systemu bezpieczeństwa opartego o zasadę niepodzielności. Ma być ono otwarte dla „wszystkich krajów euroazjatyckich, które chcą w nim uczestniczyć”, a nawet „krajów europejskich i NATO”, chociaż „stopniowe wycofywanie obecności wojskowej zewnętrznych mocarstw w regionie euroazjatyckim” (21) odnosi się zapewne do nich.
Podczas szczytu przyjęto jako pełnoprawnego członka Białoruś oraz zapowiedziano rozpoczęcie rozmów chińsko –indyjskich w celu rozwiązania kwestii wzdłuż ich granic. Przykład pogodzenia Arabii Saudyjskiej i Iranu napawa optymizmem. Jednocześnie odrzucenie zaproszenia do BRICS przez Argentynę oraz rozgorzały na nowo konflikt Armenii i Azerbejdżanu, który to pierwsze państwo oddalił a drugie zbliżył do grupy potwierdzają, że intensywności rywalizacji nie maleje.
Także sierpniowy spór nowych członków, Etiopii i Egiptu dotyczący Somali i Somaliland potwierdza, że BRICS plus nie jest magiczną różdżką na wszystkie sprzeczności trapiące państwa Globalnego Południa. Szczyt w Kazaniu ma jednak wprowadzić grupę na jakościowo nowy poziom integracji i rozwoju wielowymiarowych relacji. Zmierzamy do nowej ery stosunków międzynarodowych.
Gracjan Cimek
Autor jest politologiem, profesorem Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni AMW
Przypisy
(1) Por. P. Plebaniak, Prawidła geopolitycznej gry o przetrwanie, Kraków 2023.
(2) Brics creator slams ‘ridiculous’ idea for common currency, 15.08.2023, https://www.ft.com/content/d8347bd0-cc4f-4c3b-9225-0ccd272330a6
(3) T. Eagleton, Po co nam kultura, Warszawa 2012, s. 65.
(4) Zob. L. Cochrane, E. Zaidan, Shifting global dynamics: an empirical analysis of BRICS + expansion and its economic, trade, and military implications in the context of the G7, „ Cogent Social Sciences”, 10(1). https://doi.org/10.1080/23311886.2024.2333422
(5) E. H. Carr, Kryzys dwudziestolecia 1919–1939. Wprowadzenie do badań nad stosunkami międzynarodowymi, Kraków 2021, s. 24.
(6) Rich nations must pay for historic environmental damage, says Brazil's Lula, https://www.reuters.com/sustainability/rich-nations-must-pay-historic-environmental-damage-says-brazils-lula-2023-06-22/
(7) The BRICS Way Jointly Building a Better World . „News form China. China-Inida Review”., July-September 2023, s. 9 http://in.china-embassy.gov.cn/eng/xwfw/zgxw/202309/P020230926733898082523.pdf
(8) Iran’s security chief: BRICS could help create new world security structure, https://www.presstv.ir/Detail/2024/09/11/733086/BRICS-could-help-create-new-security-structure-to-ensure-world%E2%80%99s-security,-future--Iran%E2%80%99s-security-chief
(9) Zob. https://brics-russia2024.ru/en/docs/
(11) Joint Statement of the BRICS Ministers of Foreign Affairs/International Relations, Nizhny Novgorod, Russian Federation 10 June 2024.
(12) BRICS Bloc Has Taken Up the Mantle of 20th Century’s Anti-Imperialist Struggle: Mandela’s Grandson, 5.09.2024 https://southafricatoday.net/world-news/brics-bloc-has-taken-up-the-mantle-of-20th-centurys-anti-imperialist-struggle-mandelas-grandson/
(13) I.Wallerstein, Europejski uniwersalizm. Retoryka władzy, Warszawa 2007, s. 13.
(14) Turkiye requests BRICS membership: Report, 2.09.2024, https://thecradle.co/articles/turkiye-requests-brics-membership-report?fbclid=IwY2xjawFLtYpleHRuA2FlbQIxMAABHa3shYHPQpyt1CC-oxMdtfDwnBJ2-pMIwWUIFJoTfLbTHC2_W-g4h5juaw_aem_0BGUPk9V_QNCHiDABrQ_ew,
(15) Turcja chce do BRICS. Bruksela komentuje
https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/turcja-chce-do-brics-bruksela-komentuje/8d2wndq?fbclid=IwY2xjawFLoxlleHRuA2FlbQIxMAABHUH0HUyEmSV7zojabAj7Lk3yobnYPAzN-zxN49JMCQoMfwxR0BH4Sr-D6Q_aem_d1kmcrLSz1I-UKNLnnRDYA
(16) A. Lo, My Take: Why so many nations suddenly want to become part of Brics, https://www.scmp.com/comment/opinion/article/3232465/why-so-many-nations-suddenly-want-become-part-brics
(17) Ex-army chief issues WW3 warning and brands 'new axis powers' more dangerous than the Nazis, 9.07.24 https://news.sky.com/story/ex-army-chief-issues-ww3-warning-and-brands-new-axis-powers-more-dangerous-than-the-nazis 13175523?fbclid=IwY2xjawFLuGpleHRuA2FlbQIxMAABHa3shYHPQpyt1CC-oxMdtfDwnBJ2-pMIwWUIFJoTfLbTHC2_W-g4h5juaw_aem_0BGUPk9V_QNCHiDABrQ_ew
(19) Wspólne oświadczenie Polski i Indii „Ustanowienie partnerstwa strategicznego”, Warszawa, 22 sierpnia 2024 r.
(20) https://kresy.pl/wydarzenia/financial-times-rosja-zbudowala-tajny-kanal-handlowy-z-indiami/#google_vignette
(21) Shanghai Cooperation Organization takes another giant step, 9.07.24, https://asiatimes.com/2024/07/shanghai-cooperation-organization-takes-another-giant-step/
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1331
Od czasów starożytnych znana jest klauzula w traktatach sojuszniczych, zobowiązująca sprzymierzonych władców do udzielenia sobie wzajemnej pomocy w przypadku zbrojnej napaści ze strony kogoś trzeciego. Klauzula ta odnosi się do okoliczności – zdarzeń, faktów lub czynności, które uruchamiają dźwignię solidarnej pomocy i noszą nazwę casus foederis. Dosłownie oznacza to „przypadek przymierza”, nakładający na strony aliansu zobowiązania kolektywne. Z czasem te zobowiązania z władców przeszły na państwa.
Swoją drogą, co powoduje, że żaden z polityków nie umie posługiwać się tym pojęciem w prowadzonym dyskursie o zobowiązaniach sojuszniczych w ramach NATO? Nikomu też nie zależy na tym, aby ważne pojęcia z dziedziny prawa międzynarodowego upowszechniać w opinii publicznej. Przybliżać ich interpretacje, które pokazują, że zapisy traktatowe wcale nie są takie jednoznaczne, jak się niektórym amatorom polityki wydaje. Poza tym jak mawiał wielki przywódca V Republiki Francuskiej Charles de Gaulle, „traktaty są niby dziewice i róże, trwają tylko tyle, ile trwają”. Zmienia się ich „wigor obowiązywania”, tak jak zmieniają się okoliczności, w których żyją kolejne pokolenia.
Do najstarszych zachowanych do naszych czasów zalicza się umowę z 1258 roku p.n.e. między faraonem Ramzesem II z XIX. dynastii a królem Hetytów, Hattusilisem III, którzy po wzajemnie wyczerpujących wojnach, jakie prawdopodobnie doprowadziły do zrównoważenia sił między tymi dwoma potężnymi państwami starożytności (Egiptem i Hatti w Anatolii), zawarli porozumienie, mające jednocześnie znamiona traktatu pokoju, przymierza oraz przyjaźni i dobrego sąsiedztwa. Najważniejszym zapisem z punktu widzenia sojuszu było sformułowanie: „jeśli jakikolwiek wróg wystąpi przeciwko posiadłościom Ramzesa, to niech Ramzes powie wielkiemu królowi Hetytów: pójdź ze mną przeciw niemu ze wszystkimi swoimi siłami zbrojnymi”. Sojusz obejmował również wzajemną pomoc w trzymaniu w ryzach zależnych państewek, zwłaszcza w Syrii i Palestynie, jak też wydawanie zbiegów wraz z ich żonami, dziećmi i niewolnikami, przy tym bez szwanku, a więc bez karania ich śmiercią, „ani też uszkadzania im oczu, ust i nóg”.
Bliżej naszych czasów powoływanie się na gwarancje sojusznicze wyrażone w formie casus foederis znajdziemy w wielu ważnych traktatach, od dwuprzymierza poczynając między Cesarstwem Niemieckim i Austro-Węgrami z 1879 r., przez trójprzymierze (1882), po sojusz francusko-rosyjski (1892). Tzw. entente cordiale (1904) czyli układ angielsko-francuski, a następnie porozumienie rosyjsko-angielskie (1907) jako trójporozumienie były tylko wytyczeniem stref wpływów, a nie układem o wzajemnej pomocy.
Ale już w pierwszej powszechnej organizacji międzynarodowej, jaką była Liga Narodów, przyjęto w art. 16 Paktu Ligi, że „jeśli któryś z członków Ligi ucieka się do wojny wbrew zobowiązaniom wynikającym z Paktu, będzie uważany ipso facto za dopuszczającego się aktu wojennego przeciwko wszystkim członkom Ligi”.
Karta Narodów Zjednoczonych z 1945 r. poszła jeszcze dalej, stwierdzając w art. 51, że każde państwo członkowskie organizacji, w razie napaści zbrojnej, ma prawo do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, na które to zobowiązanie powołuje się zarówno traktat północnoatlantycki (art. 5), jak i historyczny już układ warszawski (art. 4).
Casus foederis traktatu północnoatlantyckiego wcale nie zawiera jednoznacznych i automatycznych gwarancji przyjścia napadniętemu państwu z pomocą, ani nie określa, że będzie to pomoc wojskowa. Dla pełnego zrozumienia istoty zmitologizowanego przepisu z art. 5 warto zacytować go w całości: „Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub kilka z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uważana za napaść przeciwko nim wszystkim; wskutek tego zgadzają się, że jeśli taka zbrojna napaść nastąpi, każda z nich, w wykonaniu prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego w artykule 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy stronie lub stronom tak napadniętym, podejmując natychmiast indywidualnie i w porozumieniu z innymi stronami taką akcję, jaką uzna za konieczną, nie wyłączając użycia siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”.
Aby zrozumieć istotę tych zobowiązań („jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”) należy przytoczyć także treść artykułu 4, który stanowi, że „strony będą się konsultowały, ilekroć zdaniem którejkolwiek z nich zagrożona zostanie integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo którejkolwiek ze stron”.
Wbrew powszechnemu mniemaniu, nie ma zatem żadnego dowodu, że pomoc sojusznicza jest bezwarunkowa. Wystarczy wspomnieć debatę nad zasadnością uruchomienia mechanizmu opartego na art. 5 traktatu waszyngtońskiego po ataku Al-Kaidy na Stany Zjednoczone w 2001 r. Dowiodła ona, że okoliczności uruchamiające pomoc sojuszniczą nie są klarownie określone i jednakowo rozumiane. W praktyce w razie potrzeby taka pomoc jest zawsze uwarunkowana indywidualną gotowością państw uczestniczących w sojuszu. Sam literalny zapis w traktacie powołującym przymierze nie jest warunkiem wystarczającym. Konieczna jest zgodna wola wszystkich państw do spełnienia przyjętych zobowiązań. A przy postawie Turcji i Węgier już dzisiaj widać, że konsensus wcale nie jest łatwy do osiągnięcia, jak się niektórym naiwnym politykom wydaje. Pozostaje kwestia mobilizacji w czasie, determinacji i gotowości do poświęceń.
NATO – zmiana funkcji
NATO zostało powołane w 1949 r. dla obrony wartości świata zachodniego i dla instytucjonalizacji przywództwa amerykańskiego w systemie zachodnim przed zagrożeniem komunistycznym. Po rozpadzie bloku wschodniego sojusz przeżywał liczne trudności identyfikacyjne i niemoc decyzyjną. Okazało się jednak, że nic bardziej nie konsoliduje przymierza niż nowy wróg. Zrobiono doprawdy wiele, aby na takiego wroga wykreować nową Rosję, przypisując jej wszelkie możliwe agresywne i imperialne zapędy.
Na dodatek w ramach sojuszu zrodziła się ogromna asymetria pod względem potencjałów i zdolności obronnych. Z tego powodu doszło do „desuwerenizacji” Europy Zachodniej na rzecz amerykańskiej protekcji. A nowi członkowie z Europy Środkowej i Wschodniej, chroniąc się pod „parasolem” ochronnym USA, wyzbyli się jakiejkolwiek wewnątrzsterowności. Przyjęli rolę posłusznych wykonawców woli atlantyckiego hegemona, który uznał NATO za interwencyjny oręż w globalnej walce ideologicznej, w imię „totalnej” demokracji i praw człowieka.
Sojusz przestał spełniać funkcje obronne, do których został powołany. Stał się aliansem zaczepno-odpornym, stosującym siłę poza obszarem obowiązywania casus foederis (Serbia, Afganistan, Irak, Libia). Obecnie NATO angażuje się na niespotykaną skalę w pomoc militarną i logistyczną dla walczącej Ukrainy, choć to państwo nie spełnia żadnych warunków traktatowych nie tylko sojusznika, ale nawet partnera. Chyba że chodzi o jakieś tajne porozumienia, o których opinia publiczna nie została poinformowana.
Wszystko to oznacza, że mamy do czynienia ze stosowaniem siły do „gaszenia pożarów”, które Zachód sam prowokuje. W odniesieniu do Rosji arbitralnie zadecydowano, że w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych nie ma ona żadnego prawa do wyrażania ambicji mocarstwowych, nie może przewodzić żadnym ugrupowaniom, ani też bronić swojego stanu posiadania. Nie ma też prawa do wyrażania swoich obaw o własne bezpieczeństwo, powołując się na zagrożenia u jej wrót. Na takim tle zrodziła się kolizja interesów geopolitycznych USA z Rosją. Ich rywalizacja doprowadziła do starcia, które grozi przekształceniem się wojny lokalnej w wojnę hegemoniczną.
O takiej wojnie pisał m. in. George Modelski, amerykański badacz polskiego pochodzenia, swoją drogą nieznany ani niedoceniany w Polsce. Jego zdaniem, główną stawką każdej rywalizacji międzymocarstwowej jest zdobycie lub utrzymanie pozycji „głównego rozgrywającego” w systemie międzynarodowym.
Obserwacja długich okresów w polityce i gospodarce międzynarodowej skłaniała już wcześniej brytyjskiego historiozofa Arnolda Toynbee’go do wyróżniania cykli pokoju i wojny oraz wyzwania i odpowiedzi, które decydowały o dynamice systemu międzynarodowego. Losy cywilizacji zależą w dużej mierze od ewolucji mocarstwowości w stosunkach międzynarodowych. Obecnie gra toczy się o prymat w systemie międzynarodowym między USA a Chinami, a wojna na Ukrainie jest elementem tej bezwzględnej rywalizacji. Gdy przywódcy skonfliktowanych stron przestają powściągliwie reagować na wzajemne zagrożenia, dochodzi do erupcji militaryzmu i pretensji do uznania swoich racji za najważniejsze. Wojny hegemoniczne są konsekwencją takich strategii, a także katalizatorem radykalnej zmiany status quo.
Nadzieje Polski
Na tle tej nieokiełznanej dynamiki potęg uzależnieni od gwarancji bezpieczeństwa ze strony największego mocarstwa słusznie oczekują ciągłego potwierdzania jego zobowiązań sojuszniczych. Jednakże „epokowe” wystąpienia prezydenta USA, którymi bezrefleksyjnie zachwycają się polscy politycy, są jedynie retoryczną demonstracją kolektywnej solidarności i nie przesądzają o realnym zaangażowaniu w obronę Polski na wypadek każdej agresji.
Na przykład agresji sprowokowanej przez samą Polskę. Każde bowiem zaangażowanie w wojnę na Ukrainie, które przekracza uzgodnienia sojusznicze, niesie ryzyko zastosowania przez Rosję środków odwetowych, które wcale nie muszą oznaczać casus belli dla całego NATO. Pretensje Polski do bycia w sprawie ukraińskiej „liderem” sojuszu nie znajdują żadnego pokrycia ani w statusie siły, ani w reputacji. Przeciwnie, elity zachodnie cynicznie wykorzystują naiwność Polski, która z demonstrowania bezinteresownej hojności we wspieraniu Ukrainy uczyniła swój główny atut geopolityczny. Tyle, że przy jego pomocy nie jest w stanie niczego konkretnego ugrać dla siebie. Z naiwnych szydzi świat. Kto nie liczy się z własnym interesem i kalkulacją ekonomiczną, w twardej grze potężniejszych sił jest zwyczajnym frajerem.
Ostatnia wizyta prezydenta USA w Kijowie i w Warszawie jest odczytywana jako zapowiedź dalszego zaangażowania Zachodu po stronie Ukrainy w trwającej wojnie z Rosją. Zapowiadając zwiększanie pomocy wojskowej, prezydent największego mocarstwa, gwarantującego „pokój poprzez wojnę” nie utwierdził nas w przekonaniu, że zrobi wszystko, aby działania wojenne nie objęły któregoś z państw członkowskich sojuszu. W odbiorze realistów politycznych Biden występuje bardziej w roli „proroka katastrofy” niż „wysłannika pokoju”. To przywódca misyjny i fanatyczny, ideologicznie nawiedzony, narzędzie w ręku wielkich korporacji zbrojeniowych, dbających przede wszystkim o swoje interesy.
Płytkie, by nie powiedzieć prymitywne i wiernopoddańcze komentarze wobec wypowiedzi amerykańskiego dostojnika świadczą o głębokim niezrozumieniu powagi sytuacji. „Wódz wodzów” nie wyszedł bowiem poza znaną retorykę odstraszania wobec Rosji. Niedostatki intelektualne i wzmożenie emocjonalne nie pozwalają polskim decydentom wyjść poza doraźne kalkulacje, bez wyobrażenia sobie alternatywnych scenariuszy zakończenia wojny na Ukrainie. Unikanie trudnych pytań na temat perspektyw ładu powojennego na wschodzie Europy i odwoływanie się do „jedności” Zachodu w zwycięstwie i odbudowie Ukrainy może mieć charakter zwodniczy.
Rozważając perspektywy zakończenia wojny, wielu obserwatorów zachodnich doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Rosja jako mocarstwo jądrowe nie może przegrać tej wojny. Właśnie ryzyko związane z taką przegraną powstrzymuje co rozsądniejszych polityków przed nieodpowiedzialnymi deklaracjami czy podżeganiem do eskalacji. Na tym tle wyróżniają się polscy gorliwcy i entuzjaści wojenni, lokujący się zarówno po stronie rządzących jak i opozycji. Ukrainocentryzm w oglądzie problemów współczesnego świata zaciemnia im widzenie rzeczywistości. Prowadzi do myślenia „tunelowego”, z największą szkodą dla polskiego interesu narodowego. Propagowanie wizji całkowitego rozpadu Rosji czy ukarania Rosjan na wzór hitlerowskich Niemiec niebezpiecznie przybliża wojnę ukraińską do granicy wojny hegemonicznej z użyciem broni jądrowej.
Od nienawiści do kompromisu
W gwarancjach bezpieczeństwa liczy się przede wszystkim wola udzielenia skutecznej pomocy. Niewiele warte są zapisy traktatowe, podobnie jak emocjonalne zapewnienia poszczególnych polityków. Jak pokazał przypadek Donalda Trumpa, USA wcale nie są „niezłomne” i „konsekwentne” w obronie sojuszników, gdyż preferują przede wszystkim własne komercyjne interesy. Bezpieczeństwo sojuszników ma coraz bardziej charakter transakcyjny. Przekonują się o tym państwa sojuszu północnoatlantyckiego, płacąc za utrzymanie amerykańskich baz, uzbrojenie, technologie, a w końcu zaopatrzenie gazowe.
W każdym układzie sojuszniczym ważna jest siła przetargowa stron. Otóż ze względu na oczywistą asymetrię potencjałów oraz możliwości Polska całkowicie polega na gwarancjach bezpieczeństwa ze strony USA. Oddanie się elit politycznych pod protekcję amerykańską ogranicza jakiekolwiek możliwości samodzielnych decyzji i działań. Dlatego warto radzić wszystkim „wyrywnym” politykom, od prezydenta począwszy, na posłach kończąc, aby zrezygnowali z wyścigów na retoryczny radykalizm, bo staje się on obciążeniem, a nie atutem polskiego udziału w przebudowie porządku międzynarodowego. Więcej zyskują takie państwa, które nie grają powyżej swoich możliwości, nie jątrzą w stosunkach sąsiedzkich i uznają realia wynikające z miejsca, które określa ich geografia i geopolityka.
Mimo determinacji polityków, aby wojnę na Ukrainie doprowadzić do zwycięskiego końca, mamy do czynienia z narastającym zmęczeniem społeczeństw trwającym konfliktem i wiążącymi się z nim kosztami. Kto wie, czy rozdźwięk w kwestii oceny rosyjskiej agresji na Ukrainę nie przełoży się na rezygnację z ideologicznych pryncypiów na rzecz pragmatycznej kalkulacji interesów? Republikanie amerykańscy zdają sobie sprawę z tego, że realistycznie pojmowana polityka zagraniczna wymaga liczenia się z faktami. A te wyraźnie wskazują, że nie da się na dłuższą metę utrzymać hierarchicznego systemu międzynarodowego, lekceważąc udział w globalnej polityce Chin czy Rosji.
Wiele wskazuje też na to, że Zachód nie uniknie w przyszłości rozmów z Rosją na temat tak czy inaczej pojmowanych zabezpieczeń systemowych. Rosyjskie propozycje uregulowań traktatowych z 17 grudnia 2021 r. – choć zostały odrzucone przez Zachód – powrócą w jakiejś formie, gdy skończy się wojna. Trzeba będzie nie tylko odnieść się do tzw. niepodzielności bezpieczeństwa, określić na nowo znaczenie rozmaitych zasad, które uległy całkowitej dewaluacji. Na przykład nieingerencji w sprawy wewnętrzne stron czy poszanowania suwerennej równości państw, choćby w odniesieniu do swobodnego kształtowania własnego ustroju, bez narzucania jakichkolwiek wzorów z zewnątrz. Oznaczałoby to – jak postulują Chiny - wyrzeczenie się „mentalności zimnowojennej” i odrzucenie „polityki opartej na wartościach”.
Rezygnacja z misyjności mocarstw i powrót do Realpolitik są jedyną drogą do przywrócenia stabilności systemu międzynarodowego. Należy wykorzystać doświadczenia z epoki „odprężenia” w stosunkach Wschód-Zachód, powrócić do środków budowy zaufania, informowania się co do intencji („gorące linie”), reaktywowania permanentnych platform negocjacji i konsultacji. Potrzebna jest mobilizacja wszystkich sił na rzecz ponownego uregulowania relacji międzymocarstwowych. Zamiast geopolityki strachu i nienawiści muszą one powrócić do geopolityki kompromisu.
Zrozumienie różnorodności aksjologicznej i akceptacja odmienności ustrojowej są pierwszym krokiem ze strony państw NATO na drodze do zbudowania modus vivendi z państwami uznanymi za wrogów. Na głębokie przewartościowanie relacji z Rosją jest jeszcze za wcześnie ze względów emocjonalnych i osobowościowych. Trzeba jednak pamiętać o tym, że przywracanie pokoju jest procesem trudnym i ryzykownym. Jedynie dzięki roztropności polityków zwaśnionych stron możemy uniknąć recydywy odwetu i rewanżyzmu.
Stanisław Bieleń
Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1573
Na stronie MSZ Chińskiej Republiki Ludowej ukazał się 20.02.23 interesujący dokument pn. Hegemonia Stanów Zjednoczonych i jej niebezpieczeństwa. Pokazuje on rolę Stanów Zjednoczonych w świecie w XX i XXI wieku w obszarze politycznym, wojskowym, gospodarczym, technologicznym i kulturowym. Raport przytaczamy w całości (red.)
Wstęp
Odkąd Stany Zjednoczone stały się najpotężniejszym krajem świata po dwóch wojnach światowych i zimnej wojnie, odważniej ingerowały w sprawy wewnętrzne innych krajów, dążyły do hegemonii, utrzymywały ją i nadużywały, postępowały w działalności wywrotowej i infiltracji oraz świadomie prowadziły wojny, wyrządzając szkodę społeczności międzynarodowej.
Stany Zjednoczone opracowały hegemoniczny podręcznik do organizowania „kolorowych rewolucji”, wszczynania regionalnych sporów, a nawet bezpośredniego wszczynania wojen pod pozorem promowania demokracji, wolności i praw człowieka. Trzymając się mentalności zimnowojennej, Stany Zjednoczone zaostrzyły politykę bloku i podsyciły konflikty i konfrontacje. Nadmiernie rozciągnęła koncepcję bezpieczeństwa narodowego, nadużyła kontroli eksportu i narzuciła jednostronne sankcje innym. Przyjęła wybiórcze podejście do prawa i zasad międzynarodowych, wykorzystując je lub odrzucając według własnego uznania, i dążyła do narzucenia zasad, które służą jej własnym interesom w imię podtrzymywania „międzynarodowego porządku opartego na zasadach”.
Niniejszy raport, przedstawiając istotne fakty, ma na celu ujawnienie nadużywania przez Stany Zjednoczone hegemonii na polu politycznym, wojskowym, gospodarczym, finansowym, technologicznym i kulturalnym oraz zwrócenie większej uwagi międzynarodowej na niebezpieczeństwa praktyk amerykańskich dla pokoju i stabilności na świecie i pomyślność wszystkich narodów.
I. Hegemonia polityczna — rzucanie ciężarem
Stany Zjednoczone od dawna próbują kształtować inne kraje i porządek światowy własnymi wartościami i systemem politycznym w imię promowania demokracji i praw człowieka.
◆ Mnożą się przypadki ingerencji Stanów Zjednoczonych w sprawy wewnętrzne innych krajów. W imię „promowania demokracji” Stany Zjednoczone praktykowały „doktrynę neo-Monroe” w Ameryce Łacińskiej, wszczęły „kolorowe rewolucje” w Eurazji i zorganizowały „arabską wiosnę” w Azji Zachodniej i Afryce Północnej, przynosząc chaos i katastrofę do wielu krajów.
W 1823 roku Stany Zjednoczone ogłosiły doktrynę Monroe. Reklamując „Amerykę dla Amerykanów”, tak naprawdę chciał „Ameryki dla Stanów Zjednoczonych”.
Od tego czasu polityka kolejnych rządów Stanów Zjednoczonych wobec Ameryki Łacińskiej i regionu Karaibów była pełna ingerencji politycznych, interwencji wojskowych i dywersji reżimu. Od 61 lat wrogości i blokady Kuby do obalenia rządu Allende w Chile, polityka USA w tym regionie została zbudowana na jednej maksymie - ci, którzy się podporządkują, będą prosperować; ci, którzy się opierają, zginą.
Rok 2003 był początkiem serii „kolorowych rewolucji” – „rewolucji róż” w Gruzji, „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie i „rewolucji tulipanów” w Kirgistanie. Departament Stanu USA otwarcie przyznał się do odgrywania „głównej roli” w tych „zmianach reżimu”. Stany Zjednoczone ingerowały również w wewnętrzne sprawy Filipin, usuwając prezydenta Ferdinanda Marcosa seniora w 1986 r. I prezydenta Josepha Estradę w 2001 r. poprzez tak zwane „rewolucje władzy ludowej”.
W styczniu 2023 roku były sekretarz stanu USA Mike Pompeo wydał swoją nową książkę Never Give a Inch: Fighting for the America I Love. Ujawnił w nim, że Stany Zjednoczone planowały interweniować w Wenezueli. Plan zakładał zmuszenie rządu Maduro do porozumienia z opozycją, pozbawienie Wenezueli możliwości sprzedaży ropy i złota za waluty obce, wywarcie dużej presji na jej gospodarkę oraz wpłynięcie na wybory prezydenckie w 2018 roku.
◆ Stany Zjednoczone stosują podwójne standardy w zakresie przepisów międzynarodowych. Stawiając własny interes na pierwszym miejscu, Stany Zjednoczone odeszły od międzynarodowych traktatów i organizacji, stawiając swoje prawo krajowe ponad prawem międzynarodowym. W kwietniu 2017 r. Administracja Trumpa ogłosiła, że odetnie wszelkie fundusze USA dla Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych (UNFPA) pod pretekstem, że organizacja „wspiera lub uczestniczy w zarządzaniu programem przymusowej aborcji lub przymusowej sterylizacji”. Stany Zjednoczone dwukrotnie wystąpiły z UNESCO w 1984 i 2017 r. W 2017 r. ogłosiły wyjście z porozumienia paryskiego w sprawie zmian klimatycznych. W 2018 roku ogłosiła wyjście z Rady Praw Człowieka ONZ, powołując się na „stronniczość” organizacji wobec Izraela i brak skutecznej ochrony praw człowieka. w 2019 r. Stany Zjednoczone ogłosiły wycofanie się z Traktatu o siłach jądrowych średniego zasięgu w celu dążenia do nieskrępowanego rozwoju zaawansowanej broni. W 2020 roku ogłosiła wycofanie się z Traktatu o otwartych przestworzach.
Stany Zjednoczone były również przeszkodą w kontroli broni biologicznej, sprzeciwiając się negocjacjom w sprawie protokołu weryfikacji do Konwencji o zakazie broni biologicznej (BWC) i utrudniając międzynarodową weryfikację działań krajów związanych z bronią biologiczną. Jako jedyne państwo posiadające zapasy broni chemicznej, Stany Zjednoczone wielokrotnie opóźniały zniszczenie broni chemicznej i pozostawały niechętne wypełnianiu swoich zobowiązań. Stały się największą przeszkodą w realizacji „świata wolnego od broni chemicznej”.
◆ Stany Zjednoczone łączą małe bloki poprzez swój system sojuszy. Narzucają „Strategię Indo-Pacyfiku” regionowi Azji i Pacyfiku, gromadząc ekskluzywne kluby, takie jak Five Eyes, Quad i AUKUS, i zmuszając kraje regionalne do opowiedzenia się po którejkolwiek ze stron. Takie praktyki mają zasadniczo na celu tworzenie podziałów w regionie, podsycanie konfrontacji i podważanie pokoju.
◆ Stany Zjednoczone arbitralnie osądzają demokrację w innych krajach i fabrykują fałszywą narrację o „demokracji kontra autorytaryzmie”, aby podżegać do wyobcowania, podziału, rywalizacji i konfrontacji. W grudniu 2021 r. Stany Zjednoczone były gospodarzem pierwszego „Szczytu na rzecz Demokracji”, który spotkał się z krytyką i sprzeciwem wielu krajów za kpiny z ducha demokracji i dzielenie świata. W marcu 2023 r. Stany Zjednoczone będą gospodarzem kolejnego „Szczytu na rzecz Demokracji”, który pozostaje niepożądany i ponownie nie znajdzie poparcia.
II. Hegemonia wojskowa — bezmyślne użycie siły
Historia Stanów Zjednoczonych charakteryzuje się przemocą i ekspansją. Od czasu uzyskania niepodległości w 1776 r. Stany Zjednoczone nieustannie dążą do ekspansji siłą: mordowały Indian, najeżdżały Kanadę, prowadziły wojnę z Meksykiem, wszczynały wojnę amerykańsko-hiszpańską i anektowały Hawaje. Po drugiej wojnie światowej wojny sprowokowane lub rozpoczęte przez Stany Zjednoczone obejmowały wojnę koreańską, wojnę w Wietnamie, wojnę w Zatoce Perskiej, wojnę w Kosowie, wojnę w Afganistanie, wojnę w Iraku, wojnę w Libii i wojnę w Syrii, nadużywanie swojej hegemonii militarnej, aby utorować drogę celom ekspansjonistycznym. W ostatnich latach średni roczny budżet wojskowy Stanów Zjednoczonych przekroczył 700 miliardów dolarów, co stanowi 40% światowego budżetu, czyli więcej niż 15 krajów razem wziętych. Stany Zjednoczone mają około 800 zagranicznych baz wojskowych, w których 173 tysiące żołnierzy rozmieszczonych jest w 159 krajach.
Według książki America Invades: How We've Invaded or be Military Involved with almost Every Country on Earth, Stany Zjednoczone walczyły lub były zaangażowane militarnie z prawie wszystkimi 190 krajami uznanymi przez ONZ, z zaledwie trzema wyjątkami. Trzy kraje zostały „oszczędzone”, ponieważ Stany Zjednoczone nie znalazły ich na mapie.
◆ Jak ujął to były prezydent USA Jimmy Carter, Stany Zjednoczone są bez wątpienia najbardziej wojowniczym narodem w historii świata. Według raportu Uniwersytetu Tufts, „Introducing the Military Intervention Project: A new Dataset on US Military Interventions, 1776-2019”, Stany Zjednoczone podjęły prawie 400 interwencji wojskowych na całym świecie w tych latach, z czego 34% miało miejsce w Ameryce Łacińskiej i Karaiby, 23% w Azji Wschodniej i na Pacyfiku, 14% na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej oraz 13% w Europie. Obecnie nasila się interwencja wojskowa na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej oraz Afryce Subsaharyjskiej.
Alex Lo, felietonista South China Morning Post, zwrócił uwagę, że Stany Zjednoczone rzadko rozróżniały dyplomację od wojny od czasu swojego powstania. W XX wieku obaliły demokratycznie wybrane rządy w wielu krajach rozwijających się i natychmiast zastąpiły je proamerykańskimi reżimami marionetkowymi. Dziś na Ukrainie, w Iraku, Afganistanie, Libii, Syrii, Pakistanie i Jemenie Stany Zjednoczone powtarzają swoją starą taktykę prowadzenia wojen zastępczych, wojen o niskiej intensywności i wojen dronów.
◆ Hegemonia militarna Stanów Zjednoczonych doprowadziła do tragedii humanitarnych. Od 2001 r. wojny i operacje wojskowe rozpoczęte przez Stany Zjednoczone w imię walki z terroryzmem pochłonęły życie ponad 900 000 osób, z czego około 335 000 to cywile, miliony osób zostały ranne, a dziesiątki milionów musiały zostać przesiedlone. Wojna w Iraku w 2003 r. spowodowała śmierć około 200 000 do 250 000 cywilów, w tym ponad 16 000 zabitych bezpośrednio przez armię amerykańską, a ponad milion pozostawiła bez dachu nad głową.
Stany Zjednoczone stworzyły 37 milionów uchodźców na całym świecie. Od 2012 roku liczba samych syryjskich uchodźców wzrosła dziesięciokrotnie. W latach 2016-2019 udokumentowano 33 584 zgonów cywilów w walkach w Syrii, w tym 3833 zabitych w bombardowaniach koalicji kierowanej przez USA, z czego połowa to kobiety i dzieci. Public Broadcasting Service (PBS) poinformował 9 listopada 2018 r., że w nalotach sił amerykańskich na samą Rakkę zginęło 1600 syryjskich cywilów.
Dwudziestoletnia wojna w Afganistanie spustoszyła kraj. W sumie 47 000 afgańskich cywilów i 66 000 do 69 000 afgańskich żołnierzy i policjantów niezwiązanych z atakami z 11 września zginęło w amerykańskich operacjach wojskowych, a ponad 10 milionów ludzi zostało przesiedlonych. Wojna w Afganistanie zniszczyła tam podstawy rozwoju gospodarczego i pogrążyła ludność afgańską w nędzy. Po „klęsce w Kabulu” w 2021 r. Stany Zjednoczone ogłosiły, że zamrożą około 9,5 mld dolarów aktywów należących do afgańskiego banku centralnego, co uważa się za „czystą grabież”.
We wrześniu 2022 r. turecki minister spraw wewnętrznych Suleyman Soylu skomentował na wiecu, że Stany Zjednoczone prowadziły zastępczą wojnę w Syrii, zamieniły Afganistan w pole opium i fabrykę heroiny, wprowadziły zamieszanie w Pakistanie i pozostawiły Libię w nieustannych niepokojach społecznych. Stany Zjednoczone robią wszystko, co w ich mocy, aby okraść i zniewolić ludność dowolnego kraju posiadającego podziemne zasoby.
Stany Zjednoczone również przyjęły przerażające metody prowadzenia wojny. Podczas wojny koreańskiej, wojny w Wietnamie, wojny w Zatoce Perskiej, wojny w Kosowie, wojny w Afganistanie i wojny w Iraku Stany Zjednoczone użyły ogromnych ilości broni chemicznej i biologicznej, a także bomb kasetowych, bomb paliwowo-powietrznych, bomb grafitowych i bomb ze zubożonym uranem, powodując ogromne szkody w obiektach cywilnych, niezliczone ofiary cywilne i trwałe zanieczyszczenie środowiska.
III. Hegemonia ekonomiczna – grabież i eksploatacja
Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone prowadziły starania o utworzenie Systemu Bretton Woods, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, które wraz z Planem Marshalla stworzyły międzynarodowy system monetarny skupiony wokół dolara amerykańskiego. Ponadto Stany Zjednoczone ustanowiły również instytucjonalną hegemonię w międzynarodowym sektorze gospodarczym i finansowym, manipulując systemami głosowania ważonego, zasadami i ustaleniami organizacji międzynarodowych, w tym „zatwierdzenia przez 85-procentową większość” oraz krajowymi przepisami i regulacjami dotyczącymi handlu. Wykorzystując status dolara jako głównej międzynarodowej waluty rezerwowej, Stany Zjednoczone zasadniczo gromadzą „senioraż” z całego świata, i wykorzystując swoją kontrolę nad organizacjami międzynarodowymi, zmuszają inne kraje do służenia politycznej i gospodarczej strategii Ameryki.
◆ Stany Zjednoczone eksploatują światowe bogactwo za pomocą „seniorażu”. Wyprodukowanie banknotu 100-dolarowego kosztuje tylko około 17 centów, ale inne kraje musiały zebrać 100 dolarów rzeczywistych towarów, aby go otrzymać. Ponad pół wieku temu zwrócono uwagę, że Stany Zjednoczone cieszyły się wygórowanymi przywilejami i deficytem bez łez tworzonych przez dolara i używały bezwartościowego papierowego banknotu do grabieży zasobów i fabryk innych narodów.
◆ Hegemonia dolara amerykańskiego jest głównym źródłem niestabilności i niepewności w światowej gospodarce. Podczas pandemii COVID-19 Stany Zjednoczone nadużyły swojej globalnej hegemonii finansowej i wstrzyknęły biliony dolarów na światowy rynek, pozostawiając inne kraje, zwłaszcza gospodarki wschodzące, by zapłaciły cenę. W 2022 roku Fed zakończył ultrałagodną politykę pieniężną i przeszedł na agresywną podwyżkę stóp procentowych, powodując zamieszanie na międzynarodowym rynku finansowym i znaczną deprecjację innych walut, takich jak euro, z których wiele spadło do najniższego poziomu od 20 lat. W rezultacie wiele krajów rozwijających się stanęło w obliczu wyzwań związanych z wysoką inflacją, deprecjacją waluty i odpływem kapitału. Dokładnie to samo zauważył kiedyś sekretarz skarbu Nixona, John Connally, z satysfakcją i precyzją, że „dolar jest naszą walutą, ale to wasz problem”.
◆ Dzięki kontroli nad międzynarodowymi organizacjami gospodarczymi i finansowymi Stany Zjednoczone nakładają dodatkowe warunki na udzielanie przez nie pomocy innym krajom. W celu zmniejszenia przeszkód dla napływu kapitału i spekulacji do Stanów Zjednoczonych kraje otrzymujące pomoc są zobowiązane do przyspieszenia liberalizacji finansowej i otwarcia rynków finansowych, tak aby ich polityka gospodarcza była zgodna ze strategią amerykańską. Według Przeglądu Międzynarodowej Ekonomii Politycznej, wraz z 1550 programami umorzenia długów rozszerzonymi przez MFW na 131 krajów członkowskich w latach 1985-2014, dołączono aż 55 465 dodatkowych warunków politycznych.
◆ Stany Zjednoczone świadomie tłumią swoich przeciwników za pomocą ekonomicznego przymusu. W latach 80., aby wyeliminować zagrożenie gospodarcze stwarzane przez Japonię oraz kontrolować i wykorzystywać ją w służbie strategicznego celu Ameryki, jakim jest konfrontacja ze Związkiem Radzieckim i dominacja nad światem, Stany Zjednoczone wykorzystały swoją hegemoniczną potęgę finansową przeciwko Japonii i zawarły porozumienie Plaza. W rezultacie jen został wypchnięty w górę, a Japonia została zmuszona do otwarcia swojego rynku finansowego i zreformowania systemu finansowego. Umowa Plaza zadała ciężki cios impetowi wzrostu japońskiej gospodarki, pozostawiając Japonię w okresie, który później nazwano „trzema straconymi dekadami”.
◆ Gospodarcza i finansowa hegemonia Ameryki stała się bronią geopolityczną. Podwajając jednostronne sankcje i „długie ramię jurysdykcji”, Stany Zjednoczone uchwaliły takie prawa krajowe, jak międzynarodowa ustawa o nadzwyczajnych uprawnieniach gospodarczych, globalna ustawa o odpowiedzialności za łamanie praw człowieka Magnickiego oraz ustawa o przeciwdziałaniu przeciwnikom Ameryki poprzez sankcje, a także wprowadziły szereg zarządzeń wykonawczych nakładających sankcje na określone kraje, organizacje lub osoby. Statystyki pokazują, że sankcje USA wobec podmiotów zagranicznych wzrosły o 933% od 2000 do 2021 roku. Sama administracja Trumpa nałożyła ponad 3900 sankcji, co oznacza trzy sankcje dziennie.
Do tej pory Stany Zjednoczone nałożyły sankcje gospodarcze na prawie 40 krajów na całym świecie, w tym na Kubę, Chiny, Rosję, KRLD, Iran i Wenezuelę, dotykające prawie połowę światowej populacji. „Stany Zjednoczone Ameryki” przekształciły się w „Stany Zjednoczone Sankcji”. A „długa ręka jurysdykcji” została zredukowana do niczego innego, jak tylko narzędzia dla Stanów Zjednoczonych do wykorzystania środków władzy państwowej w celu stłumienia konkurentów gospodarczych i ingerencji w normalne interesy międzynarodowe. To poważne odejście od zasad liberalnej gospodarki rynkowej, którymi od dawna szczycą się Stany Zjednoczone.
IV. Hegemonia technologiczna — monopol i stłumienie
Stany Zjednoczone dążą do powstrzymania rozwoju naukowego, technologicznego i gospodarczego innych krajów, wykorzystując władzę monopolistyczną, środki tłumienia i ograniczenia technologiczne w dziedzinach zaawansowanych technologii.
◆ Stany Zjednoczone monopolizują własność intelektualną w imię ochrony. Wykorzystując słabą pozycję innych krajów, zwłaszcza rozwijających się, w zakresie praw własności intelektualnej oraz wakat instytucjonalny w odpowiednich dziedzinach, Stany Zjednoczone czerpią nadmierne zyski z monopolu. W 1994 r. Stany Zjednoczone przeforsowały Porozumienie w sprawie handlowych aspektów praw własności intelektualnej (TRIPS), forsując zamerykanizowany proces i standardy ochrony własności intelektualnej, próbując umocnić swój monopol na technologię.
W latach 80., aby powstrzymać rozwój japońskiego przemysłu półprzewodników, Stany Zjednoczone wszczęły śledztwo „301”, zbudowały siłę przetargową w negocjacjach dwustronnych poprzez umowy wielostronne, zagroziły uznaniem Japonii za prowadzącą nieuczciwy handel i nałożyły cła odwetowe, zmuszając Japonię do podpisania amerykańsko-japońskiej umowy dotyczącej półprzewodników. W rezultacie japońskie przedsiębiorstwa produkujące półprzewodniki zostały prawie całkowicie wyparte z globalnej konkurencji, a ich udział w rynku spadł z 50 do 10%. W międzyczasie, przy wsparciu rządu USA, duża liczba amerykańskich przedsiębiorstw produkujących półprzewodniki skorzystała z okazji i zdobyła większy udział w rynku.
◆ Stany Zjednoczone upolityczniają, wykorzystują kwestie technologiczne jako broń i wykorzystują je jako narzędzia ideologiczne. Nadmiernie rozciągając koncepcję bezpieczeństwa narodowego, Stany Zjednoczone zmobilizowały władzę państwową do stłumienia i nałożenia sankcji na chińską firmę Huawei, ograniczyły wejście produktów Huawei na rynek amerykański, odcięły dostawy chipów i systemów operacyjnych oraz zmusiły inne kraje do zakazania Huawei podjęcie budowy lokalnej sieci 5G. Namówiły nawet Kanadę do nieuzasadnionego zatrzymania dyrektora finansowego Huawei, Meng Wanzhou, na prawie trzy lata.
Stany Zjednoczone sfabrykowały mnóstwo wymówek, aby powstrzymać chińskie przedsiębiorstwa high-tech o globalnej konkurencyjności i umieściły ponad 1000 chińskich przedsiębiorstw na listach sankcyjnych. Ponadto Stany Zjednoczone nałożyły również kontrole na biotechnologię, sztuczną inteligencję i inne zaawansowane technologie, zaostrzyły ograniczenia eksportowe, zaostrzyły kontrolę inwestycji, zlikwidowały chińskie aplikacje społecznościowe, takie jak TikTok i WeChat, oraz lobbowały Holandię i Japonię w celu ograniczenia eksportu chipów i powiązanego sprzętu lub technologii do Chin.
Stany Zjednoczone praktykują również podwójne standardy w swojej polityce wobec specjalistów technologicznych związanych z Chinami. Aby odsunąć na bok i stłumić chińskich naukowców, od czerwca 2018 r. ważność wiz została skrócona dla chińskich studentów specjalizujących się w niektórych dyscyplinach związanych z zaawansowanymi technologiami, powtarzały się przypadki, w których chińscy naukowcy i studenci wyjeżdżający do Stanów Zjednoczonych na programy wymiany i studia byli bez uzasadnienia odrzucani i nękani, a także przeprowadzono zakrojone na szeroką skalę śledztwa w sprawie chińskich naukowców pracujących w Stanach Zjednoczonych.
◆ Stany Zjednoczone umacniają swój monopol technologiczny w imię ochrony demokracji. Tworząc małe bloki technologiczne, takie jak „sojusz czipów” i „czysta sieć”, Stany Zjednoczone nadały zaawansowanej technologii etykietę „demokracja” i „prawa człowieka” oraz przekształciły kwestie technologiczne w kwestie polityczne i ideologiczne, tak aby wymyślać wymówki dla swojej blokady technologicznej wobec innych krajów.
W maju 2019 r. Stany Zjednoczone zwerbowały 32 kraje na Praską Konferencję Bezpieczeństwa 5G w Czechach i wydały Propozycję Praską, próbując wykluczyć chińskie produkty 5G. W kwietniu 2020 r. ówczesny sekretarz stanu USA Mike Pompeo ogłosił „czystą ścieżkę 5G”, plan mający na celu zbudowanie sojuszu technologicznego w dziedzinie 5G z partnerami, których łączy wspólna ideologia demokracji i potrzeba ochrony „cyberbezpieczeństwa”. Zasadniczo środki te polegają na próbach USA utrzymania hegemonii technologicznej poprzez sojusze technologiczne.
◆ Stany Zjednoczone nadużywają swojej hegemonii technologicznej, przeprowadzając cyberataki i podsłuchy. Stany Zjednoczone od dawna znane są jako „imperium hakerów”, obwiniane za szerzące się na całym świecie akty cyberkradzieży. Mają wszelkiego rodzaju środki do egzekwowania wszechobecnych cyberataków i inwigilacji, w tym możliwość wykorzystywania analogowych sygnałów stacji bazowych do uzyskiwania dostępu do telefonów komórkowych w celu kradzieży danych, manipulowania aplikacjami mobilnymi, infiltracji serwerów w chmurze i kradzieży kabli podmorskich. I tak dalej.
Inwigilacja USA jest bezkrytyczna. Wszyscy mogą być celem ich inwigilacji, czy to rywale, czy sojusznicy, nawet przywódcy krajów sprzymierzonych, tacy jak była kanclerz Niemiec Angela Merkel i kilku prezydentów Francji. Cyberinwigilacja i ataki przeprowadzane przez Stany Zjednoczone, takie jak „Prism”, „Dirtbox”, „Irritant Horn” i „Telescreen Operation”, są dowodem na to, że Stany Zjednoczone ściśle monitorują swoich sojuszników i partnerów. Takie podsłuchiwanie sojuszników i partnerów już wywołało ogólnoświatowe oburzenie. Julian Assange, założyciel Wikileaks, strony internetowej, która ujawniła amerykańskie programy inwigilacyjne, powiedział, że „nie oczekuj, że globalne supermocarstwo inwigilacyjne będzie działać z honorem i szacunkiem. Jest tylko jedna zasada: nie ma żadnych zasad”.
V. Hegemonia kulturowa – szerzenie fałszywych narracji
Globalna ekspansja kultury amerykańskiej jest ważną częścią jej strategii zewnętrznej. Stany Zjednoczone często wykorzystywały narzędzia kulturowe do wzmocnienia i utrzymania swojej hegemonii na świecie.
◆ Stany Zjednoczone osadzają amerykańskie wartości w swoich produktach, takich jak filmy. Amerykańskie wartości i styl życia są produktem powiązanym z filmami i programami telewizyjnymi, publikacjami, treściami medialnymi i programami finansowanymi przez rząd instytucji kulturalnych non-profit. W ten sposób kształtują przestrzeń kulturową i opinię publiczną, w której kultura amerykańska króluje i utrzymuje kulturową hegemonię. W swoim artykule The Americanization of the World (Amerykanizacja świata) amerykański uczony John Yemma ujawnił prawdziwą broń amerykańskiej ekspansji kulturowej: Hollywood, fabryki projektowania wizerunku na Madison Avenue oraz linie produkcyjne Mattel Company i Coca-Coli.
Istnieją różne sposoby, których Stany Zjednoczone używają, aby zachować swoją kulturową hegemonię. Najczęściej używane są filmy amerykańskie; mają one obecnie ponad 70% udziału w rynku światowym. Stany Zjednoczone umiejętnie wykorzystują swoją różnorodność kulturową, aby przemawiać do różnych grup etnicznych. Kiedy hollywoodzkie filmy opanowują świat, wykrzykują związane z nimi amerykańskie wartości.
◆ Amerykańska hegemonia kulturowa przejawia się nie tylko w „bezpośredniej interwencji”, ale także w „infiltracji mediów” oraz jako „trąbka dla świata”. Zdominowane przez USA zachodnie media odgrywają szczególnie ważną rolę w kształtowaniu globalnej opinii publicznej na korzyść ingerowania USA w wewnętrzne sprawy innych krajów.
Rząd USA surowo cenzuruje wszystkie firmy zajmujące się mediami społecznościowymi i żąda od nich posłuszeństwa. Dyrektor generalny Twittera, Elon Musk, przyznał 27 grudnia 2022 r., że wszystkie platformy mediów społecznościowych współpracują z rządem USA w celu cenzurowania treści, donosi Fox Business Network. Opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych podlega interwencji rządu w celu ograniczenia wszelkich nieprzychylnych wypowiedzi. Google często powoduje znikanie stron.
Departament Obrony USA manipuluje mediami społecznościowymi. W grudniu 2022 r. The Intercept, niezależna amerykańska witryna śledcza, ujawniła, że w lipcu 2017 r. Nathaniel Kahler, urzędnik Centralnego Dowództwa USA, instruował zespół polityki publicznej Twittera, aby wprowadził 52 konta w języku arabskim, z których sześć winno mieć pierwszeństwo. Jedno z nich poświęcone było usprawiedliwianiu amerykańskich ataków dronów w Jemenie, na przykład poprzez twierdzenie, że ataki były precyzyjne i zabijały tylko terrorystów, a nie cywilów. Zgodnie z dyrektywą Kahlera, Twitter umieścił te konta w języku arabskim na „białej liście”, aby wzmocnić niektóre wiadomości.
◆Stany Zjednoczone stosują podwójne standardy w zakresie wolności prasy. Na różne sposoby brutalnie tłumią i uciszają media innych krajów. Stany Zjednoczone i Europa zakazują wstępu do swoich krajów głównym nurtom rosyjskich mediów, takim jak Russia Today i Sputnik. Platformy takie jak Twitter, Facebook i YouTube otwarcie ograniczają oficjalne konta Rosji. Netflix, Apple i Google usunęły rosyjskie kanały i aplikacje ze swoich usług i sklepów z aplikacjami. Treści związane z Rosją podlegają bezprecedensowej drakońskiej cenzurze.
◆Stany Zjednoczone nadużywają swojej kulturowej hegemonii, aby zapoczątkować „pokojową ewolucję” w krajach socjalistycznych. Tworzą media informacyjne i stylizacje kulturalne skierowane do krajów socjalistycznych. Wlewają oszałamiające kwoty funduszy publicznych do sieci radiowych i telewizyjnych, aby wspierać ich ideologiczną infiltrację, a ci tubylcy dzień i noc bombardują kraje socjalistyczne w dziesiątkach języków podżegającą propagandą.
Stany Zjednoczone używają dezinformacji jako włóczni do atakowania innych krajów i zbudowały wokół niej łańcuch przemysłowy: istnieją grupy i osoby zmyślające historie i sprzedające je na całym świecie, aby wprowadzić w błąd opinię publiczną przy wsparciu niemal nieograniczonych środków finansowych.
Wniosek
Podczas gdy słuszna sprawa zyskuje poparcie szerokiego obrońcy, niesprawiedliwa skazuje jej prześladowcę na wyrzutka. Hegemoniczne, dominujące i zastraszające praktyki polegające na używaniu siły do zastraszania słabych, odbieraniu innym siłą i podstępem oraz graniu w gry o sumie zerowej wyrządzają poważne szkody. Historyczne trendy pokoju, rozwoju, współpracy i wzajemnych korzyści są nie do powstrzymania.
Stany Zjednoczone swoją potęgą łamią prawdę i depczą sprawiedliwość, by służyć własnym interesom. Te jednostronne, egoistyczne i regresywne praktyki hegemoniczne spotkały się z rosnącą, intensywną krytyką i sprzeciwem społeczności międzynarodowej.
Kraje muszą się szanować i traktować jak równe sobie. Duże kraje powinny zachowywać się w sposób odpowiadający ich statusowi i przewodzić w dążeniu do nowego modelu stosunków międzypaństwowych, opartego na dialogu i partnerstwie, a nie na konfrontacji czy sojuszu.
Chiny sprzeciwiają się wszelkim formom hegemonizmu i polityki siły oraz odrzucają ingerencję w sprawy wewnętrzne innych państw. Stany Zjednoczone muszą przeprowadzić poważne badanie duszy. Muszą krytycznie przeanalizować to, co zrobiły, porzucić swoją arogancję i uprzedzenia oraz porzucić hegemoniczne, dominujące i zastraszające praktyki.
Za:
https://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/wjdt_665385/2649_665393/202302/t20230220_11027664.html
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2253
Twórcy Polski Odrodzonej stanęli w obliczu wielu zadań, które wyrażały się przede wszystkim w budowaniu nowej tożsamości międzynarodowej, w odniesieniach do bliższych i dalszych uczestników gry międzynarodowej, pośród których trzeba było rozpoznać potencjalnych sojuszników i ewentualnych wrogów. W trudnych warunkach zagrożeń zewnętrznych u progu odrodzonej państwowości trzeba było określić się wobec najważniejszych problemów międzynarodowych, do których należała choćby rewolucja rosyjska i wojna z bolszewizmem, ale także szybko odradzające się tendencje mocarstwowe i rewizjonistyczne Niemiec. Wroga polityka mocarstw rozbiorowych, zwłaszcza Rosji bolszewickiej, a potem hitlerowskich Niemiec, wymagała od Polski determinacji w obronie swojej reason d’etre.
Determinacja w obronie racji bytu
Problem ze zbudowaniem nowej polskiej tożsamości polegał na tym, że wszystkie mocarstwa europejskie, w tym zaborcze, przez ponad 100 lat nieobecności Polski na mapach świata przywykły do przedmiotowego traktowania Polaków w swoich grach geopolitycznych. Rok 1918 przyniósł upodmiotowienie Polski, co oznaczało, zwłaszcza w przypadku Niemiec i Rosji, konieczność przewartościowania ich strategii, aby państwo polskie uwzględniać w kalkulacjach sąsiedzkich. Negatywny, a nawet wręcz wrogi stosunek do Polski determinował ich politykę przez cały okres międzywojenny. Po latach łatwo jest wydawać krytyczne sądy na temat nieskuteczności gwarancji, jakie międzywojenne państwo polskie było w stanie zabezpieczyć, ale niejeden ze współczesnych nie umiałby inaczej postąpić w obliczu piętrzących się trudności i zagrożeń, jakie spotkały II Rzeczypospolitą.
W konfrontacji z zastaną rzeczywistością elity przywódcze, jakie wyłoniły się u schyłku I wojny światowej, były nadzwyczaj dojrzałe w ocenie bieżącej sytuacji, zwłaszcza że nie było wówczas takiego dostępu do informacji, z jakim mamy do czynienia obecnie. Fenomenem było to, że mimo uprzedzeń i negatywnych doświadczeń potrafiły one po traumie zaborów wyjść poza świat historycznych fobii.
Okazało się to niemożliwe jedynie w stosunku do Rosji, którą postrzegano przez pryzmat kontynuacji imperialnego despotyzmu carskiego. Ton takiemu pojmowaniu Rosji nadali piłsudczycy, którzy uważali, że Rosja carska przekazała bolszewikom „knut, więzienie, bagnet, cenzurę i cały system dławienia wolności”. Doświadczenia wojny 1920 roku umocniły te przeświadczenia.
Pojawia się w tym kontekście pewna paralela historyczna, gdyż także po rozpadzie ZSRR w 1991 roku elity polskie przyjęły świadomie to samo założenie, że „nowa” Rosja jest kontynuatorką poprzedniego wcielenia ustrojowego. Tak jak w przypadku bolszewików zaadaptowano wtedy pierwiastki nacjonalizmu rosyjskiego z czasów carskich, tak dzisiejszej Rosji przypisuje się pozostawienie i w doktrynie, i w praktyce pierwiastków sowietyzmu i totalizmu. W obu przypadkach chodzi jednak o tę samą obawę przed wielkoruskim szowinizmem i imperializmem.
Ład międzynarodowy, jaki ukształtował się w wyniku pokoju wersalskiego, od początku miał charakter rywalizacyjny i konfliktogenny. Wymagał zdecydowanego reagowania na szkodliwe działania państw rewizjonistycznych, łącznie z użyciem siły. Pod egidą niereprezentatywnej Ligi Narodów próbowano zbudować „pokój przez prawo”, gdy w rzeczywistości o rozwiązaniu najważniejszych problemów miała zdecydować konfrontacja zbrojna. Kształt terytorialny państwa i jego granice były wypadkową wielu złożonych czynników – od faktów dokonanych, przez batalie dyplomatyczne, do krwawych powstań i wojny. Jak pisał Eugeniusz Romer, nie wystarczyło „wykroić kawałek ziemi i Polską go zatytułować”. Odbudowa państwowości wymagała zmysłu politycznego i autentycznego wysiłku mobilizacyjnego, aby państwo to obronić w obliczu narastających zagrożeń.
Priorytetem była zatem budowa potencjału gospodarczego i wojskowego, a także konsolidacja wewnętrzna, wyrażająca się w „pokoju społecznym”, identyfikacji społeczeństwa z prowadzoną przez władze państwowe polityką. Nie bez znaczenia było przywoływanie w patriotycznym uniesieniu historii męczeństwa kolejnych pokoleń Polaków oraz emocjonalne, a nawet patetyczne, znajdujące odbicie w poezji i pieśni, przywiązanie do wolności. Ład ten został także poddany presjom ideologicznym w skali niespotykanej dotąd w historii.
Liberalne wizje Woodrowa Wilsona musiały ustąpić projektom mającym pretensje ekspansjonistyczne, tj. komunizmowi i faszyzmowi. Polska znalazła się w potrzasku. Sama uległa tendencjom autorytarnym, ale musiała dokonać własnej oceny totalitaryzmu oraz uwarunkowanych nim zmian w geopolitycznym układzie sił, który postawił na porządku dziennym polskiej polityki „zdystansowanie się” wobec „każdego zła” – na wschodzie i na zachodzie.
Wszystkie problemy związane z identyfikacją statusu państwa wiązały się przede wszystkim ze skutecznością likwidowania pozostałości po zaborach i okupacji oraz tworzenia nowego porządku ustrojowego. Trudno to było uczynić bez przewartościowania tego, co było dziedzictwem przeszłości, a więc sarmackiej megalomanii, romantycznego mesjanizmu, czy konserwatywnego nacjonalizmu. Nie bez znaczenia było dziedzictwo narodu wieloetnicznego i wielowyznaniowego, co musiało determinować koncepcje państwowości pluralistycznej (stąd projekty federalistyczne bądź inkorporacyjne).
Ze względu na kataklizmy wojenne, kwestia odbudowy, tak po I, jak i po II wojnie światowej miała związek ze scalaniem narodu polskiego w nowych realiach geograficznych i geopolitycznych. Można więc zauważyć, że dopiero powołanie III RP w 1989 roku nie wymagało wysiłków konsolidacyjnych w nowym kształcie terytorialnym. Oczekiwania dotyczyły raczej modernizacji cywilizacyjnej i wzrostu dobrobytu społeczeństwa.
Historyczne paralele
W kontekście nawiązania do tradycji I Rzeczypospolitej pojawia się kolejna paralela historyczna. Sternicy Polski Odrodzonej – mimo rozmaitych animozji i uprzedzeń – byli w stanie wznieść się ponad różnice ideowe i w historii zaborów dostrzec pierwiastki pozytywne – od Księstwa Warszawskiego począwszy, poprzez Królestwo Kongresowe, autonomię galicyjską czy Wielkie Księstwo Poznańskie.
Przede wszystkim akceptowali uwarunkowania miejsca i czasu oraz doceniali zaangażowanie Polaków w różne drogi do niepodległości. Nawet gdy ktoś pozostawał w służbie zaborcy, miał szanse dzięki swoim kompetencjom sprawdzić się w odbudowie polskiej państwowości. Dzięki mądrym przywódcom politycznym II RP dorobek wielu pokoleń czasu zaborów - nie tylko insurekcyjny, ale i pozytywistyczny – nie poszedł na marne, bo Polska Odrodzona wszystkich Polaków starała się wykorzystać w służbie państwu, nie dzieląc na patriotów lepszych i gorszych.
Większość polityków III RP zgodnym chórem zanegowała natomiast dorobek PRL, traktując tę formację ustrojową Polski jak „czarną dziurę”, choć państwo to miało pełne uznanie międzynarodowe i cieszyło się respektem ze strony Zachodu, w tym USA (czego dowodem były wizyty wielu prominentnych polityków zachodnioeuropejskich i amerykańskich w Warszawie). Ciągłe nawracanie do lustracji i zabiegi na rzecz „pozbywania się komunistycznych złogów” świadczą bardziej o cynicznym niszczeniu kapitału społecznego, niż o racjonalnej polityce.
Zwyczajna uczciwość wobec milionów rodaków odbudowujących Polskę powojenną nakazuje stwierdzić, że państwo polskie doby PRL, choć zwasalizowane przez ZSRR i posiadające ograniczoną suwerenność - nie tylko istniało, ale stanowiło całkiem realną podstawę obecnego stanu posiadania, a nawet dobrobytu. Kamieniem węgielnym III RP były obrady „okrągłego stołu”, czyli wielki kompromis historyczny między „starymi”, komunistycznymi elitami władzy a ruchem politycznym wywodzącym się z „Solidarności”. Jest osobliwą ślepotą dzisiejszych liderów politycznych polskiej prawicy zjawisko niedostrzegania w tym akcie początków własnego panowania. Legitymizacja władzy politycznej ma bardziej złożone źródła niż się wielu politykom wydaje.
Pamięć o heroizmie niepodległościowych zrywów powstańczych wpływała niewątpliwie na poczucie misji kulturowej i cywilizacyjnej w Europie, natomiast wiedza o doświadczeniach i dorobku ustrojowym państw zachodnich sprzyjała konstruowaniu podstaw konstytucyjnych odrodzonego państwa. Każda z ustrojowych formacji państwowości polskiej w okresie minionych 100 lat nie była wszak wolna od różnych słabości i mankamentów. Trzeba doprawdy być ignorantem w sferze historii, aby nie dostrzegać błędów politycznych polskich władz i w okresie II RP, i w czasach PRL, czy wreszcie w III RP, łącznie z etapem „dobrej zmiany”. Idealizowanie jednej formacji kosztem negowania innej zawsze prowadzi do zafałszowania historii i świadczy o cynicznym kłamstwie pod szyldem oficjalnej polityki i propagandy.
Geografia a polityka
Nowy geopolityczny układ sił po I wojnie światowej zaczął kształtować się z jednej strony pod wpływem zagrożenia ze strony rosyjskiego bolszewizmu, a z drugiej strony weimarskiego rewizjonizmu i hitlerowskiego ekspansjonizmu. Te dwa główne uwarunkowania przyczyniły się w zasadniczej mierze do ukształtowania w polskiej polityce zagranicznej koncepcji „dwustronnego zagrożenia”, „obcości kulturowo-cywilizacyjnej” i determinizmu wynikającego z „położenia między” dwiema „totalitarnymi bestiami” - Niemcami a Rosją. Od początku istnienia II RP uświadamiano więc sobie konieczność zachowania własnego oblicza ze względu na położenie „na skrzyżowaniu obcych wpływów”, aby nie stać się „obiektem cudzej woli i myśli”.
Nie bez znaczenia dla inspirowania praktyki politycznej były koncepcje polskich geografów jeszcze z czasów rozbiorowych, a to Wacława Nałkowskiego i Eugeniusza Romera, dowodzących „przejściowości” i „pomostowości” Polski.
Przejściowość wskazywała na położenie Polski wzdłuż ważnej granicy fizjograficznej, oddzielającej Europę Zachodnią od Wschodniej. Z koncepcji tej wypływały takie funkcje geopolityczne Polski jak „przepustowość”, „korytarz dla wędrówek i przemarszów”, „tranzytowość” czy „pole bitewne”. Z tych funkcji wynikała z kolei rola „strażnika” zachodniej części kontynentu przeciw wschodnim „azjatyckim barbarzyńcom”, rola „przedmurza” (antemurale) czy „kordonu sanitarnego”. Z koncepcji Nałkowskiego naturalnie wypływała wizja wyjątkowości oraz obsesja na tle zagrożeń ze strony największych sąsiadów, a także „zdrady Zachodu”. U schyłku II Rzeczypospolitej stały się one samospełniającym się proroctwem.
W koncepcji „pomostowości”, odnoszącej się do „zwężenia (pomostu) czarnomorsko-bałtyckiego” zawierała się szansa zrealizowania misji państwa integrującego inne organizmy państwowe, spoiwa między cywilizacjami Wschodu i Zachodu oraz kulturami Północy i Południa. W ten sposób Romer uzasadniał też jako naturalny kierunek wschodni i południowo-wschodni ekspansji Polski.
Obydwa sposoby konceptualizacji tożsamości międzynarodowej Polski z wykorzystaniem jej geograficznej „fizjologii” i specyfiki cywilizacyjnej na styku Wschodu i Zachodu plasowały Polskę Odrodzoną „w kontraście”, a nie współzależności z sąsiadami, programowały elity polityczne do poszukiwania odrębności i akcentowania „obcości” zarówno wobec zachodniego materializmu i praktycyzmu, jak i wschodniego mistycyzmu i afektywności. Polska znalazła się „na krzyżownicy silnych gradientów kulturalnych i komunikacyjnych”.
Jednocześnie, według innego polskiego geografa – Michała Janiszewskiego - właśnie owo „kontrastowe” położenie pozwalało Polsce na wykorzystanie wszystkich atutów, jakimi dysponuje i Wschód, i Zachód, spojenie dodatnich i ujemnych cech obu części Europy. W ten sposób próbowano tworzyć „mariaż zachodniego racjonalizmu ze wschodnim idealizmem”, aby wykorzystując atrybuty geograficzne i kulturowe doprowadzić do „nowej syntezy w Europie”.
Tak, jak w wielu polskich wizjach, przejawiała się tu stara romantyczna idea mesjanistyczna. Tyle, że w warunkach Polski Odrodzonej chodziło o to, aby za wszelką cenę wyzbyć się kompleksu peryferyjności na rzecz włączenia się Polski w projekty integracyjne, aby będącą przekleństwem słabość wobec wielkich sąsiadów i starych potęg europejskich przekuć w siłę, nawet gdy miała ona wyłącznie charakter aspiracyjny.
Polska myśl geopolityczna
Polska myśl geopolityczna dostrzegła we wczesnej fazie niepodległości państwowej, że Polsce przypada rola powstrzymywania dwu wrogich jej ekspansjonizmów: Niemiec ku wschodowi, i Rosji – ku zachodowi. Tym samym Polska identyfikowała siebie, jako ważny czynnik równowagi politycznej.
Wybitny geograf Stanisław Pawłowski ostrzegał, że nacisk silniejszych sąsiadów jest groźny dla położenia Polski, stąd postulował zgodne współżycie z każdym z nich, uzupełnione mądrymi sojuszami.
Polskie elity polityczne, niezależnie od ideologicznej proweniencji, poszukiwały na tym tle sposobów uwiarygodnienia się na arenie międzynarodowej w różnych formacjach ustrojowych XX wieku. Próbowano stworzyć wizerunek państwa o nastawieniu pokojowym i zdolnym do kompromisów. Temu służyły międzywojenne koncepcje „rozbrojenia moralnego”, czy powojenna idea strefy bezatomowej. Polska wpisywała się w nurt tradycji rozbrojeniowych. Miała reputację autora pomysłów koncyliacyjnych i odprężeniowych.
Ostatecznie uznanie opcji atlantyckiej w III RP za bezalternatywną zwolniło polskich strategów z poszukiwania bardziej zniuansowanej polityki, gwarantującej Polsce bezpieczeństwo, ale i dobre stosunki sąsiedzkie na wszystkich kierunkach.
Dyskusje wokół tożsamości międzynarodowej Polski Odrodzonej od początku wskazywały na istotny dylemat posiadania wyraźnej indywidualności geograficznej, wynikającej z jednej strony – z centralnego położenia w Europie, na dodatek między wielkimi sąsiadami na wschodzie i na zachodzie, a z drugiej – peryferyjnego położenia na najbardziej wysuniętej na wschód rubieży Europy Zachodniej. To narażało ją na status „państwa frontowego”.
Nietrudno zauważyć, że ten dylemat powrócił w nowej postaci w III RP po 1989 roku. Dylemat ten oznacza nieustanną ucieczkę od statusu peryferyjnego, do liczącego się sojusznika - najsilniejszego mocarstwa zachodniego, czyli USA, co naturalnie czyni Polskę państwem frontowym w zderzeniu z Rosją.
Polska myśl geopolityczna pierwszych lat Polski Niepodległej miała charakter oryginalny, ale przede wszystkim służebny wobec odbudowywanej państwowości i statusu międzynarodowego. Gorzej jest ze współczesnym myśleniem, gdyż w świetle zniewolenia Polski w latach 1944/45-1989, co skutkowało niemożliwością prowadzenia wówczas niezależnej polityki zagranicznej, brakuje rozsądnej argumentacji na rzecz ciągłości państwa polskiego. Państwo takie przetrwało nawet podczas okupacji niemieckiej, zachowując rudymentarne struktury w postaci rządu na uchodźstwie i jego krajowej delegatury oraz armii.
Trzeba w końcu zdobyć się na jakiś kompromis w pojmowaniu powojennego państwa polskiego o ograniczonej suwerenności i bronić tej ciągłości jako jednego z ważnych atutów statusu międzynarodowego Polski w XX wieku! To są rudymentarne elementy polskiej reason d’état.
Jeśli sami Polacy podważają rację stanu pod szyldem walki z „komunistyczną uzurpacją”, to stwarzają dogodne pole dla ataku na Polskę ze wszystkich stron, nawet z tych najmniej spodziewanych – od sojuszników i partnerów.
Kolejne ekipy rządzące w III RP mają kłopoty z definicją polskiej tożsamości państwowej, głównie z powodów zacietrzewienia ideologicznego. Brakuje przede wszystkim realistycznego pojmowania interesu narodowego. Nie mają one wiedzy o tym, jaką rolę Polska odegrała na przykład w koalicji antyhitlerowskiej, ale także podczas „odwilży” w okresie destalinizacji, w okresie détente, normalizacji stosunków z RFN czy w zwołaniu KBWE. O tych dokonaniach coraz mniej mówią podręczniki do nauczania historii, co w sumie oznacza działanie na własną szkodę. Przywołane zjawisko świadczy o swoistym „rozdwojeniu jaźni” współczesnych polskich polityków, gdyż z jednej strony uznają oni pewne dokonania w polityce międzynarodowej (na przykład aktywność w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w charakterze niestałego członka), a z drugiej kwestionują sam fakt istnienia Polski Ludowej.
Stanisław Bieleń
Jest to pierwsza część eseju prof. Stanisława Bielenia na temat geopolitycznych implikacji polskiej niepodległości. Druga część zatytułowana "Historia nauczycielką życia" ukaże się w numerze 5/18 SN.
Tytuł, śródtytuły i podkreślenia pochodzą od Redakcji.

