Humanistyka el
- Autor: Krystyna Hanyga
- Odsłon: 5142
Jakie znaczenie mają studia nad zwierzętami dla badań nad kulturą? Ten temat został podjęty w Instytucie Badań Literackich PAN. Celem realizowanego projektu badawczego jest „wprowadzenie do badań nad kulturą w Polsce transdyscyplinarnych studiów nad zwierzętami, pokazanie zwierząt jako wpływowych aktorów, szczególnie w polskiej humanistyce, w której wciąż dominuje zainteresowanie człowiekiem”.
Z kierownikiem projektu, Anną Barcz, doktorantką w IBL, rozmawia Krystyna Hanyga.
- Studia nad zwierzętami, ich wyobrażeniem w literaturze i sztukach wizualnych, ich relacjami z człowiekiem mają już sporą tradycję przede wszystkim w krajach anglosaskich. W Polsce to dopiero początek? W naszym krajobrazie kulturowym zwierzęta przecież zawsze zajmowały ważne miejsce.
- Nigdy jednak nie było to formułowane jako pewien prąd, który może coś wnieść do humanistyki. Motyw zwierzęcia nie jest to temat, który pojawił się nagle, tylko na gruncie wielu rozgałęzionych ścieżek myślenia. Zwierzęta zawsze były bliskie człowiekowi i dużo o nich mówiono nawet przyjmując model opozycyjny, kiedy definiowano człowieczeństwo przez zaprzeczenie wobec zwierzęcości. I na zasadzie antynomii, w wielu ważnych dziełach humanistycznych można było zobaczyć fascynację stworzeniami zwierzęcymi.
W Europie Zachodniej, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także we Francji, w Niemczech, poza tym w Stanach Zjednoczonych, studia nad zwierzętami wcześniej stały się nurtem, który wszedł do akademii, do kursów dla studentów, ponieważ w tych krajach był już zakorzeniony model interdyscyplinarności. Uzbrojeni w wiedzę o zwierzętach z perspektywy nauk przyrodniczych i także społecznych możemy zadać nowe pytania ważne dla humanistyki. Studia interdyscyplinarne nad zwierzętami rozwinęły się przede wszystkim w związku z postawieniem pewnych kwestii etycznych, które Peter Singer upowszechnił na całym świecie: czy człowiek może bez żadnych konsekwencji zadawać cierpienie zwierzętom? I ten problem stał się również przedmiotem zainteresowania literatury i sztuki.
W Ameryce wygląda to trochę inaczej, tam przyroda była bardziej obecna czy wręcz wrośnięta w myślenie humanistyczne. Można powiedzieć, że rozwój studiów nad zwierzętami wypłynął z romantyzmu Emersona i Thoreau, gdzie człowiek był zawsze bliżej przyrody; ona była bardziej znacząca niż w Europie. U nas myśl racjonalna przeszkodziła w widzeniu przyrody jako żywiołu zmysłowego i nieokiełznanego. Tam została dowartościowana i potraktowana mistycznie. Nie można zaprzeczyć, że była idealizowana, bo na przykład nie widać całego okrucieństwa, o którym później pisała Annie Dillard zauważając, że zwierzęta zostały oddzielone od całego myślenia o przyrodzie.
- Pod koniec XX wieku europejska humanistyka zmodyfikowała poglądy na relacje między ludźmi a środowiskiem naturalnym, odrzucając antropomorfizm i akcentując potrzebę szerszego, całościowego spojrzenia na otaczający nas świat.
- Zwierzęta zostały wyodrębnione jednak dlatego, że są tak bliskie człowiekowi, dawniej wykorzystywane jako motywy, symbole, często służyły do obrazowania jak najbardziej ludzkich cech. Dzisiaj w większym stopniu są pośrednikami między nami a przyrodą. Oczywiście, nie twierdzi się tego w kontekście najprostszych organizmów, w humanistyce zwierzęta to są najczęściej ssaki albo ptaki, te, które rzeczywiście towarzyszą człowiekowi i z którymi nawiązuje on relacje. Świat przyrody przeżywa zresztą kryzys oddzielenia od kultury ludzkiej, od stechnicyzowanej cywilizacji. Mam wrażenie, że odnowa tych więzi jest palącą potrzebą i w zwierzęciu – w nas i poza nami - z którym próbujemy się komunikować, możemy właśnie odnaleźć ogniwo łączące nas ze światem przyrody, od którego tak oddaliliśmy się.
- Co studia nad zwierzętami wnoszą do teorii literatury, sztuki, krytyki literackiej, do rozumienia dzieł?
- Wniosły przede wszystkim nowych bohaterów, których do tej pory nie było, bo zwierzęta były antropomorfizowane, były lustrem dla ludzkich cech. Teraz pojawiają się na innych zasadach i mają inny status. Reprezentują same siebie. Mogą być fantastycznie skonstruowane i niewiele przypominać zwierzęta żyjące na ziemi, dają jednak możliwość odniesienia, czy nawet przeniesienia w inny od ludzkiego świat. Jeśli chodzi o krytykę, może bardziej o teorię literatury, widać subtelny powrót do realizmu. Kiedy Julia Hartwig opisuje krowę, to rzeczywiście może to być krowa, którą obserwowała i zobaczyła akurat to zwierzę inaczej niż pokazuje je kultura masowa. Oczywiście, język poetycki pozwala na takie indywidualizowanie doświadczenia. Istotne jest jednak to, że są to nowi bohaterowie, nie-ludzcy, którzy reprezentują samych siebie.
- W literaturze pięknej widać zmiany w przedstawieniu zwierząt. W kulturze masowej, w filmach, serialach ciągle operuje się stereotypami, także związanymi z płcią, które przysłaniają to nowe spojrzenie na relacje człowieka ze światem zwierząt. Najprostszy przykład: pies zawsze jest przyjacielem mężczyzny. Dla kobiet rezerwuje się pieski-zabawki, puszyste kotki…
- Zobaczenie stereotypu to często początek zmiany myślenia. Jeśli ktoś zda sobie sprawę, ze na zwierzę projektuje się ludzkie cechy, to też bardzo istotne. Pokazuje zresztą, jak bardzo zdominowaliśmy te samodzielne skądinąd stworzenia. W kulturze zawsze natrafiamy na pewne stereotypy związane też z płcią. Z męskością kojarzy się kultura łowiecka. Jest świetna powieść Józefa Weyssenhoffa Soból i panna, perełka literatury łowieckiej. Kobiety są tam na drugim planie, najważniejszym towarzyszem pana jest pies i między nimi istnieje bardzo silny emocjonalny związek. Zwykle było tak, że mężczyźni polowali, zabijali, a psy im towarzyszyły, tu język emocji pokazuje, że jest to historia niezwykłej przyjaźni.
Innym przykładem jest opowiadanie Tomasza Manna Pan i pies, zapewne autobiograficzne, o relacji mężczyzny z wyżłem, też psem myśliwskim. Mann opisuje szczegółowo ich przyjaźń, koncentrując się na tym, co jest męskie w ich wspólnych wędrówkach i rozmowach. Zgadzam się, można podjąć pewne kwestie związane ze stereotypami płciowymi, ale warto też wskazać, co je podważa: jak emocje, które niepotrzebnie oddziela się od męskości.
Są jednak w literaturze także i inne świadectwa burzenia tego obrazu. Można się odwołać do znanego eseju Jacquesa Derridy L’Animal que donc je suis, bardzo ważnego dla studiów nad zwierzętami. Tam jest mężczyzna i kotka.- I bardzo sugestywna interpretacja spojrzenia zwierzęcia.
- Myślę, że kiedy zwierzęta są adresatami emocji, to wręcz wzbogaca męskość. Franz Kafka, który był postacią neurotyczną, przypominającą naszego Bruno Schulza, nie mogącego nawiązać trwałego związku z kobietą, napisał opowiadanie Dociekania psa, w którym oddał głos psu, pokazując go w postaci wyobcowanego, bardzo samotnego stworzenia.
Zastanawia, dlaczego Kafka stworzył taki tekst. Ze zdjęć wiemy, że w czasach studenckich miał owczarka niemieckiego, z którym był bardzo związany. W opowiadaniach Schulza pojawia się Nemrod, mężczyzna czule obserwuje szczeniaka. Tego rodzaju wątki nie były wcześniej odkrywane i podkreślane, dominował obraz myśliwych reprezentujących mocne męskie podmioty. Studia nad zwierzętami w tej nowej odsłonie pozwalają odnaleźć takie wątki jako alternatywę dla stereotypów.
- Jak ewoluowało postrzeganie zwierząt, ich roli w społecznościach ludzkich, w kulturze? Co jest istotą tych zmian, na które duży wpływ wywarły jednak ruchy wyzwolenia zwierząt?
- W kulturze jesteśmy moderatorami zmian, tu łatwiej coś zmienić niż w rzeczywistości pozatekstowej. Kultura, w wydaniu elitarnym, jest w awangardzie w stosunku do tego, co nie zmieniło się w świecie laboratoriów, cyrków, zoo, w przestrzeniach często nieetycznego, instrumentalnego i okrutnego traktowania zwierząt.
Obrońcy zwierząt działają w pewnych określonych ramach prawnych. Nie spotyka się w Polsce tzw. eko-terrorystów zwierzęcych jak na przykład w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej, którzy podejmują bardzo radykalne, wbrew prawu, działania. Warto więc odwołać się do książki Olgi Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych, gdzie taka postawa jest usankcjonowana i postawić sobie pytanie, dlaczego.
Aktywiści są często zapraszani na różne debaty, ale oni rzadko angażują się w pracę teoretyczną. Powstaje nawet projekt utworzenia humanistycznych studiów nad zwierzętami, odpowiednika interdyscyplinarnych studiów funkcjonujących w ośrodkach angloamerykańskich. Te organizacje nie skorzystały z zaproszenia, wolą działać niż prowadzić intelektualną debatę, chociaż z takiego zderzenia poglądów też może wyniknąć coś ciekawego.
Mnie bardzo interesuje to, co się dzieje poza światem tekstu, bo dzięki temu zmieniają się perspektywy; pomaga to zakorzenić się w realnych problemach. Szczególnie, że dzięki tekstom mamy pewne narzędzia krytyczne, żeby zmieniać też sposób myślenia, bez tego nie zaczniemy działać. Mam nadzieję, że pewne kroki, które zostały podjęte właśnie pod wpływem zmian w myśleniu o zwierzętach, sprawią, że chociaż przemysł będzie bardziej etyczny, że więcej ludzi będzie wiedziało, jak drastyczny jest ubój rytualny, o którym teraz tyle się dyskutuje. Ale ubój rytualny czy rzeźnia, to niewielka różnica, wciąż zabijamy zwierzęta, które odczuwają stres i cierpią.
- Trzeba mieć nadzieję, że studia nad zwierzętami będą miały istotne znaczenie nie tylko dla badań nad kulturą, ale podnosząc kwestie etyczne przyczynią się także do poprawy losu zwierząt, do podmiotowego ich traktowania, jak każe zresztą ustawa.
- Etyka relacji człowieka ze zwierzętami to jest najważniejsze uzasadnienie dla tych studiów. Rozwinęły się też po różnego rodzaju przełomach w humanistyce, po ważnych i konstruktywnych krytykach, jak postkolonializm, feminizm, są następnym etapem, kiedy humanistyka wstawia się za słabszym, innym, za kimś, kto został zdominowany przez ludzką kulturę.
Można tez postawić pytanie, co to zmienia w samej humanistyce, poza tym kontekstem etycznym i zaangażowaniem w różne realne problemy. Uważam, że wiele zmienia, pojawili się ci nowi bohaterowie, używa się pojęcia posthumanistyka.
Dotąd humanistyka stawiała w centrum człowieka, w przekonaniu, że jest on pewnego rodzaju nieusuwalnym podmiotem – ja ekspresyjnym swojego świata. W tej chwili można krytycznie na to spojrzeć, studia nad zwierzętami mówią, że w centrum nie jest już wcale ten podmiot ludzki, ale ważniejsze są relacje z innymi, którzy nie są ludźmi. Oczywiście, jeśli ktoś uparcie twierdzi, że ma to też pozytywne skutki dla tradycyjnie rozumianej humanistyki, to też dobrze, bo dzięki tym zwierzętom stajemy się lepsi w wymiarze etycznym, kulturowym.
- Kto uczestniczy w projekcie, w studiach nad zwierzętami?
- Projekt jest prowadzony w Instytucie Badań Literackich, aczkolwiek najważniejszym współpracownikiem jest Instytut Sztuki PAN i doktoryzująca się tam pani Dorota Łagodzka.
Towarzystwo sztuki wizualnej i literatury wydaje mi się bardzo trafne, ponieważ pewne kwestie i zmiany, często bardzo awangardowe w postrzeganiu zwierząt, można zaobserwować na przykładzie literatury, ale także sztuki. Przez język sztuki pewne rzeczy szybciej trafiają do wyobraźni, zanim się je przeczyta, mogą też być świetną ilustracją dla języka literackiego.
Tak więc w ramach tego projektu powstaje również mały projekt zorganizowania wystawy, żeby pokazać tych bohaterów zwierzęcych w nowej odsłonie. Pomysł wystawy narodził się przy okazji innego ciekawego wydarzenia, które miało miejsce w zeszłym roku w Paryżu – była to wystawa poświęcona zwierzętom, od czasów najdawniejszych do współczesności, a zwierzęta pojawiały się tam na obrazach, w rzeźbach bez towarzystwa ludzi. Ta wystawa, zatytułowana Piękne zwierzęta, pokazała, że jest to wielki temat nie tylko w literaturze, ale właśnie w sztuce: zwierzęta samodzielne, które nie są zwierciadłem dla człowieka, ale mogą reprezentować same siebie.
- Ta konferencja pokaże, jak wiele osób interesuje się w Polsce tym tematem i jak ciekawe rzeczy robią, pomoże w nawiązaniu kontaktów. Marzy mi się także zinstytucjonalizowanie tego w małej, początkowo skromnej formie. Wiem, że jest zainteresowanie ze strony na przykład prof. Jerzego Axera z Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych, żeby włączyć studia nad zwierzętami w nurt humanistyki w Polsce i dać możliwość również studentom brania udziału w kursach akademickich.
Projekty są, tylko wciąż brakuje osób, które mogłyby to poprowadzić, bo większość zajmowała się tymi problemami tylko na marginesie swojej głównej pracy naukowej. Tak jak Tadeusz Różewicz wśród wielu swoich wierszy napisał utwór poświęcony świnkom, które uciekły z rzeźni i jeszcze inne wiersze podnoszące pewne kwestie moralne w relacji człowiek-zwierzę. Ci, którzy omawiają twórczość Różewicza, nie uważają tych wierszy za najważniejsze, ale jednak je dostrzegają. U Wisławy Szymborskiej tę wrażliwość też zauważano i wielokrotnie omawiano wiersz W pustym pokoju. Teraz wielkim zadaniem jest wprowadzenie kontekstów zwierzęcych do krytyki literatury na zasadzie tematu, który jest ważny.
- Czy kiedyś dowiemy się, jak świat zwierząt postrzega ludzi?
- To pytanie bardzo eksperymentalne, ale odniosłabym się tu do nauk empirycznych. Bardzo dużo wiemy o zwierzętach dzięki etologii, psychologii, dzięki naprawdę daleko posuniętym badaniom nad językiem. Wiemy, że przynajmniej te najwyższe ssaki, na przykład człekokształtne, czy delfiny, przejawiają wiele cech, które świadczą o tym, że są w stanie być osobami.
Tylko w tym naukowym dyskursie trzeba pamiętać o zmianie, która nastąpiła w naukach empirycznych i która przekłada się również na humanistykę, że musimy zacząć myśleć o zwierzętach jako o pewnych jednostkach, indywidualnościach (o gorylicy Koko, papudze Alex, owczarku border collie Rico), że nie chodzi o wszystkie zwierzęta.
I wracając do pytania – wiemy, że one chcą się z nami komunikować, najczęściej wiemy to jednak ze środowiska sztucznie wytworzonego, z laboratorium, nawet najbardziej przyjaznego. Myślę tu o badaniach Sue Savage-Rumbaugh, która zresztą niedługo będzie w Polsce (w maju we Wrocławiu), ale też w ogóle o innym nastawieniu człowieka, że zwierzę może chcieć się z nim komunikować. W latach 60. ubiegłego wieku zmieniły to postrzeganie właśnie kobiety, które pracowały w środowisku naturalnym naczelnych – jak Jane Goodall, Dian Fossey czy Birute Galdikas, które zaczęły indywidualizować osobniki i nadawać im osobne imiona. Podobnie Savage-Rumbaugh, która podpisuje swoje prace razem z małpami z gatunku bonobo jako współautorkami.
Te badaczki zrewolucjonizowały naukę i odpryski tego są jak najbardziej do podjęcia w humanistyce. Jeżeli jednak mówimy o dosłownej komunikacji, to musielibyśmy dać tym zwierzętom narzędzia ludzkie, możliwość nauczenia się naszego języka, inaczej trudno będzie, na poziomie komunikacji właściwej tym gatunkom, uzyskać jakąś wiedzę dla nas. Tutaj wciąż pewnego rodzaju łącznikiem jest sztuczność, którą wnosi człowiek za pośrednictwem medium języka. Innej możliwości nie mamy.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 401
Kapitalizm to przedziwna wiara, że działania najbardziej pazernych ludzi, motywowane najbardziej ordynarnymi pobudkami przyniosą korzyści całemu społeczeństwu.
John Maynard Keynes
Ma rację cytowany John M. Keynes. Ale to nie tylko wiara, która jest sprawą irracjonalną, lecz również sposób jak tę wiarę hodować, pielęgnować, przekonywać do niej, a jak trzeba – brutalnie (jak np. współcześnie we Francji, onegdaj Chile, czy nie tak dawno w Iraku) narzucać.
Trzeba tu odwołać się do Edwarda Louisa Bernaysa (1891-1995), austriacko-amerykańskiego pioniera nowoczesnej reklamy i propagandy, określanego „ojcem public relations”. Połączył on bowiem idee Gustave’a Le Bona i Wilfreda Trotlera dotyczące psychologii tłumu z dorobkiem swego wuja, Sigmunda Freuda.Uważał on, iż manipulacja jest konieczna w społeczeństwie. Jego zdaniem jest ono z gruntu nieracjonalne i niebezpieczne w wyniku działania tzw. instynktu stadnego, opisywanego przez Trottera.
W wielokrotnie nagradzanym dokumencie Adama Curtisa zrealizowanym w 2002 roku dla BBC pt. The Century of the Self również wskazano na Bernaysa jako twórcę tej formy medialnej propagandy. Bernaysa uznano jednym ze 100 najbardziej wpływowych Amerykanów XX w. (magazyn Life). Jego zdaniem, ludzie są ze swej natury głupi i można ich łatwo przekonać nie za pomocą racjonalnych argumentów, ale przez odwołanie się do ich emocji. Ponieważ ludzie są źli, nieracjonalni i rządzi nimi mentalność tłumu, należy ich kontrolować, a demokrację kształtować lub przynajmniej przycinać i ograniczać dla potrzeb elit.
Podstawą zysk
Jak powiedział Arystoteles - „nie poznamy prawdy, nie zgłębiając przyczyn”. Sam system kapitalistyczny, oparty na podstawowych kanonach gospodarki rynkowej odzianej od ponad 4 dekad w neoliberalne szaty, retorykę i uzasadnienia jest na pewno wiarą parareligijną – przynajmniej werbalnie – w sensie zacytowanej myśli Keynesa. A metody opisane przez Bernaysa są do tego znakomitym narzędziem.
Podstawą tego systemu i związanego z nim bezpośrednio modelu człowieka zwanego homo oeconomicus jest zawsze i wszędzie materialny, dziś na dodatek natychmiastowy zysk. Celnie scharakteryzowała go w latach 90. XX w. „czerwona hrabina”, Marion Dönhoff, naczelna redaktorka Die Zeit: „Homo oeconomicus ma właściwie tylko jeden cel: z bezlitosną precyzją i kierując się niezawodnym, neoliberalnym rozsądkiem dążyć do osiągnięcia jak największych korzyści”.
Jest to więc koncepcja osoby ludzkiej zakładająca, iż człowiek zawsze w swych działaniach i dążeniach kierować się musi maksymalizacją osiąganych zysków. A dokonywane przezeń wybory generowane są wyłącznie względami komercyjnymi. Wielka w tym rola, niestety, mediów. Od ponad 30 lat preferują zarówno poprzez reklamy, jak i różne formy medialnego przekazu - debatę, felietony, artykuły, literaturę, wywiady, rozrywkę - wyłącznie neoliberalną wersję funkcjonowania świata. Reklamodawcy, sponsorujący takie treści medialne, czerpią z tego korzyści jako właściciele kapitału.
Znamienny jest tu przekaz, że nie było, nie ma i nie będzie jakiejkolwiek alternatywy dla tak rozumianego funkcjonowania gospodarki, a szerzej – ekonomii i życia publicznego. Tym samym kreowany jest określony wizerunek świata i człowieka, uległego narzuconym, dogmatycznym paradygmatom.
Nasze dogmaty
Owe niepodważalne, głoszone z uczelnianych i medialnych ambon dogmaty to: prywatyzacja, outsourcing, re-engineering, ograniczenie zdobyczy socjalnych z równoczesną fetyszyzacją własności prywatnej jako jedynej, dopuszczalnej i najlepszej formy własności. Tak rozumiana doktryna ekonomiczna stała się formą religii, a gros ekonomistów – kapłanami jej kultu. Gdy coś nie podlega dyskusji, jest ogłoszone raz na zawsze i pozostaje wzorem, przenosimy się w otchłanie mistyki i transcendencji. Dotyczy to także Polski.
Taka propaganda i usilna stygmatyzacja wszystkiego, co się kojarzyło z Polską Ludową oraz jej dorobkiem – nieważne, czy były to konotacje pozytywne, czy zasługujące na odrzucenie, bądź napiętnowanie - musiała zaburzyć poczucie wspólnoty, kolektywizmu czy społecznych więzi, a wydobyć z głębi polskiego imaginarium obecne od zawsze pokłady egoizmu, egotyzmu, pazerności, anarchii, predylekcji do tandety i ludycznej, bezrefleksyjnej wiary religijnej.
Owo myślenie reprezentuje m.in. ocena PRL przez byłego premiera RP, przedstawiciela nurtu neoliberalnego, Jana Krzysztofa Bieleckiego, który stwierdził, iż „PRL zniszczył Polskę bardziej niż okupacja hitlerowska”. Tak prowadzona polityka poparta retoryką ze strony władz i medialną propagandą zachwiała poczuciem wiary w swoje wartości życiowe i dorobek wielu ludzi, dla których Polska sprzed 1989 r. była jedyną ojczyzną, a ich trud i wysiłek – fizyczny, intelektualny, zawodowy, kulturowy itd. – stanowiły jak zawsze wartość najwyższą i niepowtarzalną.
Zniszczenie oświaty
Poza tym permanentne obniżanie poziomu publicznej oświaty – medialne „michałki” o wyższości prywatnej edukacji, na odpowiednim poziomie i z odpowiednim czesnym, są tego najlepszym dowodem (tylko kogo na nią stać przy stratyfikacji i prekaryzacji polskiego społeczeństwa postępujących od czasu zmiany ustroju). To owocuje właśnie irracjonalizmem, wrogością do Oświecenia najszerzej rozumianego i podatnością na różnego rodzaju intelektualne szamaństwa.
Do tego dochodzi degenerujący model edukacji i wychowania (oddzielenie edukacji od wychowania to główna przyczyna upadku intelektualnego) - tzw. system boloński, fatalny w skutkach zarówno dla edukowanych jak i edukujących. Produkuje on, nie wychowuje i kształtuje, konsumentów, nie samodzielnych, krytycznych twórców. W efekcie powstaje społeczeństwo bierne, infantylne, prymitywnie konsumpcyjne, hedonistyczne i leniwe intelektualne. Tym samym zbiorowość pozbawiona jest krytycyzmu, daje się łatwo manipulować i ulega irracjonalnej propagandzie. Ale te procesy są obecne nie tylko w Polsce. To przypadłość cywilizacji porażonej neoliberalnymi mitami.
Upupiona inteligencja
Przy okazji trzeba odwołać się – a jest to na pewno „znak czasu” i stempel nie tylko na współczesnych, ale na wszystkich powojennych dekadach – do opinii Witolda Gombrowicza, będącej uniwersalną opinią w tej mierze. Odnosi się ona do polskiej mainstreamowej inteligencji, mającej bardzo wysokie mniemanie o sobie – zawsze, jako coś wyjątkowego i niemalże mistycznego – prezentującej siebie jako zbiorowość, która „obaliła komunizm”, (którego nota bene w Polsce nigdy nie było). To oni mieli tym samym przywieźć - niczym Mojżesz Izraelitów do Kanaanu - Polki i Polaków „ponownie do Europy”. Gombrowicz polską inteligencję z tą jej napuszonością, predylekcją do pompatyczności, uniżonością wobec silnych i bezwzględnością wobec słabych, ograniczonością horyzontów, a przede wszystkim – z klerykalizmem, określał mianem „upupionych”. Upupionych intelektualnie.
Zarzucając ludowi ciemnotę, zacofanie, ksenofobię, tkwienie w fantazmatach średniowiecza nie widzą, iż często sami są – choć w innym wymiarze cywilizacyjno-kulturowym – obdarzeni tymi samymi cechami i przypadłościami co krytykowany lud. Zjawisko to zwane długim trwaniem dokładnie opisał francuski historyk, Fernand Braudel.
Infantylizacja świadomości
Taka narracja, atakująca postpeerelowską zbiorowość ze wszystkich stron, a jednocześnie przywiązana do egalitaryzmu i solidarności, musiała przynieść określone efekty. Czy natrętna, wszechogarniająca reklama, zaburzająca granice między rzeczywistością a światem wykreowanym jest formą propagandy i manipulacji? Obraz reklamowanego świata, preferującego zabawę, konsumpcję, dojutrkowość bez głębszej refleksji i przy całej swej totalności, buduje w świadomości odbiorców bierną zgodę na życie złudzeniami.
O tych zagadnieniach pisali od dawna tak różni myśliciele, naukowcy czy literaci z Zachodu jak Neil Postman (Zabawić się na śmierć), Benjamin Barber (Skonsumowani), Aldous Huxley (Nowy, wspaniały świat) czy twórca terminu „globalnej wioski” - Marshall Mc Luhan (Zrozumieć media). Znali bowiem doskonale dorobek ojca public relations Edwarda L. Bernaysa, na polu manipulacji ludźmi w jego mateczniku: w Ameryce.
To władza kapitału i pozostających na jego smyczy mediów, pracujących dla pomnażania jego zysków (a nie będących już w żadnym wypadku IV niezależną władzą obok sądowniczej, wykonawczej i ustawodawczej) właśnie powoduje tę infantylizację świadomości, banalizację myślenia, karnawalizację codzienności (przede wszystkim politycznej i kulturowej). To zysk, dochód, władza (która się łączy bezpośrednio z objętością konta i portfela) - które są utożsamiane z sukcesem życiowym - ponad wszystko. Więc komu ma zależeć na świadomym, sceptycznym, racjonalnie i logicznie myślącym społeczeństwie?
Zatem trudno się dziwić, że współczesne społeczeństwo nie jest zainteresowane refleksją, a triumfy święcą specjaliści od wciskania kitu. Czego uczy świat reklam i przekazu lejącego się do nas z ekranów, monitorów czy stron gazet? Czego od odbiorcy - bądź klienta - wymaga?
Radosław S. Czarnecki