Prawo (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5735
Z dr. Dariuszem Jagiełłą z Katedry Prawa Karnego SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego, a także radcą prawnym rozmawia Anna Leszkowska.
- Ignacy Krasicki w bajce „Pieniacze” pisał:
Po dwudziestu dekretach, trzynastu remisach,
czterdziestu kondemnatach, sześciu kompromisach,
zwyciężył Marek Piotra: a że się zbogacił,
ostatnie trzysta złotych za dekret zapłacił.
Umarł Piotr, umarł Marek, powróciwszy z grodu,
ten, co przegrał, z rozpaczy; ten, co wygrał, z głodu.
Na ile ta bajka jest aktualna dzisiaj?
- To trudne pytanie, bo gdybym miał oceniać według mojej praktyki sądowej, to zjawisko pieniactwa jest coraz częstsze. I to nie tylko w sprawach cywilnych, ale i karnych, i administracyjnych. Jest to ogromny problem, m.in. dlatego, że nie ma ustawowej definicji, zatem nie wiadomo kim jest pieniacz.
- Mówi się o trzech typach osobowości, które uzasadniają takie określenie, ale mają one wymiar medyczny.
- I tak się utarło w praktyce wymiaru sprawiedliwości, niemniej ostatnio w niektórych orzeczeniach Sądu Najwyższego pojawia się w uzasadnieniu słowo pieniactwo, chociaż nigdzie nie zostało ono zdefiniowane.
- Mimo, że pieniactwo wymienione jest już w prawie rzymskim.
- To prawda, ale gdybyśmy prześledzili polską praktykę publikacyjną, to pierwszy artykuł, w którym wymieniono pieniactwo dostrzegłem w 1928 roku w „Nowinach Psychiatrycznych”, a następny dopiero w 1963 r. w broszurce F. Kaczanowskiego i D. Wójcik pt. „Pieniacze”. I dotąd to pojęcie nie zostało zdefiniowane, nie ma tu określonych kryteriów, kto pieniaczem jest, a kto nie.
Problem jest taki, że dla części prawników pieniactwo to sprawa z zakresu psychologii czy psychiatrii, ale dla innych pieniactwo to nie jest sprawa zaburzeń chorobowych, ale chęci bezwzględnego dochodzenia swoich roszczeń, racji. Zatem musielibyśmy rozważać sytuację, czy pieniaczem jest osoba, która zamierza od samego początku dochodzić swoich racji i widać u niej pewne elementy zaburzeń psychicznych, czy osoba nie ma zaburzeń i zaczyna dochodzić swoich racji.
Spotkałem się np. z przypadkiem, kiedy odbywający karę więzienia wysyłał po 30-40 pism sądowych dziennie. W ciągu jednego z weekendów wysłał ich 130. To były pisma typu: kopiuj-wklej. Otrzymywał na nie ok. 300 odpowiedzi tygodniowo, a rekordem jest otrzymanie jednego dnia 420 odpowiedzi, bo urzędy muszą na pisma odpowiadać w ciągu 30 dni (obowiązuje procedura postępowania administracyjnego). W dodatku, pisząc pismo do ministra sprawiedliwości zaznaczył, aby ten przysłał mu koperty i znaczki, bo nie ma już na nie pieniędzy.
Albo taki przykład: przyszła kobieta do prokuratora zgłaszając domniemanie popełnienia przestępstwa przez księdza, który ponoć chciał ją otruć opłatkiem komunijnym. Podejrzewając, iż opłatek jest radioaktywny (nad tabernakulum, na dachu kościoła zamontowany był maszt radiowy i telefonii komórkowej), zażądała zbadania go przez księdza z innej parafii. Ten jednak odmówił, co umocniło ją w przekonaniu, że opłatek musi być trujący.
Są przykłady pieniaczy, którzy swoich racji zaczynają dochodzić jednak w sposób poprawny i prawidłowy, nie wzbudzając podejrzeń o pieniactwo. Np. kobieta skarży się na sąsiada, który zakłóca jej ciszę, spokój i porządek. Tyle, że kiedy policja, prokuratura, sąd wydaje orzeczenia nie po jej myśli, wówczas ujawniają się cechy pieniactwa. Pamiętam kobietę piszącą skargi na wszystkie osoby, które stanęły na jej drodze. Wypisywała te nazwiska na kartce z zeszytu w kratkę (zawsze to była tylko jedna kartka) po obu stronach, więc nie starczało jej już miejsca na wyrażenie swoich żądań. Pisma zaczynały się od zwrotu: zgłaszam skargę, skarżę się na…(tu lista nazwisk), ale nie wiadomo było o co. To był ewidentny przykład pieniactwa z powodu zaburzeń psychicznych.
Ostatnio spotkałem się ze sprawą dotyczącą optymalizacji opłaty z tytułu użytkowania wieczystego. Urząd poniósł skarżącemu opłatę o 30 zł rocznie, czyli miesięcznie niecałe 3 zł. Sprawa w sądzie toczy się już dwa lata, dlatego że osoba ta wysyła mnóstwo pism, przy czym jednemu pismu towarzyszy kilka innych, typu: wniosek o wyłączenie sędziego, wniosek o skierowanie do prokuratury, bo ponoć biegły wydał fałszywą opinię, itp. To jest typowe pieniactwo, trudno to uznać za dochodzenie swoich roszczeń.
Pieniactwo jest więc dużym problemem – zarówno jeśli jego podłożem jest choroba psychiczna, jak i cechy charakteru. Między tymi rodzajami pieniactwa nie możemy co prawda postawić znaku równości, ale problem jest taki, że z osobami, które mają pewne zaburzenia inaczej się postępuje np. w postępowaniu karnym.
- Tu potrzebne jest chyba rozróżnienie postaci pieniactwa na związane z chorobą (obłęd, psychoza, urojenia), ew. charakteropatią, a zwykłą roszczeniowością, czy warcholstwem. Kto to może zrobić?
- Tylko i wyłącznie biegły sądowy, ale wówczas wymiar sprawiedliwości musiałby wytoczyć takiej osobie jakieś postępowanie.
- Czyli sąd z urzędu winien wystąpić o zbadanie takiej osoby?
- Wszystko zależy od jej statusu – czy jest świadkiem, czy oskarżonym. Jeżeli jest świadkiem, to nikt się nie będzie w to bawił, bo nie jest on podmiotem postępowania. Chyba że składa ewidentne fałszywe oświadczenie. Jednak jeśli jest oskarżonym, to sąd ma obowiązek zasięgnąć opinii o stanie zdrowia psychicznego. Powołuje się wówczas dwóch biegłych lekarzy psychiatrów, którzy wydają kompleksową opinię, czy osoba taka ma zaburzenia psychiczne, czy nie ma. Jest to ważne z tego powodu, że w art. 31 kodeksu karnego zapisano, iż nie popełnia przestępstwa osoba, która z uwagi na chorobę psychiczną, lub upośledzenie umysłowe, czy inne zakłócenie czynności psychicznych nie była w czasie popełnianego czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem. Stosuje się wówczas zupełnie inną procedurę – na podstawie art. 324 kodeksu postępowania karnego formułuje się wniosek o warunkowe umorzenie postępowania, a człowieka kieruje do zakładu leczenia psychiatrycznego, odwykowego lub innego.
- Czyli pozostałe przypadki stanowią uciążliwość dla wymiaru sprawiedliwości?
- Niestety, wymiar sprawiedliwości nie ma sposobu uchylić się przed wnioskiem skarżącego się. W postępowaniu sąd musi takie pismo przeczytać, w jakiś sposób rozpoznać – bo może trzeba sprawę rozpoznać, a może zignorować, ale po zapoznaniu się z treścią jeśli w sposób oczywisty nie zmierza ona do ujawniania informacji o przestępstwie.
Zdarzają się przecież przypadki, że pieniacz składa anonimowe zawiadomienie o przestępstwie. Co z takim anonimem zrobić? Rozpoznać, czy nie? Jeżeli zawiadomienie np. dotyczy podejrzenia popełnienia zabójstwa, to ewidentnie należy rozpoznać, bo jest to przestępstwo ścigane i najpoważniej karane w polskim kodeksie. Ale jeżeli anonim będzie dotyczyć bójki sąsiadów, to po pierwsze potrzebny jest wniosek pokrzywdzonego, żeby ścigać sprawcę pobicia, więc anonimu nie można rozpatrywać.
Pieniactwo stało się plagą polskiego wymiaru sprawiedliwości.
- Z tego powodu adwokaci pewnie muszą się coraz wyżej ubezpieczać od odpowiedzialności cywilnej, co przekłada się na ceny ich usług?
- Między innymi. Adwokaci i radcowie prawni w związku z wykonywaniem swojej działalności mają obowiązek ubezpieczenia OC – jego wysokość kształtuje się od kilkuset tysięcy do ok. miliona złotych. To nas zabezpiecza np. przed ewentualnymi skutkami oskarżeń niezadowolonych klientów (m.in. pieniaczy). Bo gdyby sąd dyscyplinarny w izbie adwokackiej uznał przewinienie adwokata, a następnie potwierdzone to zostało na etapie postępowania cywilnego w postępowaniu o odszkodowanie wówczas może on skorzystać z ubezpieczenia OC.
Ale jest jeszcze jedna sprawa: większość pieniaczy nie ma pieniędzy na prowadzenie procesu i składają wnioski o ustanowienie adwokata z urzędu. I choć wszystko wskazuje, że ich sprawy nie ma sensu rozpoznawać, bo z góry wiadomo, jakie będzie rozstrzygniecie, to jednak adwokat przydzielony z urzędu musi to zrobić.
Problem zaczyna się po wydaniu wyroku, z którego pieniacz nie jest zadowolony. Twierdzi, że był źle reprezentowany przez obrońcę i żąda apelacji, choć nie ma podstawy do jej wniesienia. Wówczas występuje ze skargą na adwokata do izby adwokackiej, a sąd dyscyplinarny musi chociażby wszcząć postępowanie wyjaśniające wobec obrońcy pieniacza. Ono może się skończyć umorzeniem sprawy, ale jest to pewna forma uciążliwości, bo w przypadku kilku takich postępowań, nawet umorzonych, adwokat może mieć kłopoty.
Znam przypadek pieniacza, który wystąpił na drogę sądową (bo w postępowaniu cywilnym może to zrobić samodzielnie) za wadliwą reprezentację przez pełnomocnika i zażądał 70 tys. złotych. Postępowanie toczyło się bardzo długo i było też postępowanie dyscyplinarne w izbie adwokackiej, choć od razu było wiadomo, że nie było w tym procesie żadnych uchybień.
- A jakie skutki działalności pieniaczy ponoszą sędziowie, sądy?
- Po pierwsze, sędzia musi podjąć czynności sprawdzające, potem wyznaczyć co najmniej jeden termin rozprawy, choć zwykle są trzy. Przy pieniaczach jest ich znacznie więcej, bo oni składają dodatkowe wnioski, nie stawiają się na sprawy, niekiedy do tego dochodzi dokumentacja medyczna. itd. I sędziowie też podlegają postępowaniu dyscyplinarnemu za przewlekłość sprawy, zwłaszcza jeśli pieniacz wyklucza sędziego ze sprawy, co trwa na ogół rok – dwa lata. Takie sprawy - ciągnące się latami, przedawnione - mogą być problemem przy awansie sędziego.
- Czy problem pieniaczy dostrzega się w wymiarze sprawiedliwości i próbuje jakoś temu zaradzić?
- Nie znam żadnych prac, wytycznych ani zarządzeń na temat, w jaki sposób z takimi ludźmi postępować. Trudno zresztą o jakieś wytyczne, skoro brakuje definicji pieniacza. Ale jeżeli np. podczas przesłuchania w prokuraturze na etapie postępowania przygotowawczego prokurator zorientuje się, że taki człowiek jest w jakimś stopniu zaburzony, bądź jest z nim trudny kontakt, to wówczas sąd może go od razu skierować na obserwację psychiatryczną. Ale z obserwacji psychiatrycznej może nie wynikać, że skarżący cierpi na jakieś poważniejsze zaburzenia, kwalifikujące się do zastosowania art. 31 kk.
- To może być zwykła charakteropatia, której granice są bardzo szerokie. Ale jak rozróżnić pieniacza od człowieka słusznie dochodzącego swoich praw? Jeśli patrzy się na polskie sądownictwo, to nie brakuje argumentów, żeby kwestionować ferowane wyroki, z których widać, że ludzie autentycznie pokrzywdzeni traktowani są jak pieniacze i lekceważeni.
- To prawda, bo trzeba pamiętać, że osoba, która dochodzi swoich racji wszystkimi możliwymi sposobami nie jest pieniaczem. Pieniaczem jest ten, który widzi, że sprawa została prawomocnie rozstrzygnięta przez sąd pierwszej i drugiej instancji, kasacja została odrzucona, sąd cywilny również ją odrzucił, sąd w Strasburgu nie dopatrzył się nieprawidłowości w wydanym orzeczeniu, tymczasem pieniacz ciągnie sprawę dalej.
Jedynym sposobem na pieniacza - i to tylko w sprawach karnych - jest art. 239 kk. Mówi on o konsekwencjach, jakie grożą temu, kto zawiadamia o przestępstwach niepopełnionych. Innych możliwości dyscyplinowania pieniacza w polskim prawie nie ma – chyba, że sprawa dotyczy wynikłych innych form przestępstw przy okazji jego działania takich jak zniesławienie czy zniewagi funkcjonariusza publicznego.
- Spory sądowe z udziałem pieniaczy w naszej literaturze pięknej, ale i filmie są opisywane od wieków. Te chyba najsłynniejsze: o zamek Horeszków, czy o lalkę baronowej Krzeszowskiej, poprzez historię rodziny Rzędziana z „Potopu” i współcześnie o miedzę w „Samych Swoich”, ze słynną kwestią: sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, pokazują, że pieniactwo jest często spotykaną cechą Polaków. W Niemczech takich spraw jest mało. Podobno jesteśmy pod tym względem wyjątkowi?
- Nie analizowałem tego, ale na chłodno uznałbym, że jednak w innych krajach może być jeszcze więcej pieniactwa. Zwłaszcza w krajach kultury anglosaskiej - Wielkiej Brytanii, USA, czy Australii, bo tam jest wyższy poziom świadomości prawnej i ludzie idą do sądu ze sprawami błahymi, np. skargą, że sąsiad napluł na wycieraczkę.
W USA takie sprawy są na porządku dziennym. Przytoczę tutaj sprawę, jaką wytoczyła McDonaldowi kobieta o ość w fishmacu, która utkwiła jej w gardle. Domagała się odszkodowania w wysokości kilku milionów dolarów, ale bezskutecznie, gdyż McDonald udowodnił, iż w fishmacu nie ma ryby. Był to ponoć wyrób „rybopochodny” (niemniej, na jakiś czas firma wycofała ze sprzedaży produkty rybne).
A co do Polski – gdyby analizować pieniactwo nie tylko poprzez sprawy sądowe, ale np. kolejki do lekarzy, czy na poczcie, gdzie ludzie przychodzą tam całymi rodzinami tylko po to, żeby pogadać, to może cecha pieniactwa byłaby bardziej widoczna.
- Czy hejt w sieci można uznać za przejaw pieniactwa?
- Zależy, jaki jest jego cel. Bo jeżeli jest to odwiedzanie stron i wyrażanie swoich emocji typu: lubię to, nie lubię – to jest to forma zainteresowania. Ale już w sytuacji, gdy wyraża się swoje opinie niczym nie poparte, to jakiś element pieniactwa można byłoby tu stwierdzić. Ale ważny jest cały tok wypowiedzi. Bo np. przez dłuższy czas nękanie kogoś w sieci w sposób uporczywy, skutkujący jego depresją, czy frustracją, można uznać za pieniactwo.
Poza tym tutaj można mówić też o przestępstwach komputerowych. Jeżeli np. ktoś by się dodatkowo włamał na konto ofiary, to mówilibyśmy o hackingu, jeśli używano by wulgaryzmów, można to uznać za zniesławienie, zniewagę, może też dochodzić do stalkingu, czyli uporczywego nękania. Zresztą trzeba powiedzieć, że część pieniaczy to ewidentni stalkerzy. W jednej ze spraw o stalking, porzucony narzeczony wysyłał dziewczynie 100 maili dziennie, a nocą podjeżdżał pod jej dom autem i świecił długimi światłami w jej okna przez godzinę. To jest nękanie, ale można powiedzieć, że i element pieniactwa, znęcania się, którego skutkiem może być rozstrój nerwowy, a nawet próba samobójcza.
- Co w takim razie można zrobić z pieniactwem?
- Wydaje mi się, że należałoby pomyśleć o jakimś przepisie, albo fragmencie przepisu do kodeksu karnego np. odnośnie stalkingu, typu: kto uporczywie nęka mając tego świadomość, albo dochodzi swych roszczeń mając świadomość związaną z brakiem takiej procedury postępowania itd. Wydaje mi się, że można byłoby wprowadzić taki zapis podczas nowelizacji kodeksu karnego. Ale prawdę mówiąc, chyba na walkę z pieniactwem nie mamy żadnego pomysłu. Na temat pieniactwa nie ma nawet prowadzonych badań naukowych, zwłaszcza, że trudno jest wytypować pieniacza, skoro każdy z nich uważa, iż tylko dochodzi swoich praw.
Dziękuję za rozmowę.
Pieniactwo to skierowane przeciwko instytucjom publicznym działania i zachowania człowieka, który ma poczucie niesprawiedliwego traktowania. Subiektywne odczucia sprawiają, że taka osoba (zwana też kwerulantem sądowym) jest zdeterminowana do udowadniania swoich racji, w które głęboko wierzy. Pieniacz przyjmuje postawę roszczeniową, dążąc do wymuszenia na swoim „przeciwniku” ustępstwa. W zależności od rodzaju pieniactwa, możemy mówić albo o ciężkiej psychozie wynikającej z urojeń, albo o zwykłym warcholstwie, mającym źródło w specyfice ludzkiej osobowości.
http://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/choroby-psychiczne/obled-pieniaczy-pieniactwo-przyczyny-objawy-leczenie_44421.html
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 3994
Z Tomaszem Schimankiem, ekspertem Instytutu Spraw Publicznych w Warszawie rozmawia Justyna Hofman-Wiśniewska
- Powstała internetowa mapa biur bezpłatnego poradnictwa prawnego. Model bezpłatnej pomocy prawnej dla obywateli. Jaki on będzie?
- Trudno w tej chwili precyzyjnie na to pytanie odpowiedzieć, gdyż prace nad modelem trwają. Ale już teraz widać, że nie będzie łatwo, bo jest wiele sprzecznych opinii na temat tego, jak model powinien funkcjonować. Kwestie chyba najbardziej kontrowersyjne to: kto powinien mieć dostęp do bezpłatnego poradnictwa i kto będzie je finansował?
Bezpłatne poradnictwo prawne pochłania spore koszty, przede wszystkim związane z wynagrodzeniem osób udzielających porad. Z przeprowadzonych przez nas badań wynika, że obecnie koszty te ponoszą przede wszystkim samorządy lokalne oraz same podmioty świadczące porady. Badani pytani o to, kto powinien finansować system bezpłatnego poradnictwa najczęściej wskazywali państwo. A państwo, czyli rząd, w obecnej sytuacji do tego się nie pali. Samorządy chętnie by się zajęły organizacją poradnictwa, ale nie finansowaniem.
Trudno tu o dobre rozwiązania. Pojawiają się także pomysły, aby porady były finansowane ze składek obywateli, którzy wykupili ubezpieczenie na wypadek konieczności skorzystania z pomocy prawnej, ale to chyba najmniej realny obecnie pomysł.
- Ubezpieczenia tego typu ewentualnie wykupią ludzie lepiej czy dobrze sytuowani. A skąd na nie weźmie pieniądze bezrobotny, bezdomny, biedny? Dla kogo miałoby więc być bezpłatne poradnictwo prawne?
- No właśnie. W kwestii finansowania poradnictwa nie ma na razie dobrego pomysłu. A dla kogo miałoby ono być - tu są dwie opcje. Jedna, że dla wszystkich, niezależnie od ich zarobków. Druga, że tylko dla tych, którzy nie osiągają określonego pułapu dochodów i nie stać ich na pomoc płatną.
- Biura bezpłatnego poradnictwa prawnego już funkcjonują. I wyraźnie widać, że jednak ludzie, których na to stać raczej korzystają z usług kancelarii adwokackich czy biur radców prawnych.
- Zdecydowanie tak. Bywa, że korzystają z usług bezpłatnych tylko w celu pozyskania informacji. Potem idą do kancelarii adwokackiej. W połowie 2012 roku przeprowadziliśmy badania na ogólnopolskiej reprezentatywnej grupie Polaków metodą wywiadów bezpośrednich. Badanie objęło 1 050 osób powyżej 18 roku życia. Ci z badanych, którzy mają problemy wymagające pomocy prawnej, najczęściej korzystają z usług odpłatnych kancelarii prawnych. A wracając do kryterium dochodowego, to nie wydaje się to dobre rozwiązanie. Po pierwsze, nie jest sprawiedliwe, bo ktoś, kto ma dochód o 2 złote większy od wyznaczonego pułapu już przestaje mieć prawo do korzystania z pomocy. Są także sytuacje, w których wysoki dochód jest tylko na papierze, a faktycznie go nie ma, bo na przykład całą pensję kobiecie zabiera mąż. Inna sytuacja: ktoś ma formalnie niskie dochody, ale ma spory majątek, który przecież może spieniężyć. Trudno wyobrazić sobie, żeby pracownicy punktów poradniczych zajmowali się dochodzeniem w takich sprawach. Jak i kto miałby więc weryfikować to kryterium dochodowe?
- Pozostaje jeszcze jedna bardzo istotna kwestia: jakość porad.
- Miejsc, w których można uzyskać poradę jest sporo, jak wynika z przeprowadzonych badań i opracowanej mapy poradnictwa, bo grubo ponad 4 tysiące. Problem jest jednak taki, że ponad 90% podmiotów udzielających bezpłatnych porad prawnych nie ma takiego obowiązku. Udzielanie porad zależy od ich dobrej woli i od pieniędzy. To odbija się także na jakości udzielanych porad. Tym bardziej, że większość podmiotów nie stosuje żadnych standardów w tym zakresie.
- Nierównomierna jest też lokalizacja biur bezpłatnych porad prawnych. Dużo jest ich w miastach, bardzo niewiele w małych miasteczkach, na wsiach.
- Dostęp do punktów poradniczych faktycznie w małych ośrodkach i na wsiach jest mniejszy. Zidentyfikowaliśmy w tej kwestii także inny problem. Ludzie w małych miejscowościach nie garną się do korzystania z usług takich punktów. Wstydzą się, że np. sąsiad zobaczy, że on wchodzi do takiego punktu. I cała wieś od razu będzie wiedziała, że ma problemy prawne. To stanowi dość istotną barierę w korzystaniu z poradnictwa. Niektóre instytucje pozarządowe ustanawiają np., dyżury prawników w małych miejscowościach. Ale ludzie wstydzą się tam pójść. Wolą pojechać do dużego miasta, gdzie są anonimowi. Oczywiście, wówczas wyłania się często problem pieniędzy. Zwykle się przecież takie sprawy nie kończą na jednej wizycie.
- Nie jest najlepiej też ze świadomością prawną. Ludzie z reguły nie zdają sobie sprawy z tego, że powinni szukać pomocy prawnej zanim im coś zagraża, zanim wobec nich zostanie wszczęte postępowanie prawne, w ogóle jakiekolwiek procedury.
- To prawda i ten problem bardzo wyraźnie widać w naszych badaniach. Tylko 23% Polaków deklaruje, że w ostatnich pięciu latach miało problemy wymagające pomocy prawnej. Przyczyną jest niska świadomość prawna obywateli. A warto zwrócić uwagę, że i tak ponad połowa z tych, którzy szukali pomocy prawnej robiła to w sprawach, w których powstał spór, a więc można powiedzieć na dość zaawansowanym etapie.
- Przysłowiowy spór o miedzę?
- Albo spór z urzędem. Spory z urzędami są trudne, bo z reguły są już dość zaawansowane w momencie, gdy obywatel przychodzi po poradę. Większość Polaków nie szuka pomocy wcześniej, zanim sprawa nabierze takiego charakteru, bo nie jest tego świadomych.
- Z czego to wynika?
- Badając wspomnianą reprezentatywną grupę Polaków zadawaliśmy też pytania dotyczące państwa i prawa. 23% badanych powiedziało, że ma zaufanie do państwa i panującego w nim prawa, a zaledwie 39% powiedziało, że prawa należy bezwzględnie przestrzegać.
- Trudno się dziwić, gdy stale patrzymy na nieprzestrzeganie prawa i bezkarność…
- Oczywiście. Podstawowy argument, który słyszy się od przeciętnego Polaka, to twierdzenie: dlaczego ja mam przestrzegać prawa skoro inni, w tym decydenci, go nie przestrzegają? I nie ponoszą za to konsekwencji. Rzeczywiście przykład idzie z góry, ale taki stosunek do państwa i prawa jest też balastem przeszłości. Polacy nigdy nie mieli szczególne szacunku do prawa, aparat państwowy bywał często nie nasz, a w PRL-u okoliczności były takie, że często tego prawa nie należało przestrzegać.
- To dotyczy, powiedzmy, naszego pokolenia. Ale ludzie młodzi też nie mają szacunku dla prawa.
- Skąd mają go mieć? Nie wynieśli tego szacunku z domu, nie wpaja się go im w szkole, słyszą dookoła o mało budujących przykładach nieprzestrzegania prawa i bezkarności. Świadomość prawna to kwestia wiedzy i pewnych nawyków. U nas nie ma ani tego, ani tego. Niestety, zawodzą też media, które do tej edukacji powinny się przykładać.
- Edukacja, nie sensacje.
- Właśnie, a sensacje dominują. Ta edukacja, co istotne, powinna być prowadzona tak, by każdy zrozumiał, o czym mowa. Wyliczenie przepisów z reguły nic nie daje, po przeciętny człowiek będzie tak samo mądry po ich przeczytaniu, jak przed. W podstawie programowej gimnazjów są co prawda od paru lat elementy prawa, ale po pierwsze bardzo ograniczone, po drugie nie ma kto ich realizować, bo nie ma odpowiednio przygotowanej kadry. Np. w jednym z warszawskich gimnazjów takie zajęcia prowadzi pan, który całe życie uczył przysposobienia obronnego. To chyba najważniejsza przyczyna tego, że świadomość prawna jest u nas na takim, a nie innym poziomie. Panuje właściwie prawny analfabetyzm. Ale niewiele się w tym zakresie robi, choć wszyscy mają świadomość, że nie jest dobrze. Podobna sytuacja jest zresztą w wielu innych dziedzinach życia. Na przykład, w pomocy bezrobotnym w podjęciu zatrudnienia. Wiele jest głosów na temat tego, że obecny system urzędów pracy jest mało skuteczny i nieefektywny. W ubiegłym roku na spotkaniu z Klubem Solidarna Polska pan premier w dyskusji wokół wydłużenia wieku emerytalnego i związanych z tym działań osłonowych, powiedział, że niewiele zna osób, które dzięki urzędom pracy znalazły zatrudnienie.
- I co? I dalej są i funkcjonują jak funkcjonowały. Mając świadomość tej sytuacji nic jako premier nie proponuje?
- Teraz Ministerstwo Pracy przygotowuje zmiany, ale to raczej usprawnianie tego co jest, a nie radykalna zmiana systemu. Według mnie, to wyraz słabości naszej polityki społecznej. Nie ma, niezależnie od politycznej opcji, jasnej, sprecyzowanej wizji funkcjonowania społeczeństwa i działań państwa w sferze polityki społecznej. Politycy i urzędnicy, zachęcani przez media, dyskutują o sprawach bieżących, drugorzędnych, zamiast o rzeczach perspektywicznych, o pryncypiach.
- Zdarzają się, zwłaszcza w społecznościach lokalnych, dobre pomysły.
- Tak, ale to są wyjątki od reguły. To, że te dobre pomysły się nie upowszechniają wynika m. in. z nadal powszechnej Polski resortowej. Tu branże, tu pomoc społeczna, tu piecza zastępcza, tu rynek pracy - te państwa w państwie zabijają dobre pomysły. Bo one wymagają wyjścia poza schematy, wymagają współpracy i integracji działań i zasobów. Najczęściej nie jest to możliwe, bo każdy okopuje się na własnym polu.
- Prawo, normy prawne – wracając do naszych baranów – to podstawa jakiegokolwiek dialogu władzy ze społeczeństwem i społeczeństwa z władzą. Jak więc kształtować tą świadomość prawną?
- Badania wskazały, że w naszej sytuacji to podaż kształtuje popyt na usługi poradnicze. Jeżeli punktów poradniczych będzie dużo i to zlokalizowanych tak, by ludzie mieli do nich w miarę blisko, to będą korzystać z informacji i porad. Przykład: wspólnoty czy spółdzielnie mieszkaniowe. Jeżeli na miejscu dyżury ma prawnik i nie trzeba za jego usługi płacić, to mieszkańcy chętnie korzystają z jego pomocy. A kontakt z prawnikiem to często najprostsza i najskuteczniejsza forma edukacji. Taką rolę na etapie sądowym pełnią biura obsługi interesantów coraz częściej powstające przy sądach okręgowych i rejonowych. One nie udzielają porad, a jedynie informacji, ale stanowi ona bezcenne źródło wiedzy prawnej dla obywatela.
- Została stworzona mapa biur bezpłatnego poradnictwa prawnego. To bardzo cenne.
- To ważne, bo po raz pierwszy, w jednym miejscu udało nam się zgromadzić informacje o ponad 4 tysiącach podmiotów, które udzielają porad prawnych i obywatelskich. Niestety, ta mapa ma jedną podstawową słabość. Wynika on z faktu, że – jak wspomniałem – większość podmiotów świadczących bezpłatne usługi robi to dobrowolnie i w zależności od tego, czy ma takie możliwości. Oznacza to – mówiąc obrazowo – że dzisiaj bezpłatna pomoc prawna jest, a pojutrze już jej nie ma, bo na przykład skończyły się na nią pieniądze, albo nie ma prawników, którzy mogliby udzielać fachowych porad. A my nie mamy możliwości, aby to weryfikować, sprawdzać. Możemy jedynie prosić, by podmioty figurujące na mapie same zgłaszały nam zmiany w zakresie udzielanych porad. Będziemy to robić poprzez wysyłkę e-maili, takie komunikaty pokazują się przy przeglądaniu mapy. Liczymy też na sygnały od ludzi, którzy próbowali skorzystać z pomocy oraz ich wyrozumiałość. Choć na pewno część osób, które trafią akurat do punktu poradnictwa, który już przestał działań, będzie zawiedziona.
- Mówimy o tym, że pieniądze dziś są, jutro już ich może nie być. Podobna sytuacja może dotknąć i wasz projekt. Zrobiono badania, stworzono mapę, opracowywany jest model. Dobrze. I w pewnym momencie pieniądze się kończą. Co wtedy?
- To kluczowa kwestia, nad którą się zastanawiamy. Liderem naszego projektu jest Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej i na nim spoczywa przede wszystkim odpowiedzialność za to, co dalej. Bo ono ma – przynajmniej potencjalnie - instrumenty prawne, instytucjonalne i finansowe, aby wdrożyć wypracowane w ramach projektu rozwiązania.
- Dlaczego zostało to ulokowane w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, a nie Ministerstwie Sprawiedliwości?
- Ministerstwo pracy administrowało środkami unijnymi przeznaczonymi na wsparcie poradnictwa prawnego i obywatelskiego. Raz dlatego, że nie bardzo miał kto się tym zająć, dwa, że dostrzeżono w poradnictwie ważny instrument tak zwanego włączenia społecznego, w szczególności osób zagrożonych społeczną marginalizacją. Konsekwencją tego jest nasz projekt, który bazuje na tych wcześniejszych doświadczeniach ministerstwa pracy. Ale Ministerstwo pomyślało również o wciągnięciu do współpracy innych resortów, które mogą mieć tu wiele do powiedzenia, tworząc Komitet Konsultacyjny projektu złożony m. in. z przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości czy Ministerstwa Finansów. Czy to wypali, czas pokaże, ale mam obawy czy i tu nie da o sobie znać Polska resortowa, o której wspominałem.
- Czy z tej mąki więc będzie chleb?
- Są wątpliwości dotyczące tego, czy wypracowane w projekcie rozwiązania przełożą się na określone decyzje, nowe rozwiązania prawne, organizacyjne i finansowe. Ale niezależnie od tego, już widać inne efekty realizacji projektu. Powoli tematyka poradnictwa zaczyna przebijać się w mediach i debacie publicznej. Dostrzegamy ożywienie samorządów, z którym konsultujemy różne propozycje rozwiązań. Mamy sporą wiedzę z przeprowadzonych badań. Natomiast wdrożenie wypracowanych rozwiązań wymaga woli i determinacji rządu, której na razie nie dostrzegam. Związane jest to w dużej mierze z rozpowszechnionym wśród decydentów przekonaniem, że powszechny system poradnictwa jest nieefektywny i drogi. Doświadczenia innych krajów, takich jak np. Anglia czy Holandia, pokazują, że tak nie jest. Cała sztuka, żeby dostrzegać i liczyć korzyści płynące z dostępu obywateli do bezpłatnych porad, a nie wyłącznie myśleć, ile to będzie kosztowało. A tych korzyści jest wiele, także dla państwa. Jedna z najważniejszych to profilaktyka poradnictwa. Zanim problemy obywateli zaowocują procesami sądowymi, sporami z urzędami, które generują spore koszty także po stronie państwa, zanim obywatele pod wpływem nierozwiązanych problemów przejdą na utrzymanie państwa, wcześniej może im pomóc bezpłatna porada. To kolosalne oszczędności dla budżetu, ale oczywiście pojawiające się nie dziś czy jutro, a w dłuższej perspektywie.
- W rządzeniu państwem o tę perspektywę chodzi. Czy nie byłoby warto zorganizować na temat bezpłatnego poradnictwa prawnego ogólnopolską debatę, w której wzięliby udział przedstawiciele różnych organizacji, władz, ale także różnych środowisk, bezdomnych, bezrobotnych, wykluczonych itp.?
- Myślimy o tym. Zastanawiamy się jak to najsensowniej zrobić. Usiłujemy też uświadamiać politykom, że to jest ważne, że powinno być priorytetem.
- Czy model tego profesjonalnego poradnictwa nie jest idealistyczny? Są kancelarie prawne, adwokackie, w których za usługi się po prostu płaci określoną stawkę. Czy nie pojawią się tu różnice interesów?
- Na razie prawnicy różnie reagują na nasze pomysły. Część wydaje się zagrożona, że powstanie jakiś system, który pozbawi ich klientów. Dlatego uważamy – i większość się z tym zgadza - że przyszły system powinien być otwarty dla wszystkich podmiotów świadczących poradnictwo, które spełniają określone warunki. Nie ma znaczenia, czy jest to organizacja pozarządowa, instytucja publiczna, czy prywatna kancelaria. Obecnie bezpłatne porady są świadczone głównie przez organizacje pozarządowe i instytucje publiczne. Adwokaci czy radcy prawni robią to rzadko, najczęściej w ramach akcji bezpłatnego poradnictwa podejmowanych raz czy dwa razy w roku przez rady adwokackie czy radcowskie. Prawnicy skarżą się, że udzielanie bezpłatnych porad ogranicza w przypadku prywatnych kancelarii podatek VAT, który muszą odprowadzać od porady, choć jest ona bezpłatna. Inne ograniczenie, to opodatkowanie takich porad od strony klienta, tym razem podatkiem PIT, bo skarbówka uważa, że to jest przysporzenie korzyści dla osoby korzystającej z porady.
- Jeżeli jest to człowiek biedny czy bezrobotny, to z czego ma on ten podatek zapłacić? To jakaś bzdura i de facto oszustwo, bo udaje się, że się ludzi wspomaga, a naprawdę naraża na koszty.
- Do tego wniosku doszło Ministerstwo Gospodarki, które przygotowuje projekt, żeby bezpłatne porady zwolnić z VAT-u oraz z PIT-u. Ale nie wiemy, co na to Ministerstwo Finansów. Wracając do prywatnych kancelarii, to warto zauważyć, że rynek płatnych usług prawnych nie reaguje na wszystkie problemy i problemy obywateli. Organizacje pozarządowe świadczące poradnictwo sygnalizują nam, że są takie obszary, w których ani adwokaci, ani radcy prawni się nie specjalizują, bo są dla nich niszowe. Nieefektywne jest więc specjalizowanie się w nich, bo wymaga to dużych nakładów, a przychody są niewielkie. Klasycznym przykładem jest działalność Fundacji ITAKA, która specjalizuje się w pomocy rodzinom w odnajdywaniu osób zaginionych. Ale takich obszarów nieatrakcyjnych rynkowo jest więcej, to np. pomoc uchodźcom czy osobom niepełnosprawnym. Potwierdzeniem może być przykład organizacji działającej na rzecz osób głuchoniemych, która długo szukała prawnika znającego język migowy. Nie znalazła i porady udzielane są przez dwie osoby: prawnika i tłumacza języka migowego.
- Czy jest jakiś mechanizm pilnowania jakości usług?
- Z badań jednoznacznie wynika, że z jakością faktycznie nie jest dobrze. Tylko nieco ponad 30% podmiotów świadczących porady przyznało, że kontroluje w jakiś sposób ich jakość. W jakiejś mierze wynika to z akcyjności poradnictwa, traktowania go przez wiele podmiotów niemalże jak działalność charytatywną. A, jak wiadomo, wcale charytatywna ona nie jest, gdyż wiąże się z kosztami, także związanymi z utrzymaniem wysokiej jakości udzielanych porad. Z drugiej strony, we wspomnianych badaniach pytaliśmy ludzi, którzy korzystali z bezpłatnego poradnictwa, czy są z niego zadowoleni i 2/3 odpowiedziała, że tak. Może więc nie jest z tą jakością porad najgorzej. Ale to nie może być sprawa przypadkowa, powinny być powszechne, systemowe mechanizmy kontrolowania jakości udzielanych porad. I oczywiście motywacja do ich stosowania. Najprostszym bodźcem są pieniądze. Ten, kto finansuje świadczenie bezpłatnych porad powinien wymagać gwarancji ich jakości. Na razie, nieliczne podmioty wspierające finansowo świadczenie usług poradniczych tego nie robią, także traktując poradnictwo trochę jak działalność charytatywną.
- Warto wspomnieć też o Studenckich Poradniach Prawnych.
- To – obok sieci Biur Porad Obywatelskich – jeden z nielicznych przykładów świadczenia porad z dbałością o jakość. Studenckie Poradnie Prawne mają swoje standardy świadczenia porad, które winny gwarantować odpowiednią jakość. To ważne nie tylko dla klienta, ale dla edukowania przyszłych prawników, którzy pod okiem opiekunów tych porad udzielają. Ten opiekun pełni rolę superwizora, co także zwiększa jakość udzielanych porad. To bardzo trudno jest zrobić w sytuacji, w której porad udzielają praktykujący prawnicy, bo oni nie godzą się z reguły na to, aby ich pracę „recenzował” inny prawnik, taka superwizja nie jest więc możliwa.
- Jak jeszcze można upowszechniać dostęp do pomocy prawnej?
- Po pierwsze, opierać poradnictwo nie tylko na prawnikach. Na Zachodzie do udzielania informacji czy podstawowych porad wykorzystywani są tak zwani paralegals, czyli osoby bez wykształcenia prawniczego, ale odpowiednio przygotowane. To daje możliwość poszerzenia świadczonych porad, a także zwiększa ich efektywność, bo klient, jeżeli trafia później do prawnika, jest już do tego odpowiednio przygotowany. Po drugie, wykorzystywać nowe technologie, które pozwalają radykalnie większyć zasięg i skrócić czas udzielanych porad. Pod tym względem jesteśmy jeszcze w powijakach. Badania wykazały, że niewiele porad udzielanych jest za pośrednictwem telefonu, Internet to na razie zupełny margines. Po trzecie, w wielu krajach do upowszechniania poradnictwa przyczyniają się media, zwłaszcza telewizja, która ma wciąż największą siłę oddziaływania społecznego. Nie tylko informując, gdzie taką poradę można znaleźć, ale także udzielając rzetelnych informacji i porad prawnych. W Polsce z tym także nie jest dobrze, bo media, zamiast rzetelnie informować, szukają przede wszystkim sensacji, emocji. Dziękuję za rozmowę.
Więcej o badaniach poradnictwa i innych działaniach - www.ppio.eu
Mapa poradnictwa - www.mapaporadnictwa.org
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3107
Deklaracja podstawowych zasad wymiaru sprawiedliwości odnoszących się do ofiar przestępstw i nadużyć władzy. Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ 40/34 z dnia 29 listopada 1985 r.
A. Ofiary przestępstw
- „Ofiara” oznacza osobę, która, indywidualnie lub wspólnie z innymi osobami, poniosła szkodę, włączając w to uszczerbek fizyczny lub psychiczny, dolegliwość emocjonalną, stratę materialną lub znaczące naruszenie jej podstawowych praw, w rezultacie działań lub zaniechań stanowiących naruszenie przepisów prawa karnego będących w mocy na terenie Państw Członkowskich, włącznie z przepisami zakazującymi kryminalnego nadużycia władzy.
- Osoba może być uznana za ofiarę w rozumieniu tej Deklaracji niezależnie od tego, czy sprawca jest zidentyfikowany, zatrzymany, prowadzone jest przeciwko niemu postępowanie karne, czy jest skazany, i niezależnie od relacji rodzinnej pomiędzy sprawcą a ofiarą. Wyrażenie „ofiara” w odpowiednich sytuacjach obejmuje również najbliższą rodzinę i osoby pozostające na utrzymaniu bezpośredniej ofiary, jak również osoby, które poniosły szkodę angażując się w udzielenie pomocy ofierze lub w zapobieżenie staniu się ofiarą.
- Postanowienia tutaj zawarte będą znajdowały zastosowanie wobec wszystkich, bez różnic wynikających z kryteriów jakiegokolwiek typu, takich jak rasa, kolor skóry, płeć, wiek, język, religia, narodowość, przekonania polityczne lub inne, przekonania lub praktyki kulturowe, majątek, urodzenie lub status rodzinny, pochodzenie etniczne lub społeczne i niesprawność.
4. Ofiary powinny być traktowane ze współczuciem oraz szacunkiem dla ich godności. Są one uprawnione do dostępu do procedur wymiaru sprawiedliwości oraz, na zasadach wynikających z krajowych przepisów prawnych, do uzyskania niezwłocznego odszkodowania za poniesioną szkodę.
5. Powinny zostać ustanowione, lub wzmocnione, w sytuacjach gdy jest to potrzebne, odpowiednie mechanizmy sądowe i administracyjne w celu umożliwienia ofiarom uzyskania odszkodowania poprzez formalne lub nieformalne procedury, które powinny być szybkie, sprawiedliwe, niedrogie i dostępne. Ofiary należy informować o ich prawach w zakresie dochodzenia odszkodowania poprzez takie mechanizmy.
6. Dostosowanie procedur sądowych i administracyjnych do potrzeb ofiar powinno być realizowane poprzez:
(a) informowanie ofiar o ich roli oraz zakresie, harmonogramie i postępach postępowań, a także o rozstrzygnięciach podejmowanych w ich sprawach, szczególnie w sytuacjach, gdy w grę wchodzą poważne przestępstwa i gdy zwróciły się one o taką informację;
(b) dopuszczanie aby, w przypadkach gdy zaangażowane są interesy osobiste ofiar, na właściwych etapach postępowania mogły być prezentowane oraz rozpatrywane ich opinie i obawy, bez uszczerbku dla praw oskarżonego i zgodnie z krajowym systemem wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych;
(c) zapewnienie właściwej pomocy ofiarom w trakcie całego postępowania;
(d) podejmowanie środków w celu zminimalizowania niedogodności napotykanych przez ofiary, ochrony ich prywatności, gdy jest to potrzebne, oraz zapewnienia im bezpieczeństwa, jak również ochrony ich rodzin i świadków mających zeznawać na ich rzecz przed zastraszeniem i zemstą;
(e) unikanie niepotrzebnego opóźnienia w rozstrzyganiu spraw oraz w wykonywaniu poleceń i zarządzeń przyznających odszkodowania ofiarom.
7. W przypadkach gdy jest to wskazane, powinny być stosowane nieformalne sposoby rozstrzygania sporów, włącznie z mediacją, arbitrażem i zwyczajowymi środkami wymierzania sprawiedliwości lub praktykami lokalnymi, w celu ułatwienia pojednania i uzyskania odszkodowania przez ofiary.
Naprawienie szkody8. Sprawcy przestępstwa lub osoby trzecie odpowiedzialne za ich zachowanie powinny we właściwych przypadkach dokonać sprawiedliwego naprawienia szkody na rzecz ofiar, ich rodzin lub osób pozostających na ich utrzymaniu. Taka restytucja powinna obejmować zwrot własności lub zapłatę za poniesioną szkodę bądź utratę, zwrot kosztów poniesionych w rezultacie stania się ofiarą przestępstwa, świadczenie usług oraz przywrócenie praw.
9. Rządy powinny dokonać przeglądu praktyk, przepisów prawa i innych regulacji, w celu rozważenia stosowania restytucji, jako możliwego wariantu orzekania obok pozostałych sankcji karnych.
10. W przypadkach wyrządzenia znaczącej szkody środowisku obowiązek restytucji, jeżeli zostanie orzeczony, w takim stopniu w jakim jest to jest możliwe powinien obejmować przywrócenie dotychczasowego stanu środowiska, odbudowę infrastruktury, wymianę służących wspólnocie lokalnej urządzeń użytku publicznego oraz zwrot kosztów przeniesienia lokalnej wspólnoty na inne miejsce, wtedy gdy konieczność taka będzie rezultatem wyrządzonej szkody.
11. W przypadkach naruszenia krajowych przepisów karnych przez funkcjonariuszy publicznych bądź innych pracowników działających w ramach urzędowych bądź quasi – urzędowych kompetencji, ofiary powinny uzyskać naprawienie szkody od Państwa, którego funkcjonariusze bądź pracownicy są odpowiedzialni za jej wyrządzenie. W przypadkach, gdy rząd, pod którego władzą wyrządzające szkodę działanie lub zaniechanie miały miejsce, już nie istnieje, naprawienie szkody powinno zapewnić Państwo lub rząd będący jego następcą prawnym. Wyrównanie poniesionych strat
12. Gdy nie jest w pełni możliwe uzyskanie wyrównania poniesionych strat od sprawcy lub z innych źródeł, Państwa powinny podejmować starania w celu zapewnienia finansowego wyrównania:
(a) ofiarom, które doznały znaczącego zranienia ciała lub uszkodzenia zdrowia fizycznego bądź psychicznego w rezultacie popełnienia poważnych przestępstw;
(b) rodzinom ofiar, w szczególności osobom pozostającym na utrzymaniu osób, które zmarły lub stały się fizycznie bądź psychicznie niesprawne w rezultacie stania się ofiarą przestępstwa.
13.Należy wspierać powstawanie, rozwój i wzrost znaczenia funduszy państwowych na rzecz wyrównywania ofiarom przestępstw poniesionych strat. W sytuacjach gdy jest to potrzebne, mogą być w tym celu tworzone również inne fundusze, włączając w to środki obejmujące przypadki, gdy poniesionych strat nie jest w stanie wyrównać Państwo, którego ofiara jest obywatelem.
Pomoc14. Ofiary powinny otrzymywać potrzebną pomoc materialną, medyczną, psychologiczną i społeczną przy użyciu środków rządowych, ochotniczych, samorządowych i lokalnych.
15. Należy informować ofiary o przysługujących im świadczeniach służby zdrowia oraz świadczeniach społecznych, a także innej odpowiedniej pomocy, oraz zapewnić im łatwy do nich dostęp.
16. Pracownicy policji, wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia i opieki społecznej oraz inny odpowiedni personel, powinni podlegać szkoleniu mającemu na celu uwrażliwienie ich na potrzeby ofiar oraz otrzymywać wskazówki zapewniające udzielenie właściwej i szybkiej pomocy.
17. Podczas świadczenia odpowiednich usług i udzielania pomocy ofiarom, powinno się uwzględniać potrzeby tych, którzy posiadają szczególne potrzeby wynikające z charakteru wyrządzonej szkody lub z czynników, takich jak wymienione w punkcie 3 powyżej. B.Ofiary nadużycia władzy.
18. „Ofiara” oznacza osobę, która, indywidualnie lub wspólnie z innymi osobami, poniosła szkodę, włączając w to uszczerbek fizyczny lub psychiczny, dolegliwość emocjonalną, stratę materialną lub znaczące naruszenie jej podstawowych praw, w wyniku działań lub zaniechań, które nie stanowiąc naruszenia krajowych przepisów karnych, stanowią jednak naruszenie uznanych na płaszczyźnie międzynarodowej norm odnoszących się do praw człowieka.
19. Państwa powinny rozważyć włączenie do prawa krajowego norm zakazujących nadużycia władzy oraz zapewnienie odpowiednich środków dochodzenia praw przez ofiary takich nadużyć. W szczególności środki takie powinny obejmować naprawienie szkody i/lub wyrównanie poniesionych strat, a także potrzebną materialną, medyczną, psychologiczną i społeczną pomoc i wsparcie.
20.Państwa powinny rozważyć wynegocjowanie wielostronnych międzynarodowych traktatów dotyczących ofiar w rozumieniu definicji zawartej w punkcie 18.
21. Państwa powinny dokonywać okresowego przeglądu istniejących przepisów prawnych i praktyk w celu zapewnienia, by odpowiadały one zmieniającym się okolicznościom, jeśli jest to konieczne tworzyć i wprowadzać w życie przepisy prawne zakazujące działań stanowiących poważne nadużycia władzy politycznej lub ekonomicznej oraz wspierające politykę i mechanizmy zapobiegania takim działaniom, a także rozwijać i czynić łatwo dostępnymi odpowiednie prawa i środki dochodzenia tych praw przez ofiary takich działań.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1259
W XX wieku doktryna wolności mórz (Mare Liberum) sformułowana w XVII w. przez niderlandzkiego prawnika i filozofa Hugo Grotiusa okazała się niewystarczająca dla regulacji stosunków miedzy państwami posiadającymi dostęp do morza i tymi, które nie mając dostępu, chciały jednak z morza korzystać. Doktryna zakładała dla wszystkich swobodny dostęp do morza, a więc także do jego zasobów.
Coraz więcej państw posiadających dostęp do morza, uprawnionych do korzystania z tzw. wód terytorialnych szerokości 12 mil morskich (mila morska = 1852 m) w linii prostopadłej do wybrzeża, zaczęło rozciągać swoją jurysdykcję – często jednostronnie – na znacznie większe obszary, tworząc tzw. strefy wyłączności ekonomicznej (Exclusive Economic Zones, EEZ).
Szczególnie dotyczyło to rejonów zasobnych w złoża kopalin (zwłaszcza ropy naftowej i gazu) lub obejmujących produktywne łowiska. Sytuacja taka prowadziła do wielu konfliktów międzynarodowych, z użyciem sił militarnych włącznie i dojrzała do prawnego rozwiązania.
Tym rozwiązaniem okazał się ponad 20-letni proces negocjacji międzynarodowych podjęty przez ONZ w 1967 r. z inicjatywy Arvida Pardo (1914-1999), ambasadora Malty przy ONZ.
Pardo wezwał do ustanowienia regulacji międzynarodowych zapewniających pokój na morzach, zapobieganie zanieczyszczeniom i ochronę zasobów morskich. Zaproponował, by zasoby dna morskiego stanowiły wspólne dziedzictwo ludzkości oraz by część zasobów morskich została przeznaczona na zniwelowanie nierówności między krajami bogatymi i ubogimi.
Wspomniany proces doprowadził do uchwalenia w kilku etapach -począwszy od 1982 r. a skończywszy na 1994 r. - Konwencji ONZ o Prawie Morza (United Nations Convention on the Law of the Sea, UNCLOS), czyli „konstytucji” mórz, która w założeniach swych miała stanowić ramy prawne dla wszelkich spraw związanych z obecnością człowieka na morzu.
Polska ratyfikowała Konwencję 6 listopada 1998 r. Należy powiedzieć, że nie wszystkie kraje członkowskie ONZ podpisały i/lub ratyfikowały Konwencję; do tych „wielkich nieobecnych” należą m.in. Stany Zjednoczone.
W odniesieniu do dna morskiego (a więc i jego zasobów) Konwencja dokonała bardzo ważnego rozróżnienia na obszary znajdujące się w obrębie jurysdykcji państw nadbrzeżnych (sankcjonując de facto istnienie wód terytorialnych i EEZ) i obszary poza tą jurysdykcją.
W myśl Konwencji, dno morskie leżące poza obszarami jurysdykcji państw nadbrzeżnych podlega zarządzaniu przez Międzynarodową Organizację Dna Morskiego (International Seabed Authority, ISA), autonomiczny organ ONZ powołany na mocy Konwencji. W UNCLOS obszar ten określa się mianem „The Area”, czyli „Obszar”.
Prawo morza obowiązuje wszystkich sygnatariuszy Konwencji, co oznacza, że zakres i sposób ich działania w „Obszarze” jest ściśle określony przepisami prawa międzynarodowego.
Kwestia zarządzania rejonami dna morskiego poza obszarami jurysdykcji międzynarodowej jest o tyle istotna, że w wielu miejscach tych rejonów występują cenne surowce, m.in. ropa naftowa, gaz, rudy metali. Te ostatnie – występujące w odrębnych rejonach w różnych postaciach (konkrecje polimetaliczne, złoża siarczków polimetalicznych i naskorupienia kobaltonośne) – stanowią szczególnie cenny rezerwuar zasobów surowcowych, których eksploatacja rozważana jest już od lat 70-tych XX w.
Ewentualną eksploatację musi jednak poprzedzić eksploracja (rozpoznanie rozmieszczenia, ilości i jakości tych zasobów), a także – a może przede wszystkim – zbadanie oddziaływania potencjalnej eksploatacji na ekosystemy głębokowodne, w tym na unikalne zespoły organizmów.
Niestety, o ekosystemach tych wiemy jeszcze bardzo niewiele. Poznawanie ich stało się celem wielu międzynarodowych programów badawczych, a działania dla ich ochrony – ambicją wielu organizacji międzynarodowych. Działania dla ochrony tych ekosystemów i związane z tym plany zarządzania obszarami dna oceanicznego o potencjalnym znaczeniu eksploatacyjnym leżą również w gestii ISA, która podjęła długofalowy program zmierzający do ustalenia ram prawnych tego zarządzania. Takie ramy prawne stworzono już dla specyficznego obszaru dna Pacyfiku, położonego mniej więcej między Meksykiem a Hawajami, zwanego Strefą Rozłamów Clarion-Clipperton (Clarion-Clipperton Fracture Zone, CCFZ).
CCFZ to olbrzymi (pokrywający ok. 2 mln km2) obszar zalegania rud metali w postaci tzw. konkrecji polimetalicznych, mniejszych lub większych grud jak gdyby „rozsypanych” na dnie. Od ponad 20 lat w CCFZ prowadzone są prace rozpoznawcze na mocy przyznanych przez ISA licencji eksploracyjnych w ramach specjalnych kontraktów (obecnie w CCFZ jest ich 16).
Podczas gdy istnieją ramy prawne dla ubiegania się o przyznanie kontraktów na eksplorację i kontrakty takie są już zawierane, nie do końca ustalona jest kwestia zawierania kontraktów na ewentualną eksploatację (wydobywanie) zasobów dna oceanicznego poza obszarami jurysdykcji narodowych. W ISA trwają prace nad regulacjami prawnymi (tzw. Exploitation Code, EC) szczegółowo definiującymi sposób ubiegania się o licencję wydobywczą, przyznawania jej i wygaszania, a także określającymi metody sprawowania kontroli nad kontraktorami przez ISA oraz państwa sponsorujące.
O licencję wydobywczą będą mogli ubiegać się tzw. kontraktorzy – podmioty gospodarcze lub państwa. Za każdym potencjalnym kontraktorem musi stać co najmniej jedno państwo sponsorujące, którego obowiązki i prawa są określone w Konwencji i sprowadzają się do zapewnienia zgodności wszystkich działań kontraktora z zapisami Konwencji (a także ustaleniami zawartymi w kontrakcie poszukiwawczym lub wydobywczym).
W obecnym kształcie, czyli w drugiej wersji roboczej EC, przewiduje się cesję kontraktu na rzecz innego podmiotu za zgodą ISA; przewiduje się także możliwość ustanowienia innego państwa sponsorującego danego kontraktora w przypadku rezygnacji dotychczasowego (prof. J. Marcin Węsławski w wywiadzie opublikowanym w numerze majowym Spraw Nauki określił to jako „obrót prawami”).
Polska (obok Bułgarii, Czech, Federacji Rosyjskiej, Kuby i Słowacji) jest jednym z 6 państw sponsorujących Wspólną Organizację Interoceanmetal (IOM), konsorcjum posiadające obecnie koncesję eksploracyjną w obszarze CCFZ. W związku z tym uczestniczy w pracach związanych z rozpoznaniem zasobów i stanu ekosystemu tego obszaru. Ponadto w lutym 2018 r. Polska zawarła z ISA kontrakt na prowadzenie eksploracji zasobów siarczków polimetalicznych w wyznaczonym obszarze Grzbietu Śródatlantyckiego, niezwykłego łańcucha „gór” w oceanie. Bez wątpienia ta licencja eksploracyjna da polskim badaczom oceanów okazję do poznawania tego fascynującego środowiska, jednego z najbardziej niezwykłych w oceanie.
Kamila Mianowicz
Dr hab. Kamila Mianowicz jest pracownikiem naukowym Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Szczecińskiego.