Felietony W. W. Jędrzejczak (el)
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 3294
Konflikt interesów pojawia się wtedy, kiedy pojedyncza osoba występuje w dwóch lub więcej rolach, a z każdą z tych ról wiążą się inne interesy. Przykładem jest „bezstronny” ekspert wypowiadający się w sprawie produktu firmy, od której kiedyś otrzymał honorarium. Większość znaczących ekspertów znajduje się w trwałym konflikcie interesów, gdyż inaczej nie mieliby dostępu do informacji, a tym samym nie byliby ekspertami. Naukowiec prowadzący badania jakiegoś leku z jednej strony wie o tym leku więcej niż ktokolwiek inny, w tym wie więcej nie tylko o dobrych, ale i o złych działaniach leku, ale z drugiej strony wydawał opinie o tym leku również jego producentowi, więc może z nim być jakoś związany. Problem konfliktu interesów z reguły rozwiązuje się ujawniając go. Ale z drugiej strony, samo nieujawnienie takiej sytuacji nie przesądza o stronniczości opinii. Ale mało kto wie, że za takie nieujawnienie można pójść do więzienia. W Polsce.
Oto pewien znany i szanowany profesor, kierownik kliniki, prezes okręgowej izby lekarskiej został Mariuszem L. Mariusz L. dostał 10 miesięcy do odsiadki (na razie w zawiasach, ale wyrok jest nieprawomocny) i 3000 złotych grzywny. Cóż takiego zrobił Mariusz L.?
Otóż pewnego dnia, do jeszcze wtedy posiadającego nazwisko profesora zatelefonował dyrektor szpitala i poprosił, żeby pan profesor wziął udział w posiedzeniu komisji przetargowej na zakup leków. Pan profesor nie mogąc się akurat nikim wyręczyć wybrał się na to posiedzenie. Przed jego rozpoczęciem wypełnia się tzw. deklarację konfliktu interesów i pan profesor, czy to przez zapomnienie, czy przez nieuwagę, czy przez różnicę poglądów nie napisał w tej deklaracji, że brał udział w badaniu jednego z kupowanych leków. Ten udział nie był tajny, badanie odbywało się w oparciu o umowę podpisaną ze szpitalem, od wynagrodzenia zapłacono podatek i dzięki temu zresztą sprawa została wykryta przez właściwe służby. I one uznały, że takie „zatajenie” było przestępstwem. I tak to również ocenił sąd. I to mimo tego, że nikt nie kwestionował wyniku przetargu ani nie wskazywał na jakikolwiek podejrzany wpływ na wynik Mariusza L.
Smaczku historii dodaje fakt, że szpital miesięcznie płaci Mariuszowi L. dwa i pół tysiąca złotych, więc żeby zarobić na grzywnę i adwokata profesor musiał pracować ze cztery miesiące. I po co? Z punktu widzenia konfliktu interesów idealnie byłoby, aby o treści książek mieli prawo wypowiadać się wyłącznie analfabeci.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 2028
W międzyczasie, trzeba przyznać, Kościół zawarł z nauką rozejm. Jakoś w miarę gładko przełknięto ewolucję i transplantologię: „Bóg stworzył życie metodą ewolucji” i „Nie zabierzesz swoich narządów do Nieba”. Wbrew pozorom, sprawa aborcji poza sytuacjami wskazań medycznych nie dzieli nauki i Kościoła. Zarówno dla nauki, jak i dla Kościoła jest to zło. Nauka jednak dopuszcza aborcję jako rozwiązanie problemu medycznego lub społecznego.
Prezerwatywy nie są osiągnięciem nauki, a jedynie użytecznym wynalazkiem, ale dla nauki są po pierwsze: lepszym rozwiązaniem problemu społecznego jakim jest niechciana ciąża niż aborcja, a po drugie - zmniejszają problem przeniesienia zakażenia wirusem powodującym AIDS. Odradzanie stosowania prezerwatyw ludziom w Afryce, w krajach o epidemicznym występowaniu tej choroby, jest działaniem zbrodniczym.
Ale największe zderzenie nauki i Kościoła dotyczy niewątpliwie zapłodnienia in vitro. Oto z jednej strony mamy jedno z największych osiągnięć współczesnej nauki, osiągnięcie uhonorowane Nagrodą Nobla, a więc uznane za najwyższe dobro, a z drugiej strony to dobro jest postrzegane przez Kościół jako najwyższe zło: mordowanie nadmiarowych zarodków. Postrzeganie zygoty jako istoty ludzkiej jest dla Kościoła nowe.
Pamiętam lata osiemdziesiąte poprzedniego wieku, kiedy księża odmawiali pochówku dzieciom z porodów niewczesnych, najwyraźniej uznając je za niegodne tego rytuału. Czyżby od tego czasu się zmieniła religia? Czy też jest to tylko pomysł na ewangelizację bez odwołania do Ewangelii?
Kopernik umarł, ale my żyjemy i Kościół zapewne, jak poprzednio, znajdzie wytłumaczenie, aby pogodzić się z rzeczywistością. W końcu, gdyby Pan Bóg nie chciał in vitro, to mógł tak stworzyć człowieka, aby nie było ono możliwe. Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 5241
Popularyzacja nauki ma swoje pułapki. Pierwsza to pułapka niezrozumienia. Wprawdzie nie ma lepszego sposobu na zrozumienie samemu o co chodzi niż próba wytłumaczenia tego komuś innemu, ale zdarza się, że i ten sposób zawodzi.
Oto szanowana dziennikarka naukowa postanowiła przybliżyć maluczkim publikację z „Nature" dotyczącą tego, co dla niej u człowieka najważniejsze, czyli męskiego narządu decydującego o rozmnażaniu. W tej publikacji Autorzy udowadniają, że człowiek, a ściślej mężczyzna (w odróżnieniu od np. kocura) utracił część DNA odpowiedzialną za „penile spines", czyli pewne kolczyste zgrubienia na powierzchni swojego wspaniałego męskiego narządu, co ostatecznie zwiększyło przyjemność z jego wykorzystywania. Angielskie słowo „spine" ma wiele znaczeń, w tym „kręgosłup", ale zrobić z tego kość i przetłumaczyć jako „kość prącia" to jednak jest wyczyn.
Gdy to przeczytałem w jednej z gazet to przypomniała mi się anegdota z egzaminu z anatomii na medycynie. Otóż profesor zapytał nadobną studentkę, dlaczego męskie prącie staje. Studentka zamyśliła się, rozmarzyła i odpowiedziała: „bo ma w środku taką kość". Profesor na to: „no cóż z anatomii dwója, ale gratuluję partnera". Wygląda na to, że studentka z anegdoty nie mogąc ukończyć medycyny poszła na dziennikarstwo. I do partnerów nadal ma szczęście.
Śmiać się łatwo, ale każdemu zdarzają się wpadki. Jak powiedział jeden z obecnych Wicemarszałków Sejmu: „jak się dużo mówi, to się zawsze coś chlapnie".
Wiesław Wiktor Jędrzejczak