Felietony W. W. Jędrzejczak (el)
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 5032
Kiedy byłem dzieckiem, to mówiło się o wojskowych z „awansu społecznego”: „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Kiedy zacząłem należeć do tzw. młodzieży, naśmiewaliśmy się z dygnitarzy ówczesnego rządu, że czytają z kartki i w domyśle nie potrafią się samodzielnie wysłowić. Kiedy zaś byłem młodym dorosłym, to naśmiewano się, że jak ktoś się nazywa Glazur to musi być od budownictwa, co miało sugerować, że nazwisko jest jedynym dowodem kompetencji ministra w dziedzinie, którą miał się zajmować (co zresztą akurat w tym przypadku nie było prawdą).
Nie przypuszczałem, że jak będę starszym dorosłym po sześćdziesiątce i będzie ponad dwadzieścia lat po likwidacji byłego systemu, jego funkcjonariusze będą mogli uchodzić za merytoryczne gwiazdy w porównaniu ze swoimi demokratycznie wybranymi następcami. Nie matura lecz chęć spora zrobi z ciebie senatora. Nie matura, lecz chęć czysta zrobi z ciebie ministra. Nie matura, lecz chęć prosta zrobi z ciebie posła. Wprawdzie przez ten czas matura urosła do magisterium, ale format ludzi się nie zmienił. A czasem większego formatu są ci bez magisterium. Kto mógł przypuszczać, że najważniejszą kompetencją stanie się niekompetencja?
Czasami widząc mądrych ludzi zadaję sobie pytanie, dlaczego oni nie poszli w politykę? Odpowiedź jest prosta: to nie są ludzie na takie czasy. Jest to smutne, bo na tamte poprzednie czasy oni też nie byli odpowiednimi ludźmi. Przede wszystkim nie są to gracze. Obecna polityka jest grą dla gry. Zajmują się nią klany graczy, a co pewien czas grę ocenia publiczność, która przede wszystkim pragnie, żeby gracze zajmowali się sobą, a nie przypadkiem nią. Jeśli więc gracz zbyt aktywnie zajmie się publicznością, to przechodzi na drugi i trzeci plan. Sztuka polega tu na tym, aby ładnie się prezentować, podrzucać „newsy” i nie naruszać interesów istotnych grup, a w żadnym wypadku większości oraz szeroko rozumianej prasy. No i mówić bez kartki, ale tak, żeby nic nie powiedzieć.
Wbrew pozorom, nie jest to sytuacja najgorsza, gdyż oprócz ludzi kompetentnych w robieniu czegoś, eliminuje ona również fanatyków w robieniu niekiedy tego samego i to jest wielka zasługa tego systemu. Gdyż najwięcej zła na świecie zrobili fanatycy i to zwykle fanatycy bardzo szczytnych idei. Coś za coś.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Odsłon: 3124
Każda osoba, która wierzy w Boga musi też wierzyć w diabła. O prawdziwego diabła w dzisiejszych czasach trudno. Gdzie się te wszystkie Mefistofelesy, Rokity i Boruty poukrywały? A jak nie ma diabła, to może i Boga też nie ma?
Trzeba więc tego diabła szukać. Ostatnim kandydatem i to występującym w liczbie mnogiej są GMO: genetycznie modyfikowane organizmy, a ściślej rośliny. Osiągnięcie nauki polegające na wprowadzeniu pojedynczych genów do niektórych roślin stało się motorem wystąpień różnych fanatyków, którzy wprawdzie ani nie wiedzą, co to jest gen, ani co z dowolnym genem robi przewód pokarmowy, ale potrafią krzyczeć.
Problem nie polega tylko na tym, że są fanatycy, problem polega na tym, że są wysłuchiwani przez polityków w sposób nieproporcjonalny do ich argumentów. I, że ani politycy, ani media prawie w ogóle nie zwracają się o wyjaśnienia do tych, którzy się na tym choć trochę znają.
Problem polega też na tym, że wszyscy jesteśmy GMO. Inaczej mówiąc, wszyscy jesteśmy genetycznie zmodyfikowani w stosunku do swoich rodziców. Co więcej, jesteśmy zmodyfikowani znacznie bardziej niż jakiekolwiek GMO w stosunku do swojego pierwowzoru. GMO to jeden, dwa geny. My, tysiące genów uzyskanych od drugiego rodzica. Natura to jest bowiem stała genetyczna modyfikacja organizmów i o to w niej przede wszystkim chodzi.
Wszyscy codziennie spożywamy tysiące różnych genów. Z tego wynika tylko tyle, że pozyskujemy materiał budulcowy do odtwarzania swoich genów. Nie ma żadnych danych, że tą drogą: drogą przez przewód pokarmowy możemy pozyskać jakiekolwiek geny od spożywanych roślin, a gdybyśmy nawet pozyskali gen oporności na pestycydy to kto wie, może by się przydało? Gdybyśmy mogli pozyskiwać geny od roślin, to weganie byliby już bardzo roślinni, a taka krowa to byłaby już bardzo trawiasta. A gwoli natury? Gdzie jest dzika krowa? Gdzie jest dzika truskawka? Wszystko to są GMO w stosunku do swoich pierwowzorów.
Może na wykreowanych przez fanatyków fobiach przeciw GMO w innych krajach nasi rolnicy mogą zarobić, ale to jest chyba jedyna korzyść z ewentualnego zakazu GMO. Strata polega przede wszystkim na tym, że cała awantura wokół GMO to kolejny krok Polski w stronę ciemnogrodu, w stronę marginalizacji ludzi kompetentnych, w stronę eliminacji z dyskursu publicznego prawdziwych argumentów.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Odsłon: 3314
W polskim prawie istnieje dość dziwny twór zwany ustawą o dostępie do informacji publicznej. Jak w każdym piekle, intencje ustawodawcy zapewne były dobre. Oto każdy obywatel (co bardzo brzmi dumnie) może zażądać kopii dowolnego pisma urzędowego w dowolnej sprawie, niezależnie od tego, czy go to dotyczy, czy też nie. I może poddać Państwo obywatelskiej kontroli. Każdy obywatel, czyli obywatel „psychiczny” także. I jeśli nie otrzyma tego pisma, to jest to „czyn z art.23”. I jest sankcja karna. I oto leży przede mną pismo z policji prowadzącej postępowanie pod nadzorem prokuratury „proszę o udzielenie odpowiedzi, czy do ośrodka wpłynęło pismo datowane (przed rokiem) z urzędu X w sprawie odwołania przetargu na realizację czegoś tam (instytucja, do której to pismo miało zostać skierowane w ogóle nie zgłosiła się do tego przetargu, ani nawet nie prowadzi takiej działalności). Jeżeli tak, to kiedy, w jakiej formie (fax-poczta), kto je odebrał, przez jakie komórki instytucji przeszło i w jaki sposób oraz gdzie zostało zarejestrowane i złożone. Z uwagi na terminy procesowe, proszę o potraktowanie sprawy jako pilnej”. I teraz co? Personel indagowanej instytucji rzuca pracę i zaczyna szukać pisma. Ale to nie jest sprawa jednostkowa. Autor pisma wysłał je do kilkudziesięciu instytucji, a po tym, jak nie uzyskał odpowiedzi, wysłał doniesienie do kilkunastu prokuratur. I wszystkie wszczęły postępowania sprawdzające. Autor pisma w ramach publicznego dostępu zapewne prowadzi jakieś prywatne śledztwo i chciałoby się wierzyć, że chociaż intencje ma dobre. Ale wcale nie musi. Może intencje mieć też jak najgorsze. A w dodatku autor takich pism może być przecież jeszcze sprytniejszy. Oto może upatrzyć sobie dowolnego urzędnika i żądać przekazywania sobie wszystkich pism przez niego pisanych, a tam prędzej czy później znaleźć coś, co przez choćby niezręczność sformułowania da pretekst do insynuacji. Mieć wtedy urzędnika na widelcu. I albo go zjeść, albo tylko opluć. Wszystko za nasze podatki. Jeden psychopata może w ten sposób sparaliżować działalność połowy Polski. Ale też wcale nie musi to być psychopatia. Jak wspomniałem, może to być też działanie z premedytacją , obliczone na usunięcie urzędnika, który przed jakąś mafią broni interesu jak najbardziej publicznego. Wiesław Wiktor Jędrzejczak