Felietony W. W. Jędrzejczak (el)
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 2971
Dotychczas oglądałem tzw. kiboli jedynie w telewizji (i to rzadko, gdyż z racji posiadania małego dziecka oglądam głównie programy dla takich dzieci). Ale oto miałem wygłosić wykład na wielkim kongresie lekarskim w Poznaniu. Poprzedniego dnia miałem wykład w Olsztynie i nie mogłem pojechać wcześniej do Poznania. Ale wykład miał być o 10.30, a pociąg do Poznania przyjeżdżał o 9.00, więc było mnóstwo czasu, by zdążyć. Pociąg wyjeżdżał z Warszawy Wschodniej o 6 rano, ale była to niedziela 25 marca - dzień zmiany czasu, więc była to efektywnie 5 rano, więc wstać musiałem o 4 rano.
Pociąg Intercity odjechał o czasie i dojechał do Warszawy Centralnej. I stanął. Okazało się, że do pociągu wsiadła grupa kibiców, część z nich nie ma biletów i nie chce wysiąść. Były to w większości takie drobne chłopaczki, które się nie awanturowały (co oczywiście nie było żadną gwarancją, że nie będą tego robić później). Tylko sobie siedzieli. A na peronie stał za to tłum byczków z dumnym napisem na plecach „policja” i drugi tłum byczków z dumnym napisem „służba ochrony kolei”. I tak sobie stali. I pociąg też stał. Jedną godzinę, drugą godzinę, trzecią godzinę…
W tym momencie stało się dla mnie jasne, że nie ma mowy, abym dojechał do Poznania na 10.30, więc wysiadłem i nie wiem kiedy w końcu pociąg ruszył. Gwoli uczciwości muszę przyznać, że kolej zwróciła pieniądze za obydwa bilety tj. do Poznania i z powrotem.
To, co było porażające to zupełna niezdolność właściwych służb do rozwiązania problemu. Nie była to przecież pierwsza w historii Polski podróż kibiców na mecz. Zarówno kolej, jak i policja powinny mieć załatwianie takich spraw w małym palcu, a na czele tych służb powinni stać ludzie decyzyjni, a nie jakieś niemoty. Państwo oprócz sprawnych służb miało też dosyć czasu, aby przygotować właściwą infrastrukturę prawną. Sprawa powinna zostać załatwiona w kilka minut. I koniec.
Osoby, które być może przyjechały na mój wykład z daleka, nie doczekały się go, chociaż opóźnienie miało zapewne znacznie gorsze skutki dla wielu innych podróżnych. I agresję w pociągu było czuć nie od kibiców, tylko od pozostałych.
Aby wrócić z dworca do domu, poszedłem na przystanek tramwajowy. Okazało się, że tramwaj też nie jeździ, gdyż jest jakiś maraton. Widocznie pierwszy warszawski bieg po torach tramwajowych.
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław W. Jędrzejczak
- Odsłon: 3063
Kiedyś pacjent podarował mi film o rotmistrzu Pileckim. Najbardziej przejęła mnie scena jego śmierci. Oto niezłomnie dał się zabić dwóm kretynom w randze bodajże kaprala i szeregowca, którzy dostali rozkaz wykonania egzekucji a on do nich (tylko oni byli obecni) przed śmiercią wykrzykiwał frazesy o wolnej Polsce. Ma za to swoją ulicę w Warszawie. Ulicę zbudowali ci, z którymi walczył.
W Powstaniu Warszawskim jeden z patriotycznych dowódców wysłał 100 młodych powstańców uzbrojonych w trzy karabiny do ataku na posterunek Niemców uzbrojonych po zęby. Posterunku nie zdobyto, przeżył jeden powstaniec, co się stało z karabinami – nie wiadomo. Nie wiem, czy ten patriotyczny dowódca ma swoją ulicę, ale z pewnością ulicę ma jego dowódca, czyli generał Okulicki. Jego osiągnięcia były jeszcze większe. Doprowadził do zniszczenia nie tylko jednej ulicy, ale całego miasta i wymordowania przez naszych wrogów kwiatu warszawskiej młodzieży. On, podobnie jak Pilecki zapłacił cenę za swoją sławę. Ale chciał dobrze. Miasto odbudowali i młodzież odtworzyli zdrajcy i zaprzańcy, którzy przeżyli.
Stawiane są pomniki tzw. „żołnierzom wyklętym”: partyzantom, którzy nie zaprzestali walki po ustanowieniu PRL-u. Pamiętać trzeba tragizm i idiotyzm tego wyboru. Żołnierzowi nie wolno kontynuować przegranej wojny. Nie dlatego, że zginie, bo do tego między innymi służy żołnierz. Dlatego, że zginie znacznie więcej cywilów. I dlatego, że ta kontynuacja uniemożliwia lub utrudnia wygranie pokoju.
Jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich poetów napisał kiedyś, że „lepiej umierać stojąc, niż żyć na kolanach”. Jako lekarza zawsze oburzała mnie ta fraza, gdyż aż nadto dobrze wiem, że śmierć jest nieodwracalna. Dla mnie dać się niepotrzebnie zabić to jest rodzaj poddania się, rodzaj wyczyszczenia pola przeciwnikowi po to, aby bez przeszkód mógł robić to, z czym akurat walczymy. Jest to dorosła wersja dziecięcego powiedzonka: „na złość mamie utnę sobie palec”. W moim rozumieniu „życie na kolanach” zawsze miało zasadniczą przewagę sprowadzającą się do możliwości powstania z tych kolan w dogodnym momencie.
Czy dobre chęci wystarczą, aby być dobrym patriotą? Dla kogo dobry patriota to jest martwy patriota? Patriotyzm symboli czy patriotyzm codziennej ciężkiej pracy?
Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Autor: Wiesław Wiktor Jędrzejczak
- Odsłon: 2088
Sejm RP przy akompaniamencie dziennikarzy kręci sznur, na którym mają zawisnąć polskie nauki medyczne i biologiczne. I podyndać i podyndać! Jak wiadomo, naukowcy z tych dziedzin to jest klub wzajemnej adoracji oprawców zwierząt doświadczalnych i przykładowo taki psychopata Jędrzejczak tylko myśli o tym, jak najlepiej przeciąć struny głosowe myszy, aby nie piszczała, gdy on jej będzie przeszczepiał szpik. I tego trzeba psychopacie zabronić. I wysłać społeczną policję, aby dopilnowała, aby on gdzieś w zakamarkach, w podziemiu jakiegoś instytutu przypadkiem tego nie zrobił. Zdrowy rdzeń społeczeństwa: posłowie, profesorowie prawa i „obrońcy zwierząt” nie może do tego dopuścić. Dlaczego tak, jak Oni, taki przykładowy Jędrzejczak nie może pójść do sklepu i kupić trutki na myszy, która zapewni im humanitarną śmierć przez powolne wykrwawienie zamiast dokonywać u nich tzw. eutanazji? Dlaczego taki zbliżający się do emerytury profesor medycyny nie może tak, jak każde dziecko pójść do sklepu zoologicznego w najbliższym supermarkecie i kupić sobie pary myszy i dowolnie je sobie męczyć w domowym zaciszu? A zamiast tego musi wymyślać jakieś doświadczenia, pisać jakieś projekty badawcze, wyłudzać od Narodowego Centrum Nauki jakieś publiczne pieniądze na ich realizację? No dlaczego? Dlaczego zmusza nas: zdrowy poselski, ministerialny i dziennikarski trzon społeczeństwa do przeciwdziałania tym praktykom? Nie, nie, jesteśmy w wolnym kraju, musi być wolność działalności badawczej. Nie możemy tego wprost zakazać.
Ale wolność musi być przecież w granicach prawa. No więc zgodnie z prawem, jeśli taki przykładowy Jędrzejczak będzie jednak chciał zrobić doświadczenie na zwierzętach, to będzie musiał uzyskać zgodę specjalnej komisji złożonej z innych naukowców. Ale to by mu koledzy pozwolili. No to nie, w komisji będzie tylko połowa naukowców, a druga połowa naszych ludzi. Ale, jak przekabacą jednego z naszych? To znowu na nic.
A przecież mamy w Polsce taką piękną tradycję liberum veto. Zróbmy tak, że oto zgoda Komisji będzie wymagała dwóch trzecich głosów. Połowy naszych nie przekabacą. A jeśli, mimo to, dostanie zgodę? Niech nasi ludzie, którzy czują jak myszy, myślą jak myszy mają prawo występować w ich imieniu do sądu i skarżyć tych zdegenerowanych Jędrzejczaków. Jak Jędrzejczaki będą biegać po sądach, to nie będą mieli czasu męczyć myszy. Wiesław Wiktor Jędrzejczak