Medycyna (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 389
Terminem choroby X nazwano taką, której na razie nie wywołuje żaden patogen, ale w przyszłości może spowodować globalną epidemię.
Tuż po ogłoszeniu zakończenia stanu zagrożenia Covid, Koalicja na rzecz Innowacji w zakresie gotowości na wypadek epidemii (CEPI) wezwała do wiecznej czujności przed przyszłymi inwazjami wirusów, przewidując, że „przyszłe wybuchy choroby X są nieuniknione”.
Nawiązując do tego oświadczenia w stylu Kasandry, dyrektor generalny WHO, dr Tedros Adhanom Ghebreyesus, na niedawnym 76. Światowym Zgromadzeniu Zdrowiaostrzegł przed czyhającymi patogenami „jeszcze bardziej śmiercionośnymi” niż Covid-19.
Wśród tej ostatniej fali fatalistycznych prognoz warto zadać kilka pytań: Czym jest CEPI i czym jest ta amorficzna „choroba-X”?
Czym jest CEPI?
Reklamując się jako „innowacyjne globalne partnerstwo działające na rzecz przyspieszenia rozwoju szczepionek przeciwko zagrożeniom epidemicznym i pandemicznym”, CEPI opracowała swój pierwotny biznesplan w listopadzie 2016 r., który został formalnie uruchomiony na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos w 2017 roku przez konsorcjum w którego skład wchodziły rządy Norwegii, Japonii i Niemiec, The Wellcome Trust i Gates Foundation.Gates Foundation.
Na początku CEPI nawiązywał do choroby X, zauważając, że Covid-19 był jej pierwszym takim kandydatem:
„Kiedy CEPI powstawało w 2017 roku, sklasyfikowaliśmy chorobę X jako poważne zagrożenie dla globalnego bezpieczeństwa zdrowotnego, na które świat musiał się przygotować. Przed pandemią COVID-19 CEPI zainicjowało program szybkiego reagowania – w tym szczepionki mRNA – przeciwko nowym patogenom. Naszym celem było rozpoczęcie testów bezpieczeństwa szczepionek w ciągu kilku miesięcy od genetycznie zsekwencjonowanego nowego patogenu”.
Rola CEPI polegająca na łączeniu graczy z branży biotechnologicznej, Big Pharma, agencji rządowych oraz uniwersyteckich działów badań i rozwoju jest połączona z koncentracją na globalnych szczepieniach, ponieważ działa „na rzecz przyspieszenia rozwoju szczepionek przeciwko pojawiającym się chorobom zakaźnym” .
Innym z deklarowanych celów CEPI jest „możliwość rozpoczęcia testów bezpieczeństwa w ciągu kilku miesięcy od zsekwencjonowania genetycznego nowego patogenu” przy użyciu innowacyjnych „technologii platformy szczepionek” , abyśmy mogli szybko wytwarzać szczepionki przeciwko wielu różnym typom chorób”.
Te śliskie ambicje wymagają, aby przed wprowadzeniem choroby X potencjalny wróg się zaszczepił.
W lutym 2021 r. starszy kierownik ds. komunikacji i rzecznictwa w CEPI, Tom Mooney, powiedział, że przygotowanie się na następną „chorobę X” będzie wymagać, abyśmy „mogli wyprodukować szczepionki przeciwko chorobie X w ciągu kilku miesięcy zamiast roku lub dłużej, moglibyśmy zrewolucjonizować zdolności świata do reagowania na epidemie i pandemie”.
Aby nie zostać w tyle za siejącą strach modą, Mooney dodał: „Choroba X i inne pojawiające się choroby zakaźne stanowią egzystencjalne zagrożenie dla ludzkości. Ale po raz pierwszy w historii, przy odpowiednim poziomie zaangażowania finansowego i woli politycznej, mogliśmy wiarygodnie dążyć do wyeliminowania ryzyka epidemii i pandemii”.
Do marca 2021 roku CEPI przedstawiła swój ambitny 5-letni program szczepionek na lata 2022-2026, który stał się znany jako CEPI 2.0 , z deklarowanym celem skrócenia przyszłego opracowywania szczepionek do 100 dni:
„CEPI uważa, że aspiracją powinno być 100 dni od czasu scharakteryzowania patogenu do dostępności danych klinicznych w celu podjęcia decyzji o umieszczeniu leku w wykazie zastosowań awaryjnych. Ten „księżycowy” cel koncentruje się na skróceniu terminów poprzez rozwijanie platform szczepionek tak, aby podczas epidemii świat mógł w szczególności skierować zasoby w celu wygenerowania wystarczających danych dotyczących bezpieczeństwa związanych z określonym patogenem, zanim szczepionki będą mogły zostać wdrożone.
Dyrektor generalny CEPI, Richard Hatchett, potwierdził teambicje: „Musimy radykalnie skrócić harmonogram rozwoju, nawet w stosunku do tego, co osiągnięto w zeszłym roku, co samo w sobie było radykalną kompresją wszystkiego, co kiedykolwiek osiągnięto wcześniej”.
Gwiazda CEPI wzrosła, ponieważ stała się siłą napędową dobrze powiązanego i dobrze finansowanego„przyszłościowego” planu mającego na celu przyspieszenie „szybkości nauki” w celu zwalczania przyszłych zagrożeń, takich jak „choroba X”.
Co to jest „choroba X”?
Według listy chorób priorytetowych listy chorób priorytetowych CEPI , choroba X „odzwierciedla wiedzę, że poważna międzynarodowa epidemia może być spowodowana przez patogen, o którym obecnie nie wiadomo, czy powoduje choroby u ludzi”.
W lutym 2018 roku choroba X została dodana do zaktualizowanej listy chorób priorytetowych WHO. Obecnie znajduje się na dole listy, jako jedyna choroba oznaczona gwiazdką, wykorzystując tę samą niejednoznaczną definicję, jaką wymyśliło CEPI, dodając jednocześnie: nieznana „choroba X”.
Już w 2018 roku dyrektor generalny CEPI, Richard Hatchett, szczebiotał o tej efemerycznej przyszłej zarazie stwierdzając: „Może to brzmieć jak science fiction, ale choroba X jest czymś, na co musimy się przygotować”, dodając, że „przygotowanie wymaga inwestycji”.
Powtarzając niesławną gafę byłego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, Pranab Chatterjee, naukowiec z Wydziału Zdrowia Międzynarodowego w Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health, opublikował błyskotliwą prezentację zatytułowaną: „Jedno zdrowie, „Choroba X” i wyzwanie „Nieznane”. „Nieznani„” , a następnie powiedział National Post: „nie jest przesadą stwierdzenie, że istnieje potencjał pojawienia się choroby X tuż za rogiem”.
Jeśli mamy zrozumieć lekcję historii, możemy sobie przypomnieć, że określenie „nieznane niewiadome” odnosiło się do braku dowodów łączących rząd Iraku z dostawami broni masowego rażenia grupom terrorystycznym, ale mimo to została wykorzystana jako fałszywe usprawiedliwienie dla inwazji na Irak.
Mając to na uwadze, możemy również rozważyć, że techniki stosowane do zaszczepienia choroby X w krajobrazie medialnym mają na celu utrwalenie strachu i niepokoju w umysłach opinii publicznej.
Powszechnie wiadomo, że strach i lęk są dwoma najpotężniejszymi składnikami ludzkiej psychiki i są regularnie wykorzystywane jako środek kontroli społecznej. Kroniki historii są pełne przykładów dyktatorów i społeczeństw totalitarnych, które podstępnie manipulują tymi pierwotnymi siłami emocjonalnymi, aby wykorzystywać całe populacje.
Najlepsi gawędziarze rozumieją, że niewidzialne zagrożenie może być bardziej przerażające niż przemoc, ponieważ może trwać dłużej – można je ciągnąć przez długi czas – nawet wieczność – bo jest tym, czego nie widać. Dlatego właśnie utrwalanie niewidzialnego wirusa, który może zaatakować każdego w dowolnym momencie, jest szczególnie skutecznym mechanizmem kontrolnym.
Aby stworzyć tę atmosferę niepojętego przerażenia, CEPI i WHO stworzyli doskonałą chorobę, chorobę „X”, występującą wszędzie i nigdzie, źle zdefiniowany niewidzialny terror, który może uderzyć w dowolnym momencie w dającej się przewidzieć przyszłości – wieczne usprawiedliwiany stanem bezpieczeństwa biologicznego, a także wieczystymi zyskami dla kompleksu przemysłowo-zdrowotnego.
Michael Bryant
*
Michael Bryant jest niezależnym dziennikarzem/aktywistą i badaczem, który obecnie koncentruje się głównie na kwestiach związanych z wolnością zdrowia.
Global Research, 31 maja 2023
Za: https://www.globalresearch.ca/mission-creep-disease-x/5820821
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 7991
O tym, jak się zestarzejemy decydują nasze geny, tryb życia i nasze choroby. Generalnie za osoby starsze uważa się ludzi po 65. roku życia.
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 3083
Z prof. Kazimierzem Roszkowskim-Śliżem, dyrektorem Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie rozmawia Justyna Hofman-Wiśniewska
- Nasze media donoszą o gruźlicy, która powraca - jaka jest prawda?
- Gruźlica w Polsce jest problemem, chociaż trendy są bardzo korzystne. Weszliśmy w tej chwili do grupy krajów, które mają niski poziom zachorowań na gruźlicę. U nas gruźlica ma swoje uwarunkowania historyczne. Obecna sytuacja jest odzwierciedleniem tego, co było w przeszłości z tego powodu, że zakażenie prątkiem gruźlicy nie jest jednoznaczne z zachorowaniem. Prawdopodobieństwo zachorowania na gruźlicę osoby zakażonej wynosi ok. 8% w ciągu całego życia. Praktycznie, bezpośrednio po wojnie 100% populacji było zakażone, na co są dowody. Pierwsze dane odnośnie rejestracji gruźlicy z roku 1955 pokazywały, że zachorowalność wynosiła wówczas w Polsce 290 osób na 100 tysięcy. Podczas, gdy w Niemczech ok. 170, a w Danii 32 na 100 tysięcy.
W Europie Polska była wtedy, podobnie jak Węgry, krajem najbardziej dotkniętym gruźlicą, co wiązało się z bardzo złymi warunkami socjalnymi, higienicznymi, sanitarnymi. Nasza sytuacja była nieporównywalnie gorsza niż sytuacja krajów obecnej starej unii, czy Czechosłowacji.
Zapadalność na gruźlicę w Polsce konsekwentnie spada stosownie do sytuacji demograficznej, niezależnie od wyników leczenia. Gdyby nie było żadnej interwencji medycznej, to zapadalność na gruźlicę i tak by spadała w sposób spontaniczny. Część osób bowiem choruje, u części następuje samowyleczenie, część ma w organizmie prątki, ale nie choruje. Tak było np. w Anglii. Największa zapadalność na gruźlicę była przed pojawieniem się leków przeciwprątkowych i spadła spontanicznie. Taka jest po prostu gruźlica.
Obecna sytuacja w naszym kraju jest gorsza od sytuacji w krajach tzw. starej unii i jest odzwierciedleniem tego, co było w przeszłości. Nadal bowiem żyje to pokolenie, które w większości jest zakażone prątkami gruźlicy. Widzimy to w strukturze zapadalności wiekowej – liczba zachorowań rośnie z wiekiem. Najniżej w tej statystyce są dzieci – w tej grupie wieku na gruźlicę zapada 1 dziecko na 100 tys. osób, czyli 19 razy mniej niż średnia. Roczny spadek zapadalności na gruźlicę u nas wynosi 2,5%, tak samo jak w krajach starej unii. W Polsce mamy naprawdę dobry, sprawny system walki z gruźlicą.
- W swoim czasie były obowiązkowe prześwietlenia płuc?
- Dzisiaj nie mają one najmniejszego znaczenia. Zupełnie czymś innym jest diagnostyka przy użyciu tzw. katastralnych badań radiologicznych przy zapadalności 450 osób na 100 tys., a zupełnie czymś innym przy zapadalności 19 na 100 tys. W tej chwili gruźlicę rozpoznaje się po prostu z objawów.
- No i tu może być problem, gdyż wielu lekarzy w ciągu swojego zawodowego życia ani razu może się nie spotkać z gruźlicą…
- To prawda. Maleje czujność lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Kiedyś lekarze masowo stykali się z chorymi na gruźlicę, więc byli nastawieni na jej rozpoznawanie. Dziś nie, dlatego co roku na konferencjach przypominamy o gruźlicy. I o tym, że choroby układu oddechowego powinny skłaniać lekarzy do myślenia o gruźlicy. Nawet w krajach, w których jest lepsza sytuacja epidemiologiczna, gruźlica stale jest pod szczególnym nadzorem. Wystarczy odrobinę poluźnić nadzór, a gruźlica staje się poważnym problemem. W Polsce szczęśliwie nie mamy problemu z gruźlicą oporną na wiele leków, gdyż zakażenie prątkami nie jest u nas związane z transmisją zakażenia, ale dotyczy osób nie współpracujących z lekarzem. W większości przypadków jest to lekooporność nabyta – chorzy sami przerywają leczenie, nie chcą się poddać leczeniu itp. W ubiegłym roku mieliśmy 38 takich przypadków.
- Polska, jeśli chodzi o epidemiologię gruźlicy, przynajmniej na razie, może się czuć bezpieczna?
- Myśląc kategoriami pozamedycznymi, należy bardzo poważnie wziąć pod uwagę, że czynnikiem zaburzającym nasz spokój będzie czynnik imigracyjny. Jeżeli nasza sytuacja demograficzna i nasze PKB spowoduje, że staniemy się krajem atrakcyjnym dla przybyszy, to nastąpi u nas, podobnie jak w innych krajach, osadnictwo imigrantów. Trzeba o tym myśleć nie tylko w kontekście socjoekonomicznym, ale i epidemiologicznym.
- Najważniejszym jednak problemem jest w tej chwili POChP?
- To prawda. W Polsce ok. 5% populacji choruje na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP) - 20% palaczy i 10% osób niepalących. Bardzo poważnym zagrożeniem jest ekspozycja, nawet w dalekiej przeszłości, na produkty spalania biomasy. Kolejną przyczyną zapadalności na POChP jest starzenie się społeczeństwa. POChP, niezależnie od ekspozycji na czynniki powodujące zapalenie oskrzeli, jest chorobą powstającą w wyniku naturalnego procesu starzenia. I z tego powodu, pomimo skutecznych kampanii antynikotynowych i obserwowanego spadku zachorowań na raka płuc cały czas wzrasta zachorowalność na POChP.
- Jak Pan ocenia aktualną praktykę postępowania z chorymi na POChP w odniesieniu do najnowszych standardów diagnostyki i leczenia tej choroby?
- Uważam, że jeżeli chodzi o leki, to mamy dostęp do dokładnie tych samych leków, co pacjenci na całym świecie. Jeżeli zaś chodzi o standardy diagnostyki i terapii, to może nie jest to tak wyrażone, jak w przypadku gruźlicy w kwestii wczesnej rozpoznawalności, ale…
Czujność lekarzy jest tu również ograniczona z tego powodu, że choroba przebiega podstępnie. Bardzo długo chory nie ma żadnych objawów wskazujących na to, że jest chory. Do zgłoszenia się do lekarza skłaniają chorego objawy zaawansowanego POChP. Najczęściej zauważa u siebie gorszą tolerancję wysiłku w stosunku do rówieśników. Na przykład, wyruszam z kolegami w góry. Jeżeli np. 5 lat temu byłem z nimi na wycieczce w górach i było ok, a w tym roku widzę, że w stosunku do nich mam gorszą kondycję, powinno to wzbudzić mój niepokój. Osoby prowadzące siedzący tryb życia nie zauważą takich zmian. Upośledzenie funkcji układu oddechowego zwróci ich uwagę dopiero wtedy, gdy dokucza im to już w sposób istotny.
- Czy edukacja lekarzy pierwszego kontaktu i specjalistów pulmonologów w zakresie POChP zapewnia realizację standardów światowych w leczeniu polskich pacjentów?
- Bardzo istotną sprawą jest rola lekarzy POZ. Biorąc pod uwagę, że w Polsce choruje 2 mln osób, to jest rzeczą niemożliwą, żeby lekarz POZ nie zetknął się z pacjentem chorym na POChP. Pulmonologów praktykujących w Polsce jest 2400, więc nie jest możliwe, żeby oni kontrolowali cały proces diagnostyki populacyjnej POChP i nadzorowali leczenie. Oni pełnią funkcje konsultacyjne.
Rozpoznanie powinno się odbywać na poziomie lekarza POZ. Bardzo ważny jest wywiad z pacjentem, zwłaszcza w kontekście palenia tytoniu i poradnictwa antynikotynowego, bo to jest najbardziej istotny czynnik sprawczy. W ogóle, niezależnie od problemów z drogami oddechowymi, lekarz powinien zadać pytanie czy Pan/i pali papierosy? Jeżeli pali, to podczas każdej wizyty winien nakłaniać go do rzucenia palenia. Niekoniecznie musi sam mieć wiedzę i praktykę w zakresie leczenia uzależnienia od tytoniu, ale powinien choremu wskazać miejsce, gdzie może on uzyskać pomoc w rzuceniu palenia. Palenie papierosów, jak alkoholizm czy narkomania, jest chorobą. To jest nałóg i proces rzucania palenia wymaga pomocy psychologicznej i farmakologicznej.
Druga sprawa, to wyposażenie gabinetów lekarzy POZ. W każdym powinien być spirometr – podstawowy sprzęt do diagnostyki układu oddechowego.
- Jak w gabinecie nie ma spirometru, to lekarz wie, gdzie takiego pacjenta na badanie skierować.
- Tak, ale u nas jest pewien problem. Na przykład, są niemal regułą opóźnienia diagnostyczne w raku płuc. Dlaczego? Bo mamy kapitacyjny system finansowania POZ, czyli lekarz POZ otrzymuje finansowanie z NFZ na każdego pacjenta, którym się potencjalnie opiekuje. Z punktu widzenia ekonomii najlepiej więc mieć pod swoją opieką zdrową populację. Każdy chory pacjent wiąże się z wykonaniem diagnostyki i leczeniem. Nierzadko od pierwszych objawów choroby nowotworowej do rozpoczęcia diagnostyki mija bardzo dużo czasu. Lekarz długo zwleka z wykonaniem badania radiologicznego. Bardzo rzadko spotyka się sytuację, gdy zapalenie płuc stwierdzone w placówce POZ wiąże się z wykonaniem badania radiologicznego. Większość zapaleń się cofa w wyniku podjętego leczenia, ale jeżeli zdarzy się atypowe zapalenie płuc i nie zostanie wykonane badanie radiologiczne, to nie znamy historii radiologicznej choroby i szybkie skuteczne leczenie jest utrudnione. W końcu po nieskutecznym leczeniu antybiotykowym chory zostaje skierowany do szpitala.
Skierowanie do szpitala nie generuje kosztów z kieszeni lekarza POZ, natomiast badanie radiologiczne tak. Powinno być tak, jak w wielu krajach: część opłaty kapitacyjnej musi być obowiązkowo wykorzystana na diagnostykę. Jeżeli tak się nie dzieje, nie ma diagnostycznej części kontraktu. W Polsce lekarz POZ stara się przenieść koszty na kogoś innego, co zwiększa liczbę hospitalizacji. Lekarza POZ to nie interesuje, ale dla całego systemu jest to bardzo istotne. Był taki moment, że lekarze poz bezpłatnie kierowali na badania tomografii komputerowej. Robiono to masowo. Chory miał podejrzenie zapalenia płuc, lekarz POZ mógł skierować chorego na rentgen, ale za to by zapłacił, a na tomografię mógł go skierować bezpłatnie. Wpisywał podejrzenie zatorowości płucnej i tomografię wykonywano. Z tego się wycofano, ale ileś kosztownych badań wykonano niepotrzebnie. To, że pacjent i lekarz POZ za te badania nie zapłacili przecież nie oznacza, że one nic nie kosztowały!
- A jeśli chodzi o standardy leczenia POChP?
- W stosunku do standardów funkcjonujących np. w USA, w Polsce używamy znacznie częściej długo działających leków beta 2 - mimetycznych. To wynika z pewnych aspektów edukacyjnych i z pewnej formy promowania tych leków. Firmy farmaceutyczne „wmawiają” lekarzom pewien standard postępowania terapeutycznego, który nie do końca jest standardowy. Trzeba pamiętać, że tego rodzaju leki stosowane długoterminowo prowadzą również do powikłań krążeniowych, które i tak w POChP występują, jako wynik spontanicznie postępującej choroby. Stąd korzystnym zjawiskiem jest kontrola ordynacji lekarskiej w nowej ustawie refundacyjnej. Ordynując określony lek, musimy mieć dowód na to, że podajemy go zgodnie ze wskazaniami - tylko wtedy jest sens podawania leków beta 2- mimetycznych, gdy pacjent miał wykonaną spirometrię i próbę odwracalności, która wskazuje na korzystne działanie leku.
Kontrola ordynacji lekarskiej funkcjonuje wszędzie na świecie. Oczywiście, powinna być racjonalna i ona się u nas powoli się racjonalizuje.
Wracając do standardów. Kiedy konieczne staje się wspomaganie oddechu pacjenta, można wprowadzić tzw. nieinwazyjną wentylację mechaniczną (NWM), czyli respirator pompujący powietrze poprzez maskę założoną na usta i nos chorego. Wczesne zastosowanie NWM daje szansę na zmniejszenie śmiertelności, uniknięcie intubacji, zmniejszenie ryzyka niepowodzenia leczenia i skrócenie czasu hospitalizacji. Istotną rolę odgrywa możliwość stosowania NWM w oddziałach szpitalnych w okresie zaostrzeń POChP. Niestety, ta procedura nie jest obecnie finansowana przez NFZ, a Polska wciąż rażąco odbiega od pozostałych krajów UE w stosowaniu tej nowoczesnej nieinwazyjnej i ratującej życie chorych metody leczenia.
- Dziękuję za rozmowę.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP) cierpi około 600 mln ludzi. W Polsce z jej powodu co roku umiera ok. 15 tys. chorych. Według najnowszych danych w Polsce papierosy pali prawie jedna trzecia dorosłych Polaków: 34 procent mężczyzn i 25 procent kobiet.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 9322
Szumy uszne to dźwięki słyszane w jednym, obojgu uszach lub w głowie, a czasami w uszach i głowie jednocześnie, opisywane przez pacjentów jako piski, dzwonienie, pukanie, dudnienie, gwizdy, szelesty.
Są one słyszane tylko przez pacjenta.
W rzadkich przypadkach lekarze mogą je usłyszeć przykładając ucho lub słuchawkę stetoskopu do głowy pacjenta, lub zarejestrować za pomocą mikrofonu.
Prawie każdy doświadcza okresowego „dzwonienia” w uszach. Diagnozować należy natomiast szumy trwające dłużej niż 5 minut i pojawiające się częściej niż raz w tygodniu.
Reakcje osób doświadczających szumów usznych są bardzo różne. Jednym uniemożliwiają prowadzenie normalnego życia, natomiast innym przeszkadzają jedynie w niewielkim stopniu i tylko w niektórych sytuacjach, np. podczas zasypiania, odpoczynku w ciągu dnia czy pracy w ciszy. Nie ma żadnej zależności pomiędzy głośnością czy wysokością dźwięku szumów a stopniem ich dokuczliwości. Dla jednej osoby ciche szumy uszne mogą być bardzo uciążliwe, dla innej głośne szumy nie będą żadnym problemem.
Częstość występowania szumów usznych wzrasta wraz z wiekiem – średnio co 20. młoda osoba i co trzecia (wg niektórych źródeł co piąta) osoba w wieku senioralnym ma problemy z szumami usznymi. Z badań przeprowadzonych w Polsce przez Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu w latach 1999–2000 wynika, że szumów usznych doświadcza około 20% Polaków powyżej 18. roku życia.
Badania zostały przeprowadzone w trzech wybranych obszarach naszego kraju: na Mazowszu, Podlasiu i Śląsku z udziałem 12 tysięcy osób. Szumy uszne trwające powyżej 5 minut zgłosiło 20,1% badanych. Wśród osób do 25. roku życia szumy uszne występowały u 9,7% badanych, natomiast w grupie powyżej 75. roku życia stwierdzono je aż u 52,8% osób.
Liczba osób z tym problemem będzie wzrastać, gdyż społeczeństwo się starzeje. W 2016 roku w Poradni Audiologicznej Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu zgłaszający szumu uszne stanowili około 20% wszystkich pacjentów. Leczenie szumów usznych będzie więc wyzwaniem dla systemu opieki zdrowotnej.
Przyczyny szumów usznych
Istnieje wiele hipotez na temat mechanizmów powstawania szumów usznych, ale żadna nie została do końca udowodniona. Najczęściej uważa się, że szumy są wynikiem niewielkich, ale nieodwracalnych zmian w uchu wewnętrznym, polegających na uszkodzeniu komórek słuchowych zewnętrznych znajdujących się w ślimaku.
Źródła szumów upatruje się także w synchronicznej, nadmiernej aktywności neuronów w korze słuchowej, która spowodowana jest gwałtownym brakiem dopływu informacji z nieprawidłowo funkcjonującej obwodowej części układu słuchowego.
Najnowsze teorie zakładają też, że w powstawaniu szumów usznych kluczowe znaczenie mają funkcjonalne połączenia kory słuchowej z innymi ośrodkami i strukturami mózgu, związanymi z procesami poznawczymi czy odpowiedzialnymi za emocje (np. układem limbicznym czy autonomicznym układem nerwowym).
Nieprawidłowe (zbyt silne lub zbyt słabe) połączenia kory słuchowej z tymi ośrodkami powodują, że na odczuwane szumy uszne zwracana jest nadmierna uwaga, ślady pamięciowe o szumie są w permanentny sposób odtwarzane, szumy stają się uciążliwe i są źródłem stresu oraz trudniej się do nich przyzwyczaić. Stopień pobudzenia układu limbicznego i autonomicznego układu nerwowego – części mózgu związanych ze stresem i emocjami decyduje o uciążliwości szumów.
Do czynników przyczyniających się do powstawania i nasilania szumów usznych należą także: hałas i stres, zaburzenia drożności nosa i nosogardła, leki ototoksyczne, urazy głowy i szyi, nadciśnienie, zmiany w kręgosłupie szyjnym, zmiany w stawie skroniowo-żuchwowym, nowotwory, choroby zakaźne i ogólnoustrojowe, takie jak borelioza, hipercholesterolemia, miażdżyca, zaburzenia rytmu serca czy cukrzyca.
Leczenie szumów usznych
Nie istnieje jeden skuteczny sposób terapii szumów usznych. Metoda leczenia zależy od przyczyny i miejsca generacji szumów. Szumy uszne mogą bowiem powstawać na każdym poziomie drogi słuchowej, począwszy od przewodu słuchowego zewnętrznego, kończąc na korze słuchowej. Inaczej leczy się szumy spowodowane nieżytem trąbki słuchowej, inaczej te, które występują w przebiegu otosklerozy, a jeszcze inaczej wywołane wieloletnią pracą w hałasie.
Farmakoterapia. W praktyce klinicznej dostępnych jest przynajmniej kilkadziesiąt preparatów, które powinny w założeniu poprawić lub przywrócić prawidłowe funkcjonowanie ucha (np.zwiększyć ukrwienie w obrębie ślimaka ucha wewnętrznego, wyeliminować stan zapalny ucha, dysfunkcje trąbek słuchowych), a w konsekwencji usprawnić funkcjonowanie ośrodków nerwowych związanych z przetwarzaniem słuchowym. Ta forma terapii przynosi efekty jedynie wtedy, gdy przyczyną szumów są dysfunkcje tych struktur. W większości przypadków leki nie powodują wyraźnej poprawy lub dają jedynie krótkotrwałe korzystne efekty.
Metody operacyjne mogą przyczynić się do ustąpienia szumów spowodowanych schorzeniami ucha środkowego, patologiami układu naczyniowego lub naczyniowo-nerwowego, nieprawidłowości w obrębie stawu skroniowo-żuchwowego.
Terapia tlenowa w komorze hiperbarycznej to metoda stosowana z dużym powodzeniem zwłaszcza w sytuacji, kiedy dochodzi do nagłej utraty słuchu, zwykle w jednym uchu, często z towarzyszącymi szumami usznymi. Zabieg zwiększa ciśnienie tlenu w uchu wewnętrznym, co skutkuje poprawą zaopatrzenia komórek słuchowych w tlen i optymalizacją warunków funkcjonowania struktur ucha wewnętrznego.
Aparaty słuchowe, implanty ślimakowe. U części pacjentów po założeniu aparatu słuchowego do ucha, w którym występują też szumy uszne, czy wszczepieniu implantu ucha środkowego lub implantu ślimakowego dochodzi do redukcji, albo nawet do eliminacji odczuwanych szumów usznych. Obecnie są to jedne z bardziej skutecznych metod stosowanych w terapii szumów usznych w sytuacjach, gdy szumom usznym towarzyszy niedosłuch.
Laseroterapia stosowana jest najczęściej jednocześnie z innymi metodami terapii szumów usznych. Polega na stymulacji ucha specjalną wiązką światła, która dociera do ucha wewnętrznego, poprawiając jego ukrwienie. Dobre rezultaty daje tylko wtedy, gdy szumy spowodowane zostały zaburzeniami w uchu środkowym, np. zapaleniem ucha czy też dysfunkcją trąbki słuchowej.
Tinnitus Retraining Therapy (TRT). Metoda łącząca terapię psychologiczną i stymulację akustyczną. Pacjent odbywa regularne konsultacje lekarskie i psychologiczne, których celem jest zmniejszenie negatywnych reakcji emocjonalnych na odczuwane szumy uszne. Równocześnie przez kilka godzin dziennie nosi specjalne generatory szumu szerokopasmowego lub stosuje aparaty słuchowe. Działania te mają na celu doprowadzić do habituacji szumów usznych, w wyniku której pacjent z czasem zwraca na nie coraz mniejszą uwagę.
Acoustic Coordinated Reset Neuromodulation (ACRN). Eksperymentalna metoda terapii szumów usznych wykorzystująca stymulację akustyczną. Za pomocą słuchawek wewnątrzusznych podłączonych do specjalnego urządzenia pacjentowi dostarczane są ściśle określone sekwencje niegłośnych tonów. Ich wysokość i kolejność odtwarzania są dopasowywane indywidualnie dla każdej osoby i wyznaczane w zależności od częstotliwości odczuwanych szumów usznych. Podawane w powtarzalny sposób i zgodnie z przygotowanym wcześniej wzorcem dźwięki docierają do prawidłowo funkcjonujących rejonów kory słuchowej wrażliwych na różne bodźce akustyczne i w różnym czasie pobudzają znajdujące się tam neurony. W sztuczny sposób wymusza to ich specyficzną aktywność.
Komórki te oddziałują następnie na neurony znajdujące się w sąsiadujących rejonach kory słuchowej, w których ma miejsce nieprawidłowa synchroniczna aktywność neuronalna związana z odczuwanymi szumami usznymi. Aktywność ta jest więc w systematyczny sposób „rozbijana” poprzez stymulację, co w efekcie redukuje lub eliminuje odczuwane szumy.
Czas trwania terapii metodą ACRN trwa około 12 tygodni i polega na treningu słuchowym za pomocą odpowiednio przygotowanych tonów od 4 do 6 godzin dziennie. Wstępne badania kliniczne wykazały korzystne efekty już po 4 tygodniach stosowania metody.
Psychoterapia poznawczo-behawioralna. Odczuwanie szumów usznych często powoduje pogorszenie koncentracji uwagi, lęk, stres, zmęczenie, bezsenność, obniżenie nastroju, a w skrajnych przypadkach depresję. Dąży się do zmiany sposobu myślenia i zastąpienia niepożądanych zachowań, które przeszkadzają w procesie adaptacji do szumów usznych.
Techniki relaksacyjne, np. masaż, joga, progresywny trening relaksacyjny Jacobsona mają na celu obniżenie poziomu stresu, który powoduje wiele objawów somatycznych, takich jak: zaciskanie szczęk, zgrzytanie zębami, nadmierne napięcie mięśni, zwłaszcza w odcinku szyjnym kręgosłupa, co ma istotny wpływ na poziom odczuwanych szumów.
Mindfulness. Metoda oparta na medytacji. Celem treningów mindfulness jest rozwinięcie świadomości własnego ciała oraz wszelkich treści, które przechodzą do świadomości i przyjęcie ich takimi, jakie są. W terapii szumów usznych osoba, która praktykuje tę technikę, w ten sam sposób uczy się traktować także doświadczane przez siebie szumy.
Akupunktura. Zakłada się, że nakłuwanie specyficznych punktów ciała wywołuje potencjał elektryczny w nerwach obwodowych, który, wędrując do mózgu, przywraca balans czynnościowy w ośrodkach słuchowych mózgu. W niektórych przypadkach akupunktura może powodować obniżenie głośności szumów usznych.
Neurofeedback. wykorzystuje się coraz częściej w leczeniu pacjentów z szumami usznymi, u których stwierdza się zmienioną czynność bioelektryczną mózgu. Dzięki metodzie neurofeedback nieprawidłowa aktywność bioelekryczna mózgu ulega normalizacji, zarówno w ośrodkach i strukturach odpowiedzialnych za generowanie szumów, jak i odpowiedzialnych za procesy poznawcze i emocje.
Przezczaszkowa stymulacja prądem stałym oraz przezczaszkowa powtarzana stymulacja magnetyczna. Stymulacja mózgu za pomocą specjalnych elektrod umieszczanych na głowie pacjenta, przez które przesyłany jest prąd elektryczny o niewielkim natężeniu, albo za pomocą specjalnej cewki przystawianej w pobliżu głowy, która generuje zmiany pola magnetycznego wpływające na ośrodki odpowiedzialne za powstawanie szumów. Korzystne efekty terapii obserwuje się u około 30% pacjentów.
Stymulacja przezskórna gałązki usznej nerwu błędnego. Nowa metoda terapii, podczas której do ucha pacjenta wkłada się końcówkę stymulatora. Wytwarzane przez to urządzenie impulsy przez gałązkę uszną nerwu błędnego są doprowadzane do pnia mózgu, a następnie do kory mózgowej. Kilkutygodniowa stymulacja nerwu błędnego może zmniejszyć szumy uszne albo nawet je zlikwidować.
Bezpośrednia stymulacja nerwu błędnego. Założenia metody są identyczne jak w przypadku przezskórnej stymulacji. Różnica polega na bezpośrednim drażnieniu gałęzi nerwu błędnego, poprzez dojście operacyjne. Terapia opiera się na jednoczesnej stymulacji nerwu błędnego oraz stymulacji obuusznej dźwiękiem. Pacjent odbywa sesje terapeutyczne w domu, stymulując nerw błędny z zewnętrznego urządzenia oraz słuchając odpowiednio przygotowanych dźwięków. Po 2 miesiącach codziennej terapii zaobserwowano zmniejszenie natężenia szumów u około 60% badanych.
Od Redakcji: Szumom usznym poświęcona była duża międzynarodowa konferencja naukowa, XXV International Evoked Response Audiometry Study Group (IERASG) Biennial Symposium, jaką zorganizował w Warszawie w dniach 21-24.05.17. Instytut Fizjologii i Patologii Słuchu.