Informacje (el)
- Autor: Barbara Janiszewska
- Odsłon: 2195
W dyskusję doskonale wpisuje się cykl debat, organizowanych przez Krytykę Polityczną, wydawcę książki „Polski węgiel”, w której o wizji Polski bez węgla, lecz z miejscami pracy; o koniecznym skoku cywilizacyjnym i powstrzymaniu apokalipsy, o tym jak wygląda życie z węglem i po nim – piszą Edwin Bendyk, Urszula Papajak, Marcin Popkiewicz, Michał Sutowski.
Pierwsza debata: „Co zyska Polska na wygaszaniu kopalń?” odbyła się 17 lutego br. w Warszawie. O przyszłości górnictwa i energetyki, o wyborze konkretnego scenariusza rozwoju i zmiany, czyli o modelu uwzględniającym warunki ekonomiczne, środowiskowe i technologiczne, a także kontekst społeczny dyskutowali dr Michał Wilczyński oraz Edwin Bendyk i Urszula Papajak. Dr Wilczyński przypomniał, że „w wolność” wchodziliśmy z 400 tysiącami górników i 70 pojedynczymi kopalniami. A obecnie? „Węgiel stał się wrogiem publicznym numer 1. Jako składnik nośników energii: węgla kamiennego, brunatnego, gazu, ropy naftowej , umożliwia rozwój nowoczesnej cywilizacji. Jednocześnie jako składnik gazów cieplarnianych staje się dla tej cywilizacji coraz większym zagrożeniem” - napisał Bendyk w pierwszym rozdziale książki „Świat bez węgla”. Podczas debaty przypomniał, że nawet RPA i Chiny nie są tak uzależnione od węgla, jak Polska. Surowcem dla 84 proc. wytwarzanej u nas energii elektrycznej jest węgiel. Jest on coraz gorszej jakości i lawinowo rośnie koszt wydobycia jednej jego tony. Obecnie nie ma zbytu na 12 mln ton węgla energetycznego, który zalega na hałdach.
Ekspert przypomniał opracowanie geologów z roku 2011, w którym wyraźnie stwierdzono, że nasze zasoby eksploatacyjne stanowią niewielką część zasobów geologicznych, a stosowana obecnie technologia wydobycia i spadające na świecie ceny węgla spowodują gwałtowny wzrost jego importu. „Jesteśmy częścią globalnego rynku, dlatego przegrywamy z konkurencją węgla tańszego i lepszej jakości (nawet rosyjskiego)”.
Przypomniano opinie uznanych postaci „znających od podszewki problem górnictwa w Polsce”. Dr Janusz Steinhoff uważa, „że „bal na Titanicu trwa”, a były wiceminister gospodarki, Jerzy Markowski, że jest „świadkiem tańca szaleńców – kiedy brakuje pieniędzy na pensje, kłócimy się o czternastki”.
W ten sposób z debaty techniczno-geologicznej o zasobach rozpoczęła się rozmowa o polityce. I znowu przytaczano przykłady transformacji energetycznej w krajach bogatszych od nas. W Danii czas transformacji – czyli odejście od węgla - miał powszechne poparcie społeczne. W Niemczech polityka energetyczna jest „ponad podziałami”. Nikt nie kwestionuje konieczności wydatków na zmianę modelu gospodarki energetycznej, w tym na odnawialne źródła energii.
Mówiono również o działaniach podejmowanych w różnych gałęziach gospodarki, których celem jest zmniejszenie zużycia potrzebnej energii. Np. w koncernie Saint Gobain zmieniono technologię produkcji szkła tak, że koszt potrzebnej energii spadł o 80 proc. A w Polsce? Ciągle powraca problem układu sił i interesów z czasów PRL, który nadal łączy przemysł wydobywczy, energetykę oraz wszystkie gałęzie przemysłu oparte na węglu. Znowu warto przywołać tekst Bendyka z książki. „Rzeczywisty brak długofalowej polityki w dziedzinie energii, a także brak polityki surowcowej prowadzi do ciągłego meandrowania pod dyktando bieżącej sytuacji politycznej. Jedynym pewnikiem jest strach przed zdolnością mobilizacyjną górników”. Nic dodać, nic ująć.
Przybliżając się do pytania, czy Polska zyska na wygaszaniu kopalń trzeba zgodzić się z tym, że nierentowne kopalnie muszą zostać zamknięte, niezależnie od strajków i palonych opon, bo takie są realia ekonomiczne. Zgodnie z prognozami, w roku 2030 w Polsce będzie czynnych około 12 kopalń węgla kamiennego, których zdolność wydobywcza nie przekroczy 47 mln ton. A sytuacja nadpodaży węgla może tę produkcję ograniczyć do 30 mln – tak uważa dr Wilczyński. Świat bez węgla, Polska bez węgla – autorzy dowodzą, że jest to nie tylko nieuniknione, ale możliwe. Trzeba tylko rzeczywiście opracować doktrynę energetyczną, akceptowaną przez społeczeństwo. I nie zapominać, że węgiel to nie tylko kopalnie, to także ocieplenie klimatu, zatrute powietrze, coraz dotkliwszy brak wód gruntowych. Barbara Janiszewska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1794
… czyli o wodzie nie tylko na wsi
Fundacja na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa (fdpa) zorganizowała 28.02.17 w Warszawie konferencję pt. „Ochrona i kształtowanie zasobów wodnych na terenach wiejskich”.
Wśród jej uczestników – poza przedstawicielami administracji rządowej - obecni byli przedstawiciele samorządów, dyrekcji dwóch parków narodowych (poleskiego i roztoczańskiego) oraz nadzwyczaj liczna grupa naukowców.
Prof. Maciej Zalewski z Wydzialu Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego przedstawił zasoby wód powierzchniowych i podziemnych oraz ich znaczenie dla gospodarki i środowiska przyrodniczego Polski. Niestety, rozpoznana sytuacja w tym względzie wiele lat temu nie zmienia się – Polska ma najniższe w Europie zasoby wody w przeliczeniu na jednego mieszkańca – tylko 1700 m3/rok, co czyni z nas Egipt Europy.
Wody powierzchniowe stanowią zaledwie 2,7% powierzchni kraju, a są one podstawowym źródłem zaopatrzenia w wodę na cele gospodarcze i dla zaspokojenia potrzeb ludności. Deficyt wody wynika z przyczyn naturalnych (małe opady, susze, niskie odpływy ze środkowej Polski i niekorzystne warunki geologiczne na południu kraju) oraz antropogenicznych (wysoki pobór wód podziemnych w stosunku do ich zasobów, odwadnianie wyrobisk górniczych, zaopatrzenie ludności dużych miast w wodę wodociągową).
Według danych Państwowego Monitoringu Środowiska na lata 2013-2015 ok. 61% wód jeziornych ma wodę złej jakości, a 20% punktów pomiaru wód podziemnych wskazywało na słabą jakość także wód podziemnych (zwłaszcza czwartorzędowych w dolinach głównych rzek), dzięki którym mamy jeszcze wodę do picia.
Jeśli do tego dodać zmiany klimatu, długie okresy suszy i powodzie, to niezbędne staje się lepsze gospodarowanie wodą, w tym recykling tzw. wody szarej (z mycia, prania), czy oczyszczanie wód we wszystkich ciekach. Takie działania podjęła grupa badawcza prof. Zalewskiego i w Lesie Łagiewnickim w Łodzi stworzyła system integrujący rozwiązania hydrotechniczne i biotechnologiczne, aby oczyścić dopływy górnej Bzury.
„Woda nie jest produktem handlowym, takim jak każdy inny, ale raczej dziedziczonym dobrem, które musi być chronione” – przypomniała zapis Ramowej Dyrektywy Wodnej dr Magdalena Gajewska z Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska Politechniki Gdańskiej. I cytując norweską polityczkę Gro Harlem Brundtland przypomniała, że zrównoważony rozwój to taki, który zaspokaja potrzeby obecne, nie zagrażając możliwościom zaspokojenia potrzeb przyszłych pokoleń.
Zrównoważony rozwój opiera się bowiem na dwóch podstawowych pojęciach: potrzeb – w szczególności tych najbiedniejszych na świecie, którym należy dać najwyższy priorytet oraz ograniczeń – narzuconych zdolności środowiska do zaspokojenia potrzeb obecnych i przyszłych przez stan techniki i organizacji społecznej.
W swoim wystąpieniu dr Gajewska, przedstawiając zobowiązania międzynarodowe i krajowe dotyczące ochrony wód, zwróciła uwagę na niespójność, a nawet sprzeczność prawa unijnego w obszarze rolnictwa i wody. W jej wystąpieniu także nie zabrakło przykładów rozwiązań dotyczących poprawy jakości wód, jakie stosuje się na świecie – zwłaszcza nieskomplikowanych systemów hydrofitowych, które w Polsce po niezbyt udanych eksperymentach w latach 90. (oczyszczalnie z zastosowaniem podłoża z wierzby) zostały zarzucone.
O innowacyjnych technologiach i rozwiązaniach systemowych ochrony zasobów i jakości wód powierzchniowych mówili z kolei dr Waldemar Siuda i prof. Ryszard J. Chróst – obaj z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zwracali uwagę na coraz większe skażenie wód antybiotykami i kosmetykami, substancjami ropopochodnymi, różnego rodzaju ściekami (w tym – z nieszczelnych szamb), pyłami z palenisk. Skutkami tego jest nie tylko wzrost mętności wody i odory, ale i masowe pojawianie się toksycznych sinic (cyjanobakterii) i utrata bioróżnorodności. Pokazywali – na przykładzie Jeziora Wieliszewskiego - jak można z tym skutecznie walczyć. Jednakże zwracali też uwagę, że każdy zbiornik wodny jest inny i nie ma – i być nie może – jednego, uniwersalnego sposobu na jego oczyszczenie. Ponadto, ochrona zbiorników przed eutrofizacją musi być połączona z ochroną całej ich zlewni, inaczej działania ochronne nic nie dają.
Na temat innowacyjnych technologii stosowanych w gospodarce wodno-ściekowej wypowiadał się także dr Krzysztof Jóźwiakowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, wskazując na racjonalność stosowania przydomowych oczyszczalni ścieków w terenach słabo zurbanizowanych (w Polsce na obszarze 26% wsi występuje zabudowa rozproszona), gdzie budowa kanalizacji i dużych oczyszczalni jest nieopłacalna. Dotyczyłoby to wybudowania ok. 1 mln przydomowych oczyszczalni dla ok. 4 mln mieszkańców.
Zarówno dr Jóźwiakowski jak i dr Gajewska przekonywali do stosowania technologii hydrofitowej, obecnie znacznie ulepszonej i bardzo dobrze sprawdzającej się nie tylko w polskich warunkach. Potwierdzali to dyrektorzy Poleskiego Parku Narodowego – Jarosław Szymański i Roztoczańskiego Parku Narodowego – Tadeusz Grabowski, którzy zaprosili naukowców do zastosowania takiej technologii na terenach parkowych. Mimo pewnego sceptycyzmu władz obu parków – rozwiązania te znakomicie się sprawdzają i stały się atrakcją turystyczną (jedna z takich oczyszczalni ma kształt żółwia (PPN), a druga – choinki (RPN) oraz edukacyjną.
Oczywiście, problemów z jakością wody i gospodarką wodno-ściekową mogłoby być mniej, gdybyśmy umieli prowadzić racjonalną gospodarkę przestrzenną – podkreślał dr Jacek Pijanowski z Wydziału Inżynierii Środowiska i Geodezji Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Brak planów zabudowy, uleganie władz samorządowych interesom grupowym powoduje, że rozlewają się w przestrzeni nie tylko miasta, ale i wsie, i osiedla. Pewnym remedium na to mogłoby być uchwalanie – przed planowaniem zabudowy – długości i przebiegu sieci wodno-kanalizacyjnej. Mogłaby ona stać się instrumentem dyscyplinującym inwestorów, a jednocześnie ważnym społecznie, gdyż w ten sposób koszty rozbudowywanej infrastruktury ponosiliby tylko inwestorzy, a nie wszyscy mieszkańcy danej miejscowości, jak to jest teraz.
Dyskusje, jakie toczyły się podczas i po konferencji dotykały wielu problemów nawet tu nie wspomnianych, a niezwykle ciekawych. Konferencja pokazała bowiem, iż spotkania naukowców z przedstawicielami władz, zwłaszcza samorządowych, są niezwykle konstruktywne dla obu stron. Niestety, jest ich ciągle za mało.
Anna Leszkowska
Więcej o konferencji - http://www.fdpa.org.pl/
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3627
>
>
>
>Polskie Lobby Przemysłowe zamieściło na swojej stronie internetowej http://www.plp.info.pl/ stanowisko w sprawie podjęcia działań na rzecz ochrony oraz rozwoju przemysłu polskiego w kontekście redukcji w fabryce Fiata w Tychach. Znalazł się w nim interesujący fragment pokazujący upadek polskiej gospodarki w ostatnich 23 latach. Poniżej przedstawiamy te dane.
>
>/.../ polityka gospodarcza państwa, w tym polityka przemysłowa, powinna wykorzystywać pozytywy wolnego przepływu kapitału w procesach globalizacji i równocześnie aktywnie neutralizować negatywy tego przepływu, szkodzące suwerenności oraz równowadze gospodarczej kraju. Tak rozumiana polityka gospodarcza państwa, regulująca procesy globalizacji, w Polsce nie istnieje, a powinna być podjęta, ponieważ jej brak jest podstawową przyczyną postępującego w Polsce regresu gospodarczego. O istnieniu tego regresu świadczą prezentowane dalej dane o rozwoju Polski w latach 1990-2011.
>
Zaludnienie Polski zwiększyło się w latach 1990-2011 nieznacznie z 38,2 mln mieszkańców do 38,5 mln mieszkańców. Natomiast liczba pracujących zmalała z 16,474 mln w 1990 r. do 14,376 mln w 2011 r.Liczba pracujących w przemyśle zmniejszyła się w tym okresie z 4620 tys. w 1990 r. do 2458 tys. osób w listopadzie 2012 r.
Podobnie liczba pracujących w budownictwie zmniejszyła się z 1243 tys. do 467 tys. osób w listopadzie 2012 roku, pracujących w badaniach i rozwoju (B+R) z 96 tys. osób w 1990 r. spadła do 85 tys. osób w końcu 2011 r.
W konsekwencji współczynnik pracujących (udział pracujących w wieku 15 lat i wyżej) zmniejszył się z 57,5% w roku 1990 do 43,9% w końcu 2011 r.
Zmniejszeniu liczby pracujących towarzyszyła emigracja zarobkowa oraz wzrost bezrobocia. Szacuje się, że w poszukiwaniu pracy wyemigrowało z Polski ok. 2 mln osób; liczba zarejestrowanych bezrobotnych wzrosła zaś z 1126 tys. bezrobotnych w 1990 r. do 2058 tys. bezrobotnych w listopadzie 2012 roku, a stopa bezrobocia wzrosła z 6,3% w 1990 r. do 12,9% w końcu 2011 r.
Natomiast po 1990 r. zaczęło narastać ujemne saldo w tworzeniu dochodu narodowego. Wyniosło ono w 2011 r. 63,4 mld zł, czyli o taką kwotę były wyższe transfery dochodów odprowadzanych za granicę od transferów dochodów odprowadzanych do Polski z zagranicy. Przyczyną tego jest wzrost dochodów od własności zagranicznej w Polsce oraz transferowanie ich za granicę.
Kapitał zagraniczny w Polsce dysponował w 2009 r. własnością ok. 64% kapitału podstawowego w bankach, 49,6% kapitału podstawowego w przemyśle przetwórczym, w 51,1% w handlu i naprawach, w 36,4% w informacji i komunikacji oraz w 7,8% w budownictwie. Główny Urząd Statystyczny zaprzestał publikowania danych w tym zakresie w Roczniku Statystycznym RP GUS dla lat 2011 i 2012. Z danych Rocznika Statystycznego GUS za rok 2012 wynika jedynie, że ok. 1/3 środków trwałych brutto w sektorze prywatnym gospodarki narodowej (budynków, budowli, maszyn i urządzeń oraz innych przedmiotów długotrwałego użytkowania o wartości wyższej niż ustalane okresowo graniczne ich wielkości) stanowi w Polsce własność kapitału zagranicznego.
>
>Przytoczone powyżej dane wskazują na regres mający miejsce w gospodarce polskiej, a także i na udział w tym regresie dominującej w niej pozycji kapitału zagranicznego. Wskazują też, że regres ten jest powiązany z brakiem w Polsce polityki gospodarczej państwa koordynującej i ukierunkowującej rozwój społeczno-gospodarczy Polski w oparciu o wieloletnie programowanie gospodarcze.
Trzeba w tym miejscu podkreślić, że programowanie takie prowadzi Unia Europejska. Gospodarka rynkowa wymaga bowiem polityki gospodarczej państwa koordynującej i wspomagającej ją oraz ukierunkowującej jej rozwój. Takie właśnie funkcje przypisuje polityce gospodarczej państwa tzw. „Grupa Lizbońska” w raporcie nazwanym „Granice Konkurencji”.
>
Pełna wersja stanowiska -
- Autor: lb
- Odsłon: 4842