Informacje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 894
Pozytywnie oceniamy naukowców, a krytycznie rządzących. Zaufanie do rządów poszczególnych państw, Komisji Europejskiej, mediów i naukowców to kluczowe elementy raportu z badania opracowanego w ramach międzynarodowego projektu PERITIA. Polska Akademia Nauk jest jednym z partnerów projektu.
Postawy społeczne wobec rządu i innych instytucji – to temat badania analizującego rolę nauki w podejmowaniu decyzji politycznych. W ramach projektu PERITIA, który dotyczy badania zaufania publicznego i wiedzy eksperckiej, analizowane były także warunki, w których obywatele mogą polegać na opiniach ekspertów kształtujących politykę publiczną.
Badanie ankietowe przeprowadził Policy Institute z King’s College w Londynie w styczniu 2022 roku wśród 12 tys. obywateli z sześciu europejskich krajów: Wielkiej Brytanii, Irlandii, Polski, Niemiec, Norwegii i Włoch. Jak na tle innych państw wypada Polska?
Zaufanie i uczciwość
Polacy postrzegają swój rząd znacznie bardziej negatywnie niż inne narody. Aż połowa ankietowanych osób w Polsce uważa, że ich rząd ignoruje zasady i procedury. To drugi wynik po Wielkiej Brytanii, gdzie takie zdanie wyraża 62% osób. Dla kontrastu, jedynie 35% osób w Niemczech i 34% w Norwegii twierdzi, że ich rząd lekceważy przepisy. Średnia dla badanych krajów wyniosła 44%.
W Polsce:
• Ponad 70% ankietowanych twierdzi, że jest ostrożnych w kwestii zaufania do rządu – to najwyższy odsetek spośród badanych krajów.
• 70% ankietowanych nie zgadza się z tym, że rząd jest uczciwy i prawdomówny, kiedy np. w Norwegii tego zdania jest jedynie 36% osób.
• 68% ankietowanych twierdzi, że nie jest pewnych, czy wierzyć rządowi.
• 63% ankietowanych Polaków twierdzi, że rząd postępuje niesprawiedliwie wobec swoich obywateli – wyprzedzając Wielką Brytanię (49%), Irlandię (42%), Włochy (42%), Niemcy (41%) i Norwegię (37%).
• 66% ankietowanych twierdzi, że rząd zazwyczaj ignoruje obywateli – jest to wynik wyższy od średniej dla sześciu badanych krajów.
Zgodnie z zebranymi wynikami 76% osób w Polsce uważa, że rząd nie cieszy się szacunkiem, a Wielka Brytania (66%) jest drugim krajem, w którym odsetek ten jest równie wysoki.
Zaufanie do mediów
Polskie społeczeństwo krytycznie wypowiada się o programach informacyjnych i mediach. 32% badanych twierdzi, że ma o nich negatywne zdanie jako o instytucji. Krajem o najmniej negatywnej opinii na ten temat jest Norwegia (16%) oraz Niemcy (21%).
Z drugiej strony, Polacy deklarują najbardziej pozytywne odczucia wobec mediów społecznościowych – 31% osób ocenia je pozytywnie.
Opinie na temat Komisji Europejskiej
Spośród narodów objętych badaniem to mieszkańcy Polski mają najlepszą opinię o Komisji Europejskiej (37%). Wyprzedzamy w tym Irlandię (33%). Natomiast Wielka Brytania ma najbardziej negatywne zdanie na temat Komisji Europejskiej (33%). To znacznie więcej niż średnia dla badanych krajów, wynosząca 23%.
Niemal połowa Polaków (49%) twierdzi, że Komisja Europejska podziela te same wartości, co oni. To najwyższy wynik spośród badanych krajów. Najbardziej sceptyczni są Brytyjczycy – jedynie 27% z nich uważa, że wartości unijne są im bliskie.
Zaufanie do naukowców
Jedną z grup osób pozytywnie ocenianych we wszystkich krajach są naukowcy. Średnio tylko 6% osób ma negatywne zdanie o naukowcach pracujących na uniwersytetach, podczas gdy pozytywne zdanie o takich badaczach wyraża aż 53% wszystkich badanych.
Naukowcy są najbardziej pozytywnie postrzegani w Irlandii, gdzie 63% osób ma pozytywne zdanie na ich temat, a następnie we Włoszech (62%), Wielkiej Brytanii (59%), Norwegii (57%), Polsce (53%) i Niemczech (53%).
Badanie obejmowało też opinie dotyczące organizacji charytatywnych i organizacji pożytku publicznego. Tutaj Polacy wyrażali się najbardziej pozytywnie spośród wszystkich badanych o tym typie instytucji (53%). Najmniej wśród nich było też głosów jednoznacznie krytycznych (jedynie 8%). Najbardziej krytyczni w ocenie organizacji charytatywnych i NGOs okazali się Włosi (22%).
Z czego wynika tak niski poziom zaufania do osób przy władzy? „Odpowiedzi należy widzieć we wzajemnym związku. Niskie oceny i zaufanie do rządzących to w miarę stała cecha myślenia Polaków. Na tym tle relatywnie wysokie zaufanie do naukowców, Komisji Europejskiej, czy organizacji charytatywnych może odzwierciedlać poszukiwanie przez opinię publiczną autorytetów niezależnych i nieuwikłanych w lokalne spory i polityki”, komentuje dla nas wyniki raportu prof. Andrzej Rychard z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
Cykl raportów
W ramach projektu PERITIA upublicznionych zostanie łącznie pięć raportów. Oprócz badania nakierowanego na opinie o rządach i innych instytucjach kolejne będą analizowały postawy wobec COVID-19 oraz zmian klimatycznych. Raporty ukażą się w kolejnych tygodniach na stronie informacje.pan.pl
O projekcie PERITIA
„PERITIA – Policy, Expertise and Trust” to projekt badający zaufanie publiczne do wiedzy eksperckiej. Multidyscyplinarny zespół złożony m.in. z filozofów, politologów, etyków, psychologów i medioznawców pomaga obywatelom i decydentom w zrozumieniu zaufania do nauki oraz zidentyfikowaniu wiarygodnej wiedzy fachowej. Celem tego działania jest zwiększenie poziomu zaufania do demokratycznego zarządzania krajami europejskimi.
W projekcie zaangażowanych jest 11 instytucji partnerskich. Projekt jest finansowany ze środków Unii Europejskiej.
Więcej: https://peritia-trust.eu/
- Autor: Stanisław Rakusa-Suszczewski
- Odsłon: 5884
Efektem wstępnego rozpoznania funkcjonowania Zatoki Admiralicji w sąsiedztwie stacji H. Arctowskiego była publikacja monograficzna „The Maritime Antarctic Coastal Ecosystem of Admiralty Bay” (1993) wydana przez Zakład Biologii Antarktyki PAN z dobrymi recenzjami na Zachodzie. Szczególna uwaga była zwrócona na rejon Admiralty Bay i wzajemny związek ekosystemu morskiego i lądowego.
Kolejnym etapem był zbiór reprintów i spisy referencji w książce „The coastal and shelf ekosystem of maritime Antarctic”, stanowiącej monografię tego obszaru i wydanej przez Uniwersytet Warszawski w 2005 roku.
Koordynacją działalności naukowej zajmował się najpierw Zakład Badań Polarnych w Instytucie Ekologii PAN kierowany przeze mnie od roku 1975, a po roku 1992 funkcję tę pełnił samodzielny Zakład Biologii Antarktyki PAN, którym kierowałem do września 2005 roku.
Od początku założenia stacji Arctowskiego w 1977 roku prace prowadzono w obszarze mało poznanym, dziewiczym, dla polskich naukowców obcym. Opis terenu, na początkowym etapie, wymagał pomiarów i wykreślenia map. Prace kartograficzne objęły rejon wokół Południowych Szetlandów, Cieśninę Bransfielda, część Cieśniny Drake i wykonane były przy okazji hydroakustycznych sondowań w morskich wyprawach statku r/v Profesor Siedlecki w programie BIOMASS (Szeliga, Rakusa-Suszczewski).
Rejon stacji Arctowskiego i Zatoki Admiralicji kartowano stopniowo z coraz większą dokładnością (Marsz, Battke, Birkenmajer), obejmując obszar zlewni Zatoki Admiralicji, a następnie skoncentrowano się na szczegółach jej zachodniego brzegu (Pudełko), stanowiącego rejon szczególnych zainteresowań naukowych (SSSI).
Prace stopniowo rozszerzono na wschód o fragmenty Zatoki King George i Wyspy Pingwin. Ogromną rolę spełniły wykonywane przez zespół ZBA PAN w 1979 roku zdjęcia lotnicze zlewni i fotomapa całej Zatoki Admiralicji, co pozwoliło w kolejnych latach na śledzenie zmian zachodzących na lodowcach, na linii brzegowej zatoki, w lagunach, w koloniach pingwinów, w miejscach skupień słoni i uchatek, w ujściach spływu wody i osadów mineralnych z lądu do Zatoki. Badania klimatyczne i hydrologiczne
Rozpoczęcie w 1977 roku badań klimatycznych i działalności stacji meteorologicznej, prowadzącej pomiary 8 razy na dobę przez kwalifikowanych obserwatorów IMGW, pozwoliło już po pierwszym dziesięcioleciu obserwacji wnioskować o wzroście temperatury powietrza w tym rejonie w granicach 0,02 – 0,04oC na rok (Martianov, Rakusa-Suszczewski). Była to pierwsza w literaturze naukowej informacja dla tego obszaru. Symultaniczne zmiany wykazała temperatura gruntu (Zwolska, Rakusa-Suszczewski). Zmianom klimatycznym towarzyszy intensywna deglacjacja w obszarze zlewni Zatoki Admiralicji.
Prace hydrologiczne i hydrochemiczne na lądzie i w samej Zatoce Admiralicji dały wszechstronne (przez dwukrotne w pełnym cyklu rocznym) pomiary temperatury, zasolenia, biogenów, zawartości chlorofilu, produkcji pierwotnej (Lipski, Tokarczyk). Stwierdzono lokalny upwelling w zatoce na wejściu do fiordu Ezcurra, oraz wykazano zgodność temperatury wody napływającej do Zatoki w strefie przydennej z temperaturami powietrza w okresie zimowym. Ustalono kierunki prądów zimą i ich szybkość w cieśninie Bransfielda w oparciu o śledzenie gór lodowych (Madejski, Rakusa-Suszczewski). Testowano również model matematyczny prądów w Zatoce Admiralicji (Robakiewicz), co miało nie tylko naukowy sens, bo wyjaśniło szereg zjawisk biologicznych, ale i praktyczny wymiar, pozwalający zrozumieć czym grozi zanieczyszczenie ropą, odpadami ze stacji czy innymi losowymi wypadkami w obszarze Zatoki Admiralicji.
Podobne badania prowadzono w morzu dookoła Szetlandów Południowych i wyspy King George, gdzie podstawą były pomiary wykonywane w ramach pięciu ekspedycji biologicznych morskich (I Samodzielnej Morskiej Naukowej Wyprawy statków r/v Profesor Siedlecki i t/Tazar oraz wypraw międzynarodowego programu Biomass-Fibex, Biomass-Sibex, Biomas III i Biomas IV). Rezultaty FIBEX opublikowano w Cambridge w formie atlasu. Badania te wykazały istnienie frontów hydrologicznych i miejsc o dużych gradientach temperatury i zasolenia T/S. Pozwoliło to określić miejsca powstawania skupień kryla (Rakusa-Suszczewski), co miało przełożenie na praktyczne wnioski dla floty rybackiej, ale i wyjaśniało powstawanie żerowisk ryb, fok, wielorybów. Rozpoznano strukturę kolumny wody na skraju szelfu Cieśniny Drake (BIOMASS III i warunki hydrologiczne i hydrochemiczne na skraju lodów morskich w Morzu Scotia (BIOMASS IV). Badania kartograficzne i mikrobiologiczne
Kartograficzne, klimatyczne i hydrologiczne badania i pomiary stanowiły tło środowiskowe prowadzone w szerokim aspekcie czasowym i przestrzennym dla prac nad biologią gatunków i populacji reagujących na zmiany środowiska i stanowiących o funkcjonowanie tego ekosystemu (Rakusa-Suszczewski). Najnowsze rezultaty określonych kierunków badań reprezentują zawarte w książce reprinty i referencje pozwalające na stopniowe śledzenie rozwoju i wkładu Polaków do poznania tego obszaru Antarktyki.
Mikrobiologiczne badania prowadzono wokół Południowych Szetlandów, w wodach Zatoki Admiralicji, (Zdanowski, Donachie), na lądzie w strefie użyźniania guanem z kolonii pingwinów i obszarze przybrzeżnym, gdzie dekompozycji ulegały makro glony rozkładające się na brzegu (Zdanowski, Nędzarek, Rakusa-Suszczewski). Stworzono opis mikroflory Antarktyki z tych środowisk, analizując ją ilościowo, jakościowo i pod względem fizjologii oraz utworzono w ZBA PAN największy bank bakterii Antarktyki (Zdanowski). Badania mikrobiologiczne miały również aspekt praktyczny – poszukiwanie nowych szczepów użytecznych w biotechnologii.
Badania flory lądowej i morskiej
Badania flory lądowej zaowocowały wartościową monografią porostów wyspy King George (Olech) i monografią mchów Antarktyki wydaną w Cambridge UK (Ochyra). W rejonie Zatoki Admiralicji występuje jeden gatunek trawy i zioła. Badania pozwoliły na określenie ich biomasy i rozmieszczenia oraz procesu zasiedlania roślinnością obszarów uwalnianych spod lodu (Barcikowski). Łąka obok stacji Arctowskiego - nawożona i nawadniana - jest unikatową w skali Południowych Szetlandów, lecz ulega stopniowym zmianom ( Tatur, Juchnowicz-Bierbasz, Rakusa-Suszczewski).
Występująca w rejonie zachodniego brzegu Zatoki Admiralicji trawa Deschampsia wykazuje duże różnice fenotypowe i nie są to jak wykazano różnice genetyczne (Chwedorzewska). Pojawienie się tu w ostatnich latach drugiego gatunku trawy - Poa jest niejasne. Nie wiadomo, czy przywleczona została ona z Polski, czy przez turystów z Ameryki Południowej (Chwedorzewska), ale świadczy o wpływie działalności człowieka.
Florę morską stanowią krasnorosty, brunatnice i zielenice zajmujące 30% dna Zatoki Admiralicji, którą zmapowano do głębokości 100 m (Zieliński). Makroglony te stanowią ogromną biomasę materii organicznej, która w wyniku działania lodu i fal jest wyrzucana w tysiącach ton na brzeg zatoki i roznoszona przez wiatr po lądzie. Biogeny z makroglonów wzbogacają glebę na lądzie i są (drugim po guanie pingwinów) źródłem materii organicznej zasilającej geoekosystem lądowy Zatoki Admiralicji, co ma istotne znaczenie dla jego funkcjonowania. Badania fauny
Prace zoologiczne taksonomiczne i biologiczne obejmowały wiele grup organizmów planktonowych, bentosowych i ryb w wodach oceanicznych i w zatoce Admiralicji (Kopczyńska, Ligocki, Jażdżewski, Siciński, Presler, Skóra, Zadrożny, Kulesz). Ustalenie cyklu życiowego kryla było dużym osiągnięciem w ramach udziału Polski w międzynarodowym programie BIOMASS (McClachie, Rakusa-Suszczewski, Filcek). Wykonano pełną całoroczną analizę jakościową i ilościową planktonu morskiego w Zatoce Admiralicji (Kittel). Dużym osiągnięciem było dokonanie badań porównawczych bipolarnych mezofauny słodkowodnej na lądzie w rejonie stacji Arctowskiego (Antarktyka) i stacji Hornsund (Spitzbergen) ( Janiec).
Polscy naukowcy mają możliwości pracy na obu obszarach polarnych dzięki posiadaniu stacji badawczych. Prace parazytologiczne prowadzone na rybach i ptactwie Antarktyki były podstawą paru monograficznych opracowań najwyższej klasy dotyczących przywr, tasiemców i kolcogłowów opublikowanych przez wydawnictwo Springera (Zdzitowiecki).
Badania ornitofauny i kontrola liczebności głównie pingwinów w wieloletnich obserwacjach pozwoliła na stwierdzenie zmian (Jabłoński, Sierakowski) w tym dość nietypowym rejonie. Przejściowym, bo obejmującym gatunki zarówno te najbardziej południowe (P. adelie) jak i gatunki preferujące bardziej północne rejony Antarktyki (P. antarctica). Interpretacja zmian liczebności oparta wyłącznie na zmianach temperatury i powierzchni paku lodowego, pod którym żywi się zimą kryl stanowiący pokarm pingwinów, może być zawodna i wymaga dalszych obserwacji, biorących pod uwagę sąsiedztwo i stałą obecność człowieka w tym rejonie, czy zmiany troficzne w oceanie w skali makro.
Wieloletnia kontrola liczebności płetwonogich pozwoliła na określenie rocznych wahań i kierunków zmian wszystkich pięciu gatunków występujących w tym rejonie oraz odkrycie związku pomiędzy zmianami klimatycznymi El Niño i liczebnością uchatek w rejonie Południowych Szetlandów (Salwicka, Rakusa-Suszczewski). Zwiększenie dostępności linii brzegowej w wyniku deglacjacji spowodowało coraz większą aktywność uchatek w tym rejonie i mechaniczne niszczenie trawy, w skutkach większe niż skutki działalności człowieka ograniczającego świadomie swoją ekspansję terytorialną. Nowy kierunek badań
Nowym kierunkiem badań zainicjowanych przeze mnie na stacji była trofochemorecepcja u morskich organizmów przydennych. O ich rozmieszczeniu decydują sygnały chemiczne. Ten kierunek badań nie uprawiany był dotychczas w Polsce. Dało to wiele ciekawych publikacji (Kidawa, Janecki, Markowska, Rakusa-Suszczewski) i w wielu przypadkach przyczyniło się do wyjaśnienia mechanizmów reakcji, wrażliwości metabolizmu zwierząt na bodźce związane z odżywianiem czy obecność drapieżcy, oraz organizację zespołów dennych.
Dało również podstawę do stwierdzeń o ewolucyjnym charakterze chemorecepcji. Eksperymenty z G. antarcticus i A. plebs, u których kwas L-glutaminowy podnosił poziom metabolizmu pokazały, że informacja chemiczna w postaci tego właśnie aminokwasu jest odbierana za pośrednictwem receptorów glutaminianowych. Wskazuje na to fakt blokowania tej reakcji przez kwas kinurenowy (antagonistę receptorów glutaminianowych).
Jest to jedna z najstarszych ewolucyjnie reakcji, związanych z neuroprzekaźnikami, znanych również w systemie nerwowym kręgowców oraz w mózgu człowieka. Pozwala to również sądzić, że kwas L-glutaminowy jest odbierany przez badane zwierzęta tylko jako nośniki informacji, a nie jako substrat pokarmowy. U roślinożernych jeżowców S. neumayeri kwas L-glutaminowy istotnie obniżył poziom respiracji i odstraszył osobniki od jego źródła. U W. obesa kwas L-glutaminowy nie wywołał żadnej reakcji metabolicznej, ani zmian zachowania. Jego rolę zastąpiła arginina.
Jest to szczególnie interesujący przypadek dotyczący dwóch podobnych gatunków nekrofagicznych obok opławów: A. plebs i W. obesa, zajmujących w Zatoce Admiralicji bardzo zbliżone nisze ekologiczne, ale reagujących na odmienne aminokwasy, co może obniżać konkurencję pomiędzy nimi o pokarm. Poziom „metabolizmu zasadniczego” głodzonych zwierząt zmieniała również: arginina, histydyna, leucyna, lizyna, seryna i tyrozyna.
Badania geologiczne i geochemiczne
Badania geologiczne i geochemiczne w rejonie Zatoki Admiralicji były w pewnym okresie dużym osiągnięciem na skalę międzynarodową. Stwierdzono tu obecności zmineralizowanego guana (Tatur, Myrcha) i reliktowych gleb ornitogennych. W serii prac geologicznych, petrograficznych paleontologicznych (Birkenmajer, Gaździcki, Tatur, Krajewski) opisano teren i występujące tu struktury, pochodzenie i etapy zlodowacenia, co rzuca światło na historię tego obszaru w przeszłości.
W tej zalodzonej na ponad 90% wyspie funkcjonowanie ekosystemu strefy przybrzeżnej oparte jest o transport aktywny materii organicznej z morza na ląd przez pingwiny oraz transport materii glonów morskich wyrzucanych przez fale na brzegi zatoki. Cofanie się lodowców powoduje odsłanianie fragmentów lądu i sprzyja procesom transportu również materii mineralnej w wyniku spływu i zwiewania jej wielu milionów ton do wód Zatoki Admiralicji. Nowo odsłaniające się tereny w strefie zlewni Zatoki Admiralicji są intensywnie zasiedlane przez florę i faunę (Janiec). Stwierdzono, że obszar wód Zatoki Admiralicji z jej produkcją pierwotną i wtórną nie jest wystarczający dla wyżywienia występujących tu w okresie lata pingwinów i płetwonogich, które czerpią z odleglejszych rejonów i zasobów produkcji w cieśninie Bransfielda (Rakusa-Suszczewski) i nie zapewnia funkcjonowania tego fragmentu ekosystemu wyspy.
Polskie inicjatywy
Wartym szczególnego podkreślenia jest fakt przyznania Polsce w ramach programu BIOMASS obszaru wokół Południowych Szetlandów, o co usilnie zabiegałem, tłumacząc komplementarność tych badań morskich oceanologicznych z całorocznymi badaniami wielodyscyplinarnymi prowadzonymi na stacji im. Henryka Arctowskiego. Ten związek i sposób realizacji narodowego programu był efektywny i efektowny, co znalazło uznanie w środowisku międzynarodowym, a było to możliwe dzięki posiadaniu statku r/v Profesor Siedlecki.
W Antarktyce cenią nas za inicjatywy - utworzyliśmy dwie ASPA (Antarctic Special Protected Area) celem porównania wpływu obecności człowieka na zachodnim brzegu Zatoki Admiralicji w rejonie stacji i w rejonie Lion Rump na zachodnim brzegu King George Bay, gdzie nie ma stacji, a wpływ działalności człowieka jest ograniczony.
Pozwala to ocenić zmiany, podejmować działania zabezpieczające, pamiętając że zawsze jesteśmy w tym obszarze Antarktyki obcymi. Przyjęty przez Układ Antarktyczny z naszej inicjatywy obszar ASMA – 1 (Antarctic Special Menage Area), obejmujący zlewnię Zatoki Admiralicji, jest wspólnie z nami zarządzany także przez Brazylię, Ekwador, Peru i USA. Państwa te posiadają tu stacje i wspólnie ponoszą odpowiedzialność w tym obszarze, co już znalazło swoje uzasadnienie przy tragicznym pożarze stacji Brazylii.
Znaczenie stacji dla propagandy polskiej nauki i obecności w Antarktyce jest duże. Dwóch, trzech tysięcy ludzi wizytujących Arctowskiego w sezonie letnim - głównie turystów i naukowców - nie ma żaden instytut w Polsce. To nie jest zagrożenie, bo ci (zwykle starzy) ludzie są zdyscyplinowani, a działanie edukacyjne jest naszym obowiązkiem. Należy pamiętać, że my (naukowcy) żyjemy z pieniędzy podatników, a ci turyści są podatnikami i chcą zobaczyć co robimy. Również coraz więcej Polaków pojawia się w tym rejonie świata. Jest jednak inne zagrożenie: Przy założeniu wzrostu światowego poziomu morza jako reakcji na ocieplenie, wynoszącego średnio 2,5mm/rok, w ciągu 37 lat istnienia stacji wzrósł on o 92,5 mm. Przy tym tempie ocieplenia i przy określonych kierunkach wiatru oraz wysokim przypływie, w niedalekiej przyszłości może dochodzić do podtapiania stacji Arctowskiego, położonej bardzo blisko morza (zdarzyło się to już parokrotnie). Pociągnie to za sobą nie tylko skutki logistyczne dla nas, lecz i odbije się na funkcjonowaniu tego ekosystemu.
Przeniesienie samodzielnego Zakładu Biologii Antarktyki PAN i stacji Arctowskiego PAN - nie posiadających osobowości prawnej - i połączenie z Instytutem Biochemii Biofizyki PAN zostało wymuszone nową ustawą o Polskiej Akademii Nauk. Może to stać się etapem rozwoju prac badawczych i rozwiązywania problemów dotyczących pochodzenia, pokrewieństwa flory i fauny z obszarami oddalonymi od Antarktydy lub w jej granicach. Może pozwolić na rozpoznanie i wykorzystanie organizmów antarktycznych, ich unikatowych adaptacji w biotechnologii, medycynie, farmacji. To jest trend światowy w badaniach Antarktyki.
Teraz zależy to od kierownictwa IBB PAN. Wyczerpująca informacja dla członków Rady Naukowej IBB powinna sprzyjać większemu niż dotychczas zainteresowaniu możliwościami nowoczesnych badań na stacji Arctowskiego będącej w posiadaniu IBB PAN.
Stanisław Rakusa-Suszczewski
Od redakcji: Prof. Stanisław Rakusa-Suszczewski jest założycielem i pierwszym kierownikiem stacji Arctowskiego. Jego nazwiskiem nazwano Przylądek Rakusy oraz Zatokę Suszczewskiego na Wyspie Króla Jerzego.
- Autor: Barbara Janiszewska
- Odsłon: 2018
W dyskusję doskonale wpisuje się cykl debat, organizowanych przez Krytykę Polityczną, wydawcę książki „Polski węgiel”, w której o wizji Polski bez węgla, lecz z miejscami pracy; o koniecznym skoku cywilizacyjnym i powstrzymaniu apokalipsy, o tym jak wygląda życie z węglem i po nim – piszą Edwin Bendyk, Urszula Papajak, Marcin Popkiewicz, Michał Sutowski.
Pierwsza debata: „Co zyska Polska na wygaszaniu kopalń?” odbyła się 17 lutego br. w Warszawie. O przyszłości górnictwa i energetyki, o wyborze konkretnego scenariusza rozwoju i zmiany, czyli o modelu uwzględniającym warunki ekonomiczne, środowiskowe i technologiczne, a także kontekst społeczny dyskutowali dr Michał Wilczyński oraz Edwin Bendyk i Urszula Papajak. Dr Wilczyński przypomniał, że „w wolność” wchodziliśmy z 400 tysiącami górników i 70 pojedynczymi kopalniami. A obecnie? „Węgiel stał się wrogiem publicznym numer 1. Jako składnik nośników energii: węgla kamiennego, brunatnego, gazu, ropy naftowej , umożliwia rozwój nowoczesnej cywilizacji. Jednocześnie jako składnik gazów cieplarnianych staje się dla tej cywilizacji coraz większym zagrożeniem” - napisał Bendyk w pierwszym rozdziale książki „Świat bez węgla”. Podczas debaty przypomniał, że nawet RPA i Chiny nie są tak uzależnione od węgla, jak Polska. Surowcem dla 84 proc. wytwarzanej u nas energii elektrycznej jest węgiel. Jest on coraz gorszej jakości i lawinowo rośnie koszt wydobycia jednej jego tony. Obecnie nie ma zbytu na 12 mln ton węgla energetycznego, który zalega na hałdach.
Ekspert przypomniał opracowanie geologów z roku 2011, w którym wyraźnie stwierdzono, że nasze zasoby eksploatacyjne stanowią niewielką część zasobów geologicznych, a stosowana obecnie technologia wydobycia i spadające na świecie ceny węgla spowodują gwałtowny wzrost jego importu. „Jesteśmy częścią globalnego rynku, dlatego przegrywamy z konkurencją węgla tańszego i lepszej jakości (nawet rosyjskiego)”.
Przypomniano opinie uznanych postaci „znających od podszewki problem górnictwa w Polsce”. Dr Janusz Steinhoff uważa, „że „bal na Titanicu trwa”, a były wiceminister gospodarki, Jerzy Markowski, że jest „świadkiem tańca szaleńców – kiedy brakuje pieniędzy na pensje, kłócimy się o czternastki”.
W ten sposób z debaty techniczno-geologicznej o zasobach rozpoczęła się rozmowa o polityce. I znowu przytaczano przykłady transformacji energetycznej w krajach bogatszych od nas. W Danii czas transformacji – czyli odejście od węgla - miał powszechne poparcie społeczne. W Niemczech polityka energetyczna jest „ponad podziałami”. Nikt nie kwestionuje konieczności wydatków na zmianę modelu gospodarki energetycznej, w tym na odnawialne źródła energii.
Mówiono również o działaniach podejmowanych w różnych gałęziach gospodarki, których celem jest zmniejszenie zużycia potrzebnej energii. Np. w koncernie Saint Gobain zmieniono technologię produkcji szkła tak, że koszt potrzebnej energii spadł o 80 proc. A w Polsce? Ciągle powraca problem układu sił i interesów z czasów PRL, który nadal łączy przemysł wydobywczy, energetykę oraz wszystkie gałęzie przemysłu oparte na węglu. Znowu warto przywołać tekst Bendyka z książki. „Rzeczywisty brak długofalowej polityki w dziedzinie energii, a także brak polityki surowcowej prowadzi do ciągłego meandrowania pod dyktando bieżącej sytuacji politycznej. Jedynym pewnikiem jest strach przed zdolnością mobilizacyjną górników”. Nic dodać, nic ująć.
Przybliżając się do pytania, czy Polska zyska na wygaszaniu kopalń trzeba zgodzić się z tym, że nierentowne kopalnie muszą zostać zamknięte, niezależnie od strajków i palonych opon, bo takie są realia ekonomiczne. Zgodnie z prognozami, w roku 2030 w Polsce będzie czynnych około 12 kopalń węgla kamiennego, których zdolność wydobywcza nie przekroczy 47 mln ton. A sytuacja nadpodaży węgla może tę produkcję ograniczyć do 30 mln – tak uważa dr Wilczyński. Świat bez węgla, Polska bez węgla – autorzy dowodzą, że jest to nie tylko nieuniknione, ale możliwe. Trzeba tylko rzeczywiście opracować doktrynę energetyczną, akceptowaną przez społeczeństwo. I nie zapominać, że węgiel to nie tylko kopalnie, to także ocieplenie klimatu, zatrute powietrze, coraz dotkliwszy brak wód gruntowych. Barbara Janiszewska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1600
… czyli o wodzie nie tylko na wsi
Fundacja na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa (fdpa) zorganizowała 28.02.17 w Warszawie konferencję pt. „Ochrona i kształtowanie zasobów wodnych na terenach wiejskich”.
Wśród jej uczestników – poza przedstawicielami administracji rządowej - obecni byli przedstawiciele samorządów, dyrekcji dwóch parków narodowych (poleskiego i roztoczańskiego) oraz nadzwyczaj liczna grupa naukowców.
Prof. Maciej Zalewski z Wydzialu Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego przedstawił zasoby wód powierzchniowych i podziemnych oraz ich znaczenie dla gospodarki i środowiska przyrodniczego Polski. Niestety, rozpoznana sytuacja w tym względzie wiele lat temu nie zmienia się – Polska ma najniższe w Europie zasoby wody w przeliczeniu na jednego mieszkańca – tylko 1700 m3/rok, co czyni z nas Egipt Europy.
Wody powierzchniowe stanowią zaledwie 2,7% powierzchni kraju, a są one podstawowym źródłem zaopatrzenia w wodę na cele gospodarcze i dla zaspokojenia potrzeb ludności. Deficyt wody wynika z przyczyn naturalnych (małe opady, susze, niskie odpływy ze środkowej Polski i niekorzystne warunki geologiczne na południu kraju) oraz antropogenicznych (wysoki pobór wód podziemnych w stosunku do ich zasobów, odwadnianie wyrobisk górniczych, zaopatrzenie ludności dużych miast w wodę wodociągową).
Według danych Państwowego Monitoringu Środowiska na lata 2013-2015 ok. 61% wód jeziornych ma wodę złej jakości, a 20% punktów pomiaru wód podziemnych wskazywało na słabą jakość także wód podziemnych (zwłaszcza czwartorzędowych w dolinach głównych rzek), dzięki którym mamy jeszcze wodę do picia.
Jeśli do tego dodać zmiany klimatu, długie okresy suszy i powodzie, to niezbędne staje się lepsze gospodarowanie wodą, w tym recykling tzw. wody szarej (z mycia, prania), czy oczyszczanie wód we wszystkich ciekach. Takie działania podjęła grupa badawcza prof. Zalewskiego i w Lesie Łagiewnickim w Łodzi stworzyła system integrujący rozwiązania hydrotechniczne i biotechnologiczne, aby oczyścić dopływy górnej Bzury.
„Woda nie jest produktem handlowym, takim jak każdy inny, ale raczej dziedziczonym dobrem, które musi być chronione” – przypomniała zapis Ramowej Dyrektywy Wodnej dr Magdalena Gajewska z Wydziału Inżynierii Lądowej i Środowiska Politechniki Gdańskiej. I cytując norweską polityczkę Gro Harlem Brundtland przypomniała, że zrównoważony rozwój to taki, który zaspokaja potrzeby obecne, nie zagrażając możliwościom zaspokojenia potrzeb przyszłych pokoleń.
Zrównoważony rozwój opiera się bowiem na dwóch podstawowych pojęciach: potrzeb – w szczególności tych najbiedniejszych na świecie, którym należy dać najwyższy priorytet oraz ograniczeń – narzuconych zdolności środowiska do zaspokojenia potrzeb obecnych i przyszłych przez stan techniki i organizacji społecznej.
W swoim wystąpieniu dr Gajewska, przedstawiając zobowiązania międzynarodowe i krajowe dotyczące ochrony wód, zwróciła uwagę na niespójność, a nawet sprzeczność prawa unijnego w obszarze rolnictwa i wody. W jej wystąpieniu także nie zabrakło przykładów rozwiązań dotyczących poprawy jakości wód, jakie stosuje się na świecie – zwłaszcza nieskomplikowanych systemów hydrofitowych, które w Polsce po niezbyt udanych eksperymentach w latach 90. (oczyszczalnie z zastosowaniem podłoża z wierzby) zostały zarzucone.
O innowacyjnych technologiach i rozwiązaniach systemowych ochrony zasobów i jakości wód powierzchniowych mówili z kolei dr Waldemar Siuda i prof. Ryszard J. Chróst – obaj z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Zwracali uwagę na coraz większe skażenie wód antybiotykami i kosmetykami, substancjami ropopochodnymi, różnego rodzaju ściekami (w tym – z nieszczelnych szamb), pyłami z palenisk. Skutkami tego jest nie tylko wzrost mętności wody i odory, ale i masowe pojawianie się toksycznych sinic (cyjanobakterii) i utrata bioróżnorodności. Pokazywali – na przykładzie Jeziora Wieliszewskiego - jak można z tym skutecznie walczyć. Jednakże zwracali też uwagę, że każdy zbiornik wodny jest inny i nie ma – i być nie może – jednego, uniwersalnego sposobu na jego oczyszczenie. Ponadto, ochrona zbiorników przed eutrofizacją musi być połączona z ochroną całej ich zlewni, inaczej działania ochronne nic nie dają.
Na temat innowacyjnych technologii stosowanych w gospodarce wodno-ściekowej wypowiadał się także dr Krzysztof Jóźwiakowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, wskazując na racjonalność stosowania przydomowych oczyszczalni ścieków w terenach słabo zurbanizowanych (w Polsce na obszarze 26% wsi występuje zabudowa rozproszona), gdzie budowa kanalizacji i dużych oczyszczalni jest nieopłacalna. Dotyczyłoby to wybudowania ok. 1 mln przydomowych oczyszczalni dla ok. 4 mln mieszkańców.
Zarówno dr Jóźwiakowski jak i dr Gajewska przekonywali do stosowania technologii hydrofitowej, obecnie znacznie ulepszonej i bardzo dobrze sprawdzającej się nie tylko w polskich warunkach. Potwierdzali to dyrektorzy Poleskiego Parku Narodowego – Jarosław Szymański i Roztoczańskiego Parku Narodowego – Tadeusz Grabowski, którzy zaprosili naukowców do zastosowania takiej technologii na terenach parkowych. Mimo pewnego sceptycyzmu władz obu parków – rozwiązania te znakomicie się sprawdzają i stały się atrakcją turystyczną (jedna z takich oczyszczalni ma kształt żółwia (PPN), a druga – choinki (RPN) oraz edukacyjną.
Oczywiście, problemów z jakością wody i gospodarką wodno-ściekową mogłoby być mniej, gdybyśmy umieli prowadzić racjonalną gospodarkę przestrzenną – podkreślał dr Jacek Pijanowski z Wydziału Inżynierii Środowiska i Geodezji Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Brak planów zabudowy, uleganie władz samorządowych interesom grupowym powoduje, że rozlewają się w przestrzeni nie tylko miasta, ale i wsie, i osiedla. Pewnym remedium na to mogłoby być uchwalanie – przed planowaniem zabudowy – długości i przebiegu sieci wodno-kanalizacyjnej. Mogłaby ona stać się instrumentem dyscyplinującym inwestorów, a jednocześnie ważnym społecznie, gdyż w ten sposób koszty rozbudowywanej infrastruktury ponosiliby tylko inwestorzy, a nie wszyscy mieszkańcy danej miejscowości, jak to jest teraz.
Dyskusje, jakie toczyły się podczas i po konferencji dotykały wielu problemów nawet tu nie wspomnianych, a niezwykle ciekawych. Konferencja pokazała bowiem, iż spotkania naukowców z przedstawicielami władz, zwłaszcza samorządowych, są niezwykle konstruktywne dla obu stron. Niestety, jest ich ciągle za mało.
Anna Leszkowska
Więcej o konferencji - http://www.fdpa.org.pl/