Historia el.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5681
Baskowie przez wiele wieków cieszyli się swobodami kulturowymi, bez względu na to, kto akurat panował na ich ziemiach. Wszelkie próby ich likwidacji uznawali za zamach na swoją wolność.
We Francji swobody Basków zostały całkowicie zniesione w okresie Wielkiej Rewolucji Francuskiej, w Hiszpanii stało się tak po przegranych trzech kolejnych wojnach sukcesyjnych zwolenników Don Carlosa, które trwały przez 43 lata, do 1876 roku.
Pod koniec XIX wieku wraz z szybkim uprzemysłowieniem ziem zamieszkałych przez Basków narodził się ruch społeczny dążący do odrodzenia kulturowego basków, który skupił w swoich szeregach przede wszystkim miejscową burżuazję. W 1894 z inicjatywy Sabino Arany Goiri powstała Baskijska Partia Nacjonalistyczna (Eusko Alderdi Jeltzalea, EAJ), znana bardziej pod hiszpańską nazwą Partido Nacionalista Vasco, PNV), której program zakładał pielęgnowanie tradycji, języka, wierność Kościołowi katolickiemu i w bliżej nieokreślonych formach walkę o niepodległość.
W latach wojny domowej w Hiszpanii (1936-39) Baskowie, pomimo antyklerykalizmu rządu madryckiego, poparli republikę. Zapewne z tego względu Kortezy przychyliły się do ich postulatów i w II połowie 1936 przyznały Baskonii, obejmującej obszar dzisiejszych trzech prowincji: Álava, Guipúzcoa i Vizcaya, autonomię.
7 października 1936 Jose Antonio Aguirre został zaprzysiężony jako pierwszy prezydent republiki Baskijskiej. Gen. Francisco Franco Bahamonde nie zamierzał jednak tolerować tendencji odśrodkowych i w czerwcu 1937 roku doprowadził do jej upadku. Później, w okresie dyktatury Franco, wszystkie organizacje baskijskie, w tym PNV, były zdelegalizowane. Dopiero w początkach lat 50. nastąpiła aktywizacja polityczna Basków, w tym również środowisk robotniczych.
W 1959 roku grupa lewicujących działaczy baskijskich, skupionych wokół pisma Ekin (Z wami) z Yulanem Madariagą Aguirrem, Lopezem Adaną i Jose Marią del Valle’a Larrinagą, utworzyła tajną organizację ETA (Euskadi ta Askatasuna - Kraj Basków i Wolność), która podjęła walkę o pełną niepodległość kraju.
Terror i polityka
Od samego początku ETA demonstrowała sympatię do ugrupowań marksistowsko-rewolucyjnych. W odróżnieniu jednak od komunistów nie tylko nie zrezygnowała z postulatu niepodległości, ale uznała że w skład przyszłej Baskonii powinna również wchodzić Nawarra i obszary zamieszkałe przez Basków we Francji. Z tego względu organizacja wzbudziła sympatię wśród baskijskiego kleru, choć oficjalnie deklarowała swoją bezwyznaniowość. Także struktura ETA była zupełnie odmienna od scentralizowanych organizacji lewicowych czy lewackich. Nie istniały w niej ścisłe powiązania pomiędzy poszczególnymi komórkami, a jej kierownictwo (niekiedy nazywane komitetem centralnym) określało jedynie ideologię ugrupowania i ewentualnie zlecało wykonanie lokalnym organizacjom konkretnych zadań.
Nierealność żądań ETA legła u podstaw fali terroru. W lipcu 1961 członkowie organizacji dokonali pierwszego zamachu terrorystycznego usiłując wysadzić w powietrze w pobliżu San Sebastian pociąg wiozący weteranów wojny domowej do Donostii.
W połowie lat 60. pomiędzy przywódcami różnych komórek organizacji uwidoczniły się znaczne różnice ideologiczne. Na V Zgromadzeniu ETA, które odbywało się w konspiracyjnych warunkach w latach 1966-67 doszło do fali walk frakcyjnych, w wyniku których nacjonalistyczni działacze, znani jako etnonacjonaliści oraz ruch zwany tercemundistao (apologeci poglądu, że Baskonia stanowi integralną część Trzeciego Świata) wykluczyli ze swych szeregów zwolenników maoistów, w odpowiedzi na co, ci powołali do życia Młodą ETA (ETA Berri). Z kolei skrajnie lewicowi ideolodzy ETA ogłosili powstanie marksistowsko- leninowskiej ETA Zaharra, czym narazili się głównemu jej trzonowi o zabarwieniu lewicowo - narodowym.
Terror trwał nadal. Kolejny głośny atak ETA nastąpił w maju 1967, kiedy członkowie ugrupowania wysadzili w powietrze stację telewizyjną nieopodal Bilbao. W rok później bojówka ETA dokonała spektakularnego zabójstwa komendanta policji w Irun, M. Manzanasa, który „wsławił się” torturowaniem baskijskich działaczy niepodległościowych.
7 kwietnia 1968 roku w Adunie policja zatrzymała samochód lidera ETA Txabiego Etxebarriety, który przy próbie wylegitymowania go zastrzelił policjanta. Sam zginął podczas ucieczki, ale jego towarzysz Iñaki Sarkaseta zdołała zbiec i ukryć się w pobliskim kościele. Został jednak schwytany i skazany na karę śmierci, którą w drodze łaski zamieniono mu dożywotni pobyt w więzieniu.
Nasilającym się aktom terroru nie zapobiegły aresztowania w 1969 i proces w Burgos, który zakończył się w 1970 6 wyrokami śmierci i 10 wieloletniego więzienia. Organizacja szybko odbudowała swoją strukturę i 12 grudnia 1973 w odwecie za śmierć 9 swoich członków dokonała udanego zamachu bombowego na premiera Hiszpanii Luisa Carrero Blanco.
Eskalacja terroru baskijskich separatystów i kontruderzenia hiszpańskiej policji oraz służb specjalnych nie pozostały bez wpływu na sytuację wewnątrz głównego nurtu ETA. Już wcześniej w jej łonie zarysowały się dwie tendencje - jedna opowiadająca się za terrorem, druga, bardziej umiarkowana, optująca za nawiązaniem dialogu z rządem w Madrycie i rezygnacją z postulatu pełnej suwerenności na rzecz rozszerzenia autonomii.
W 1974 doszło do otwartego sporu pomiędzy zwolennikami obu nurtów, w wyniku którego powstały dwie niezależne organizacje: radykalna ETA Wojskowa (ETA Millitar) i bardziej pokojowa ETA Wojskowo-Polityczna (ETA Politico-Millitar). Pierwszy z odłamów nie zrezygnował z akcji terrorystycznych, a ponadto związał się z radykalną organizacją baskijską Jedność Ludowa (Herri Batasuna), która została zalegalizowana dopiero w 1986 roku i aż do końca swego istnienia nosiła nazwę Euskal Herritarrok, choć bardziej była znana jako Batasuna. Na potwierdzenie swej nieprzejednanej postawy wobec rządu 13 września 1974 członkowie tego skrzydła przeprowadzili zamach w centrum Madrytu na kawiarnię uczęszczaną przez funkcjonariuszy policji, w wyniku którego zginęło 12 osób, a ponad 80 zostało rannych. Natomiast „umiarkowani” zaczęli rezygnować z terroru i nawiązali współpracę z komunizującą Lewicą Baskijską (Euskadiko Ezkerra).
Śmierć gen. Franco w 1975 roku nie wpłynęła zasadniczo na postawę członków ETA Wojskowej, która ponownie zaczęła domagać się zjednoczenia i pełnej niepodległości ziem zamieszkałych przez Basków. Hiszpański monarcha Juan Carlos I dostrzegł wprawdzie konieczność przywrócenia autonomii Baskonii, ale odrzucał postulat jej secesji z Hiszpanią. W styczniu 1979 rozpoczęła się nowa seria zamachów. Jej ofiarami padali zarówno wyżsi dowódcy wojskowi, jak gen. Constantino Ortin Gil, jak i zwykli policjanci.
Sytuacji nie zmienił również fakt uchwalenia przez Kortezy 18 października 1979 roku ustawy przywracającej Baskonii autonomię z własnym parlamentem i rządem. Dla ETA Wojskowej i Jedności Ludowej było to za mało. Rok 1980 przeszedł do historii jako „czarny”, gdyż wówczas w wyniku zamachów dokonanych przez ETA śmierć poniosło 118 osób. W rok później płetwonurkowie ETA Wojskowej wysadzili hiszpański niszczyciel odpowiedzialny za patrolowanie wybrzeży Kraju Basków. W odpowiedzi na to policja zastrzeliła dwóch przywódców organizacji - José Gogorzę i José Altube. To ostudziło nieco terrorystyczny zapał jej kierownictwa.
W 1982 „pokojowy” odłam ETA oficjalnie odrzucił terror indywidualny jako metodę walki. Wkrótce w ogóle zaprzestał działalności, a jego członkowie zasilili szeregi Hiszpańskiej Partii Socjalistycznej. Fakt ten wykorzystały władze hiszpańskie, które przeprowadziły sondaż wśród Basków na temat ich poglądów. Tylko 6% ankietowanych poparło ETA, a 15% opowiedziało się za pełną niepodległością Baskonii. Większość poparła ideę autonomii swego kraju w ramach Hiszpanii.
Zamachy jednak nie ustały. Ich ofiarami w latach 80. padli m.in. gen. Victor Lago Roman, gen. Guillermo Quintana Lacaci, dyrektor Urzędu Obrony wiceadmirał Fausto Escrigas Estrada oraz wiceadmirał Cristobal Colon de Carvajal y Maroto. Co więcej, w tym okresie nasiliła się współpraca bojówkarskiej ETA z IRA, lewackimi ruchami w Europie Zachodniej i OWP, a jej członkowie często wyjeżdżali na szkolenia terrorystyczne do Jemenu, na Kubę, a nawet do ZSRR.
W 1983 na terenie całej Hiszpanii rozpoczął działalność tajny szwadron śmierci, znany jako Antyterrorystyczna Grupa Wyzwolenia, której ofiarami padło 27 dziennikarzy związanych z ETA. Istnieją podejrzenia, że została ona stworzona przez hiszpański wywiad, choć pewnych dowodów nigdy nie udało się na ten temat zebrać.
Wybory do parlamentu baskijskiego w 1990 potwierdziły polaryzację postaw wśród Basków. Najwięcej spośród ugrupowań nacjonalistycznych zdobyła reaktywowana po śmierci gen. Franco PNV- aż 30% mandatów. Członkowie ETA Wojskowej (wraz z Jednością Ludową) uzyskali 16% miejsc w parlamencie Baskonii i 12% w Nawarrze. Zwolennicy „pokojowej” ETA zdobyli zaledwie 8% mandatów w Baskonii, a reszta miejsc w parlamencie przypadła partiom ogólnokrajowym.
W latach 90. ETA Wojskowa rozpoczęła atakować cele także poza Hiszpanią. 27 maja 1991 jej członkowie zaatakowali jednocześnie ambasadę hiszpańską, biuro Iberii i filię banku madryckiego w Rzymie. Kolejne lata przyniosły ponownie nasilenie akcji w Hiszpanii. W kwietniu 1995 ranny w zamachu bombowym został przywódca ówczesnej opozycji José Maria Aznar, a w czerwcu odłamki bomby pozbawiły życia policjanta w samym centrum Madrytu.
Niepewna przyszłość
Pierwsze próby rozmów z rządem Felipe Gonzálesa Márqueza kierownictwo ETA podjęło w 1988. Do spotkania obu stron doszło w Algierze w 1989, ale nie przyniosło ono żadnych rezultatów. Kolejna tura negocjacji w 1995 również zakończyła się fiaskiem. Dopiero w grudniu 1998 pod wpływem informacji z Irlandii Północnej, gdzie doszło do zawieszenia broni, przywódcy ETA ogłosili na łamach Euskal Herria Journal jednostronne zaprzestanie walk. Trwało ono jednak tylko nieco ponad rok. Po aresztowaniu we Francji w marcu 1999 jednego z przywódców ETA Wojskowej - José Javiera Arizcurena Ruiza (ps. Kantauri) zbrojne ramię ETA wznowiło zamachy.
Kolejny cios dotknął ETA Wojskową w marcu 2001roku, kiedy francuska policja ujęła w Anglet (Francja) kolejnego przywódcę ugrupowania Francisca Xaviera Garcia Gaztelu (ps. Txapote). Kierownictwo organizacji objęła wówczas 38-letnia María Soledad Iparraguirre (ps. Anboto), która oprócz celów ideologicznych postanowiła pomścić zabitego w latach 80. przez policję swego narzeczonego José Manuela Aristimuña.
Rząd hiszpański powoli zdobywał jednak przewagę w walce z ETA. W 2002 zdelegalizował partię Batasuna, a dwa lata później w 2004 roku udało się ująć ukrywających się 70 jej aktywistów.
Kolejne wybory w 2005 roku w kraju Basków przyniosły zwycięstwo Baskijskiej Partii Narodowej, która wchłonęła większość działaczy różnych odłamów dawnych struktur ETA i uzyskała aż 38,6% głosów. Co ciekawe, w tych samych wyborach Partia Komunistyczna Ziem Baskijskich, pierwotnie rywalka, a następnie spadkobierczyni skrajnie lewicowego skrzydła ETA również znalazła się w lokalnym parlamencie z wynikiem 12,5% głosów. Trzy lata później, w wyniku delegalizacji, zniknęła jednak z mapy politycznej Baskonii.
Kolejne sukcesy hiszpańskich tajnych służb spowodowały dalsze osłabienie ETA i w samym środowisku jej aktywistów wywołały szereg dyskusji o sens prowadzenia dalszej walki.
28 lutego 2010 roku w ręce policji wpadł kolejny przywódca organizacji Ibon Gogeascoechea Arronategui. W styczniu roku następnego ETA wydała jednostronne oświadczenie, że zaprzestaje walki zbrojnej z Hiszpanią. Niewątpliwie przyczynił się do tego fakt, że jej działalność spotkała się z potępieniem ze strony społeczności międzynarodowej, a ona sama trafiła na listy organizacji terrorystycznych m.in. w całej UE, USA i Kanadzie.
Przez kilka kolejnych lat panowało jednak napięcie, gdyż w rękach zakonspirowanych członków pozostawały magazyny pełne broni i materiałów wybuchowych. Dopiero w 2017 roku zdecydowali się oni przekazać ją władzom hiszpańskim. W kwietniu 2018 roku, w kolejnym oświadczeniu, kierownictwo nielegalnej ETA przeprosiło wszystkie ofiary oraz ich rodziny, które nie brały bezpośredniego udziału w wieloletnim hiszpańsko- baskijskim konflikcie, a w maju tegoż roku ogłosiły rozwiązanie wszystkich ogniw organizacji.
Leszek Stundis
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1422
Zapewne żyjemy w przekonaniu, że obecny kształt Europy Wschodniej (zwanej teraz Środkową) powstał w wyniku „upadku ZSRR”. Powstanie niezależnych, formalnie suwerennych państw, będących wcześniej częścią owego związku, uznajemy za oczywisty, „naturalny” skutek „rozpadu komunistycznego imperium”, które „zbankrutowało”, bo (jakoby) musiało zbankrutować.
Inaczej mówiąc, czas, który nastał przed ćwierćwieczem, jest dzieckiem poprzedniego siedemdziesięciolecia.
Rozumowanie to oparte jest na trzech aksjomatach:
- Związek Radziecki był tworem sztucznym, niemającym z istoty szansy przetrwania;
- najistotniejszą przyczyną jego słabości była komunistyczna, z istoty nieefektywna gospodarka;
- istnienie „imperium sowieckiego” gwarantował komunistyczny terror; w chwili jego osłabienia podniosą głowę „zniewolone narody”, których naturalną potrzebą jest „odzyskanie niepodległości”.
Gdy Gorbaczowska pierestrojka, a przede wszystkim tzw. głasnost przełamała wszechobecny strach przed władzą, „uciskane narody” zrzuciły komunistyczne jarzmo i wybiły się na niepodległość rozumianą zgodnie z doktryną Kühlmanna, w jednostronny sposób: niepodległym jest ten, kto wyszedł spod moskiewskiej (wcześniej petersburskiej) kurateli, niezależne od tego, w jaki stan zależności popada (i od kogo) jako formalny suweren.
Powyższa interpretacja czasu współczesnego jest ahistoryczna, propagandowo-ideologiczna, a w dużej części fałszywa. Scenariusz wydarzeń z początku lat dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku powstał sto lat wcześniej. Również jego realizacja rozpoczęła się właśnie wtedy, a rok 1991 był tylko spóźnionym finałem tego planu. Przypomnę tylko znane, opisane w literaturze przedmiotu fakty, które w pełni potwierdzają powyższą tezę.
Wszystko zaczęło się w pobismarckowskim, cesarskim Berlinie, który zmienił paradygmat polityki wschodniej (Russlandpolitik): jej główną tezą była słabość Rosji jako warunek potęgi zjednoczonych Niemiec. Rosję należało w związku z tym „zmniejszyć”, osłabić politycznie i zdegradować ekonomicznie. Jej granice miały się cofnąć daleko na wschód (im dalej, tym lepiej), a na terenach przyłączonych do imperium rosyjskiego przez poprzednie ponad dwieście lat miały powstać „państwa narodowe”, oczywiście w pełni zależne od Berlina.
Dotyczyć to miało byłych Inflant, Polski, Ukrainy, a nawet Gruzji. Miał to być niemiecki protektorat ekonomiczny, tworzący rynek zbytu dla wielkoniemieckiego przemysłu. Zmniejszona Rosja miała się stać politycznym klientem Berlina, a jej gospodarkę (przeżywającą wówczas unikatowy rozwój) należało podporządkować interesowi niemieckiemu i przekształcić w źródło tanich surowców, a przede wszystkim kopalin i żywności.
Plan ten, zresztą w pełni zrozumiały z perspektywy berlińskich polityków, roił się w głowach pseudonaukowców i publicystów już na początku zeszłego wieku. Najbardziej reprezentatywny był Paul Rohrbach (nietłumaczony w Polsce z oczywistych powodów w czasach zarówno międzywojnia, jak i Polski Ludowej i III RP). Podobne poglądy, kreślące wizję Mitteleuropy, prezentował Friedrich Naumann. Najważniejsze jest to, że ów plan był wówczas praktycznie (i skutecznie) realizowany przez kajzerowskich polityków i wojskowych. Ich narzędziem stali się bolszewicy, którzy:
- zlikwidowali państwo rosyjskie (już wówczas republikę), ustanawiając zasadę samostanowienia (czyli „exitu”) narodów w zachodnich i południowych rubieżach tego państwa;
- rozwiązali rosyjską armię (zrobił to Lejba Bronstein, czyli Lew Trocki), aby nikt nie mógł bronić militarnie tego kraju;
- zniszczyli rosyjską gospodarkę poprzez wymordowanie „kapitalistów” i „obszarników”, likwidację systemu pieniężnego, bankowości, grabież płodów rolnych, tak, aby zgodnie z niemieckim planem nie mogła się podnieść z upadku przez wiele lat;
- wymyślili i narzucili absurdalną „gospodarkę socjalistyczną”, która sprowadziła ten kraj do kolonii surowcowej niezdolnej do konkurowania na światowym rynku.
Plan ten był kontynuowany mimo upadku Cesarstwa Niemieckiego i okazał się dużo trwalszy niż jego twórcy. To była pierwsza, bardziej powściągliwa wersja hitlerowskiego planu „przestrzeni życiowej” autorstwa jeszcze bardziej niemieckich polityków z Adolfem Hitlerem na czele.
Co było dalej – wiemy. Niemcy z kretesem przegrali również drugą wywołaną przez siebie wojnę. Ententa bis (czyli koalicja antyhitlerowska) wsparła bolszewicki reżim, nie szczędząc środków, aby jego rękami niszczyć Wielkie Niemcy – tym razem w sposób dużo skuteczniejszy. Ceną tego zwycięstwa było zachowanie państwa bolszewickiego, które objęło protektoratem państwa wschodniej Europy, w tym również część Niemiec.
Witold Modzelewski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 295
Poniżej przedstawiamy pierwszą część e-booka Roberta J. Burrowesa pt. Analiza historyczna globalnej elity:
Plądrowanie światowej gospodarki, aż „nic nie będziesz posiadać”.(red.)
[…]
Krótka historia gospodarcza
Po rewolucji neolitycznej, która miała miejsce 12 000 lat temu, rolnictwo umożliwiło osadnictwo ludzkie wyparcie gospodarki łowiecko-zbierackiej. Jednakże, chociaż rewolucja neolityczna nastąpiła spontanicznie w kilku częściach świata, niektóre społeczeństwa neolityczne, które pojawiły się w Azji, Europie, Ameryce Środkowej i Ameryce Południowej, uciekały się do zwiększania stopnia kontroli społecznej, rzekomo w celu osiągnięcia różnorodnych rezultatów społecznych i gospodarczych, w tym zwiększenia efektywności produkcji żywności.
Cywilizacje pojawiły się nieco ponad 5000 lat temu i wykorzystując ten wyższy stopień kontroli społecznej, charakteryzowały się miastami, efektywną produkcją żywności, pozwalającą znacznej mniejszości społecznej na zaangażowanie się w bardziej wyspecjalizowane działania, scentralizowaną biurokracją i praktyką umiejętnej walki. (p. „Krytyka społeczeństwa ludzkiego od czasu rewolucji neolitycznej”).
Wraz z pojawieniem się cywilizacji, elity o charakterze lokalnym (jak np. faraonowie w Egipcie), elity o zasięgu imperialnym (w tym cesarze rzymscy), elity o charakterze religijnym (takie jak papieże i urzędnicy Watykanu), elity o charakterze gospodarczym (szczególnie City of London Corporation ) i elity typu „narodowego” (zwłaszcza monarchie europejskie),wyłaniały się stopniowo, w celu zarządzania administracją związaną z utrzymaniem i poszerzaniem swoich dziedzin (politycznych, gospodarczych i/lub religijnych).
Pokój westfalski z 1648 r. formalnie ustanowił system państw narodowych w Europie. Wzbogacone długotrwałym i dochodowym dziedzictwem kontroli nad lokalną ludnością krajową, wsparciem dla imperialnego podboju ziem pozaeuropejskich, kolonialnego ujarzmienia rdzennej ludności i międzynarodowego handlu niewolnikami, elity europejskie, wspierane przez przemoc militarną, były w stanie narzucić długą serię zmian w krajowych systemach politycznych, gospodarczych i prawnych, co ułatwiło pojawienie się kapitalizmu przemysłowego w Europie w XVIII wieku.
Te wzajemnie powiązane zmiany polityczne, gospodarcze i prawne ułatwiły badania naukowe, które w coraz większym stopniu były nastawione na wykorzystanie nowych zasobów i innowacji technologicznych, które napędzały ciągłe wynalazki maszyn i wykorzystanie energii węglowej do umożliwienia produkcji przemysłowej.
Poza tym, po kilku stuleciach ich mniej i bardziej formalnych wersji, polityczne i ekonomiczne imperatywy elit doprowadziły do „legalnego” zamknięcia Izby Gmin, aby zmusić ludzi do opuszczenia ich ziemi i skierowania się na słabo opłacaną siłę roboczą potrzebną w powstających miastach przemysłowych.(p. new gentry, ogradzanie pól – przyp. Red. SN). W tych miastach ciągłe zmiany w organizacji pracy w fabrykach, elektryfikacji, bankowości i innych zmianach i technologiach dramatycznie zwiększyły przepaść między bogatymi i biednymi. Wraz z późniejszymi zmianami w edukacji, a później w opiece zdrowotnej, gospodarki krajowe i gospodarka światowa były coraz bardziej zorganizowane tak, aby skutecznie odłączyć „zwykłych” ludzi od ich ziemi, tradycyjnej wiedzy i długotrwałych praktyk w zakresie opieki zdrowotnej, aby uzależnić ich od radykalnie wzmacnianej instytucjonalnej rzeczywistości.
Kontrola elitarna zapewniała, że gospodarka nieustannie redystrybuowała bogactwo od tych, którzy mają mniej, do tych, którzy mają więcej.
Jak zauważył Adam Smith w swoim klasycznym dziele An Inquiry to the Nature and Causes of the Wealth of Nations (Bogactwo narodów) opublikowanym w 1775 r.: „Wszystko dla nas samych, a nic dla innych ludzi, wydaje się w każdej epoce świata były nikczemną maksymą panów ludzkości”.
Przykładem tego była na przykład 150-letnia walka pomiędzy bankierami pracującymi nad utworzeniem prywatnego banku centralnego w nowo niepodległych Stanach Zjednoczonych a tymi prezydentami (takimi jak Andrew Jackson i Abraham Lincoln) oraz członkami Kongresu, którzy pracowali niestrudzenie, aby do tego nie dopuścić. W rzeczywistości: „Większość ojców założycieli zdawała sobie sprawę z potencjalnych niebezpieczeństw związanych z bankowością i obawiała się gromadzenia przez bankierów bogactwa i władzy”. Dlaczego?
Obserwując, jak prywatny brytyjski bank centralny, Bank Anglii, zwiększył brytyjski dług publiczny do tego stopnia, że parlament był zmuszony nałożyć nieuczciwe podatki na amerykańskie kolonie, założyciele w USA zrozumieli zło prywatnego banku centralnego, który według Benjamina Franklina był prawdziwą przyczyną rewolucji amerykańskiej.
Jak argumentował James Madison, główny autor Konstytucji Stanów Zjednoczonych: „Historia odnotowuje, że Zmieniacze Pieniądza używali wszelkich możliwych form nadużyć, intryg, oszustw i brutalnych środków, aby utrzymać kontrolę nad rządami poprzez kontrolowanie pieniędzy i ich emisji”.
Inny założyciel, Thomas Jefferson, ujął to w ten sposób: „Szczerze wierzę, że instytucje bankowe są bardziej niebezpieczne dla naszych wolności niż stałe armie. Należy odebrać władzę emisyjną bankom i zwrócić ją ludziom, do których właściwie należy.
Jak się okazuje, walka o to, kto otrzyma władzę emisji amerykańskich pieniędzy, trwała od 1764 r., przechodząc z rąk do rąk osiem razy, aż do ostatecznego, oszukańczego zwycięstwa bankierów w 1913 r. wraz z utworzeniem Systemu Rezerwy Federalnej (FED). „Bitwa o to, kto będzie emitował nasze pieniądze, była kluczową kwestią w historii Stanów Zjednoczonych. Toczą się o to wojny. Depresje są spowodowane tym, że je nabywamy. Jednak po I wojnie światowej o tej bitwie rzadko wspominano w gazetach i podręcznikach historii. Dlaczego?
Do I wojny światowej Zmieniacze Pieniądza wraz ze swoim dominującym bogactwem przejęli kontrolę nad większością prasy krajowej. (Obejrzyj Władcy pieniądza: Jak międzynarodowi bankierzy przejęli kontrolę nad Ameryką (z odpowiednią sekcją czteroczęściowego transkrypcji filmu dostępnego tutaj: Władcy pieniądza: część I).
Skąd sprzeciw wobec prywatnego banku centralnego? Cóż, rozważmy powstanie i własność błędnie nazwanego Banku Anglii, założonego w 1694 roku.
Pod koniec XVII w. Anglia znajdowała się w finansowej ruinie: uszczupliło ją 50 lat mniej lub bardziej ciągłych wojen z Francją i Holandią. Urzędnicy rządowi zwrócili się więc do bankierów o pożyczki niezbędne do realizacji ich celów politycznych. Co ci bankierzy chcieli w zamian? „Cena była wysoka: prywatny bank objęty sankcjami rządowymi, który mógłby emitować pieniądze stworzone z niczego” stał się pierwszym na świecie prywatnym bankiem centralnym i chociaż zwodniczo nazywano go Bankiem Anglii, aby ludzie myśleli, że jest częścią rządu, w rzeczywistości tak nie było.
Co więcej, jak każda inna prywatna korporacja, Bank Anglii na początek sprzedał akcje. „Inwestorzy, których nazwisk nigdy nie ujawniono, mieli wyłożyć 1 250 000 funtów brytyjskich w złotych monetach, aby kupić swoje udziały w banku. Ale otrzymano tylko 750 000 funtów. Mimo to w 1694 r. bank uzyskał statut i rozpoczął działalność polegającą na pożyczaniu kilkukrotności kwoty, którą rzekomo miał w rezerwach, a wszystko to na procent.
Powtórzę to dla jasności: rząd brytyjski uchwalił ustawę ustanawiającą prywatny bank centralny (to znaczy bank będący własnością małej grupy zamożnych osób), który pożyczał ogromne kwoty pieniędzy, (których nie miał), aby uzyskiwać zysk z naliczania od nich odsetek.
Praktykę tę nazywa się „bankowością z rezerwą cząstkową”, aby brzmiała jak wyrafinowana koncepcja ekonomiczna, a nie oszukańcza praktyka, zgodnie z którą w przypadku ciebie lub mnie trafilibyśmy do więzienia. „W zamian Bank pożyczałby brytyjskim politykom tyle nowej waluty, ile chcieli, pod warunkiem, że zabezpieczyliby dług poprzez bezpośrednie opodatkowanie narodu brytyjskiego”. Innymi słowy Bank nie mógł stracić.
Zatem, jak zauważa William T. Still, „legalizacja Banku Anglii oznaczała ni mniej, ni więcej jak legalne fałszowanie waluty krajowej dla prywatnego zysku”. „Niestety” – kontynuuje – „prawie każdy kraj ma obecnie kontrolowany prywatnie bank centralny, którego podstawowym modelem jest Bank Anglii. Taka jest siła tych banków centralnych, że wkrótce przejmą one całkowitą kontrolę nad gospodarką kraju. Wkrótce zamieni się to w nic innego jak plutokrację, rządy bogatych”. (p. filmy: Władcy pieniądza oraz Bankowość – największe oszustwo na świecie). Wnikliwe wyjaśnienie znaczenia i historii pieniądza można znaleźć w znakomitym artykule Nicka Szabo „Shelling Out: The Origins of Money”.
W każdym razie podstawowa kwestia jest prosta: po 5000 latach różne procesy, dzięki którym elity lokalne, następnie elity „narodowe”, następnie elity międzynarodowe, a obecnie elita globalna, stale utwierdzały swoją kontrolę w celu zwiększenia swojej zdolności do kształtowania sposobu, w jaki świat działa, doprowadziły do tego, że gromadzenie bogactwa osiągnęło obecnie swój punkt kulminacyjny*. W ten sposób jesteśmy o krok od wpędzenia się w kontrolowaną przez elity technokrację, w której, jak wyjaśnia Światowe Forum Ekonomiczne: Do 2030 r. „Nic nie będziesz posiadać”. I będziesz szczęśliwy. A dlaczego miałbyś się z tego cieszyć? Ponieważ będziesz transludzkim niewolnikiem: organizmem, który nie posiada już nawet własnego umysłu.
Robert J. Burrowes
Powyższy tekst jest obszernym fragmentem wstępu do książki Roberta J. Burrowesa pt. Analiza historyczna globalnej elity: plądrowanie światowej gospodarki, aż „nic nie będziesz posiadać”.
*O finansyzacji pisał w SN Nr 4/18 prof. Maciej Miszewski - Finansyzacja - znak naszych czasów
https://www.sprawynauki.edu.pl/archiwum/dzialy-wyd-elektron/312-ekonomia-el3/3844-finansyzacja-znak-naszych-czaso
- Autor: Magdalena Barbaruk
- Odsłon: 25299
Historia Hiszpanii jest „straszliwym przykładem samobójstwa narodu, przykładem, nad którym inne narody długo myśleć powinny" pisał Alfred Fouillée w „Szkicu psychologicznym narodów europejskich". /.../
Historia Hiszpanii ma w sobie coś z dobrze znanego dziejopisom i historiozofom polskiej przeszłości nieumiarkowania: sukcesy wydają się zbyt wielkie, a kryzysy permanentne, długotrwałe, nie mające końca. W opisach przeszłości słabo obecne są kategorie związane z postępem, powolnym lecz systematycznym wzrostem miast czy cywilizowaniem instytucji, obyczajów /.../
Skupione na „krańcowości" narracje o przeszłych wydarzeniach, jak i tożsamości hiszpańskiej czynią z Hiszpanii wdzięczny materiał do refleksji o naturze kryzysów i istocie „kryzysowości". Są też interesującym materiałem dla badań nad związkami kryzysu i procesów globalizacji, jako że państwo to było głównym aktorem co najmniej jednego z najważniejszych wydarzeń w nowożytnej historii Europy i świata - podboju Ameryki - a fakt ten bywał często podawany za przyczynę ekonomicznego upadku Hiszpanii.
Zofia Szmydtowa w eseju „Z wieku Cervantesa" pytała: „Jak to się stało, że już z końcem wieku XVI zaczęły podnosić się głosy, później coraz częstsze, że wszystkie dziedziny życia kraju zagrożone są ciężkim kryzysem. Rok 1492, uznany zrazu powszechnie za początek wielkości i tryumfu Hiszpanii zaczęto uważać za datę w jej dziejach fatalną". /.../ Co równie ważne: tylko takiej rangi wydarzenie jak odkrycie Nowego Świata, wyprawy krzyżowe czy rekonkwista zdaniem José Ortegi y Gasseta nadawało temu krajowi „bez kośćca" spójność, jedność, siłę.
Myśl madryckiego filozofa rozwija Michel del Castillo w „Hiszpańskich czarach" następująco: „temu krajowi nie udaje się nic przeciętnego. Potrzebuje on wielkich planów do realizowania. Jeżeli Hiszpanie nie dokonują podboju Ameryki, stają się niczym i Hiszpania rozpada się". Historia Hiszpanii składa się zatem z momentów załamania, nieciągłości, które sprawiają, że jest niezrozumiała dla zewnętrznych obserwatorów.
Optyka „wszystko albo nic" znajduje też odzwierciedlenie w hiszpańskiej historiografii. Wokół mitu kryzysu uformowało się rozumienie hiszpańskiego XVII wieku przypadającego na panowanie Habsburgów - Filipa III i Filipa IV (oraz częściowo Karola II). Znamienny tytuł „Kryzys XVII stulecia" nosi większość rozdziałów podręczników poświęconych dziejom Hiszpanii tego okresu, a autor jednego z nich, Antonio Domínguez Ortiz, wskazując na popularność „kryzysowej" perspektywy oglądu dziejów zwraca uwagę na szczególnie ciekawy globalny aspekt problemu: „Polemika wokół kryzysu XVII w. trwa już od ponad 20 lat i choć daleko jeszcze od jej rozstrzygnięcia, nastąpiło wyraźne zbliżenie stanowisk.
Zainteresowanie samym zjawiskiem bierze się z faktu, iż nie dotknęło ono jednego tylko państwa, lecz miało zasięg ogólnoeuropejski, może nawet światowy, a jego przyczyny wciąż pozostają dla nas nie do końca jasne. Owo nieszczęsne stulecie weszło klinem miedzy dwa wieki wyraźnego postępu, co kłóci się z powszechnym przekonaniem o nieprzerwanym rozwoju świata zachodniego. Nieporozumienia biorą się w dużej mierze z pojmowania kryzysu w kategoriach abstrakcyjnych, gdy tymczasem należałoby spojrzeć na Europę jak na szereg rozwijających się niezależnie terytoriów; Europa inaczej wyglądała u progu wieku i u jego schyłku.
Odmiennie kształtowała się koniunktura w Anglii niż w Hiszpanii, znaczne różnice występowały nawet w obrębie poszczególnych państw. Wreszcie warto pamiętać, iż choć wszystkie procesy historyczne są ze sobą w jakimś stopniu powiązane, nie zawsze biegną tym samym rytmem: jakiś kraj może przechodzić głęboki kryzys gospodarczy czy demograficzny, ale jednocześnie znajdować się u szczytu rozwoju kulturalnego i naukowego. Tak właśnie działo się w XVII- wiecznej Europie, w której ludzkie krzywdy i narodowe klęski współistniały ze wspaniałymi osiągnięciami kultury. Te jaskrawe kontrasty dotyczyły również Hiszpanii".
Upadek gospodarki, ale wzlot kultury
Istnieją dwa obiegowe poglądy dotyczące źródeł i funkcji kryzysu w siedemnastowiecznej Hiszpanii, które łączą się z problematyką globalizacji w odmienny sposób. Pierwszy pogląd ująć można następująco: bogactwo może w pewnych okolicznościach ekonomiczno - kulturowych być źródłem kryzysu, upadku, nędzy zarówno wielkich organizmów państwowych, jak i pojedynczych jednostek. Drugie zaś podejście opisuje współwystępowanie kryzysu ekonomicznego, politycznego, państwowego i rozkwitu w dziedzinach kultury: sztuki, literatury, filozofii.
Dobrym przykładem narodzin arcydzieła pomimo upadku państwa jest powieść Miguela de Cervantesa „Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy" i dorobek twórczy hiszpańskiego Złotego Wieku./.../ Rożnie datowany Złoty Wiek kultury, liczący w zależności od szacunków historyków od lat ok. 50 lat do ok.150 przypada na wiek XVI a kończy się w połowie wieku XVII, kiedy zaczyna towarzyszyć kryzysowi w innych dziedzinach życia kraju.
By uświadomić sobie, jaką potęgą artystyczną była Hiszpania doby Siglo de Oro wystarczy przywołać dobrze znane sylwetki mistyków, ascetów, poetów: św. Teresy z Avila, św. Jana od Krzyża, Fray Luisa de Granada czy piszących na potrzeby teatru jak Lope de Vega, Tirso de Molina, Calderón de la Barca. Hispanista i historyk sztuki, Leszek Biały podaje, że w ciągu XVII wieku wystawiono 10 tysięcy sztuk (komedii i tragedii) i około tysiąca autos sacramentales, miarą ówczesnej teatromanii może być więc to, że premiery odbywały się co 3-4 dni. W dziedzinie sztuk plastycznych także mamy największych: Diego de Velázqueza, El Greco, Francisco de Zurbarána, José de Riberę, Bartolomé Murillo.
Rozkwit artystyczny pogrążającej się w upadku Hiszpanii prowadzi Carlosa Fuentesa do nakreślenia następującej wizji ogólnych prawideł kultury hiszpańskiej: „Skuteczność polityki i gospodarki Hiszpanii (...) była niewielka, wkład naukowy i techniczny tego kraju - względny, lecz jego talenty w dziedzinie sztuki - ogromne. Nie wiem, czy można przyjąć jako absolutną regułę fakt, że największe dzieła hiszpańskiego geniusza przypadają na okresy kryzysu i dekadencji hiszpańskiego społeczeństwa (...). Złoty Wiek rozkwita (...) w miarę jak więdnie siła Hiszpanii. Velázquez jest malarzem podupadającego dworu Filipa IV, a Goya tworzy za czasów ślepych i sprzedajnych Burbonów, Karola IV i Ferdynanda VII, którym Bonaparte wyrwał korony, a kolonie - zbuntowani Kreole"./.../
Upadek supermocarstwa
Jakie zjawiska ukrywają się pod hasłem „kryzys XVII wieku"? Już w 1600 roku M. G. de Cellorigo twierdził, iż: „Wydaje się, że chciano zrobić z tego państwa państwo ludzi zaczarowanych, żyjących poza naturalnym porządkiem rzeczy". Ten bystry obserwator Hiszpanii krytykował w istocie pozorność bogactwa Hiszpanii opartego na papierach wartościowych, a nie na produkcji.
A przecież jeszcze w XVI wieku żaden kraj nie mógł się równać z ekonomiczno -polityczną potęgą Hiszpanii, Karol V bliski był utworzenia monarchii światowej, a tysiące ton srebra i złota płynęło do portu w Sewilli. Jak podaje Tadeusz Miłkowski, „Po odkryciu wielkich pokładów srebra w Potosí (Peru, 1545) i Zacatecas (Meksyk, 1546), kruszec ten dominował w lukach hiszpańskich galeonów. Przyjmuje się, że Srebrna Góra w Potosí dawała w drugiej połowie XVI w. połowę światowej produkcji srebra. Oznaczało to dla Hiszpanii, że może finansować swoje europejskie wojny, a dla Indian peruwiańskich - straty ludzkie porównywalne z epidemiami".
Leszek Biały z kolei pisze, że ilość srebra w obiegu europejskim zwiększyła się w latach 1531-1660 o 300 %, a złota o 20%. W czasie największej świetności Karol V, król hiszpański i cesarz rzymski narodu niemieckiego, władał także Niderlandami, połową terytorium Włoch, północną Afryką, Nowym Światem, a o Morzu Śródziemnym mawiano „nasze morze". „Ten niezwykły upadek supermocarstwa (...) zostanie przyrównany później przez Monteskiusza do dekadencji cesarstwa rzymskiego" - przypomina Biały.
Co tak szybko doprowadziło kraj, „w którym słońce nie zachodzi" do bankructwa?
We współczesnym dyskursie historycznym dotyczącym hiszpańskiego kryzysu XVII wieku podaje się następujące jego przyczyny (i przejawy):
1. Kryzys demograficzny
- wyludnienie kraju na skutek epidemii dżumy i ospy, głodu związanego z upadkiem rolnictwa, emigracji ludności do Ameryki oraz wygnania morysków. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że poziom zaludnienia Hiszpanii z końca XVI w. (ok. 8 mln) został powtórnie osiągnięty dopiero w połowie XVIII wieku
2. Kryzys gospodarczy
- nieopłacalność produkcji z powodu inflacji;
- upadek najważniejszego przemysłu Hiszpanii czyli włókiennictwa (destrukcyjna rola tzw. Mesty), związany z nim upadek wielkich centrów handlu (Medina del Campo, Burgos);
- upadek przedsiębiorstw produkujących statki;
- kryzys rolnictwa (opuszczanie ziemi przez chłopów - w 1600 roku 1/3 ziem uprawianych sto lat wcześniej leży odłogiem);
- drożyzna.
Jak pisze Biały, „Stopniowo Hiszpania stawała się przedziwnym krajem, w którym nikomu nie opłacała się działalność produkcyjna. Nikomu prócz cudzoziemców".
Trzeba też pamiętać o ekonomicznych skutkach wygnania żydów w 1492 roku, które -zdaniem Domíngueza - były czysto religijne. Reyes Católicos „zdawali sobie bowiem sprawę, co tracą wraz z wychodzącymi żydami, wiedzieli, że byli to wierni poddani i cenne źródło dochodów Korony. Nie sposób dociec, ilu żydów zdecydowało się przyjąć chrzest, by uniknąć wypędzenia".
Ogólną liczbę wypędzonych żydów szacuje się na ok. 100 tysięcy, „W kategoriach ekonomicznych straty były dużo poważniejsze. Hiszpania pozbyła się ludzi wykształconych i pracowitych, spory odsetek stanowili rzemieślnicy i kupcy, a wiec przedstawiciele burżuazji, której nie było w Kastylii za wiele" (tamże).
Nie mniejsze były też skutki wygnania morysków - „Dzisiejsze oceny strat gospodarczych wygnania morysków są mniej krytyczne niż te, które pojawiły się w Hiszpanii już w 10 lat po wygnaniu - twierdzi Miłkowski. - Wówczas uważano, że exodus morysków był główną przyczyną upadku Hiszpanii. Obecnie historycy widzą w nim czynnik pogłębiający już wcześniej istniejące negatywne zjawiska w gospodarce".
3. Upadek finansów
- inflacja z powodu napływu kruszcu z Ameryki, który w Hiszpanii zjawia się na krótko, destabilizując wartość pieniądza, by zniknąć w sejfach banków niderlandzkich;
- wysychanie źródła dostawy srebra i złota (Miłkowski podaje, że „W okresie największych dostaw przypłynęły z Ameryki kruszce o wartości 13 mln dukatów (1596-1600). Potem nastąpił spadek do 2 mln za okres 1646-1650" );
- bicie miedzianych monet vellón (Miłkowski: „W połowie XVII w. największy na świecie producent złota i srebra nie dysponował złotymi i srebrnymi monetami w normalnym obiegu. Vellón w torbie o określonej wadze [nie liczono oficjalnego nominału] był używany do zakupu podstawowych produktów, np. 3 kg vellón za 5 kg sera");
- zadłużenie państwa (np. w 1623 roku państwowe pożyczki tzw. juros wynosiły 112 mln dukatów);
- brak pieniędzy na spłatę zagranicznych długów i wypłatę procentów od państwowych pożyczek;
- ogłoszenie bankructwa państwa: w 1607 r. (za Filipa III) i za Filipa IV w 1627, 1647, 1652, 1662 roku. „O nienormalności (przewlekłej chorobie) hiszpańskich finansów - zdaniem Miłkowskiego - najlepiej świadczy rozłożenie wydatków państwa za okres 1621-1640: ponad 90% dochodów pochłaniała spłata długów (i odsetek od nich) oraz koszty operacji militarnych";
- zwolnienie z płacenia podatków rzesz ludności (stąd powszechny handel tytułami szlacheckimi, gdyż „szlachectwo zwalnia z więzień za długi, zwalnia z szeregu podatków za domy, konie, muły i broń, oraz pozwala próżnować") na rzecz konfiskaty majątków różnych grup ludności, np. morysków;
- utrzymywanie się co najmniej 20% ludności z żebraniny, pomocy Kościoła, państwa lub osób prywatnych
4. Głęboki kryzys społeczny
- protesty, rozruchy, powstania ludowe, bandytyzm, rosnąca liczba włóczęgów i żebraków; kryzys dotyka wszystkich warstw społecznych, także arystokracji szlacheckiej, której majątek jest olbrzymie zadłużony, a jej dochody pochłaniają odsetki od długów
- dewaluacja tytułów szlacheckich (sprzedaż tytułów).
- mający dwojaką przyczynę kryzys miejskiej warstwy średniej: kupcy i rzemieślnicy nie mogąc konkurować z obcymi kupcami i produktami, inwestują w bezpieczniejsze źródło dochodu czyli dług państwa.
Jak roztrwonić majątek
Jako że „w bogactwach zaoceanicznych widziano źródło biedy, jakiej nie znała Hiszpania przed odkryciem Ameryki" (Szmydtowa), mocniej zaakcentować trzeba znaczenie konkwisty i napływu kruszcu z Ameryki dla hiszpańskiej kultury rozumianej jako swoiste sposoby życia ludzi.
Rola, jaką odegrały tu czynniki kulturowe wymaga podkreślenia wydaje się bowiem, że to głównie wartości stoją za roztrwonieniem amerykańskich skarbów oraz brzemiennym w skutki, nieprzezwyciężonym aż do końca wieku XIX, „kryzysem Hiszpanii".
Choć niektórzy historycy kwestionowali zasadność związku miedzy napływem złota i srebra a późniejszym upadkiem ekonomicznym Hiszpanii (inflacja), ta teza amerykańskiego historyka, Earla J. Hamiltona, jest zdaniem Miłkowskiego wciąż niepodważalna: „Przyzwyczajeni do skali współczesnej inflacji nie potrafimy zrozumieć, czym dla człowieka żyjącego w wieku XVI była średnia roczna 2% inflacja, która dała przez cały wiek 500% wzrost cen. W porównaniu z końcem średniowiecza, charakteryzującym się deflacją, była to prawdziwa cenowa rewolucja".
Hiszpania jako najdroższy kraj Europy, który nie miał własnej siły roboczej, przyciągał cudzoziemców magnesem dobrej zapłaty, co prowadziło do nieopłacalności własnego przemysłu. Do zacofania gospodarki „amerykański pieniądz" prowadził także zdaniem Miłkowskiego w inny sposób: „Produktem eksportowym Hiszpanii był pieniądz. Bity w Ameryce real de a ocho (moneta srebrna real o nominale 8) okazał się pierwszym w historii ludzkości pieniądzem międzynarodowym uznawanym na całym świecie (był m.in. podstawą wymiany handlowej miedzy azjatyckimi kupcami).
Dzięki temu, że Hiszpania mogła wszystko kupić, zaniechała zmodernizowania własnej gospodarki. Kraj przestał się rozwijać, zaczął działać mechanizm podobny do stworzonego przez polski eksport zboża, zapewniający zyski na dziś i prowadzący do zacofania w przyszłości".
Podkreślmy jeszcze raz, że to nie srebro i złoto zrujnowało Hiszpanię, lecz specyficzny splot czynników gospodarczych i kulturowych. Zgodni są co do tego chyba wszyscy autorzy, pisze o tym m. in. Tadeusz Miłkowski: „Dla gospodarki hiszpańskiej napływ kruszców z Ameryki nie miał bynajmniej wyłącznie negatywnego znaczenia. Kryzys wynikał ze złego ich wydatkowania przez państwo" czy Edmund Lewandowski: „Najbardziej szokuje lekkomyślne roztrwonienie skarbu amerykańskiego. W latach 1503-1560 przywieźli z Ameryki 185 ton złota i 16 tys. ton srebra. Na tej podstawie można przypuszczać, że państwo stało się niezwykle bogate. W rzeczywistości zaś król Hiszpanii był bankrutem".
Zastaw się a postaw się
Jeden z ówczesnych ekonomistów proponował, żeby Hiszpanie wzięli się do pracy i zmniejszyli import, ale było już za późno. Sekretarz Filipa II zanotował „Przyzwyczajenia wzięły górę, okoliczności sprawiły, że Hiszpania żyła ponad stan, bez wystarczającej produkcji własnej. Pozornie bogata we wszystkie skarby amerykańskie, ubożała bezustannie, a kiedy zdała sobie z tego sprawę, nie miała już ani środków, ani ochoty, by się podnieść". Zdaniem Lewandowskiego najpoważniejszą utratę sił przez imperium spowodowało „140 lat bezsensownych wojen" prowadzonych w imię obrony chrześcijaństwa. /.../
Na ławie oskarżonych zasiadają więc przede wszystkim „hiszpańskie" wartości. Głównie kulturowe przyczyny kryzysu wykazuje w swej książce nie stroniący od emocjonalnych, subiektywnych ocen Hiszpanii, Michel del Castillo: „Łatwo przewidzieć ekonomiczne skutki tej polityki [zastąpienia pracy i podatków konfiskatą mienia - MB]: Hiszpania pogrąży się w nędzy, z której już nigdy się nie podniesie.
Z psychologicznego punktu widzenia konsekwencje te będą jeszcze poważniejsze: wartości uznawane przez świat mieszczański, takie jak praca, powodzenie, postęp, zastąpi postawa typowa dla arystokracji: pogarda dla pracy rąk, kult wojny traktowanej jako przemysł i duma kastowa związana z tradycją nazwiska. Najbiedniejsi pogrążyli się w tym micie. Mogli nie mieć co jeść, ale z dumą mówili, że są chrześcijanami od wieków".
Nie chodziło oczywiście tylko o dumę z wyznania religijnego. Powodem do chluby było też nie utrzymywanie się z pracy własnych rąk i stoicki, by nie powiedzieć lekceważący, stosunek do bogactwa (Jerzy Borejsza przytacza wymowny przykład takiej postawy, którą opisał znany moralista hiszpański XVI w. Fray Juan de la Cerda: „Mieszkankom Sewilli podoba się raczej to, co jest rzadkie i kosztowne, aniżeli to, co naprawdę przedstawia jakąś wartość. Sukno winno pochodzić z Flandrii, zaś ambra aż z samego końca świata, by nadać miły zapach rękawiczce i skórzanemu kaftanowi. Również obuwie powinno być perfumowane i mieć odpowiedni połysk, albowiem złoto powinno w nim się odbijać, tak samo jak wstążki... Wszystko powinno być nowe, spod igły po to, by od razu po znoszeniu - zostało następnego dnia wyrzucone...").
Do pieniędzy, które można było pozyskać w sposób honorowy i zgodny ze stanem szlacheckim, można było zyskać dostęp w sposób trojaki: „Iglesias, o mar, o casa real: dochody kościelne, morze, czyli rabunek zamorski, oraz wysługi na dworze królewskim" (Borejsza). Jednak również najuboższa szlachta ironicznie sportretowana w „Don Kichocie" dzieliła z królem podobny status - zgodnie zresztą z przysłowiem „hidalgos como el Rey, dineros menos" (szlachcice jak król, jeno bez pieniędzy). Właśnie tych siedemnastowiecznych arystokratów ducha miał na myśli król Alfons XIII, kiedy mawiał, że sprawował władzę nad 21 milionami królów.
Przyczyny kryzysu Hiszpanii XVII wieku były zatem dwie - finansowa (przede wszystkim inflacja) i kulturowa (w tym wojny religijne oraz roztrwonienie bogactwa w konsumpcyjnym stylu życia). Trudno powiedzieć czy wygasły one całkowicie wraz z obwieszczeniem końca kryzysu XVII wieku.
Warto zapytać na ile świadomi byli Hiszpanie tego, że żyją w epoce kryzysu, trwał on przecież tak długo, że niektórzy mogli nie znać innej Hiszpanii. Mimo analfabetyzmu i nieporównywalnego z dzisiejszym dostępem do informacji, wydaje się, że świadomość „kryzysu XVII wieku" i reakcje na niego były dość podobne do współczesnych.
W XVII wieku o kryzysie dyskutowano równie powszechnie i gorliwie jak obecnie, gdy media i naukę ogarnęła prawdziwa kryzysowa mania. Nad hiszpańskim kryzysem również obradowało wielu ekspertów. Zdaniem Miłkowskiego, „Kontrast pomiędzy minionym dobrobytem kraju przy ciągle napływających bogactwach z Ameryki a katastrofalnym spadkiem poziomu życia jego mieszkańców był tak wyrazisty, że Hiszpanię zalała masa pism i traktatów próbujących wyjaśnić przyczyny takiego stanu rzeczy i proponujących władcom sposoby (arbitrios) wyjścia z kryzysu. Ich autorzy (arbitristas) byli urzędnikami, kupcami, duchownymi, oficerami.
Skala publicznej dyskusji o stanie państwa, gospodarce czy polityce nie miała sobie równych w ówczesnej Europie. Ulotki, pamflety, teksty satyryczne, jak i większe traktaty były wydawane w dużych nakładach (...), powszechnie je czytano i dyskutowano o nich.
Znane osobistości polityczne (...) poddawały krytyce poczynania władz, zwykli ludzie (mający łatwiejszy dostęp do króla niż my dzisiaj do przywódców politycznych) zarzucali publicznie królowi, w jego obecności, nieczynienie niczego dla ratowania kraju. Poczucie upadku Hiszpanii było tak dominujące, że sam Filip IV i Olivares uznawali to za rzecz bezsporną".
Czy kryzys skończył się jak za dotknięciem różdżki w wieku XVIII (wraz z rządami Burbonów), czy też Hiszpania nigdy się z niego nie otrząsnęła, czego dowodem była zapaść, której świadkiem było tzw. Pokolenie '98 - w tej sprawie opinie są podzielone. Historycy przychylają się do odpowiedzi pierwszej, posiłkując się konkretnymi danymi. Ich troską jest raczej ustalenie najlepszej cezury oddzielającej upadek Hiszpanii od jej ponownego wzrostu.
Magdalena Barbaruk