Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1037
Jak popularna jest książka Dywizjon 303 Richarda Kinga (w tłumaczeniu Grzegorza Siwka) świadczy już piąte jej wydanie przez oficynę RM. Dotychczas historię tej polskiej formacji podczas bitwy o Anglię opisywali głównie Polacy – historycy, dziennikarze, piloci, ale spośród 11 autorów książek traktujących o Dywizjonie 303 (tylu się doliczyłam), są także cudzoziemcy – Amerykanie, Kanadyjczycy i Anglicy – wśród nich właśnie Richard King. Oczywiście, najbardziej znana jest książka Arkadego Fiedlera, napisana w 1940 roku, wydana trzy lata później, która doczekała się ogromnej liczby wydań polskich (ponad 30) i została przetłumaczona na co najmniej pięć języków. Niemniej liczba pięciu wydań książki Kinga w Polsce świadczy o tym, że i jego opowieść o ludziach Dywizjonu 303 jest w Polsce popularna i doceniana.
Przede wszystkim dla Polaków jest ona ciekawa z racji innego punktu widzenia na działania i dzieje pilotów tworzących ten dywizjon. Ale i z racji innych, niepublikowanych materiałów źródłowych, do których dotarł autor książki, wykonując ogromną pracę dokumentalną i komparatystyczną związaną z angielskimi i niemieckimi danymi (widać to np. w dodatkach merytorycznych, ale i bibliografii, tabelach i ilustracjach).
W książce Kinga historia Dywizjonu 303 przedstawiona jest chronologicznie, dzień po dniu, z wykorzystaniem prywatnych dzienników pilotów, oficjalnych raportów z akcji bojowych, wspomnień żyjących jeszcze osób, które zetknęły się z polskimi pilotami oraz prywatnych, niepublikowanych fotografii.
Ciekawy jest też rozdział książki odnoszący się do dzieła Arkadego Fiedlera, w którym autor zawarł jego krytyczną analizę i ujawnił prawdziwą tożsamość pilotów i członków personelu naziemnego. Fiedler, pisząc książkę podczas wojny nie mógł posłużyć się prawdziwymi danymi opisywanych osób z racji ich bezpieczeństwa. W polskich edycjach powojennych te dane ujawniono, ale w angielskich tłumaczeniach – nie, stąd dodatkowa wartość tej książki z punktu widzenia Polaków.
Choć panuje powszechna zgoda historyków, w tym – wojskowości, że poświęcenie Polaków w czasie bitwy o Anglię nie zostało docenione przez brytyjski rząd i inne władze ani w czasie wojny, ani po jej zakończeniu, a ich umiejętności nie zostały odpowiednio wykorzystane, to na podstawie książki Kinga czytelnik lepiej rozumie, dlaczego tak było (pomijając gry polityczne aliantów). Dlaczego Anglicy nie doceniali Polaków, traktowali ich lekceważąco przekonani o swojej wyższości kulturowej?
Dobrze ilustruje to opinia o Polakach płk. Jamesa Thomsona, który zajmował się m.in. szkoleniem w Dywizjonie 303. Jak podaje autor książki, choć pułkownik wspominał Polaków dość ciepło, twierdząc, że byli „bardzo walecznymi, świetnymi pilotami i znakomicie strzelali, ale przy tym byli beznadziejnie niezdyscyplinowani, niemożliwi do okiełznania”.
Umiał sobie z nimi poradzić tylko mjr Kellet odpowiedzialny za dyscyplinę, który „rozgryzł” ich naturę. „Wiedząc, jak bardzo Polacy rwali się do walki i jak nie znosili przymusowego odpoczynku, zdecydował, że karą za wykroczenia dyscyplinarne będzie tygodniowy urlop. Tym sposobem udało mu się ich zdyscyplinować”.
Podczas lektury tej książki przykładów odmiennego spojrzenia na rzeczywistość i sposobu działania Polaków i Anglików autor przytacza więcej. Nie sposób więc uciec od skojarzeń z filmem Tadeusza Chmielewskiego „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”, kiedy bohater Franek Dolas trafia do angielskiego obozu podczas rytuału picia herbaty… Jak widać, coś w tych stereotypach narodowościowych jest…(al.)
Dywizjon 303. Walka i codzienność, Richard King, wydawnictwo RM, wyd. V, s. 431, cena 39,99 zł.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1074
Michael Hans Kater, profesor historii na uniwersytecie York w Toronto jest niemieckim historykiem nazizmu i autorem książki Dzieci Hitlera. Hitlerjugend (jej fragment - Duma czy wstyd? - publikujemy w tym numerze SN). Wydawcą już drugiego wydania tej ksiązki jest oficyna RM, a tłumaczem - Olga Knopińska.
Hitlerjugend, czyli Młodzież Hitlera, to utworzona w 1922 roku w Niemczech paramilitarna młodzieżowa organizacja NSDAP, przybudówka Oddziałów Szturmowych (SA). Do 1930 roku zwerbowano do niej ok. 25 tys. młodych (pow. 14 roku życia) chłopców. Dla młodszych (10-14 lat) oraz dziewcząt stworzono odrębne organizacje (Deutsches Jungvolk i Bund Deutscher Mädel).
Rozrost liczebny tej organizacji, w której wychowanie wzorowane było na spartańskim, z silnym kultem jednostki (Hitlera), zaczął się na początku lat 30. XX wieku, a po wprowadzeniu ustawy o HJ w 1936 roku praktycznie cała niemiecka młodzież z terenu Rzeszy była w niej skupiona. Tuż przed wybuchem wojny w 1939 roku wszyscy młodzi chłopcy i dziewczęta (7,7 mln) w wieku 10-18 lat musieli pełnić służbę w HJ – opiekunowie tych, którzy się uchylali ponosili konsekwencje w postaci grzywny lub więzienia.
Podczas wojny HJ stanowiło służbę pomocniczą, z czasem utworzono z jej członków (16-18-letnich chłopców) wojskową rezerwę, a w 1943 – Dywizję Pancerną SS „Hitlerjugend”, która w walkach przeciw brytyjskim i kanadyjskim siłom podczas alianckiej inwazji w Normandii wyróżniała się bestialstwem. Kiedy wojna zbliżała się ku końcowi, dowództwo armii niemieckiej włączało do HJ coraz młodsze dzieci, a HJ miało za zadanie bronić Berlina do końca. Po wojnie HJ nie zostało uznane za organizację przestępczą z uwagi na to, że jej członkami były dzieci, choć niektóre z nich były podejrzewane o zbrodnie wojenne. Osądzeni zostali tylko ich przywódcy.
Autor książki, analizując okoliczności powstania HJ – sytuację społeczno-polityczną w Niemczech po zakończeniu I wojny (ogromne reparacje, kryzys gospodarczym końca lat 20., konflikty społeczne, w tym - pokoleniowy), pokazuje fenomen fascynacji faszyzmem wśród młodych ludzi Rzeszy, ale i trudności z wyborem wówczas innej drogi. Szerokie tło, na jakim kreśli obraz HJ, „dokonania” tej organizacji, opis sposobów indoktrynacji i manipulacji młodymi, to znakomita lekcja historii faszyzmu, ale i działań Niemców w Rzeszy i okupowanych przez nich krajach. W dodatku historii popartej relacjami tych, którzy przeżyli wojnę, bardzo dobrze udokumentowanej obszernymi przypisami oraz cytatami z listów, dokumentów i wspomnień wielu członków HJ. Autor nie wybiela postaw i czynów młodych (w latach 30.) Niemców, niemniej próbuje zrozumieć motywację wstępowania młodzieży do HJ. Skłania też czytelnika do refleksji nad skutkami manipulacji i indoktrynacji, czyniącymi z ludzi bestie.(al.)
Dzieci Hitlera. Hitlerjugend, Michael H. Kater, wydawnictwo RM, wyd. II, s. 320, cena 29,99 zł
- Autor: Barbara Janiszewska
- Odsłon: 2247
To lektura bardzo aktualna na dzisiejsze czasy. Jej autor – Rafał Woś - prowadzi czytelnika przez zawiłe meandry polskiej gospodarki od lat 80. ubiegłego wieku, szczególnie uwzględniając ostatnie 25 lat transformacji wolnorynkowej.
„W opinii publicznej dominuje przekonanie, że polityka polityką, ale przynajmniej w gospodarce wszystko idzie nam świetnie. Bo Polska ma za sobą najlepsze 25 lat w swojej historii” – czytamy na początku rozważań autora. A mimo to zadajemy sobie pytanie, dlaczego tak wielu z nas, obywateli, w zasadzie tego nie czuje? W odpowiedzi Woś stawia diagnozę - polska gospodarka od ćwierćwiecza cierpi na specyficzne schorzenie: dziecięcą chorobę neoliberalizmu.
Recepta na każde ekonomiczne wyzwanie w tych latach była jedna: więcej rynku, mniej regulacji, więcej wolności ekonomicznej. Tylko, że skorzystali na tym najbardziej przedsiębiorczy i najbogatsi. Zakochane w neoliberalizmie polskie elity bardzo szybko nauczyły się z niego korzystać. I uznały, że nie ma innej drogi rozwoju Polski. Tymczasem choroba rozwijała się w najlepsze.
W rozdziale „Mity polskiej niedoli” autor obala mity, które narosły wokół polskiej debaty o gospodarce.
Mit najważniejszy jest związany z raportem Banku Światowego, opublikowanym jesienią 2013 roku - „Nowy złoty wiek Polski. Z peryferii Europy do jej centrum”. Tylko czytając ów raport, bardzo dobry dla wizerunku zewnętrznego , autor książki przywołuje stwierdzenie z kultowego filmu Barei: „Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów i prawda ekranu”. I według autora, ten raport to właśnie „prawda ekranu”.
„Musimy wysiąść z neoliberalnego tramwaju, którym poruszaliśmy się przez ostatnie dwie dekady i przesiąść do nowszego modelu”. Może wtedy „wskoczymy na tory, po których poruszają się kraje naprawdę rozwinięte”.
„Bowiem statystycznie rosnący dochód narodowy nie oznacza dobrego i zdrowego rozwoju społecznego”.
Najlepszym przykładem jest Białoruś. Od 1995 roku PKB per capita wzrósł w kraju Łukaszenki 4,5 razy. Jeżeli zaś zmierzamy z peryferii do centrum Europy, budując siłę gospodarczą na taniej pracy, a nie na kapitale i innowacjach, postępujemy jak typowe państwo peryferyjne.
Kolejny – dość powszechny mit głosi, że „Polska jest krajem nieprzyjaznym przedsiębiorcom. Biednemu człowiekowi interesu wszyscy rzucają kłody pod nogi”.
Mit trzeci: wzrost i eksport „cacy”, dług „be”. Tymczasem nie sprawdziło się założenie, że szybkie tempo wzrostu automatycznie przełoży się na spadek bezrobocia i ubóstwa w Polsce.
Podobnie, jak fetyszyzacja długu publicznego. Przekonanie, że „nadmierne zadłużenie to najgorsze, co się może gospodarce przytrafić’. Tymczasem zachodnie rozwinięte kraje tkwią w długach! A im bardziej gospodarka zarabia na eksporcie, tym bardziej staje się zakładnikiem rynków zagranicznych.
„I w naturalny sposób trzeba się w takiej sytuacji bronić przed postulatami wyższych płac – im więcej będzie kosztowała produkcja tym bardziej obniża się nasza konkurencyjność na rynkach międzynarodowych. Tamowanie wzrostu kosztów produkcji sprawia jednak, że rynek wewnętrzny będzie zawsze niedorozwinięty” – twierdzi autor. Czyli mit trzeci też jest… mitem.
Ostatni rozdział („Organizm się broni”) czytamy już z nutką optymizmu. „Wpływ kryzysu 2008 roku i czterech jeźdźców apokalipsy: recesji, bezrobocia, dramatycznego wzrostu zadłużenie publicznego oraz nierówności dochodowych” prawdopodobnie wyzwoliły w polskiej gospodarce reakcje obronne.
Wymiana pokoleń w Polsce, otwarcie na Zachód też przyczyniły się do zmiany drogi naszego rozwoju gospodarczego. I w tym miejscu autor opisuje, jak podejmowano decyzje w poszczególnych ekipach rządowych, jak działały na niwie ekonomicznej media.
Lektura tego rozdziału powinna być obowiązkowa dla obecnych polskich decydentów. Uczmy się na własnych błędach i wykorzystujmy własne doświadczenia. Warto. Świadczą o tym opinie znanych czytelników. „Prowokujący, przemyślany, cenny głos w dyskusji jak – bez klapek na oczach – budować siłę Polski w kolejnej dekadzie” (Paweł Rabiej). „ To przede wszystkim opowieść o tym, czy i w jakim stopniu transformacja przybliża nas do standardów godnego społeczeństwa” (prof. Elżbieta Mączyńska).
Barbara Janiszewska
Dziecięca choroba liberalizmu, Rafał Woś, Studio Emka, Warszawa 2014, s.289, cena 39 zł