Filozofia (el)
- Autor: Marek Chlebuś
- Odsłon: 3406
Co może, a nawet powinno, być dla większości edukowanych osób zdumiewające, porządek świata, w znacznej części już ten współczesny, w jeszcze większej przyszły, jawi się jako wyraźnie arystokratyczny, z tendencją do kastowości, zbudowany na systemowym wyzysku, podpartym finansowymi fetyszami i demokratycznym bałwochwalstwem, dyskretnie i selektywnie wspierany przez przemoc i gwałt, zadawane skrycie i poza wszelkimi prawami przez różne służby.
Elity kulturowo i nawet biologicznie odrębne od mas, fałsz nauk społecznych, usłużność edukacji, fasadowość państw... Najczystsza teoria spisku, prawda? No, ale skoro już tyle razy niedawne herezje uznawano za naukową prawdę, a stare dogmaty zaczynano uważać za psychozy, i leczyć, to jaką wagę i jaką trwałość ma dziś taki zarzut?
Ewolucja społeczna zdaje się konsekwentnie zmierzać w kierunku wymóżdżenia, wywłaszczenia oraz zniewolenia większości ludzi. Planetarny system społeczny może się docelowo wypiętrzać nawet bardziej niż ten średniowieczny, bo choć ciemnota, nędza i poddaństwo ludu będą raczej mniej głębokie niż wtedy, to nowa arystokracja będzie się wynosić na wyżyny niepojęte, trudne do ogarnięcia wyobraźnią, a i liczebność elit może być mniejsza niż kiedykolwiek.
Czy taki proces musi być celowy? Z pewnością nie. Masowe media i powszechna edukacja samorzutnie obniżają poziom swój i poziom ludu, nawzajem ciągnąc się w dół. Wolny rynek w naturalny sposób prowadzi do koncentracji bogactwa, wydziedziczając ubogich i powiększając istniejące fortuny, podobnie też demokracja poddaje prawomyślnych i przyzwoitych obywateli władzy cynicznych demagogów, rozwarstwiając społeczeństwo na rządzących i rządzonych. To są procesy naturalne, co nie znaczy, że sprawiedliwe czy nieuniknione.
Zresztą, głównym problemem rodzącego się ładu może być nie tyle nędzne położenie ludu - i nawet nie odczłowieczająca go indoktrynacja, zakrywająca jego upodlenie - lecz raczej rosnąca zbędność mas, coraz szerzej wykluczanych z gospodarki przez maszyny. Wkrótce nieszczęściem ludu może być nie to, że ktoś go wyzyskuje lub otumania, lecz przeciwnie: to, że nikt go nie chce ani wyzyskiwać, ani otumaniać, ani nawet gwałcić. Lud może stać się po prostu zbędny.
Skądinąd, dość trudno wierzyć w przyszłość cywilizacji, dla której ludzie nie są dobrem, tylko obciążeniem. Chyba, że nie miałaby to być cywilizacja ludzi... Ale to znów science fiction. Czyżby już tylko fantastyka była w stanie opisywać rzeczywisty świat?
Bez rozumu
Ludzie nie są równi, zawsze ich można posortować według jakichś cech. Gdyby na przykład wszystkich ponumerować według wagi, wyróżni się grubasów. Czy jednak można mówić o ich jakimkolwiek uprzywilejowaniu w stosunku do reszty, nawet w czymś tak niby oczywistym, jak dostęp do jedzenia? Gdyby ważyć ludzi przez sto lat, pewnie się okaże, że dzieci grubasów są zazwyczaj także grube. Czy zatem oznacza to jakąś pokarmową zmowę kosztem głodujących mas? Raczej nie, do wyjaśnienia tego wystarcza zwykłe dziedziczenie. Podobnie mogą się dziedziczyć inne cechy, jak inteligencja, chciwość czy skłonność do dominacji. Niektórzy ludzie i niektóre rodziny mogą zajmować uprzywilejowaną pozycję nie w wyniku spisków, lecz dzięki genom albo wychowaniu, które pomagają im wygrywać gry o to, co akurat lubią: autorytet, majątek, władzę... zresztą, jedzenie też.
Życie społeczne to raczej nierówna gra, chociaż niekoniecznie ustawiona, bo niesprawiedliwość nie musi mieć sprawcy. Typowa giełda, nawet bez nadużyć i bez nierównego dostępu do informacji, transferuje bogactwo od mniejszych do większych graczy, znaczy: od biedniejszych do bogatszych. Podobnie wolny rynek Smitha, gdy go nie pilnować, prowadzi do koncentracji majątku i kończy się oligopolem albo monopolem. Jest to proces samorzutny, który nie wymaga spisków ani porozumień, przeciwnie, to jego powstrzymywanie potrzebuje świadomych i konsekwentnych działań antymonopolowych.
Inteligencja jest ważną i wyróżniającą człowieka cechą, ale chyba przecenianą, jeśli chodzi o znaczenie w makroskali. Do ukształtowania ogólnego, a nawet ogólnoludzkiego ładu, nie jest konieczny wielki rozum. Może nawet wystarczyć sam instynkt rywalizacji i dominacji, zdolny sortować ludzi także wtedy, kiedy każdy widzi tylko najbliższe, chwilowe otoczenie i w nim zajmuje najlepszą w jego rozumieniu pozycję. Wtedy całościowo, bez niczyjego planu, może się utworzyć planetarny porządek dziobania. Niejako sam z siebie.
Czy miałoby to znaczyć, że wielki system może istnieć bez świadomych władz? Bez wątpienia, może. Czy znaczyłoby to, że globalizacja nie musi mieć sprawców? Może i nie musi. A beneficjantów? A tych to już musi, bo nawet zjawiska naturalne sprzyjają jednym bardziej niż drugim. Nieurodzaj premiuje tego, kto ma pełne magazyny, powódź ‒ tego, kto mieszka na górze, ostra zima ‒ tego, kto ma tani opał. Cokolwiek się dzieje w tej największej grze, zawsze ktoś wygrywa. Nawet, jeśli nie gra, a mówiąc precyzyjniej, nie wie, że gra. Taka to gra.
Jedno zjawisko zdaje się wymagać planu, a nawet zmowy, choć i tutaj może, a przynajmniej mógł kiedyś zadziałać dobór, niczym w ewolucji. Jest to system pieniężny świata, konstytuujący coś w rodzaju kamienia filozoficznego. Dawni alchemicy przez tysiąclecia poszukiwali recepty na zamianę pospolitych pierwiastków w złoto, dzisiejsi bankierzy po prostu ją zadekretowali. Drukując liczby na papierze, każą wierzyć innym, że są one równoważne złotu, a przestawiając bity na dysku, każą ludziom oddawać majątki, rzekomo powiązane z tym porządkiem spinów albo elektronów.
Bankierzy to chyba jedyna elita, której pozycja zdaje się wymagać przebiegłej i konsekwentnej zmowy. Pozostałe elity mogą działać nieświadomie i bez planu, chociaż oczywiście nie muszą. Zaznaczyć przy tym należy, że spisku nie wymaga sama wiara w pieniądz, ten zawsze był tylko opartym na wierze symbolem, a często powstawał samorzutnie. Spisek jest potrzebny raczej dla podtrzymywania, kamuflażu i ochrony prawnej monopolu kilkunastu rodzin na kreację pieniądza, przynoszącą im gigantyczne i nieuzasadnione niczym ‒ oprócz właśnie spisku ‒ zyski.
Sprawcy ewolucji
Gdyby istniał sprawca opisanych procesów, to może, aby je powstrzymać, wystarczyłoby go zabić. Czy jednak ktoś taki istnieje? Czy w ogóle musi istnieć? Według prawa rzymskiego, winien jest zwykle ten, kto odnosi korzyść. To jednak dotyczy tylko działań zamierzonych. Sprawca wypadku może być i winien, i zarazem martwy, a to przecież dość wątpliwa korzyść. Ewolucja ma i będzie mieć jakichś beneficjantów, ale nie musi mieć sprawców, może przebiegać całkiem samorzutnie. Tym bardziej zresztą warto ją rozumieć.
Znane nam mechanizmy ewolucji opierają się na doborze. To takie zawody na dostosowanie, w których nagrodą jest reprodukcja, mnożąca tych, którzy dziedziczą zwycięskie cechy. Ponieważ, dla różnych form władzy, dobór mógłby selekcjonować odmienne właściwości, łatwiej będzie zbadać, zamiast przyczyn, skutki, czyli nie dlaczego, ale co podlega dziedziczeniu. Geny? Oczywiście, wszak definiują one wiele cech osobniczych, decydujących o sukcesie. Klasa społeczna? Również, choć ta nie jest teraz dziedziczona formalnie, to realnie zwykła się reprodukować. Majątek? Jak najbardziej, chociaż ten z kolei, mimo że jest dziedziczony prawnie, to nie zawsze faktycznie, bo spadkobiercy mogą go roztrwonić.
Doborowi podlegałyby zatem rodziny, klasy społeczne i majątki. W ten sposób, splatałaby się biologia, kultura i ekonomia, tworząc wspólną podstawę dla różnych form władzy. Czy taka ewolucja dałaby się powstrzymać? Teoretycznie, tak. Można łatwo zakwestionować dziedziczenie pozycji społecznej i własności, robiły to już różne rewolucje i wojny. Jak jednak twierdzi Braudel, utracona pozycja zwykle odbudowuje się. Badając księgi wieczyste dawnej Europy, odkrył on, że o ile bezpośrednio po rewolucjach większość nieruchomości przechodzi w ręce nowych właścicieli, to już po upływie pokolenia ci nowi stanowią tylko mały ułamek posiadaczy, bo dawni właściciele lub ich potomkowie odzyskują utraconą własność ‒ majątki zdają się jakoś do nich przywiązywać. Problem ten może wprawdzie rozwiązać częste ponawianie rewolucji czy wojen, ale to by mogło stwarzać inne, kto wie, czy nie jeszcze większe problemy.
Kontrolując rozród, można także przerwać dziedziczenie biologiczne, a jeszcze łatwiej przeciąć dziedzictwo społeczne i ekonomiczne, po prostu odbierając dzieci rodzicom. Przykładów kontroli rozrodu dostarcza celibat oraz kastracja, tworzące szczególne i raczej stabilne kasty księży lub eunuchów. Jeśli chodzi o wychowywanie dzieci poza rodzinami, po to chętnie sięgano w dziejach, zwłaszcza dla wytwarzania fanatyków, ale ani różne przykłady historyczne, ani dzisiejsze domy dziecka, nie dostarczają tu budujących przykładów.
Przy osiąganiu granic pojemności środowiska, i tak pewnie będzie trzeba zakwestionować nieograniczoną własność oraz jej proste dziedziczenie, bo to prowadzi nieuchronnie do całkowitego wywłaszczenia mas, co w końcu będzie trudno kamuflować czy usprawiedliwiać. W miarę zanurzania się w sieci i delokalizowania więzi społecznych, samoistne dziedziczenie pozycji społecznej powinno się zmniejszać, bo ludzi może dywersyfikować bardziej wykształcenie niż pochodzenie. Tym ważniejsza zresztą byłaby rola oświaty i tym bardziej musi zasmucać jej dzisiejsza degeneracja. To jednak jest do przełamania, zwłaszcza dzięki telenauczaniu, które na razie skutecznie powstrzymują zagrożeni utratą pracy i autorytetu nauczyciele, ale w sieci może się ono rozwinąć samorzutnie.
Pozostaje dziedziczenie biologiczne, najbardziej naturalne i stosunkowo najodporniejsze na społeczne eksperymenty. Tu jednak wiele zmieni technologia, zwłaszcza inżynieria genetyczna, która może nawet spowodować, że na własne życzenie ambitnych rodziców, dzieci przestaną być ich biologicznymi potomkami ‒ wskutek uszlachetniania genotypów.
Wydaje się zatem, że przerwanie obecnych mechanizmów ewolucji społecznej jest nie tylko możliwe, ale wysoce prawdopodobne i nawet powinno zajść samorzutnie. Tylko w jakiej fazie?
Rehumanizacja człowieka
Monokultury są z natury nietrwałe. Niestabilność nowego modelu władz i społeczeństwa wydaje się w dłuższym horyzoncie bezdyskusyjna, zresztą, przecież w wystarczająco długiej perspektywie nic nie jest trwałe. Jednak już marne sto lat to dla większości z nas wieczność i raczej słaba to pociecha, że w sto pierwszym roku miałaby nastąpić istotna poprawa.
Czy skutki zapowiadanych zmian będą odwracalne? Wątpliwe, choć to trochę zależy od tego, jak daleko zajdą. Według mnie, dominująca dziś cywilizacja oświeceniowa czy postoświeceniowa, europejska czy euroamerykańska, zachodnia czy północna, chrześcijańska czy judeochrześcijańska, obojętne, jak jeszcze ktoś chciałby ją nazywać, w każdym razie, chodzi o tę naszą, weszła na ścieżkę rozwoju w kierunku cyborgizacji ludzi, potem hybrydyzacji ludzi z maszynami, a w końcu pewnie postępującej redukcji składnika biologicznego. Podobny los może czekać, jak sądzę, jednostkowe umysły, gdy w równoległym procesie, inteligencję indywidualną zastępować będzie inteligencja zbiorowa. Oczywiście, procesy te nie muszą dojść do samego końca, ale już we wczesnych etapach mogą stać się nieodwracalne. O ileż łatwiejszy, a przecież już praktycznie niemożliwy, byłby dla nas, dziś żyjących, zwykły powrót do natury?
Opisana ewolucja falsyfikuje ideały oświeceniowe. Znosi demokrację, równość, wolność, własność, wydziedzicza masy i prawie deifikuje elity. Czy to jest w ogóle możliwe? A jeśli możliwe, to czy konieczne? Wątpię, ale na razie w takim zmierzamy kierunku. Im dłużej pozostajemy tego nieświadomi, tym dalej to może zajść. Sama zresztą świadomość też raczej niewiele pomoże, najwyżej złagodzi przebieg oraz skutki zmian. Ale też zwiększy frustrację. Cóż, widać, nie tylko kij ma dwa końce.
Pokojowe zakończenie opisanych procesów wydaje się niemożliwe, bo po pierwsze, przerwać je może tylko wielki wstrząs, co najmniej porównywalna z wojną katastrofa, a po drugie, nawet gdyby się miały samorzutnie wyczerpać, to przecież też trudno oczekiwać, że runą bez zniszczeń. Jakoś nie widać pokojowej ścieżki rehumanizacji. Zresztą, na dzisiejszych mapach, nie widać jej żadnej. Co nie znaczy, że nie istnieje.
Marek Chlebuś
więcej - http://chlebus.eco.pl/POWERS/GlobWladz.htm
- Autor: al
- Odsłon: 4601
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 955
„We śnie, czy na jawie, w pracy, podczas posiłków, w budynku czy na powietrzu, w kąpieli, czy w łóżku - nie miałeś dokąd uciec. Nic nie było twoje, oprócz tych kilku centymetrów sześciennych zamkniętych pod czaszką”.
George Orwell, Rok 1984
Spostrzeżenia ogólne
Obsesją nazywa się wciąż powtarzające się, natarczywe, myśli o czymś, również o tym, co chce się robić. Przez obsesyjną inwigilację rozumiem przemożny nawyk śledzenia ludzi z ukrycia - monitorowania ich zachowań i czynności - w celu zdobycia o nich jak największej liczby danych, w głównej mierze „wrażliwych”, czyli takich, które są ich wyłączną tajemnicą prywatną, strzeżoną na różne sposoby przed obcymi.
Jedni robią to tylko z patologicznej i przesadnej ciekawości - mówi się o nich, że zostali zainfekowani wirusem inwigilacji - drudzy, na zlecenie różnych osób, służb i instytucji dla zarobku, a inni, żeby na wszelki wypadek mieć w zanadrzu „haka” na kogoś i móc go szantażować w razie potrzeby. Ilu ludzi zajmuje się tym, trudno określić, ale jedno jest pewne, z każdym rokiem ich liczba rośnie lawinowo.
Zawodowo inwigilacją zajmują się specjalnie powołane instytucje państwowe i prywatne - wywiad, kontrwywiad, agencje detektywistyczne itp. - a także liczni amatorzy. Przecież każdy może kupić jakie chce urządzenia podsłuchowe, nagrywające i podglądające oraz korzystać z szpiegujących programów komputerowych. Ich oferta i arsenał są stale wzbogacane.
Nagminnie i bez ograniczeń korzysta się też z sieci telefonii komórkowej, Internetu i portali społecznościowych w celu zdobycia potrzebnych informacji o osobach, które zamierza się inwigilować.
Postęp techniczny w tej dziedzinie, głównie w wyniku rozwoju nanotechnologii, miniaturyzacji i sztucznej inteligencji, napędzany przede wszystkim przez wojskowe instytucje szpiegowskie, skutkuje pojawianiem się coraz bardziej wymyślnych, sprytnych („inteligentnych”), dokładnych, czułych i niezawodnych aparatów. Zrazu na użytek tych instytucji, ale po pewnym, coraz krótszym czasie, stają się one masowo dostępne w sferze cywilnej.
Ambiwalentny postęp w dziedzinie inwigilacji
Z jednej strony, ocenia się go pozytywnie, gdy techniki i aparaty służące do inwigilacji wykorzystuje się w dobrych intencjach, na przykład w medycynie w celu precyzyjnego zbadania organizmu, zdiagnozowania choroby, albo pomiaru różnych parametrów fizjologicznych. A z drugiej strony, ocenia się go negatywnie, jeśli tych technik i aparatów używa się dla niecnych celów, na przykład do pogwałcania czyjejś prywatności i ingerencji w jego sferę intymną. Jak mówi przysłowie, „każdy kij ma dwa końce”, ale niekoniecznie takie same. Zazwyczaj bywa tak, że jeden z nich jest gorszy. W przypadku postępu w sferze inwigilacji tym gorszym końcem kija są negatywne jego skutki.
Dawniej inwigilowano tylko w rzeczywistości realnej. Wtedy stosunkowo łatwo można było wykryć szpiegów i chronić się przed nimi. Od niedawna, w wyniku rozwoju komputerów i informatyki, inwigilacji dokonuje się w rzeczywistości wirtualnej, która jest niewyczerpanym zasobem informacji (Big data). Tu ma się do dyspozycji więcej możliwości technicznych do uprawiania tego procederu. Można realizować go „on Line” w skali globalnej z jednego stanowiska na dowolne odległości i w jakichkolwiek miejscach, jeśli tylko ma się dostęp do Internetu. A przy tym łatwo można zachować anonimowość. Cyberprzestrzeń jest wdzięcznym polem do popisu dla różnych inwentorów oraz osób i organizacji zajmujących się inwigilacją, a przede wszystkim dla hakerów.
Dynamiczny rozwój technologii inwigilacji w cyberprzestrzeni oraz Internet rzeczy (IoT), który potrafi łączyć ze sobą niemal wszystko, pozwalają hakerom otwierać drzwi naszych domów, uruchamiać lub wyłączać różne urządzenia znajdujące się w nich, szpiegować domowników oraz uprowadzać samochody za pomocą smartfonów i inteligentnych liczników, które przesyłają bezprzewodowo dane o zużyciu energii. To pozwala ujawniać informacje o zachowaniu się użytkowników w domu, na przykład, w jakim czasie korzystają oni z jakich urządzeń.(1)
Inwigilacja w państwach autorytarnych i demokratycznych
W państwach autorytarnych inwigilowaniem obywateli zainteresowane są przede wszystkim rządy i instytucje państwowe, a w demokratycznych - korporacje krajowe i międzynarodowe. Władza autorytarna inwigiluje obywateli, ponieważ boi się ich, zwłaszcza ugrupowań opozycyjnych działających w podziemnych strukturach, które mogą doprowadzić do jej upadku. Musi wykryć je zawczasu, zdobyć jak najwięcej wiedzy o nich i o ich planach, by w porę móc zlikwidować zagrożenie z ich strony.
Mogą tego łatwo dokonywać, gdyż dysponują ogromnym arsenałem instytucji szpiegujących i środków przymusu oraz przepisów prawnych. Przede wszystkim utrudniają obywatelom dostęp do Internetu. Ograniczają go, a nawet usiłują zabronić korzystania z niego. Wiedzą, że najlepiej rządzić społeczeństwem zamkniętym, odciętym od kontaktów zagranicznych. Mogą zakazać podejrzanym obywatelom podróżowania za granicę. Inwigilują ludzi za pomocą programów szpiegujących Internetu, służących do podsłuchiwania rozmów w telefonach komórkowych i kontrolowania korespondencji e-mailowej oraz za pomocą ukrytych kamer o wysokiej rozdzielczości.(2)
Natomiast w krajach demokratycznych, inwigilacją zainteresowane są korporacje krajowe i międzynarodowe dla celów konkurencyjnych i po to, by podporządkować sobie elity władzy i rządy poprzez korumpowanie, albo szantażowanie ich. Trudno oprzeć się pokusie zdobycia wielkich pieniędzy nawet osobom na najwyższych stanowiskach administracji (świadczą o tym liczne afery, na przykład niedawna afera korupcyjna w Parlamencie Europejskim). Jeszcze trudniej nie ulec groźbom szantażystów, zwłaszcza, gdy chodzi o dobro rodziny.
Obecnie prawie wszystkie państwa są demokratyczne, albo uważają się za takie. Dlatego korporacje mogą w nich swobodnie działać i zarządzać inwigilacją obywateli w wymiarze lokalnym i globalnym. (Jest to jeden z przejawów obumierania państw narodowych wskutek wyzbywania się na rzecz prywatnych korporacji tak ważnej funkcji, jaką jest inwigilacja.) Korporacje światowe korzystają ze sposobów i środków technicznych inwigilacji stosowanych w państwach autorytarnych, gdzie inwigilacja jest bardziej rozwinięta niż w państwach demokratycznych. Państwem autorytarnym, które ma największe osiągnięcia w inwigilowaniu swoich obywateli i szpiegowaniu poza granicami, głównie w USA, są Chiny. (3)
Uczestnicząc w sieciach, traci się wolność i prywatność
Im więcej interakcji danego człowieka z innymi ludźmi i rzeczami, tym bardziej jest on skrępowany, a im silniejsze są interakcje, tym mocniejsze są więzy krępujące go. A to oznacza, że oddziaływania wzajemne ze środowiskiem redukują stopień wolności proporcjonalnie do siły oddziaływań. Albowiem być wolnym, to być nieskrępowanym.
Chcąc nie chcąc, każdy wchodzi w relacje z rzeczywistością przyrodniczą i społeczną. Ale gdy zaplątuje się w sieci komunikacyjne funkcjonujące w cyberprzestrzeni, z góry skazuje się na dodatkowe i jeszcze większe ograniczanie swojej wolności. Czyni to w pewnym stopniu z własnej woli, bo w zasadzie nie musi z tego korzystać. Choć z drugiej strony, jego wolna wola jest wątpliwa, ponieważ zmusza go do tego presja środowiska i lęk przed wykluczeniem.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, czym grozi uwikłanie się w sieci i czynią to machinalnie. Inni, by „być na topie”. A ci, którzy wiedzą o tym, nie mają innej możliwości. Tak więc, ludzkość brnie w ślepy zaułek coraz większego zniewolenia. A heglowski „marsz ku wolności” przekształcił się już w prawdziwy „galop ku niewoli”. (4)
Prywatność w szerszym sensie rozumie się jako wolność od inwigilacji przez innych ludzi swojego świata wewnętrznego, absolutnie osobistego (w swoje „ja”), intymnego, który nie powinien nikogo obchodzić i w który nikomu nie wolno wtrącać się pod żadnym pretekstem. Jest to świat, do którego posiadania i obrony przed intruzami każdy ma prawo; świat, w którym każdy może robić co chce, nie licząc się ze swym otoczeniem i którego nikomu nie wolno podglądać ani podsłuchiwać. (5)
Prawda jest taka, że w erze cyfrowej nie ma czegoś takiego jak niekłamana prywatność. Dane cyfrowe – zdjęcia, rozmowy, informacje o stanie zdrowia, finansach, upodobaniach, sposobie ubierania się itp. – nie są całkowicie prywatne. (6) Wszystkie gromadzone są w „chmurach” na serwerach internetowych, praktycznie dostępnych dla każdego - dla służb specjalnych, wywiadów, policji, agencji detektywistycznych, korporacji, reklamotwórców, właścicieli sieci handlowych i innych zainteresowanych osób.
Jedni tracą swoją prywatność bezwiednie, ponieważ nie wiedzą o tym, że umieszczając swoje dane osobowe w „chmurze”, udostępniają je do wiadomości ogółu. Tak dzieje się na przykład na Facebooku, gdzie bezmyślnie upublicznia się swoje zdjęcia i inne informacje o sobie i rodzinie. Stają się one tym bardziej publiczne, im więcej ma się „wirtualnych znajomych”, o których nic się nie wie, albo wie się to, co nieprawdziwe. A ambicją jest mieć jak najwięcej setek i tysięcy znajomych z Facebooka, nie wiadomo, po co, chyba tylko, by pochwalić się swoją popularnością w świecie.
Inni, „ekshibicjoniści internetowi”, świadomie obnażają się w przenośni i dosłownie, żeby czymś zaimponować, zaszpanować, pokazać się w całej naturalnej lub sztucznej okazałości milionom tzw. obserwatorów.
Co gorsza, czynią to nastolatki, a nawet dzieci, nieraz za zgodą głupich rodziców, którzy chcą zarabiać na swych dzieciach, albo koniecznie zrobić z nich celebrytów. Faktycznie, teraźniejsze dzieci są pierwszym pokoleniem internetowym (pokoleniem cyfrowym, pokoleniem Z, iGen, iGeneracją, pokoleniem XD), które dorasta w świecie, gdzie za pomocą Internetu rzeczy wszystko jest ze sobą połączone, widzialne i współdzielone, a prawie całe ich życie staje się cyfrowym zapisem życiorysu - profilem możliwym do wyszukania i podglądania. Nie wiedzą o tym, albo ignorują to, że niemal wszystko, co robią i jak się zachowują, jest nagrywane przez kamery bezpieczeństwa w szkołach, sklepach, na dyskotekach i w przestrzeni publicznej, i umieszczane w „chmurach”; że cała ich historia wyszukiwań w Internecie jest rejestrowana i udostępniana. Są pierwszym pokoleniem najbardziej i najszybciej zniewalanym i ograbianym z prywatności przez Wielkiego Brata w czasach neoniewolnictwa. Trudno dziś przewidzieć, co z niego wyrośnie, a tym bardziej, jakie będą kolejne generacje.
Okradani z prywatności są również ludzie dorośli, dla których konieczność życia w świecie cyfrowym była wielkim zaskoczeniem. Im starsi, tym mniej wiedzą o potencjale Internetu oraz mechanizmach i sposobach inwigilacji w cyberprzestrzeni. Dlatego stają się łatwym łupem szpiegów i oszustów internetowych.
W przyszłości raczej nie będzie lepiej. Coraz więcej rzeczy i ludzi zostanie zdigitalizowanych i zaczipowanych. A komputery kwantowe stworzą większe możliwości przeszukiwania naszych „życiorysów cyfrowych”, wskutek czego i cała przeszłość, teraźniejszość i przyszłość człowieka oraz jego tajemnice będą bez problemu dostępne dla wszystkich. Hakerzy będą coraz skuteczniej i szybciej deszyfrować i włamywać się do baz danych jak najbardziej poufnych. W takim razie, prywatność stanie się pustosłowiem i archaizmem.
Na koniec: trzy zasadnicze pytania
1) Czy można w ogóle obyć się bez sieci?
Teoretycznie, tak. Można nie uczestniczyć w żadnej sieci internetowej. Wystarczy tylko po prostu nie chcieć i wytrwać w swoim postanowieniu. Jednak inaczej ma się sprawa w praktyce. Człowiek jest z natury zwierzęciem stadnym, czyli istotą społeczną. Nie może żyć w oderwaniu od wspólnoty i wyobcowywać się z niej. Chyba, że skazuje się na bycie pustelnikiem, albo dąży do samozagłady. A zatem musi komunikować się z innymi członkami tej wspólnoty, do której należy, za pomocą odpowiednich środków i sposobów. Aktualnie „odpowiednim” - najlepszym, najszybszym i najskuteczniejszym - jest Internet. Korzystanie z niego jest wygodne i pożyteczne, ale wiąże się z ogromnym ryzykiem inwigilacji. Zawsze jest coś za coś: kiedy zyskuje się na jednym, to równocześnie traci się na drugim.
2) Czy jest się bezsilnym wobec postępującego ograniczania prywatności? Raczej tak. Mimo, że niektóre państwa starają się ograniczać inwigilację internetową za pomocą odpowiednich przepisów prawa. Ale są takie kraje, na przykład Szwecja, w których obywatele po doświadczeniach pandemii koronowirusa, ale też z wygody i lenistwa (7), domagają się obowiązkowego czipowania i tym samym godzą się na inwigilację wszystkich. Lepsze to niż chorować i umierać. (8)
Ta moda zaczyna rozwijać się również u nas. (9) Ignoruje się zagrożenia wynikające z tego. Przecież chipy mogą stać się i zapewne staną się obiektem ataków cyberprzestępców.
Hakerzy udowodnili już, że można przejąć nie tylko sygnał wysyłany przez chip, lecz także skopiować dane zawarte w jego pamięci i modyfikować je intencjonalnie. Dzięki temu można wykraść dane osobowe, informacje biometryczne, kontakty i kody dostępu do określonych informacji o danej osobie, by wykorzystać je w złych celach.
Czipowanie sprzyja też rozwojowi gospodarki, ponieważ przyczynia się do wzrostu produkcyjności pracowników. Dlatego od pewnego czasu w wielu firmach implantuje się czipy pracownikom. (10)
Oprócz tego, przepisy prawa uchwalane przez parlamenty są kontrolowane przez korporacjokratów, a oni nigdy nie pozwolą na limitację lub zakaz inwigilacji, bo to szkodziłoby ich podstawowym interesom. Jak długo będą oni rządzić światem, tak długo inwigilacja będzie rozwijać się coraz lepiej na coraz większą skalę. Z czasem ludzie przywykną do szpiegowania ich na każdym kroku i przestaną zwracać na to uwagę. (11) To nie zmieni jednak faktu, że człowiek z czipem jest i będzie niewolnikiem jakiegoś systemu sieci internetowych.
3) Do czego to zmierza?
Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka, powiedział kiedyś: „Prywatność to stosunkowo nowy pomysł, liczący sobie kilkaset lat, a jeśli nawet przyjmiemy, że więcej, to najwyżej dwa tysiąclecia. Bowiem wcześniej ludzie żyli w grupach skupionych wokół ogniska, w których wszyscy robili nieomal wszystko, na oczach innych członków wspólnoty pierwotnej”.(12) Chciał w ten sposób uzasadnić swój maksymalistyczny zamiar globalnej rozbudowy Facebooka, tak, by jego uczestnikami była cała populacja ludzi.
Autonomię jednostki (prywatność) traktuje on jak cechę historyczną, którą kiedyś się nabyło i kiedyś się utraci. Wobec tego, na przekór większości ludzi, nie widzi niczego złego w braku prywatności. Nie wiem, czy świadomie, czy mimowolnie dąży do restytucji komunizmu pierwotnego, nie bacząc na to, że wtedy nie będzie multimiliarderem grającym pierwsze skrzypce w kształtowaniu dziejów. Ale to jego problem.
Najgorsze jest to, że jego wizja może się spełnić. Bowiem wygląda na to, że ewolucja społeczna zatoczyła pełny obrót po „spirali dziejów” - od cywilizacji pierwotnych wspólnot ludzi dzikich do współczesnych wspólnot ludzi sieciowych. U podstaw cywilizacji ludzi pierwotnych leżała bardzo słabo rozwinięta technika i wysoko, jak na owe czasy, rozwinięta kultura. A cywilizacja współczesna ludzi sieciowych zasadza się na wysoko rozwiniętej technice i słabo rozwiniętej kulturze. Wbrew pozorom, dysproporcja między postępem technicznym a kulturowym powiększa się coraz bardziej. Wzrostowi udziału techniki w życiu ludzi towarzyszy redukcja udziału kultury. (Kiedyś w ZSRR mówiło się: „B США технология высоко развита, но культура плохо. А у нас наоборот.” (13) - to powiedzenie zdaje się być aktualne.) Efektem tego zjawiska jest pojawianie się coraz większej ilości symptomów właściwych epokom dzikości, barbarzyństwa i niewolnictwa.(14)
Jeśli dodać do tego coraz większą ingerencję sztucznej inteligencji w mózgi ludzi (wszczepianie elektrod, czipów i implantów) w celu manipulowania ich myślami, zachowaniami i postępowaniem oraz ingerencję w genomy w celu dokonywania zmian anatomicznych i fizjologicznych o niewyobrażalnych dziś skutkach, to można sądzić, że przyszłość ludzkości i gatunku ludzkiego będzie coraz bardziej zagrożona. Może dojść do autodestrukcji. (15)
Ale może nie być aż tak źle, jeśli kreatorzy dziejów opamiętają się i przestaną czynić zło i w imię Złotego Cielca i absolutnej władzy nad światem, albo gdy masy nie całkiem jeszcze ogłupione, widząc co się święci, zmuszą ich do tego, lub siłą przejmą rządy od nich i zaczną naprawiać zło, jakie wyrządzili. O ile tylko nie będzie za późno...
Wiesław Sztumski
23. 01.2023
Przypisy:
(1) „Groźna technologia, czyli podglądające liczniki i niebezpieczne toalety”, „Forsal”, 13. 06.2014
(2) Chińscy naukowcy zastosowali sztuczną inteligencję w sieci kamer o łącznej rozdzielczości 500 megapikseli. Dzięki temu można z bardzo dużej odległości uchwycić najdrobniejsze szczegóły tysięcy twarzy na raz, a następnie przechowywać dane opisujące twarze w chmurze i natychmiast zlokalizować poszukiwanego człowieka. („Global Times”, 22.09.2019)
(3) Mirosław Usidus, „Świat szpieguje - coraz więcej krajów wprowadza systemy śledzenia obywateli”, „m.technik” (https://mlodytechnik.pl/technika/29920-swiat-szpieguje; data dostępu 11.01.2023)
(4) Wiesław Sztumski, „Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie”, Człowiek i jego pojęcie (red. Andrzej Zachariasz), Wyd. Uniwersytetu Rzeszowskiego, Rzeszów 2011.
(5) Wiesław Sztumski, Zagrożona prywatność, „Sprawy Nauki” 1/2012
(6) 2017 the San Francisco Chronicle Distributed by Tribune Content Agency, LLC. (https://www.govtech.com/security/there-is-no-such-thing-as-true-privacy-in-the-digital-age.html)
(7) Wiesław Sztumski, Pandemia lenistwa, „Sprawy Nauki”, 12/ 2017
(8) W Szwecji wszczepianie sobie pod skórę chipów RFID staje się nową modą. Szwedzi oszaleli na punkcie zastępowania kart kredytowych i gotówki za pomocą machnięcia ręką nad terminalem zbliżeniowym. Tysiącom osób wszczepiono już czipy do ciała, a wiele tysięcy kolejnych zamierza się temu poddać w najbliższym czasie.
(9) Na podstawie badań w styczniu 2022 r. stwierdzono, że nawet 5% ankietowanych Polaków już dziś chciałoby wszczepić sobie pod skórę czipa płatniczego, wskazując na wygodę wynikającą z tego. Jednocześnie aż 36% odrzuca taką możliwość, uznając ją za zbyt kontrowersyjną. A 30% ankietowanych uznaje wszczepiane czipy za możliwe do wykorzystania w ciągu najbliższych dziesięciu lat. (Za jakiś czas implementowane ludziom czipy będą tak powszechne jak smartfony, bez których dziś nie potrafimy się już obyć. https://www.uni.lodz.pl/aktualnosc/szczegoly/badania-ul-z-chipem-pod-skora-co-mysla-polacy, Dostęp: 20. 01. 2022)
(10) Czipowanie pracowników jest rewolucyjnym i drakońskim wynalazkiem wymuszania wzrostu wydajności pracy, drugim po wynalazku Taylora-Forda w kwestii organizacji pracy.
(11) Pierwszą osobą, której wszczepiono pod skórę czip RFID był Kevin Warwick, profesor cybernetyki uniwersytetu w Reading. Dzięki implantowi mógł swobodnie poruszać się po budynku bez konieczności posiadania kluczy, kart czy innych urządzeń niezbędnych do otwierania pomieszczeń. Stało się to w 1998 roku i zapoczątkowało nowy etap myślenia o czipach w ludzkim organizmie.
(12) „Trudne pytania o prywatność i bezpieczeństwo wirtualnej rzeczywistości’, (https://mlodytechnik.pl/technika/28862-trudne-pytania-o-prywatnosc-i-bezpieczenstwo-wirtualnej-rzeczywistosci. Dostęp: 20.01 2023)
(13) W USA technika wysoko rozwinięta, a kultura słabo. A u nas na odwrót.
(14) Wiesław Sztumski, Globalne dziczenie, „Sprawy Nauki”, 10/2015.
(15) Wiesław Sztumski, „Ewolucja społeczna ku destrukcji, zniewoleniu i samozagładzie”, Człowiek i jego pojęcie (red. Andrzej Zachariasz), Wyd. Uniw. Rzeszowskiego, Rzeszów 2011