Ekonomia (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 5312
W Polskim Towarzystwie Ekonomicznym 8 listopada br odbyło się spotkanie pt. „Strategiczne problemy rozwoju Polski Wschodniej".
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1060
Wybuch koronawirusa na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku postawił cały świat do góry nogami. Narracja ewoluowała od zainteresowania sytuacją w Chinach, gdzie wirus ma swój początek, poprzez kwestie bezpieczeństwa dostaw w globalnych łańcuchach wartości, krytykę multilateralnych instytucji bezradnych w obliczu pandemii, kompromis pomiędzy ratowaniem gospodarki a walką z wirusem, po skutki w krajach najbiedniejszych.
I chociaż dyskusja nad rozwiązaniami i ich konsekwencjami nadal trwa, nie ma wątpliwości, że skutki obecnej sytuacji najdotkliwiej odczują kraje rozwijające się.
Jak dotąd uczeni są zgodni co do tego, że jedynym sposobem walki z wirusem i spłaszczenia krzywej transmisji, aby zmniejszyć presję na systemy opieki zdrowotnej i dać czas na dalsze testy i ewentualnie szczepionkę, jest zachowanie dystansu fizycznego i mycie rąk tak często, jak to możliwe, przynajmniej przez 30 sekund. My, mieszkańcy Północy, bierzemy za pewnik, że używamy do tego mydła, nie wspominając o dostępności wody ciepłej, bądź zimnej z niewyczerpywalnego źródła – kranu.
Ale jak to zrobić w krajach globalnego Południa, gdzie dystans fizyczny jest po prostu niemożliwy, dostęp do bezpiecznego źródła wody to luksus, podstawowe potrzeby ludzkie ledwo zaspokojone, a ludzie codziennie walczą o przetrwanie, bezpieczeństwo swoich dzieci i osób starszych? Nie jest to jednak walka z koronawirusem, ale z ubóstwem i głodem.
Według danych Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju w 2019 r. 44,7% ludności Afryki Subsaharyjskiej żyło poniżej granicy ubóstwa wynoszącej 1,90 USD dziennie (w kategoriach parytetu siły nabywczej), a 35,1% w ubóstwie kwantyfikowanym przy pomocy wielowymiarowego indeksu ubóstwa MPI (multidimensionalpoverty index), uwzględniającego niedorozwój w obszarach edukacji, żywotności i standardu życia. Liczba ta waha się od około 1% w Egipcie do 77,6% na Madagaskarze, 76,6% w Demokratycznej Republice Konga, 66,3% w Republice Środkowoafrykańskiej…
Oznacza to, że w wielu krajach kontynentu większość społeczeństwa nie posiada dostępu do podstawowych dóbr niezbędnych do życia, takich jak godne lokum, mieszkanie z podłogą, dostęp do bezpiecznego źródła wody, toalety czy elektryczności. Połowa z 1,3 miliarda osób biednych to dzieci poniżej 18 roku życia, a jedna trzecia to dzieci poniżej 10 roku życia. I chociaż Afryka jest młodym kontynentem z medianą wieku poniżej 20 lat dla większości krajów, co daje nadzieję na walkę z wirusem, niedożywienie nie wzmocni odporności mieszkańców. Organizacje międzynarodowe przewidują, że w wyniku kryzysu COVID-19 miliony ludzi znajdzie się w skrajnym ubóstwie. Prognozy są różne – od 30 mln do nawet 300 mln ludzi.
Systemy opieki zdrowotnej w wielu krajach rozwijających się nie napawają optymizmem i uzupełniają wyłaniający się obraz rozpaczy. Szacuje się, że w Afryce Subsaharyjskiej przypada około 2 lekarzy na 10 tys. mieszkańców, a w krajach najsłabiej rozwiniętych średnio 2,5.Według danych UNDP opublikowanych w Human Development Report 2019, na 10 tys. osób przypadało jedno łóżko szpitalne w Mali, 2 na Madagaskarze, a 3 w Nepalu, Senegalu, Etiopii, Gwinei; około 7 w Indiach.
W Stanach Zjednoczonych znajduje się 29 łóżek szpitalnych (na 10 tys. osób), a 28 w Wielkiej Brytanii, czyli około 3 na 1000 osób. Kontrastuje to z liczbą 132 łóżek w Korei Północnej, którą w rankingu wyprzedza jedynie Japonia (134). W następnej kolejności z 115 łóżkami plasuje się Korea Południowa, a dalej Białoruś (110), Niemcy (83) i Rosja (82). Kryzys ujawnił powszechną marginalizację ochrony zdrowia, słabości systemów opieki zdrowotnej w krajach niezależnie od kontynentu czy poziomu dochodów, a także brak traktowania zdrowia jako globalnego dobra wspólnego.
Dewastacja dochodów
Wiele krajów rozwijających się podjęło działania w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa relatywnie wcześnie w porównaniu do krajów rozwiniętych, gdzie rządy licznych państw zignorowały rady naukowców. W Indiach wprowadzono ogólnonarodowe zamknięcie kraju na trzy tygodnie, co było dużym zaskoczeniem, gdy lockdown został ogłoszony przez premiera Modiego we wtorek 24 marca z natychmiastowym skutkiem od północy. Blokada w całym kraju rozpoczęła się tego samego dnia w Kolumbii. Analogiczne decyzje podjęły rządy w Peru i Ugandzie. Peru, Brazylia i Chile wkrótce po tym ogłosiły pomoc finansową dla najbardziej potrzebujących.
Podjęte kroki natychmiast ujawniły czubek góry lodowej potencjalnych tragedii. Większość społeczeństwa w krajach rozwijających się pracuje w gospodarce nieformalnej. Według Międzynarodowej Organizacji Pracy w Afryce 85,8% zatrudnienia jest nieformalne. Odsetek ten wynosi 68,2% w Azji i na Pacyfiku, 68,6% w krajach arabskich, 40,0% w obu Amerykach, a 25,1% w Europie i Azji Środkowej. Ludzie w zasadzie żyją z dnia na dzień, przynosząc do domu to, co się uda sprzedać czy zarobić – może garść orzeszków, pomidora, drobną kwotę za przeniesienie bagażu zagranicznemu turyście… Rodzi się gniew i narasta zbiorowy żal w wyniku zamknięcia gospodarek, co może być punktem zapalnym dla masowych niepokojów społecznych w wielu zakątkach globu.
Miasta, które dla wielu miały być rajem, zapewniającym miejsca pracy i możliwości rozwoju, okazały się być obszarami największych dewastacji w rezultacie pandemii. Wyobrażenie tego, co może się zdarzyć w wielu megamiastach w krajach rozwijających się, można zaobserwować obecnie w Nowym Jorku – jak dotąd najbardziej dotkniętym koronawirusem mieście na świecie.
W Dhace mieszka około 18 milionów ludzi, a gęstość zaludnienia szacuje się na ponad 40 tys. na km2, Lagos liczy około 15 milionów, a Rio de Janeiro ponad 12 milionów, w tym z milionami osób żyjących w slumsach i favelach. Ocenia się, że 60% mieszkańców miast afrykańskich mieszka w slumsach, a średnio około jednej trzeciej w obszarach miejskich krajów rozwijających się. Setki tysięcy pracowników w Indiach zostało zmuszonych do powrotu z miast do swoich wiosek i do tego pieszej wędrówki przez setki kilometrów, w rezultacie braku transportu publicznego i możliwości przetrwania bez pracy i rządowego planu pomocy w miastach. Urzędnicy w Ugandzie ostrzegają przed opuszczaniem miast i zwiększaniem ryzyka rozprzestrzeniania się wirusa na obszarach wiejskich.
Zapomniana Ebola…
Jakie działania powinny podjąć kraje rozwijające się, aby zatrzymać rozprzestrzenianie się wirusa? Czy są jakiekolwiek recepty na epidemię dla globalnego Południa?
Można wyciągnąć lekcje z kryzysu związanego z wirusem Ebola. Rządy niektórych krajów afrykańskich stosują się obecnie do wytycznych WHO, doceniając znaczenie doradztwa naukowego i technologicznego w sprawowaniu rządów, jak podkreślił Ibrahima Socé Fall, zastępca dyrektora generalnego ds. reagowania kryzysowego w Światowej Organizacji Zdrowia. Inne jednak – jak przykładowo Burundi – eksmitują przedstawicieli WHO ze swoich terytoriów.
Gdy w 2014 r. w Afryce wybuchła epidemia wirusa Ebola, to gubernator Lagos –Babatunde Fashola – mianował dr Adekemi Oluwayemisi Sekonijako swoją główną doradczynią naukową do kontroli chorób zakaźnych i być może był to wówczas jedyny afrykański przywódca wspierany przez doradcę naukowego. W 2016 r. Unia Afrykańska powołała Afrykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (AfricaCentres for Disease Control and Prevention – Africa CDC) w celu wymiany wiedzy i doświadczeń z interwencji w zakresie zdrowia publicznego w celu wzmocnienia potencjału i zdolności afrykańskich instytucji.
Jasnym przesłaniem podzieliła się Ellen Johnson Sirleaf, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla i pierwsza afrykańska kobieta prezydent, sprawująca rządy w Liberii podczas wybuchu epidemii wirusa Ebola w latach 2014–2016. W swoim oświadczeniu w związku z kryzysem koronawirusa podkreśliła: „Nastąpiły uchybienia w początkowej reakcji na wirusa, od Azji po Europę do obu Ameryk. Wskazówki zostały pominięte. Czas został zmarnowany. Informacje były ukryte, zminimalizowane i zmanipulowane. Zaufanie zostało złamane”. Potem odważnie dodała: „Popełniłam te same błędy. (…) Ale poprawiliśmy się i zrobiliśmy to razem”. I rzeczywiście, nie budzi wątpliwości, że walka z wirusem musi być oparta na wiedzy naukowej, ale działania będą podejmowane i kierowane przez ludzi. Dlatego tak ważna jest rola społeczności lokalnych i działania oddolne.
Przykłady dobrych praktyk można znaleźć w Singapurze, Tajwanie czy Korei Południowej. W tych krajach zastosowano połączenie masowych testów, aplikacji mobilnych pozwalających wyeliminować ogniska rozprzestrzeniania się wirusa wraz z rzetelnym raportowaniem przypadków zarażenia przez społeczeństwo, nie wspominając o jakości istniejących tam systemów opieki zdrowotnej. Przykłady tych krajów pokazują, jak ważne jest uczciwe informowanie społeczeństwa w budowaniu zaufania i odporności w czasie kryzysu zamiast wywoływania paniki i strachu. Takie działania mogą tylko prowadzić do budowania społeczności współpracujących ze sobą, wspierających się i odpowiedzialnych obywateli.
Nie sposób jednak nie zauważyć, że pominięcie wykluczonych społecznie, zmarginalizowanych, „niewidzialnych” na co dzień obywateli może prowadzić do tragedii. Pokazuje to obecnie przykład Singapuru, gdzie imigranci zarobkowi stali się ogniskiem nawrotu epidemii, która w trakcie drugiej fali przybrała niewyobrażalną skalę.
Pokazuje to jak bardzo pandemia koronawirusa obnażyła naszą rzeczywistość, uzewnętrzniając nierówności rozwojowe we wszystkich możliwych wymiarach – globalnym, regionalnym, narodowym, ludzkim. To co wiemy na pewno, to że w powirusowym świecie – o którym tyle się mówi, nawet jak jeszcze nie widać końca pandemii – najwięcej dowiemy się o samych sobie.
Pieniądze to za mało
Wsparcie finansowe - i to na ogromną skalę - jest bardzo potrzebne w krajach rozwijających się. Już zadeklarowane zasoby organizacji międzynarodowych, takich jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, nie będą wystarczające i konieczne mogą być znaczne umorzenia długów w krajach globalnego Południa. Należy mieć na uwadze, że znacznie zmniejszy się pomoc dotkniętych wirusem krajów wysoko rozwiniętych, przekazy pieniężne oraz przychody z turystyki międzynarodowej.
Pomocnymi działaniami w opanowywaniu pandemii może być połączenie cyklicznych okresów dystansu fizycznego z jednoczesną ochroną osób najbardziej narażonych, przy zapewnieniu działalności gospodarczej dla większości społeczeństwa.
Maski ochronne i rękawiczki powinny być obecnie w produkcji na skalę globalną i rozprowadzane we wszystkich zakątkach świata, które ich potrzebują – przynajmniej do momentu znalezienia i dystrybucji odpowiedniej szczepionki. Kwestia równego dostępu do szczepionki będzie kluczowa. Nie należy zapominać, że o ile mieszkańcy krajów najbiedniejszych mogą przeżyć koronawirusa nawet bez rękawiczek i masek, o tyle nie przeżyją bez wody.
Może przyszedł najwyższy czas na zmiany, reformy, rewizję polityki rozwojowej, dostosowania i adaptację w sposób bardziej zrównoważony i uwzględniający najuboższych? Bez względu na wszystko, naszym ludzkim obowiązkiem jest pomóc mieszkańcom globalnego Południa poradzić sobie z obecną pandemią, w przeciwnym razie wszyscy będziemy odpowiedzialni za globalną ludzką tragedię.
W końcu wszyscy żyjemy na jednej planecie i nie będziemy bezpieczni, dopóki zostawimy bez pomocy choć jedną istotę ludzką, jeśli nie okażemy globalnej jedności, solidarności i empatii. Powiązania współczesnej gospodarki światowej– ujawnione, jak nigdy przedtem w historii ludzkości wraz z rozprzestrzenianiem się COVID-19 w 2020 r. – nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że musimy przejść przez to wspólnie, czy to jako członkowie naszych społeczności, mieszkańcy miast czy globalni obywatele.
Katarzyna A. Nawrot
Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus”, Polska Akademia Nauk
Zdjęcia - Katarzyna A. Nawrot
- Autor: Ewa Jastrzębska
- Odsłon: 8078
Wiele problemów współczesnego świata powodowanych jest działalnością transnarodowych korporacji, przede wszystkim produkcyjnych.
Globalizacja, jako proces, nie jest zjawiskiem nowym w historii świata; nowością jest jednak jej obecny zasięg, obejmujący prawie wszystkie obszary globu, skala współzależności, głębokość i charakter powiązań.
Szybki postęp techniczny i wzrost gospodarczy nie obejmują jednak wszystkich w równym stopniu – pogłębia się polaryzacja świata, wzrasta bezrobocie, poszerzają się obszary ubóstwa, nasilają się patologie społeczne, pogłębia się degradacja środowiska przyrodniczego spowodowana przekroczeniem zarówno jego zdolności asymilacyjnej, jak i granicy odnawialności.
Jednocześnie rewolucja w światowej komunikacji podnosi świadomość tych zagrożeń i nierówności globalnych, które są moralnie nie do przyjęcia i politycznie nie do utrzymania.
Nierównomierność procesów globalizacji jest zjawiskiem, o którym pisze wielu badaczy, podobnie jak i o kosztach ponoszonych zarówno przez całe, zmarginalizowane regiony i państwa, jak i przez liczne zmarginalizowane ekonomicznie i społecznie grupy. Wprawdzie sam podział świata na regiony zamożne oraz ubogie nie jest efektem globalizacji, to jednak stale utrwala ona istniejące zróżnicowanie poziomu rozwoju gospodarczego i dobrobytu poszczególnych regionów świata.
Nierówny dostęp do korzyści, jakie niesie ze sobą globalizacja, powoduje zwiększanie się dysproporcji między biednymi a bogatymi regionami, utrwalając podział świata na biedne Południe (Afryka, Azja, Ameryka Łacińska, Środkowy Wschód) oraz bogatą Północ, a także sprzyjając polaryzacji społeczeństw obydwu światów. Pogłębiająca się dychotomia wymusza konieczność podjęcia działań mających na celu jej zniwelowanie, tym bardziej, że w dobie globalizacji i wzrastających współzależności problemy państw słabo rozwiniętych dotyczą nie tylko ich samych, lecz mogą także w znacznym stopniu dotknąć państwa rozwinięte.
Twórcy problemów
W rozważaniach na temat globalizacji, polaryzacji świata i marginalizacji państw ubogich nie sposób pominąć kluczowej roli korporacji transnarodowych (KTN).
W społeczeństwach coraz bardziej zaczyna dominować pogląd, że wiele problemów współczesnego świata powodowanych jest właśnie działalnością transnarodowych korporacji, przede wszystkim produkcyjnych. Uważa się bowiem, że propagują one materializm, nadmierny produktywizm i materiałochłonność gospodarki, konsumpcjonizm i życie na kredyt, generują sztuczne potrzeby, przyczyniają się do powstawania kosztów zewnętrznych i neokolonializmu ekologicznego.
W świetle tych negatywnych trendów, wobec wzrostu siły i znaczenia transnarodowych korporacji oraz przy wyraźnej ewolucji wielu funkcji państwa zmienia się przekonanie o roli sektora biznesu. Przedsiębiorstwa, wywierając tak istotny wpływ na swoje otoczenie, powinny ograniczać i niwelować negatywne skutki swojej działalności oraz uczestniczyć w przeciwdziałaniu zagrożeniom cywilizacyjnym.
Rozwój demokracji partycypacyjnej i społeczeństwa obywatelskiego w coraz większym stopniu zmusza przedsiębiorstwa do uwzględniania w prowadzonej działalności gospodarczej celu innego niż tylko Friedmanowska maksymalizacja zysku.
Znaczny wpływ na wzrost takich oczekiwań wywarły liczne i głośne skandale korporacyjne oraz nadużycia i nieetyczne postępowanie firm, które wywołały dyskusję wokół etyki biznesu.
Neokolonializm ekologiczny
Transnarodowe korporacje, przyczyniające się do nadmiernej materiałochłonności gospodarki przez kreowanie sztucznych potrzeb oraz wytwarzanie produktów o krótkim cyklu życia i jednorazowych, obarczane są winą za postępującą degradację środowiska przyrodniczego.
Równocześnie proces globalizacji sprawił, że rosnące w siłę KTN mają swoje filie w państwach, w których obowiązują odmienne regulacje prawne, w tym wymogi dotyczące ochrony środowiska przyrodniczego, a społeczeństwo ma różną siłę oddziaływania na sektor biznesu. Ta luka w standardach ochrony środowiska między państwami wysoko rozwiniętymi i rozwijającymi się może przyczyniać się do tworzenia tzw. oaz zanieczyszczeń (pollution havens), gdyż zachęca do przesuwania „brudnych” przemysłów do państw o niższych normach ochrony środowiska . Dzieje się to zgodnie z mikroekonomiczną zasadą minimalizacji kosztów.
Konsekwencją takich działań produkcyjnych korporacji jest bezkarne zanieczyszczanie wody, ziemi i powietrza, eksploatacja zasobów mineralnych, oderwanie od korzeni rdzennej ludności, stosowanie zbyt łagodnego prawa pracy oraz lokowanie ryzykownych produkcji i technologii w państwach rozwijających się.
Przenoszenie ekologicznie uciążliwej produkcji do państw o niższych standardach i regulacjach środowiskowych oznacza również międzynarodowe przemieszczanie się (transfery) emisji zanieczyszczeń oraz ogranicza możliwości rozwiązywania globalnych problemów ekologicznych. Wiąże się to z przerzuceniem ryzyka ekologicznego na słabszych partnerów i niemal zawsze powoduje pogorszenie jakości środowiska w państwie, gdzie mają miejsce takie „brudne” bezpośrednie inwestycje zagraniczne.
S. Czaja definiuje neokolonializm ekologiczny (ekoimperializm) jako zjawiska ekonomiczne i polityczne, polegające na lokowaniu w państwach rozwijających się przez firmy pochodzące z państw rozwiniętych przestarzałych technologii produkcyjnych, deponowaniu odpadów i zanieczyszczeń, których utylizacja jest w państwach rozwiniętych kosztowna, nadmiernej eksploatacji surowców znajdujących się na obszarze państw rozwijających się, przy ich niskiej cenie lub nakładaniu przez państwa rozwinięte dodatkowych zobowiązań ekologicznych, utrudniających rozwój społeczno - ekonomiczny państw rozwijających się, bez odpowiedniego wsparcia logistycznego i finansowego.
Z drugiej jednak strony, ten postępujący proces może wywoływać wiele groźnych konsekwencji ekonomicznych i społeczno - politycznych również dla państw rozwiniętych.
Zdaniem T. Żylicza, w rozważaniach na temat migracji „brudnych przemysłów” z państw rozwiniętych do państw rozwijających się trzeba również wziąć pod uwagę fakt, że państwa biedne domagają się inwestycji przemysłowych, choćby to były nawet przemysły mineralne i chemiczne, likwidowane w państwach wysokorozwiniętych ze względów ekologicznych. Ponadto uważa on, że nie da się rzetelnie udowodnić hipotezy o występowaniu tego typu migracji, można bowiem wskazać przykłady lokalizacji brudnych przemysłów zarówno w państwach biednych, jak i bogatych.
Łamanie praw człowieka
Transnarodowe korporacje w swojej działalności produkcyjnej wykorzystują różnice występujące zarówno w geograficznym rozmieszczeniu czynników produkcji, jak i w polityce ekonomicznej poszczególnych państw. Tym samym mają znaczący wpływ (negatywny i pozytywny, bezpośredni i pośredni) na przestrzeganie praw człowieka. Jest on widoczny przede wszystkim w państwach rozwijających się, gdzie wiele przedsiębiorstw (zwłaszcza z branż konsumpcyjnych – odzieżowej czy obuwniczej), w poszukiwaniu tańszej siły roboczej i mniej restrykcyjnych przepisów, przeniosło swoją produkcję, stając się niejednokrotnie najważniejszym pracodawcą w tych regionach.
W ten sposób, z jednej strony, internacjonalizacja łańcucha dostaw przyczyniła się do rozmycia odpowiedzialności za łamanie przepisów państw goszczących – zwłaszcza regulacji z zakresu prawa pracy i ochrony praw konsumentów, z drugiej zaś – silna pozycja przedsiębiorstw pozwala na wymuszanie na rządach państw goszczących ograniczenia kontroli ich działalności. Nie bez znaczenia jest też fakt, że same rządy niejednokrotnie dopuszczają się zaniedbywania praw człowieka.
Postawa unikania przez korporacje zobowiązań w obszarze praw człowieka (szczególnie nieprzestrzegania praw pracowniczych) przyczyniła się do wielu nadużyć i przykładów łamania tych praw nie tylko przez same KTN, ale także przez ich lokalnych dostawców i kooperantów. Praca w nadgodzinach, po siedem dni w tygodniu, nieprzestrzegane przepisy BHP, dyskryminacja i poniżanie kobiet, zwalnianie za działalność w związkach zawodowych, zatrudnianie dzieci – to standardy pracy obowiązujące w wielu fabrykach należących do KTN, zlokalizowanych w państwach Południa.
Zgodnie z raportem A Risky Business? Managing core labour standards in company supply chains, 45% badanych firm nadal nie prowadzi polityki i nie ma systemów zarządzania, które zapewniałyby utrzymanie standardów Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP, International Labour Organization – ILO), względem wszystkich pracowników w łańcuchu dostaw. Wiele przykładów dotyczących tych zjawisk znajduje się choćby w książkach J. Bakana Korporacja, czy też N. Klein No logo. Coraz częstsze przypadki łamania praw człowieka i pracownika przez KTN stały się w ostatnich latach przedmiotem ostrej krytyki społecznej oraz bojkotu konsumenckiego, uświadamiając tym samym opinii publicznej wagę problemu.
Trzeba zauważyć, że chociaż wiele transnarodowych korporacji przestrzega regulacji rządowych w zakresie płac pracowniczych, często jednak nie oznacza to zapewnienia godnego poziomu życia pracownikom. Korporacje, ustalając minimalne płace dla pracowników, opierają się na definicjach pracy minimalnej określonej przez rząd danego państwa. Zdarza się, że kwota ta jest znacząco niższa niż minimum potrzebne do godnego życia. Dane wskazują, że w takich państwach, jak Bangladesz (uważany za kraj, w którym siła robocza jest najgorzej opłacana na świecie), płaca pracowników nie wzrosła od 1994 do 2006 r., co przy inflacji oznacza, że zmalała o połowę.
Historia przemysłu tekstylno - odzieżowego w Bangladeszu jest idealną ilustracją procesu, jaki zachodził w gospodarce światowej. Alokacja produkcji do państw globalnego Południa wydawała się idealnym rozwiązaniem na promowanie rozwoju zarówno przedsiębiorstw z państw bogatej Północy, jak i słabszego ekonomicznie, lecz posiadającego tanią siłą roboczą, Południa. Obecnie eksport tekstyliów stanowi gros PKB tego niewielkiego państwa, gdzie przemysł odzieżowy zatrudnia około 2 mln ludzi. Brak zainteresowania przedsiębiorców i konsumentów zachodnich warunkami, w jakich pracują ludzie szyjący kupowane przez nich ubrania, powoduje zachowanie status quo.
Powszechna ignorancja i samozadowolenie społeczeństw bogatej Północy, brak pytań, monitoringu, chęci dowiedzenia się, w jakich warunkach produkowane są dobra przez nich konsumowane, jest cichą zgodą na naruszenia, często wymuszane przez krótkie terminy dostaw i rosnącą konkurencję. Transnarodowe korporacje, coraz częściej budujące swój wizerunek firm społecznie odpowiedzialnych (co ma na celu zdobycie nowych i przywiązanie obecnych klientów), zapominają o tym, co najważniejsze, czyli realnym zobowiązaniu wobec całej społeczności, wśród której funkcjonują, a nie tylko społeczeństwa w wysokorozwiniętym państwie macierzystym.
Wina, jaką ponoszą produkcyjne KTN za złą sytuację pracowników w państwach Południa, zdaniem wielu jest kwestią dyskusyjną. Jednakże bez względu na wynik tej dyskusji nie należy zapominać, że idea odpowiedzialnego biznesu nakłada na przedsiębiorców obowiązek prowadzenia działalności gospodarczej w sposób, który przyczynia się zarówno do dbałości o interes własny (pomnażanie zysku przedsiębiorstwa), jak i do ochrony oraz pomnażania dobrobytu społecznego. Ze względu na swoje rosnące znaczenie sektor biznesu ma dzisiaj obowiązek uczestniczyć w rozwiązywaniu światowych problemów, a czasami jest wręcz jedyną instancją zdolną faktycznie wpłynąć na niektóre z nich.
Ewa Jastrzębska
Autorka jest adiunktem w Katedrze Rozwoju Regionalnego i Przestrzennego Zakładu Ekonomii Środowiska i Zasobów Naturalnych w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym SGH w Warszawie
Tytuł i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.
Tekst jest fragmentem większego opracowania Autorki, dostępnego pod adresem: http://kolegia.sgh.waw.pl/pl/KES/kwartalnik/archiwum/Documents/EJastrzebska8.pdf
- Autor: Anna Wziątek-Kubiak
- Odsłon: 3762
>
Poniżej przedstawiamy wybrane fragmenty komentarza Anny Wziątek-Kubiak zamieszczonego w raporcie nr 22 Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN - Gospodarka Polski. Prognozy i opinie. – wydanego w maju br.
>/.../ Niemal wszystkie stosowane mierniki oceny poziomu i czynników innowacyjności przedsiębiorstw, także syntetyczne, wskazują na końcowe miejsce polskich przedsiębiorstw w UE. Dowodzą więc znaczącej luki innowacyjnej polskich przedsiębiorstw względem firm unijnych, w tym także – niektórych nowych krajów członkowskich. A to z kolei może wpływać na odmienność reakcji polskich przedsiębiorstw na zmiany koniunkturalne w stosunku do krajów bardziej zaawansowanych w rozwoju. Nasuwa się pytanie o kierunki zmian luki innowacyjnej w ostatnich latach, a w świetle tego – o zasadność i kierunki intensywności polityki państwa w zakresie tworzenia infrastruktury innowacyjnej./.../
>
>Przed kryzysem
>
>Podobnie jak w innych krajach kierunki zmian nakładów na inwestycje innowacyjne były zróżnicowane między firmami. W okresie bezpośrednio poprzedzającym wybuch ogólnoświatowego kryzysu (lata 2006–2008), z jednej strony, stosunkowo duży (na tle UE) odsetek (46,1%) polskich firm zwiększył wydatki innowacyjne. Wskaźnik ten był większy tylko w sześciu krajach UE.
Z drugiej jednak strony, relatywnie wysoki odsetek firm wydatki te obniżył (13,3%), a w blisko 22 krajach UE odsetek ten był niższy. W pozostałych firmach (40,6%) wydatki te się nie zmieniły. Ostatecznie Polska była w grupie siedmiu krajów, w których wysoce dodatnie były różnice między odsetkiem firm, które zwiększyły wydatki na inwestycje w innowacje, i tych, które te wydatki zmniejszyły.
>Wzrostowi nakładów na innowacje ogółem, w tym na inwestycje w innowacje, towarzyszyła jednak kontynuacja (z 25,6% w 2004 r. do 23,2% w 2006 r.) spadku udziału firm innowacyjnych w ogólnej liczbie przedsiębiorstw przetwórstwa przemysłowego.
Uwzględnienie wzrostu nakładów na innowacje ogółem nasuwa wniosek o narastającej koncentracji działalności innowacyjnej w coraz mniejszej liczbie firm innowacyjnych, a więc o zwolnionym procesie upowszechniania wiedzy przez sprzężenia między polskimi przedsiębiorstwami innowacyjnymi i między innowacyjnymi i nieinnowacyjnymi.
>Zapewne w jakiejś mierze uzupełniała to importowana wiedza. Wzrostowi nakładów na innowacje towarzyszył także bardzo silny spadek udziału nowych lub/i zmodernizowanych produktów w przychodach ze sprzedaży (z 22,5% w 2004 r. do 13,1% w 2006 r. i do 12,4% w 2008 r.). W latach 2006–2008 spadek ten dotyczył nowych produktów dla przedsiębiorstwa.
>Było to zapewne powiązane ze wspomnianą koncentracją działalności innowacyjnej. Udział w rynku zwiększały te firmy innowacyjne, które – wykorzystując wdrażane innowacje do wygrywania walki konkurencyjnej – bardziej niż na dywersyfikacji produktów koncentrowały się na wprowadzaniu nowych dla rynku produktów.
>
>W kryzysie
>Długookresowy trend wzrostu nakładów na innowacje polskich przedsiębiorstw został przerwany w 2009 roku. Był to rok zapaści sektora innowacyjnego w Polsce, który zapoczątkował kilkuletni okres zahamowania aktywności innowacyjnej przedsiębiorstw, a więc odwrócenia wcześniejszego trendu.
>W 2009 r. przedsiębiorstwa obniżyły wydatki na wszystkie (poza wydatkami na oprogramowanie i B+R) składniki procesu innowacyjnego, a także znacząco (z 17 029,7 mln zł do 14 929,3 mln zł) zmniejszyły własne wydatki na innowacje. Silny spadek wydatków na innowacje ogółem odzwierciedlał zmniejszanie się wydatków na inwestycje innowacyjne. Wpływ przedsiębiorstw innowacyjnych na popyt w gospodarce wyraźnie zmalał.
>
>Jeśli zmiany wydatków na inwestycje innowacyjne były silnie skorelowane ze zmianami inwestycji ogółem polskiej gospodarki, to po 2009 r. spadek inwestycji w innowacje był większy niż inwestycji w przemysł i całej gospodarki. Jeśli bowiem w latach 2006–2007 dynamika wzrostu inwestycji innowacyjnych była znacznie większa niż inwestycji polskiej gospodarki, to po 2009 r. te pierwsze z roku na rok zmniejszały się znacznie silniej niż te drugie. Znaczącemu pogorszeniu się ogólnego klimatu koniunktury od połowy 2008 r. do końca 2009 r. i niewielkiej jego poprawie do końca 2011 r. towarzyszył silny spadek popytu przedsiębiorstw innowacyjnych na zasoby czynników, zwłaszcza na inwestycje.
>
Zapaść, jaka wydarzyła się w sektorze innowacyjnym w 2009 r., dotyczyła większości jego składników. Zmniejszyły się wydatki firm na szkolenia i marketing nowych produktów, wzmocnił się spadkowy trend udziału przedsiębiorstw innowacyjnych w ogólnej liczbie przedsiębiorstw, znacząco zmniejszył się udział nowych – dla rynku – produktów w przychodach ze sprzedaży oraz odsetek firm, które współpracowały z innymi podmiotami w dziedzinie innowacji.
Zmalał nie tylko udział firm wprowadzających innowacje produktowe i procesowe, ale także tych, które wprowadzały innowacje marketingowe i co może dziwić – także organizacyjne. Równocześnie dodatnia, dla lat 2006–2008, różnica między procentowym udziałem firm, które zwiększyły i zmniejszyły wydatki na innowacje, przekształciła się w 2009 r. w dalece ujemną (–35,6% polskich firm). Udział ten był jednym z najwyższych wśród krajów UE.
>Odwrotna tendencja miała miejsce w przypadku wydatków na B+R oraz w przypadku udziału firm, które uruchomiły produkcję nowych produktów innowacyjnych. Ta ostatnia zmiana najprawdopodobniej była efektem wcześniejszej aktywności i nakładów na innowacje firm.
>
>W 2009 r. przedsiębiorstwa więc odsunęły działalność innowacyjną na przyszłość. Koncentrując się na oszczędnościach, rezygnowały z wprowadzania nawet stosunkowo nisko kosztowych innowacji organizacyjnych oraz ze wspierających sprzedaż innowacji marketingowych.
Wprowadzane przez przedsiębiorstwa oszczędności uderzały przede wszystkim w wydatki na cele innowacyjne. Towarzyszący temu spadek rozmiarów wsparcia budżetowego na innowacje (z 284 mln do 172 mln zł) wzmacniał trend obniżania się innowacyjnej aktywności firm.
Gdyby nie silny wzrost wcześniej zakontraktowanych kredytów bankowych (z 4889 mln do 5433 mln zł) na realizację innowacji, prowadzący do silnego wzrostu ich udziału w nakładach na inwestycje ogółem (do 25% w 2009 r.), oraz środków uzyskanych z zagranicy, głównie z UE (z 376 mln do 568 mln zł), kryzys w działalności innowacyjnej polskich przedsiębiorstw przybrałby większe rozmiary.
>
W kolejnych dwóch latach aktywność innowacyjna przedsiębiorstw nie uległa zasadniczym zmianom. Zwolnieniu tempa spadku inwestycji w innowacje towarzyszył niestabilny w czasie wzrost wydatków na poszczególne składniki procesu innowacyjnego.
>
Jednakże część przedsiębiorstw, które nie zaniechały wprowadzania innowacji, podjęła działania na rzecz utrzymania lub zwiększenia udziałów rynkowych. Wzrostowi (w 2010 r.) udziału nowych dla rynku produktów w przychodach ze sprzedaży przedsiębiorstw przemysłowych towarzyszył bowiem wzrost udziału firm, które wprowadziły innowacje marketingowe i wzrost wydatków na marketing nowych produktów.Na skutek załamania aktywności innowacyjnej bardzo silnie (z 6,4% do 1,6%) zmniejszył się udział firm, które uruchomiły produkcję nowych wyrobów. W kolejnym roku udział tych firm ponownie się zwiększył, ale towarzyszył temu spadek udziału firm, które zaczęły sprzedawać nowe dla rynku produkty. Poprawie w latach 2009–2010 ogólnego klimatu koniunktury towarzyszył wzrost wydatków na pozainwestycyjne składniki procesu innowacji, zwłaszcza na B+R.
>
Perspektywy
Kryzys ogólnoświatowy i oczekiwania jego przeniesienia na polski grunt, a więc zwiększenie niepewności warunków działania, obniżyły skłonności do podejmowania ryzykownych inwestycji w innowacje.
Mimo wzrostu w 2010 r. PKB i popytu, malała aktywność inwestycyjna polskich firm. Oznacza to, że nie tyle kształtowanie się popytu globalnego, ale zmiany ogólnego klimatu koniunktury wpływają na aktywność innowacyjną polskich przedsiębiorstw.
W przypadku Polski /.../ skutki destrukcyjne kryzysu dla innowacji przeważały nad efektami akumulacyjnymi. Nie jest pocieszające, że polski sektor innowacyjny nie był jedynym w UE, który tak silnie odczuł skutki kryzysu finansowego.
>Skutki te okazały się najsilniejsze dla nowych krajów członkowskich.
>
W sumie zmiany aktywności polskiej gospodarki i towarzyszące im zmiany ogólnego klimatu koniunkturalnego będą miały kluczowe znaczenie dla wzrostu nakładów na innowacje polskich firm. Wzrost wsparcia budżetowego, mniej restrykcyjna polityka kredytowa banków oraz wzrost środków unijnych na cele innowacyjne mogą być ważną siłą wspierającą zdolności firm do wdrażania innowacji.
Nakłady na innowacje wyznaczają bowiem zmiany zdolności firm do akumulowania wiedzy, a więc mają długookresowe skutki dla wzrostu. Niemniej jednak kumulacyjny charakter wiedzy oznacza, iż sam wzrost nakładów na innowacje i ich poszczególne elementy, zwłaszcza na inwestycje, automatycznie nie przekładają się na wzrost aktywności innowacyjnej przedsiębiorstw.
>
Luka w poziomie akumulacji wiedzy między Polską i krajami unijnymi nie ułatwia aktywności innowacyjnej polskich firm. Jej wzrost w okresie zahamowania aktywności gospodarki będzie utrudniać zwiększenie aktywności polskich przedsiębiorstw.
Uwagi te implikują, że w najbliższym czasie nie należy oczekiwać zasadniczego wzrostu innowacyjnej aktywności polskich firm. Silny wzrost funduszy z kapitału ryzyka w okresie spowolnienia wzrostu gospodarczego sugeruje istnienie w Polsce potencjału do rozwijania sektora innowacyjnego.
Anna Wziątek-Kubiak